Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2021, 15:07   #331
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 56 - 2519.02.05; bzt (5/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnym kuflem”
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Pirora



- Nie wiem czy to było właściwe. - kolejny poranek okazał się całkiem pogodny. Zwłaszcza w gościnnym pokoju gościnnej gospodyni co ich tak serdecznie gościła całą noc. Rano gdy Pirora otworzyła oczy obudziła się na tym podwójnym łóżku w skotłowanej pościeli. A obok niej leżała naga Leni. Spała jeszcze a obie przykryte były kołdrą.

- Dzień dobry kochanie. - Alane pomachała do niej rączką od stołu posyłając serdeczny uśmiech. Ona akurat była już ubrana. I rozstawiała właśnie na stole śniadanie jakie przyniosła na tacy.

- I jak ci się spało? - zapytała cicho siadając na skraju łóżka aby odgarnąć włosy panny van Dyke i móc ją pocałować na słodki początek nowego dnia. Niedługo potem wstała też Leni.

- Wolicie zjeść przy stole czy mam wam podać do łóżka? - zapytała elfka widząc, że obie już są przytomne. Pokazała na śniadanie na stole jakie właściwie mogła przenieść do łóżka.

Z początku wszystko szło wyśmienicie. Nawet Leni wydawała się pod wrażeniem ostatniej nocy. Zwłaszcza, że wczoraj wieczorem przyszła tak towarzysko ale na pewno takiego końca wieczoru nie miała w planie.

- A to wy to już robiłyście wcześniej? Z dziewczynami? - czarnowłosa niziołka pytała zafascynowana ze szczerą ciekawością neofity w tej nowej dla siebie dziedzinie. No ale w miarę jak trwało śniadanie zaczynał się w niej odzywać kac moralny. Bo przecież zrobiły coś prawie nielegalnego. Coś co zwykle potępiano z ambon i na ulicach. Coś na co nie było przyzwolenia społecznego. Z wolna więc szczupłą, czarnowłosą niziołkę zaczynały gryźć wyrzuty sumienia, że uległa pokusie. Nawet tak słodkiej i przyjemnej jak jej dwie nowe koleżanki.

- A podobało ci się wczoraj w nocy? Bo jakoś odniosłam wrażenie wczoraj, że raczej ci się podobało. - zagaiła gospodyni widząc, że ich najkrótsza koleżanka zaczyna się zmagać z kacem moralnym. Pirora też jakoś nie odniosła wrażenia, że zmuszały do czegoś Leni ostatniej nocy. A mimo to ta zdawała się odnajdywać nową dla siebie przyjemność w takich zabawach. Teraz po chwili wahania pokiwała głową.

- No właśnie. I to warto zapamiętać. Myślę, że najlepiej będzie jak byśmy się z miejsca umówiły na następny raz. Najlepiej jak najprędzej. Bo nie wiem jak wy ale mnie się bardzo podobało i z chęcią bym to powtórzyła. - Alane starała się zminimalizować te wyrzuty sumienia jakie z rana zaczęła zdradzać czarnowłosa i uśmiechnęła się promiennie do nich obu zapraszając je na kolejną taką porcję zabaw. Zupełnie jakby właśnie tak to się robiło za każdym razem po takich namiętnych spotkaniach.

Podczas śniadania była też okazja rozejrzeć się w świetle dnia po pokoju elfki. Było znać o wiele więcej detali niż wczoraj. Wczoraj uwadze panny van Dyke jakoś umknął drugi stół ustawiony pod oknem. Teraz w dzień dojrzała, że chociaż jest raczej pusty to jest tam cała bateria kałamarzy, piórek i pędzelków przez co wyglądał jak improwizowane biurko. Na samym środku tego stołu był rozpięty jakiś arkusz papieru przymocowany za narożniki aby się nie zwijał. Poza tym w rogu pokoju stał manekin na jakim wisiała jakaś zbroja. W charakterystyczne elfie zdobienia. No i świece. Wydawało się, że gdzie się dało to stała jakaś częściowo wypalona świeca.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; gospoda “Wesołe warkocze”
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Egon



Egon miał zamiar już wychodzić do “Czapli” gdy ujrzał, że do środka “Warkocza” weszła znajoma, masywna sylwetka. Silny skinął mu na powitanie i ruszył w przez izbę w jego stronę. Dzisiaj dla odmiany pogoda z rana była całkiem ładna. Owszem mróz szczypał policzki i mroził nozdrza ale było spokojnie. Miasto znów odkopywało się po wczorajszej, wieczornej zamieci. Może nowy śnieg nie spadł ale ta zawierucha skutecznie zniwelowała śnieżne kaniony wykopane poprzednio przez mieszkańców.

Zanim się rozstali wczoraj wieczorem Hans dał znać, że przydałby się znacznik. Może być miejsce walk ale nie musi. Może być jakiś dzień tygodnia ale nie musi. Może być jakaś karczma gdzie można się dowiadywać ale nie musi. No ale coś trzeba by wymyślić. Dać ludziom jakiś punkt zaczepienia. Tak jak Theo robił ze swoją areną. Tam jak ktoś chciał mógł się popytać i w końcu trafiłby pewnie na kogoś kto wie co trzeba nawet jak samego Theo by nigdy na oczy nie widział i spotkałby go dopiero na arenie. To samo tutaj. Trzeba dać ludziom jakiś punkt zaczepienia. Bo inaczej to może być jak wczoraj. Co prawda wczoraj pewnie nie mało miała do powiedzenia zamieć co sprawiała, że mało komu chciało się wychodzić z obcymi facetami na jakąś podejrzaną rozrywkę za którą trzeba płacić.

- I dobrze mieć właśnie twarz tej imprezy. Tak jak arena ma Theo. Kogoś z kim można pogadać i kto jest zorientowany w temacie. - tłumaczył Klauge jak jeszcze siedzieli wczoraj przy jednym ze stołów w “Warkoczu”.

- Może się dogadajcie z oberżystami? Albo burdelami? No wiecie, gdzieś gdzie ludzie i tak przychodzą dla rozrywki. To może ktoś zapłaci aby mordobicie obejrzeć. - Virsika wzruszyłą ramionami rzucając luźnym pomysłem. Hans trochę kręcił nosem bo za darmo to było wątpliwe aby ktoś z dobroci serca chciał reklamować czyjś interes. Więc trzeba by pewnie odpalić coś za taki trud. A na razie po tym pierwszym razie to raczej nie mieli żadnego klienta aby z czego mieć odpalać. Z drugiej strony to jednak tacy klienci mogli bardziej ufać swoim karczmarzom i oberżystom niż obcym jakich pierwszy raz widzieli na oczy.

- Ja myślę, że to powinno być krótkie. Jedna walka. Tak wyjść za róg, obejrzeć jak ktoś się pierze po gębie. Postawić coś i rozejść się zanim się zbiegowisko zrobi i ktoś straż przyśle. Pacierz, dwa, może trzy. Jak się zbiorą ludzie do kupy to i tak będą wrzeszczeć. Zawsze wrzeszczą. To tego się nie utrzyma w tajemnicy jak ktoś będzie po sąsiedzku. - Kuno zwrócił uwagę na inny aspekt tej sprawy. Bardziej pod kątem długości trwania takiego zbiegowiska. Raczej nie było co liczyć na takie tłumy i całą serię walk jak na arenie Theo. Między innymi dlatego odbywały się one często za miastem aby uniknąć właśnie takich problemów.

- Dobrze, że jesteś. - przywitał się Silny dosiadając się do Egona. Zdjął czapkę i rzucił ją niedbale na stół. - Zbieraj się. Musimy jechać z dostawą do lochów. - oznajmił koledze rozglądając się po głównej izbie. - Ta siksa powinna tam być. Mamy jej wskazać pustą beczkę jaką przywieziemy. No i najlepiej aby strażnicy i reszta nie połapali się, że przywozimy im pustą beczkę. A jak co to rżnij głupa, że pomyłka czy co. - wyjaśnił brodaczowi i spojrzał na niego dając znać, że nie bardzo jest co zwłóczyć.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla”
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Vasilij i Versana



Vasilij siedział w swojej ulubionej tawernie. Początek nowego dnia okazał się o wiele przyjemniejszy niż końcówka poprzedniego. Wiatr się wyszumiał więc był na ulicy ledwo wyczuwalny a i niebo się rozpogodziło na tyle, że pokazało się słońce. No ale po wczorajszych wieczornych zamieciach dzisiaj od rana szpadle, szufle i łopaty szły w ruch i było to powszechnym widokiem w całym mieście. Samego “Kruka” też musieli odśnieżyć. Na szczęście większość ulic chociaż na tym najbardziej uczęszczanym środku była już przejezdna. A przez ten mroźny ale pogodny poranek zimowy spacer wydawał się całkiem przyjemny.

Co wyjdzie z tym przechwyceniem człowieka Sondre tego nie wiedział. Pogadał wieczorem z Gadułą, potem z Egonem. No i teraz czekało go sfinalizowanie umowy z Kunzem bo w końcu jak się rozstawiali to skończyło się na tym, że przez parę dni Vasilij musi pomyśleć i się przygotować nad tą sprawą. Siedział właśnie przy jednym ze stołów w izbie głównej gdy rozpoznał czarnowłosą kobietę jaka właśnie weszła do środka.

Versana miała dość spokojny poranek. Po wieczornym rozstaniu z resztą kultystów wróciła do siebie. Może nie było jakoś strasznie późno w nocy, wciąż było przed północą ale jednak lwia część wieczoru minęła. No ale dlatego jak noc była bez szaleństw to i rano nie wstawało jej się tak źle. Posłała jedną z dziewczyn do sklepu Grubsona z prośbą o przełożenie dostawy gotowej sukni dla Łasicy ale nie miała czasu czekać aż ta wróci. Sama musiała udać się w stronę portu aby dostać się do “Czapli” gdzie często urzędował Vasilij. I jak dotarła i weszła do środka okazało się, że szczęście jej sprzyja i zastała go w środku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline