Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2021, 08:40   #61
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W międzyczasie, dało się zauważyć, że ludzie na murach zaczęli używać i lornetek, żeby lepiej przyjrzeć się osobom wewnątrz pickupa…
- Dopóki tylko patrzą, a nie strzelają, to nie jest źle - powiedział James. Co prawda lornetki nie miał, ale też spoglądał na 'tubylców'.
- Okej, przepuść Amy, pokażę ją tylko dla wiarygodności i schowam na powrót do auta. Amy zgodzisz się? - zapytała Klara, jednocześnie odpinając pasy i zaczynając otwierać drzwi od auta.
- Uuuummmm… coooooo? - Zapowietrzyła się nastolatka.
- Amy, nic ci się nie stanie. - James położył dłoń na kolanie dziewczyny. - Nie zamierzamy cię tu zostawiać. Będę pilnować, by nic ci się nie stało i w razie czego wciągnę cię z powrotem. Zrób to, o co cię prosi Klara.
- I po co mam wychodzić? Zastrzelą mnie jeszcze… - Odparła Amy bojaźliwym tonem, zerkając to na Jamesa, to na Klarę.
- Nikt nie zastrzeli dziewczyny w ciąży. Muszą zobaczyć, że jesteśmy normalni. Podejrzanie zachowujemy się nie wychodząc. - Lucas spróbował lekko podpuścić dziewczynę.
- Oni nie chcą do nas strzelać - zapewnił ją James. - Zastanawiają się, czy nas wpuścić, czy nie. A dzięki tobie przekonają się, że Klara ich nie okłamuje.
- Uch… - Mruknęła Amy, w końcu jednak zaczęła się gramolić przez Jamesa, by wysiąść z auta. Bez butów i skarpetek.
James pomógł jej, a przy okazji... no cóż... jego dłoń 'zahaczyła' o to i owo... Mięciutkie i bardzo kobiece, zarówno "to", jak i "owo".
Ciężarna nastolatka w końcu więc się wygramoliła na zewnątrz, i stała obok auta z markotną miną… unosząc nawet nieco ręce w górę. A wśród gapiów na więziennych murach przeszedł cichy szmer.
Lucas spojrzał na Orianę.
-Jesteś najbardziej wygadaną kobietą jaką znam. Może wysiądź też z Klarą i pomóż jej jak zacznie się rozmowa. - Lucas doszedł do wniosku, że nawet jeśli Oriana nic nie powie im więcej "niewinnych" twarzy tym lepiej.
Dziewczyna jednak pokręciła przecząco głową, nie mając zamiaru wysiadać.

- Witajcie, jestem Klara, a to moja przyjaciółka Amy - odezwała się Klara po tym jak wysiadła z auta z uniesionymi lekko w górę dłońmi. - Przejeżdżamy tędy, próbujemy odwieźć Amy w miarę bezpiecznego miejsce. Mieliśmy po drodze nieprzyjemne przygody. Szukamy wody i noclegu na jedną spokojną noc.

I nic. Znowu szemranie na murach… po jednak długiej minucie czasu, coś zgrzytnęło w bramie, i otwarto w nich małe drzwi. Wyszło dwóch facetów z karabinami(M16 i M4), oraz… jakaś babcia. Całe trio ruszyło powoli w stronę towarzystwa i pojazdów, bacznie się im przyglądając.

Nieuzbrojona babcia zbliżyła się wraz z obstawą do płotu-bramy, podchodząc tam na jakieś 2 metry. Przyglądała się głównie Amy.


- Podejdziesz tu trochę, mała? - Spytała nawet z dosyć sympatyczną miną - Mam kilka pytań…
- Amy, nie bój się - powiedział James. - Klara pójdzie z tobą. Chyba że wolisz kogoś innego... jako ochroniarza.
Coś w tej całej sytuacji mu nie pasowało, ale nie miał pojęcia, co.
Klara spiorunowała go wzrokiem. Miała nadzieję, że tym razem panowie nie będą się udzielać, bo ostatnio nie najlepiej im to wychodziło, a w dodatku James nie czuł się najlepiej.
- Amy? Pójdziemy? - Klara chciała się upewnić, że Amy chce i pozostawić jej wybór- Będziesz szła pół kroku za mną, będę twoja tarczą, rozumiesz?
- Ok… - Nastolatka cicho przytaknęła, po czym złapała się z tyłu dwoma paluszkami paska u spodni Klary. Mogły więc podreptać te parę kroczków do płotu… co też zrobiły obie.

- Amy… - Powiedziała babcia, przyglądając się ciężarnej, chowającej nieco za wytatuowaną czerwonowłosą - Ja jestem Margareth, ale wszyscy na mnie wołają "babcia Marge" - Uśmiechnęła się starsza kobieta.
Klara lekko uśmiechnęła się na jej słowa. Był to sympatyczny uśmiech wywołany przez wspomnienia "babcia". Jakże to brzmiało, miło i bezpiecznie. Chociaż czerwonowłosa nie wierzyła w El Dorado w tym świecie, to po prostu swoją babcie dobrze pamiętała.

- Więc jesteś w ciąży Amy… ile masz lat?
- Umm… 16.
- A który miesiąc?
- Będzie szósty...

"Babcia Marge" pokiwała głową, znowu się uśmiechnęła.
- Szukacie schronienia i wody… - Powiedziała - No dobrze. Możemy was wpuścić do naszego domu, ale mamy jednak kilka wymogów. My was nie znamy, wy nas nie znacie… zapewniam jednak, iż my wobec was, nie mamy wrogich zamiarów. Żyjemy w tych murach, ponieważ wewnątrz jest bezpiecznie… mamy również dzieci. W związku z tym, te wszystkie karabiny i pistolety… nie twierdzę, że macie je nam oddać, co to, to nie… ale prosiłabym trzymać ręce od nich z daleka? My postąpimy tak samo… spróbujemy sobie zaufać?
- Dziękuję - powiedziała Klara spoglądając na "babcie" - nie szukamy kłopotów, spróbujemy sobie zaufać. Odprowadzę Amy do auta i przekażę towarzyszą twoje słowa. Czy wskażesz nam miejsce w którym możemy odpocząć lub wyznaczysz przewodnika? - Klara wierzyła, że tak czy inaczej będą ich pilnować, ale uznała, że "przewodnik" przydałby się by mieć kogo się podpytać o to czy owo.
- Oczywiście, że nie wpakujemy was do żadnej celi, nikt w nich nie mieszka. Są inne miejsca… - Zaśmiała się krótko Margarethe - Mamy wiele budynków, i znajdzie się dla was kilka zwykłych pokoi. Ja wam pokażę co i gdzie…
Tym razem Klara uśmiechnęła się lekko, a więc "babcia", wyglądała na miłą.
- Bardzo mnie to cieszy - odpowiedziała. - W takim razie ruszamy przekazać te wieści naszym towarzyszom - powiedziała ale nie ruszyła, czekając na zgodę "babci" na odwrót do auta. Jednocześnie wyciągnęła dłoń by złapać Amy za jej dłoń. Nie chciała by dziewczyna przedwcześnie zaczęła odchodzić, a po za tym chciała ją przy odchodzeniu odwrócić tak by dalej ją osłaniać ale tym razem w drugą stronę.
Babcia zaś pokiwała głową, po czym wykonała gest dłonią, coś jakby "proszę", by dziewczyny udały się do pickupa...

Klara skinięciem głowy podziękowała, po tym delikatnie gestem odwróciła Amy tak by teraz ona szła przodem, objęta przez Klarę idącą od strony płotu. Teraz plecy Klary a nie brzuch Amy były na celowniku. Dziewczyny ruszyły na powrót do auta.
- Wygląda na dobrą kobietę? - Szepnęła przy pokonywaniu tych kilku kroków do auta nastolatka.
Klara westchnęła ciężko.
- Wygląda. W tych czasach ciężko jest komuś ufać, ale ma rację. Musimy spróbować sobie zaufać, inaczej nie przetrwamy. Wygląda na mądrą kobietę. Czas pokaże - odpowiedziała również cicho Klara.
Czerwonowłosa otworzyła drzwi dla Amy, która znowu musiała "przekabacić się" przez Jamesa, który z chęcią pomógł jej w przedostaniu się na drugą jego stronę… a w pewnym momencie, nastolatka była na nim, na drobny moment, nawet okrakiem… dziwnie na chwilkę mrużąc oczka. Może było to związane z faktem, że akurat przytrzymywał ją za pupę...?
Klara poszła w stronę swojego miejsca za kierownicą auta, nie weszła jednak od razu, stanęła przy otwartych drzwiach i spojrzała na Boba.
- Możemy wjechać - powiedziała, tak żeby i Bob i ekipa w aucie ją słyszała.- Możemy mieć przy sobie swoją broń, jednak lepiej by było byśmy trzymali od niej ręce z daleka. W mieście są rodziny i dzieci. "Babcia Marge" pokaże nam dom z pokojami, w którym możemy odpocząć. Prosi o to byśmy spróbowali sobie wzajemnie zaufać.
Klara odczekała chwilę czy Bob, lub ktoś inny, nie ma nic do dodania zanim wsiadła do auta.
- Hmmm… - Zamyślił się mechanik - Zaufanie to w obecnych czasach luksus… ale w sumie to zwyczajowe zachowanie, nic wielkiego. Jeśli uważacie, że warto spróbować, to jestem za. Nie wyglądają na kolejną bandę popaprańców.
Lucas nie wnosił żadnego sprzeciwu. Skwitował całą sytuację krótkim.
- Warto spróbować. - dalej siedząc na swoim miejscu.
- Nieco dziwnie zareagowali na widok Amy - powiedział James - ale z drugiej strony... Dziewczyny w ciąży zwykle nie włóczą się po świecie. A to z bronią jest bardziej niż zrozumiałe.
- Jeśli nie masz nic przeciw, to i ja się zgadzam - Oriana położyła dłoń na kolanie Lucasa, lekko się do niego uśmiechając.
- Jesteśmy gotowi - powiedziała Klara, kiedy drużyna przegadała wszystko.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-06-2021, 09:06   #62
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
- Dobrze, więc to wjeżdżajcie, tylko proszę, pamiętajcie o co prosiłam - Powiedziała babcia, po czym oddaliła się od płotu, zwyczajnie odchodząc zwrócona plecami do towarzystwa, w stronę bramy. Dwaj jej pomagierzy, również się oddalili, oni jednak szli tyłem, obserwując cały czas oba pojazdy. Karabiny mieli w łapach, lufy były jednak zwyczajnie skierowane w bok, i nieco do ziemi…

"Babcia Marge" po chwili znalazła się przy bramie, gdzie ponownie otwarto w niej małe drzwi. Porozmawiała tam z kimś, owe drzwi zamknięto, po czym coś zgrzytnęło i zaczęto otwierać ową bramę, podobnie zresztą, jak i bramę-płot.

Towarzystwo wyjechało więc na teren więzienia, kierując się do głównej bramy, gdzie czekała na nich Margareth i jej strażnicy… wkrótce motor i pickup wjechały do środka, i zaczęto za nimi(!) zamykać bramę, nie otwierając jeszcze kolejnej. Oba pojazdy znalazły się w czymś, co można było nazwać "śluzą".

Idealne miejsce, by ich wszystkich z góry wystrzelać.

- Spokojnie - Powiedziała babcia, stojąc o dwa kroki od Klary w fordzie - To tak działa…
- Bardzo mądre rozwiązanie - powiedział James. - Zdecydowanie lepsze, niż najlepsza nawet solidna brama.
Klara tylko skinęła głową na jej słowa ale nic nie powiedziała. Nie podobało jej się to, czuła się niepewnie ale podejrzewała że to nie ich pomysł, tylko budowniczego więzienia, kiedyś dawno temu.
Lucas nie miał obaw skoro “babcia” stała zaraz obok niech więc po prostu obserwował procedurę.

Po chwili strachu, kolejna brama została jednak otwarta, i oba pojazdy mogły wjechać na otwarty teren więzienia… babcia im pokazała, gdzie mają podjechać.

Kompleks był okazały, i składał się z około 10 dużych budynków… była również i masa mniejszych, do tego i w miejscu, gdzie kiedyś chyba można było uprawiać sport, były zagrody ze zwierzętami. Pięć krów, cztery konie, masa kur… parę psów. Sporo tu tego mieli.

Byli i ludzie, to tu, to tam, jednak oddaleni od "nowych" czasem i o więcej niż 200m. Zachowywano odstęp… dzieci jednak nikt nigdzie nie widział.
- I co o tym sądzicie? - Spytała babcia, wraz z dwoma strażnikami, jako jedyni, znajdujący się w ich bezpośredniej bliskości.
- Oaza pośród zgliszczy. - uśmiechnął się do Marge Lucas - Jeszcze raz dziękujemy za okazane nam zaufanie. - skinął jej głową gdy wysiadał rozprostować nogi i się trochę rozejrzeć z daleka. - Opowiesz nam Pani o tym miejscu? - chciał dowiedzieć się o tym miejscu chociaż trochę.
James wysiadł, zostawiając karabin w samochodzie. Rozejrzał się dokoła i z uznaniem pokiwał głową.
- James - przedstawił się. - Piękne miejsce - przyznał. - Widzę, że będziemy mogli sobie tu odpocząć. A przyda się nam to - dodał.
Nie dało się ukryć, że wyglądał na osobę, która tego odpoczynku potrzebuje najwięcej z całej grupy.
- Wiele lat temu znaleźliśmy to miejsce jako opuszczone, przystosowaliśmy do własnych potrzeb, po drodze przygarnęliśmy kilka osób, potem znowu kilka… w sumie nie ma wielce co opowiadać - Uśmiechnęła się Margareth.
W tym czasie Klara również opuściła auto, po czym skierowała się do tylnych (lewych) drzwi, by je otworzyć i popatrzyła na Amy. Wykonała zapraszający na zewnątrz gest. Dziewczyna zaś wysiadła, stawiając bose stopy na trawie, co wywołało u niej uśmiech…
- Trawa miła dla stóp? - zapytała Klara widząc tą reakcję, a jednocześnie spojrzała w głąb auta w poszukiwaniu wzrokiem butów Amy.
Nastolatka pokiwała energicznie główką, po czym nawet kilka razy poruszyła palcami stóp. Jej buty zaś leżały na podłodze forda.
- Podać ci buty? Czy wolisz na razie bez? - zapytała Amy, dla pewności. W sumie nie wiedziała dokąd dokładnie i jak daleko będą iść.
- Boso! - Zachichotała ciężarna, po czym zrobiła parę kroków, rozglądając się.

Bob w tym czasie zsiadł z motoru, przeciągnął się, po czym rozejrzał…
- Jebie jak w domu - Parsknął, mając na myśli zapaszki ciągnące się od strony krów.
- Proszę nie przeklinać - Powiedziała spokojnym tonem babcia.
- Ummm… przepraszam Ma'am… - Bob podrapał się po karku z rozbrajającym uśmieszkiem.
- Grunt to dobre wychowanie. Trzeba sobie przypomnieć to i owo. - James też się uśmiechnął.

Oriana pochwyciła Lucasa pod ramię, po czym zaciekawiona rozglądała się po okolicy.
- Wygląda zwyczajowo… - Powiedziała cicho.
- Nocować możecie tam - "Babcia Marge" wskazała palcem pobliski, parterowy budynek - Wcześniej jednak wypadałoby porozmawiać z naszym… hmmm… "szefem"... od tego w sumie wiele zależy - Wyjaśniła, wskazując na inny budynek.

Klara zaczęła przeklinać w myślach, wolała bowiem nie naśladować Boba, który został upomniany. Pojawiło się bowiem pierwsze “ale” i “od tego wiele zależy”, a już miała nadzieję na po prostu spokojny jeden wieczór.
- Wiele zależy? - postanowiła spokojnie dopytać, co “babcia” miała na myśli.
- No… zależy od was, czy będziecie chcieli zostać. Czy nam zaufacie - Powiedziała babcia.
- W takim razie może przeprowadźmy tę rozmowę od razu. - uśmiechnął się Lucas. - Ktoś zostaje idziemy wszyscy?- zapytał pozostałych.
- Chodźmy wszyscy - powiedziała Klara, której pozostawienie jednej osoby wśród uzbrojonego miasta wydawało się i tak bez sensu - mieliśmy sobie zaufać, więc chyba możemy zostawić tu nasze rzeczy bez opieki? - spojrzała przy tym na “babcie”.
- Szef? Brzmi to ciekawie, acz nieco niepokojąco - stwierdził James. - Chodźmy porozmawiać.

- Nikt nic nie ruszy, "tacy" nie jesteśmy - Zapewniła Margareth - Chodźmy więc? - Wykonała dłonią zapraszający gest, po czym ruszyła jako pierwsza, do oddalonego o jakieś 20 metrów budynku…
Lucas ruszył bez zbędnych słów za kobietą. Oriana również, chwytając go za lewą dłoń. Lucas odwzajemnił uśmiech. - Zaproponuj może im pomóc medyczną. Nawet jeśli mają lekarza to zawsze miły gest. - wyszeptał do dziewczyny choć wiedział, że i tak by to zrobiła.
- James? Pomóc ci? - zapytała Klara podchodząc do mężczyzny.
- Wystarczy, że nie będziecie biec - powiedział James. - Aż tak daleko to nie jest. Jakoś dojdę do celu.
- Chciałam się przytulić, a ty odmawiasz, zapamiętam to sobie - Klara pokiwała palcem. - Jakbyś zmienił zdanie po drodze, to daj znać, po prostu - powiedziała. Po tych słowach skierowała się w stronę Amy, by jej towarzyszyć.

Wszyscy ruszyli więc za babcią. Podwójne drzwi budynku były otwarte na zewnątrz, wisiały tam jednak jakieś kotary… weszli po paru schodkach do góry, zbliżając się do owych drzwi. Margareth odwróciła się do wszystkich, z dłonią gotową odsłonić jedną połę materiału, by wejść.
- Naprawdę nie macie powodów do obaw - Powiedziała, omiatając spojrzeniem całą grupkę - Jesteśmy uczciwymi ludźmi - Dodała, po czym weszła do środka, a dwaj jej strażnicy, stanęli po bokach owych kotar, i je rozchylili dla reszty…

Wchodzono z kamieniem w gardle?

Od momentu gdy ów “szef” nie wyszedł ich powitać gdy przekroczyli mury zamieszkiwane przez tutejszych Lucas podejrzewał, że albo jest kaleką albo mutantem czy inną istotą nie z tego świata. Zastanawiał się również czy dzieci przed nimi ukryto czy ów ktoś je zjada lub są mu poświęcane. Było już i tak za późno na jakieś większe reakcje.

Wewnątrz panował półmrok, brakowało również wszelkich ścianek rozdzielczych, przez co było to jedno, duże pomieszczenie… "Babcia Marge" szła spokojnie o dwa kroki przed nimi, prowadząc. W końcu się odezwała, jednak nie do nich.
- Yrgele, goście… - Powiedziała do…




Na tronie, chyba specjalnie po to zbudowanym, siedziała rogata, i skrzydlata postać. Wyglądała na zamyśloną.

- D… d… demon… - Wykrztusiła z siebie Amy, wskazując nawet, niezbyt ładnie, paluszkiem owego "szefa" tego miejsca.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 15-06-2021, 16:52   #63
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Niech mnie diabli...", pomyślał James.
- Spokojnie, Amy - powiedział, kładąc dziewczynie rękę na ramieniu. - Babcia Marge zapewniała, że jesteśmy bezpieczni. Poza tym to nie tyle demon, co raczej pani demon. Demonica...
- Witaj, Yrgele - powiedziała Klara, której słowa i myśli, po doznaniu krótkiego szoku, przywrócił komentarz Jamesa. Nie powiedziała jednak nic więcej, czekając na zainteresowanie ich grupką demonicy.
- Dzień dobry - Lucas skinął lekko głową. Nie mówiąc jednak nic więcej, po prostu przyglądał się demonicy. Oriana zaś, mocniej go złapała za dłoń. A Bob mrugał ślipiami z rozdziawioną gębą…

- Witajcie podróżni - Odparła rogata, spoglądając na nich niesamowitymi, błękitnymi oczami - Macie zamiar zostać w gościnę? - Spytała, przyglądając się grupce… a jej spojrzenie prześlizgnęło się wyraźnie po całej sylwetce Amy.
- Na jedną noc... jeśli wyrazisz zgodę - odparł James, chociaż najchętniej podziękowałby za gościnę. Spojrzenie Yrgele zdecydowanie mu się nie podobało.
Lucas po prostu milczał i obserwował.
Klara również nic nie powiedziała, uznając, że to co powiedział James wystarczy. Spojrzenie demonicy na Amy zaniepokoiło ją jednak dodatkowo.
- Jeśli nie uczynicie krzywdy tym miłym, mieszkającym tu ludziom, możecie zostać, jak długo tylko zechcecie - Odpowiedziała Yrgele, a babcia się uśmiechnęła.
- Nie mamy zamiaru nikogo skrzywdzić... pani... - Skinął głową z pewną dozą szacunku. - Pragniemy jedynie odpocząć w bezpiecznym miejscu.
- Póki ja tu jestem, to miejsce jest bezpieczne - Rogata spojrzała na Jamesa, i w kącikach jej ust drgnął jakby uśmiech. A jej oczy… były po prostu niesamowite.


"Czy te oczy mogą kłamać?", pomyślał James. I był przekonany, że tak, bowiem przemknęły mu przez głowę wszystkie opowieści o ludziach wodzonych na pokuszenie. Zapewne przez takie istoty.
Klara przeniosła spojrzenie z oczu demonicy na jej skrzydła, a później resztę ciała. W jej głowie zagościła ciekawość, ale wcale nie poczuła się bezpieczniej, chociaż ona zapewniała o tym bezpieczeństwie. Amy z kolei… schowała się za Klarą, drżącą dłonią dotykając jej gdzieś po biodrze. Klara złapała ją za dłoń, przyciągając trochę do siebie i obejmując w pasie.
- W takim razie odejdziemy już odpocząć - poprosiła bardziej niż stwierdziła, odrywając gdzieś w między czasie oczy od ciała demonicy i znów patrząc na jej twarz, jak powinno się to robić przy rozmowie.
Lucasowi mimo woli nasunęło się kilka myśli. Póki demonica nie miała nic do niego czy Oriany zachowywał spokój. Miał kilka niezręcznych pytań ale zachował je dla siebie.
- Dziękujemy za gościnę. - odpowiedział skrzydlatej.
- Oczywiście… Marge wam pokaże gdzie co, oprowadzi. Jeśli macie jakieś pytania, możemy później porozmawiać… i nie, nie jadam dzieci - Spojrzała prosto na Lucasa, z uśmieszkiem, odsłaniającym małe, białe kiełki. Czytała myśli??
- Ich brak rzucił się w oczy mimo chodu. Sama Pani rozumie stereotypy. - uśmiechnął się lekko głupkowato. Sam był odmieńcem. - No i proszę nawet nie muszę nic mówić żeby wyszło niezręcznie. Zadam może w takim razie pytanie tak żeby i moi przyjaciele słyszeli. Czemu Pani chroni tych ludzi i to miejsce? To chyba nie jest popularna linia postępowania wśród demonów. Pytam z ciekawości i mam nadzieję, że to Pani nie urazi. - Lucas był szczery i nie spodziewał się nadwrażliwości po demonicy ale zachował tyle szacunku na ile pozwalała mu jego swobodna natura.
- Dzieci pochowane przed obcymi… a moja historia jest długa i skomplikowana, porozmawiamy jak się już rozgościcie, dobrze? - Yergele trzepnęła nagle skrzydłami, aż się Amy zapowietrzyła - Głodnych nakarmić, spragnionych napoić…? - Dodała.

Czy ona właśnie cytowała biblię??

- Miło słyszeć takie słowa. - James z wyraźnym zaskoczeniem ale i zainteresowaniem przyjrzał się demonicy. - Chociaż przyznam, że mnie zaskoczyłaś ich znajomością. A stosowaniem w praktyce jeszcze bardziej.

Yrgele skinęła minimalne głową, i… zakończono rozmowę. Babcia poprowadziła wszystkich na zewnątrz, a następnie do ich pojazdów. Mogli je "podkulać" do miejsca, gdzie mieli nocować.
- Demonica… demonica… - Powtarzała lekko pobladła Amy.

Parterowy budynek miał trzy sypialnie, kuchnię, łazienkę, dwie toalety. Wszystko było umeblowane, jednak nieco zakurzone.
- Nie spodziewaliśmy się gości - Wyjaśniła Margarethe, krótko również oprowadzając po owych kilku pomieszczeniach towarzystwo. Następnie pożegnała się chwilowo z nimi, dając czas na odpoczynek… i zapewne dyskusje we własnym gronie.

- Trochę kurzu, to nic strasznego - powiedział James. - Co myślicie o Yrgele? - spytał.
- Super laska… eeee… znaczy się… nie wiem… - Parsknął Bob.
Klarę rozbawiły słowa Boba, ale nie chciała dać tego po sobie poznać, więc została przy krótkim uśmiechu.
- Problem w tym, że ciężko powiedzieć co myśleć - odezwała się czerwonowłosa, która nie opuszczała przestraszonej Amy… która chyba z nerwów, zaczęła ścierać kurze. Widząc, że Amy znalazła sobie zajęcie, jakie by nie było, Klara odpuściła i usiadła sobie na jednym z krzeseł w kuchni.
- Pod tym względem Bob ma rację. - James też się uśmiechnął. - Nic jej nie można zarzucić. Ale z moich doświadczeń wiem, że dobry demon to martwy demon i dość trudno się tak od razu przestawić. Ale Marge i inni... chyba żyje im się dobrze. I spokojnie.
- Pytanie za jaką cenę z reguły wszystko ma jakąś cenę prawda? - Lucas wypowiedział na głos oczywistą wątpliwość. - No chyba, że Yrgele chroni ich a oni ją. Każda wojna ma takich którzy nie są zainteresowani braniem w niej udziału.
- Może tak być - Powiedziała Oriana, pakując swój tyłeczek na szafki kuchenne - Spotkaliśmy już "bezstronnego" Anioła, czemu więc i nie taka Demonica? Co w tym wszystkim jednak najgorsze… wydaje mi się, że my, jako ludzie, po 20 latach, nadal nic o nich nie wiemy?
- Bo z nimi raczej trudno się rozmawia - odparł James. - Większość po prostu chce cię zabić, co nawiązywaniu bliższej znajomości nie sprzyja.
- Anioł w poprzednim mieście zresztą też nie był zbyt rozmowny. Nie żebym łykał jak pelikan wszystko co nam powie Yrgele, ale może nam co nieco… naświetlić. Pamiętacie naszą ostatnią rozmowę o Bogu.. tu byłyby wieści z pierwszej ręki. No może w najgorszym półprawdy ale to już i tak coś w porównaniu z naszą obecną wiedzą.
- Popieram - powiedziała Klara, po czym zrobiła krótką pauzę. - Nie wiem, czy im się chce odpowiadać na te nasze pytania, dziś żyjemy, jutro już nie. Strata czasu. Jednak w naszej ludzkiej naturze leży zaspokajanie ciekawości, warto więc spróbować.
- Pytajcie. - James nie bardzo wierzył w możliwość uzyskania odpowiedzi w tej dziedzinie. - Mnie bardziej interesuje ona i jej historia.
Tymczasem Lucas nachylił się do Oriany i wyszeptał jej do ucha.
- Zajmij nam pokój, najlepszy dla naszej dwójki. - powiedział do dziewczyny.
- Że ona cię interesuje, to wcale się nie dziwię… - zaczęła Klara z uśmieszkiem na ustach, gdy nagle...

- Hej ho! Tam w środku! - Rozległ się nagle męski głos na zewnątrz. Po chwili okazało się, iż był tam facet na koniu, który miał i mały wózek. Na tym wózku zaś, wielki, plastikowy baniak, chyba taki i na 1000 litrów, pełen wody.
- To dla was, do kąpania i gotowania - Wyjaśnił - Yrgele wodę tworzy magią! Serio! To miłego dnia? - Dodał.
- Dziękujemy - odparł, w imieniu wszystkich, James.
- Woda! - ucieszyła się Klara, jednocześnie wstała z krzesła i nieśpiesznie poszła otworzyć drzwi łazienki. Nie weszła tam, chciała tylko zobaczyć wnętrze. Łazienka, jak łazienka, kibelek, umywalka… wanna(!). No ale skoro wodę tak dostarczano, to w kurkach nic nie było…
- Wanna - powiedziała głośno, tak by wszyscy wiedzieli, że ona tam jest a w jej głosie był entuzjazm. Natychmiast przytuptała bosa Amy.
- Łooooo… - Powiedziała, ucieszona takim widokiem.
James aż tak rozentuzjazmowany nie był - trzeba było podgrzać ocean wody i targać pełne wiadra. Pod tym względem jezioro było lepsze.
- A umyjesz mi plecy? - zażartował. - Gdy wreszcie przyjdzie na mnie kolej?- dodał równie żartobliwym tonem.
Klara odwróciła się by spojrzeć na Jamesa.
- Zawsze możesz na mnie liczyć James - powiedziała, zachowując równie żartobliwy ton. - Nie będzie łatwo ja napełnić ciepła wodą, kiedy już to zrobię szkoda by korzystała jedna osoba. Ktoś może się do mnie wbić, i obojętnie mi kto, kto pierwszy ten lepszy - oznajmiła już ogólnie Klara.
Amy stała przy nich, patrząc to na Jamesa, to na Klarę. Dłonie miała splecione na brzuszku, ale za to oczami przewracała w tą i z powrotem…
- Yyy, wy tak serio? - Spytała w końcu.
- Z myciem pleców czy wspólną kąpielą? - spytał James.
- Z jednym i drugim - Wyjaśniła ciężarna.
- Jeśli jesteś zainteresowana, chętnie udostępnię ci moje plecy. - Mimo wszystko trudno było ocenić, czy mówi serio. - Ale uprzedzam, to dość spory obszar - dodał z kamienną miną.
Klara spojrzała na Amy, chciała jej wyjaśnić co myślała, ale zjadła ją ciekawość, co Amy odpowie na propozycję Jamesa. Więc zamilkła czekając na komentarz.
- No… jakbyś… chciał… - Wydukała nastolatka, szukając jednak wzrokiem pomocy u Klary.
Czerwonowłosa westchnęła.
- Nikt nikogo do niczego nie zmusza - wyjaśnił James.- Na tym polega zabawa. A skoro nie masz ochoty, to skorzystam z oferty Klary. Chociaż ty masz z pewnością delikatniejsze dłonie. - Mrugnął do Amy.
- Chcesz się ze mną kąpać? Bez mężczyzn? - zapytała Klara nastolatkę, dochodząc do wniosku, że może jej samej obecność Jamesa by w ogóle nie przeszkadzała, ale Amy może przeszkadzać, zaś rozmowa zaszła w tę stronę.
- Uch… - Amy podrapała się po policzku - To ten… no… może lepiej… my dwie? - wydukała w końcu.
- Jeśli będziesz się tak lepiej czuć może być - powiedziała do Amy. - A tobie, James, dogrzeję później wodę i uszykuję kąpiel, przyda ci się.
- Aż tak brzydko pachnę? - James spojrzał na Klarę z ukosa.
- Masz krew tu i tam - wyjaśniła Klara całkiem poważnie.
James westchnął.
- Będę musiał porozmawiać z Marge. Może mają tu jakiegoś medyka, który by mi jeszcze trochę pomógł - powiedział.
- Warto spróbować - przyznała Klara.
- Warto też doprowadzić się do porządku, bo niedługo zaczną nas brać za jakąś bandę - podsumował, z lekką przesadą, ich wygląd.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-06-2021, 22:44   #64
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Czekaj - krzyknął do mężczyzny Lucas wiedząc, że za chwilę rozgorzeje walka o kolejność kąpieli. - Możemy zamienić kilka zdań o ile to nie kłopot? - powiedział do mężczyzny na koniu.
- No? - Powiedział typek na koniu.
- Na pace mamy tygrysa. Słabe to mięso ale do jedzenia się nadaje no i ładna skóra by z niego była. No mijając kilka dziur. Macie tu jakąś chłodnię? Ewentualnie miejsce i kogoś kto by go - na chwilę zamilkł - przerobił odpowiednio? - Lucas nie chciał zostawiać tygrysa na pace dłużej niż to konieczne. Facet podrapał się po czole.
- Eeee… nie… z prądem kiepsko. Mamy chłodnie, ale takie w ziemi… tygrys się tam nie zmieści… skąd kurde macie tygrysa?? A żeby oprawić, to tak, Ziggy się na tym zna..
- Gdzie go znajdę? - podpytał Lucas faceta. Po czym po chwili się zreflektował - Lucas jestem podszedł bliżej i wystawił lekko do góry rękę na powitanie. Tygrysa a nawet dwa zabiliśmy koło Ducatur, skąd one się tam wzieły. Sam zachodzę w głowę. To była pop... - ugryzł się w język - ...znaczy trudna i niebezpieczna okolica. Miejscowi też nam dali w kość. - skrzywił się na wspomnienie brodacza.
- Nie mieli tam może jakiegoś zoo? - Zastanowił się gościu - Różnie to bywa, nie? Dobra, to ten, łatwiej będzie, jak Ziggy do was przylezie, co? Ja jestem Frank - Trochę ociągając się, uścisnął dłoń Lucasa z wierzchowca.
- Jasne jakby mógł byłoby miło. Moja kolejka do kąpieli pewnie nie przyjdzie zbyt szybko - powiedział słysząc za plecami odgłosy radości z baniaka. - Chorych albo rannych jakiś macie mamy lekarza. - powiedział do Franka Lucas.
- Wszyscy zdrowi jak rybki - Zaśmiał się Frank - Taaa… zgadza się, Yrgele… - Dodał i zarechotał.
- Opowiesz chociaż w skrócie jak to się stało? No wiesz Yrgele i wy. To nietypowa relacja, choć dająca nadzieję jeśli nie ma w niej haczyków.
- Jestem tu siedem lat. Ona jest tu… eee… trzy. Wcześniej było serio kiepsko. Jak się zjawiła, wszyscy sikaliśmy pod siebie… okazało się, że ona nam nie chce wyrwać głowy, i nią sobie pokopać po trawie… to tak w skrócie - Frank pokiwał głową.
- No ale co tak kompletnie nic nie chce w zamian? Sam rozumiesz potrzebujemy zrozumieć bo sami jesteśmy trochę zesrani, że niby zbyt piękne żeby było prawdziwe i takie tam. Wydaje się jednak w porządku. Miło, że nas przyjęliście.
- A bo ja wiem, co jej w głowie siedzi? Czasem ma swoje momenty, i wtedy ją lepiej zostawić samą na parę godzin… ale nic nigdy od nas nie chciała. Ano przyjęliśmy… bo tak wypada. Tak twierdzi i "babcia Marge" i Yrgele. To chyba jakieś tam stare zwyczaje, z tej no… Biblii, czy coś.
- Pomocy w czymś nie potrzebujecie? - Lucas zapytał szukając okazji do rewanżu za gościnę.
- Yyyy… tak serio, to ja nie wiem… spytaj Marge… ona to wszystko ogarnia… - Wzruszył ramionami Frank.
- Dzięki w takim razie za rozmowę Frank. - Lucas skinął głową mężczyźnie i się pożegnał wracając do domu. Skierował się do Oriany… która urzędowała już w jednej z sypialń. Dziewczyna przewracała poszewki kołder i poduszek na lewą stronę, podobnie również z prześcieradłem. Najwyraźniej wydał jej się to jedyny, możliwy na obecną chwilę sposób, "pozbycia" się kurzu…
- No hej - Uśmiechnęła się do niego.
Lucas rozweselił się na uśmiech dziewczyny i po prostu przez chwilę ją przytulił.
- Chorych i rannych nie mają. Demonica zaś mieszka z nimi od trzech lat. Tak powiedział Frank ten gość na koniu. Dziwnie nie? Ciekawe co ona i ten Anioł mają ze sobą wspólnego. Bo, że coś mają to wątpliwości raczej nie mam. - Lucas podzielił się z Orianą mimo uścisku i miłej atmosfery tym co go nurtowało.
- Skoro nie mają rannych, ani chorych, to chyba dobre wiadomości? Potrzymaj tutaj… - Lekarka podała mu rąbki kołdry, by pomógł przy jej "przewlekaniu" - Lepiej tak, niż cierpiący ludzie? - Dodała.
- Nie no jasne. Może nawet Yrgele ich leczy kto ich tam wie. Myślisz, że ona i Ismael to bardziej Romeo i Julia czy historia krwawej vendetty? - Lucas gadał i jednocześnie pomagał Orianie w ogarnięciu ich pokoju.
- Wybacz, ale nie wiem o kim mówisz… - Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco - Ale krwawa vendetta, nie brzmi dobrze… - Uśmiechnęła się, nawet w kąciku ust, pokazując czubek języka.
- Romeo i Julia to opowieść o parze kochanków z dwóch nienawidzących się rodzin. To moja analogia do aniołów i demonów. Vendetta to natomiast przysięga zemsty gdybym miał to wszystko opowiedzieć w uproszczeniu oczywiście. - Lucas wyjaśnił w kilku słowach o co chodzi.
- Rozumiem, rozumiem… - Mrugnęła do niego - A więc wracając do tematu… nie, nie wydaje mi się, żeby oni byli w jakikolwiek sposób połączeni ze sobą. Ot, dwa… dwie… nietypowe istoty, z… hmmm… innych "światów"? Ale wbrew pozorom, mające coś wspólnego…
- Nie daje mi spokoju, że są tak w gruncie rzeczy niedaleko od siebie. Jak na ten typ istot oczywiście. Stąd chodzi mi po głowie, że może łączy ich jakaś historia. Pewnie na wyrost ale lubię gdybać. Myślisz, że Yrgele może znać pochodzenie moich lub twoich mocy? Tacy jak my nabyli je przypadkiem czy to kawałek czegoś bardziej skomplikowanego. Przecież mnie nurtują dziesiątki takich pytań. - Lucas snuł rozważania. A Oriana jedynie znowu się uśmiechnęła, kręcąc głową.
- Za dużo myślisz. Za dużo się tym wszystkim przejmujesz… to nie jest… zdrowe - Wprost zachichotała - Lucas, kochany… co ma być, będzie. Dojdziemy do tego powoli, albo i nie. Ale nabawienie się nerwicy nic w tym nie pomoże.
- Myślę bo sprawia mi to radochę na swój sposób. Frank przyprowadzi kogoś kto zajmie się obrobieniem Tygrysa. - zmienił temat Lucas.
- Dobrze - Powiedziała krótko Oriana, miło się uśmiechając do Telepaty, po czym lekko zmrużyła oczka - Co byś powiedział na wspólną kąpiel?
 
Icarius jest offline  
Stary 16-06-2021, 11:27   #65
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Klara z dużą dozą entuzjazmu podeszła do możliwości kąpieli w wannie, a ten entuzjazm dodał jej sił do szybkiego uwijania się. Wanna pełna ciepłej wody, brzmiało jak spełnienie chwilowych marzeń. Po uzgodnieniu z Jamesem i Amy co i jak podreptała do kuchni szukać misek i garnków. W planach miała zagrzać tak dużo wody ją się da, a w międzyczasie napełniać wannę zimną wodą, żeby było trochę tej, trochę tej.
Amy jej w tym dzielnie pomagała, i nawet skołowała mydełko. W końcu, wanna była pełna, a nastolatka zamknęła drzwi łazienki na klucz…
Klara pochyliła się nad wanną by zamerdać jeszcze wodę ręką i ocenić jaka wyszła im temperatura.
- Jest idealna - stwierdziła krótko, po czym spojrzała na Amy. - A może wolałabyś sama? Bez towarzystwa? Nie pomyślałam by o to zapytać - zreflektowała się Klara, którą po prostu naszły lekkie wątpliwości.
- Eee tam… - Parsknęła śmiechem nastolatka, i w dwa szybkie ruchy, pozbyła się podkoszulka, świecąc nagimi cycuszkami - Dziewczyny się nie wstydzę - Dodała.
Wzrok Klary automatycznie prześlizgnął się po cycuszkach Amy. Czerwonowłosa przetarła dłonią czoło jakby się nad czymś zastanowiła, po czym sięgnęła do gumki na włosach by je rozpuścić.
- Rozumiem - powiedziała w końcu, szukając miejsca by móc odłożyć gumkę i resztę rzeczy, które musiała ściągnąć przed wejściem do wanny.
Amy w tym czasie, po prostu rozpięła szorty, i wraz z majtkami, zsunęła je w dół, a te wylądowały u jej kostek u nóg. "Wyszła" z nich, po czym lekko odkopnęła na bok. Stojąc już tak, golutka, spojrzała na Klarę.
- O! Tak cię jeszcze nie widziałam! Wyglądasz ładnie z rozpuszczonymi włosami - Powiedziała.
Klara widziała kątem oka, że Amy jest już rozebrana, dlatego nie spojrzała na nią, mimo komplementu jaki usłyszała. Uśmiechnęła się.
- Dziękuję. Lubię rozpuszczone włosy, ale w drodze nie jest to praktyczne, zwłaszcza, że nie są zbyt krótkie, a szkoda mi obcinać - odpowiedziała, po czym w końcu zdjęła górę swojego stroju.
Czarnowłosa miała tu jeszcze więcej tatuaży niż było widać ich gdy była ubrana. Stojąc bokiem do Amy zaczęła rozpinać stanik.
- Oj nie, nie, nie - Zaprotestowała Amy - Żadnego obcinania włosów… zgłupiałaś? - Zaśmiała się nastolatka, po czym stanęła obok wanny, nieco pochyliła, i zaczęła dłonią wodzić po wodzie - Ojej, aaaaale super. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam taką kąpiel…
- To wskakuj - zaproponowała Klara, odkładając stanik na resztę swoich rzeczy. Wciąż odwrócona od Amy zaczęła ściągać dół garderoby odsłaniając kolejne tatuaże.
Dwa razy nastolatce powtarzać nie trzeba było, i ta czym prędzej weszła do wanny, z przeciągłym "aaaaahhhhh" pełnym zadowolenia, w niej się kładąc na całej długości.
Czerwonowłosa guzdrała się jednocześnie dając Amy możliwość poleżenia tak chwilę. Dopiero gdy była już całkiem rozebrana odwróciła się by podejść do wanny. Uniosła na moment spojrzenie na Amy.
Klara chociaż nie miała teraz już ciuchów na sobie, wyglądała bardziej kolorowo niż w nich. Jej ciało bowiem było po prostu niemalże gdzie się dało ozdobione różnymi wzorami na co dzień przykrytymi ciemnymi ciuchami. Do tego te rozpuszczone czerwone włosy, które lekko falowały.
Gdy Klara zbliżyła się do wanny, Amy otworzyła jedno oczko. Omiotła ją z góry do dołu spojrzeniem… po czym zamknęła owe oko.
- Łał, ale ty kolorowa! - Powiedziała ciężarna… i nagle wysunęła obie dłonie w jej kierunku, udając iż łapie coś palcami - Wchodzisz? - Dodała z uśmiechem.

No tak… tylko jak. Skoro Amy leżała sobie w całej wannie.

- Posuń się trochę - poprosiła Klara dodając do tego uśmiech. - Faktycznie, jest tu trochę kolorów.
Po tych słowach wsunęła jedną nogę do wanny szukając nią wolnego do stanięcia miejsca. Głupio się czuła stojąc przed wanną, postanowiła więc zacząć się do niej pakować, jednocześnie ponaglając jakiś ruch u Amy, która w końcu przesunęła się do przodu, robiąc Klarze miejsce. Wychodziło więc na to, że ta miała usiąść za nią…
Nie wywołało to u Klary większego entuzjazmu, ale mogło być i tak. Lepiej w sumie za Amy niż przed. Usiadła prędko za dziewczyną. W momencie kiedy zanurzała się w wodzie by usiąść westchnęła.
- O tak, jest cieplutka - dodała w ramach wyjaśnienia.
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza… obie odprężały się w wodzie, obie się nieco myły. Było naprawdę miło i relaksująco.
- Mogę? - Spytała nagle Amy, i w sumie nie czekając na odpowiedź, odchyliła się w tył, kładąc na Klarze. Ich ciała przylgnęły do siebie, a nastolatka westchnęła zrelaksowana.
Zaskoczona czerwonowłosa nie zareagowała w żaden sposób. Jej oddech przyśpieszył kiedy Amy położyła się na niej plecami.
- Yyy… - tyle zdążyła odpowiedzieć. Ponieważ już się stało, zajęła się odgarnianiem włosów dziewczyny, by jej nie łaskotały. Jednocześnie zerkając zza niej na jej ciało.
- Miło, prawda? - Ciężarna zaczęła sobie leniwie oblewać brzuszek wodą - Tak bym mogła leżeć i leżeć… - Cichutko powiedziała.
Klara wsunęła jeszcze kosmyk włosów Amy za jej ucho, resztę ich układając po jednym boku ciężarnej.
- Jeszcze żeby ta wodą nigdy nie ostygła - powiedziała Klara, zamykając oczy i odchylając lekko do tyłu głowę. Chciała się zrelaksować.
- Mhmm… - Mruknęła Amy, również z zamkniętymi oczkami, prowadząc dłonie Klary na swój brzuszek. Leżały więc tak, pełne spokoju, i w ciszy…
- Będzie kopać? - szepnęła Klara, chociaż wiedziała, że Amy nie zna odpowiedzi. Jej dłonie rozgościły się na ciężarnym brzuszku. To było miłe. Czerwonowłosa przestała chwilowo stresować się nagością i bliskością Amy.
- Mhmm… - Mruknęła znowu(trochę bez sensu) nastolatka… i tak leżały, blisko siebie, wtulone, w ciepłej wodzie, czując wielką bliskość tej drugiej. Było po prostu… cudownie? Dziecko w brzuszku Amy poruszyło się tylko raz, wyczuwalnie dla Klary, zupełnie jakby i ono, oddało się w pełni relaksowi.
- Czułaś? - upewniła się leniwym tonem Klara. Jakiś włos Amy spadający z jej ramienia znów zagilgotał Klarę. W lenistwie i zapomnieniu czerwonowłosa przesunęła ku niemu dłoń, nie odrywając jej jednak od ciała Amy.
- Wiesz… to może i głupie… ale wydaje mi się, że dzieciątko cię lubi… - Szepnęła ciężarna, kładąc swoje dłonie, na dłoniach Klary, ponownie leżących na jej brzuszku.
Klara zaśmiała się krótko.
- Dzieci mnie z reguły lubią - odpowiedziała jej towarzyszka - wie pewnie, że to ciocia "dobra zabawa".
Amy cichutko się zaśmiała.
- Ciocia… - Powtórzyła. I nagle "odkleiła" się od Klary, po czym zaczęła przed nią gramolić… między jej rozchylonymi nogami, gdzie w końcu przyklęknęła, zwrócona już twarzą w twarz.
- Ja też cię lubię - Szepnęła, kładąc obie dłonie na ramionach Klary, patrząc jej prosto w oczy.
Klara cieszyła się, że nie zeszła jeszcze na zawał.
- Aha - powiedziała, bo nie do końca wiedziała o co Amy chodzi, a chwilowo musiała poprowadzić walkę z tym by nie peszyć jej spojrzeniem tam gdzie nie trzeba. - Ja ciebie też lubię - powtórzyła Klara - mam nadzieję, że twój maluszek będzie mógł rosnąć w jakimś miłym miejscu, gdzie będziesz szczęśliwa - dodała do tego minę dobrej cioci.
- Jeśli ty tam będziesz, to tak… - Powiedziała Amy, i tak po prostu, wśród miłego uśmiechu, przytuliła się do Klary, kładąc policzek między jej piersiami. Przylgnęła do niej mocno, dłońmi obejmując ją gdzieś za plecy, już pod wodą.
Klara przez chwilę milczała skupiając się na własnym oddechu.
- Amy… - zaczęła w końcu - chętnie zabrałabym cie do naszego miasta, wiesz? Odwiedzałabym cię i robiła za najlepszą ciocie świata. To w miarę bezpieczne miejsce. Tylko my jeszcze nie wracamy, zanim będziemy wracać czeka nas jeszcze spory kawałek niebezpiecznej podróży. Ale nie martw się, tu jeśli nie będziesz chciała, nie zostawimy cię. Okej?
- Klara wysnuła, że daje Amy jakąś namiastką poczucia bezpieczeństwa, przez którą dziewczyną po prostu przykleja się do niej, nie zdając sobie sprawy, z czegoś, co Klara być może powinna jej była wcześniej powiedzieć. I teraz, właśnie przez to, Amy jeszcze bardziej zaczęła jej przypominać ją samą, kiedyś dawno temu.
- Mhhhmmm… - Mruknęło dziewczę - Jakbyś chciała… wiesz… ja bym mogła… z tobą… na koniec świata… - Szepnęła.
- Amy, Amy… - Klara pogłaskała ją po głowie - a ja bym wolała żebyś była bezpieczna, a kiedy wrócę z końca świata pomogłabym ci się ustatkować.
Usta Amy pocałowały nagle skórę Klary. Delikatnie, spokojnie, między piersiami, tak jak leżała tam nastolatka twarzą. Po chwili pojawił się kolejny pocałunek, już nieco skierowany w kierunku prawej piersi. I kolejny. Delikatny… ulotny. Zdecydowanie jednak zmierzający do mięciutkiej półkuli.
Czarnowłosa miała coś powiedzieć, otworzyła usta, ale one nic nie powiedziały. Mięciutkie wargi przesuwały się zaś po jej ciele, wprost centymetr po centymetrze, do celu. Kolejny pocałunek, i kolejny… w miękkość jej cycuszka, coraz bliżej i bliżej budzącego się suteczka, twardniejącego z każdą sekundą.
- Amy… co robisz… - udało się wyszeptać Klarze, która walczyła ze swoją silną wolą. Odpowiedzi jednak nie było. Za to języczek, dopadł nagle stwardniałego suteczka, po czym liznął go powolutku, przeciągle, i nawet zatoczył po nim kółeczko.
Klara "ochnęła", miała też głębokie postanowienie przerwać te tańce Amy i zapytać dlaczego to robi. Miała. Ale dopiero zaraz. Na razie delektowała się uczuciem jakie rozlało się po jej ciele.
To był jednak dopiero początek niespodziewanych zabiegów, stosowanych na czerwonowłosej… jednocześnie bowiem z ustami, zamykającymi się na jej sutku, jedna z dłoni Amy ześliznęła się po ciele Klary, prosto między jej rozwarte uda. Palce pod wodą zaczęły pocierać o muszelkę, szukając wejścia…
Dłoń wytatuowanej kobiety przesunęła się po głowie Amy, zahaczyła o jej ramię, przesunęła się pod brodę dziewczyny i lekko gestem próbowała unieść jej twarz, tak by sprowokować Amy na spojrzenie w swoje oczy.
Tym razem Klara nie potrafiła powstrzymać emocji i jej spojrzenie było inne, nie patrzyła teraz na nią jak na dziewczynę w ciąży, której nie chce zawstydzić spojrzeniem, tylko jak na nagą kobietę przed nią.
- Robisz to bo wydaje ci się, że ja chcę, czy dlatego, że sama chcesz? - zapytała łagodnie. Nie chciała być tą osobą z którą ktoś sypia tylko dlatego, że czuję się trochę bezpieczniej. A to był ostatni moment by o cokolwiek zapytać i poddać wątpliwością to co ciężarna zaczęła.
- Ja… ummm… - Podtrzymywana twarz w dłoni Klary, przez moment patrzyła czerwonowłosej prosto w oczy, ale po chwili wzrok Amy uciekł gdzieś w bok. Podobnie zresztą, jak jej paluszki pod wodą, które przestały dotykać swymi czubkami bardzo wrażliwych rejonów Klary.
- Amy, jesteś piękna. Brałaby cię tu i teraz, nie pomyliłaś się. Dla przyjemności. Dla przedłużenia tych miłych chwil. Niezobowiązująco. Ja pytam o to, bo chcę żebyś wiedziała, że dbam o ciebie i nie potrzebuję odwdzięczenia się, ani nic z tych rzeczy. Bezinteresownie, po prostu cię lubię - wyjaśniła Klara gładząc dziewczynę po policzku, która zrobiła smutną minkę. Położyła powoli znowu głowę między piersiami Klary, i tak po prostu leżały w ciepłej wodzie, przytulone do siebie. A serce wytatuowanej dudniło w szybkim tempie… które powoli się jednak zaczęło uspokajać.
Klara trochę żałowała. Miała ochotę, po prostu miała ochotę… a Amy sprawiła, że napięcie w jej ciele wzrosło i nie miało ujścia. Wanna pełna ciepłej wody, miłe miękkie ciało dziewczyny i delikatny seks. O tak… a z drugiej strony, Amy? Nastolatka z brzuchem. To nie był typ Klary. Wytatuowana czuła, że Amy nie jest taka jak ona. Cieszyła się więcej jednocześnie, że nie została drugim Edem, ani drugim Olkiem. Nie chciała jej wykorzystywać. Znalezienie Amy bezpiecznego miejsca to by było coś. Woodbury to by było coś, ale przed nimi długą drogą nie w jego stronę. ...
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 16-06-2021, 14:16   #66
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W scenach wystąpiły - Wiła (jako Klara) i Buka (jako Amy) ;)

Wizja kąpieli przemawiała do Jamesa, więc gdy tylko wanna była wolna, wybrał się do łazienki.
Klara zgodnie z obietnicą uszykowała kąpiel dla Jamesa. Nie była to już zupełnie świeża woda, bo łatwiej było odlać część po dziewczynach i dopełnić resztę ciepłą, której gotowanie trochę trwało. Pachniała więc lekko mydłem, którego używały, a które leżało teraz swobodnie na obudowie wanny.
Zresztą Klara pachniała tak samo, z jeszcze mokrymi rozpuszczonymi włosami. Nie ubrała się jeszcze w swój zwyczajowy podróżny strój. Zamiast tego paradowała w długim podkoszulku.
James uniósł lekko brwi... i zlustrował ją od stóp po czubek głowy.
- Jest pół na pół - powiedziała stając w drzwiach od łazienki, twarzą do mężczyzny - ale ciepła i przyjemna, mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to.
- To, że jest ciepła, czy to, że w połowie używana? - spytał żartobliwym tonem.
Klara przewróciła oczami.
- To, że jest ciepła to jej zaleta - odpowiedziała dziewczyna, czekając aż James wejdzie do środka łazienki.
- Wiem przecież, wiem - powiedział.
Wszedł, po czym zaczął ściągać koszulę.
- Czy możesz zamknąć drzwi z jednej ze stron? - spytał. - Nie chciałbym siać powszechnego zgorszenia - zażartował.
Klara zgodnie z jego prośbą zamknęła drzwi, ale uprzednio zrobiła krok by znaleźć się wewnątrz łazienki. Przekręciła klucz w zamku, co James skwitował krótkim, acz nieco zaskoczonym spojrzeniem. Nic jednak nie powiedział. Odwiesił koszulę i zaczął ściągać buty i spodnie.
Czerwonowłosa usiadła na framudze wanny, ale tak by James swobodnie mógł do niej wejść, po jednym z jej boków. Założyła nogę na nogę. Obydwie były mocno i kolorowo wytatuowane. Nowy strój odsłonił więcej obrazów na ciele dziewczyny.
- Nie licz na nic, w dziewięćdziesięciu procentach wolę kobiety - powiedziała Klara, czując że należy wyjaśnić czemu została - chcę zamienić kilka słów.
Zabrzmiało to dość groźnie, ale James nie wyglądał na przejętego.
- Domyślam się, że nie należę do brakujących dziesięciu procent - odparł.
Stracił trochę czasu na obejrzenie paru rysunków, a potem rozebrał się do końca i wszedł do wanny.
- A zatem? - spytał, chwytając równocześnie za mydło.
- Chodzi o Amy - powiedziała Klara, wyciągając rękę w stronę dłoni Jamesa, w której trzymał mydło. - Chciałabym ją zabrać do Woodbury.
- No i? - James nie bardzo rozumiał, w czym tkwi problem. - To raczej powinnaś pogadać z Lucasem. Ja nie mam nic przeciwko Amy.
- Żyjemy w demokracji - odparła dziewczyna zabierając mu mydło - chciałam sprawdzić co o tym myślisz ty. Bo zdanie Lucasa znam, zanim zapytam, wątpię żeby mnie pozytywnie zaskoczył, a Oriana pytała się mnie, czy mogę ją zabić, wtedy jeszcze w lesie. Więc mogę podejrzewać co ona na to.
- Oriana chciała, żebyś ją zabiła? - James nie potrafił jakoś w to uwierzyć.
- Też mnie to dziwi. Może chciała tylko mnie sprawdzić mówiąc to? A może tak bardzo dotknął ją czyn Amy. Nie wiem. Chciałabym zakładać to pierwsze, ale tak właśnie o to mnie pytała - przyznała Klara namydlając dłonie, by zaraz po tym zacząć szorować plecy Jamesa.
- To miłe... - skomentował działania Klary.
- Też mam taką nadzieję, że cię tylko sprawdzała - wrócił do właściwego tematu. - Krwiożercza Oriana? Nie do wiary... Musiałabyś zatem przekonać Boba.
- Ale jest jeszcze jeden minus - mówił dalej. - Przed nami dość trudna podróż. A Amy będzie coraz trudniej. Mówią co prawda, że ciąża nie choroba, ale ona jest strasznie młoda. A facet, co jej zrobił dziecko, to jakiś sukinsyn.
- Wiem. A w dodatku prawdopodobnie ma w ciele niewyjętą kulę - przypomniała Klara. - Gdybyśmy znaleźliśmy jej faktycznie w miarę bezpieczne miejsce i w drodze powrotnej wrócili po nią? - zapytała, szukając rozwiązania, to zresztą od dawna chodziło jej po głowie.
Czerwonowłosa kontynuowała szorowanie pleców, schodząc teraz w dolne partie.
- Ale znajdź takie... - James był pełen wątpliwości. - To więzienie, czy raczej byłe więzienie, wydaje się bezpieczne, ale mimo wszystko nie chciałbym jej tu zostawiać. No chyba żeby bardzo chciała. Naprawdę bardzo.
- Mam tylko nadzieję, że Lucas nie zacznie jej do tego przekonywać - dodał, z wyraźną niechęcią w głosie. - Jestem pewien, że to przyjdzie mu do głowy.
- Wydaje się bardzo bezpieczne. Tak bezpieczne, że ciągle ma się przeczucie, że zaraz coś się stanie, prawda? Czy tylko ja odczuwam niepokój gdy coś jest zbyt piękne? - zapytała Klara. Dziewczyna przejechała teraz mydłem po szyi Jamesa próbując doczyścić resztki zaschniętej krwi w jej okolicach i okolicach uszu. Musiało łaskotać.
- Bardzo miłe.... - stwierdził James. - Zamawiam, przy okazji, powtórkę. Jak sądzisz, moglibyśmy zrobić małe pranie?
- A ta cisza i spokój są faktycznie niepokojące. Z tym, że niekoniecznie w tym momencie musi się wszystko zawalić. Jak ci się podoba Yrgele? - przeskoczył na kolejny temat.
- Piękna i niebezpieczna, jest w tym coś? - Klara zaśmiała się. - Zakładam, że nie o to pytasz. Nie wiem. Anioły i demony, nie rozumiem ich i za mało o nich wiem. Wygląda na kogoś, kto inaczej patrzy na świat niż reszta gatunku. Zakładam, że o czymś nie wiemy. Mam wrażenie, że zaczynają szukać dla siebie miejsca na Ziemi, wśród nas ludzi.
Klara skończyła mycie szyi, przyglądała się teraz chwilę szukając miejsca, którym mogłaby się jeszcze zająć.
- Właśnie o ten pierwszy aspekt mi chodziło. - Uśmiechnął się. - W końcu wolisz kobiety, więc byłem ciekaw twego punktu widzenia. Może, nie mogąc wrócić do domu, faktycznie szuka miejsca wśród ludzi. Tak jak paru innych z obu gatunków. Ale nie wiem, czy mają tego typu potrzeby - dodał.
Uklęknął.
- Dalej mogę się sam umyć, no chyba że stale chcesz mi pomagać... - zawiesił głos.
Klara wyciągnęła do niego dłoń z mydłem, chcąc je oddać. Pierwszy raz z umiarkowana ciekawością przesuwając wzrokiem po ciele Jamesa.
- Interesujące - powiedziała wracając wzrokiem do jego twarzy - powinniśmy teraz rozmawiać o zagrożeniu i zaufaniu do demonicy, a mam wrażenie, że rozważamy… czy któreś z nas poszłoby z tą demoniczną pięknością w tango gdyby tego chciała. Sam powiedz, to szaleństwo czy ludzka ciekawość? - Czerwonowłosa uśmiechnęła się lekko.
James namydlał się, jakby nie przejmując się obecnością Klary.
- Piękna kobieta - powiedział. patrzył na Klarę, ale można było sądzić, że nie o niej mówi. - Kusząca wizja. Bardzo kusząca. Może razem pójdziemy z nią porozmawiać?
Spojrzał na swą rozmówczynię z wyraźnym zainteresowaniem.
Klara uśmiechnęła się krótko.
- Obawiam się, że większość jest ciekawa rozmowy z nią, a ona może mieć do tego ograniczoną cierpliwość - odparła Klara. Wstała też z brzegu wanny na nogi, wyglądało na to, że zbiera się do wyjścia. - Ale wiesz, zdaje się, że demonica umie czytać w myślach, więc jakby co spróbuj intensywnie o tym myśleć - powiedziała żartobliwie.
- Razem, to znaczy ty i ja - sprecyzował. Zanurzył się w wodzie i spłukał mydło. - W dwójkę, zanim Lucas zniechęci ją całkiem do rozmów - dodał nie do końca żartobliwym tonem. Ale parę innych rzeczy też mnie interesuje, nie tylko jej stosunek do... niektórych zachowań.
- Lubię filozoficzne rozważania Lucasa - odpowiedziała Klara kładąc dłoń na klamce - myślę, że może wnieść coś ciekawego od tej strony przy takiej rozmowie. Powiedz jak skończysz, zajmę się praniem w wodzie po tobie.
- Za parę chwil - odpowiedział. - I dziękuję.

Gdy Klara wyszła, James umył jeszcze głowę a potem wyszedł z wanny. Wytarł się do sucha, a potem półnagi, zawinięty jedynie w ręcznik, ubrał buty i ruszył do swego pokoju, po drodze informując Klarę o tym, że łazienka jest już wolna.


Jakiś czas później...


Amy kręciła się po kuchni, ubrana jedynie w dłuuuugą do połowy uda koszulkę, i wyjątkowo miała założone klapki na stopach. Miała również jeszcze odrobinę wilgotne włosy po kąpieli…
Segregowała żywność całej ekipy, jednocześnie i przygotowując chyba dla wszystkich kolację… kroiła właśnie wielkim nożem wojskowym jakieś grzybki(?) które pochodziły najprawdopodobniej z jednej z puszek. Coś sobie cichutko nuciła pod nosem.
- Odświeżona, aż blask od ciebie bije - zażartował James wchodząc do kuchni. Też był odziany dość swobodnie - t-shirt i szorty, na nogach jednak miał normalne buty. - Pomóc ci w czymś?
Klepnąłby ją na powitanie w pupę, ale kobieta w ciąży, z wielkim nożem, różnie mogłaby zareagować.
- Hmm? A no, cześć! - Spojrzała na niego, i się przelotnie uśmiechnęła - No jak chcesz, to talerze by trzeba przemyć, bo zakurzone… - Wskazała tym wielkim nożem na jakąś szafkę.
- I jak ci się tu podoba? - spytał, podchodząc do wskazanej szafki. - Przyjemne miejsce na parę chwil odpoczynku?
Wlał trochę wody do miski, dolał czegoś, co - sądząc po etykiecie - wyglądało na płyn do mycia naczyń, a potem wyjął skromny stosik talerzy i postawił obok miski. A potem, zamiast zabrać się za zmywanie, podszedł do dziewczyny i stanął za jej plecami. Nawinął na palce kosmyk włosów o barwie starego złota.
- Gdyby nie ta baba-demon to… - Amy zachłysnęła się powietrzem, i znieruchomiała, gdy James stanął za nią - Emm…
- Czy ty się mnie boisz? - spytał cicho.
- Nie no… - Odparła równie cicho - A… mam… mieć? - Dodała, lekko odwracając głowę, i próbując na niego zerknąć.
- A dlaczego miałabyś? - pytaniem na pytanie odparł james, po krótkiej chwili potrzebnej na zrozumienie wypowiedzi. - Nie biję kobiet - zapewnił. Cmoknął ją lekko w policzek. - Szczególnie uzbrojonych w taki wielki nóż - wyszeptał jej do ucha.
- A...haaa… - Pisnęło dziewczę, i rozległ się mały brzdęk, odkładanego noża. Gdy zaś James szeptał jej do uszka, Amy przeszły dreszcze. - Ale… kobiet się nie bije, tak? - Dodała.
- Chyba że mają dwa latka i coś zbroiły - odparł James. - A tak to najwyżej delikatnie klepie po pupie.
Co zademonstrował. Bardzo lekko. I nawet największa feministka nie uznałaby tego za bicie.
- Och - Wydobyło się z ust nastolatki, gdy ją klepnął po tyłku - A co jeszcze robisz… albo i nie robisz kobietom? - Spytała, nie ruszając się o centymetr.
- Na przykład całuję tu... i tam... - odparł, po czym lekko cmoknął ją w szyję. Delikatnie, w okolicach ucha.
- Mhm… - Mruknęła miło Amy, kładąc obie dłonie na blacie. Jej tyłeczek… powolutku, nieco się wypiął - I co jeszcze? - Szepnęła.
- Masz piękne piersi... - wyszeptał jej do ucha, czując że szorty robią mu się jakoś za ciasne. Uznał równocześnie, że nie wystarczą same słowa i wnet biust dziewczyny znalazł się w jego dłoniach. A że stał bardzo blisko, Amy mogła poczuć, jak na niego działa jej wypięty tyłek.
- Och… - Znowu cichutko pisnęła-jęknęła, gdy dłonie Jamesa złapały jej piersi, a on sam przylgnął do niej biodrami. - Masz… tam… nóż? - Parsknęła, czując coś twardego na swym tyłku.
- Duży.... - zapewnił. - Chcesz zobaczyć? - spytał cicho, wciąż ugniatając lekko piersi dziewczyny.
- Mhmm… tak… pokaż… - Odparła, minimalnie nawet pupą pocierając się o niego.
- To się obróć i sama zobacz... - zaproponował, odstępując od niej o krok, nie myśląc nawet o tym, że ktoś może wejść do kuchni. Amy więc się odwróciła, z zarumienionymi policzkami, po czym spojrzała najpierw Jamesowi w twarz, a następnie jej wzrok przesunął się po nim w dół jego ciała.
James uniósł nieco koszulkę, odsłaniając naprężone szorty.
- Możesz sama sprawdzić - powiedział, dając jej szansę na wycofanie się. Amy oparła się tyłkiem o blat, po czym położyła na nim obie dłonie po bokach swojego ciała. Przyglądała się Jamesowi przymrużonymi oczkami, i z jakimś takim… lubieżnym uśmieszkiem.
- No miałeś pokazać, ta… James… - Powiedziała cichym tonem.
- To może ty też pokażesz...? - zasugerował, lecz nie czekając na spełnienie propozycji opuścił nieco szorty, uwalniając gotowy do działania, sporych rozmiarów "nóż".
- No no, niezły ten nóż… - Uśmiechnęła się nastolatka, kiwając głową, po czym figlarnie przyłożyła paluszek do ust.

- Chciałbyś… chciałbyś mnie nim dziabnąć? - Spytała kokieteryjnym tonem.
- Taka śliczna dziewczyna... Oczywiście... - "Oręż" Jamesa stanowił widoczny dowód prawdziwości tych słów. W tym czasie, ciężarna szybko rozglądnęła się.
- Ale jak nas tu ktoś zobaczy… - Powiedziała przyjętym głosikiem.
- To zobaczy... - odparł James, mając w nosie ewentualnych świadków. - To chodźmy do sypialni - zmienił zdanie. Cóż... w zasadzie nie robili nic złego, ale po co cały świat miał o tym wiedzieć.

Amy przytaknęła kiwnięciem głowy, po czym wprost chichocząc, potuptała do sypialni…
James, podciągnąwszy spodnie, poszedł szybko za nią, w ostatniej chwili zmieniając kierunek wędrówki dziewczyny na jego sypialnię. Wolał nie myśleć, co by mu zrobiła Klara, gdyby zastała go baraszkującego z Amy na jej łóżku.
Gdy byli w końcu gdzie trzeba, zamknął drzwi na klucz… a nastolatka już zrzuciła ze stópek klapeczki, po czym jednym ruchem, łapiąc za dół długiej koszulki, ściągnęła ją. Nie. Miała. Majteczek.

Golutka, i chichocząca, położyła się na łóżku na plecach, po czym bezwstydnie rozchyliła przed Jamesem uda, ukazując mu swoją dosyć owłosioną cipkę
Jamesa zamurowało. Czegoś takiego się nie spodziewał... Ale widok nie odebrał mu ochoty na "dziabnięcie Amy". Ściągnął buty, szorty, a po pozbyciu się koszulki uklęknął przy łóżku, przez moment wpatrując się w ukazane w pełnej krasie wdzięki. A potem przysunął się i polizał dziewczynę... ta zaś pięknie zajęczała, drżąc na całym ciele od jego pieszczot.
- Och… och… taaaak… taaak… mmmm…
Zabrzmiało to w uszach Jamesa jak piękna muzyka, więc powtórzył pieszczotę, a że Amy wyglądała na spragnioną pieszczot, dołączył do języka i palce, by spotęgować doznania. Nastolatka doszła do spełnienia ledwie w 3 minuty. I to naprawdę obfitego, bardzo mokrego spełnienia. Leżała, podrygując jeszcze od czasu do czasu na całym ciele, ciężko oddychając, i… masując sobie swoje piersi.
- Mmmm - Mruczała z zamkniętymi oczkami.
Największy nawet ciołek pojąłby, że Amy została zaspokojona, a James - nie...
Usiadł na łóżku, obok dziewczyny, i zaczął zataczać palcami kółeczka między jej piersiami, A potem pocałował ją w szyję, w okolicach ucha.
- Żyjesz? - spytał cicho.
- Tak… tatusiu… - Szepnęła Amy. I nagle otworzyła oczy. Poczerwieniała na twarzy jak pomidor. Powoli, bardzo powoli, odwróciła twarz w kierunku Jamesa.
A ten, bez słowa, wpatrywał się w nią, oczekując wyjaśnienia.
- Ja… - Zaczęła niepewnym tonem nastolatka, z migoczącymi oczkami. I nic nie wyjaśniła. Spoliczkowała za to wyjątkowo lekko Jamesa. A potem wpiła się swoimi ustami, w jego usta, łapczywie pragnąc pocałunków. Jej drżąca dłoń zaś powędrowała do "noża" mężczyzny, na którym zaczęła powoli ową dłonią poruszać.
Przez głowę Jamesa przeleciał milion myśli, parę klocków układanki wskoczyło na swoje miejsce,a chęci na ciąg dalszy igraszek na moment nieco się zmniejszyły... Wnet jednak odpowiedział na pocałunki, a jego dłoń wcisnęła się między ich ciała i sięgnęła do piersi dziewczyny... w dość mocnej, ale nie brutalnej pieszczocie.
- Ahh… - Cicho jęknęła nastolatka, gdy łapa Jamesa ugniatała jej cycuszek, nadal go jednak łapczywie całowała, i dłonią pieściła jego męskość…
- Zejdę na dół - Powiedziała w końcu, po paru dłuższych chwilach.
- Chcę w ciebie wejść... - odparł. - Teraz...
Nastolatka znieruchomiała. Spojrzała Jamesowi prosto w oczy. Uśmiechnęła się.
- Dobrze - Szepnęła, i położyła się ponownie całkiem na plecach, znowu rozchylając nóżki, i czekała na niego...
Skorzystał z zaproszenia, ale mimo chęci nie zaatakował z zapałem. Wsunął się w miarę ostrożnie, wśród jej przeciągłego jęku... i zaczął się poruszać. Amy objęła go automatycznie nogami na biodrach, a jej duże cycuszki tak pięknie falowały z każdym pchnięciem…
- Mmmhhh, mhhhh, o tak, mhhh - Pojękiwała cichutko, palce dłoni wbijając w pościel. Wpatrywała się przy tym w Jamesa, z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
James powoli zatracał się w przyjemności, pamiętając jednak o tym, że musi być ostrożny... Oparł się mocniej na rękach, pchnął nieco mocniej, ciut głębiej... i jeszcze raz, i jeszcze... ignorując bolące kolano.
- Ahhh… mocniej… złap mnie za biodra… mocniej… ahhh… - Jęczała Amy, nagle łapiąc palcami własne suteczki, zaczynając je… dosyć brutalnie ciągnąć.
- Mocniej ty… ahhhh…
- Twoje dziecko... - odparł, spełniając jednak prośbę dziewczyny. I wbijając się głębiej... choć zostawiając sobie jeszcze trochę zapasu.
- Nie… pierdol… tylko… pierdol… mnie… - Wyjęczała Amy, za każdym razem, gdy w nią wchodził mocno i głęboko. Zaczęła również nagle powoli podnosić, oraz rozchylać nogi na boki. Najwyraźniej była blisko.
James przestał się hamować, wbijając się w dziewczynę raz za razem, spełniając wypowiedzianą przed momentem prośbę. Pochwycił ją za kostki u nóg, nie myśląc nawet o tym, że może zostawić siniaki na zgrabnych dziewczęcych nóżkach.
- Taaaak! Taaaak! Aaaaaahhhhh! - Krzyki(!) rozkoszy Amy były zdecydowanie zbyt głośne, gdy osiągnęła kolejny orgazm, wprost rzucając się na łóżku. W tym momencie doszedł i James, który wpompował w nią swoje nasienie… oboje na chwilę nawet zamarli bez ruchu. A potem Amy zwiotczała, leżąc tak przed nim, ciężko oddychając, spocona i jakby szczęśliwa. Spojrzała na niego przelotnie półprzytomnym wzrokiem…
James osunął się na łóżko, obok niej. "No, mała, wiesz, jak dogodzić facetowi", pomyślał, równocześnie próbując odzyskać oddech.
- Ale będzie awantura... - Uśmiechnął się do Amy, po czym delikatnie musnął ustami jej policzek.
- Mam to… w dupie? - Szepnęła, i zachichotała, i nagle odepchnęła go od siebie, by leżał.
- No to pokaż... - powiedział, posłusznie obracając się na plecy… i zarobił tym razem "plaskacza" w tors. Po chwili, gdy nastolatka się gramoliła, w miejscu gdzie go pacnęła dłonią, pojawiły się jednak jej usta. Pocałowała go w tors. A potem brzuch. A potem przeszła niżej, zalegając na jego biodrze, gdzie tak leżąc twarzą… wzięła sobie dłonią nagle jego podrygującego jeszcze minimalnie penisa, po czym zaczęła go ssać, łykając "resztki", jakie zostały… leżeli tak dłuższą chwilę.
James rozkoszował się tym momentem, dłonią delikatnie gładząc prawie na oślep głowę i ramię Amy.
- Szkoda, że nie możesz zostać na noc - powiedział cicho.
Ponownie ją pogłaskał, a potem skubnął palcami jej ucho.
- Ał - Ciężarna drgnęła, i… nagle kopnęła lekko, palcami lewej stopy, Jamesa gdzieś po prawej skroni.
- Nie bądź taki pewny… - Powiedziała, po czym naprawdę leciutko ugryzła ząbkami napletek mężczyzny - Może zrozumie… - Dodała.
- Auć... Kto, co...? - On z kolei nie zrozumiał.
- Kto, co… jajco. Klara - Powiedziała w końcu nastolatka.
- Chcesz wysłać Boba do jej łóżka? - James uniósł lekko głowę.
- Kurwa mać… - Żachnęła się nastolatka - Klara powinna zrozumieć, jak bym tu nocowała - Wyjaśniła mu już dobitnie Amy.
- Bob nie będzie ci przeszkadzać? - wyjaśnił z kolei James.
- Niech se śpi gdzie indziej? - Odparła nastolatka - No chyba, że chcesz, żeby i on… - Nie dokończyła i zachichotała - No chyba, że wy obaj… - Zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Nie, nie... aż takimi przyjaciółmi nie jesteśmy - skłamał James, zastanawiając się, jak ciekawe musiało być życie seksualne (bardzo młodej jak by nie było) dziewczyny. - Masz ochotę na coś jeszcze...? - zmienił temat.
- Muszę siku… - Odpowiedziała, po czym ucałowała czubek "noża" a potem klepnęła Jamesa po biodrze, i zaczęła się gramolić na łóżku.
James z zainteresowaniem obserwował poruszające się niemal przed jego nosem krągłości, a gdy tylko trafiła się okazja, poklepał dziewczynę po pupie.
- Wracamy potem do kuchni? - spytał leniwym głosem, unosząc się na łokciach.
- No chyba? - Powiedziała ciężarna, zakładając koszulkę. I spojrzała w dół, na swoje uda…
- Cieknie ze mnie - Zachichotała, a James wyraźnie widział spływające po jej nogach pozostałości jego odwiedzin. - Potrzebuję majtki… - Dodała Amy, i nagle zgarnęła kropelkę z ud paluszkiem, po czym ów paluszek wpakowała do ust.
James nawet nie mrugnął okiem - zapewne dlatego, że został zdecydowanie zaskoczony i nie do końca wierzył własnym oczom.
- Mi się podobasz bez - stwierdził - ale rozumiem. - Uśmiechnął się do Amy.



Gdy dziewczyna poszła poleżał jeszcze chwilę, a potem wstał i doprowadził się do porządku.
Nie bardzo wiedział, co myśleć o Amy. Ale był pewien, że nastolatka nieraz jeszcze go zaskoczy.
Czy jednak zawsze pozytywnie? To było pytanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-06-2021, 20:00   #67
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Kolejne kilka godzin w nowym miejscu minęło spokojnie. Towarzystwo oddało się różnym zajęciom, odprężając po trudach podróży, i tym, co przeżyli. Wraz z biegiem czasu, jaki spędzali w więzieniu, dało się zauważyć więcej ludzi, kręcących to tu, to tam, oddających się swoim zwyczajowym, chyba codziennym sprawom. Były nawet i dzieci, Yrgele więc nie kłamała…

Bob kręcił się przy obu pojazdach, doglądając je, i sprawdzając czy z cholibną chłodnicą Forda na pewno wszystko w porządku.

Lucas i Oriana zniknęli najpierw w jednej z łazienek, a później w jednej z sypialni…

Amy kręciła się po kuchni, sortując zapasy żywności OD WSZYSTKICH(w tym i swoje), powoli chyba przygotowując nawet jakąś kolację. James towarzyszył jej, lecz trudno było ocenić, czy pomaga, czy może bardziej przeszkadza.

Klara siedziała na werandzie przed domem, na ławeczce wiszącej na łańcuchach, przyglądając się leniwym wzrokiem okolicy.
Popijała przy tym wodę ze szklanki. Była boso, jak wcześniej Amy, gdyż przyszło jej do głowy, by spróbować z tą trawą, ot takie małe szaleństwo. Nieopodal Klary wisiało rozwieszone pranie. Wyprała co trzeba swoje, Amy, Jamesa a nawet Boba(?). Chociaż jej włosy już wyschły, jeszcze ich nie związała. Odczuwała spokój i z przyjemnością obserwowała pojawiające się tu i ówdzie dzieci.
Chwilę tego błogiego relaksu, zakłóciło nagle małe wydarzenie. Z budynku, gdzie wcześniej spotkali Yrgelę, w niebo wystrzeliła czerwona, skrzydlata postać, by po krótkim locie, opaść do innego, oddalonego jedynie o jakieś 200 metrów. Wzbudziło to chyba ciekawość Klary…
Faktycznie, Klara zaczęła zastanawiać się co się dzieje. Odstawiła kubek obok siebie i zeszła z werandy, by móc z daleka zerknąć na owy budynek a przy okazji zrealizować swoją myśl o chodzeniu boso po trawie.
Uczucie było miłe, naprawdę… stopy lekko łaskotane przez ździebełka, poczucie wolności, jakby i lekkiego, nieco figlarnego, napięcia seksualnego… tak, to było zdecydowanie miłe. Miłe i uwalniające, zarówno ciało i duszę. Stopy Klary praktycznie same niosły ją do nowego budynku. Z daleka zaś było już widać, iż ruina jest zdecydowanie mocno zarośnięta.
Krocząc, sama w sumie nie wiedziała gdzie dokładnie i po co, rozejrzała się po bywających tu i tam ludziom, czy ktoś jeszcze zwrócił uwagę na lot demonicy, czy dla miejscowych było to normalne.
Nikt się jednak Klarą nie przejął… miejscowi nadal zajmowali się swoimi sprawami, a jeden z nich, oddalony nawet i o dobre 200-300 metrów, pozdrowił ją machaniem ręki. Powolutku zmierzchało…
Klara stanęła w końcu przed ruinami. Po co tu przyszła? Może to ciekawość, nie wiedziała, ale właśnie z jej wyrazem zaczęła przyglądać się murom, szukając w nich czegokolwiek nadzwyczajnego, próbowała też odgadnąć jego przeznaczenie.
Kiedyś to chyba była jakaś hala… albo kościółek? Nie… brakowało szpicy. Zdecydowanie jakiś budynek gospodarczy… dziury w ścianach, pewnie i w dachu. Chociaż wejście wyglądało na całe, wszystko jednak bardzo, bardzo mocno zarośnięte… o wiele bardziej, niż inne, opuszczone tutaj budynki.
Klara zrobiła krok do tyłu, miała przecież nie szukać kłopotów, nie zaburzać spokoju, odpocząć. Zamiast jednak odejść omiotła spojrzeniem dziury w ścianach, zostawiając się, czy przez którąś z nich nie byłoby możliwe podejrzenie wnętrza.

W końcu jednak jakąś myśl pchnęła ją ku głównym drzwiom. Co ona tu robi? Zwiedza ruiny! No, coś w tym stylu… powoli i niewiele myśląc weszła przez rozwalone drzwi...

***

Wewnątrz całość nie prezentowała się o wiele lepiej… jednak były tu widoki, które mimo wszystko, lekko zaparły dech w piersi Klary.




Piękny, naturalny ogród, wypełniający cały budynek. Trawa, mech… kwiaty… zwisające bluszcze… miejsce te było zdecydowanie "dzikie", jednak na swój właśnie pierwotny sposób było piękne. I z każdym małym kroczkiem, jaki postawiła wewnątrz owego ogrodu, natura znowu pieściła jej bose stopy w ten niezwykły, miły sposób…
To miejsce było niezwykłe. Nogi Klary same zapuściły się do wnętrza. Dopiero po chwili dziewczyna zatrzymała się. Jakiś cichy głosik w jej głowie oznajmił jej, że nie powinna. Rozejrzała się jeszcze raz w około siebie, już myśląc o powrocie, ale jej wzrok zatrzymał się na pięknych fioletowych kwiatach rosnących tuż obok miejsca w którym stała. Uśmiechnęła się na ich widok, na jej prawej łydce były narysowane niemalże identyczne. Lubiła kwiaty.

- Witaj Klaro - Rozległ się dźwięczny głos Yrgele, choć kobieta nie potrafiła namierzyć źródła głosu - Miło, że jesteś…

Mimo niemożliwości namierzenia głosu, Klara obróciła się wokół siebie szukając sylwetki demonicy. Mogła być wszędzie, ale odruch kazał oczom szukać w ich zasięgu.
- Witaj Yrgele - odpowiedziała uprzejmie Klara - podziwiam twoje kwiaty.
- Nie bój się… to mój zakątek spokoju i ciszy, moja… oaza… - Głos skrzydlatej zdawał się dochodzić zewsząd i znikąd - Czemu zawdzięczam tą wizytę?
Klara nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Nogi same ją tu przyprowadziły.
- Zobaczyłam ruiny - powiedziała zgodnie z prawdą - w dawnych czasach ludzie zwykli zwiedzać zabytki.
- Ciekawość… tak… ciekawość… napędza ludzkość do wspaniałych czynów, ale jest i jednocześnie ich… zgubą? - Głos Yrgele nagle dało się już namierzyć.

Była oddalona od Klary o jakieś 20 kroczków, stojąc tyłem. Czerwone, postrzępione skrzydła nieco przysłaniały jej postać, Kobieta-Demon, zdecydowanie jednak miała rozchylone ręce na boki, a z jej obu dłoni… lekko tryskała woda. Powolutku, obracała się twarzą do czerwonowłosej. Również była boso.

Widok demonicy zaparł dech w piersiach Klary. Co innego wiedzieć, że tu jest, słyszeć ją, a co innego ją zobaczyć. Była to mieszanka strachu, który przychodził naturalnie jako pierwszy, i zachwytu po opanowaniu go. Woda? Czy ta demoniczna piękność właśnie podlewała ogród?
- Zdecydowanie - zgodziła się Klara - powinnam była ją powstrzymać, ale wtedy nigdy nie zobaczyłabym twoich pięknych kwiatów, których widok sprawił mi radość.

Yrgele uśmiechnęła się na słowa Klary, po czym na chwilę zwróciła twarz w bok. I tak nagle, tak bardzo z tymi rozpostartymi rękami, tak przypomniała czerwonowłosej Jezusa na krzyżu… chyba nieświadomie, Klara potrząsnęła głową. Rogata z kolei, powoli już stąpała w jej kierunku, z dłońmi na biodrach. A w każdym miejscu, gdzie jej bosa stopa stykała się z trawą lub mchem, wyrastały nagle kwiaty. To było naprawdę nie z tej ziemi.
- Piękno ma różne formy… - Powiedziała, zbliżając się powoli do Klary.

Klarę zachwycał ten widok. Jej widok, widok kwiatów wyrastających spod jej stóp. Czuła się oczarowana i świadoma tego oczarowania.
- I zależy od oczu, które na nie patrzą. Każde potrafią dostrzec piękno w czym innym - odpowiedziała wytatuowana, nie ruszając się z miejsca.
- Mam 3022 lata Klaro… wiem… - Powiedziała spokojnym tonem Yrgele, i rozprostowała swoje skrzydła, będąc już ledwie o dwa kroki od niej. Wpatrywała się w nią tymi swoimi niesamowitymi, błękitnymi oczami, w których zdecydowanie można było się zatracić na zawsze. Uśmiechnęła się.
- A ja 31 i to mówię, czy wiek ma tu znaczenie? - zapytała Klara, chociaż jednocześnie wydawało jej się, że to niepotrzebne brnięcie. Uznała więc, że to pytanie może zostać retorycznym pytaniem bez odpowiedzi, i zadała inne: - Jak ma się twój wiek do mojego, to te same ziemskie lata, które odczuwasz tak samo jak ja? - Klara spojrzała demonicy w oczy, na chwilę zapominając, że w ogóle o coś pytała.
Yrgele jednak tylko lekko pokręciła głową, po czym zaczęła obchodzić kobietę… gdy zaś była za jej plecami, Klara poczuła dziwne mrowienie na karku. Jakby strach, jednocześnie i jednak… podniecenie? Myśliwy i ofiara??
- Masz rację, to nie ma żadnego znaczenia… już nie. Było, minęło, teraz jest, jak jest - Powiedziała, i mimo, że była nieco od Klary oddalona, tej się zdawało, jakby szeptała jej to do uszka, jednocześnie je muskając ustami?
Czerwonowłosa musiała pozbierać najpierw swoje emocje, później swój oddech, by móc coś w ogóle powiedzieć.
- Jest, jak jest - powtórzyła Klara - smuci cię to? - Po zadaniu tego pytania przymknęła na moment oczy.
- Radość. Smutek. Pożądanie. Miłość… - Klarze z zamkniętymi na drobny moment oczami, zdawało się, iż Yrgele mówi to wprost w jej twarz, z bardzo bardzo bliskiej odległości - To ziarenka piasku, w ogromnym oceanie…
Klara otworzyła oczy. Nikogo przed nią nie było. Demonica znajdowała się po prawym boku, oddalona o dwa kroczki.
- Nawet jeśli to drobne ulotne momenty, to czujesz je? - zapytała Klara, uznając wiedzę na ten temat za nie tyle ciekawą, co przede wszystkim ważną, dla wielu spraw. Spojrzała w prawo, odnajdując tam demonice przesunęła po niej wzrokiem. Przeszła jej przy tym przez głowę głupia jej zdaniem myśl: po co demonica miałaby być tak piękna, skoro mogłaby nie czuć pożądania. I jednocześnie nasunęła jej się na myśl odpowiedź, która wyrwała się nieco zabawna w obecnej chwili: by kusić.
Yrgele nagle znalazła się przy Klarze. Jej ludzkie oczy nie były zaś najwyraźniej w stanie nadążyć za szybkością rogatej. Ta stała bowiem już obok niej, tak blisko… że praktycznie dotykały się biustami.
- Jeśli chcesz… mogę ci przekazać tą wiedzę. Możesz poznać te wszystkie momenty… - Palce obu ciepłych dłoni znalazły się na policzkach Klary, przesueając się po nich powolutku do skroni wytatuowanej. Błoniaste skrzydła zaś okryły je obie, jakby otaczając od świata wokół nich, odcinając je od niego swoją czerwienią. No i te oczy… te cudowne, błękitne oczy, tak blisko… podobnie jak usta.



- Musisz być jednak silna - Szepnęła Yrgele.
Dziewczyna spojrzała na usta demonicy, następnie zanurzyła się w jej oczach.
- Jestem silna - powiedziała wtedy, z dozą pewności, którą sama siebie zaskoczyła.

A wtedy też, palce Demonicy, znajdujące się na skroniach Klary stały się nagle coraz cieplejsze i cieplejsze, a wytatuowana kobieta zatraciła się w błękitnych oczach… palce były gorące. Skronie bolały. Palce parzyły. Skronie eksplodowały bólem…

Niebo. Piekło. Anioły, Demony, Bóg. To wszystko była prawda, to wszystko istniało. Kain i Abel, Noe, Potop… Jezus. Jego ukrzyżowanie. Krzyk Klary rozbrzmiał w ogrodzie.

Ocknęła się na kolanach, zgięta w przód. Płakała przed stopami Yrgele, trzymając się kurczowo jej kostek u nóg. Coś było nie tak ze wzrokiem, wszystko było rozmazane, a oczy bardzo bolały… nie tylko zresztą one.

Klara czuła się okropnie. Ból głowy, ból oczu i jakby serca? Złapała się za nie, starając przywrócić sobie miarowy oddech, uspokoić się i przestać płakać. Zamknęła oczy. Potrzebowała na to czasu.
Bóg istniał? To gdzie teraz był? Co sprawiło, że pozwolił na tak wiele cierpienia rozlegającego się po świecie, na apokalipsa? Chciałaby móc to wiedzieć, chciałabym zrozumieć.
- Skoro to wszystko prawda - powiedziała, gdy poczuła się w miarę gotowa - to dlaczego świat ludzi musiał przejść apokalipsę? - zapytała cicho. Otworzyła oczy dopiero teraz, nie była pewna czy będzie cokolwiek widzieć, ale chciała spojrzeć na demonicę. Ta stała przed nią, z kamienną twarzą, wpatrując się z góry we wciąż klęczącą przed nią Klarę.
- Nie wiem - Yrgele odezwała się spokojnym tonem, i skrzywiła wypowiadając pierwsze słowo - Bóg to małe dziecko, które zapomniało o swoich zabawkach? Znudził mu się już ten… "projekt", odpuścił go sobie? To wiedzą tylko najpotężniejsi z nas, ale nie chcą się tą wiedzą dzielić…
Demonica cofnęła się o krok, po czym i ona przyklęknęła, tuż przed Klarą.
- Może nie żyje? - Dodała z szyderczym uśmieszkiem, po chwili jednak uśmiechnęła się i nawet sympatyczniej - Powinnaś przemyć twarz - Powiedziała, i kciukiem przetarła policzek czerwonowłosej, pokazując jej na owym palcu… krew.

Klara płakała krwią.

Dziewczyna przetarła policzek, by po chwili ujrzeć rozmazany obraz swojej dłoni, na której faktycznie znajdowało się coś czerwonego. To było przerażające, ale stało się. Klara wiedziała, że nie ma na to wpływu.
- Wody u ciebie pod dostatkiem- nawet zażartowała lekko. - Mam ostatnie pytanie - powiedziała cicho, zmęczona pytaniami i odpowiedziami. Chciała je zadać, bo wiedziała, że niektóre chwilie i możliwości już nigdy nie wracają, lepiej teraz niż nigdy. - Cieszysz się, że tu jesteś? - zapytała. - Mam na myśli… - zawahała się krótko - to miejsce, ziemię. Czy wam odpowiada to, czy woleliście tak jak było wcześniej?
- Ta wasza "Ziemia" to dla mnie nowość. Nigdy wcześniej tu nie byłam… czy się cieszę? Podoba mi się tutaj, więc można powiedzieć, że tak… - Yrgele wyciągnęła obie dłonie w stronę Klary. Po chwili pociekła z nich woda.



- Przemyj twarz. Krew… dziwnie na mnie działa - Dodała, po chwili wahania.

Klara wyciągnęła dłonie do jej dłoni napełnionych wodą. Zaczerpnęła tyle ile mogła do własnych po czym przepłukała twarz lekko pochylając się do przodu, by wodą z krwią skąpała na trawę nie na nią samą ani na demonice. Następnie podstawiła swoje ręce pod jej, żeby mogła przelać do nich pozostałą ilość wody nie dotykając dłoni Klary, które miały teraz na sobie i wodę i krew.
Yrgele czekała spokojnie, nieco pochylona ku Klarze… na końcu zaś nawet podała jej rąbki własnej sukni, by dziewczyna przetarła twarz.
- Już lepiej… - Mruknęła rogata.

Klara milczała. Rozejrzała się w około by sprawdzić działanie własnego wzroku. Tyle nowych pytań przychodziło jej do głowy, że można by z nich zrobić obszerny wywiad. Przypomniały jej się też słowa Jamesa, że najciekawsza jest sama historia tej konkretnej demonicy. Tylko czy Yrgele nie znudzą w końcu te wszystkie pytania? Ile można było odpowiadać na ciekawość śmiertelnika. Może było trzeba wykorzystać tą okazję by dowiedzieć się jak najwięcej, ale Klara chciała przynajmniej na chwilę przerwać zabawę w dziennikarza.
- Jak widzisz? - Spytała rogata, powolnym ruchem ujmując podbródek Klary w palce, i spoglądając jej w oczy.
- Znasz takie powiedzenie: piąte przez dziesiąte? - Powiedziała swobodnie wytatuowana kobieta. - Nie za dobrze.
Yrgele uśmiechnęła się przelotnie.
- Zamknij je na chwilę - Powiedziała.
Klara jeszcze chwilę podziwiała oczy demonicy, na tyle na ile mogła je dostrzec, po czym zamknęła swoje zgodnie z jej prośbą. Palce rogatej pozostały na poprzednim miejscu… za to pojawiła się druga dłoń. Dotknęła czoła, a potem powoli przesunęła się na oczy, pozostając tam ledwie na sekundę. Następnie owa dłoń zjechała po nosku w dół… i paluszki nawet musnęły usta Klary.
- Już - Oznajmiła Yrgele, cofając obie dłonie od twarzy czerwonowłosej.
Wytatuowana otworzyła wtedy oczy, uśmiechnęła się zauważając, że widzi już normalnie.
- Teraz lepiej, znów mogę widzieć jaka jesteś piękna - Odparła Klara, zanim pomyślała czy wypada to mówić. Wyciągnęła swoje dłonie w stronę demonicy. - Położysz je też na mojej głowie?
Odpowiedzią było lekkie skinienie głową, i kroczek ku Klarze. Yrgele położyła dłonie na bokach głowy dziewczyny, a w jej pięknych oczach coś jakby zawirowało. Ból głowy również ustał.
Klara czując, że ten ból odpuścił sięgnęła po prawą dłoń demonicy, ujęła ją w swoją i gestem próbowała zaprowadzić w inne miejsce w dół, zerkając przy tym kobiecie w oczy.
- Hmmm… - Rogata zmrużyła oczka, pozwoliła jednak poprowadzić swoją dłoń w nieznane.
Nie było daleko, chociaż Klara przesuwała ją powoli i nie w powietrzu, a po własnej skórze. Ostatnim miejscem w którym odczuwała dziwny ból było serce. Walące teraz jak młot. Gdy dłoń Yrgele, prowadzona dłonią Klary, znalazła się na lewej piersi tej drugiej, usta rogatej minimalnie się rozwarły, naprawdę minimalnie, ukazując biały, górny kiełek.
- To minie samo. Już wkrótce - Powiedziała, nie zabierając jednak stamtąd dłoni.
Klara skinęła głową, na znak przyjęcia do wiadomości. Ponieważ tamta nie zabrała swojej dłoni, czerwonowłosa z ciekawością jej reakcji i skóry, która miała przecież inny kolor niż ludzka przejechała po niej opuszkami palców kierując się w stronę łokcia. Yrgele nawet na sekundę nie straciła kontaktu wzrokowego z Klarą, pozwalając jej na taki czyn… skóra Demonicy była bardzo przyjemna w dotyku, bardzo gładka, niczym jedwab. Bajki o łuskach, pozostały więc bajkami.
- Klaro… rozpoczynasz bardzo ryzykowną grę - Szepnęła nagle rogata, a wskazujący palec dłoni, która wciąż znajdowała się na piersi dziewczyny, nagle przesunął się po niej, lekko i minimalnie, z góry do dołu, ledwie może na trzy centymetry. Klara z kolei poczuła przez koszulkę pazurek Yrgele. Ten drobny gest nie uczynił jej żadnej krzywdy, jednak zdecydowanie dało się wyczuć, iż owy pazurek był ostry.
- Zgubna ciekawość - odparła wytatuowana dziewczyna, dodając do tego szelmowski, figlarny uśmiech. - Zadałam ci tyle pytań, chociaż chętnie zadałabym ich jeszcze dziesiątki. Czy ty masz chociaż jedno pytanie do mnie?
Klara zatrzymała na ten moment swoją dłoń na czerwonym przedramieniu. Dawało jej to chwilę czasu, na przemyślenie ostrzeżenia demonicy. A pytanie które teraz zadała demonicy, wbrew pozorom, bardzo wiele mogło jej powiedzieć. Nie przerywała też patrzenia w jej oczy.
- Możesz jeszcze pytać ile chcesz, ja zmęczenia nie odczuwam tak jak ludzie… ale to zostawmy sobie na później - Odparła Yergele, z minimalnym, miłym uśmiechem - I przypomnę ci Klaro, że ja czytam myśli… - Demonica postąpiła kroczek do przodu, jednocześnie zaś trzepnęła błoniastymi skrzydłami. Dłoń z piersi Klary ześliznęła się zaś na jej biodro. Obie zetknęły się nagle biustami.
- Może i czytasz myśli, ale one są tu i teraz, wiesz tylko to o czym w danej chwili pomyślałam - założyła Klara. A w między czasie, chociaż nic nie zrobiła, to pomyślała. Oj pomyślała! Było to krótkie wyobrażenie sobie ich dwóch nagich ciał splecionych w uścisku, podczas którego Klara pieściła sutki kochanki. Ale to była tylko ta myśl na wierzchu, bo jednocześnie przez jej głowę przeszły pomysły na inne scenariusze mniej skromne i bardziej nieskromne… co wywołało wprost wilczy uśmiech na ustach Yrgele. Druga jej dłoń spoczęła na lewym biodrze Klary, i przyciągnęła ją mocniej do siebie. Zdecydowanym ruchem, i świadczącym o sporej sile, jednocześnie jednak, nie czyniąc jej żadnej krzywdy. Przybliżyła swoją twarz do jej twarzy, i oddzielały je jedynie centymetry.
- Wystarczy jedno słowo - Szepnęła demonica, i otoczyła je obie szczelnie swoimi skrzydłami, odcinając od świata wokół.
Klara jednak nie powiedziała nic, nawet tego jednego słowa. Zmniejszyła odległość między swoją twarzą a jej twarzą tak, że dzieliły je teraz jedynie milimetry, a obie czuły teraz swój oddech. Jedną dłoń ułożyła na tali kobiety-demona a drugą sięgnęła do jej karku, delikatnie opuszkami palców. Yrgele z kolei, musnęła swoimi ustami, usta Klary, delikatnie je skubiąc. Wyraźnie jednak, jakby się wahała…
Dziewczyna odpowiedziała na to ale nie muśnięciem, a pocałunkiem, nieśpiesznym i delikatnym. Wyczuła wahanie, i chociaż chciała zademonstrować jej bardziej gorący pocałunek, postanowiła zadziałać powoli. Kiedy oderwała usta spojrzała w oczy Yrgele.
- Ja nie czytam myśli - przypomniała jej szeptem.
- "Tak", lub "nie", Klaro, tylko tyle, i aż tyle, chciałabym usłyszeć… - Odpowiedziała szeptem rogata, a nagle jej ogon owinął się wokół uda dziewczyny.
- Ufam ci… troszeczkę… - odpowiedziała Klara lekko figlarnym tonem, dobierając te słowa zamiast "tylko nie zrób mi krzywdy", bo uczucie oplatającego się w około jej nogi ogona było dla niej co najmniej dziwne. Zdawała sobie też już sprawę z siły demonicznej kobiety. I przez chwilę nie mówiła nic więcej, zagłębiając tylko spojrzenie w tych magicznych oczach.
- Tak - powiedziała w końcu, a błękit oczu Yrgele przybrał na sile. Uśmiechnęła się. Dłonie z bioder Klary, powoli prześlizgnęły się po ciele dziewczyny do góry… lekko podbiła nimi ręce czerwonowłosej, by obie znalazły się wyżej na ciele samej rogatej, by spoczęły na jej karku. Zbliżyła usta, pocałowała ją delikatnie, spokojnie, rozkoszując się miękkością jej ust. Nagle również lekko odbiła się na nogach, i trzepnęła skrzydłami. Obie powoli zaczęły się unosić…
Czerwonowłosa mocno przyległa teraz do demonicy, wyjątkowo nie z pożądania, a niepewności, gdy jej nogi oderwały się od ziemi, nie chciała spaść, choć był to bardziej odruch, bo ufała, że Yrgele na to nie pozwoli. Latała… to było fascynujące, poczuć to. Pocałunki lekko przybrały na sile, na namiętności, a one uniosły się na jakieś trzy metry, po czym powoli, wśród trzepotu skrzydeł, zaczęły wirować.
To całe latanie i wirowanie sprawiało, że umysł Klary rozdzielał się na dwa wątki. Z jednej strony były te nowe dziwne przeżycie, była małą dziewczynką w wesołym miasteczku, na karuzeli. Nie mogła się tym jednak delektować, bo było coś ważniejszego. Ona, Yrgele i jej miękkie usta, namiętność.
- Nie bój się… - Szepnęła czerwonoskóra, podczas gdy jej usta przeniosły się na szczękę Klary, następnie na ucho, aż w końcu i na szyję. Całowała, bardzo delikatnie kąsała, a nawet i można było wyczuć na skórze języczek…
To lekkie wyczucie języczka szczególnie spodobało się Klarze, która w tym momencie dodatkowo oplotła wolną od ogona nogą, nogę Yrgele. Ręce wolała mocno trzymać za jej karkiem. Nagle czerwonoskóra zaczęła lecieć powoli tyłem, nie przerywając pieszczot karku Klary, zupełnie, jakby nie musiała patrzeć dokąd. Po chwili obie w końcu delikatnie wylądowały na trawie i mchu, na… samym brzegu, naprawdę malutkiego, ładnego bajorka. Nie było ono większe, niż dwa metry.



Rogata lekko wyswobodziła się z objęć Klary, puszczając ją i ogonem. Najpierw wskazała z pięknym uśmiechem dłonią wodny zbiorniczek, a następnie zieleń pod ich stopami… która wypuściła z siebie masę małych kwiatuszków, rozkwitających ledwie w mrugnięciu oka.
Klara rozkoszowała się pięknem tego miejsca przez dobrych kilka chwil.
- To twoja prywatna łazienka? - zapytała w końcu, dodając do tego uśmiech. Nie musiała przecież mówić nic w stylu "no łał, piękne, robi wrażenie, ojeju", bo te wszystkie słowa zachwytu demonica mogła wyczytać już z jej myśli.
- Usiądź proszę - Yrgele wskazała na kwietne… łoże(?), po czym odstąpiła od Klary o krok, podczas gdy dziewczyna spełniała jej prośbę. Rozsiadła się wyciągając, kolorowe od tatuażów smukłe nogi przed siebie.

Rogata uśmiechnęła się miło, po czym rozpięła swoją suknię na brzuszku, a ta opadła do jej stóp. Miała perfekcyjne ciało. Kształtne, choć nie za duże piersi, płaski brzuch, figlarny paseczek pod pępkiem. Jedyną skazą na owym ciałku była malutka, okrągła blizna na lewo od pępka, i druga, nieco wyżej na żebrach. Ślady po kulach?
Klara ledwie zatrzymała na nich wzrok, były i tyle, świadczyły o walce, która można było zakładać, tak czy inaczej, że demonica przeszła. One nie miały teraz dla Klary znaczenia. Co innego piersi i kształtne biodra kobiety.

Lekko rozchyliła rączki na boki, prezentując się Klarze w pełni, po czym z czarującym uśmiechem okręciła się nawet na stopie. Pupę również miała wspaniałą. Jędrne, sprężyste pośladki… no i ten ogon powyżej nich. Długi na prawie dwa metry, zakończony nieco spiczastym grotem. Na plecach zaś, kolejna malutka blizna, skaza tego cudnego ciałka, również na żebrach. Skrzydła wnikały w łopatki czerwonoskórej, i tam sama owa skóra, wokół nasad, była odrobinę ciemniejszej czerwieni.
Skrzydła były zachwycające, Klara zastanawiała się jakie są w dotyku. Zaś ogon był dla niej dziwny, wzbudzał w niej niepokój.

Yrgele odbiła się lekko na stopie, trzepnęła skrzydłami, i wykonała jakby malutki, powietrzny skok. Wylądowała w bajorku, a woda nie sięgała jej nawet do pasa. Uśmiechnęła się ponownie do Klary, przyklęknęła, i zaczęła powoli obmywać swe piersi i brzuszek wodą, nie zaprzestając ani na moment kontaktu wzrokowego z dziewczyną… która siedziała na samym skrawku owego małego zbiorniczka wodnego.

Klara delektowała się, obserwowała ją, centymetr po centymetrze jednocześnie we własnej wyobraźni dotykając ją nie tylko oczami, ale również rękami i ustami, powoli, nieśpiesznie, jakby miały na to całą wieczność. W pewnym momencie pochyliła się, uprzednio się nad tym w ogóle nie zastanawiając, by zamoczyć dłoń w tafli wody. Ta była chłodna, i w sumie przyjemna, biorąc pod uwagę temperatury, jakie panowały na zewnątrz.
- Rozbierzesz się? - Spytała Yrgele, nadal powoli i spokojnie, co pewien czas oblewając swoje piersi i brzuszek wodą. Jej wzrok ślizgał się zaś po całym ciele Klary.
Dziewczyna wyjęła rękę z wody. Niezależnie od prośby Yrgele i tak miała zamiar to zrobić. Nadl siedząc najpierw ześlizgnęła z siebie dolną część bielizny, co właściwie niewiele odsłoniło przy jej długim podkoszulku. W drugiej kolejności złapała jego dół i powolnym ruchem odsłaniając coraz więcej, jakby bawiła się w jakiś teatr, zsunęła go z siebie odsłaniając swoje kolorowe ciało.
Klara nie należała do wysokich osób. Była po jednej ciąży i długim karmieniu piersią, co nie czyniło jej ciała nastoletnią pięknością, ale tryb życia zadbał o odpowiednie walory. Biust był bardziej obfity, brzuch płaski, a talia przede wszystkim kobieca. No i te kolorowe tatuaże…
- Wyglądasz cudownie - Powiedziała Yrgele, i aż oblizała lubieżnie usteczka, po czym się perliście zaśmiała - Naprawdę - Dodała, przesuwając się chyba na samych kolanach w wodzie, nieco bliżej Klary. Lustrowała jej ciałko z góry do dołu.
- I taka kolorowa… - Powiedziała jeszcze, zachwyconym tonem.
Klara wsunęła stopy do wody, a następnie ześlizgnęła się z kwiecistego łoża do osobistej wanny demonicy. Czerwonowłosa lubiła tatuaże, jak widać, stanowiły nie tylko ozdobę, która bardzo jej się podobała, ale ta drobnostka sprawiała, że czuła się inaczej, wyjątkowo, mniej nudno. Yrgele czekała tam na nią, nadal klęcząc w wodzie, uśmiechnięta, i wpatrująca się w twarz Klary. Spokojnym ruchem pochwyciła jej dłonie, po czym lekko ją pociągnęła w dół, by i ta znalazła się na kolanach, tuż przy niej. Woda była chłodna, lecz przyjemna, a pod swoimi stopami wyczuła masę zieleni, tak delikatnej, iż wydawała się wprost puszystym, roślinnym dywanem, jeszcze bardziej miękkim, niż wszystko, na co do tej pory nadepnęła w tym ogrodzie.
Kiedy Klara znalazła się już przy demonicy, a pierwszy moment zastanawiania się nad tym co miała pod stopami odszedł w zapomnienie, przez chwilę obserwowała krople wody spływające po jej barkach tuż na piersi. Przybliżyła się do niej sama tak by ich ciała znów mogły się dotknąć, tym razem nie ograniczane już przez materiał. Sięgnęła ustami do jej ust, a rękami do ramion.
- Mmm…. - Cichutko mruknęła rogata, gdy ich usta złączyły się w kolejnych pocałunkach, i przymknęła nawet na chwilę oczy. Sama z kolei swoje dłonie położyła na biodrach Klary.
Wytatuowana kobieta po kilku chwilach przerwała pocałunki, które stawały się coraz bardziej namiętne. Jej usta dotknęły kącika ust demonicy, później dolnej części jej policzka, a następnie schodziły niżej i niżej, w stronę szyi, w stronę ucha, w stronę barków. Yrgele cichutko westchnęła z zadowolenia, po czym nadal z zamkniętymi oczami, lekko odchyliła głowę w tył, i bok, rozkoszując się ustami sunącymi po jej ciele…
Klara nie spieszyła się, minęło trochę pocałunków nim dotarła do prawej piersi kobiety, w czasie gdy znaczyła ustami ową ścieżkę w stronę jej sutku, lewą dłoń skierowała ku drugiej piersi, drażniąc ją tylko opuszkami palców. Jedna z dłoni Yrgele znalazła się na karku czerwonowłosej, delikatnie po nim wodząc pazurkami, a sama rogata leciutko odchyliła się - wraz z Klarą - w tył, dając jej lepszy dostęp do swych piersi. Oba suteczki zaś stwardniały momentalnie, potwierdzając rozkosz, jakiej doznawała.
Klara bawiła się tak jakiś czas, biorąc sutek w usta, krążąc wokoło niego językiem. W końcu, już trochę szybciej, utorowała sobie dróg do drugiego, zmieniając również rękę. Gdy i ta zabawa trwała już jakąś chwilę pocałowała niżej i niżej, ale jeszcze niżej była już woda. A Yrgele chyba zrozumiała, pogłaskała bowiem Klarę po głowie, po czym wstała przed nią, i bezwstydnie stanęła tuż przed jej twarzą w lekkim rozkroku, z ociekającym wodą ciałkiem.
- Czy i moje widoki są zachwycające dla oka? - Spytała, wodząc własnymi dłońmi po brzuszku, schodząc nimi powoli w dół, do małego, mokrego paseczka włosków.
"Zdecydowanie" - pomyślała Klara, gdyż jej usta właśnie zajęte były w połowie na dłoni a w połowie na mokrym paseczku włosków. A jej wyobraźnia a co za tym szło i myśli, przypomniały sobie wszystkie najpiękniejsze miejsca ciała demonicy… która nagle cichutko zachichotała. I jakby na przekór ustom dziewczyny, dłonie je nieco prześcignęły, po czym naprawdę wyuzdanie i dosyć perwersyjnie, paluszki Yrgele - znajdujące się po obu stronach jej kobiecości - rozchyliły ją dla Klary, która na ten widok w pierwszej reakcji uśmiechnęła się. Z tym uśmiechem spojrzała raz, krótko w górę na demonicę jednocześnie zbliżając język do rozchylone kobiecości. Później było ciężko patrzeć gdziekolwiek, więc przymknęła na moment oczy. Jej język rozpoczął delikatną pieszczotę, powoli kierując się bardziej w głąb i znów wracając tam gdzie zaczynał.
- Ohhhhh… - Przeciągle jęknęła jej kochanka, poddając się figlującemu języczkowi, i można było wyraźnie wyczuć, iż przez jej ciało przeszły dreszcze. Położyła jedną dłoń na głowie Klary, i czule ją pogłaskała.
"Ohhnięcie" zachęciło Klarę by działać dalej, trochę szybciej, miarowo, wciąż w tych samych rejonach. Położyła dłonie na udach demonicy, po czym trochę zsunęła ku pośladkom. Wtedy jej język znalazł się blisko wejścia do wnętrza kobiecości kochanki i bez wahania wsunął się do środka, co wywołało kolejne jęki rozkoszy, i ponowne drżenie ciała rogatej. Oddech również przyspieszył.
- Mocniej….szybciej… - Szepnęła Yrgele - Jak chcesz… paluszkiem… proszę…
No więc…
Klara zwolniła, na przekór tej prośbie. Musnęła ją ustami jak ptaszek, trochę tu trochę tam. Uśmiechała się przy tym lekko, a jej dłoń z pośladka zaczęła się przesuwać ku kobiecości demonicy. Może miała zamiar zacząć zaraz mocniej, po to była ta podążająca w tą stronę dłoń? Nie myślała o tym co zaraz zrobi.
- Osz ty… - Mruknęła rogata, łapiąc oddech, i czekając, co dalej.
Czerwonowłosa zwlekała tylko trochę, gdy dłoń znalazła się na miejscu zaczęła stanowić pomoc. Najpierw palce masowały łechtaczkę, a język wejście do wnętrza kobiecości, a później nastąpiła nagła zamiana ról, dwa palce Klary, zagłębiły się a język w tym czasie musnął przód. Rozpaliło to momentalnie demonicę, która zaczęła cicho, i nie przestając już, pojękiwać raz za razem, przy każdym muśnięciu języczka, czy ruchu palców wewnątrz niej. Wspinała się na wyżyny rozkoszy…
Klara ułożyła całą dłoń na jej kobiecości, palcami wchodząc i wychodząc z wnętrza, zaś twardym miejscem między kciukiem a nadgarstkiem masując nieprzerwanie łechtaczkę. Szybkie pocałunki skierowała na powrót do piersi kochanki, których sutki zaraz zaczął okrążać jej język.
- Aaaaaahhhhhh! - Demonica, drżąc na całym ciele, obiema dłońmi mocno przyciągnęła za kark, głowę i twarz Klary do jednej ze swoich piersi, po czym zaczęła również trzepotać skrzydłami. Szczytowała bardzo pięknie, i przez naprawdę długi moment, zatracając się w tej chwili rozkoszy.
Gdy było już po wszystkim, Klara powoli zabrała dłoń wodząc palcami w górę po ciele demonicy. Przestawała też zajmować się sutkami, prostując się tak by móc ucałować jej usta… i została zasypana pocałunkami po całej twarzy, przez uśmiechniętą rogatą, uspokajającą swój oddech.
- To było słodkie… słodka - Cichutko się zaśmiała Yrgele.
Klara zastanawiała się przez chwilę czy to dobrze, że jest słodka czy źle? Może demonica lubiła bardziej ostre jazdy niż słodkie pieszczoty. Szybko jednak doszła do wniosku, że dziś jest jej dobrze z byciem słodką. Właśnie na to miała nastrój, leniwe pieszczoty, spokój i słodkość, niech więc jej będzie.
- Co cię tak bawi? - zapytała z lekkim uśmiechem.
- Podobasz mi się… słodka, kolorowa Klaro… - Pogładziła jej policzek - Czas, by i tobie było dobrze? - Rogata ucałowała figlarnie czubek nosa dziewczyny.
Oj tak, Klara miała na to ochotę, rosnące od jakiegoś czasu napięcie aż prosiło się o znalezienie ujścia. Miło, że tak myślała, zapytała:
- To zależy tylko od ciebie, chcesz by i mi było dobrze? - uśmiechnęła się przy tym.
Yrgele pochwyciła dłonie Klary w swoje dłonie, po czym bardzo delikatnie pchnęła ją w tył. Na brzeg malutkiego bajorka, na kwieciste "łóżko". Przygryzła figlarnie usta, po czym przejechała po nich ledwie co widocznym czubeczkiem języka.
- Jak najlepiej… jak jeszcze nigdy… - Powiedziała czarującym tonem.
Klarze przemknęły przez myśl, jak duże doświadczenie może mieć ktoś, kto ma ponad trzy tysiące lat. Nie była to jednak myśl na której chciała się skupiać i analizować. Uniosła się na łokciach by móc na nią popatrzyć, czekając aż przyjdzie… co po chwili, ku zaskoczeniu Klary, nie było konieczne. Demonica dłonią wykonała lekki gest w górę, a kwiaty na których spoczywała wytatuowana, uniosły nieco jej plecy, by dziewczynie lepiej się leżało. Yrgele się uśmiechnęła, po czym zbliżyła do Klary… pochylając do jej stóp.
Klara była zaskoczona podwójnie. Kwiaty jako oparcie, no cóż po demonicy wiele można przecież było się spodziewać. A po drugie, stopy, dlaczego? Obserwowała ją z nieukrywanym zainteresowaniem.
Rogata spojrzała ostatni raz w twarz Klary, po czym kontakt wzrokowy zniknął, jej dłonie pochwyciły jedną ze stóp. Zbliżyła do niej twarz… i ucałowała. Najpierw od góry, po chwili od boku, leciutko, naprawdę delikatnie nawet kąsnęła. Po chwili przeniosła usta na duży paluszek, ucałowała, potem kolejny, i kolejny, i kolejny, a malutki nawet nagle zassała.
Klara zaśmiała się krótko. I nie, nie chodziło o gilgotki. Po prostu zdała sobie sprawę, że czytająca w myślach Yrgele rozpoczyna długie leniwe pieszczoty. I faktycznie, nikt nigdy nie całował tak jej stóp. Było to przyjemne. Gdy Klara się zaśmiała, zaśmiała się i demonica, powoli przechodząc w górę stopy, na kostkę, całując i liżąc skórę dziewczyny… a na drugiej stopie, a po chwili i nodze, w takim samym tempie, poruszała się dłoń Yrgele, lekko masując i pocierając. Do kolanka, do uda, powoli w górę po nóżkach. Nawet w końcu po nich ocierając własnymi piersiami, gdy tak się po Klarze przesuwała w górę.
Ten moment, kiedy Klara poczuła ocierające się o nią piersi był szczególnie miły. Przymknęła wtedy na moment oczy i odchyliła głowę do tyłu.
Yrgele ominęła jednak w niespodziewanym momencie ustami myszkę Klary, całując i liżąc po bioderku, a potem po pępku, gdzie… nawet na moment wepchnęła czubek języka z figlarnym uśmieszkiem.
Lekka niecierpliwość zagościła w myślach Klary, która mimo to delektowała się uczuciem podniecenia, jakie jej towarzyszyło. Bicie jej serca zdecydowanie przyspieszało. Demonica zaś "wspinała" się po niej wyżej, a usta ruszyły po brzuszku do piersi dziewczyny. Dłonie sunęły po udach, po chwili biodrach, piersi również… była na niej okrakiem.
- Smakujesz wybornie - Mruknęła rogata, pociągając po tym dla efektu nieco dłużej języczkiem po skórze Klary, już bliziutko jej piersi.
- I vice versa - odparła szeptem dziewczyna.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 17-06-2021, 21:03   #68
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dokładnie w momencie, gdy usta Yrgele rozpoczęły pieszczoty jednej piersi Klary, a dłonie ich spokojne ugniatanie, rogata w rozkroku na niej leżąc… zaczęła się lekko o Klarę ocierać własną cipką. Powolutku, delikatnie, pozostawiając swoją wilgoć na jej ciele.
To tym razem sprawiło, że Klara ochnęła, raz i drugi wydając z siebie dźwięk przyjemności. Umieściła dłonie na pośladkach demonicy, przez chwilę kontemplując ich ruch, a następnie delikatnie rozchylając. Usta Yrgele przesunęły się wyżej, schodząc z piersi, po chwili na ramię, na kark, na uszko. Za to ich piersi przycisnęły się do siebie, i tym razem stwardniałe suteczki były wzajemnie o siebie ocierane. W końcu nastąpiła kolejna fala pocałunków, delikatnych, mocniejszych, namiętnych, ulotnych… pojawił się nawet figlarny języczek demonicy, chcący również w nich uczestniczyć.
Prędko napotkał język Klary, który połączył się z nim, tworząc nową falę namiętności.

- Jak… sobie… życzysz? - Szepnęła rogata między pocałunkami.
- Jak najlepiej, jak jeszcze nigdy - odpowiedziała jej Klara, cytując jej własne słowa. Jednocześnie unosząc biodra, by ich intymności znów mogły się o siebie pocierać.
Yrgele mrugnęła, po czym nieco się podparła na rękach, ułożyła trochę inaczej nóżki, i rozpoczęła ponowne pocieranie, tym razem już jednej cipki o drugą. Uśmiechała się przy tym, głęboko oddychając, a i co pewien czas z rozkoszy lekko przygryzała swoje usteczka.
- Mmm… na początek tak?
- Taaak… - Mruknęła Klara, oplatając ją nogami i unosząc bioderka w rytm jej ruchów. Ta rozgrzewka była tak miła, a Klara od dłuższego czasu tak podniecona, że zaczęła się zastanawiać, czy to nie wystarczy. - O tak… - dodała jeszcze raz po chwili, otrzymując w odpowiedzi uśmiech rogatej, która odrobinę zwiększyła ruch bioder. Na udzie Klary nagle pojawił się ogon. Ciepły, mięciutki w dotyku, owinął się wokół niego, po czym… zaczął ślizgać się po nieco uniesionej i wypiętej pupie dziewczyny. Jego końcówka masowała w ten sposób raz jeden, raz drugi pośladek, choć i zdarzyło się, by jego czubek prześlizgnął się i po drugiej dziurce Klary.
Wytatuowana dziewczyna poczuła niepokój, od początku ogon demonicy tak wyjątkowo niepokojąco na nią działał. Przez to sama Klara zmniejszyła ruch bioder i mocne oplecenie nóg w około demonicy.
- Och… - Zrozumiała Yrgele, i ogonek się wycofał, a ona pogładziła Klarę dłonią po piersi - Chcesz inaczej? - Spytała.
- Obędzie się bez niego… - szepnęła Klara patrząc jej w oczy. - Jesteś taka piękna - dodała już nie w temacie. Ułożyła dłoń na karku demonicy i przyciągnęła ją delikatnie by dalej móc całować. Ich usta złączyły się więc w namiętności, a języczki poszły ponownie w tan.
- Klaro… chciałabym cię… tak naprawdę posmakować… - Szepnęła w końcu Yrgele, wymownie czubkiem języka przesuwając na chwilkę po ustach czerwonowłosej.
Klara rozluźniła już całkiem uścisk nóg, kładąc je teraz po bokach z ugiętymi kolanami, co dało demonicy możliwość ruchu. Przesunęła ręce po jej plecach umieszczając na ramionach i uśmiechnęła się.
- Dobrze - wyraziła zgodę, uznając, że może uśmiech nie wystarczy, a Yrgele będzie wolała usłyszeć tak albo nie. Po delikatnym pocałunku, rogata zsunęła się po Klarze, znacząc drogę na jej ciele pocałunkami, i jej głowa znalazła się wkrótce między udami dziewczyny… przez chwilę ta wyczuwała jej oddech bardzo blisko swojego skarbu, zupełnie jakby kochanka zachwycała się tym widokiem, po czym w końcu delikatne, miękkie usta zaczęły powoli skubać i całować najpierw wokół, powoli przechodząc kolistymi ruchami do centrum…
Na co Klara wydała kilka westchnień zadowolenia, chciała położyć dłoń na głowie kochanki, ale trafiła na rogi. Zostawiła ją tam.

Pojawił się również języczek, liżący ostrożnie i wprost z namaszczeniem, delektując się smakiem. Po bokach, po środku, z dołu do góry, kilka razy i po samej górze… i wniknął nawet do środka, i tam zaczął się wyginać na wszystkie strony.
Tym razem Klara jęknęła, a jej ciało zaczęło delikatnie drżeć. Wyglądało na to, że kolorowa dziewczyna właśnie zaczęła dochodzić. Nagle, powolutku i delikatnie, ale wyraźnie dla Klary wyczuwalnie, języczek zaczął rosnąć. Zrobił się długi i grubszy, i wślizgnął w nią głębiej, po czym i lekko wyślizgnął, i znowu wślizgnął… chciała jak nigdy. Miała…
Klara nawet nie zdążyła przeanalizować czy to co teraz czuła jest, właśnie jakie? W tym bowiem momencie zaczęła szczytować, było to długie i długo wyczekiwane spełnienie. Pojękiwała przy tym głośno, by na koniec opaść po prostu na kwieciste łoże ciężko dysząc. Przez chwilę jeszcze, język miał nadal większe rozmiary, pieszcząc ją wśród ostatnich drgnięć ciała, i w końcu powrócił do swojej poprzedniej formy. Usta z kolei jeszcze ze dwa razy spiły delikatnie miłosny soczek… twarz Yrgele przeniosła się na biodro, gdzie demonica przytuliła się policzkiem, gładząc palcami brzuszek Klary…

Dziewczyna leżała tak jakiś czas, odpoczywając. To było ciekawe doświadczenie.

W końcu Klara zaczęła delikatnie wyswobodzić się z objęć Yrgele, a w jej myślach pojawiła się chęć zanurzenia się na kilka chwil w wodzie by obmyć ciało z potu. Demonica, po przelotnym spojrzeniu i uśmiechu, usiadła na brzegu sadzawki, wkładając do niej nogi, po czym sama przemyła twarz… a Klara miała teraz widok na jej plecy i skrzydła.
Skrzydła wydawały się Klarze piękne, gdyby była malarzem, postać Yrgele mogłaby być jej muzą, z jej cudownym ciałem, pięknymi oczami i właśnie tymi niezwykłymi skrzydłami.
Gdy dziewczyna obmyła swoje ciało, wciąż ociekając wodą przysiadła się do demonicy.
- Masz ochotę na opowieści? Na wspólne milczenie? Czy chwilę samotności? - Klara wymieniła trzy opcje, które przyszły jej do głowy w obecnej chwili I dotyczące obecnej sytuacji.
- Czy… naprawdę tak myślisz? - Szepnęła Yrgele, wciąż zwrócona do niej plecami. Ton jej głosu był… smutny.
Klara ułożyła swoją dłoń na jej ramieniu, wywołując niespodziewany dreszcz.
- Możemy tu jeszcze chwilę poleżeć, razem? - Spytała odpowiadając pytaniem na pytanie. Szczerze, chciałaby lepiej poznać Yrgele, martwiła się jednak, że opowieści popsują ich nastrój i chwilę. Gdyby ona miała wybierać wybrałaby opcje drugą, wspólne milczenie w swoim towarzystwie. Z pierwszego powodu, czyli nieznajomości demonicy, dodała również opcję trzecią, chociaż wewnętrznie miała nadzieję, że nie będzie ona odpowiedzią Yrgele.
Demonica ucałowała jej dłoń, spoczywającą na ramieniu.
- Jeśli chcesz, kwiaty czekają… - Szepnęła, i westchnęła.
Klara położyła się więc na kwiatach układając wygodnie głowę. Patrzyła na swoją towarzyszkę.
- Chodź do mnie - powiedziała w końcu, zapraszająco.
Yrgele zaczerpnęła wodę obiema dłońmi, po czym przemyła sobie twarz. Następnie wstała, i stojąc w wodzie, odwróciła się do Klary… blask jej błękitnych oczu przygasł. Spojrzała na leżącą dziewczynę, i uśmiechnęła się. Ale jakoś tak smutno.
- Więc jestem doświadczeniem… eksperymentem? - Powiedziała, wpatrując się w twarz czerwonowłosej.
- Ciekawym doświadczeniem był twój język, który urósł nagle do dużo większych rozmiarów, nie mylę się? - Nie pozwoliła jednak odpowiedzieć jej na to pytanie - To, że nie jesteś człowiekiem tak jak ja, nie czyni cię doświadczeniem. Nie czuj się tak proszę.

Klara nie chciała wcale urazić demonicy, a jeśli jakąś myśl o ciekawym doświadczeniu przymknęła przez jej głowę, dotyczyła tego momentu, który był inny niż mogła kiedykolwiek przeżyć. Czy była dla Klary doświadczeniem i eksperymentem? Była dla niej przede wszystkim piękna kobieta, która po prostu jej się podobała. W momencie kiedy zaczęły się pierwszy raz całować, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie czy jest człowiekiem, czy nie jest. Doświadczenie? Każda nowo poznana osoba to jakieś doświadczenie w naszym życiu. Eksperyment? Nie Klara. Co prawda Klara od jakiś pięciu miesięcy wychodziła z założenia, że nie ma w życiu nic do stracenia, to dodawało jej odwagi a czasami głupoty, ale nie eksperymenty, to nie byłoby w jej stylu.

Yrgele potrząsnęła głową, jakby od natłoku myśli, jakie pojawiały się u Klary. Wykonała mały gest dłonią, a kwietne łoże, na którym leżała dziewczyna poruszyło się… a wiele małych kwiatów, wraz z długimi pnączami, owinęło się mocno wokół nadgarstków i kostek nóg, zaskoczonej czerwonowłosej.
- Wiesz… nie tylko język potrafi mi urosnąć… - Powiedziała dosyć dziwnym tonem rogata. Poprowadziła swoją dłoń do podbrzusza, a następnie dwoma palcami rozchyliła swoją cipkę. Dmuchnęła na nią z góry… a nagle zaczął rosnąć jej "magiczny guziczek". Zresztą ona sama, cała zaczęła przybierać nieco inną, złowieszczą postać. Błękitny blask w oczach, został zastąpiony żółtym, stała się bardziej muskularna, i pojawił się również... ogromny, niemal koński zwis, i dwa jądra, niczym dzwony.

- Yrgele? Powiesz mi co się dzieje? - zapytała Klara siląc się na spokój w tonie głosu, choć tak prawdę mówiąc to obleciał ją strach. Miały sobie zaufać, wobec czego Klara hamowała go nadzieją i rozsądkiem - Nie podoba mi się to - dodała, w gruncie rzeczy nowa "zabawka" demonicy wcale dobrze jej się nie kojarzyła.
Rogata w końcu wyszła z wody, po czym zrobiła krok do Klary. Z kolejnym zaś gestem jej dłoni, pnącza wokół nadgarstków i kostek u nóg Klary, rozciągnęły jej ręce i nogi na boki.
- Eksperymenty z demonem - Zaśmiała się złowieszczo Yrgele - Będziesz miała kolejną okazję z cyklu "jak jeszcze nigdy…"
- Nie chcę - powiedziała na to Klara - nie. Mieliśmy sobie zaufać - przypomniała. - Uszanuj więc moją wolę. Spędziłyśmy razem miło czas, dlaczego wciąż uważasz to za eksperymenty?
Yrgele milczała. Zbliżyła się za to do Klary, a przeklęte kwieciste łoże nieco ją podniosło, na wysokość bioder demonicy. Ta stanęła między udami dziewczyny, po czym pochwyciła swojego ogromnego fallusa, i pacnęła go na jej brzuch. Był ciężki, gorący, pulsował. I tak jak leżał na jej brzuszku, a długością był powyżej jej pępka…
- Wszyscy jesteśmy nieudanym eksperymentem - Syknęła.
Klara była w szoku, jeszcze nie zaczęła krzyczeć, ale łzy już polały się po jej policzkach. Demon. Demon, był po prostu demonem. Woda do której weszła, była kolejnym wyrazem tego, jak ich świat - świat ludzi - się zmienił.
- Łączy cię coś… specjalnego z Amy, prawda? - Yrgele przejechała pazurami po obu biodrach Klary, zostawiając zaczerwienione ślady na skórze.
Klara nic nie odpowiedziała, ale pewnie nie musiała. Jej wyobraźnia sama zrobiła swoje, a będąc w stanie niepokoju w jakim była, nie potrafiła nad tym zapanować. Przypomniała sobie bowiem scenę w wannie. Czy to było coś specjalnego? Klara miała chęć pomocy Amy, bo w niektórych aspektach przypominała jej ją samą, ale była dużo młodsza. Była nastolatką, która wiele miała przed sobą, chociażby szczęśliwe macierzyństwo, którego Klara zaznała namiastkę.
- Wybierzesz więc… - Demonica cofnęła biodra, ześlizgując się wielkim fallusem z brzuszka Klary. Pochwyciła go w dłoń, po czym jego czubek przystawiła do skarbu dziewczyny. Jej druga dłoń, nadal na biodrze Klary, mocno wbiła pazury.
- Która ma dać życie, a która je zakończyć… wybieraj - Syknęła Yrgele, patrząc żółtymi ślepiami prosto w oczy dziewczyny.
Klara wcale nie chciała nic wybierać. Zresztą, przecież to Amy była w ciąży, wiadomo więc było, że ona da życie. Wytatuowana kobieta, postanowiła nie mówić nic. Nie chciała wybierać. I za nic, nie chciałaby znów być w ciąży.

[MEDIA][/MEDIA]

Yrgele wyszczerzyła kiełki.

- A więc decyzja podjęta…

Pchnęła biodrami do przodu. A później na przemian krzyki i wrzaski Klary niósły się echem po zwodniczym ogrodzie w hali…





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 28-06-2021, 19:31   #69
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Tymczasem Lucas zostawił Orianę po wspólnej chwili namiętności śpiącą w łóżku. Sam zamknął drzwi na klamkę do ich wspólnego pokoju i udał się rozejrzeć za babcią Marge jak nazywali ją miejscowi. Był przekonany, że ktoś wskaże mu drogę.

- Pewnie jest u siebie… czas kolacji… - Otrzymał w końcu informację, i kierunek do odpowiedniego budynku. Tylko w sumie, czy wypadało w takiej sytuacji przeszkadzać?

Lucas założył, że sytuacja jest nowa i może się dynamicznie zmienić. Więc lepiej pogadać z Merge teraz niż później. Natomiast jeśli nie będzie mile widziany na pewno ktoś da mu to do zrozumienia u samej Merge. Ruszył więc śmiało do wskazanego miejsca i następnie zapukał do drzwi. Po chwili zostały one otwarte przez… młodą czarnulkę w białym podkoszulku i jeansach. W środku było słychać innych ludzi.



- Umm… a ty kto? - Spytała, przelotnie się na moment uśmiechając.
Gładki też się uśmiechnął widząc ładną dziewczynę.
- Lucas - przedstawił się. - Szukam Merge zastałem ją może? - zapytał dla pewności.
- Hmm… - Zmierzyła go spojrzeniem z góry do dołu - Ja jestem Jess… ty jeden z tych nowych? W sumie jest, ale nie "Merge", tylko "Marge" jeśli już, i jemy wszyscy właśnie kolację…
- Poczekam pogoda dziś jest ładna jak zjecie powiedz żeby do mnie na chwilę wyszła. Wiesz wątpliwości świeżaków pragnących zrozumieć jak to wszystko tu działa. - Lucas uśmiechnął się rządkiem białych zębów do dziewczyny. Na których z reguły robił dość dobre wrażenie.
- Poczekaj chwilkę… - Jess wskazała ławeczkę na werandzie i zamknęła drzwi. A Lucas zauważył, że dziewczyna ma z tyłu przy pasku mały rewolwer w kaburze. Lucas usiadł na ławece i czekał przy okazji rozglądajac się po osadzie.

Ledwie po minucie, zjawiła się ponownie czarnulka… ze szklanką wody w dłoni.
- Jeśli chcesz, to czekaj, ale w sumie "Babcia Marge" powiedziała, że możesz dołączyć do kolacji… nie jesteś pies, co to na werandzie musi siedzieć - Jess uśmiechnęła się przelotnie - To jej słowa.
-Dziękuję skorzystam z zaproszenia. To dobry moment żeby was lepiej poznać. - uśmiechnął sie do dziewczyny.

Wewnątrz, w salonie, przy dużym stole siedziało kilku mężczyzn i kobiet, a nawet dwójka dzieci - chłopczyk i dziewczynka - oboje mający nie więcej niż 12 lat. U nasady stołu zaś sama Margareth. Wszyscy spojrzeli z zainteresowaniem na Lucasa, a parę osób przelotnie się uśmiechnęło…
- Usiądź proszę - "Marge" wskazał miejsce obok siebie, i parę osób przesunęło się w bok, oraz Jess dostawiła krzesło dla Telepaty. Sama usiadła obok niego…

Na stole był NAJPRAWDZIWSZY CHLEB, trochę pomidorów, ziemniaków, grzybki, coś jakby sałata, i kolby kukurydzy, było i jakieś mięso, a nawet masło! I konfitury. Do tego woda i… sok pomarańczowy?? Był i biały, długi obrus, i parę kwiatków w wazoniku.
- Jeśli jesteś głodny, proszę, częstuj się - Babcia wskazała dłonią na jadło.
- Dziękuję. Patrząc na tę ucztę aż żałuję, że nie ma ze mną Oriany. - powiedział szczerze telepata zajmując miejsce przy stole… a całe towarzystwo wróciło do jedzenia, "Babcia Marge" również, smarując sobie właśnie kromeczkę konfiturami.
- O czym więc chciałeś porozmawiać? - Spytała po chwili.
Lucas nakładał sobie wszystkiego po trochu i nalał szklankę soku. Więc szybko jego talerz zamienił się w swoisty “miszmasz”.
- Jeśli mam być szczery a tak lubię rozmawiać to jesteśmy pełni obaw. To miejsce jest tak miłe i gościnne, że wśród ludzi którzy od jakiegoś czasu są w drodze narastają obawy. Przyjdzie się nam jednak z nimi zmierzyć w naszych głowach i modlić się by były bezpodstawne. Tymczasem chciałem zapytać czy możemy jakoś pomóc osadzie? - Lucas uważał, że za gościnność powinno się jakoś zrewanżować.
Margareth spokojnie posmarowała kromkę, po czym ją ugryzła…
- Wasze obawy są bezpodstawne. Nikt z nas nie zrobi wam krzywdy. W dzisiejszych czasach trudno o zaufanie, jednak my na was nie… dybiemy - Lekko się uśmiechnęła - Wbrew pozorom, na świecie istnieją jeszcze również "dobrzy" ludzie Lukasie. Co do waszej pomocy, nie wiem na chwilę obecną jakby miała wyglądać. Rannych nie mamy, chorych nie mamy… chcecie pomóc w polu? Wartować na murach? Podzielić się z nami waszymi zapasami? Nie jest to konieczne, wierz mi… odpocznijcie, nacieszcie się chwilą wytchnienia, miłym czasem w bezpiecznym miejscu, my w sumie niczego nie oczekujemy w zamian… tak, taki niesłychany sposób postępowania, to u nas zwyczajna sprawa… - "Marge" po raz kolejny się lekko uśmiechnęła. Lucas patrzył na Margareth lekko wryty.
- Dziękuję. - podsumował krótko po chwili choć oczywiście wciąż miał wątpliwości. Nie przeszkadzało mu to jednak dziobać z talerza i próbować różnych rzeczy. - Będziemy pewnie też za jakiś czas tędy wracać. Może potrzebujecie czegoś z zewnątrz jeśli będzie okazja to spróbuję zdobyć. No i Yrgele… Mógłbym poznać tę historię jaka was z nią łączy? Dziwnie patrzyła na brzuch Amy to ta dziewczyna w ciąży. Chodzi o coś konkretnego czy tylko cud przyszłych narodzin. - Lucas wypluwał z siebie pytania bez gierek czy obłudy.
- Widok kobiety w ciąży, jest dosyć nietypowy, takie czasy… - Westchnęła jakby zasmucona Margarethe - Pomyślę, co może by nam się tu przydało.
- U nas nie ma obecnie żadnej ciężarnej - Dodała z milusi uśmieszkiem Jess - Wszystkie już urodziły… Położyła pod obrusem dłoń na kolanie Lucasa.
Telepata w momencie gdy poczuł rękę po pierwsze zesztywniał gdzie należało czyli kawałek dalej. Co było zwyczajnym męskim odruchem niezależnym od serca czy głowy. Jess było nie było mu się podobała. Natomiast jak to Lucas szybko wszedł na grunt rozterki moralnej. Lubił Orianę i w normalnych okolicznościach z ciężkim bo samczym sercem zdjąłby rękę Jess ze swojej nogi i tym samym stracił szansę a zachował zasady. Byli jednak w miejscu gdzie nie bardzo liczył, że uda mu się pociągnąć za język demona czy Margarethe. Za stare i zbyt doświadczone. Jess natomiast była nie tylko szansą na przyjemność ale przede wszystkim na informacje. Sam dużo gadał w trakcie i po i nie było tu dużych wyjątkowów niezależnie od płci. W najgorszym razie pojmą go ze opuszczonymi portkami, tylko... Oriana. Bolało go to na swój sposób. Rozterka natomiast była prosta. Jeśli ją zdradzi będzie świnią. Tylko żyjącą świnią i być może ocali również Orianę przed zagrożeniem które być może istnieje a być może jest tylko jego wymysłem. Oriana zapewne tego nie doceni. Jeśli natomiast zachowa się tak jak by chciał cóż… może się okazać, że będzie to kosztować kogoś życie w ich grupie z Orianą i Lucasem włącznie. Pierdolona Apokalipsa nigdy nie ułatwia sprawy i w niczym.
- Widać to miejsce które sprzyja takim sprawom. - położył swoją rękę na dłoni dziewczyny po czym delikatnie opuszkami palców przesunął palce wzdłuż jej ręki. Na tyle na ile pozwalała dyskrecja stołu. - Może Amy tu zostanie lub ktoś więcej z nas. Jesteśmy w trasie ale to miejsce zmienia postrzeganie. Po co szukać czegoś więcej w świecie skoro panują tu tak sprzyjające warunki. - Lucas uśmiechnął się do wszystkich przy stole. Bo gdyby nie świdrująca mu w głowie myśl “to nie może być prawdziwe” rzeczywiście uważałby to miejsce za piękne.
- Jeśli ktoś zechce zostać, przyjmiemy z chęcią. Jeśli ruszycie dalej… no cóż, szkoda, ale rozumiemy - Uśmiechnęła się przelotnie babcia - Czy jeszcze masz Lucasie jakieś… wątpliwości?
- Pewnie zawsze jakieś pozostaną natomiast chyba najlepszy będzie czas. Trzeba się oswoić z nowym otoczeniem. - dojadał kęsy z talerza po czym spojrzał na Jess która akurat się odezwała.
Jess uśmiechnęła się zerkając na Lucasa, po czym pogładziła jego kolano.
- Jakbyś chciał, mogę cię trochę oprowadzić, tu i tam… - Powiedziała czarnulka.
Lucas przepił co udało mu się zjeść sokiem i skinął głową.
- Od tego pewnie trzeba zacząć. Poznać miejsce ludzi i podejść do tego z otwartą głową. Nie chcę za długo przeszkadzać - spojrzał na Margarethe. - Więc z chęcią się przejdę to pomoże na niespokojny umysł.
"Babcia Marge" kiwnęła głową.
- W razie czego, jestem jeszcze do dyspozycji, powiedzmy tak do… 22 - Powiedziała. A Jess zjadła pospiesznie jeszcze mała kromkę z mięsem, i kilka pomidorków.
- To idziemy? - "Czekoladka" wstała od stołu, spoglądając na Lucasa.
- Powiem swoim. Gdyby ktoś z nich miał pytania. - Lucas odpowiedział Marge i wstał od stołu łapiąc jeszcze na drogę kanapkę z dżemem. - Jasne ruszajmy - odpowiedział z uśmiechem do Jess.

Opuszczono więc we dwójkę babcię i jej świtę. Na początek Lucas skierował swoje kroki w inną część osady w myśl “oprowadzania” go po jej terenie. Chciał wykorzystać ten moment na przegadanie z dziewczyną kilku chwil

Jess miała na sobie białą podkoszulkę i niebieskie, nieco postrzępione jeansy, i… różowe trampki. Zapadał już wieczór, i robiło się szarawo, ludzie powoli znikali po swoich kątach. Czarnulka przetarła swoje ramionka, jakby było jej chłodno… Lucas naturalnie otoczył ją troskliwym ramieniem. Pocierał rękę dziewczyny ręką wywołując ciepło ale i przyjemne mrowienie. Rozpiął skórzaną kurtkę by dziewczyna mogła też do niego trochę bardziej przylgnąć gdyby miała ochotę. W głowie zaświtała mu też kolejna myśl z cyklu Lucasowej burzy zdarzeń i myśli.
- Czy w tym raju macie dostęp do jakiś miłych napojów procentowych? To na pewno umiliłoby nam ten wieczór. Od dawna się solidnie nie zrelaksowałem. - Lucas odezwał się do Jess.
- Życie tam skierował łeb w stronę murów jakby pokazywał teren za nimi. Jest może i ciekawe a nawet ekscytujące. Niestety też cholernie nerwowe.
Jess spojrzała na Lucasa mrużąc oczka, gdy ten ją tak obłapywał, masował, i wspominał o alkoholu…
- To musimy zmienić kierunek, stary Joel ma gorzałkę - Uśmiechnęła się, i poprowadziła go w stronę zagród ze zwierzętami, ale skręcili tam w prawo.
Lucas zachowywał naturalną czujność ale szedł z Jess we wskazanym kierunku. Na jej mrużące się oczka zareagował uśmiechem.
- Rozumiem, że ty będziesz mówić czy ja mam ją wykupić? - spytał gdy powoli zagłębiali się w osadę. Przyszło mu do głowy, że mogliby ją też podwędzić ale w rajskiej osadzie mogłoby to być źle postrzegane. Choć on oceniał to w kategoriach nie szkodliwych społecznie patrząc na to jak dobrze idzie wiosce.
- Naaah, kupić. Wydybiemy od niego - Parsknęła Jess.

….

- Ła kogoch tom niesje?? - Rozległ się taki miejscowy, okropny bełkot farmerski, że aż Lucas zamrugał oczami. Na werandzie siedział w rozpadającym się fotelu najprawdziwszy, stary, obleśny Redneck, pykając fajkę i łypiąc podejrzliwie w ich stronę.



Światło z małej latarni zawieszonej parę metrów obok niewiele dawało… typek miał chyba jednak jakąś dwururkę przy owym fotelu.
- Bry wieczór Joel! - Odezwała się wesoło czarnulka, podchodząc.
- Łach, Jess… - Dziadyga odchrząknął, i "plum", splunął gdzieś w bok, bardzo po wieśniacku, ale nie, że na dziewczynę, czy coś.
- He? - Spojrzał na Lucasa.
- To jeden z nowych, przyjechali dzisiaj, zostają na noc… - Wyjaśniała dziewczyna.
- Ehe, ehe, ehe… - Pomrukiwał Joel, słuchając.
- ...no i mu obiecałam, że spróbujemy twojej super gorzały. Bo takiej to on pewnie jeszcze nie pił nigdy! - Uśmiechnęła się Jess.

Dziadyga pyknął z fajki, odchrząknął, przyglądał się uważnie Lucasowi…
- Łon toś hna egoś hazia glonda. Bryna? Coby z ciebie niy boł chachor Jess - Wybełkotał do obojga, a Lucas chyba już całkiem zgłupiał.

- Miło poznać - skinął głową dziadkowi Lucas. Gadanie na tym etapie zostawił jednak Jess. Zwłaszcza, że zaczął mówić niezrozumiałym dialektem.
- Oj Joel, no weź… - Dziewczyna usiadła blisko dziadygi, na dechach werandy, i milusi się uśmiechnęła - Nic nie powiem Peggy…
- Doczkej na oma, łona ci fszysko powiy? - Diadyga pogroził jej palcem przed nosem, ale uśmiechnął się szczerbato - Dej mi dziubka i niy godej tela.

Jess się podniosła, i… pocałowała policzek Joela. A wtedy on wskazał paluchem jedną z desek na werandzie. Ta była luźna pod samą ścianą, i po chwili dziewczyna stamtąd wyciągnęła flaszkę. Wyszczerzyła ząbki.
- Dzięki Joel! - Powiedziała, i zgarnęła po drodze Lucasa, opuścili więc już te miejsce.
- Ehe, ehe… "plum"… - Usłyszał jeszcze na odchodne Telepata.
Lucas zaczął się kierować z Jess powoli w stronę chaty. Wrzucił jednak baaardzo niespieszne tempo i urodził mu się pomysł w stylu “wilk syty i owca cała” nie miał jednak pojęcia jakie są preferencje Jess no i samej Oriany która stanowiła istotną osobę w jego wieczornych planach.
- Otwórz łykniemy na przełamanie lodów. Tak w ogóle to jestem Lucas Mckenzi co już częściowo wiesz. Przyjechałem ze swoją grupą z okolic Nashville a ciebie skąd przywiało do tej ziemii obiecanej? - Lucas przeszedł do otwartej i luźnej rozmowy zapoznawczej.
- Jessica jestem, ale wszyscy do mnie gadają "Jess". A nazwiska nie posiadam… znaleźli mnie, jako małą dziewczynkę, w okolicach Madison, w Wisconsin… Joel i jego żona Peggy, wychowali mnie w dużym stopniu, podobnie jak prawie dwudziestkę innych, osieroconych dzieciaków-znajd. Są dla nas jakby takimi dziadkiem i babcią - Wyjaśniła czarnulka, po czym się trochę zdziwiła - Będziemy tak pić na stojaka, albo w drodze, i jeszcze na środku drogi? No wiesz co, nie wypada… - Szturchnęła go łokciem - No ale jak chcesz… - Wzruszyła ramionami.
- Dawno nie piłem niczego dobrego. - Lucas otworzył butelkę i pociągnął małego łyka. Samoróbka Joela była strasznie słodka… ale i mocna. Poczuł jak po jego ciele rozchodzi się przyjemny "ogień" - Za mną sporo gówna i spotykania na drodze wszelakiej maści mętów. - oddał butelkę Jess.
- Komfortem jest czuć co wypada a co nie. Ja staram się żyć dniem dzisiejszym bo jutra może nie być. Ty z kolei pewnie jesteś ciekawa świata i innych ludzi. Też tak miałem w rodzinnym domu. Te same twarze, te same problemy, bezpieczeństwo i niekończące się nuda. Przeplatana niewielkimi rozrywkami. - uśmiechnął się - Każda droga ma swoje niedogodności. Żyje wam się tu chyba nieźle.
- Wracasz do swoich? - Spytała dziewczyna, widząc dokąd idą, po czym sama golnęła z flaszki, i ją lekko "trzepnęło". Krótko się zaśmiała.
- Wiesz, jak ci się do nich spieszy, to ja nie będę przeszkadzała… - Spojrzała nagle na niego jakoś tak uważniej - Czeka KTOŚ na ciebie? Bo jeśli tak, to tym bardziej… - Zatrzymała się, wpatrując w Lucasa, i wyczekując odpowiedzi.
- Dobra - skomentował Lucas gdy Jess pociągnąła łyka, bo sam czuł gorzałkę jeszcze na języku - Tak chciałem cię do nas zabrać docelowo i nie będziesz przeszkadzać. Wszystkim nam potrzeba normalnej rozmowy poznania nowej pięknej zresztą twarzy. A co dalej to się zobaczy… Możemy tu chwilę pozwiedzać w końcu miałaś mnie oprowadzić. - obdarzył Jess przeciągłym spojrzeniem. Po czym by jej trochę zaimponować i odciągnąć jej uwagę o KTOSIÓW. Delikatnie skupił się na butelce z której pociągnęła zgodnie z kolejnością kolejny łyk. Zamiast jednak oddać ją Jess uniósł siłą woli butelkę w powietrzu i zatrzymał ją przed dziewczyną.

- Co do…? - Mruknęła Jess, patrząc w zdziwieniu to na Lucasa, to na butelkę. Gdy ta chciała po nią sięgnąć. Butelka zaczęła sobie z niej żartować robią kilka delikatnych uników nim w końcu dała się złapać. Po drugiej stronie Lucas po prostu się szczerzył z prostej i miłej zabawy.
- Jakbyś rozbił… - Pogroziła mu palcem, ale i się uśmiechnęła. Następnie ona porządnie się napiła odchylając mocno głowę w tył. Z uwagi zaś, na panujący już, lekki chłodek, Lucas nagle stwierdził przez jej lekko naprężony materiał podkoszulka, iż dziewczyna zdecydowanie nie nosiła stanika…
- Ufff - Czarnulka przetarła usta dłonią po solidnym dojeniu flaszki - Ciekawe jakie jeszcze sztuczki magiczne potrafisz? - Mrugnęła do niego - To co… co my w końcu robimy? Idziemy do twoich, idziemy… gdzieś?
Lucas gapił się na Jess. Znając jego szczęście i kuriozalność pomysłu na jaki wpadł pewnie na tym skończy się jego dzisiejsze rumakowanie.
- Jeśli jesteś odważna to się dowiesz. Moja magia nie jest dla grzecznej widowni. - po czym przeszedł do drugiej części pytania - Oprowadź mnie kawałek a potem skończmy do nas. Dużo was tu jest? Co tu właściwie stoi? - popatrzył po budynkach. Ruszył z Jess w stronę domu ale powoli i lekkim kółkiem. Tak by młodą trochę trzepnęło a jemu wzrósł poziom odwagi.
- Nooo… to ten… - Czarnulka zaczęła pokazywać palcem budynki - Tam był blok więzienny A, tam B, tam C. Dużo cel, krat, ciasno i ponuro, nikt tam nie mieszka w tych celach. Jest też parę biur, i te już sobie pozamieniano na właśnie mieszkanka. Tam mamy magazyn z narzędziami na pole i nie tylko… zagrody już widziałeś. Tam i tam, i tam, mieszka sporo ludzi - Powoli okręcała się wokół własnej osi, wyliczając co gdzie jest - Tam mieszka Yrgele… tam jest ogród… tam mamy mały szpitalik, tam Pani Lucy uczy dzieci… ilu nas tu jest? Hmmm… jak się nie mylę będzie z 80 osób? O, a tam jest i ten, no… piecze chleb i takie tam, Joseph i jego dwaj synowie.
- Czyli całe życie spędziłaś tutaj? - Lucas powoli szedł z dziewczyną w stronę domu.
- Rozumiem, że każdy kłopot rozwiązuje Yrgele w sensie ataków z zewnątrz. Nas po drodze napadli z trzy razy optymistycznie licząc. - telepata opowiadał też dość szczerze o sobie i grupie.
- Ymmm… jestem tu od… - Jess zaczęła liczyć na palcach - ...będzie już z 6 lat. Yrgele na każdy kłopot? Nieee, "starsi" wspólnie różne sprawy rozwiązują, czasem z nią, czasem bez… no ale ona pomaga w wieeelu sprawach.
- I co z Yrgele nie ma kłopotów. Przecież to demon słyszałem o nich takie rzeczy, że ciarki na plecach to mało powiedziane. Nie do końca rozumiem czemu to miałoby być inaczej co dostaje w zamian? - Lucas podpytywał Jess korzystając z chwili gdy alkohol już ją trzepał… w końcu podała mu flaszkę, i spojrzała trochę zdziwiona.
- No… nic. Nic nie dostaje. Mieszkamy razem, żyjemy razem. Lubi opowieści, wszeeeelkie opowieści, i to wszystko. Nikogo nie zżera, nic z tych rzeczy. Niektóre dzieci się jej boją, niektóre się z nią bawią. Mnie też kiedyś, jak byłam mniejsza, to nawet na ręce wzięła i chwilę ze mną polatała… a potem nas "Babcia Marge" opieprzyła… że to niebezpieczne i w ogóle - Zaśmiała się Jess - Ale fajnie było… latałam. Raz jedyny w życiu.
W końcu podeszli pod dom gdzie grupa była zamelinowana.
- Zapowiem cię i zaraz wracam. Będziesz mile widziana ale nie chcę ich zaskoczyć. - Lucas zostawił Jess na ławeczce przed ich domem i tym razem to on zagłębił się do środka. Kierując szybko kroki do Oriany i ich pokoju.
Po drodze natknął się na Boba chlejącego w samotności flaszkę na kanapie w salonie…
- Cześć Bob wszystko gra? - zapytał w przelocie lecąc na górę.
- Taaa… wszyscy się kurwa zamelinowali, a mi przyjdzie zaś walić gruchę… - Burknął mechanik.
Lucas mógłby być teraz bogiem dla Boba. Niewykluczone zresztą, że będzie. Spróbuje jednak rozegrać to po swojemu i pod siebie.
- Co zrobisz raz masz więcej szczęścia raz mniej. - wzruszył ramionami i już był na schodach na piętro.

Oriany nie było jednak w pokoju, a obok w łazience. Była zajęta sporą ilością prania… i tak ładnie się wypinała w krótkich spodenkach.
Lucas wpadł do łazienki i klepnął Orianę w tyłek. Lekko aczkolwiek z zaskoczenia tak, że ręka była przyklejona do tyłka dłuższą niż musiała chwilę.
- Zajmiemy się tym potem. - szybko zaczął odkładać pranie z jej rąk - Byłem u Merge pary za dużo nie puściła. Spotkałem tam jednak Jess, chciała mnie oprowadzić po osadzie skołowałem alkohol i zaprosiłem do nas. Chcę ją trochę urobić ale jest miła i fajnie się gada. Chciałbym nas pointegrować ty, ja i ona. Zrobić tę flaszkę no i wydobyć jak najwięcej informacji. Wiesz, że nie ufam Amy, to co dopiero Yrgele. Pomożesz? - wystrzelił potokiem słów do Oriany. Licząc, że jej bystry umysł wyłapie z tego jak najwięcej. Przede wszystkim jednak to, że przyprowadza ją tutaj a nie przesłuchuje gdzieś na jakimś sianie. Oriana cicho pisnęła na klapsa, odwróciła się ze srogą minką… i uśmiechnęła na widok Lucasa. Wysłuchała, co ma do powiedzenia, po czym wymownie pociągnęła nosem.
- Coś mi się zdaje, że wy już tą flaszkę zaczęliście? - Przymrużyła oczka.
- No prawda. Ale wzięliśmy po dwa łyki. No Jess drugie pociągnięcie zrobiła mocniejsze. Urabiam przeciwnika - powiedział z uśmiechem - Chcesz wiedzieć co tu jest grane i poznać kogoś miłego? Dwa w jednym. - rozłożył ręce na boki i uśmiechał się dalej - Czy zostawić ją na łaskę Boba który przed chwilą coś mówił o waleniu gruchy i zaraz ją dorwie? - Lucas może przeceniał zagrożenie ze strony mechanika na kanapie ale będzie go i tak musiał wyprowadzić w pole fortelem. Więc nie mógł tracić teraz zbyt wiele czasu.
Oriana położyła dłonie na biodrach, przez chwilę wydawała się zamyślona…
- Bob taki nie jest - Stwierdziła pewnym tonem, po czym zbliżyła się do Lucasa, i położyła dłonie na jego torsie - Hmmm, no dobrze, zgoda, tyyyyylko… nie kombinuj za mocno? - Spojrzała mu w oczy, mrużąc własne, po czym go lekko pocałowała w usta.
Lucas odwzajemnił pocałunek objął dziewczynę i lekko nią zakręcił.
- Idealnie to ujęłaś wiesz? - tym razem to on zmrużył oczy i bawił się w myślach słowami z których najważniejszym było “za mocno”. Pocałował ją jeszcze raz i zbiegł po schodach na dół upewniając się, że “przeciwnik” w osobie Boba wciąż jest na kanapie i nie podjął żadnych zdradzieckich manewrów. Był tam, żrąc coś prosto z puszki, i mamrotał pod nosem o "dupach i motorach".

Lucas wyszedł na zewnątrz do Jess i zdjął kurtkę.
- Dobra jest tak wszyscy się gdzieś zamelinowali. Jest jeden gość starszy typ i no hmm wali gruchę na kanapie. Nie przepadam za nim bo jest tym smętnym w naszej grupie, brzydkim i baby mu brakuje. Jak cię zobaczy to się już nie odczepi. Ciężko go będzie minąć ale mamy lekarza w grupie. Posiedzimy w trójkę a Boba się spławi. Przykryję cię kurtką tak żeby wystawała tylko nogi biorę na ręce i powiem, że niosę cię na górę po pomoc medyczną. Jak się przyczepi spławię go a ty ani mru, mru. Zemdlałaś i nie wyglądasz spod kurtki. Udajesz nieprzytomną póki ci nie powiem, że koniec. - Lucas po dwóch dobrych łykach był wesoły więc i pomysły go się trzymały psotne. - Dziwny pomysł ale co nam szkodzi? - poduścił lekko Jess która wypiła ciut więcej niż on - Inaczej będzie nas zanudzał i cały wieczór będzie lichy. Pasuje ci ten pomysł? - popatrzył na Jess rozbawiony. Ta z kolei spojrzała na niego, jakby co najmniej spadł z dachu…
- Heee? - To była jej pierwsza reakcja, i wydawała się jakby trochę przestraszona - To może… ja lepiej pójdę? Bo jeszcze się zrobi raban… - Uśmiechnęła się nerwowo.
- Żaden raban. Możesz iść jeśli chcesz - powiedział z udawanym poważnie tonem - albo chcieć się trochę powygłupiać i miło spędzić czas. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się od ucha do ucha - Musisz mi niestety zaufać a wierz mi podstępny ze mnie typ. - ostrzegł tym razem rozbawionym tonem - Jak już mówiłem magiczne sztuczki oglądają odważni. Idziemy? - wyciągnął w jej stronę rękę na zachętę delikatnie ujmując jej dłoń.
- Uch… no dobra! - Uśmiechnęła się Jess, po czym zrobili jak planował Lucas. I w sumie niepotrzebnie. Bob bowiem leżał na kanapie, plecami do nich, chlejąc właśnie flachę… przemknęli się więc oboje, niezauważeni. A w pokoju już…
- Oooo, czeeeeść - Oriana była chyba zaskoczona, iż Jess jest czarnulką. Uśmiechnęła się jednak miło, przywitały się, nawet lekko przytulając, przedstawiły sobie.
- No to… - Jess wręczyła Orianie flaszkę - Na zdrowie?
- Ummm, no tak… - Lekarka napiła się, wszyscy usiedli, i zaczęli rozmawiać.
Lucas zadbał zamykając drzwi na klucz o brak nieproszonych gości.
- No to może my zaczniemy - wskazał na siebie i Orianę. - Jak już wiesz jesteśmy z okolic Nashville. W drodze jesteśmy od kilku dni a już mieliśmy sporo przejść. - Lucas szczegółowo opisał ich dotychczasowe przygody. Mijając rzeczy które mogły być dramatycznie źle odebrane. Skupił się na opisie drogi, ludzi czy walkach z bandytami czyli ogólnych trudach drogi. - No i widzieliśmy też anioła Ismaela. - Lucas miał w tyłku czy zdradza tym jakąś wielką tajemnicę chciał mieć wciągającą opowieść dla Jess - też o dziwo ma swoją enklawę i podobną robotę i układ jak wasz z Yrgele. Opisał szczegółowo jego wygląd i że przyłapali go z Orianą na słuchaniu muzyki poważnej. Następnie płynnie przeszedł do komplementów dla obu dziewczyn gdy kolejki alkoholu powoli przesuwały się w ich grupie. Dbał też o delikatny kontakt fizyczny z Jess np podając butelkę i muskając ją ręką oraz z Orianą którą od czasu do czasu gładził po plecach czy całował. Patrzył przy tym na dziewczyny raczej łakomym wzrokiem ale czekał jak sytuacja się rozwinie. Zadał też pytania Jess o cele osady. Wpuszczają każdego kogo myśli sprawdzi Yrgele ale czy chcą by osada się powiększała? Jak spotka dobrych ludzi po drodze to może ich tu przysłać? Czy raczej wolą pozostać w ukryciu. Co wie o okolicy? Przyjaznych miejscach i takich których lepiej unikać. Lucas podpytał też o działanie osady... Odbywał się tu normalny handel czy każdy otrzymywał jakieś racjonowany przydział dóbr? Zapytał też o dziwne historie takie które mogłyby umilić wieczór a wydarzyły się w osadzie w przeszłości.
Jess piła, Oriana piła, Lucas pił… i zauważył, iż czarnulka trochę pilnowała, by każdy pił po równo. Najwyraźniej nie miała zamiaru dać się "ubzdyngolić"? Uśmiechała się, czasem roześmiała, czadem zrobiła poważną minę, słuchając opowiastek Telepaty… w sumie wszystko było całkiem zwyczajowo, nawet fajnie.

Sama opowiedziała, iż oczywiście nie wpuszczają każdego, najpierw jest owy ktoś obserwowany, czy tam jakoś "sprawdzany" przez Marge, i paru innych(czyżby Telepaci??). I przez Yrgele chyba też… w osadzie uprawiana żywność jest dzielona po równo na wszystkich, handlu jako takiego nie ma, ale jak ktoś coś potrzebuje, to ludzie się wymienią czymś za coś, albo nawet za przysługę… ona sama o okolicy wie niewiele, bo nie za często wyściubia nosek poza więzienie, od tego są "zwiadowcy" i "poszukiwacze". Osada tajną z kolei nie jest, ale lepiej żeby nie gadać o niej na prawo i lewo, bo jeszcze zjawią się jakieś draby i będzie problem. Po pewnym czasie Jess ściągnęła trampki, siedząc na brzegu łóżka po turecku w nie-całkiem-już-białych skarpetkach. Obok niej Oriana, ta z kolei boso… Lucas na krześle przy nich. Alkohol robił swoje, i każdy miał lekkie rumieńce, flaszka jednak się już kończyła. Za to pojawił się głód wywołany procentami? No i lekki rausz… Lucas czuł dwa rodzaje głodu na raz. Wizyta na dole w kuchni była jednak tą z mniejszym priorytetem w kolejności.
- Nie wiem jak wam ale mi jest całkiem wesoło a zważywszy, że raz się żyje chciałbym skorzystać z dobrego towarzystwa. - i najpierw zaczął całować Orianę, mając zamiar za chwilę zabrać się za Jess. Był dobrej myśli w swoich zamiarach bo był pewien, że obie dziewczyny na niego lecę nie mniej niż on na nie. Nie należały też raczej do naiwnych a mimo to obie zostały tu pijąc razem i wiedząc czym to się najpewniej skończy. Uznał zatem, że i dla siebie są atrakcyjne i chcą się wspólnie pobawić. Pozostawało sprawdzić czy miał rację.
- Lucas ty… wariacie, co ty robisz… - Pisnęła lekarka, nieco się wzbraniając przed zalotami Telepaty. Jess z kolei siedziała z lekko wybałuszonymi oczami, obserwując parkę.
- Emmm… to ja może sobie pójdę, co? - Uśmiechnęła się nerwowo czarnulka.
- No i ją wystraszyłeś - Stwierdziła Oriana, trzepiąc go dłonią po ramieniu z lekkim uśmiechem.
Lucas spojrzał na nią mocno gorącym wzrokiem.
- Jest odważna ale boi się, że będzie niezręcznie. Dobre wychowanie i takie tam. Mamy Jess jedną szansę, teraz tu i w tej chwili. Wolelibyśmy żebyś została. - zakładał, że postawa Oriany oznacza tak co wywołało uśmiech na jego twarzy. Nie mniej mówiąc to spojrzał na nią wymownie i dał szansę zaprzeczyć - Nie wiem czy po opuszczeniu osady zginiemy na drodze lub czy kiedykolwiek będzie nam dane tu wrócić. Wiem jednak, że było miło kontynuować ten wieczór razem z tobą. Będzie miło i jak już mówiłem większość magicznych sztuczek oglądają tylko odważni. - powoli zbliżał się w stronę Jess i dosłownie pożerał ją wzrokiem. Miał zamiar objąć dziewczynę za szyję o ile zaraz nie ucieknie z krzykiem... pocałować. Drugą ręką wciąż trzymał Orianę za rękę.
- Ummm… - Jess wzięła flaszkę z resztkami, i wypiła wszystko do końca, aż zabulgotało. Spoglądała to na Orianę, to na pochodzącego do niej Lucasa.
- Za szybko to wszystko… - Pisnęła, pozwalając się jednak złapać za szyję. Troszkę jakby nerwowo, uśmiechnęła się.
- Nie macie jeszcze czegoś do picia? I może jakąś zagrychę?
Lucas momentalnie spoważniał i ani myślał się narzucać. Wzrok się zmienił ale uśmiech na twarzy pozostał.
- Jasne poczekajcie pogadajcie a ja spróbuję coś skołować na dole. - Lucas podniósł z miejsca przytulił na moment Orianę i poszedł do drzwi…
- Ja chyba mam flaszkę od Boba - Stwierdziła lekarka, na co Jess aż przyklasnęła.
- To co, jedynie trzeba jeszcze zagrychę załatwić? - Powiedziała czarnulka z lekkim uśmiechem.
- Jase. Tylko wiesz biedni wędrowcy nie mają takich zapasów jak mikroskopijne raje. Nie mniej coś na pewno się znajdzie. Lucas następnie otworzył drzwi i ruszył na dół.

~

Minęło kilka długich minut, gdy Lucas zbierał jakieś "przekąski" po kuchni, a jak wrócił do pokoju… Oriana była tam sama, leżąc na plecach na łóżku, i wpatrując się w sufit. Okno było otwarte. Lekarka spojrzała na Lucasa z rozbawioną miną.
- Serio prysnęła przez okno? - Lucas popatrzył mocno zdziwiony i również rozbawiony.
- Parę chwil jak poszedłeś… wzięła buty, i "ja jednak muszę lecieć, cześć" i dała dyla przez okno - Pokręciła głową Oriana.
- Wcześniej chciała pójść na całość co dawała mi mocno do zrozumienia. Widać trzy osoby to dla niej za dużo - wzruszył ramionami - Ja chciałem ją pociągnąć za język dla informacji. Normalnie w sensie przez całe moje dotychczasowe życie... Poszedłbym z nią gdzie trzeba połączył przyjemne z pożytecznym i po sprawie. Teraz jestem z tobą i po raz pierwszy się zawahałem w sensie… - Lucas nie bardzo chciał kłamać więc poszedł w prawdę na którą decyduje się niewielu - Jestem tylko głupim samcem więc całe te dwulicowe zaprzeczenia, że nie oglądamy się za innymi to głodna gadka. Można powiedzieć, że popęd jest zawsze. Kwestią świadomego wyboru jest co dalej z tym zrobisz. Ja jak widać chciałem i nie chciałem jednocześnie więc mocno improwizowałem. A jak wypiłem to już w ogóle. Jak jeszcze połączyć to z doraźną korzyścią informacji które mogą czasami nawet ratować życie to robi się z tego trudna sprawa. Łatwa bo mi na tobie zależy i ciężka bo mogę coś przeoczyć. Tak, wiem pierdole jak potłuczony. Może to ta gorzała. Jak odwaliłem to przepraszam. - usiadł na łóżku lekko zamyślony.
Oriana wysłuchała go w spokoju… choć jej mina zmieniała się na coraz bardziej posępną z każdym kolejnym wyjaśnieniem Lucasa. W końcu założyła rękę na rękę, i nogę na nogę, siedząc na łóżku i wpatrując się w owe cholerne, otwarte okno.
- To trzeba było ją bzyknąć na boku - Powiedziała ostrym tonem.
- To nie w moim stylu. Ani nie chciałem, wszystko chce dzielić z tobą nawet.. to. Tylko jakoś nigdy o tym nie gadaliśmy. Dałem wybór jej i tobie a nawet podzieliłem się tym bajzlem jaki mam w głowie. Jaki wielu ma ale niewielu o tym mówi. Nie liczę, że zrozumiesz.. ani nie twierdzę, że to miłe choć szczere. - Lucas był brutalnie szczery pewnie za bardzo ale jakoś nie chciał wciskać kitów Orianie. Choć nie stawiało go to w dobrej sytuacji i sam sobie robił kłopot zaczynając temat.
Oriana wysłuchała go w spokoju… po czym wstała, podeszła do okna, i je zamknęła. Następnie również zasłoniła zasłony. Wciąż w milczeniu, podążyła później do swojego plecaka skąd wyciągnęła… flaszkę. Najprawdopodobniej prezent od Boba, jego samoróbka. Wręczyła ją Lucasowi.
- Pijemy - Powiedziała dosyć twardo - A później się zobaczy…
Lucas momentalnie pociągnął większy łyk z flaszki i oddał ją Orianie.
- Każdego dnia gdy wstaję i otwieram oczy wydaje mi się, że mogę zginąć. - Lucas kontynuował wynurzenia co mu tam na wątrobie siedzi po czym zaczął się wpatrywać w Orianę z pewną nostalgią.
- Każdego dnia, gdy ja wstawałam, widziałam ludzi, i nie-ludzi, zaciąganych siłą do laboratoriów, z których już nie wracali. Świat zszedł na psy… - Lekarka pociągnęła porządnie z flaszki.
- To prawda zszedł - wziął flaszkę i upił kolejny łyk - Uroki apokalipsy. - skrzywił się. - Chciałbym… - na chwilę zawiesił głos - w zasadzie nie wiem czego bym chciał. Wycisnąć z życia jak najwięcej, nie dać się złamać. Być idealnym facetem dla kogoś takiego jak ty, szaleć jakby nie było jutra. Nie dać się złamać. Tooo dużo sprzecznych emocji i celów. To obawy i koszmary często nawet na jawie.
- Następnym razem po prostu spytaj, ok? - Oriana wyciągnęła dłoń po flaszkę - Czasy porypane, nie musimy być i my - Lekko się uśmiechnęła.
- Ja chyba jestem - powiedział Lucas - Chcę robić rzeczy sprzeczne ze sobą. Być jednocześnie ogniem i wodą. Tego się nie da zrobić a życie jest jedno. Nasza grupa też jest porypana to nie pomaga. Wiesz, że miałem ochotę strzelić Klarze w głowę gdy zabiła tę dziewczynę od smoków? Po prostu udzielić odpowiedzi, sprawiedliwości w pewnym sensie. Nie mogłem ale chciałem... To chyba nie świadczy o mnie najlepiej z drugiej strony jak to świadczy o niej? No i jeszcze ta ironia, że ja ją lubię. To miła dziewczyna.
Oriana przez chwilę myślała nad tym co właśnie powiedział Lucas…
- A kto obecnie jest normalny? - Powiedziała w końcu - To, co kiedyś było "normą", dziś raczej nie ma znaczenia… tak przynajmniej słyszałam. Każdy ma coś za uszami. I ty… i ja… - Dodała, i znowu mocno pociągnęła z flachy.
- Co ty masz za uszami? - wypalił Lucas miał raczej bardzo dobre zdanie o Orianie i jakoś nie wyobrażał sobie, żeby mogła zrobić coś niewłaściwego.
Oriana oddała mu flaszkę, po czym… stanęła przed zasłoniętym oknem wpatrując się w durne zasłony. Założyła rękę na rękę, bardziej jednak jakby samą siebie obejmując. Bosa, w krótkich spodenkach i podkoszulku, z nieco rozczochraną fryzurą… w sumie wyglądała słodko.
- Spałam z aniołem - Wypaliła zwrócona do niego plecami.
- Tym aniołem którego spotkaliśmy? - zdołał z siebie wydobyć Lucas. Jednak podniósł się i objął dziewczynę stając za jej plecami.
- Tak…
- Dlaczego? - Lucas był zdziwiony. Znał swoje słabości ale trzymał je w ryzach. Gorzej lub lepiej. Wyznanie Oriany jednak go zszokowało. Nastolatka jednak milczała. Drżąc na całym ciele milczała… i jej plecy jakby drgnęły. Raz, drugi, trzeci. Lucas wyczuł to wyraźnie, jednak skoro była odwrócona tyłem, nie mógł spojrzeć w jej twarz, nie mógł mieć pewności.
- Bo… tak - Padła dziwaczna, ledwie słyszalna odpowiedź Oriany.
Lucas obrócił dziewczynę do siebie twarzą. Spojrzał jej w oczy i przytulił. Nie oceniał, nie miał za złe. Chciał znać prawdę czuł żal, że mu nie powiedziała ale nie czuł złości. Chciał jej dać teraz jedynie ciepło i otuchę.
- Pić… - Szepnęła dziewczyna, wtulona w Lucasa.
Lucas podał jej flaszkę bo zakładał, że dziewczyna nie mówi o wodzie. Dał jej chwilę ze swoim ciepłem i tym które mogła poczuć w brzuchu po kolejnych łykach alkoholu. Poczekał aż dziewczyna sama powie coś dalej. Jak na złość, ta jednak milczała. Po chwili usiadła na łóżku, wpatrując się we własne stopy. Humor miała zdecydowanie do dupy…
- Doceniam, że mi to powiedziałaś. To musiało być trudne. Jestem tu i nic co powiedziałaś lub powiesz tego nie zmieni. - Lucas starał się dodaj jej trochę otuchy.
- Stul dziób… - Szepnęła Oriana, spoglądając na niego ze łzami płynącymi po policzkach, po czym znowu wychlała sporo z flaszki. W końcu mu i ją podała.
Usiadł obok niej ponownie ją objął ją ramieniem, delikatnie dodając otuchy. Pociągnął łyk flaszki i nie za bardzo wiedział co robić. Chciał ją pocieszył ale po takim wyznaniu jego metody na ukojenie mogły nie spodobać się dziewczynie. Chciał też wiedzieć, czy zrobiła to ze skrzydlatym z własnej woli. Czy ten ją przymusił lub oszukał bo i takie myśli chodziły mu po głowie.
Oriana jednak milczała, i najwyraźniej nie miała zamiaru już nic tłumaczyć. Odbiło jej się za to trochę nieprzyjemnie, aż przystawiła dłoń do ust.
- Dziś ta noc, gdy będę rzygać? - Powiedziała, i zachichotała.
- Mam nadzieję, że nie. - dla pewności jednak wziął łyk i nie podał jej flaszki. - Nawet zresztą to będę trzymał ci włosy. To co wywlekamy bóle dalej, kochamy się, rzygamy. Na co królewna ma ochotę? - Lucas postawił Orianę w centrum swojego zainteresowania i starał się nie być dupkiem. Choć leżało to w jego naturze.
- Na flaszkę - Stwierdziła lekarka, po czym wyciągnęła dłoń w oczekiwaniu.
- Chyba starczy. Jutro możemy być w drodze a tu… może nie jestem najlepszym przykładem ale trzeba być czujnym albo chociaż nie kompletnie zalanym w trupa. Inne propozycje? - trochę się drażnił a trochę mówił serio. Flaszkę przełożył do ręki dalej od Oriany.
- Jak sam stwierdziłeś...trup rano… trup teraz, jest różnica? - Oriana uśmiechnęła się markotnie, po czym zaczęła zajadać suszonym mięsem z przekąsek - Uch, słone…
- Taka, że wolę cię żywą. Domena markotnego myśliciela jest zarezerwowana w tym przedstawieniu. - i sam wziął kawałek mięsa do zjedzenia.
- Pijemy dalej - Lekarka po raz kolejny wyciągnęła dłoń w kierunku flaszki, znajdującej się obecnie "pod opieką" Lucasa. Minkę przy tym miała trochę zaciętą.
- A ja myślę… co dalej. A ty… ty już nic Lucas lepiej nie gadaj - Dodała.
Czasami trzeba się napić czasami ciężar jest zbyt wielki. Lucas postanowił, że będzie w takim razie pilnował Oriany. Podał jej butelkę.
- Pewnie to daremne - powiedział z uśmiechem - ale nie przesadź.
 
Icarius jest offline  
Stary 30-06-2021, 18:06   #70
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Klara nagle z krzykiem poderwała głowę, otwierając oczy… leżała na trawie przeklętego ogrodu, skulona i obolała. Plecy i pośladki piekły wydrapane pazurami, biodro też, i wszystko jeszcze dodatkowo zbiczowane ogonem. Bolała głowa, oczy, serce, bardzo bolały oba rejony intymne. Leżała w wielkiej, wyschniętej już kałuży demonicznego nasienia.

Przeklęte kwieciste łoże zniknęło, przeklęta Yrgele zniknęła.

Przez dziury w budynku Klara z kolei zauważyła, iż... świtało??

Dziewczyna zaczęła na nowo krzyczeć, ze złością, z nienawiścią, z rozpaczą. A później płakać. Minęło dobre kilkanaście chwil, nim przestała głośno łkać i na nowo rozejrzała się po otoczeniu. W jej głowie zaświtała myśl, co ona tu jeszcze robi? Powinna gnać z tego miejsca jak najprędzej, zanim Ona… Klara nawet nie chciała o tym myśleć.

Spróbowała wstać. Nogi drżały, wszystko bolało… do tego miała suche usta, i gardło. Niepewnie, ale stojąc już, rozejrzała się za swoją koszulką. I sadzawką z wodą. Ubrania Klary leżały nieopodal, a sadzawka jak była, tak była.
Dziewczyna podeszła powoli na skraj wody, szybko nabrała jej w dłonie, i… zamarła. W sadzawce, w wodzie, pływało pełno ludzkich czaszek i kości.
Czy taka była też wczoraj? Klara krzyknęła automatycznie wypuszczając wodę z dłoni. Teraz jeszcze bardziej przyśpieszyła ruchy, choć w stanie w którym była, mogły one być co najwyżej bardziej żółwie niż ślimacze. Ujęła w trzęsące się dłonie koszulkę i powoli nałożyła ją na siebie. Bielizny nie miała siły zakładać. Po prostu nie miała. Wiedziała, że ruiny od domu w którym śpi jej drużyna dzieli tylko kilkaset kroków, które teraz musi pokonać.
Zaczęła podążać w stronę wyjścia z tego przeklętego budynku. Nic się nie stało, nic się nie działo… Klara wyszła na zewnątrz, na świeże powietrze. Gdzieś w oddali, miejscowi tu i tam, rozpoczynali swój kolejny dzień… w tym przeklętym miejscu?
Ale Klara nie zwracała na nikogo uwagi, skupiała się na jednym jedynym celu do którego chciała dojść, nie rejestrując w ogóle otoczenia.

Dwóch młodych chłopców, mających może po 12 lat, nadjechało z boku rowerami…
- Dzień dobry Ma'am! - Odezwał się niby nic, jeden z nich.
Klara spojrzała na nich nie zatrzymując się. Nie powiedziała nic.
- Dzień dobry Ma'am!! - Powtórzył głośno jeden z nich.
- Daj spokój Jeremiah… patrz na nią… stara i głucha pewnie… - Dodał drugi, i powiedział i cichym tonem - I prawie goła, hehe… pewnie za długo na słońcu siedziała i fiu bździu…

Klara miała ochotę ich zabić. Rozszarpać pazurami, zadźgać nożem wpakować w ich ciała tyle kulek ile mieściły jej kochane spluwy. Żałowała nawet, że nie miała ich teraz przy sobie. Miała za to cel, olewając więc nastolatków dążyła dalej.

***

Nastawał poranek. Wszystko i wszyscy budzili się witając nowy dzień. Budziło się też słońce, leniwie wynurzające się zza budynków rajskiej osady i witając jej gości promieniami, one zaś nieśmiało zaglądały do okien domu w którym spała większość grupy z Woodbury. Wokół domu panował spokój i cisza. Pierwsi osadnicy zaczynali powoli kręcić się to tu, to tam, ich ciche kroki były słyszane z oddali.

Nagle ciszę przerwało głośne otworzenie drzwi domu i zamknięcie ich z głuchym trzaskiem. Klara weszła resztką sił. Ciężko opadła na zamknięte drzwi i osunęła się po nich na ziemię. Przez chwilę siedziała tak w pionie oparta o nie, ale jej ciało zaraz zaczęło opadać na prawy bok. Nie miała chwilowo siły by temu zaradzić. Dotarła do celu. Przymknęła oczy.

Klara miała na sobie długi za pupę, czarny podkoszulek. Teraz kiedy usiadła i przechyliła się w bok widać było, że nie ma pod nim bielizny. Widać było piękne kolorowe tatuaże. Do tego krew na udach, pupie i dziwna biała zastygnięta substancja. Była blada, jej usta były suche jak wiór, popękane, a oczy podkrążone i zaczerwienione. Nie ruszała się.

Jako pierwszy w korytarzu pojawił się James, którego trzask drzwi wyrwał z rozważań na temat "jak spędzić poranek" a że przyszedł niemal prosto z łóżka, odziany był jedynie w szorty.
- Jasna cholera! - zaklął na widok Klary. A dokładniej - na widok stanu, w jakim się znajdowała. - Kto cię tak urządził? - spytał, przyklękając przy leżącej. - Oriana! - zawołał medyczkę.
Klara na krótki moment uchyliła przekrwione oczy koncentrując wzrok na Jamesie. Nie poruszyła się poza tym. Odezwała się dopiero po chwili.
- Demon - szepnęła ochrypłym głosem - spierdalajmy stąd, James. - Po tych słowach jej oczy znów się zamknęły.
- Przeklęta suka z piekła rodem - syknął James. - Oriana! - zawołał raz jeszcze.
Z drobnymi ranami by sobie poradził, ale Klara wyglądała jak ofiara ciężkiego pobicia. I nie tylko pobicia. Dlatego wolał, by zajęła się nią Oriana. - Opatrzymy cię i jedziemy stąd - próbował uspokoić Klarę. Na co dziewczyna w ogóle nie zareagowała.

- Cssssooo jessss? - Na kanapie poruszył się Bob, który spał tam całą noc, obalając flaszkę… a teraz miał kaca. Zwlókł się, przetarł oczy, spojrzał na Klarę i Jamesa, znowu przetarł oczy…
- Ja pierdolę, no co? - Zgarnął koc, podreptał szybko do Klary, po czym ją przykrył od pasa w dół.

- Piękna. Piękna! Żyjesz? No weź… - Bardzo lekko zaczął ją policzkować, starając się ocucić.
- Ona żyje, ale zaraz ją dobijesz - powiedział James. - Poczekaj na Orianę... ta jej lepiej pomoże.
Klara ocucona przez Boba otworzyła oczy, złapała rogi kocu, żeby bardziej się nim owinąć.
- Wody - poprosiła - Macie naszą starą wodę? W ich wodzie pływają trupy - dodała szeptem.
James nie wiedział, czy Klara bredzi trzy po trzy, czy nie, ale wolał się z dziewczyną nie spierać.
- Mamy w samochodzie - powiedział. - Zaraz ci przyniosę - obiecał. - Przenieśmy ją na kanapę - dodał, Klara bowiem zaległa w samym wejściu, dokładnie blokując drzwi.
- Możemy cię ruszyć? Przenieść na kanapę, albo nieco w bok? Albo sama pójdziesz? - Wypytywał się Bob z przejętą miną… co chwilę jakoś tak dziwnie zerkając na… jej włosy?
- Boli - odpowiedziała dziewczyna - Możesz mnie zanieść - zgodziła się.
- James, pomóż - Powiedział mechanik, i po chwili we dwóch ostrożnie ją przenieśli na kanapę metodą "krzesełka". Przy czym Klara kilka razy jęknęła z bólu, a później dzielnie zaciskała usta i nie powiedziała ani słowa. Gdy była już na kanapie ponownie owinęła się kocem.
- Gdzie ta Oriana - Syknął Bob, po czym nerwowo uśmiechnął się do Klary, znowu zerkając na… jej włosy - Lecę po nią piękna, trzymaj się.
James wybiegł z domku i skierował się do forda, by zabrać stamtąd 'starą' wodę, której zapasy przywieźli z sobą.
- Co z nimi? - zapytała Klara nim się Bob oddalił, jednocześnie wysuwając rękę z koca by przesunąć nią po włosach. Jakoś włosy były dla niej teraz tak mało ważne, ale skupiały wzrok Boba tak, że w końcu zainteresowała się tym. - Z włosami?
- Nic… nic… - Burknął Bob, odchodząc. A Jamesa już nie było…
- Oriana! Lucas! - Rozległo się walenie mechanika po drzwiach ich pokoju - Wstawajcie! Klara jest ranna! Już!!

Po chwili wrócił James, niosąc kanister pełen wody. Nalał trochę do stojącej na stole szklanki, a potem podał Klarze.
- Z naszych zapasów. Pij - powiedział.
Klara wzięła od niego szklankę i piła, jakby przeszła przez pustynię z łapczywości trochę wylewając po bokach ust domagających się zwilżenia.
- Zaraz będzie Oriana! Ubiera się! - Wrzasnął z daleka Bob, po czym dodał już ciszej - Gdzie kurwa moja strzelba…

- Co się dzieje? - Zjawiła się również zaspana Amy w koszuli nocnej, przecierając oczko. Spojrzała na Klarę i wyraźnie pobladła. Przytknęła obie dłonie do ust.
- Klara oberwała... solidnie - wyjaśnił, niezbyt głośno, James. - To dzieło Yrgele - dodał.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172