Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2021, 09:06   #62
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
- Dobrze, więc to wjeżdżajcie, tylko proszę, pamiętajcie o co prosiłam - Powiedziała babcia, po czym oddaliła się od płotu, zwyczajnie odchodząc zwrócona plecami do towarzystwa, w stronę bramy. Dwaj jej pomagierzy, również się oddalili, oni jednak szli tyłem, obserwując cały czas oba pojazdy. Karabiny mieli w łapach, lufy były jednak zwyczajnie skierowane w bok, i nieco do ziemi…

"Babcia Marge" po chwili znalazła się przy bramie, gdzie ponownie otwarto w niej małe drzwi. Porozmawiała tam z kimś, owe drzwi zamknięto, po czym coś zgrzytnęło i zaczęto otwierać ową bramę, podobnie zresztą, jak i bramę-płot.

Towarzystwo wyjechało więc na teren więzienia, kierując się do głównej bramy, gdzie czekała na nich Margareth i jej strażnicy… wkrótce motor i pickup wjechały do środka, i zaczęto za nimi(!) zamykać bramę, nie otwierając jeszcze kolejnej. Oba pojazdy znalazły się w czymś, co można było nazwać "śluzą".

Idealne miejsce, by ich wszystkich z góry wystrzelać.

- Spokojnie - Powiedziała babcia, stojąc o dwa kroki od Klary w fordzie - To tak działa…
- Bardzo mądre rozwiązanie - powiedział James. - Zdecydowanie lepsze, niż najlepsza nawet solidna brama.
Klara tylko skinęła głową na jej słowa ale nic nie powiedziała. Nie podobało jej się to, czuła się niepewnie ale podejrzewała że to nie ich pomysł, tylko budowniczego więzienia, kiedyś dawno temu.
Lucas nie miał obaw skoro “babcia” stała zaraz obok niech więc po prostu obserwował procedurę.

Po chwili strachu, kolejna brama została jednak otwarta, i oba pojazdy mogły wjechać na otwarty teren więzienia… babcia im pokazała, gdzie mają podjechać.

Kompleks był okazały, i składał się z około 10 dużych budynków… była również i masa mniejszych, do tego i w miejscu, gdzie kiedyś chyba można było uprawiać sport, były zagrody ze zwierzętami. Pięć krów, cztery konie, masa kur… parę psów. Sporo tu tego mieli.

Byli i ludzie, to tu, to tam, jednak oddaleni od "nowych" czasem i o więcej niż 200m. Zachowywano odstęp… dzieci jednak nikt nigdzie nie widział.
- I co o tym sądzicie? - Spytała babcia, wraz z dwoma strażnikami, jako jedyni, znajdujący się w ich bezpośredniej bliskości.
- Oaza pośród zgliszczy. - uśmiechnął się do Marge Lucas - Jeszcze raz dziękujemy za okazane nam zaufanie. - skinął jej głową gdy wysiadał rozprostować nogi i się trochę rozejrzeć z daleka. - Opowiesz nam Pani o tym miejscu? - chciał dowiedzieć się o tym miejscu chociaż trochę.
James wysiadł, zostawiając karabin w samochodzie. Rozejrzał się dokoła i z uznaniem pokiwał głową.
- James - przedstawił się. - Piękne miejsce - przyznał. - Widzę, że będziemy mogli sobie tu odpocząć. A przyda się nam to - dodał.
Nie dało się ukryć, że wyglądał na osobę, która tego odpoczynku potrzebuje najwięcej z całej grupy.
- Wiele lat temu znaleźliśmy to miejsce jako opuszczone, przystosowaliśmy do własnych potrzeb, po drodze przygarnęliśmy kilka osób, potem znowu kilka… w sumie nie ma wielce co opowiadać - Uśmiechnęła się Margareth.
W tym czasie Klara również opuściła auto, po czym skierowała się do tylnych (lewych) drzwi, by je otworzyć i popatrzyła na Amy. Wykonała zapraszający na zewnątrz gest. Dziewczyna zaś wysiadła, stawiając bose stopy na trawie, co wywołało u niej uśmiech…
- Trawa miła dla stóp? - zapytała Klara widząc tą reakcję, a jednocześnie spojrzała w głąb auta w poszukiwaniu wzrokiem butów Amy.
Nastolatka pokiwała energicznie główką, po czym nawet kilka razy poruszyła palcami stóp. Jej buty zaś leżały na podłodze forda.
- Podać ci buty? Czy wolisz na razie bez? - zapytała Amy, dla pewności. W sumie nie wiedziała dokąd dokładnie i jak daleko będą iść.
- Boso! - Zachichotała ciężarna, po czym zrobiła parę kroków, rozglądając się.

Bob w tym czasie zsiadł z motoru, przeciągnął się, po czym rozejrzał…
- Jebie jak w domu - Parsknął, mając na myśli zapaszki ciągnące się od strony krów.
- Proszę nie przeklinać - Powiedziała spokojnym tonem babcia.
- Ummm… przepraszam Ma'am… - Bob podrapał się po karku z rozbrajającym uśmieszkiem.
- Grunt to dobre wychowanie. Trzeba sobie przypomnieć to i owo. - James też się uśmiechnął.

Oriana pochwyciła Lucasa pod ramię, po czym zaciekawiona rozglądała się po okolicy.
- Wygląda zwyczajowo… - Powiedziała cicho.
- Nocować możecie tam - "Babcia Marge" wskazała palcem pobliski, parterowy budynek - Wcześniej jednak wypadałoby porozmawiać z naszym… hmmm… "szefem"... od tego w sumie wiele zależy - Wyjaśniła, wskazując na inny budynek.

Klara zaczęła przeklinać w myślach, wolała bowiem nie naśladować Boba, który został upomniany. Pojawiło się bowiem pierwsze “ale” i “od tego wiele zależy”, a już miała nadzieję na po prostu spokojny jeden wieczór.
- Wiele zależy? - postanowiła spokojnie dopytać, co “babcia” miała na myśli.
- No… zależy od was, czy będziecie chcieli zostać. Czy nam zaufacie - Powiedziała babcia.
- W takim razie może przeprowadźmy tę rozmowę od razu. - uśmiechnął się Lucas. - Ktoś zostaje idziemy wszyscy?- zapytał pozostałych.
- Chodźmy wszyscy - powiedziała Klara, której pozostawienie jednej osoby wśród uzbrojonego miasta wydawało się i tak bez sensu - mieliśmy sobie zaufać, więc chyba możemy zostawić tu nasze rzeczy bez opieki? - spojrzała przy tym na “babcie”.
- Szef? Brzmi to ciekawie, acz nieco niepokojąco - stwierdził James. - Chodźmy porozmawiać.

- Nikt nic nie ruszy, "tacy" nie jesteśmy - Zapewniła Margareth - Chodźmy więc? - Wykonała dłonią zapraszający gest, po czym ruszyła jako pierwsza, do oddalonego o jakieś 20 metrów budynku…
Lucas ruszył bez zbędnych słów za kobietą. Oriana również, chwytając go za lewą dłoń. Lucas odwzajemnił uśmiech. - Zaproponuj może im pomóc medyczną. Nawet jeśli mają lekarza to zawsze miły gest. - wyszeptał do dziewczyny choć wiedział, że i tak by to zrobiła.
- James? Pomóc ci? - zapytała Klara podchodząc do mężczyzny.
- Wystarczy, że nie będziecie biec - powiedział James. - Aż tak daleko to nie jest. Jakoś dojdę do celu.
- Chciałam się przytulić, a ty odmawiasz, zapamiętam to sobie - Klara pokiwała palcem. - Jakbyś zmienił zdanie po drodze, to daj znać, po prostu - powiedziała. Po tych słowach skierowała się w stronę Amy, by jej towarzyszyć.

Wszyscy ruszyli więc za babcią. Podwójne drzwi budynku były otwarte na zewnątrz, wisiały tam jednak jakieś kotary… weszli po paru schodkach do góry, zbliżając się do owych drzwi. Margareth odwróciła się do wszystkich, z dłonią gotową odsłonić jedną połę materiału, by wejść.
- Naprawdę nie macie powodów do obaw - Powiedziała, omiatając spojrzeniem całą grupkę - Jesteśmy uczciwymi ludźmi - Dodała, po czym weszła do środka, a dwaj jej strażnicy, stanęli po bokach owych kotar, i je rozchylili dla reszty…

Wchodzono z kamieniem w gardle?

Od momentu gdy ów “szef” nie wyszedł ich powitać gdy przekroczyli mury zamieszkiwane przez tutejszych Lucas podejrzewał, że albo jest kaleką albo mutantem czy inną istotą nie z tego świata. Zastanawiał się również czy dzieci przed nimi ukryto czy ów ktoś je zjada lub są mu poświęcane. Było już i tak za późno na jakieś większe reakcje.

Wewnątrz panował półmrok, brakowało również wszelkich ścianek rozdzielczych, przez co było to jedno, duże pomieszczenie… "Babcia Marge" szła spokojnie o dwa kroki przed nimi, prowadząc. W końcu się odezwała, jednak nie do nich.
- Yrgele, goście… - Powiedziała do…




Na tronie, chyba specjalnie po to zbudowanym, siedziała rogata, i skrzydlata postać. Wyglądała na zamyśloną.

- D… d… demon… - Wykrztusiła z siebie Amy, wskazując nawet, niezbyt ładnie, paluszkiem owego "szefa" tego miejsca.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline