Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2007, 23:31   #741
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Astaroth ruszył w stronę wskazaną mu przez wampira, kierując się do wyjścia. Nie miał ochoty więcej czasu spędzać wśród niezbyt sympatycznych zabezpieczeń przeciw demonom, skutecznie tłumiących jego zdolności. Miał ochotę przenieść się gdzieś do miasta i narobić tyle zniszczeń, ile zdoła by poprawić sobie humor. Droga ku wolności prowadziła przez wyschniętą studnię i, jak zwykle drabinę. Po niezbyt długiej wspinaczce dotarł do swoistej klapy, zamykającej wyjście, która na szczęście po chwili mocowania się z nią puściła i wreszcie mógł poczuć się wolnym. Nie był pewien, czy bariery puściły już całkiem, więc wolał przejść się dalej.


Znajdował się w ciekawej okolicy, konkretniej w starym, zapuszczonym ogrodzie. Lubił takie miejsca, jeszcze za czasów dzieciństwa gdyż stary ogrodnik rodziny trochę już niedomagał i nie miał siły zajmować się ogrodem z drugiej strony rezydencji. Teoretycznie, rodzina mogłaby zatrudnić nowego, o wiele młodszego by ten dbał o wszystkie rośliny, jednak jego dziadek, mistrz trucizn uparł się, by pozwolić staruszkowi dożyć swych dni na tej posadzie. w rezultacie czego większość wolnego czasu w dzieciństwie (którego nie miał zbyt dużo) spędzał w zapuszczonym ogrodzie obserwując dziką naturę


Jednak zgiełk miasta wokół skutecznie zatarł kruche wspomnienie, pozwolił mu zniknąć w masie podobnych obrazów z czasów, które nie miały już znaczenia. Teraz był Astarothem, demonem ze swoim świętym (ha, ha) celem, do którego miał zamiar fanatycznie wręcz dążyć.


Dokąd by się teraz udać... Zastanawiał się nad kilkoma wariantami, ale wybrał pierwszy z nich - wieżę maga, z której w pośpiechu zabrali pył, a skoro niechętny do współpracy właściciel nie żyje nic nie stoi na przeszkodzie, by wieżę dokładnie obszukać - a może znajdzie w niej coś ciekawego?


Podczas wykonywania kroku w te i z powrotem coś jednak zakłóciło naturę jego umiejętności. Zdarzyło mu się to po raz drugi, tym razem jednak nie został wciągnięty w pułapkę demona - zabójcy, którego energią się pożywił tylko jego cel został nieznacznie zmieniony. Nie znalazł się w wieży maga, gdzie miał zamiar się udać. A dokładniej, znalazł się w wieży maga, tylko że nie w tej, w której chciał. Na dodatek czekał na niego jakiś mężczyzna ze skrzydłami. Poznał to miejsce. To była wieża-strażnica, której lokatora wykończył. Astaroth oparł ręce na rękojeściach szabli, spojrzał uważnie na postać przed sobą

- Kim jesteś i co tutaj robisz? - spytał
- Kimś, kto Cię dobrze zna. - odpowiedział nieznajomy
- Jak co druga napotkana osoba. Ach ta sława, jak ona wyprzedza człowieka. Może powiesz coś o sobie konkretniejszego?
- Nie wiem od czego zacząć, może zadawaj pytania, ja odpowiem
- Może po pierwsze co tutaj robimy. Ty i ja. Masz do mnie jakąś sprawę, czy mam uwierzyć, że to zbieg okoliczności?
- Przypadek? Wątpię... Chciałem się z Tobą spotkać, a to co Ty tu robisz juz mniej mnie interesuje.
- A czemu chciałeś się ze mną spotkać? I ważniejsze, kim jesteś? Jakoś sobie ciebie nie przypominam
-Hmm, ładna róża, chyba ją kojarzę.... -
spojrzał na żupan Demona
- Dziękuję. To pamiątka po jakże tragicznej historii. Wręcz łezka zakręciłaby się w oku, gdybym miał lepszy nastrój
-To może teraz ja zapytam, czego szukasz...?
- To już tylko iw wyłącznie moja sprawa. Ty znalazłeś to, czego szukałeś, tak?
- Dokładnie


Wtedy przybysz sięgnął za plecy po miecz. Można było się tego domyślić, że ma wrogie zamiary. Dziwnym trafem, większość spotykanych ludzi, aniołów, demonów, wampirów i nekromantów nie darzyła go zbytnią sympatią. Mimo, że było to przez niego odwzajemnione, to czasami stawało się irytujące. Astaroth westchnął, wysunął lekko szable tak, by móc je wydobyć w każdej chwili. Spojrzał pytająco, nieco zrezygnowany na przybysza

- Jeśli wierzysz w swoje zwycięstwo powiedz tylko jedno. Kto?
- Thomas - padła odpowiedź

Demon uśmiechnął się usłyszawszy to słowo prezentując całą szerokość swojego uśmiechu. Na wspomnienie rozdmuchanej kupki popiołu znowu zaczął rechotać wyciągając swoje szable. Pozwolił, by wspomnienia o głupocie i słabości anioła przerodziły się w frustrację, która była jedną z dróg do rozpalenia jego mieczy.

- Skoro tak stawiasz sprawę. Choć to głupie, nie sądzisz?
-Nie- miecz Anioła z lekkością wysunął się z pochwy na plecach
- Cóż... Ostatecznie, to nie ja osobiście go zabiłem ale i tak śmieszy mnie WASZA postawa. On też próbował mnie zniszczyć wiesz?
-Wiem, ze starałem się Ciebie zniszczyć
- powiedział z uśmiechem, cofając jedna nogę lekko w tył.
- Ahhh.... Thomas... Nie poznałem cię... Znowu chcesz ze mną konfrontować, mimo rozkazu ,,nawrócenia" który dotarł również do mnie? Ciekawe masz metody, wręcz typowe dla przedstawicieli swojej wiary... Ale twoja wola...


Astaroth przestał słuchać anioła. Dawno wyszkolone ruchy wykonały sie same, gdy stanął w typowej szermierczej postawie, którą z takim zapałem trenował od dziecka. Dawno już zapomniana przez niego technika ocknęła się w nim. Cóż, kolejny raz ma go mieć na koncie? Nie uprzedzając żadnym drgnieniem mięśni rzucił się do przodu, jedną szablą celując w brzuch anioła, drugą w jego twarz.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline