Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2007, 23:31   #741
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Astaroth ruszył w stronę wskazaną mu przez wampira, kierując się do wyjścia. Nie miał ochoty więcej czasu spędzać wśród niezbyt sympatycznych zabezpieczeń przeciw demonom, skutecznie tłumiących jego zdolności. Miał ochotę przenieść się gdzieś do miasta i narobić tyle zniszczeń, ile zdoła by poprawić sobie humor. Droga ku wolności prowadziła przez wyschniętą studnię i, jak zwykle drabinę. Po niezbyt długiej wspinaczce dotarł do swoistej klapy, zamykającej wyjście, która na szczęście po chwili mocowania się z nią puściła i wreszcie mógł poczuć się wolnym. Nie był pewien, czy bariery puściły już całkiem, więc wolał przejść się dalej.


Znajdował się w ciekawej okolicy, konkretniej w starym, zapuszczonym ogrodzie. Lubił takie miejsca, jeszcze za czasów dzieciństwa gdyż stary ogrodnik rodziny trochę już niedomagał i nie miał siły zajmować się ogrodem z drugiej strony rezydencji. Teoretycznie, rodzina mogłaby zatrudnić nowego, o wiele młodszego by ten dbał o wszystkie rośliny, jednak jego dziadek, mistrz trucizn uparł się, by pozwolić staruszkowi dożyć swych dni na tej posadzie. w rezultacie czego większość wolnego czasu w dzieciństwie (którego nie miał zbyt dużo) spędzał w zapuszczonym ogrodzie obserwując dziką naturę


Jednak zgiełk miasta wokół skutecznie zatarł kruche wspomnienie, pozwolił mu zniknąć w masie podobnych obrazów z czasów, które nie miały już znaczenia. Teraz był Astarothem, demonem ze swoim świętym (ha, ha) celem, do którego miał zamiar fanatycznie wręcz dążyć.


Dokąd by się teraz udać... Zastanawiał się nad kilkoma wariantami, ale wybrał pierwszy z nich - wieżę maga, z której w pośpiechu zabrali pył, a skoro niechętny do współpracy właściciel nie żyje nic nie stoi na przeszkodzie, by wieżę dokładnie obszukać - a może znajdzie w niej coś ciekawego?


Podczas wykonywania kroku w te i z powrotem coś jednak zakłóciło naturę jego umiejętności. Zdarzyło mu się to po raz drugi, tym razem jednak nie został wciągnięty w pułapkę demona - zabójcy, którego energią się pożywił tylko jego cel został nieznacznie zmieniony. Nie znalazł się w wieży maga, gdzie miał zamiar się udać. A dokładniej, znalazł się w wieży maga, tylko że nie w tej, w której chciał. Na dodatek czekał na niego jakiś mężczyzna ze skrzydłami. Poznał to miejsce. To była wieża-strażnica, której lokatora wykończył. Astaroth oparł ręce na rękojeściach szabli, spojrzał uważnie na postać przed sobą

- Kim jesteś i co tutaj robisz? - spytał
- Kimś, kto Cię dobrze zna. - odpowiedział nieznajomy
- Jak co druga napotkana osoba. Ach ta sława, jak ona wyprzedza człowieka. Może powiesz coś o sobie konkretniejszego?
- Nie wiem od czego zacząć, może zadawaj pytania, ja odpowiem
- Może po pierwsze co tutaj robimy. Ty i ja. Masz do mnie jakąś sprawę, czy mam uwierzyć, że to zbieg okoliczności?
- Przypadek? Wątpię... Chciałem się z Tobą spotkać, a to co Ty tu robisz juz mniej mnie interesuje.
- A czemu chciałeś się ze mną spotkać? I ważniejsze, kim jesteś? Jakoś sobie ciebie nie przypominam
-Hmm, ładna róża, chyba ją kojarzę.... -
spojrzał na żupan Demona
- Dziękuję. To pamiątka po jakże tragicznej historii. Wręcz łezka zakręciłaby się w oku, gdybym miał lepszy nastrój
-To może teraz ja zapytam, czego szukasz...?
- To już tylko iw wyłącznie moja sprawa. Ty znalazłeś to, czego szukałeś, tak?
- Dokładnie


Wtedy przybysz sięgnął za plecy po miecz. Można było się tego domyślić, że ma wrogie zamiary. Dziwnym trafem, większość spotykanych ludzi, aniołów, demonów, wampirów i nekromantów nie darzyła go zbytnią sympatią. Mimo, że było to przez niego odwzajemnione, to czasami stawało się irytujące. Astaroth westchnął, wysunął lekko szable tak, by móc je wydobyć w każdej chwili. Spojrzał pytająco, nieco zrezygnowany na przybysza

- Jeśli wierzysz w swoje zwycięstwo powiedz tylko jedno. Kto?
- Thomas - padła odpowiedź

Demon uśmiechnął się usłyszawszy to słowo prezentując całą szerokość swojego uśmiechu. Na wspomnienie rozdmuchanej kupki popiołu znowu zaczął rechotać wyciągając swoje szable. Pozwolił, by wspomnienia o głupocie i słabości anioła przerodziły się w frustrację, która była jedną z dróg do rozpalenia jego mieczy.

- Skoro tak stawiasz sprawę. Choć to głupie, nie sądzisz?
-Nie- miecz Anioła z lekkością wysunął się z pochwy na plecach
- Cóż... Ostatecznie, to nie ja osobiście go zabiłem ale i tak śmieszy mnie WASZA postawa. On też próbował mnie zniszczyć wiesz?
-Wiem, ze starałem się Ciebie zniszczyć
- powiedział z uśmiechem, cofając jedna nogę lekko w tył.
- Ahhh.... Thomas... Nie poznałem cię... Znowu chcesz ze mną konfrontować, mimo rozkazu ,,nawrócenia" który dotarł również do mnie? Ciekawe masz metody, wręcz typowe dla przedstawicieli swojej wiary... Ale twoja wola...


Astaroth przestał słuchać anioła. Dawno wyszkolone ruchy wykonały sie same, gdy stanął w typowej szermierczej postawie, którą z takim zapałem trenował od dziecka. Dawno już zapomniana przez niego technika ocknęła się w nim. Cóż, kolejny raz ma go mieć na koncie? Nie uprzedzając żadnym drgnieniem mięśni rzucił się do przodu, jedną szablą celując w brzuch anioła, drugą w jego twarz.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 30-08-2007, 01:08   #742
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cool Thomas vs. Astaroth

Ogień, wszędzie ogień... Staruszek płonął... Przez chwilę zaczął skakać, strzepywać z siebie płomienie, lecz po chwili doszło do niego... Ogień go nie parzył... Dziwne... Zamknął oczy i...

... Gdy je otworzył nie było ognia, nie było ciemnego tunelu, nie było niczego prócz bieli i niebieskiej mgły.

- Przez ostatnie tygodnie bardzo się zmieniłeś... Zmieniłeś się na lepsze, i dałeś dowody wielkiej odwagi, wiary i honoru. Nie jest to wprawdzie wystarczające, abyś stał się w pełni taki jak dawniej, ale pokazałeś, że nie na darmo wierzyliśmy w Ciebie. Niech skrzydła wzniosą cię znów ponad chaos wszelki, abyś ponownie mógł tępic go swoim mieczem. W tych trudnych chwilach Tacy Jak Ty, Thomasie, powinni walczyć za to, w co wierze, w czym widzą sens. Pozostań z tymi, z którymi pokonałeś tak wiele przeszkód, z którymi dokonałeś tak wspaniałych czynów ku chwale Pana. Niech każda ich radość będzie i Twoją, a każdy ból Twoim bólem. Tacy jak oni także potrzebują anioła stróża, nawet ten demon, Astaroth. Bądź mu głosem sumienia, który wytknie każdy grzech.

Starzec usłyszał kobiecy głos nad sobą. Jego zmęczone, stare oczy z trudem wzniosły się ku górze. Ujrzał skąpaną w lekkiej, niebieskiej mgiełce piękną istotę.



Pojedyncza łza spłynęła po starym, pomarszczonym policzku i zaszyła się głęboko w siwej brodzie. Oczy Starca dokładnie pamiętały tą dziewczynę...

-Amelia...- jego stare, spierzchnięte usta wypowiedziały jedno słowo.

Anielica uśmiechnęła się przyjaźnie

-Thomasie. Dawno nie rozmawialiśmy, lecz ja obserwuję Cię od dawna... Stary przyjacielu...- uśmiech nie schodził z ust Anielicy.

Thomas dobrze pamiętał tą dziewczynę. Młoda Amelia zginęła z rąk demona... Starzec nie zdążył jej uratować... Starał się ale nie mógł...

-Wybacz...- wyrwało się Starcu z gardła po czym spuścił wzrok.
-Nie mam czego.- odpowiedziała uśmiechając się ciepło do Starca, który zasnął.

***

- Ahhh.... Thomas... Nie poznałem cię... Znowu chcesz ze mną konfrontować, mimo rozkazu ,,nawrócenia" który dotarł również do mnie? Ciekawe masz metody, wręcz typowe dla przedstawicieli swojej wiary... Ale twoja wola...

Thomas spojrzał na Demona.

-Znasz powiedzenie "Kto nie słucha ojca, matki posłucha psiej skóry"? - spytał z lekceważącym uśmiechem... - Pamiętaj, że kiedyś byłeś Człowiekiem. Człowiekiem, któremu Bóg dał życie.- dodał po chwili stając w bojowej pozycji.

Miecz wyciągnął przed siebie, ostrzem skierowanym w Demona. Szybko wyszukał w głowie pewnej regułki pewnego czaru... Hmm, w milczeniu przyglądał się poczynaniom Demona w myślach wypowiadając inkantacje czaru. Miecz zalśnił niebieską, delikatną poświatą.

Thomas ze stoickim spokojem, w postawie bojowej, przyglądał się poczynaniom Demona. Wiedział bowiem, że jakiekolwiek negatywne emocje dodadzą sił przeciwnikowi.
 

Ostatnio edytowane przez Panda : 30-08-2007 o 01:29.
Panda jest offline  
Stary 30-08-2007, 11:32   #743
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nefertiri

Stała jak osłupiała. Rzeczywiście wszyscy tu gnali i pędzili jakby czas był dla nich najcenniejszą wartością. Wokół zrobiło się zamieszanie, a kobieta nienawidziła zamieszania.

-Eh.. -westchnęła ze złością ale i ze zrezygnowaniem. Pójdę chyba po tą lampę, chwila spokoju będzie przynajmniej.

Cała sytuacja ją nieco przerastała. Kiedy tu przyjechała kilka dni włóczyła się bez celu szukając jakiś wskazówek Wypiła nieskończone ilości wina, nazachwalała się wielu produktów, bo takaż i była jej wędrówka od karczm do jarmarków i spowrotem. Kiedy trafiła na sklepik Sejrona pomyślała, że zaprowadzi ją do kogoś z kim pogada i będzie wiedziała co dalej. Zaś to co ją spotkało było zupełnie inne. Ni stąd ni z owąd jest w jakieś drużynie z demonem i wampirami. Spotyka towarzyszy, których widzi pierwszy raz na oczy, dostaje jakieś zadanie. Przecież ja się do licha chciałam zapytać tylko gdzie ten Żywioł Ognia i pójść precz- pomyślała zrezygnowana.
No tak, jak zwykle coś idzie nie do końca po jej myśli. Obserwując jak wampir wychodzi z impetem zotawiając wszystko za sobą krzyknęła:

-Poczekaj!

Wampir odwrócił się z pytającym wzrokiem.

-Pójdę zapalić tę lampę!

Skierowała się za nim myśląc, że prowadzi ją gdzieś do wyjścia, on zaś doszedł do jakiejś sali z dużym, okrągłym stołem. Nagle pojawiło się tam kilka nowych postaci. Co tu się znowu dzieje? Podeszła do stołu. Widząc, że wszyscy siadają zrobiła podobnie. Na twarzy malował jej się bezuczuciowy grymas. To jednak było tylko na zewnątrz. W środku aż gotowała się od panicznych myśli szykując się do ucieczki w każdej chwili. Wzięła głęboki oddech. Tylko spokojnie. Licz do dziesięciu... 1, 2, 3 Uff, lepiej.
Nawet nie próbowała zebrać myśli czy też łączyć tego w całość. Stała się świadkiem zupełnie obcych dla niej wydarzeń. Wpadłam w niezłe..łajno- pomyślała.

Starając się nie koncentrować na tym co ją spotkało, a co jeszcze może, zaczęła przyglądać się towarzyszon. Akrenthala i Taikę widziała wcześniej więc nie poświęcała już im uwagi. Tym razem zaintrygowała ją inna postać.
Czyżby następny demon?- myślała wpatrując się przystojniaka z tajemniczym błyskiem dzikości w oku. Fakt, te demony mają coś w sobie co chyba przyciągało kobietę niczym lep muchy. Wróć! Nefertiri na pewno żadnej muszy nie przypominała.. W takim razie może lepiej powiedzieć.. niczym Ewę jabłko z drzewa życia.

Nafertiri wpatrywała się taksyjącym i badawczym wzrokiem przygryzając lekko wargę. Po chwili jednak się otrząsnęła i zakryła twarz włosami. Uf.. co za mysli mi chodzą po głowie...- pomyślała uśmiechając się lekko.

Wkrótce jej uwagę przykuła wymiana zdań między śliczną i ponętną wampirzycą, a młodym przystojniakiem o bladej cerze. Hmm nawet pasują do siebie.- pomyślała i opierając głowę o łokieć przyglądała się im z uśmiechem. -Coś mi się widzi, że tu chyba się zaraz zrobia bardzo ero.. eteryczna atmosfera- pomyślała ganiąc się w duchu za to co nasuwało się jej do głowy.. prawie.. bez woli.

Nagle wszyscy zaczęli pod byle pretekstami opuszczać pomieszczenie. Nafertiri stała nie wiedząc gdzie ma iść.
-Chyba pójdę zapalić tą lampę- mruknęła jakby do siebie. I skierowała się do wyjścia. Oby tylko udało jej się stąd jakoś wydostać i dojść do Avenue 69.
 
Aivillo jest offline  
Stary 30-08-2007, 13:26   #744
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
2,5 godziny do wyprawy do Genegate...

Nad Rasganem właśnie wstało słońce. Budzi się nowy, ciepły dzień. Białe chmury kłębiaste suną całkiem szybko po błękitnym niebie, temperatura 25 stopni, rześki wiatr od morza

Teren klanu Narogan...
Vriess;Zdaje się, że ktoś wreszcie docenił twoje jestestwo, a sytuacja jest tym ciekawsza, iż delikwentem jest piękna dama. Pokrzepiające w tej ciężkiej sytuacji w jakiej się znaleźliście, choć trochę, przyznajesz, zastanawiające.
Zajęty rozmową, wypoczywasz nieco przy okazji po całonocnej bieganinie.
Piękna pani w długiej czarnej sukni podeszła do ciebie z gracją. Zatkało cię XD
- Charlotte... – przedstawiła się, dotykając twojego policzka i całując cię delikatnie w drugi.
Kończąc wymawiać swoje nazwisko, złożyła pocałunek na twoich ustach. XD

Charlotte; Fundujesz Vriessowi naprawdę gorące powitanie XD W sumie dobrze, że w pomieszczeniu zostali tylko panowie wampiry i kobieca część drużyny, ponieważ przypuszczalnie cała męska reszta mogłaby eeee różnorako zareagować na całe to nekromantofilstwo XD
Czekasz co na to Vriess

Vriess, Charlotte, Taika, Nefertiri;
Do pokoju zagląda nieśmiało młoda dziewczyna o brązowych włosach i zielonych oczach. To Marcjana. Nie wygląda najlepiej i chyba leczyła się z kłopotów żołądkowych Jest młodą, ładną dziewczyną, ale wewnątrz niej drzemie ognista wiedźma, przez co Marcjana miewa rozdwojenie jaźni. Obecnie wystrojona w nową, czerwoną suknię podkreślającą bardzo stanowczo jej kobiecość XD

Na mieście...
Taika;
- Pójdę... Pójdę pozwiedzać miasto, kupić kilka niezbędnych mi ingrediencji – ogłaszasz.
Któryś z wampirów uprzejmie odprowadza cię do wyjścia z podziemi. Idziecie przez podziemne miasto, potem labiryntem korytarzy, aż wreszcie wampir wskazuje ci drabinkę na górę. Wchodzi po niej całe wieki. Na górze czeka zamknięty właz.
Gdy go otwierasz, wychodzisz w piwnicy jakiegoś starego budynku, czy magazynu. Opuszczając budynek docierasz na pustą, boczną uliczkę. Dochodzi ona do jakiejś większej ulicy, gdyż u wylotu alei kręci się dużo ludzi.
Jesteś w dzielnicy handlowej. Ulicami snują się ludzie, bezpańskie psy, koty, handlarze ze swoim żywym inwentarzem robiącym najwięcej bałaganu. Są też ryksze, bryczki, powozy, wozy, i przedziwne zwierzęta juczne, większe od koni i przypominające z wyglądu czteronożne gady. Są też rozwrzeszczane dzieciaki, złodziejaszkowie czyhający na okazję, onieśmieleni wyraźnie wobec licznych patroli straży miejskiej. W życiu nie widziałaś tylu patroli na ulicach innego miasta – co kilkanaście minut mijasz jakiś!
Docierasz pod sklep z przedmiotami magicznymi.
Dziwi cię masakrycznie długa wręcz kolejka do przybytku obok. Zdaje się, że wszyscy ci ludzie chcą dostać się do sklepu zielarskiego-apteki. Wchodzisz do sklepu magicznego. Oczywiście, wokół pełno ksiąg, amuletów, mikstur, szklanych kul, zwojów z zaklęciami...



- Witam, czym mogę służyć?
- Woreczek z prochami płaszczki herbacianej, trzy listki płomiennika żółcistego, zioła lecznicze, sproszkowany róg jelenia bagiennego.
Sprzedawca podaje ci towar i żąda 40 sztuk złota.

Kiedy opuszczasz budynek, zauważasz tłumek gapiów na ulicy, skupionych wokół czegoś/kogoś. Kiedy tłum się rozstępuje, widzisz dwóch mężczyzn, pomagających ustać na nogach krótkowłosej kobiecie w średnim wieku, mieszczance.
- Źle się poczuła... – szemrają między sobą ludzie. – Mój brat dziś to samo dosłownie miał!... też mówił, że stracił nagle wzrok i wpadł na latarnię!...

Na miescie...
Akrenthal;

Nie dajesz za wygraną.
- Tysiąc sztuk złota chłopcze... I tak na tym nie stracisz...
Sprzedawca zgrzyta zębami, ale wyglądasz zbyt groźnie, by miał ochotę się kłócić.
- A, niech już będzie... – mamrocze i wręcza ci 2 tysiące. – Do widzenia... -_-

Znienacka zjawia się Valgaav, starożytny czarny smok o którym słyszałeś od towarzyszów. Cóż, może jest postać nie przeraża z wyglądu, ale spojrzenie jego złotych oczu potrafi sprawić, że pod człowiekiem trzęsą się nogi. Cóż, ty jesteś Thajenki...XD
Pamiętając, co smoki potrafią, zachowujesz słusznie ostrożność i nie próbujesz grzebać w jego myślach. Sprytną psioniczną sztuczka fundujesz sobie niewidzialność i dyskretnie, powolutku, po cichutku, ruszasz za Valgaavem.
* * *
„Im częściej używasz swojej mocy, tym więcej energii tracisz, a demony ją wyczuwają!...”
„Oh, naprawdę? Co jeszcze ciekawego możesz MNIE powiedzieć o demonach?!”
„ Nie chodzi o to, ze nie stanowią dla ciebie zagrożenia! Mogą zniszczyć klucz a wtedy z planu nici! Słuchasz mnie...?!”
„Tak, tak...”
„Czy ten, którego poszukujesz także jest demonem?” – spytała odkrywczo.
„...”
„Nie wyczuwasz jego energii? – uśmiechnęła się kąśliwie. – Dlatego chcesz go sprowokować, ujawnić się, aby to on przyszedł do ciebie? Jak potężnym musi być, aby nie bać się wizyty przed twoim obliczem? Hm? Val, odpowiedz mi.”
„Przepraszam, ale to moja sprawa”.
„Dobra. W porządku. Tylko pilnuj klucza. Nie teleportuj się. Pójdź po niej jak normalny, grzeczny śmiertelnik”
„Dobra – prychnął. – w porządku...”
* * *
Śledzisz smoka idącego bocznymi uliczkami. Valgaav porusza się całkiem szybko i zwinnie, więc momentami tracisz go z oczu, by znów wypatrzyć go po chwili. Tak doszliście... pod Katedrę Sarafan! W okolicy jest stary park, a za nim, jak się okazało, bardzo stary, zarośnięty cmentarz.
http://www.art-3.co.uk/TCS_Escape/sbevan_cemetary2.jpg

„Tam!” – zakrzyknął Ilaf.
Valgaav zniknął za gęstymi krzewami i tyle go widziałeś. Przecież nie zapadł się pod ziemię... prawda? oO


Wieża strażnicza w porcie, Thomas vr Astaroth...
Thomas;

This is it. Masz obowiązek walczyć z Takimi Jak On, i zamierzasz przywołać go do porządku. Zaraz zetrzesz ten jego uśmieszek z mlecznobiałej twarzy...
Wyciągasz miecz przed siebie, ostrzem skierowanym w Demona. Miecz zalśnił niebieską, delikatną poświatą.

Astaroth;
No proszę. Jesteście jak Yin i Yang! jak Feng i Shui!
Anioł, tym razem zdaje się mniej już upadły, znów zjawia się, abyście mogli podyskutować w 4 oczyXD tym razem jednak sam anioł żąda poważniejszej dyskusji, więc od razu na to przystajesz. Jego wola.
Twoje szable zapłonęły, nie uprzedzając żadnym drgnieniem mięśni rzuciłeś się do przodu, jedną szablą celując w brzuch anioła, drugą w jego twarz.
Nie podoba ci się ten płomień spowijający miecz thomasa. Biała magia. Będzie bolec...

Thomas; ze stoickim spokojem, w postawie bojowej, przyglądasz się poczynaniom Demona. Wiesz bowiem, że jakiekolwiek negatywne emocje dodadzą sił przeciwnikowi. Nie dajesz się zastraszyć. Astaroth rzucił się ku tobie, zamachnąłeś się mieczem...
Znikł! OO’ Mogłeś się spodziewać, że nie będzie grał czysto!
Smutek 14 Wdów świsnął w powietrzu, a ty poczułeś ostry ból w lewym skrzydle. Czarne pióra sypnęły w górę, wraz z małym deszczykiem krwi. Miecz Rozpaczy chlasnął po drugim skrzydle, z podobnym efektem.
Odskakujesz pod ścianę wieży i odwracasz się twarzą do Astarotha. Nie straciłeś skrzydeł, nie odciął ci ich, ale podcięte, póki co zwisają bezwładnie czubkami ku ziemi i czarnymi piórami zamiatają podłogę.

Miasto, Avenue 69...
Nefertiri;

Z czasem, masz nadzieję, przyzwyczaisz się do całego zamieszania. ‘Drużyna’ zdaje się składać z jednostek, z których każda ma własne cele. W końcu każdy ma własne życie, prawda? Masz tylko nadzieję, że stawią się wszyscy za 4 godziny, abyście mogli wyruszyć dalej scalonymi siłami
Ogłaszasz, że weźmiesz się za zapalenie lampy, skoro wszyscy inni zajęci są najwyraźniej własnymi sprawami. Wampir uśmiecha się do ciebie z uznaniem.

Opuszczasz kanały klanu Narogan wychodząc ‘studzienką’ ukrytą w szopie w czyimś wielkim, pięknym ogrodzie. Czujesz się nieco nieswojo, tak po prostu chodzisz po ogrodzie jakiegoś szlachcica!
Ups... O_O



Trzy wielkie psy, spuszczone ze smyczy, stoją kilkanaście metrów i patrzą na ciebie wyczekująco. Węszą. Siadają. Gapią się nadal.
Szczęśliwie wycofujesz się do furtki ogrodu, wychodzisz na ulicę i zamykasz za sobą bramę. Psy ani drgnęły przez cały czas, choć obserwowały cię.

Jest ranek, ładna pogoda. Miasto powoli budzi się do życia. Na ulicach robi się tłoczno, handlarze rozkładają stragany, żebracy zabierają się do roboty, pijacy chrapią po kątach, dzieciaki dokazują, przekupki plotkują, raz po raz ulicą przejdzie patrol straży miejskiej.
Znalazłaś ulicę Avenue 69. Idziesz nią, wypatrując wskazanego budynku.
- WLECZESZ SIĘ!
- Nieprawda, ty się wleczesz!!! – dosłyszałaś dziecięcy chichot.
Tupot końskich kopyt, krzyki ludzi... o nie, czyżby powóz gnał prosto na bawiące się dzieci...?!
Przechodnie tuż przed tobą błyskawicznie umykają naraz na boki, a twoim oczom ukazują się... gnające prosto na ciebie, dwa młode centaury, które najwyraźniej się ścigają!

http://twospotz.deviantart.com/art/B...Twins-21615907

Zajęte szaloną zabawą, pędząc na łeb, na szyję, zauważają cię w ostatniej chwili!
Jeden z nich staje dęba, hamując rozpaczliwie, drugi zaś wpada na niego, w wyniku czego zderzyli się z tobą i pchnęli cię, aż wpadłaś na stertę wiklinowych koszy stojących obok straganu przy kamienicy. Speszeni, chłopcy-centaury zbierają się z ziemi i zerkają na ciebie przepraszająco. Jeden szturcha drugiego, ten mu oddaje, i mówi ulegle;
- Przepraszamy prze pani, nie chcieliśmy!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 30-08-2007, 17:51   #745
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Taika nie zwracała jakiejś większej uwagi na wampira, który ją prowadził przez te wszystkie labirynty korytarzy, w których sama z pewnością zgubiłaby się. Z początku próbowała zapamiętać drogę, aby móc bez problemu powrócić za około cztery godziny, lecz niestety – było to niemożliwe.
‘W prawo, w lewo, dwa razy w prawo, potem w lewo... A może w prawo, albo też prosto. Za zakrętem znów w prawo, lewo... To jest bezsensu’.

W końcu, po dość długiej wędrówce po plątaninie korytarzy, oboje stanęli przy drabinie, która zdawała się nie mieć końca.
Dziewczyna westchnęła ciężko, odprowadzając wzrokiem wampira, który zniknął za najbliższym rogiem.
Ze zrezygnowaniem spojrzała w górę, gdzie ledwo, ledwo można było zauważyć zamknięty właz, który z pewnością prowadził na powierzchnię.
Wspinaczka trwała wieki, a ręce powoli odmawiały jej posłuszeństwa. Czuła, a właściwie przestawała czuć to, czego się chwytała. Ale musiała wytrzymać, inaczej zostałaby z niej tylko mokra, czerwona plama, na którą pewnie nikt nie zwróciłby uwagi w tych ciemnościach.

‘Nareszcie!’ przeszło jej przez myśl, gdy już prawie ‘sflaczałą’ ręką otworzyła właz. Wygramoliła się zgrabnie i rozejrzała po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Miejsce to przypominało jej dzieciństwo, kiedy to razem z siostrą była wysyłana do piwnicy po przeróżne składniki do eliksirów warzonych przez jej matkę.

Taika wyszła z budynku i zaczerpnęła świeżego powietrza, po czym zaczęła się krztusić z jego nadmiaru. Gdy już się uspokoiła, ruszyła boczną uliczką, by po chwili znaleźć się na zatłoczonej i ruchliwej ulicy pełnej... ludzi i zwierząt.

- Sio! – próbowała przegonić jakiegoś bezdomnego psa, któremu widocznie spodobała się jej noga. – Przecież mówię sio! Chyba nie chcesz, abym rzuciła na ciebie jakieś straszliwe zaklęcie, po którym odechce ci się zaczepiać ludzi – powiedziała, gestami odganiając futrzaka.

Zastanawiając się nad tym, dlaczego w tym miejscu jest tak dużo patroli, w końcu doszła do celu swojej wędrówki – sklepu magicznego. Zanim jednak przekroczyła próg owego budynku, z ciekawością przyjrzała się ogromnej kolejce prowadzącej do apteki.

W środku czuła się niemal jak w domu, otoczona przeróżnymi amuletami, księgami i innymi dziwnymi przedmiotami związanymi z magią.
O mało nie parsknęła śmiechem na widok mężczyzny stojącego za ladą. Przypominał jaszczurkę skrzyżowaną z jakimś przedziwnym gatunkiem małpy i elfa.

- Czterdzieści sztuk złota?! – oburzyła się, wysypując zawartość sakiewki. – Zdzierstwo – mruknęła, odliczając dziesięć złotych monet. – Ma pan szczęście, wielkie szczęście – powiedziała, zabierając zakupiony towar oraz dziesięć monet i obrzucając morderczym spojrzeniem sklepikarza, wyszła.

Taika podeszła bliżej grupki osób zebranych wokół kobiety, której pomagało dwóch mężczyzn. Z zaciekawieniem przysłuchała się słowom wypowiadanym przez gapiów. ‘Interesujące...’, przeszło jej przez myśl, gdy wpatrywała się z ciekawością w kobietę.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 30-08-2007, 18:36   #746
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Astaroth wściekły spojrzał na anioła, również przygotowującego się do walki. Przyjemna wściekłość pulsowała mu w żyłach, wypełniając go euforią zbliżającej się walki. Anioł przegrał konfrontację zakulisową to chce spróbować swoich sił w otwartym starciu. Nie wiedział, jakie nowe możliwości posiadał dzięki swojej przemianie, ale rozumu nie przybyło mu nic. Rozpalił co prawda miecz białą magią ale nie można wygrać walki stojąc w miejscu i oczekując na ruch przeciwnika. Demon odkrzyknął w odpowiedzi

- Matka moja zginęła jak byłem bardzo mały, a ojca sam zabiłem. Nie próbuj apelować do mojej człowieczej natury, gdyż ona już nie istnieje odkąd sięgam pamięcią. Człowieczeństwo odebrał mi jeszcze Rith!


Po czym ruszył do przodu, wysuwając przed siebie dwie szable. Ostrze rozpaczy trzymał w zgiętej w łokciu lewej ręce na wysokości klatki piersiowej, celując w brzuch anioła, ,,Smutek czternastu wdów", swojego najwierniejszego przyjaciela trzymał w wyprostowanej prawej ręce na wysokości barku celując w twarz anioła. Takie ustawienie, wyćwiczone już tak dawno dawało mu duże możliwości ataku z dowolnej strony. Anioł dalej stał niewzruszone, więc postanowił zrobić mu małą niespodziankę. W momencie, w którym już miało dojść do starcia przeniósł się za plecy anioła. Po sekundzie miał przed sobą plecy i odsłonięty kark przeciwnika. Mógł to zakończyć litościwym cięciem ale demoniczna natura odezwała się w nim z całą swojamocą. Po co zabijać tak wcześnie.


Uśmiech ponownie zagościł na ustach Astarotha, gdy dwoma wprawnymi cięciami szabli uderzył w ścięgna na szkrzydłach anioła i z radością wpatrywał się w nerową reakcję anioła, gdy ten odskoczył pod ścianę. Tak, jego nowy nabytek, cenne skrzydła. Anioł nie miał nic, oprócz swojej wiary, swoich skrzydeł i życia. Jego wiarę zbescześcił już morderstwem, teraz unieruchomił mu cenne skrzydła. Pozostało mu tylko życie. Jednak demon po raz drugi doszedł do wniosku, że życie może być gorsze od śmierci. Jak raz nie zabił dowódcy paladynów tak tym razem w razie wygranej walki nie miał zamiaru zabijać anioła.


- Przyjemnie, nieprawdaż - powiedział oblizując wargi i ponownie ruszył na anioła
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 30-08-2007 o 18:39.
Blacker jest offline  
Stary 30-08-2007, 18:48   #747
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nefertiri

TADAM! Ciężkie wieko studzienki upadło na równo wykoszną trawę. Nagle z "dziury" zaczęła wychodzić kobieca postać. No, wychodzić to moze nieco nieodpowiednie słowo. Zaczęła wygramalać się stękając młoda kobieta. Kiedy wyczołgała się ze studzienki i bezsilnie leżała obok włazu. Po chwili odpoczynku podniosła się i wytężając siły przesunęła wieko tak, aby zakryły "dziurę". Kiedy wreszcie się jej to udało odetchnęła z ulgą i strzepała kurz z białej sukienki. "Jakby nie mogli zrobić już cięższych włazów- pomyślała sarkastycznie i odwróciła się. Widok ją zaskoczył. Piękny, bogaty ogród z mnóstwem kolorowych kwiatów i wymyślnie wystrzyżonych żywopłotów.

-Rany, gdzie ja jestem?- szepnęła pod nosem zafascynowana widokiem. Zrobiła parę nieśmiałych kroków nieodrywając wzroku od ślicznego krzaka soczyście czerwonych róż. "Może nic się nie stanie jeżeli urwę jedną?"
Podeszła do krzaka chcąc uszczknąć dla siebie jeden z tych ślicznych kwiatów. Zerwała jej zdaniem najpiękniejszy kwiat o rozwiniętych płatkach i intensywnej czerwieni płatków. Wplotła go sobie we włosy i przejrzała się w ostrzu swojego miecza. "No, może być"- uśmiechęła się zalotnie i ruszyła dalej.
Nagle przystanęła przed nią stały trzy groźnie wyglądające psy. Wypuściła wolno powietrze i starając się odciągnąć od siebie uwagę, odwróciła się i cichutko na paluszkach pomknęła w stronę bramki. Psy zdawały się na szczęście nie być wrogo nastawione i nie pogoniły za nią. Kiedy zbliżyła się do furtki otworzyła ją delikatnie, mimo to nienaoliwione dobrze zawiasy zaskrzypiały cichutko. Nieco wystraszona przemknęła szybko i zamknęła za sobą bramkę.

-Uff...- odetchnęła i poszła dalej nadal wspinając się na palcach. Po chwili po krzywych spojrzeniach małych dzieciaków domyśliła się co robi i stanęła na pełnych stopach.
Szła brukowanymi uliczkami podziwiając witryny sklepów i piętrowe domy. Kierowała się wskazówkami wampira. Jednak w sumie nie powiedział on nic poza tym że jest to na Avenue 69.. no i chyba coś o jakimś najlepszym kowalu w mieście wspominał. Trzeba będzie zapytać któregoś z przechodniów. Minął ją jakiś jegomość z nachmurzoną twarzą silnie ściskający pod pachą teczkę. "Eh.. jego to nawet pytać nie będę taki napompowany chodzi."- pomyślała i podeszła do miło wyglądającego starszego jegomościa siedzącego na drewnianej ławce przed jedną z gospód.

-Przepraszam, wiesz może jak dojść do zakładu najlepszego kowala w tym mieście, to jest chyba gdzieś na ulicy Avenue- zapytała grzecznie. Starszy pan uśmiechnął się miło. Najwyraźniej mało kto zatrzymywał się tu na pogawędkę.
- Zakład Tamira? Oczywiście, cały czas prosto - wskazuje ręką - jest po prawej. To niedaleko.- odpowiedział.
Dziękuję bardzo! Dzięki panu nie będę krążyć w kółko godzinami- uśmiechnęła się wesoło i poszła dalej.

"Prosto, prosto.. no to chyba zgubić się nie powinnam.- pomyślała rozglądając się po uliczce. Wokół było prawie jak w bajce. Kolorowe stragany, dzieci bawiące się i śmiejące głośno. Głośne przekupki, poważne damy, krętacze, złodziejaszkowie. Po prostu tętniące życiem miasto.

Nagle usłyszała za sobą tupot końskich kopyt. Dzieci bawiły się nie zauważając niebezpieczeństwa na ulicy. Przez chwilę serce podeszło jej do gardła. Za nią biegły jak szalone dwa młode centaury. "Na głowę mojej babci te centaury mnie gonią!" Chciała zerwać się do biegu, albo zamienić w ptaka, ale było za późno.. Jeden z nich popchnął ją tak, że z impetem wpadła na stoisko z wiklinowymi suwenirami. Usłyszała tylko krzyki przerażenia i oburzenia pobliskich dam i speszone centaury.

- Przepraszamy prze pani, nie chcieliśmy!

Leżąc bezwładnie pośród wyklinowych koszyków i krzesełek warknęła.

-Na głowę wam padło? To nie łąka tylko miasto.. tu się dzieci bawią!- wskazała dłonią na wystraszone maluchy.

-Może byście mi raczyli pomóc chociaż?

- Przepraszamy - odparły speszone centaury. - My też zawsze się tu bawimy...- mówiąc to pomogły kobiecie podnieść się z koszy. Ta wstała, optrzepała sukienkę i poprawiła różę we włosach.

-Tak.. tyle, że wy macie kopyta, i możecie niechcący zrobić komuś coś więcej niż tylko popchnąć na kosze... - uśmiechnęła się przepraszająco do właściciela straganu.
-A teraz chłopcy... centaury.. moze byście pomogli panu napirawić to co napsociliście?- powidziała z groźną miną zakładając ręce na biodra.

- Zawsze uważamy... prawie zawsze... - speszyli się.
- Tak, odkąd ich znam, ganiali sie po tej ulicy - zauważył właściciel koszy.
- Przepraszamy - spuścili głowy.
- Oj ojciec wam skóry złoi, czekajcie wy! - pogroził im. - Sam to poskładam, na szczęście nie pękł żaden, tylko żeście je powywracali... też im tyle razy mówię; wokół lasy są, biegajnie tam!
- Tam są wampiry! - otrzepali się z przestrachem chłopcy-centaury.

-Słyszeliście pana? Po lasach się ganiać, wampiry nic wam nie zrobią jak będziecie grzeczni, one porywają tylko niegrzeczne centaury, więc na waszym miejcu bardziej bałabym się teraz...

Centuary zerkają na ciebie w zagubieniu.
- Pani tu jest nowa, nie zna pani wmapirów! - rzucił obrażalsko jeden.
- Właśnie, one mogą latac i tak szybko biegają, że nawet nas by złapały! Dlatego tam nie pojdziemy!
- Nie - poparł drugi centaur.
- To idźcie biegac wokół Stadionu! - wściekł się sklepikarz.
- Tam na nas krzyczą strażnicy!
- Eh - westchnął sklepikarz. - Ot, cholerne wampiry, nawet z miasta wytknąc nosa nie można...! No dobra, już, zmykajcie, chłopcy...

-Racja zmykajcie.. i nieśpieszcie się już tak- dodała Nefertiri. Jeszcze raz przeprowsiła właściciela za bałagan i odwróciła się. Otworzyła szeroko oczy. Ujrzała duży, lecz prosty szyld z napisem "Kowal Tamir- najlepsza obsługa w Rasgan".
Odwróciła się w drugą stronę i zobaczyła podobny do reszty piętrowy dom z tabliczką "Avenue 69". Serce Nefertiri zabiło szybciej. To tutaj...- pomyślała i skierowała swoje kroki do drzwi domu.
 
Aivillo jest offline  
Stary 30-08-2007, 20:24   #748
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cool Thomas vs. Astaroth part2.

Otworzył oczy. Leżał spokojnie u Niej na kolanach, wtulony w piękną, czarną suknie. Było mu tak dobrze, dziewczyna głaskała go po głowie... Czuł się wspaniale, jakoś tak... młodo??

-Długo spałem?- z jego gardła wydobył się silny, młodzieńczy głos, który poniekąd przeraził Thomasa.
-Niewiele, jak się czujesz?- usłyszał ciepły głos Amelii.

No właśnie... Jak on się czuł? Czuł się młodo, fizycznie wręcz jak nowo narodzony. Psychicznie zaś zmieszany... Co się dzieje?

-Thomasie?- spojrzała na niego. W jej oczach ujrzał troskę.
-Jak nigdy dotąd- odpowiedział, uśmiechając się szczerze.

Chciał ją pogładzić po poliku, jak to robił za dawnych czasów, gdy dziewczyna przychodziła do niego do kuźni słuchać ciekawych opowieści. "Wujku Thomasie" tak do niego wołała... Gdy już był bliski dotknięcia tej pięknej buźki ujrzał swoją rękę? Niee, to nie mogła być jego ręka... Przecież on, on miał stare pomarszczone dłonie a ta, ta ręka była młoda, silna... Thomas spojrzał pytająco w oczy Amielii. Anielica uśmiechnęła się ciepło.

-Tak Thomasie, znów jesteś młody.
-Czy to znaczy...- spytał zmieszany.
-Tak, odzyskałeś skrzydła.- oznajmiła.

Thomas wstał uradowany, spojrzał za siebie... Zaraz, zaraz, gdzie jego skrzydła? Znów posłał pytające spojrzenie Anielicy, która uśmiechnęła się do niego i przymknęła lekko oczy. Nagły ból, który powalił Anioła na kolana, przeszył jego łopatki. Nie bolało zbyt długo... Zamknął oczy...

***

Potworny ból... Skrzydła... To było pewne, że ten godny pożałowania Demon zaatakuje właśnie tam. Thomas zwinnie odskoczył pod ścianę i przyjrzał się skrzydłom.

-Wyliżą się.- powiedział, lekceważąco uśmiechając się do Demona.
- Przyjemnie, nieprawdaż - powiedział oblizując wargi i ponownie ruszył na anioła
-Bardzo.- uśmieszek nie schodził z ust Anioła.

Thomas znów przyjął postawę bojową.
 
Panda jest offline  
Stary 30-08-2007, 20:47   #749
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Zauważyłem od razu, że kobieta zupełnie nieprzejęła się wykonywaną przeze mnie profesją. Wręcz przeciwnie - jej oczy lśniły niezwykłym blaskiem gdy wolnym krokiem do mnie podeszła. Wyglądało jakby płynęła w powietrzu, gdyż długa suknia zasłaniała jej nogi.
- Charlotte - odezwała się dotykając mojego policzka. O dziwo nie wzdrygnąłem się, a jej ciepły dotyk był nadzwyczaj przyjemnym doznaniem.
- ... de la Mote... - pocałowała mnie w policzek, a ja byłem tak zaskoczony, że nie pomyślałem nawet o tym, żeby się przeciwstawić. Zresztą, czy naprawdę chciałbym się przeciwstawiać?
- ... Valois - dziewczyna delikatnie pocałowała mnie w usta, po czym zrobiła krok do tyłu i ukłoniła się, tak jakby do niczego nie doszło.

Zakręciło mi się w głowie od lekkiego nadmiaru emocji. Nie spodziewałbym się takiego obrotu spraw, tutaj, z nowo poznaną kobietą...
- Sztuka wypełnia całe życie mężczyzny, o miłości mówią, że wypełnia całe życie kobiety, choć tak nie jest... - usłyszałem. Zorientowałem się, że nowopoznana zaczęła ze mną grać w grę cytatów.

Co prawda niewiele czasu spędziłem w Akademii nad lekturą poezji, ale Mistrzowie zawsze nalegali abyśmy poznawali obce nam kultury. To pomagało w ich asymilacji i podboju... A, że przy okazji niektórych z nas to interesowało? Tym lepiej. Nekromanci byli magami wykształconymi wszechstronnie; żaden z nas nie gardził sztuką jako taką...

Charlotte patrzyła na mnie badawczo i byłem przekonany, że w tej chwili pewna jest tego, że oczarowała mnie do tego stopnia, że nie jestem w stanie się ruszyć. Zaprzeczenie temu byłoby kłamstwem z mojej strony - faktycznie, jej... Otwartość mi zaimponowała, ale nie byłbym sobą gdybym pozwolił się w ten sposób zdominować. Dlatego zanim zdążyła zareagować pochyliłem się nad nią i pocałowałem mocno w usta. W jakiś perwersyjny sposób chciałem ze wszystkich sił pokazać jej, że niekoniecznie jestem taki cichy i filigranowy na jakiego wyglądam.

- Piękno rzeczy śmiertelnych mija, lecz nie piękno sztuki - powiedziałem w końcu - Zaś miłość jest grą. Kto pierwszy powie "kocham", przegrywa. - ująłem ją za dłonie, po czym uśmiechnąłem się promiennie. Cóż, nie wiedziałem czy zwyciężyłem w tym morderczym starciu... W każdym razie - z pewnością poczułem się... Inaczej. I muszę przyznać - to nowe uczucie zaczynało mi się podobać.
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 30-08-2007 o 22:46.
Chrapek jest offline  
Stary 30-08-2007, 23:03   #750
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
2 godziny do wyprawy do Genegate...

Miasto
Taika;
zrobiwszy zakupy jesteś świadkiem zasłabnięcia jakiejś kobiety, zdaje się. Patrol straży zjawia się na miejscu, wypytuje ludzi co się stało. Obiecują zająć się kobietą, szybko sprowadzają ryksze, która odwozi kobietę do medyka, zdaje się. Przynajmniej strażnicy tak twierdzą. Gapie rozchodzą się, patrol idzie w swoją stronę.
- To już 15 przypadek dzisiaj! – słyszysz, jak strażnicy szemrają. – Szpital i apteki nagle przeżywają oblężenie, ludzie niespodziewanie tracą wzrok, dostają drgawek... Myślisz, że to ICH wina?
- Tych ze statku-widmo? Możliwe. Kapitan mówił, że są niebezpieczni, a przecież był wśród nich nawet demon!
- Tak, widział go mój przyjaciel! Białoskóry demon! Przechadzał się zeszłej nocy przed katedrą!
- Złośliwe ścierwo, do tego niebojaźliwe jakieś! To pewnie on stoi za tą sprawą z łuczniczką-zabójczynią!
- Myślisz?
- Demoniczne sztuki potrafią sprawić, że białoskóry przemieni się w kobietę z łukiem!
- Nie podoba mi się to wszystko. Jak myślisz, czego oni tu w ogóle szukają?
- Tacy jak oni niczego nie szukają, po prostu, chcą namieszać w życiu porządnych ludzi! – fuknął strażnik.
- JEST TAM!!!
- Co...?!
- TAM!!! – drugi strażnik w podekscytowaniu wskazywał ręką w górę.
Jego towarzysz zadarł głowę.
- Była... tam...! – strażnik głośno przełknął ślinę i opuścił rękę.
- Kto?
- Łuczniczka! Widziałem!!! Kucała na dachu, gapiła się na nas!...
Ludzie wokół zadarli głowy i rozglądali się głupkowato.
- Co, wampir?! – spytał któryś, kto inny powtórzył słowo „wampir”, i rychło wybuchła panika.
- Nie ma żadnego wampira! – ogłosił uspokajająco strażnik. – Powtarzam, fałszywy alarm, ludzie! Zachowajcie spokój!... – zerknął znów na swojego kompana i dodał szeptem; - Jak wyglądała?
- Była.... eeeh była... oO’
- No...? Gadajże!
- Była... prawie naga...! O_O
- Naga?!
- Znaczy... tego... miała na sobie strzępy ubrania, ale... strzępy dosłownie, że jej akurat piersi trochę zasłaniały, i... i strzępy na biodrach...! – wyjąkał nieskładnie.
- Była elfką?
- Nie wiem, nie patrzę na szpiczastośc uszu kiedy widzę pół naga babę!!! – jęknął, zaczerwieniony.

Avenue 69
Nefertiri;

Ozdobiłaś włosy świeżą, piękną różą. Ruszasz na poszukiwania domu, który jest, jak cię poinformował Ranovald, naprzeciw zakładu Tamira.
Po drodze przeżywasz spotkanie z rozbrykanymi centaurami. O dziwo wokół nie wydają się zbytnio zaskoczeni ich widokiem, ani faktem, ze w najlepsze ścigają się po ulicach. Masz wręcz wrażenie, że przechodnie wyćwiczyli już w sobie odruch odskakiwania na bok przed pędzącymi centaurami.
Wreszcie, docierasz nam miejsce. Widzisz przy ulicy wielki budynek, z tabliczką „Tamir&sons”. Przed budynkiem stoją... 2 centaury, które omal cię nie staranowały.
- Znowu?! – krzyknął oburzony, dorosły centaur, stojący przed nimi.

http://arehandora.deviantart.com/art/Damien-21150296

- Tatku, my nie chcieliśmy! – skuliły się oba młodziki.
- Przeprosiliśmy ją!
- To prawda!
- Nicponie! – westchnął. – Klient właśnie konia do podkucia przyprowadził, zajmijcie się nim, ale chyżo!
- Tak tatku! – oba centaury pognały na tyły zakładu.

Podchodzisz do drzwi domu wskazanego przez Ranovalda. Wygląda jak najzwyklejszy, trzy piętrowy budynek, kamienica. Nic szczególnego.
Drzwi są otwarte. Wchodzisz do dużej izby. Wystrój jest skromny, proste meble, brak zbędnych ozdób i bibelotów. Wokół jest czysto, jakby ktoś przed chwilą tu wysprzątał. Jakby nikt tu nie mieszkał.
Schody na górę. Wokół jest cicho, w domu nikogo nie ma.
Na dole są jeszcze zamknięte drzwi, i kuchnia. Sterylna, jakby nigdy nie używana.
- Iiik! –

Jest nietoperz, siedzi na scianie nad stołem w głównej izbie. To znak, że zapalenie lampy nie zostało odwołane. Możesz zapalać. Lampa ma być gdzieś na 3 piętrze.

Teren klanu Narogan...
Vriess;

Potrafisz oczarować nie tylko sztuką dyplomacji, talentem magicznym i bystrością umysłu. Masz też w zanadrzu kilka błyskotliwych textów, a twoją tajną bronią jest oczytanie i znajomość dzieł literackich.
Kto by pomyślał, że nekromanta tak potrafi...? O_O [Ranovald odchrząknął, gryzie go zazdroścXD]

Wieża strażnicza, walka...!
Thomas;
Zranione skrzydła bolą nieznośnie, ale nie poddajesz się. Astaroth uśmiechnięty promiennie zyskuje się znów do ataku. Tym razem wiesz mniej więcej czego się spodziewać.

Astaroth; Thomas krzywi się z bólu, ale nie odpuszcza. Pfeh. I dobrze. Sam się prosił. Nie wygląda już na takiego odważnego jak przed chwilą i najwyraźniej znów czeka na twój ruch. No to dalej...

Thomas; Astaroth znów atakuje! Zamachnąłeś się mieczem... Demon zablokował twoje ostrze prawą ręką! Drugą szablą usiłuje ciąć cię w rękę, ale wpadłszy na ryzykowny pomysł, wykonujesz półobrót.

Astaroth; szlag by, anioła na tańce teraz wzięło! Jakieś piruety odstawia! Twoja szabla chybiła, a ty, wybity z rytmu, zostałeś pacnięty bezwładnie zwisającym skrzydłem Thomasa. Nie ma to jak dostać czarnymi włochatymi piórami pozlepianymi krwią po twarzy... Silne pchnięcie wstrząsnęło tobą. Ostrze Thomasa weszło z chrzęstem tuż nad twoją „
miednicą”. Oręż płonący bielą podziałał na ciebie jak miecz, który przebił nerkę śmiertelnika. Sapnąłeś, zacisnąłeś powieki, ale nie mogłeś wydobyć z siebie ani słowa, ani krzyku, jęku. Thomas wyszarpnął miecz z rany i odstąpił od ciebie. Ból mija, ale słabośc która cię opanowała sprawia, że twoje materialne ciało jest wiotkie jak z waty niemal. Wizja przed oczami zamazuje ci się. Czujesz, jak biel zalewa twoje jestestwo niczym krew, która następnie momentalnie wypływa gdzieś na zewnątrz. Kolana ci zadrżały i padłeś na klęczki, wciąż ściskając swoje szable. Przeklęta... biel...! Ramiona zaczynają ci drżeć, nie jesteś w stanie zapanować nad drgawkami. Biel rozchodzi się od rany wszędzie wgłąb, a wszystko, czego tknie, ginie bezpowrotnie, nie możesz się regenerować...! Patrzysz przed siebie; widzisz nieskończone, bladoniebieskie odmęty. W nich majaczyła plątanina pajęczych niteczek. Chłód ogarniający całe ciało, zwłaszcza nogi i skronie. Jakieś iskrzące się plamy, boleśnie oślepiające duszę. Denerwujące brzęczenie much; zmutowane, głośne. Za głośne, wręcz ogłuszające. Świat wirował nieokiełznanie, przyspieszał i zwalniał jak karuzela. Nasilający się brak czucia w kończynach skazywał na niepowodzenie wszelkie próby dźwignięcia się z wijącej się szaleńczo ziemi. Dostajesz powoli istnej kołowacizny.

Thomas; zaklęcie wygnania działa całkiem nieźle. Astaroth nie jest już tak radosny, a nawet, zdaje się, nie może wstać! Nie przepadł jednak ,nie wrócił w mroki chaosu! Zaklęcie musiało osłabnąć, gdy i ty osłabłeś z pokaleczonymi skrzydłami i przerwałeś skupienie podtrzymujące je.

Astaroth; Mrugasz półprzytomnie oczami. Nie widzisz kształtów, nie widzisz świata realnego, tylko plątaninę kresek. Thomas jest wielką, białą, skrzącą się plamą na tle pajęczych niteczek. Nie możesz... wstać... z klęczek... szlag by... wciąż jednak trzymasz szable i masz władzę w ramionach.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172