Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2021, 15:07   #331
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 56 - 2519.02.05; bzt (5/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnym kuflem”
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Pirora



- Nie wiem czy to było właściwe. - kolejny poranek okazał się całkiem pogodny. Zwłaszcza w gościnnym pokoju gościnnej gospodyni co ich tak serdecznie gościła całą noc. Rano gdy Pirora otworzyła oczy obudziła się na tym podwójnym łóżku w skotłowanej pościeli. A obok niej leżała naga Leni. Spała jeszcze a obie przykryte były kołdrą.

- Dzień dobry kochanie. - Alane pomachała do niej rączką od stołu posyłając serdeczny uśmiech. Ona akurat była już ubrana. I rozstawiała właśnie na stole śniadanie jakie przyniosła na tacy.

- I jak ci się spało? - zapytała cicho siadając na skraju łóżka aby odgarnąć włosy panny van Dyke i móc ją pocałować na słodki początek nowego dnia. Niedługo potem wstała też Leni.

- Wolicie zjeść przy stole czy mam wam podać do łóżka? - zapytała elfka widząc, że obie już są przytomne. Pokazała na śniadanie na stole jakie właściwie mogła przenieść do łóżka.

Z początku wszystko szło wyśmienicie. Nawet Leni wydawała się pod wrażeniem ostatniej nocy. Zwłaszcza, że wczoraj wieczorem przyszła tak towarzysko ale na pewno takiego końca wieczoru nie miała w planie.

- A to wy to już robiłyście wcześniej? Z dziewczynami? - czarnowłosa niziołka pytała zafascynowana ze szczerą ciekawością neofity w tej nowej dla siebie dziedzinie. No ale w miarę jak trwało śniadanie zaczynał się w niej odzywać kac moralny. Bo przecież zrobiły coś prawie nielegalnego. Coś co zwykle potępiano z ambon i na ulicach. Coś na co nie było przyzwolenia społecznego. Z wolna więc szczupłą, czarnowłosą niziołkę zaczynały gryźć wyrzuty sumienia, że uległa pokusie. Nawet tak słodkiej i przyjemnej jak jej dwie nowe koleżanki.

- A podobało ci się wczoraj w nocy? Bo jakoś odniosłam wrażenie wczoraj, że raczej ci się podobało. - zagaiła gospodyni widząc, że ich najkrótsza koleżanka zaczyna się zmagać z kacem moralnym. Pirora też jakoś nie odniosła wrażenia, że zmuszały do czegoś Leni ostatniej nocy. A mimo to ta zdawała się odnajdywać nową dla siebie przyjemność w takich zabawach. Teraz po chwili wahania pokiwała głową.

- No właśnie. I to warto zapamiętać. Myślę, że najlepiej będzie jak byśmy się z miejsca umówiły na następny raz. Najlepiej jak najprędzej. Bo nie wiem jak wy ale mnie się bardzo podobało i z chęcią bym to powtórzyła. - Alane starała się zminimalizować te wyrzuty sumienia jakie z rana zaczęła zdradzać czarnowłosa i uśmiechnęła się promiennie do nich obu zapraszając je na kolejną taką porcję zabaw. Zupełnie jakby właśnie tak to się robiło za każdym razem po takich namiętnych spotkaniach.

Podczas śniadania była też okazja rozejrzeć się w świetle dnia po pokoju elfki. Było znać o wiele więcej detali niż wczoraj. Wczoraj uwadze panny van Dyke jakoś umknął drugi stół ustawiony pod oknem. Teraz w dzień dojrzała, że chociaż jest raczej pusty to jest tam cała bateria kałamarzy, piórek i pędzelków przez co wyglądał jak improwizowane biurko. Na samym środku tego stołu był rozpięty jakiś arkusz papieru przymocowany za narożniki aby się nie zwijał. Poza tym w rogu pokoju stał manekin na jakim wisiała jakaś zbroja. W charakterystyczne elfie zdobienia. No i świece. Wydawało się, że gdzie się dało to stała jakaś częściowo wypalona świeca.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; gospoda “Wesołe warkocze”
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Egon



Egon miał zamiar już wychodzić do “Czapli” gdy ujrzał, że do środka “Warkocza” weszła znajoma, masywna sylwetka. Silny skinął mu na powitanie i ruszył w przez izbę w jego stronę. Dzisiaj dla odmiany pogoda z rana była całkiem ładna. Owszem mróz szczypał policzki i mroził nozdrza ale było spokojnie. Miasto znów odkopywało się po wczorajszej, wieczornej zamieci. Może nowy śnieg nie spadł ale ta zawierucha skutecznie zniwelowała śnieżne kaniony wykopane poprzednio przez mieszkańców.

Zanim się rozstali wczoraj wieczorem Hans dał znać, że przydałby się znacznik. Może być miejsce walk ale nie musi. Może być jakiś dzień tygodnia ale nie musi. Może być jakaś karczma gdzie można się dowiadywać ale nie musi. No ale coś trzeba by wymyślić. Dać ludziom jakiś punkt zaczepienia. Tak jak Theo robił ze swoją areną. Tam jak ktoś chciał mógł się popytać i w końcu trafiłby pewnie na kogoś kto wie co trzeba nawet jak samego Theo by nigdy na oczy nie widział i spotkałby go dopiero na arenie. To samo tutaj. Trzeba dać ludziom jakiś punkt zaczepienia. Bo inaczej to może być jak wczoraj. Co prawda wczoraj pewnie nie mało miała do powiedzenia zamieć co sprawiała, że mało komu chciało się wychodzić z obcymi facetami na jakąś podejrzaną rozrywkę za którą trzeba płacić.

- I dobrze mieć właśnie twarz tej imprezy. Tak jak arena ma Theo. Kogoś z kim można pogadać i kto jest zorientowany w temacie. - tłumaczył Klauge jak jeszcze siedzieli wczoraj przy jednym ze stołów w “Warkoczu”.

- Może się dogadajcie z oberżystami? Albo burdelami? No wiecie, gdzieś gdzie ludzie i tak przychodzą dla rozrywki. To może ktoś zapłaci aby mordobicie obejrzeć. - Virsika wzruszyłą ramionami rzucając luźnym pomysłem. Hans trochę kręcił nosem bo za darmo to było wątpliwe aby ktoś z dobroci serca chciał reklamować czyjś interes. Więc trzeba by pewnie odpalić coś za taki trud. A na razie po tym pierwszym razie to raczej nie mieli żadnego klienta aby z czego mieć odpalać. Z drugiej strony to jednak tacy klienci mogli bardziej ufać swoim karczmarzom i oberżystom niż obcym jakich pierwszy raz widzieli na oczy.

- Ja myślę, że to powinno być krótkie. Jedna walka. Tak wyjść za róg, obejrzeć jak ktoś się pierze po gębie. Postawić coś i rozejść się zanim się zbiegowisko zrobi i ktoś straż przyśle. Pacierz, dwa, może trzy. Jak się zbiorą ludzie do kupy to i tak będą wrzeszczeć. Zawsze wrzeszczą. To tego się nie utrzyma w tajemnicy jak ktoś będzie po sąsiedzku. - Kuno zwrócił uwagę na inny aspekt tej sprawy. Bardziej pod kątem długości trwania takiego zbiegowiska. Raczej nie było co liczyć na takie tłumy i całą serię walk jak na arenie Theo. Między innymi dlatego odbywały się one często za miastem aby uniknąć właśnie takich problemów.

- Dobrze, że jesteś. - przywitał się Silny dosiadając się do Egona. Zdjął czapkę i rzucił ją niedbale na stół. - Zbieraj się. Musimy jechać z dostawą do lochów. - oznajmił koledze rozglądając się po głównej izbie. - Ta siksa powinna tam być. Mamy jej wskazać pustą beczkę jaką przywieziemy. No i najlepiej aby strażnicy i reszta nie połapali się, że przywozimy im pustą beczkę. A jak co to rżnij głupa, że pomyłka czy co. - wyjaśnił brodaczowi i spojrzał na niego dając znać, że nie bardzo jest co zwłóczyć.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla”
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Vasilij i Versana



Vasilij siedział w swojej ulubionej tawernie. Początek nowego dnia okazał się o wiele przyjemniejszy niż końcówka poprzedniego. Wiatr się wyszumiał więc był na ulicy ledwo wyczuwalny a i niebo się rozpogodziło na tyle, że pokazało się słońce. No ale po wczorajszych wieczornych zamieciach dzisiaj od rana szpadle, szufle i łopaty szły w ruch i było to powszechnym widokiem w całym mieście. Samego “Kruka” też musieli odśnieżyć. Na szczęście większość ulic chociaż na tym najbardziej uczęszczanym środku była już przejezdna. A przez ten mroźny ale pogodny poranek zimowy spacer wydawał się całkiem przyjemny.

Co wyjdzie z tym przechwyceniem człowieka Sondre tego nie wiedział. Pogadał wieczorem z Gadułą, potem z Egonem. No i teraz czekało go sfinalizowanie umowy z Kunzem bo w końcu jak się rozstawiali to skończyło się na tym, że przez parę dni Vasilij musi pomyśleć i się przygotować nad tą sprawą. Siedział właśnie przy jednym ze stołów w izbie głównej gdy rozpoznał czarnowłosą kobietę jaka właśnie weszła do środka.

Versana miała dość spokojny poranek. Po wieczornym rozstaniu z resztą kultystów wróciła do siebie. Może nie było jakoś strasznie późno w nocy, wciąż było przed północą ale jednak lwia część wieczoru minęła. No ale dlatego jak noc była bez szaleństw to i rano nie wstawało jej się tak źle. Posłała jedną z dziewczyn do sklepu Grubsona z prośbą o przełożenie dostawy gotowej sukni dla Łasicy ale nie miała czasu czekać aż ta wróci. Sama musiała udać się w stronę portu aby dostać się do “Czapli” gdzie często urzędował Vasilij. I jak dotarła i weszła do środka okazało się, że szczęście jej sprzyja i zastała go w środku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-06-2021, 13:20   #332
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnym kuflem” Pirora, Leni, Alane
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); ranek


Pirora tej nocy miała sen, mimo odpoczynku jej podświadomość pracowałą i tworzyła scenariusze apropo spraw bierzacych. Galeria sztuki oraz pan Lange byli dwoma głównymi tematami jej nocnych jaw. Niemniej obudziła się rano troszkę wymęczona ale z jako takim planem co do dalszych poczynań Galerii. Oprócz miejsca potrzeba im będzie obrazów już na wejście. Musiała wracać do swojego pokoju i wszystko przygotować przed spotkaniem z Versaną kolejnego dnia. Pirora wolała postawić ją przed faktem dokonanym by jak najmniej rzecz do decyzji zostało po jej stronie. Szlachcianka obawiała się, że kupieckie odruchy wdowy sprowadzą Galerie do sklepu typu Bazyliszek a nie czegoś z klasą co przyciąga uwagę innych wysoko urodzonych.
I jak bardzo jej ‘kuzynka’ chciała by się uważać za osobę odpowiednią do takich przedsięwzięć to Pirorze potrzeba będzie ktoś wyżej usytuowany. Potrzebne jej będa szlachcianki z kółka poetyckiego i ich kontakty.

Pobudka była bardzo miła no i śniadanie do łóżka.
- Mam trochę planów własnych ale może za tydzień? - Pirora podchwyciła propozycje nadal naga i ledwo owinięta w kołdrę zagryzając chlebek z mięsiwem. Pozwalając kompankom poznać chwile wilczego apetytu nie tylko na ludzkie doznania ale i na jedzenie.

- Z uwagi, że mój ojciec szuka dla mnie wysoko postawionej dobrej partii, przez co można rozumieć, bardzo zaawansowanego wiekiem szlachcica z wypchanymi kieszeniami ale i taki co woli mieć ‘nienaruszoną’ narzeczoną. Bo z jakiegoś powodu ktoś kto nie zna się na tych sprawach na pewno potrafi zapewnić ciekawą noc poślubną. - Pirora wyjaśniła mówiąc to jakby pokazywała absurd całej sytuacji co by nakreślić że seks z innymi kobietami jest jej sposobem by spełniać swoje pragnienia i nadal być wierna przykazanią swojego ojca. Od taka luka w kontrakcie. - Więc jest to jedyna sposobność dla mnie by być szczęśliwa i zachować się jak przykładna córka.

- No i byłaś moim pierwszym niziołkiem, dziękuję - Dodała blondynka całując Leni w policzek choć trochę bliżej kącika ust.

Czarnowłosa jakoś nie uciekła twarzą ani ustami przed tym porannym pocałunkiem drugiej kobiety. Trochę wciąż była spąsowaiała ale sądząc po uśmiechu to słowa koleżanek sprawiły, że zrobiło jej się jakoś lżej na duszy. Uśmiechnęła się najpierw do Pirory potem do Złotogrzywej.

- No wy też. Byłyście moimi pierwszymi dziewczynami. - wyjaśniła skromnie niziołka i położyła dłoń na odkrytym kolanie malarki.

- Też będę miło wspominać tą noc. A powtórka brzmi świetnie. No i sama widzisz Leni, że nawet robimy coś pożytecznego bo inaczej nasza Pirora miałaby bardzo ograniczone możliwości. Jeszcze by nam pękła z nadmiaru emocji jakie nie miałyby ujścia. Szkoda by było takiej młodej i ładnej dziewczyny prawda? - Alane objęła nagie ramiona blond gościa jakby chciała ją zaprezentować nowej koleżance. Uderzyła w nieco żartobliwy ton i pomogło to rozładować atmosferę bo Miodowa się roześmiała wreszcie serdecznie.

- No tak, szkoda by było. - przyznała gdy już przestała się śmiać i przyjaźnie poklepała kolano panny van Dyke.

- Wielka szkoda… - malarka podchwyciła smutny ton ale tylko na chwilę bo roześmiała się szybko. - No dobrze, koniec o mnie. Zwłaszcza że powoli będę musiała się zbierać. Ten obra sam się nie namaluje.
Pirora przeciągnęła się jeszcze raz iw końcu wyszła z łóżka i zaczęła nieśpiesznie się ubierać. Doprowadziła się do porządku i pożegnała się z Leni i Alaną. Po czym ruszyła w drogę do Pełnych żagli na piechotę, ulice powoli wypełnialy się ludźmi.
 
Obca jest offline  
Stary 16-06-2021, 21:50   #333
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi Żaglami” Pirora, Benona
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); przedpołudnie


Galeria w jednym miejscu będzie jakby owocem tego co uda im się ugrać przez najbliższe tygodnie. I będa potrzebowały obrazow dużo obrazów zarowno na wystawę jak i na “podarki”.

Po powrocie do tawerny Pirora sama się ogarnęła i od razu zasiadła do ukończenia obrazu. Niestety potrzebowala ciała modelki gdyż nie posiadała lustra czy też nie rozmawiała z Kerstin o tym aspekcie modelowała. Dlatego na ten jeden dzień wyciągnęła Benone z lekcji szycia przepraszając ją i ukrywając fakt po co jest jej ruda dziewczyna do momentu wejścia do jej pokoju.

- Potrzebuje twoich piersi, w sensie muszę skończyć obraz syreny a ja nie mam tak dobrego lustra by malować autoportret a nie rozmawiałam z Kerstin o pozowaniu nago. - Wyjaśniła zaczynając powoli ściągać ubranie z rudowłosej niewolnicy. - Wystarczy że usiądziesz na krześle na parę godzin bez koszuli.

- Oczywiście. Bardzo chętnie. A to prawda, że jak się czegoś podotyka to potem to łatwiej namalować? - Benona z początku była nieco zaskoczona tym nagłym wezwaniem do pokoju panny van Dyke. Ale jak się dowiedziała o co chodzi przyjęła tą prośbę ze spokojem i humorem. A nawet z sympatią dla malarki. A jako początkująca modelka potrzebowała trochę czasu aby przyjąć odpowiednią pozycję ale, że wystarczyło siedzieć nieruchomo w podobnej pozie i miejscu jak wcześniej robiła to Kerstin to dała radę.

- A panience to jak zeszła noc? - zapytała próbując jakoś zalepić tą ciszę podczas nieruchomego siedzenia na krześle. Z rana jak Pirora wróciła do “Żagli” miała dla niej wiadomość do przekazania. Jak to powiedziała Herr Rainer przysłał gońca z krótkim liścikiem.

- Bawiłam się bardzo dobrze, aż za dobrze. Bo było zbyt późno by wracać do swojego łóżka więc zostałam w łóżku pewnej nawigator. - Pirora odpowiedziała swojej drugiej modelce. Jednocześnie odpowiednio nakładając kolejne muśnięcia pędzla na płótno.

- Przy okazji poznałam bardzo ciekawa osobą, niziolke, Leni Miodową...a wy jak spędziliście czas? Coś ciekawego mnie ominęło? - Zapytała blondynka zastanawiają się nad jedny detalem w obazie.

- O. Nawigator? Znaczy panią nawigator? A jest taka ciekawa jak pan Keller? - brwi brunetki uniosły się do góry z zaciekawienia gdy padła nazwa profesji jaka dzięki czarnobrodemu kojarzyła jej się ostatnio dość pozytywnie.

- Jakby panienka potrzebowała przyzwoitki na takie spotkania to ja bardzo chętnie. - zaoferowała się półnaga modelka siedząca na krześle.

- A my wczoraj zrobiliśmy sobie wieczerzę tutaj. Tak we własnym gronie. Było całkiem przyjemnie. Dużo sobie żartowaliśmy i opowiadaliśmy. A James’a i Irinę to coś łączy? - Benona lekko pokiwała głową patrząc gdzieś w przestrzeń ściany gdy wspominała wczorajszy wieczór. Ale przy ostatnim pytaniu spojrzała bystro na malującą artystka.

- No mają się ku sobie od jakiegoś czasu. Zazwyczaj uważają by tego nie było widać ale bystre oko raczej dostrzeże te wszystkie minimalne gesty. - Przytaknęła malarka. - Nie wiem czy to coś poważnego czy po prostu dwoje ludzi którzy znaleźli w sobie komfort. Choć wydaje mi się że raczej mają siebie na wyłączność. ale też nie wtykam nosa w ich sprawy zwłaszcza że dla mnie pracują. Po prostu obserwuje z boku… a co tak pytasz czy zauważylaś coś w ich zachowaniu?

- No nie takie minimalne. - powiedziała siedząca modelka uśmiechając się nieco krzywo. - Wczoraj żartowaliśmy sobie z Jamesem a im bardziej nam się dobrze bawiło tym bardziej dąs Irinie rósł. W końcu wstała i poszła obrażona do pokoju. A James poleciał za nią. Nie wiedziałam o co chodzi. Bo się zachowali jak para. Nie wiedziałam, że są parą. Nie żartowałabym aż tak swobodnie z Jamesem jakbym wiedziała. - przyznała z pewnym wahaniem czemu wczorajszy wieczór tak ją skonfundował tym odkryciem.

- Hahahahaha… - Malaka roześmiała się serdecznie. - No tak zazdrość jest okropna cechą. Może na wszelki wypadek przeproś Irinę bo ci za mocno zszyje gorset. Choć może i dobrze jakby przestali się kryć to by nie było takich nieporozumień. - Malarka poradziła rudzikowi.

- Oj przeprosiłam ją rano. Chyba już jej przeszło. Nie jestem pewna bo tylko ja mówiłam. - wyjaśniła z łagodnym uśmiechem. - A tą Leni i tą elfkę to jakoś będziemy miały okazję poznać? - zapytała po chwili milczenia jaka widocznie wystarczyła jej do zmiany tematu rozmowy.

- Kiedyś na pewno ale nie wiem jak szybko. Mam też inne zajęcia którymi muszę się zająć. - Wyjaśniła Pirora i również zmieniła temat, a właściwie rzuciła prośbą w stronę swojej modelki. - Możesz podszczypac swoje sutki? Chcę namalować je kiedy są twarde.

- Oczywiście. - Benona uśmiechnęła się i bez skrępowania zaczęła bawić się swoimi piersiami. Efekt wydawał się widoczny z każdą chwilą. - Szczerze mówiąc to bardziej lubię jak ktoś mi tak robi. - przyznała uśmiechając się dalej. - A te obrazy i pozowanie to też tak będą bez ubrań? - zapytała zaciekawiona tą nową dla siebie drogą kariery.

- To zależy od tematyki obrazu, można w można bez. Ja niestety mam zajęte ręce więc dzisiaj musisz radzić sobie sama. - Zaśmiała się blondynka zmieniając szczegółów na obrazie.

- Myślałam o czymś sielankowym jak poranna toaleta, dwie kobiety o kontrastującej urodzie rozczesujące się włosy. Mogę też przerobić was na syreny czy inne nimfy jak Kerstin i rozbić serie istot wodnych. - Zadumała się Pirora nie miała aż takich planów na przyszłe obrazy. Tematyka ‘Piękna i śmierci” kołatała się jej po głowie, ale sztuka bardziej bezpieczna dla grzecznych szlachcianek i szlachciców też powinna się znaleźć w repertuarze. Dobrze byłoby gdyby dziewczyny miały już swoje stroje gotowe.

- O. Dwie kobiety rozczesujące sobie włosy? W kąpieli? To chyba można by poprosić Ajnur jako tą drugą. Myślę, że powinna się zgodzić. - podchwyciła temat modelka. I nadal bawiła się swoimi piersiami doprowadzając je do bardzo malowniczego stanu.

- Ale ta syrena co panienka teraz maluje też ładnie wyszła. Tylko jest z odkrytymi piersiami. Mnie to nie przeszkadza. Podoba mi się. Zwłaszcza jak to moje piersi! - roześmiała się chyba zadowolona z tego faktu, że ten właśnie jej detal zostanie uwieczniony na obrazie. - Ale to chyba nie dla każdego taki obraz. - dodała próbując sobie chyba wyobrazić reakcję odbiorcy takiego malowidła na taki wizerunek.

- Tak coś takiego, ale wszystko w swoim czasie. Sztuka ogólnie nie jest dla każdego, owszem chyba tylko naprawdę odważny człowiek kupiłby ten obraz na otwartej licytacji. Jednak na cichej licytacji myślę że sporo by się biło o ‘Syrene’- Powiedziała malarka.

- Właśnie Ajnur zaczęła nosić swój strój czy chwilowo jeszcze wisi grzecznie w szafie i czeka na dobrą okazję? - blondynka zapytała o drugą służkę Rosy.

- A to my mamy chodzić w tych sukniach? - brwi służki skoczyły do góry na znak, że pytanie ją zaskoczyło dość mocno. - Myślałyśmy, że to takie świąteczne suknie. To Ajnur swoją trzyma w szafie. - wyjaśniła już nieco mniej zmieszana.

- A co to są otwarte i ciche licytacje? - zapytała skoro malarka poruszyła ten temat w którym ona sama widocznie nie miała takiego rozeznania.

- Oczywiście że macie w nich chodzić. - malarka zasiała się na to pytanie. - Owszem są miejsca i czas że wasz codzienny strój byłby lepszy niż te bardziej strojne ale nie widzę problemu byście wieczorami mogły się postroić i być ładne. Pewnie na te wasze prace na Arenie Versana będzie oczekiwać że będziecie chodzić w tych sukniach bo wyglądają na lepsze więc macie okazję oczarować lepszych kawalerów z głęboką sakiewką. A co do cichych i otwartych licytacji. - Malarka opłukała pędzel i zmieniła kolor jakim pracowała.

- Otwarte licytacje to takie gdzie ludzie są w jednym pokoju i licytują między sobą ceny, czyli każdy oferuje coraz wyższa cenę jaką jest gotowy zapłacić za przedmiot. Kiedy już nikt nie może nie chcę dodać wyższej ceny ostatnia osoba która przebiła cenę otrzymuje obraz. Ciche działają podobnie ale wtedy nie jest to parę minut ale tydzień. Codziennie osoby licytujące wysyłają listy do galerii z ofertami kupna a galeria odpisuje pod koniec dnia jaka cena tego dnia była najwyższa. Siódmego dnia ostatnia najwyższa oferta wygrywa a kupiec zostaje anonimowy. - Malarka wyjaśniła różnice i sens działania licytacji.

- Aha. Tak to działa. - rudobrązowa głowa uniosła się i skinęła potwierdzając, że półnaga modelka zrozumiała to wyjaśnienie. - To chyba trzeba mieć najpierw tą galerię. No i tych kupców. I musieliby wiedzieć o tym obrazie i aukcji. - podsumowała zerkając na kobietę po drugiej stronie płótna i sztalugi czy dobrze rozgryzła ten system.

- A panienka to jak by sprzedawała ten obraz? Czy zostawi go dla siebie? - zaciekawiła się planami obrazu do jakiego właśnie pozowała.

- A z tymi sukniami dobrze. My mamy bardzo mało ubrań. Jak nas pani kapitan kupiła to miałyśmy tylko po jednej sukni na zmianę. Potem pani kapitan nam jeszcze kupiła po jednej i trochę innych rzeczy ale dalej mamy niewielki wybór. No a te nowe suknie to chyba będą najładniejsze jakie mamy. To nam ich szkoda było używać tak na co dzień. - wyjaśniła służąca dlaczego mają z Ajnur takie opory aby używać w tych całkiem ładnych sukniach jakie dla szlachciance raczej by nie wypadało chodzić ale dla zwykłej służącej to musiała być ta lepsza, odświętna suknia na specjalne okazje.

- Raczej go sprzedam, bo w końcu i tak wiem jak mi wyszedł, mogę namalować kolejny nawet lepszy. Mogłabym go komuś podarować w prezencie. Pan Lange był powiedzmy zainteresowany końca, ale zważywszy że z kupnem kamienicy będę musiała ją jeszcze wyposażyć w tekstalia to przyda mi się dodatkowy grosz. - Podumała nad swoimi opcjami. - Co do sukni powinniście trochę też w nich chodzić poza specjalnymi okazjami. Pomoże się wam do nich przyzwyczaić więc będzie wyglądać bardziej naturalnie jak będziecie w nich chodzić, zamiast wyglądać jak ktoś kto boi się pobrudzić choćby odrobinę.

- Dobrze. - Beno zgodziła się grzecznie ze słowami malarki i widocznie wystarczyło jej takie wyjaśnienie.


“Rzeczoznawca zgłosił swoją chęć obejrzenia kamienicy w Wellentag 2519.II.09 o godzinie 10-tej. Będę podczas tej ekspertyzy. Jeśli panienka sobie życzy to zapraszam. Jeśli nie proszę podać inny termin, postaram się negocjować. Jeśli panna ma inne plany proszę dać znać, że mogę rozmawiać w jej imieniu.”

Do tego podpis i dzisiejsza data. Widocznie musiał wysłać ten list z samego rana. Kurier pytał czy będzie odpowiedź no ale, że Pirory nie było to się nie doczekał. Niemniej na kopercie był adres biura Rainera więc można było wysłać kogoś z odpowiedzią.

W przerwie Pirora zauważyła że właściwie wystarczy już jej tylko popracować nad odcieniem skóry i paroma szczegółami. Otarła ręka czoło zostawiając smugę farbę na czole.
- Dobrze skończyłam resztę mogę zrobić sama. - Powiedziała do siebie ale na glos więc Benona również usłyszała ten komentarz.

- Jutro będzie gotowy a ja będę mogła zabrać się za kolejny. - Blondynka przeciągnęła się prostując kręgosłup.

- A mogę rzucić okiem? - zapytała modelka też przeciągając się bezwstydnie po tym dość długim zajmowaniu tej samej pozycji. - A co będzie panienka malować następnego? - dodała wstając z krzesła i trochę podskakując w miejscu dla rozruszania się.

- Ech co jest z ludźmi i chęcią stracenia życia w straszny sposób bo oglądają nieskończone obrazy…- Pirora zaśmiała się ale nie przeszkadzała rudej w zobaczeniu swojej pracy. być może przez to że w domu nigdy nikt jej nie przeszkadzał nie była przyzwyczajona do tego i jeszcze nie była pewna czy jej to przeszkadza i jak bardzo.

- Myślałam żeby wynająć łapacza ptaków, moglby mi złapać jakiegoś żywego drapieżce, najlepiej sowę i mogłabym ją namalować. - Powiedziała malarka o swoim nowym pomyśle na obraz. - Znaczy nie wiem czy to będzie kolejny ale na pewno jeden z muszę zapytać Kerstin czy kogoś zna. Jeśli nie da się tego zrobić pewnie jakieś obraz chmur albo morza.

- O. Jakiegoś ptaka? Albo morze? - zapytała modelka trochę mimochodem bo właśnie oglądała obraz. Trzymała już swoją koszulę ale jeszcze jej nie nakładała. Chłonęła obraz w milczeniu i na koniec z ciekawością zaczęła porównywać swoje piersi z tymi na obrazie.

- To przynajmniej piersi będzie miała moje. - zaśmiała się wesoło patrząc na już prawie skończoną syrenę na morskim wybrzeżu.

- Trochę straszny. Z tymi trupami w wodzie i w ogóle. A syrena ładna. Ale pewnie mokra, zimna i śliska. Chyba raczej nie chciałabym jej spotkać. - zdecydowała w końcu gdy już się wystarczająco napatrzyła i dokończyła ubieranie koszuli.

- Syreny są niebezpieczne i obraz pokazuje ten dwoicyzm. Z jednej strony piękna ponętna uroda, z drugiej śmierć i zniszczenie jakie powoduje. - Przyznała rację służącej że taka istota jest niebezpieczna w spotkaniach. - Co do ptaka… myślałam o sowie albo jakimś jastrzębiu coś co tak jak syrena jest piękny ale drapieżny. Zobaczymy jak to wyjdzie. Jak będzie się schodzić zawsze mogę zacząć malować chmury… zawsze dobrze mi wychodziły.

- Cieszę się że dobrze się z moimi dogadujecie. Co do Jamesa, jak ty albo Ajnur będziecie potrzebowały eskorty czy kogoś żeby przepędził jakiegoś natręta a nie będzie w pobliżu ludzi Piera to możecie zwracać się do James'a. Pomoże. - Dodała odstawiając pędzle i zamykając powoli farby.

- A może ty i Ajnur zapozujecie do jakiegoś kolejnego obrazu. Będę ich trochę potrzebować na otwarcie Galerii. Kto wie może nawet jakiś wasz amant zdecyduje się go kupić żeby mieć was na dłużej. - Zaproponowała blondynka.

- O. Panienka chciałaby nas namalować? - Beno wydawała się nawet przyjemnie zaskoczona taką propozycją. - No ja nie mam nic przeciwko. Jeszcze nigdy nikt mnie nie malował. Najwyżej moje cycki. - zaśmiała się weselej pokazując na swój detal anatomii odwzorowany pędzlem na obrazie.

- Ale takie malowanie to z tym ptakiem? One mają ostre dzioby i pazury. Drapią, dziobią i wykłuwają oczy. - zawahała się gdy chyba rozważała w myślach jak taki portret mógłby wyglądać. Zwłaszcza w kompozycji z żywym partnerem o jakim przed chwilą mówiła malarka.

- A z tym ptakiem to może ta tropicielka co pojechała z panią kapitan. Ona jest stąd. I z lasu. Tylko trzeba by czekać aż wrócą do nas. - podsunęła swoje skromne rozwiązanie jako, że zbyt wielu znajomości w mieście nie miała.

- Nie no was osobno a ptaka osobno. W takich sytuacjach jak nie ma się tresowanego to przywiązuje się ptaka na lince do stelaża albo w klatce. Musi być wtedy duża żeby mógł stroszyć pióra. - malarka cierpliwie wyjaśniała szczegóły techniki pracy z żywym inwentarzem. - Co do tropicielki to ona chwilowo jest niedostępna. Więc później spytam Kerstin o jakiegoś szczurołapa oni czasem też łapią ptactwo.

- Aha to tak to się robi? Dobrze, bo chyba trochę bym się bała takiego dużego ptaka. Z tym dziobem i pazurami. Ale tak jak panienka mówi to dobrze. - służąca poszła po swój kubrak aby narzucić go na swoją koszulę. Po czym bez pośpiechu zaczęła go zapinać. A wiadomość, że nie grozi jej bliskie spotkanie z drapieżnym ptakiem podczas pozowania widocznie ją uspokoiła.

- I jak panienka chce to mogę Kerstin zapytać o te ptaki i resztę. - zaoferowała się zdając sobie sprawę, że niedługo będzie się widzieć z dziewczynami.

- Właściwie to możesz ją poprosić do mnie a ty masz chyba lekcje szycia do kontynuowania. - Pirora zapytała Benone obdarzając ja uśmiechem i pocałunkiem w policzek. - Dziekuje za pomoc Beno.

Chwilę trwało zanim pukanie do drzwi obwieściło nadejście Kerstin. Blondynka w tym czasie postanowiła zasiąść do stolika i wyjąć papeterie. Powoli zaczęła pisać list z odpowiedzią swojemu prawnikowi. Zgadzając się na termin i godzinę oraz mówiac że spotkają się na miejscu.

- A Kerstin witaj, mam sprawę. Znasz jakiegoś szczurołapa? Właściwie to łowcę ptaków ale czasem szczurołapy też się tym zajmują. - Zapytała bez ogródek o interesującą ja rzecz.

- Szczurołapa? - pytanie zaskoczyło brunetkę więc chętnie skorzystała z okazji aby przejść przez pokój i usiąść przy stole na wskazanym miejscu. Nadal jednak zastanawiała się chwilę nad tym pytaniem.

- Pani potrzebuję jakiegoś ptaka? To na targu można kupić. Ale to w Marktag. To może w następnym tygodniu. Jak pani powie jakiego ptaka potrzeba to ja mogę pójść i kupić. - Kerstin mówiła trochę niepewnie mając chyba wątpliwości czy dobrze rozumie intencje swojej pani.

- Chodzi mi o żywego ptaka najlepiej drapieżnego, sowa, puchacz albo jakiś jastrząb nie potrzebuje go na stałe tylko na parę dni żeby go namalować… a mówiąc o tym to skończyłam syrenę chcesz zobaczyć? - Pirora wyjaśniła czego oczekuje od tego ptactwa i dlaczego wynajęcie szczurołapa wydawał jej się lepszym pomysłem.

- Aaa… takiego ptaka… - brunetka uniosła i opuściła głowę gdy zorientowała się o jaki rodzaj ptaka chodzi jej pani. Zastanawianie się nad odpowiedzią przerwało jej pytanie o obraz do jakiego tak cierpliwie pozowała. Wtedy uśmiechnęła sie i pokiwała główką na znak, że chętnie go zobaczy.

- Tak, jak można to bym obejrzała. Jestem ciekawa jak wyszło. - poprosiła malarkę aby pokazała jej ten obraz. I chwilę potem stała przed wizerunkiem któremu użyczyła twarzy i figury.

- Ooo… - powiedziała na początku gdy przez chwilę podobnie jak Benona po prostu wodziła wzrokiem po różnych detalach tego obrazu.

- Ładny. To jak tak wyglądam? Całkiem ładnie. Ale trochę smutne. Z tymi topielcami. Ale ona ładna. Ale te piersi to chyba nie moje. Ale też ładne. Ja to nie mam takich dużych. - mówiła na wyrywki pewnie co jej za wrażenie przyszło do głowy w danej chwili. Pływające w morzu ciała wydały jej się smutne nawet jeśli sama kobieca postać w centrum obrazu przypadła jej do gustu.

- Poszukaj mi informacji o kims kto by mógł się tego podjąć koniecznie zaznacz że ptakowi nie może stać się krzywda. - Pirora zaznaczyła żeby ktoś kto się tego podejmie wiedział na co się pisze. - Co do obrazu to masz dobre oko, specjalnie ukryłam tych marynarzy w falach by byli mało widoczni. Brawo. Co do piersi, owszem nie czułam się w pozycji proponować jednak pracujesz dla mnie i wolałam nie stawiać cię w takiej sytuacji. - Pirora wyjaśniłą swojej drugiej służce dlaczego nie prosiła jej o pozowanie nago.

- Jak potrzebujesz wolnego dnia by kogoś znaleźć w sprawie tego ptaka to po prostu uprzedź Irine że będzie z dziewczynami sama. Może damy wszystkim dzień lenistwa i odpoczynku. - Malarka postanowiła dać dziewczynom trochę wolności od pracy. Widziała efekt pierwszej sukni i wie że się przyłożyły.

- Ah, no tak, tak… Dziękuję bardzo. - Kerstin przytaknęła swoją kasztanową głową troszkę się przy tym rumieniąc. Po czym podrapała się po nosie jakby to miało pomóc jej w koncentracji nim odezwała się ponownie.

- A ten ptak to musiałabym popytać u myśliwych. Nie znam ich zbyt wielu ale mogę pochodzić i popytać. Może któryś ma coś takiego. - przyznała dziewczyna gdy już przemyślała gdzie można zacząć takie poszukiwania.

- Na pewno coś wymyślisz. Prześlesz Juliusa? Mam dla niego zadanie. - Malarka uśmiechnęła się do swojej służącej i wysłała ją w świat z informacjami i poleceniami. *

Julius przyszedł sam i w miare szybko jak na mała istotę jaką był. Pirora uznała że chłopak jest niższy od Leni.

- Hej Rora! - Młody przywitał się z nią bardzo spoufale.
- Dzień dobry Julius, mam dla ciebie zadanie. Rano był tu kurier z wiadomością chce byś poszedł pod ten adres i zaniósł moją odpowiedź. - Pirora wyjaśniła podając mu zapieczętowaną kopertę dla jej prawnika. - Tylko się ubierz bo zimno jest.
- Jasna sprawa! - Julius powiedział i prawie wybiegł z pokoju.

- I powiedz Jamesowi by przysze...no i po nim. - Malarka powiedziała już do siebie samej gdy chłopiec na posyłki udał się wykonywać misje. Sama więc wstała i znalazła swojego ochroniarza. Powiedziała że wieczorem wybiera się do willi van Zee na wieczorek literacko i żeby on spotka się z nią tam by mogła bezpiecznie wracać do domu.
 
Obca jest offline  
Stary 17-06-2021, 18:59   #334
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; port; Ulica koło “Adriel Morska Bryza” Pirora
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); podpołudnie


Pirora nie wiedziała czego się spodziewać po elfickiej społeczności. Była wielce ciekawa nie tylko tajemniczego środka leczniczego, ale i samych mieszkańców czy też nieprzejezdnych.
Miały spotkać się na miejscu więc szlachcianka wzięła dorożke i dojechałą w miarę o czasie pod wskazany adres. Poczęła rozglądać się po okolicy szukając znajomej twarzy elfickiej kochanki. Sama okryła kaptor by ta mogła też ją łatwo rozpoznać, chociaż na ulicy nie było tak dużo osób by można było się dosłownie ‘zgubić w tłumie’.

- Dzień dobry Piroro. Miło cię znowu widzieć. - znajomą elfkę dostrzegła niedługo potem. Alane pomachała do niej chociaż z daleka jej nietypowy elficki strój rzucał się w oczy na tle innych przechodniów. Do tego futrzana czapka też stanowiła kontrast z jasno blond włosami. Bo wydawała się czarna ale jak z bliska panna van Dyke miała okazję dojrzeć podszerstek był taki brązowy, nawet trochę jakby rudy. Co sprawiało, że światło dnia mieniło tym futrem jakby było dwukolorowe chociaż na pierwszy rzut oka wydawała się czarna. Złotogrzywa otarła się policzkiem o policzek drugiej blondynki jak to się często witało w towarzystwie.

- Wyglądasz kwitnąco. Jakbyś grzecznie przespała całą noc. - nawigator pozwoliła sobie na mały żarcik z ostatniej nocy.

- Grzeczne szlachcianki zawsze przesypiają całą noc - Zaśmiała się malarka odwzajemniając przywitanie. - Więc jestem gotowa poznać twoją znajoma i zobaczyć tą tajemniczą siedzibę elfiej społeczności. Przyniosłam likier miętowy w prezencie. - Powiedziała i poklepała torbę gdzie był też jej szkicownik i tomik poezji na wieczór.

- No nie mów, że tylko moja rasa ma opinię takich niecnot i hulaków. - roześmiała się elfka o blond włosach ale wydawała się w dobrym humorze.

- To tędy. - wskazała w kierunku ogrodzonych budynków. - Widziałaś rano jak Leni się przejęła rolą? Aż mi się jej szkoda zrobiło. Mam nadzieję, że nie weźmie sobie ostatniej nocy do siebie. Szkoda dziewczyny by było. - powiedziała nawiązując towarzyskim tonem do dzisiejszego poranka.

- Nowe doświadczenie, musi sobie jeszcze poukładać to w środku. - Dodała malarka swoją opinię o małej kochance. - Prześpi się z tym i jak zapragnie więcej to wróci. A jak stwierdzi że to nie dla niej po prostu podziękuję za kolejny raz. Choć wydawało mi się że była zadowolona. Myślę że noc wyjdzie jej na dobre jeśli chodzi o jej kompleksy. - malarka szła w ramię w ramię swojej przewodniczce.

- Też mam taką nadzieję. Chociaż wydaje mi się, że im szybciej by spróbowała jeszcze raz tym lepiej dla niej. Jak ze spadaniem z konia. Im szybciej wrócisz tym lepiej. - elfka chyba miała podobny pogląd na te sprawy bo pokiwała swoją prawie czarną szapką. Po czym westchnęła głośniej i machnęła dłonią.

- No nic, na razie zajmiemy się tobą. - powiedziała z uśmiechem zwracając się do idącej obok blondynki.

- Właściwie to zapomniałam cię uprzedzić. Ale to badanie to trzeba zrobić tam w środku. - poklepała podołek swojej sukni. - Mam wrażenie, że to chyba nie powinno ci sprawić trudności ale wolę uprzedzić. - popatrzyła jak idąca obok partnerka zareguje na te słowa.

- Mówisz że już nie będziesz jedyną elfka przed którą będę się obnażać? - Zapytała żartobliwie szlachcianka. - Noż normalnie to skandal i upadek obyczajów. A tak już na poważnie to nie ma problemów. W domu co jakiś czas też mi urządzali “kontrolę”.

Przyciszyła glos kiedy zbliżyły się do bramy budynku.

- Co za barbarzyńcy. - elfka pokręciła głową nie mogąc się nadziwić nad różnicami w kulturze obu ras. Ale na sam żart koleżanki zareagowała przyjemnym uśmiechem. Teraz jednak weszła do środka zdobionych drzwi w murze i weszły do środka. W środku był ogród. A raczej tak można było się domyślać po tych suchych liściach i gołych gałązkach jakie tu i tam wystawały spod śniegu. Nieco dalej widać było fontannę. Na centralnym cokole było kilka postaci trzymających się za ręcę jakby tańczyły dookoła tego słupa wody jaki teraz się nie wznosił. Detale umykały znów z powodu nadmiaru śniegu jaki przysypywał to wszystko. Złotogrzywa poprowadziła jednak dalej wydeptaną ścieżką do drzwi wejściowych. Znalazły się w krótkiej sieni i schodami prowadzącymi na środku korytarza na wyższe piętro. Dało się wyczuć elfi styl i precyzje. Oraz dominację błękitów, złota i bieli. Alena jednak śmiało prowadziła dalej aż zapukała w jedne z drzwi na korytarzu. Ze środka doszedł krótki, kobiecy głos, pewnie jedno słowo. Ale Pirora go nie zrozumiała.

- Chodźmy. - uśmiechnęła się zachęcająco Alane i otworzyła drzwi. Weszła pierwsza i ustąpiła miejsca swojemu gościowi.

- Witaj Ilsarielle. To jest właśnie Pirora van Dyke. Ta moja koleżanka o której ci mówiłam. - Alane przedstawiła blond gościa opiekuńczo kładąc jej dłonie na ramionach. A gospodyni też była elfką ale wydawała się kontrastowo różna od morskiej nawigator. Jak słonczny dzień różni się od bezksiężycowej nocy. Może właśnie najbardziej włosy się rzucały w oczy. Pszeniczne złoto u jednej i błyszcząca czerń u drugiej.

- Witaj. Miło mi cię poznać Piroro. Usiądź proszę i nie przejmuj się. Wszystkim się zajmiemy. - gospodyni wskazała na ozdobny, drewniany stół. Raczej pusty. Ale nadający pomieszczeniu domowego charakteru. Samo pomieszczenie przypominało skrzyzowanie biblioteki i warsztatu alchemika. Do tego różne rzeczy czy organy pływały zabalsamowane w jakichś słojach na pod ścianami były rozrysowane różne szkielety i ciała na jakichś kolorowych planszach.

Szlachcianka skłoniła się jak na swoją pozycję przystało ale uśmiechała się jak osoba wprowadzona przez Alanę mogła sobie pozwolić.
- Witaj, nie przejmuje się. Poprostu jestem bardzo ciekawa. Pierwszy raz dane mi jest przebywać na terenie mhm elfiego ‘konsulatu’? Myślę że to słowo jest najbliższe prawdzie. no to to jeszcze na spotkaniu z panią medyk. - Pirora mówiła lekko i bez skrępowania, bez strachu ale grzecznie.

- Wolimy raczej nazwę “placówka handlowa”. Lub po prostu dom elfów lub elfi dom. - elfka o blond włosach usiadła obok swojej ludzkiej koleżanki i wyjaśniła jej ten detal. Czarnowłosa uzdrowicielka zaś zajęła miejsce naprzeciwko nich po tym jak postawiła na stole srebrną, zdobną tacę i kielichami i butelką. Po czym zaczeła pełnić rolę gospodyni rozlewając to wino o różowej barwie do trzech kieliszków.

- To prawda. Ja tylko zajmuję ten skromny kącik. Całością zarządza Morska Bryza. A my wszyscy jesteśmy jego gośćmi. - Ilsarielle dodała coś od siebie stawiając pierwszy pełny kielich przed Pirorą.

- I możesz mi mówić Ilsa. To chyba najbliższy odpowiednik mojego imienia w waszym języku. - gospodyni postawiła drugi kielich przed elfią koleżanką.

- Mimo wszystko dziękuję za gościnę. W moich stronach mamy zwyczaj że darowujemy naszym gospodarzom drobiazg. Niestety ciężko się wybiera dla jeszcze nieznajomych więc mam nadzieje że nie popełniam gafy. - Pirora wyjęła butelkę miętowego Strilandzkiego Likieru Miętowego i podarowała do czarnowłosej elfce.

- Oh. Dziękuję. Zobacz Alane to ze Stirlandu. Jakiś likier miętowy. Takiego jeszcze nie piłam. - czarnowłosa gospodyni wdzięcznie przyjęła podarek i obejrzała go z ciekawością. Pokazała go nawet koleżance i blondynka wzięła go w swoje ręce też oglądając go z zainteresowaniem.

- Rzeczywiście. Ciekawe jak smakuje. Musimy go spróbować przy najbliższej okazji. - nawigator oddała uzdrowicielce butelkę i ta na razie odłożyła ją na wolny bok stołu.

- To może wznieśmy toast za spotkanie i poznawanie nowych smaków. - zaproponowała Ilsarielle łapiąc za swój kielich.

- O tak, nawet nie wiesz moja droga jak z panną van Dyke interesująco poznaje się nowe smaki. - Alane widocznie dostrzegła drugie dno w tym toaście koleżanki i wesoło się dołączyła.

- Stirland ma bardzo dobre likiery i nalewki ziołowe. Akurat udało mi się dostać butelkę w tutejszym sklepie więc postanowiłam skorzystać. - Malarka dopowiedziała zanim wzniosła kielich w toascie. - Za nowe smaki!

- A teraz jakbyś mogła mi opowiedzieć o tym specyfiku w sprawie którego przyszłam. Powiem szczerze ze pierwszy raz słysze o czymś takim i nie wiem czego się spodziewać. nie szczędź mi szczegółów jestem bardzo ciekawa i żądna wiedzy. - Pirora przysiadła wpatrując się w elfia znachorkę jak dziecko które zaraz usłyszy największą tajemnicę świata.

- No tak, właśnie, dobrze, że o to pytasz. - czarnowłosa skinęła głową i sięgnęła gdzieś pod stół ale nie przeszkadzało jej to mówić dalej.

- Najpierw będę musiała cię przebadać. Nie wiem czy Alane ci wspomniała z czym to się wiążę. - Ilsarielle spojrzała pytająco na elfią blondynkę.

- Tak, wspomniałam. O tym zaglądaniu pod spódnicę. - nawigator skinęła głową i druga część powiedziała do swojej blond sąsiadki tonem wyjasnienia.

- Dobrze. - uzdrowicielka skinęła głową i położyła na stole zawiniątko z jasnej skóry. Rozwinęła je i ukazały się różne narzędzia chirurgiczne. Od noży, nożyczek po jakieś szczypce i obcęgi. Wszystko było jednak z czystej, lśniącej, chłodnej stali.

- Będę ci musiała zajrzeć pod spódnicę. Tam do środka. I sprawdzić jak to tam wyglada. I pobrać próbkę. O tym. - pokazała na coś podobnego do zwykłej pensety. - Nie bój się to nie będzie bolesne. I potrwa tylko chwilę. Właściwie nawet nie musisz spódnicy zdejmować wystarczy, że ją podwiniesz. - uzdrowicielka tłumaczyła na czym polega to badanie.

- Potem będę musiała przez kilka dni zbadać tą próbkę. Myślę, że do Festag, może Wellentag powinno być już wszystko jasne. Możemy umówić się na Wellentag. Jeśli badanie wyjdzie pozytywnie no to można próbować z tym eliksirem. Jeśli nie to niestety należysz do tej mniejszości jaka nie jest podatna na ten środek. - czarnowłosa mówiła pewnym siebie tonem jakby miała doświadczenie w tej materii.

- Jeśli wynik będzie pozytywny i dalej będziesz chętna na użycie tego środka to wówczas ja znów będę potrzebowała paru dni do tygodnia na przygotowanie tego eliskiru. Głównie chodzi o różne etapy czekania aż wszystko się ze sobą wymiesza czy wyrośnie. Jak z drożdżami przy ciastach. Po prostu trzeba poczekać aż będzie gotowe. - uśmiechnęła się posiłkując się tym przykładem z codzienności jaką każdy znał z własnego doświadczenia.

- Samego specyfiku używa się tam w środku. Pobudza on naturalne siły organizmu do regeneracji uszkodznej tkanki. Znaczy w tym wypadku tej błony. Ale cudów nie ma. Nie zawsze działa jak należy. I najlepiej go użyć jak najszybciej po defloracji. Może nie zaraz parę chwil po ale tak powiedzmy jak się rano wstanie. Możesz z tym przyjść do mnie jeśli wolisz. No i im więcej czasu, dni, upłynie, im więcej tam w środku będzie się działo tym mniejsza szansa, że zadziała. Sam proces regeneracji też trwa kilka dni, tydzień, czasem nawet dwa. To już różnie bywa. Więc to nie tak, że rano się użyje a wieczorem znów się jest dziewicą. - dodała elfia znachorka tłumacząc detale działania tego eliksiru o jakim rozmawiały. - Masz jakieś pytania? - zapytała na koniec dając się wypowiedzieć swojemu gościowi.

- Brzmi trochę niebywale, zawsze myślałam że są to zmiany nieodwracalne a teraz słyszę że być może uda się to ‘odbudować’. - Pirora była zafascynowana zaawansowaną wiedza elfki. - Nawet jak się nie uda to muszę przyznać że jest to bardzo fascynujące. Przygotowany eliksir można trzymać na później czy jednak warto przewidywać że będzie użyty… nie wiem, do tygodnia od jego przygotowania? I brzmi jakby mogło to pomóc w ogóle z gojeniem różnych ran.

- No tak, masz sporo racji. Ale w szczegółach no to jednak jest bardziej skomplikowane. - Ilsarielle z uśmiechem skinęła głową i chwilę zastanawiała się jak to wyjaśnić w przystępny sposób.

- Na swój sposób proces jest podobny do gojenia się ran bo uszkodzenie tej błony ciało traktuje jak ranę właśnie. Normalnie przy defloracji ta błona pęka i już nie odrasta. Ten specyfik jednak sprawia, że brzegi tej błony zaczynają się odradzać. Tak samo właśnie jak jakaś rana przy zwykłym skaleczeniu na skórze. Jednak ponieważ to błona, musi mieć jakąś przestrzeń dlatego, że tak powiem potrzebna jest cisza i spokój. No i trwa to przez te parę dni do tygodnia jak ta błona powoli odrasta kawałek po kawałku. Ale za każdym kolejnym razem jest trudniej. Więc nie da się tego ciągnąć w nieskończoność. W końcu się nie uda. Nawet za pierwszym razem nie zawsze się udaje. - uzdrowicielka jak już wdała się w tłumaczenie tych detali to mówiła szybko i pewnie. Zerkała jednak na rozmówczynię czy mówi w czytelny dla niej sposób.

- Czyli właściwie to taka mikstura by się podreperować. Dobrze wiedzieć że to tylko w moim przypadku przynajmniej na specjalne okazje. - Zaśmiała się blondynka. - Niemniej możliwość tej mikstury jest imponująca. Jestem ciekawa jak powstawała, z opisu wydawało mi się że informacje o tej mikstórze macie już od jakiegoś czasu. - Pirora nadal była zafascynowana całym procesem i wiedza jaką posiadały elfy co dało się poznać po nucie podziwu dla tak prostej rzeczy.

- Powstała bo twój przypadek wymuszonego dziewictwa nie jest pierwszym w historii naszych kontaktów z wami. No i nam się szkoda was zrobiło bo dla nas to barbarzyństwo i ciemnota. Ale chcemy wam dać żyć po swojemu. Możemy uczyć, demonstrować, pokazywać ale raczej staramy się nie ingerować. I tak kiedyś powstał taki specyfik. Aby pomóc takim kobietom jak ty. Bo my nie bawimy się w takie rzeczy jak sprawdzanie komuś dziewictwa to nam nie jest potrzebny. - Ilsarielle streściła jakie były dzieje powstania przepisy na ten konkretny eliksir.

- Jeśli chcesz wiedzieć to u nas z traceniem dziewictwa jest bardzo podobnie jak u was. Tylko u nas to nie robimy z tego jakiejś hecy. - dodała Alane jakby dla znalezienia jakichś powiązań pomiędzy kobietami obu ras.

- Z tym tematem, to zależy o kim mówimy. Prości ludzie nie patrzą na to iw ogóle ich to nie obchodzi. Wysoko postawiona szlachta ma już inaczej. Są tacy co nie zwracają na to uwagi bo ich pozycja i majątek są tak skuteczne że nie muszą tego aspektu w swoich małżeństwach. Czasem jednak jest jest to wymagane bo akurat sytuacja tego wymaga, bo na ten przykład najbardziej stateczna partia do małżeństwa akurat na to patrzy i stawia to jako warunek kontraktu małżeńskiego że jego nowa żona jest dziewicą nietknięta więc cokolwiek się spłodzi w noc poślubna napewno jest jego. Dla szlachty małżeństwa to kontrakty biznesowe. A że jak wspomnieliśmy rzadko kiedy można ten proces odwrócić bo jak sama wspomniałaś może się okazać, że na mnie może to nie zadziałać, to bezpieczniej jest się pilnować i liczyć na alternatywne sposoby przyjemności do momentu wyjścia za mąż. Szczerze to jak już wspomniałam Alane to jestem tutaj bardziej z ciekawości niż bo jest mi to potrzebne tutaj natychmiast zaraz bo tragedia. A że w moich kręgach takie małżeństwa biznesowe to raczej norma to właściwie wcale mi nie przeszkadza że nie powinnam. - Pirora troszeczkę rozwodziła się nad tym tematem bo omawianie różnic kulturowych zawsze prowadziło do lepszego poznania drugiej strony. - Na pewno mamy inaczej niż wy, i pewnie kiedyś się to zmieni. Czas pokaże czy na lepsze czy na gorsze. Aczkolwiek owszem osobiście uważam że idea że stary szlachcic poślubia młodą niedoświadczoną dziewicę która potem musi uczyć sexu w noc poslubną. To jakiś absurd.

- Czyli nie chcesz tego eliksiru? - to Ilsarielle zapytała ale widać było, że obie elfki są dość skonfundowane wywodem panny van Dyke. A raczej wnioskami jakie z nich płynęły.

- Chce. Choć bardziej jako ciekawość niż bo potrzebuje tutaj teraz natychmiast.- Pirora uśmiechnęła się rozjaśniając nieporozumienie. - Ale i tak sama powiedziałas że najpierw musimy sprawdzić czy w ogóle na mnie zadziała i będę go mogła użyć. Więc gdzie mam się ci ‘nastawić’?

- Młoda damo, ta sztuka to nie jest zabawka. A eliksir ma określony czas przydatności do użycia. Dość krótki. Tydzień. Czasem dwa. Po dwóch tygodniach właściwie można go wylać. - Ilsarielle wyjaśniła łagodnym chociaż dość stanowczym tonem. Zapewne nie przez przypadek zwróciła się jak jakaś guwernantka czy ciotka do młodszej wychowanicy.

- A na badanie zapraszam ze mną. Alane nic się nie stanie jak tu poczeka. - gospodyni wstała i dała znak gościowi aby szła za nią. Nawigator zaś uśmiechnęła się i pomachała im na pożegnanie

- Mam wino to o mnie się nie martwcie. Poczekam tu na was. - rzuciła wesoło Złotogrzywa gdy czarnowłosa koleżankę zabierała Pirorę do sąsiedniego pomieszczenia. To z kolei przypominało bardziej gabinet cyrulika do wykonywania medycznnej sztuki.

- Usiądź sobie na tym krześle. Ale wcześniej proszę zdejmij bieliznę. Sukni nie musisz, wystarczy podwinąć. - powiedziała wskazując na jedno z krzeseł z nietypowy półokragłym wycięciem na brzegu siedzenia. Uzdrowicielka zaś podeszła do miski z wodą i zaczęła myć dłonie.

- Szanuje i podziwiam twój kunszt medyczny. Niemniej jednak pytałam o czas przydatności tego leku. Dopiero teraz o tym wspominasz. A to że go w tej chwili nie potrzebuje nie znaczy że nigdy mi nie będzie potrzebny. - Pirora powiedziała skruszona przyjmując ton elfki na przyslowiowa ‘gołą klatę’. Malarka wykonała polecenie medyczki i przygotowała się do badania.

- No dobrze, nie roztrząsajmy już tego. - czarnowłosa uzdrowicielka udobruchania tymi przeprosinami uśmiechnęła się i przemyła dłonie jeszcze raz. Tym razem jakimś wodnistym płynem z butelki. Potem wytarła dłonie w ręcznik i podeszła do czekającej blondynki. Usiadła na niskim stołku i zajęła miejsce między rozchylonymi nogami pacjentki.

- Teraz będę ci musiała zajrzeć tam do środka. Aby pobrać próbkę. - wyjaśniła Pirorze pokazując tą samą pincetę jaką pokazywała jej wcześniej. Zanurzyła ją w jakimś płynie i trzymała tam chwilę. - To spirytus. Więc może trochę szczypać. - powiedziała wskazując na niewielką miseczkę w jakiej trzymała narzędzie.

Samo badanie nie było jakoś nieprzyjemne, było inne. I elfka zdecydowanie obchodziła się z Pirorą delikatnie i tłumaczyła co robi. Po wszystkim blondynka ubrała się i usiadła znowu z Alane przy stole. - I teraz co czekamy na wyniki badania? Właśnie bo ja przychodzę wcześnie, ale jak to jest z kobietami… mhmm które zostały zgwałcone? Też jesteś w stanie zbadać czy będziesz mogła im zwrócić to co zostało im zabrane czy wtedy już za późno? - blondynka nadal ciekawa tego procesu i jego szczegółów zadawała pytania.

Ilsarielle przyszła nieco później do stołu gdyż jak na odchodzne oświadczyła badanej blondynce, musiała jeszcze coś zrobić z tą próbką. Więc na początku Pirora siedziała przy stole tylko z Alane i zaczętym wcześniej winem. Uzdrowicielka wróciła do nich rzeczywiście parę chwil później.

- Teraz to dla ciebie zostaje tylko czekanie. Jak mówiłam w Festag to chyba nie ma co cię kłopotać to może umówmy się na Wellentag. Właściwie możesz po wyniki przyjść każdego dnia potem. Oczywiście póki nie wrócisz ja nie zacznę robić tego eliksiru dopiero gdy badanie okaże się pozytywne i nadal będziesz chciała. - wyjaśniła czarnowłosa elfka jak to powinno wyglądać przez najbliższe parę dni.

- A takimi przypadkami o jakie pytasz właściwie się nie zajmuję. Nie wiem czy ci Alane mówiła ale praktycznie nie leczę ludzi. Tylko naszą społeczność, najczęściej załogi naszych statków. Zgodziłam się cię przyjąć i zająć bo mnie Alane o to poprosiła. A my jak mówiłam na własne potrzeby raczej nie stosujemy tego specyfiku. - uzdrowicielka wskazała na swoją elfią koleżankę dając znać, że to jej zasługa dzisiejszego spotkania z Pirorą oraz, że na co dzień obcuje i pracuje z przedstawicielami własnej rasy.

- Rozumiem… pytałam z akademickiego punktu widzenia. I dziękuję, że mnie przyjęłaś. - Pirora znowu wtrąciła w przymiłym skruszonym tonie.

- No już, nie przejmuj się tak. Napij się jeszcze wina. Całkiem smaczne. - Alane lekko szturchnęła Pirorę aby ją pocieszyć i wyciągnęła swój kielich aby się z nią stuknąć.

- No dokładnie. A z akademickiego punktu widzenia to taki przypadek gwałtu miałby pewnie większe zniszczenia niż przy standardowym stosunku. Więc szanse na regenerację błony też byłyby mniejsze. Tyle, że to tak od samej cielesnej strony. Zostaje jeszcze psychika takiej zbrukanej osoby co jest osobnym tematem i często zostawia większą traumę niż rany cielesne. Niemniej teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie aby użyć takiego eliksiru na takiej kobiecie. Ale to tak akademicko. - Ilsarielle niejako wróciła do poprzedniego pytania swojego gościa i odpowiedziała na nie zgodnie ze swoją wiedzą i doświadczeniem. Rzeczywiście omawiała to jak jakis abstrakcyjny przypadek jak na wykładach medycznych. Chociaż nawet tak wydawała się współczuć takim nieszczęsnym kobietom.

Kobiety jeszcze chwile posiedziały razem i poruszały czysto akademickie tematy i aspekty mikstury i medycyny. Potem Alane i Pirora wyszły razem na ulice, przeszły się trochę razem i malarka podziękowała elfce za to doświadczenie. I ruszyła w stronę stojących na ulicy dorożkach.
 
Obca jest offline  
Stary 18-06-2021, 20:06   #335
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; port; willa państwa van Zee; Pirora
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); Zmierzch


Od Morskiej bryzy Pirora wzięła kolejną dorożkę i udała się prosto do Posiadłości państwa van Zee. Jak zwykle powitał ją ich lokaj. Sama Pirora miałą nadzieje, że była wcześniej niż inne koleżanki.

Przy końcówce dnia znów się rozpadało. Grubymi, gęstymi płatkami sniegu. Ale przynanjmniej nie wiało to w pewnym sensie można było uznać to za całkiem malowniczą scenerię. Gdy te delikatne płatki spadały leniwie na ziemie jak pierze z rozerwanej pierzyny. Nie zmieniło to jednak adresu państwa van Zee. Dalej stał tam gdzie tydzień temu. Brama i podjazd były odśnieżone więc jechało się swobodnie. Jak dorożka zatrzymała się któryś ze służacych wyszedł jej na spotkanie i otworzył drzwi oferując swoją pomocną dłoń przy schodzeniu na udeptany śnieg. Potem były omiecione ze śniegu schody i główne wejście rezydencji. A za nimi jak zwykle majordomus co wyglądał jakby tu stał na stałe.

- Dobry wieczór panno van Dyke. Proszę za mną. - powiedział suchym, oficjalnym tonem i podążył w kierunku salonu. W tym samym miejscu gdzie poprzednio się spotykały damy z towarzystwa.

- Proszę zaczekać, panienka van Zee zaraz przyjdzie. - oznajmił tym samym sztywnym tonem gotów zostawić gościa w tym salonie. Wszystko już było przygotowane na przybycie gości. Na stole stały kielichy i przekąski oraz puste jeszcze talerze. W kominku palił się wesoły ogień a fotele czekały na swoich użytkowników.

- Dziękuję wielce. Mój ochroniarz James może przybyć później by mnie eskortować ze spotkania. - Powiedziała uprzejmie i z uśmiechem do służącego. Wcześniej oddała mu płaszcz. W salonie blondynka podeszła do palącego się kominka i poczęła ogrzewać zmarznięte dłonie i rozglądać się po salonie ostatnio kiedy tutaj była to tylko pobieżnie się rozejrzała.
Nie trwało długo zanim odgłos zbliżających się kroków rozległ dobiegł jej uszu.

- Wybacz Piroro, że czekałaś tak długo. Znów się nie mogłam zdecydować co na siebie włożyć. - drzwi otworzyła sama gospodyni spotkania. Była ubrana w błękity i żółcie. Zwłaszcza ta jaśniejsza barwa mocno kontrastowała z jej ciemną karnacją skóry i prawie czarnymi włosami spiętymi w ozdobny kok z tyłu głowy. I modne ostatnio pejsy.

- No mam nadzieję, że nie będę pośmiewiskiem i gdzieś mi szminka czy puder nie zostały. - spojrzała na swoją sylwetkę jakby oderwała się właśnie od toalety i szykowania się na ten wieczór. Ale to raczej było towarzyskie gadanie bo wyglądała nienagannie.

- No ale dosyć o mnie. Cieszę się, że postanowiłaś do nas wrócić. Zawsze chętnie witamy tak utalentowane osoby. Zwłaszcza z tak daleka. - gospodyni podeszła do swojego gościa witając się z nią całkiem życzliwie jak na taką wielką panią jaką przecież była.

- Ach nie przejmuj się dałaś mi na tyle czasu bym mogła się ogrzać i przestać się trząść jak osika. - Odpowiedziała trochę bardziej przyjacielsko blondynka nie przejmując się już aż tak etykieta. - Ale przyznaję się od razu że nie mam nic własnego ale inny tomik poezji wzięłam dla małej odmiany. Ostatnio spędzam więcej czasu na malowaniu obrazów, przygotowuje się do wystawy. A lepiej mieć więcej niż jeden. Mam nadzieje że Naji dziś przyjdzie bo nie chce wystawiać się sama lepiej w grupie a ona zna najwięcej artystów w mieście. - Pirora przejęła stery rozmowy i postanowiła się pochwalić swoimi udanymi podbojami miasta. - Ach i znalazłam dla siebie kamienice! Na Ulicy Bursztynowej siedemnaście, niedługo idę z prawnikiem na druga wycenę. Mam zamiar trochę ponegocjować jej cenę ale zobaczę jak wyjdzie. A ty co tam działo się od Festag w życiu Kamili van Zee?

- Ojej jakie dobre wiesci! Ciesze się twoim szczęściem. - powiedziała Kamila trochę chyba zaskoczona tym wszystkim. Zastanawiała się co dalej zrobić i powiedzieć. W końcu machnęła dłonią.

- Oh, nie musisz na każde spotkanie przychodzić z tomikiem. Chyba, że chcesz coś nam zadeklamować to bardzo chętnie. Miałabym wyrzuty sumienia gdybyś na te spotkania musiała pozbyć się całej swojej biblioteczki. I pozwól mi się zrewanżować. Na co byś miała ochotę? Jakie tematy lubisz? - zapytała wskazując na regały pełne książek jakie niedawno przeglądała czekająca blondynka. Było tam całkiem ciekawy zbiorek. Widocznie nie od wczoraj ktoś tu kolekcjonował książki. Trochę romansów, trochę poezji, opowieści rycerskich i ładnie wydawanych książek kulinarnych w których było porady dla dobrej i zorganizowanej pani domu a nie tylko same przepisy. Było więc z czego wybierać.

- I malujesz coś? No mnie też czasem się zdarza moczyć pędzel. Ale niestety chyba brak mi weny i talentu. Żadna ze mnie artystka. Chciałabym tak malować jak Naji umie pisać poezję. A ona nie wiem czy dzisiaj będzie. Z nią to nigdy nic nie wiadomo. Czasem jest a czasem nie. Ale zwykle jest. W końcu może się tu najeść i ogrzać za darmo. - Kamila szybko przeskakiwała z tematu na temat jakby jedno skojarzenie wywoływało kolejne.

- A. I ekspert oglądał te nasze budynki na teatr. Rozmawiał z Madeleine wczoraj chyba. Ale wysłała mi tylko krótki liścik. Dzisiaj jak przyjedzie to powinna już coś wiedzieć więcej. - jakby w ostatniej chwili przypomniała sobie o ostatniej sprawie jaką chciała podzielić się z nową członkinią ich kółka.

- Och to wspaniale, Versana na pewno się ucieszy że coś tam się rusza w temacie teatru. - Pirora powiedziała ucieszona z lekka ekscytacją. - Tak maluje dzisiaj skończyłam syrenę i szukam szczurołapa który mi złowi sowę albo jastrzębia. Musi być żywy jak już go namaluje to go wypuszczę z powrotem na w dzicz ale ptaki drapieżne zawsze są ciekawym tematem do obrazów. Mają sobie jakąś taką szlachetność której niejeden by pozazdrościł. - Pirora mówiąc i prawie że tanecznym krokiem przesunęła się do biblioteczki. Przejrzała uważnie tytuły po czym ostentacyjnie zakryła oczy a jej ręka losowo przesunęła się po tomikach książek by zatrzymać się na jednym. Blondynka spojrzała na swoją przypadkową zdobycz zastanawiając się czy Wielki Architekt wtrącił się w jej życie ostatnio.

- Oh… Ale ci się trafiło… - powiedziała gospodyni nieco zaskoczonym i zmieszanym tonem. Już gdy Pirora brała coś w dłoń wyczuła, że to nie jest opasłe tomiszcze. Raczej coś cienkiego i giętkiego z niezbyt wielką ilością stron. A gdy otworzyła oczy ujrzała, że trzyma w dłoniach coś pokroju brulionu. Na okładce była chyba naga kobieta o powabnych kształtach. Jednak jej długie włosy okrywały jej intymne części atrakcyjnej anatomii. Kobieta stała przodem do czytelnika i trzymała uniesione nad głową ręce. I wyglądało jakby próbowała przegonić jakieś wodne półrybie istoty o ewidentnie kobiecych atrybutach. Tytuł głosił, że jest to “Talima i syreny”. Wyglądało to wszystko na jakąś prawie broszurkową wydanie. Na jednej stronie był tekst w dwóch kolumnach co dziwne nie było. Jednak na drugiej stronie były ilustracje co zajmowało całkiem sporą część zeszyciku. Obrazki nie były najwyższych lotów, dość schematyczne ale nawet pobieżne kartkowanie pozwalało się domyśleć, że główną bohaterką tego dziełka jest owa Talima co była świętą, Dziką Kobietą. Ale o takich kształtach co wydawały się modelowym ideałem kobiecego piękna.

- Nawet nie pamiętam skąd to się tu wzięło. - przyznała Kamila nieco z zażenowaniem. Bo utwór raczej nie wyglądał na dzieło poważnej czy pięknej literatury. Raczej na coś lekkiego i szybkiego co można przeczytać w jedno południe czy wieczór a niewielkie rozmiary ułatwiały wrzucenie to gdziekolwiek.

- A ten ptak mówisz? No jakbyś chciała charta to my mamy harty. Ale jastrzębi nie. Chociaż van Hansenowie mają jakieś ptaki. Sokoły albo jastrzębie. Nie jestem pewna. Ale na pewno jakieś ptaki do polowań. Zresztą Froya to chyba ma całe wyposażenie do polowań. Dziewczyny przyjdą to popytamy. Ja się nie bardzo interesuje polowaniami to nie wiem kto co ma. O Froyi pamiętam bo Madi kiedyś coś o tym mówiła. - panna van Zee szybko wróciła do pozostałych omawianych spraw jakby nie bardzo chciała zajmować się znalezionym przez gościa zeszyciku z obrazkami.

- I skończyłaś malować syrenę? Obraz? No, no to zawsze coś. Jakby ci nie przeszkadzało to chętnie bym rzuciła okiem. Jestem strasznie ciekawa jak ci wyszło. - malarka wydawała się w naturalny sposób zainteresowana dziełami drugiej malarki i raźno uderzyła także w ten temat.

- Czytałaś? - Zapytała Kamilę z uśmiechem przekory, niemniej zabrała tomik. - wylosowałam i biorę osobiście uważam, że tematy wodnych kobiet za mną krążą. Oddam pewnie za tydzień jak przeczytam. Chyba że będzie okazja spotkać się wcześniej. Ptakiem się nie przejmuje moja służba ma mi kogoś znaleźć do tego. I nadal mam modelki i rzeczy które mogę się w tym czasie zacząć. - Malarka odeszła od biblioteczki i podeszła zajmując jeden z foteli i kładąc obok niego jej torbę.

- Froya van Hanssen? Pierwsze słyszę. - malarka powiedziała to w takim tonie jakby w pierwszej chwili uznała że jest to jakaś niezbyt znana osoba - ale z drugiej strony nie poznałam jeszcze wszystkich osób w mieście. Choć Versana ostatnio była na jakimś polowaniu ale nie pytalam z kim. -

- Jak chcesz odwiedzić mnie w “Pełnych żaglach” to możesz zobaczyć go nawet jutro albo poczekasz aż będzie ich więcej i zorganizujemy wernisaż. - Pirora nie bała się pokazywać swoich ukończonych prac. Niemniej sama dopytała Kamili o jej pracę i co co Ona uważa że jest problemem w jej pracach. - Wspomniałaś że też malujesz ale masz watpliwości co do swoich prac. Mogę zapytać dlaczego tak uważasz? Myślisz że brak ci techniki a może tematyka jaką wybierasz jest… nieodpowiednia albo nudna? .

- Oh… To trochę trudne do wyjaśnienia… Chyba nie mam do tego talentu tak jak mi się to wydawało… - Kamila odpowiedziała nieco zmieszanym tonem. Uciekła wzrokiem gdzieś w stronę bezpiecznego ognia buzującego w kominku.

- A mówisz, że mogłabym obejrzeć twoją syrenkę? No to bardzo chętnie bym obejrzała. Dawno nie widziałam nowego obrazu. Zwłaszcza takiego co namalował ktoś z moich znajomych. To kiedy by ci pasowała taka wizyta? Ja bym chyba w Festag mogła po mszy. No albo jeszcze w Wellentag w południe. Ale nie chciałabym ci się narzucać. - powiedziała szlachcianka do swojego gościa. Wydawała się, żywi zainteresowana dziełem innej malarki i chętna aby je zobaczyć.

- I nie słyszałaś o Froyi van Hansen? O van Hansenach? “Tych” van Hansenach? - brew na koniec uniosła się do góry jakby trudno jej było uwierzyć, że ktoś w mieście mógł nie słyszeć o przedstawicielach rodu o jakim rozmawiały. Ale nie drążyła tematu.

- Zapewne jakbyś była młodzieńcem z dobrego domu to Froya na pewno by ci się spodobała. To najlepsza i najdroższa panna do zamążpójścia w naszym mieście. Tylko ma takie dziwne męskie hobby. Polowania, wyścigi, pojedynki, konna jazda, szermierka… Dobrze, że chociaż bale i tańczyć lubi to można ją tam spotkać. - Kamila śmiało wprowadziła Pirorę kim jest przedstawicielka owego rodu van Hansenów i jakoś mówiła bez niechęci wobec nieobecnej szlachcianki.

- Mhmm… albo malujesz technikami jakie nie dokonca ci podchodzą ale używasz je bo taki jest kanon. Wiele osób tak ma zanim znalazły swój styl. Malujesz na płótnie prawda? Pewnie nie większe obrazy o rozmiarach portretów? Probowalaś kiedys rozwodniona farbą malowac na papierze? Albo przejść na rozmiar mały? Albo na deskach? - malarka zaczęła dopytywać Kamilę o to jak ona maluje i jak to robiła do tej pory. Podawała rożne metody i techniki niektóre takie o jakich Kamila zapewne nie słyszała. - Ja nie umiem malować na deskach. Jakoś mi to nie podchodzi, nie lubię nie podoba misie to i pewnie nigdy nie będę tego robić. Ale znam podstawy i pewnie jakbym musiała to coś przeciętnego bym mogla namalować, niemniej jakbym musiała tak malowac przez cały czas to bym chyba zaczęła nie lubić tej formy sztuki. - A jak chcesz najlepszej krytyki to powinnas je wystawić w galerii i zobaczyć czy ktoś je kupi. Jak tak znaczy że są wystarczająco dobre dla kogoś. Można wystawiać pod pseudonimem jak ktoś się boi o reputację.

- Nadal nic mi nie mówi to nazwisko ale może kiedyś ją spotkam. A ile ona już jest na tym wydaniu? Bo jak więcej niż 2 lata to chyba jednak taką dobrą partią nie jest skoro nadal nikt nie zmienił jej statusu. - Malarka dopytała o TĘ Froye van Hanssen, przy okazji pozwalając sobie na uwagę która mogła zacząć podawać w wątpliwość ‘wspaniałość’ van Hanssen jako partii. - A tak męskie hobby, to się nie dziwię mężczyźnie rzadko lubią kiedy ich małżonka jest bardziej męska od nich. Niemniej dobre wyścigi i polowania nie są tylko dla mężczyzn, w Averlandzie mamy wyścigi dorożek i startują w nich wszyscy i kobiety i mężczyźni, kobiety wygrywają częściej bo ich pojazdy są zazwyczaj lżejsze i bardziej zwrotne niż te używane przez mężczyzn. Startowała parę razy ale nigdy nie wygrałam, ale sama forma jest przyjemna. Podobnie jak polowania, choć to zależy jaka forma, ja wole gonitwy za lisem bo właściwie nikt nie każę ci właściwie polować na lisa jest to bardziej zabawa w chowanego po lesie i można po prostu się przejechać z kimś po lesie. Podczas gdy bardziej ambitni będa szukać ‘lisa’ czyli tego jeźdźca który ma lisią kitę która należy mu zabrać. - Pirora wyszła na trochę wylewna ale z drugiej strony Kamila i inni na pewno byliby ciekawi zabaw z innych księstw.

- Ciekawie brzmi z tym polowaniem na lisa. - gospodyni wydawała się zaciekawiona tym rodzajem zabawy o jakiej powiedziała jej nowa koleżanka z południa.

- A Froyi myślę, że nie, niczego jej nie brakuje. Jak ją kiedyś poznasz to powinnaś się sama przekonać. To raczej kwestia wysokich standardów van Hansenów. Trudno znaleźć kawalera który by im sprostał. A okiełznać Froyę jest jeszcze trudniej. Na zwykłych bawidamków nie zwraca najmniejszej uwagi. - pokręciła swoją czarnowłosą głową na znak, że mogła Pirora nieco opatrznie zinterpetować jej słowa o drugiej szlachciance.

- A z malowaniem tak, maluję na płótnie. Na papierze najwyżej jakieś szkice próbne. O malowaniu na drewnie słyszałam. Nawet widziałam ikony, niektóre są bardzo piękne. Ale jakoś nie mam do tego przekonania. Wolę płótno. Raczej malowałam do tej pory martwą naturę. Wiesz, różne kompozycje na stole czy podłodze. Trochę też pejzaży. A ostatnio próbowałam sił w portretach. Ale chyba słabo mi wychodzą. To trudnę malować żywych ludzi aby byli podobni do samych siebie. Łatwiej już jakieś małe sylwetki w pejzażu bo to parę maźnięć pędzlem i ludzik na obrazku gotowy. A przy portretach no to już całkiem inna bajka. - wyznała malarce i brzmiało to jakby pierwsze szlify w tej sztuce gospodyni już miała dość dawno za sobą. A samo portretowanie ludzi było niejako osobną dziedziną tej sztuki. Za trudniejsze uchodziły sceny batalistyczne wedle nowej szkoły malowania. Gdzie trzeba było ująć dynamikę i wiele sylwetek z mnóstwem detali. To wymagało mnóstwo pracy i precyzji.

- Jak ją poznam to ocenie, albo i nie. Choć faktycznie jeśli jej zainteresowania są tak odległe to może powinnam zacząć pytać kiedy można się spodziewać jakiegoś balu towarzyskiego. - Pirora trochę plotkowała a trochę wyciągała z Kamili informacje a wszystko pod przykryciem luźnej rozmowy.

- Aaaa czyli dopiero zaczynasz te portrety i bardziej złożone ludzkie istoty. To myśle, że nie powinnaś jeszcze skreślać tego. Sama lubię malować stare osoby. Pamiętanie o każdej zmarszcze która ma własne odcienie i światło zmienia się na takiej skórze, dobre ćwiczenie. - Malarka dodała swoje trzy grosze do tematu. - Nie wiem czy Versana już komuś podarowała obraz “Polowanie” ale myślę że jak jeszcze nikomu go nie sprzedała to powinnaś też ją odwiedzić i zobaczyć. Starych osób tam nie ma ale jest parę bardziej detalicznych postaci.

- No tym bardziej chętnie obejrzę twoje obrazy. W naszym towarzystwie niestety większość koncentruje się na prozie i poezji. No i zawsze mamy Nije. Ale w przypadku malarstwa to raczej nie ma za bardzo kogo. Dlatego tak się cieszę, że też malujesz. To bardzo przyjemnie porozmawiać z kimś kto dzieli i rozumię tą pasję. - Kamila powiedziała to bardzo serdecznie i wydawało się, że Pirora wkupiła się w jej względy zdradzając podobne zamiłowania do sztuki.

- To na kiedy możemy się umówić na tą syrenkę? Może być Festag po mszy? Południe, popołudnie? - zaproponowała spotkanie aby obejrzeć obraz drugiej malarki.

- Festag po mszy będzie dobry, jak chcesz będziesz mogła zostać to może namalujemy coś razem i pokażę ci technikę rozwodnionej farby na papierze. - Pirora uśmiechnęła się do swojej gospodyni i sięgnęła po przekąskę.

- I nadal czekam aż opowiesz co ciekawego u ciebie się działo od naszego spotkania po mszy. Ach ja tego dnia byłam jeszcze w tej waszej cukierni. Oficer Keller mi ją pokazał bardzo miłe miejsce. - Pirora zachęciła szlachciankę i wspomniała sama o swoim towarzyszu

- Ah tak, ten przystojny amant co z nim byłaś w świątyni. - Kamila rozpromieniła się słysząc takie wieści. Pokiwała głową, że pamięta partnera swojego gościa na ostatniej mszy i widocznie wywarł on na niej dobre wrażenie.

- I zabrał cię do cukierni? No, no, to ciekawe jaki był ciąg dalszy tej historii. - roześmiała się wesoło zdradzając, że jest tego ciekawa.

- A na Festag po mszy możemy się umówić. Zabierzesz się z nami to pojedziemy do ciebie. Jestem bardzo ciekawa tej syrenki i tego jak malujesz. - oznajmiła ucieszona na takie malarskie spotkanie ze sztuką. Drzwi otworzyły się i wszedł jeden z lokajów. Gospodyni spojrzała na niego pytająco.

- Przybyła pani Madeleine von Richter. - oświadczył suchym, oficjalnym tonem jaki pozwalał jednak na zachowanie uprzejmej neutralności.

- Zaproś tu ją do nas. - poleciła Kamila, lokaj skinął głową i zamknął za sobą drzwi. - No to dziewczęta zaczynają się zjeżdżać. - ucieszyła się szlachcianka spoglądając na stojący w salonie zegar. Była taka pora, że faktycznie już należało się spodziewać przybycia kolejnych zaproszonych gości.

- Ciąg dalszy był taki że zaprosił mnie na wieczór taneczny do Pełnych kufli. Poprosiłam Rose de la Vege by robiła za moją przyzwoitkę. Bawiłyśmy się przednio. Pierwszy raz jadłam owoce morza. Chwilowo najbardziej mi smakują ostrygi ale nadal poznaje nowe potrawy. - Pirora opowiadała dalej pomijając fakt że zostały z Rose na noc w pokoju kawalera.

- Miło cię znowu widzieć Madeleine - Pirora przywitała się otwarcie z kolejną szlachcianką.

- Witaj Piroro. - przywitała się brunetka jaka weszła do biblioteki. Elegancko objęła gospodynię i samą Pirorę w geście przywitania po czym zajęła jedno z wolnych miejsc przy niskim stole.

- Madeleine, wiesz, że Pirora zna się z kapitan de la Vega? - Kamila zdradzała jawne zafascynowanie panią kapitan i wydawało się, że to był ważny punkt jaki wychwyciła z relacji blondynki.

- Ah tak. Ta twoja słabość do tej kapitan. - Madeleine machnęła dłonią uśmiechając się z pobłażaniem jakby młodsza siostra znów powiedziała coś dziecinnego.

- No co? Ona jest wspaniała! Jest odważna, piękna, dzielna i pływa po tylu krainach i ma wiele przygód! Jak postać z jakiejś powieści. Miałam przyjemność ją poznać osobiście i naprawdę to było bardzo przyjemn spotkanie. - panna van Zee nie omieszkała jednak bronić swoich poglądów i zdradzała entuzjazm dla owej wyjątkowej pani kapitan.

- No nie powiedziałabym że ją znam, po prostu mieszkamy w tej samej tawernie i dobrze się z nią rozmawia ale jakby mnie ktoś zapytał o jakieś szczegóły z jej życia nie miałabym nic powiedzieć. - Pirora trochę przygasiła te chwały apropo jej znajomości z Rose. - Jednak Madeline może u ciebie się coś ciekawego dzieje?

- Oh, tak wczoraj byłam u Froyi. Bardzo przyjemna wizyta. Jak zawsze u niej zresztą. Opowiadała mi o polowaniu w jakim ostatnio brała udział. Notabene zorganizowaną przez twoją kuzynke Versanę, Piroro. - Madeleine bardzo chętnie odpowiedziała na to pytanie. Skinęła blondynce swoją kasztanową głową dając znać, że chodzi właśnie o jej kuzynkę co też bywała tutaj na salonach.

- Froya uznała polowanie za udane i bardzo jej się podobało. Zwłaszcza ta wojowniczka z północy jaką miała okazję wreszcie poznać i porozmawiać osobiście. Była nią wręcz zachwycona. Bodajże wybierają się ponownie na jakieś kolejne polowanie. Nie bardzo się tym interesowałam bo mnie polowania w ogóle nie obchodzą. - zdradziła pani von Richter streszczajac swoją ostatnią wizytę u swojej znamienitej znajomej.

- A właśnie Madeleine, nie wiesz czy Froya ma może jakeś sokoły czy inne ptaki do polowań? - zapytała ciemnoskóra gospodyni widząc, że koleżanka na razie zrobiła przerwę aby zwilżyć gardło winem.

- Tak ma coś takiego. Sokoły albo jastrzębie. Czasem z nimi poluje. Ale mówię, że mnie to nie interesuje to nie bardzo zwracałam na to uwagę. A czemu pytasz? - Madeleine zmrużyła oczy i dało się wyczuć, że polowania nie są jej hobby i nie wiele ją obchodzą także związane z nimi tematy pokrewne.

- Pirora szuka sobie takiego pierzastego modela do kolejnego obrazu. - Kamila wskazała na siedzącą obok blondynkę. Brunetka też na nią spojrzała z zastanowieniem.

- Ah tak? - zapytała raczej retorycznie. - No nie wiem. To nie moje ptaki tylko Froyi. Ale mogę ją zapytać o to jeśli chcesz jak będę się z nią widzieć następnym razem. - zaoferowała się pani von Richter patrząc pytająco na blondynkę.

- Ach tak Versana wspominała o jakimś polowaniu ale nie mówiła z kim się wybrała. - blondynka uznała wypowiedź szlachcianki ale nie rozszerzała tematu - Także nie wiem nic o żadnej wojowniczce z północy. Ostatnio załatwiam sprawy związane z kupnem kamienicy na Bursztynowej więc trochę mnie to pochłonęło. A co do ptaków powiedziałam mojej służącej która pochodzi z miasta żeby poszukała jakiegoś szczurołapa który umie schwytać jakiegoś dzikiego puchacza albo sowę. Potrzebuje żywego bo chce go namalować. Ogólnie chce zrobić całą serię obrazów i może zorganizować jakiś wernisaż może z aukcją od razu. - malarka zgrabnie wprowadziła Madeline w to co się dzieje w nordlandzkim życiu szlachcianki z Averlandu.

- Twoja kuzynka Versana wspomniała ci, że była na polowaniu ale nie pochwaliła się, że z Froyą van Hansen? - Madeleine aż powtórzyła pytanie sprawdzając czy dobrze zrozumiała odpowiedź nowej koleżanki. Ton jaki przyjęła wyraźnie sugerował, że trudno jej uwierzyć w taką wersję. Ale nie drążyła tematu. - To ciekawe relacje macie między sobą. - uśmiechnęła się półgębkiem.

- A właśnie a ta kamienica co mówiłaś. To gdzie to jest? Bo na Bursztynowej to chyba kilka pustych stoi. - Kamila podpytała szybko pannę van Dyke jakby wolała uniknąć nieprzyjemnych tematów na tym spotkaniu i właśnie to pytanie przyszło jej do głowy.

- No wiesz, nie jestem spowiednikiem żeby mi mówić wszystko jak na spowiedzi. Może uznała że i tak nie będe wiedziała kto to jest. - Pirora odpowiedziała półżartem całkowicie nie przejmując się swoją niewiedzą.

- A kamienica to na Bursztynowej siedemnaście. Wygląda na odpowiednio duża i dobrze oświetlona. Za parę dni idę na oględziny środka i druga wycenę. Potem będę pewnie negocjować cenę i liczę że szybko ją odświeżę i się wprowadze.
Madeleine nie miała miny jakby przekonało ją takie wyjaśnienie ale nie ciągnęła dalej tematu. Zwłaszcza jak gospodyni pociągnęła inny.

- Bursztynowa 17? - Kamila powtórzyła adres mrużąc oczy jakby próbując skojarzyć gdzie to się znajduje. - Kamienica Augustusa? - zapytała niepewna czy dobrze kojarzy wspomniany adres.

- Tak poprzedni właściciel nazywał się August. - Pirora zaklaskała potwierdzając Przypuszczenia Kamili. - Na drugim piętrze są naprawde duże okna w sam raz by zrobić tam pracownię malarską. Reakcje szlachcianek były do przewidzenia ale Pirora odpowiedziała na nie słodką naiwnością i odważnym brakiem w zabobony. Powoli schodziły się kolejne członkinie kółka poetyckiego w pewnym momencie brakowało już tylko Versany i Naji.
 
Obca jest offline  
Stary 19-06-2021, 05:56   #336
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Backertag 02.04; Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; gospoda “Wesołe warkocze”

Na uwagi swoich towarzyszy, jak zorganizować następną walkę, rzekł:

- Z oberżystami nie dogadam się, bo nie znam żadnego - tu Egon zastanowił się jeszcze, czy przypadkiem Tulsa nie zna kogoś. - Może Tulsa zna. Ale nie polegałbym na tym. Kuno dobrze gada, walka powinna być szybka. Ale zaraz za karczmą tego bym nie robił, za dużo oczu. Lepiej w zaułku w dokach albo w dobudówce na Lisiej, tam mało kto zobaczy, a nawet, jak usłyszy, to sprawa będzie trwać za krótko.

Egon tymczasem wpadł na pomysł, żeby później poszukać Strupasa i popytać, czy w kanałach nie znajduje się przypadkiem jakieś miejsce, które można by do tego celu spożytkować - kto wie, być może tam zmieściłoby się więcej ludzi?

- Spróbujemy pojutrze jeszcze raz. Trzeba by zagadać do ludzi w różnych porach, że będzie pojedynek i czy luda chcą zobaczyć. I czy obstawiają. Bez zapowiedzi nikt nie przyjdzie - rzekł. - Co wy na to?

- Po jutrze może być. Trzeba wybrać miejsce. Najlepiej wieczorem albo w przerwę obiadową. Tam gdzie ludzie chodzą, trzymają się w kupie i mają trochę czasu i maniaków przy sobie. W Marktag na Placu Targowym. Jakoś tak. - Hans pokiwał głową na znak, że można pójść tą drogą.

- To musi być na luzie, nic podejrzanego. Żeby nie wyglądało, że zaciągacie ich w jakiś zaułek aby im nie wiadomo co zrobić. Bo wtedy mało kto pójdzie. - Virsika dodała swoje spostrzeżenie na ten temat.

- Plac Targowy może być - Egon przytaknął. - Możemy później pójść, żeby wybrać miejsce przy tym.

“Przy okazji poszukam Strupasa, może wiedzieć coś o opuszczonych miejscach” - pomyślał Egon.*

* * *

Bezahltag 02.05; Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; gospoda “Wesołe warkocze”


- Dobrze, że jesteś. - przywitał się Silny dosiadając się do Egona. Zdjął czapkę i rzucił ją niedbale na stół. - Zbieraj się. Musimy jechać z dostawą do lochów. - oznajmił koledze rozglądając się po głównej izbie. - Ta siksa powinna tam być. Mamy jej wskazać pustą beczkę jaką przywieziemy. No i najlepiej aby strażnicy i reszta nie połapali się, że przywozimy im pustą beczkę. A jak co to rżnij głupa, że pomyłka czy co. - wyjaśnił brodaczowi i spojrzał na niego dając znać, że nie bardzo jest co zwłóczyć.

- Ano, zbieramy się, zbieramy - rzekł Egon, sam ruszając się z miejsca.

- No to zbieramy. - Silny wziął jeszcze na odchodnę parę łyków z butelki stojącej na stole, zgarnął swoją futrzaną czapkę i też ruszył do wyjścia. Pokierował kolegę trochę w bok do czekających tam sani zaprzężonych w niezbyt okazałego konia. Właściwie był to wóz jaki do unieruchomionych kół miał doczepione płozy.

- To chodź, pokażę ci co i jak. - mięśniak władował się na pakę wozu i wyciągnął rękę aby pomóc tam wejść Egonowi. Potem obaj mogli spojrzeć na ładownię. Jakoś nie różniło się to za bardzo od tego co wwozili do kazamat poprzednio. Trochę worków, beczek, jakieś kosze. Standardowa dostawa do nieco większej niż domowa kuchnia.

- Ta jest pusta. - na dowód tego Silny kopnął jedną z większych beczek. Na słuch rzeczywiście musiała być pusta. Chociaż na zewnątrz niczym się nie różniła od pozostałych sąsiadek co stały obok.

- Wjeżdżamy jak zawsze. Ja zostaję przy wozie i zagaduję strażnika. A ty nosisz to wszystko do magazynu. Tak samo jak ostatnio. Tylko musisz dopilnować aby nikt nie dotknął tej beczki bo się zorientuje, że pusta. Tam w środku powinna być ta niebieska latawica. Pokaże ci gdzie masz zostawić tą beczkę. Jak się wyda, że pusta to nic się nie stanie. Ale lepiej aby się nie wydało. - wyjaśnił koledze o co chodzi z tą beczką i czekał czy ten ma jakieś pytania z tej okazji.

- Prosta robota - rzekł Egon, siadając na wóz.

Zapamiętał, żeby, kiedy tylko dojadą do kazamatów, zrobić dobrą robotę z grą aktorską i pustą beczkę dźwigać - a przynajmniej udawać, że się dźwiga - z takim samym wysiłkiem, jak pozostałe.

- Ta pusta beczka niby na co? - zainteresował się. - I na kogo powołać się, jak będą chcieli sprawdzić beczki? Jeśli będzie to kuchcik to nie ma sprawy, ale strażnikowi nie odmówię bez ważnego powodu. Zrobi się raban, jak będzie inaczej.

- Coś wymyśl. Ale bez przepychanek i mordobicia. Bo jak nas wywalą to może nam się skończyć ta droga. - Silny przeszedł pomiędzy ładunkiem na kozła zajmując miejsce obok woźnicy.

- A ta pusta na dzisiaj to po nic. Dlatego jak ją odkryją to nic wielkiego się nie stanie. Ot, pomyłka. Ale lepiej aby nie odkryli. To kto wie? Może uda się przemycić tą ze środka. Dlatego lepiej aby nie zwracać na siebie uwagi i nie robić kłopotów. - wyjaśnił Silny biorąc lejce i ruszając z miejsca.

- Ano właśnie wolałbym dziś bez mordobicia - zgodził się Egon. - Mogę próbować łgać, zobaczymy, jak mi pójdzie. A może! Może nie trzeba będzie w ogóle się tłumaczyć. Zobaczymy.

Jakiś czas później do karczmy wszedł Gaduła. Rozejrzał się za Egonem którego rysopis dostał od szefa a gdy go nie zobaczył podszedł do karczmarza.

- Niejakiego Egona znacie karczmarzu? Mam do niego sprawę to taki całkiem spory chłop - rzucił sporym ogólnikiem ale jeśli karczmarz kojarzy Egona taki opis wystarczy.

- Jak taki z brodą to tak, przychodzi tutaj coś zjeść i wypić. Dzisiaj rano też był. Ale pewnie już poszedł bo teraz coś go nie widzę. - karczmarz rozejrzał się po sali i pokiwał głową na znak, że pewnie mówią o tej samej osobie. Ale takiej której w tej chwili nie ma w lokalu.

- Taka siwa ta bródka? - gaduła się upewnił, że mają na myśli tego samego gościa. - Jak tak to gdyby dało radę przekazać. Był Gaduła czekam na niego w “Czarnej Czapli” do końca dnia. Spytał pytająco na karczmarza i położył srebrną monetę na stół za fatygę.

- No tak, taki trochę szary. Chociaż staro nie wygląda. Dobra, przekażę mu jak przyjdzie. Tylko nie mam pojęcia kiedy przyjdzie. - oberżysta skinął głową na znak, że przyjął słowa Gaduły do wiadomości i obiecał przekazać swojemu nieobecnemu w tej chwili gościowi.

- Dla mnie bez znaczenia. Jak cię dziś nie pokaże to znaczy, że olał sprawę jaką ze mną miał i załatwię to po swojemu. - Gaduła skinął głową i ruszył do wyjścia.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 19-06-2021, 05:59   #337
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bezahltag; 02.05; przedpołudnie; kazamaty

Pojechali na wozie pod ten sam adres co w poprzednim tygodniu. Im bardziej się zbiżali do miejskich lochów tym bardziej masywna budowla zdawała się górować i przytłaczać drobne sylwetki na koźle wozu. Dotrali w ten późny, zimowy poranek bez większych przeszkód. Czasem musieli czekać aby wyminąć jakiś wóz, czasem jakiś zator się trafił ale raczej obyło się bez komplikacji. Silny zatrzymał wóz przed główną bramą lochów. Z mniejszej furty wyjrzał jakiś strażnik i dał znak aby zaczekali. Potem brama otworzyła się i wjechali do tunelu pod bramną wieżą. Czekało na nich dwóch znudzonch strażników.

- Co tam dzisiaj dobrego dla nas macie? - zapytał ten bardziej wygadany podchodząc do wozu i rzucając okiem na te wszystkie beczki, skrzynie, worki i pakunki.

- Ano to co zamówione. My to tylko od wożenia i ładowania jesteśmy. Znaczy ja od wożenia a młody od rozładowywania. - odpał Silny w podobnym tonie wskazując na siebie i Egona. Strażnicy roześmiali się na ten prosty żart i jeden z nich krzyknął do środka aby otwierać wewnętrzną bramę. A w tymczasie zdążyła się zamknąć zewnętrzna. Drugi ze strażników jak zwykle dosiadł się na skraju paki aby podjechać z dostawcami prowiantu do kuchni.

- No to młody dajesz. - Silny powiedział do gladiatora gdy zatrzymali się przed wjazdem do kuchni. Strażnik jaki jechał z nimi bez pośpiechu zeskoczył na rozjeżdzony snieg na placu i oparł się o swoją halabardę. Drzwi do kuchni otworzyły się i wyszła przez nie Łasica.

- O już jesteście. Dzień dobry. To chodźcie pokażę wam gdzie to zanieść. - szczebiotała przymilnie Łasica obwiązana fartuchem i w zwykłej, szaro burej spódnicy. Rzuciła słodki uśmiech od jakiego Silnemu poruszyły się nerwowo nozdrza jakby chciał ją trzasnąć od ręki. Ale tylko coś mruknął i skinął głową na przywitanie.

Egon skinął tylko głową. Sytuacja nie wymagała od niego jakiegoś majestatycznego popisu inteligencji, stąd też zamierzał darować sobie riposty aż do czasu, jak ktoś zapyta, co jest w beczkach - na co, szczerze mówiąc, liczył, że się nie stanie. Ruszył za Łasicą, pamiętając, żeby przy każdej z noszonych beczek wyglądał, jakby ważyła tyle samo, co pozostałe.

- No to tu postaw. - Łasica zaprowadziła go do tego samego magazynu w jakim zostawiał pakunki w zeszłym tygodniu. Poczekała aż wejdzie do środka i stanęła przy drzwiach. Jak postawił pierwszą pakę na podłodze piwniczki podeszła do niego bliżej.

~ Noś dalej tak jak poprzednio. Tylko daj znać która jest pusta. I przekaż tamtemu jełopowi, że przekazanie towaru będzie jutro wieczorem. Zebranie o zmroku na statku. ~ szepnęła do niego patrząc w stronę drzwi czy ktoś tam nie stanął. Ale nikogo nie było widać. Mówiła szybko i cicho spiesząc się aby wykorzystać chwilę i przekazać najważniejsze wieści.

- Następna będzie pusta - rzekł Egon, zauważając z rozbawieniem, że dziewczyna była od niego niższa o ponad głowę. - Dam mu znać.

Po czym, chcąc skorzystać z tego, że w okolicy nie było nikogo, poszedł po pustą beczkę. O informacjach dowiedzianych się u Łasicy zamierzał przekazać Silnemu po całym wypadzie, teraz nie miało to sensu.

Egon nosił swoje, Silny zagadywał strażnika aby nie interesował się kolegą i tym co nosi a Łasica promieniowała ciepłem i skutecznie skupiała się na sobie uwagę obsługi kuchni aby nie interesowali się kolegą i tym co nosi. Jak wniósł kolejny pakunek na chwilę znów weszła do magazynku jakby chciała sprawdzić czy wszystko się zgadza. Ale dała głową znak aby gladiator podszedł do niej bliżej.

~ Widzisz tamtego przy stole? Ten gruby. To Rene. I tamten co przy piecu stoi. Ten szczurek. To Erik. ~ Łasica stanęła przy drzwiach aby pokazać koledze tych pracujących kuchcików. Po czym znów go pociągnęła w głąb magazynu aby nie byli tak widoczni z kuchni.

~ Bardzo by mi mogło pomóc jakby któremuś z nich coś się stało na tyle aby chociaz na dzień czy dwa albo kilka nie mógł przyjść do pracy. Rozmawiałam już o tym z Versaną ale tobie też mówię. Tylko nie dajcie się złapać i rozpoznać bo będzie kicha. ~ ulicznica w szarym fartuchu mówiła szybko i cicho wciąż spoglądając na drzwi prowadzące do głównej kuchni czy ktoś tam przypadkiem nie stoi albo wchodzi.

- Skuć mordę można - mruknął Egon. - Kuchciki mieszkają tutaj, wiesz, skąd są? To się da zrobić.

Pogruchotanie paru kości wieczorem nie było problemem dla Egona. Cóż bowiem było trudnego w nałożeniu maski na twarz, pójściu na wyznaczone miejsce i zasadzeniu paru dobrze wymierzonych kułaków?

Niezależnie od odpowiedzi Łasicy, Egon powrócił do noszenia beczek. Pusta już została wniesiona, więc raczej nie będzie sprawdzana. Pozostało obłożyć ją pełnymi, żeby całkiem się odciąć od podejrzeń. Wolał, żeby momenty rozmów z Łasicą pozostały niezauważone.

- To już? No dawaj młody jedziemy dalej. - Silny zapytał raczej nie oczekując odpowiedzi bo widać było, że wóz został pusty. Skinął na Egona aby ten zasiadł po jego prawicy na koźle a strażnik ponownie wrócił na miejsce w ładowni. Wóz sterowany pewną reką mięśniaka płynnie wykręcił ponownie w stronę wieży bramnej i tam zatrzymał się przed zamkniętymi wrotami. Strażnik zeskoczył z wozu, chwilę jeszcze trwało to czekanie, otwieranie kolejnych bram, zamykanie nim znaleźli się po właściwej stronie muru. W tymczasie Egon miał niewiele detali od koleżanki ze zboru bo nie miała pojęcia gdzie ci dwaj mieszkają. Więc jedyne co jej przychodziło do głowy to to by czekać na nich po zmroku jak kończy dzienna zmiana.

- I jak było? Ktoś węszył przy tej pustej? - zagaił Silny gdy jechali we dwóch przez zaśnieżone ulice.

- Mieliśmy farta, nikogo nie było - odparł Egon, w istocie sądząc, że brak ludzi wokół kuchni był głupawym szczęściem. - Wniosłem wszystkie, pustą dałem w środku, więc nie od razu zauważą. Przeszło wyjątkowo łatwo. Łasica i ty robiliście niezłą robotę, zagadując ich. Nikt się nie interesował towarem.

- Gadała, że przekazanie towaru będzie jutro wieczorem i zebranie o zmroku na statku - dodał, przypominając sobie informację, którą przekazała mu Łasica. - No i rzecz druga, chce, żeby jednemu z kuchcików… Jak tam oni się nazywali… O! Rene i Erik. Jednemu trzeba złamać nogę albo coś. Gada, że dobrze by było, jakby nie przyszedł na dzień albo dwa do roboty.

- Więc w sumie pobić styknie, nóg łamać nie trzeba - zamyślił się Egon. - To jest to, co przekazać chciała Łasica. Kiedyś mi będziesz musiał opowiedzieć, czemu wyglądasz, jakbyś miał jej złamać kark. A co do kuchcików, dostanę o nich jeszcze wiadomość później. Musimy się dowiedzieć, skąd są.

- Mamy za nią załatwiać jej porachunki? Chyba zgłupiała. - Silny żachnął się nie odpuszczając swojej niechęci wobec niebieskowłosej koleżanki. Ze złością uderzył lejcami po końskim grzbiecie zmuszając zwierzę do zwiększenia wysiłku. Potem musiał skręcić w boczną ulicę i wyprostować. Zatrzymać się jak jakiś zator w śnieżnym przewężeniu się zrobił. Dopiero jak w nim czekali to się znów odezwał.

- To są pewnie jakieś jej prywatne sprawki. Ani Starszy ani Karlik nic mi nie mówili o tych dwóch. - dumał na głos jakby go gorączka brała na myśl, że Łasica mogłaby się nim wysłużyć.

- Więc zostawiamy to? - zapytał Egon wprost, który nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Wiedział, że Silny nie lubi Łasicy, ale nie wiedział, że będzie kwestionował jej zadania. - A co, jeśli to faktycznie zadanie of Starszego? Zrobimy z siebie durniów. Łatwo to sprawdzić, przecież wystarczy pogadać ze Starszym. Albo wspomnieć o sprawie na zborze.

- Poza zborem nie tak łatwo spotkać szefa. - zadumał się umięśniony woźnica. Siedziałna koźle leniwie obserwując jak dwa inne wozy próbują się ostrożnie minąć w wąskim przejściu przed nimi.

- Poślę wiadomość do Karlika. Rano nic mi o tym nie mówił. Jak to coś od szefa to może coś wie. Jak tamci dwaj są w kazamatach to dopóki nie skończą zmiany to i tak nic im nie można zrobić. - Silny zdecydował w końcu co mogą zrobić w tej sprawie. Dało się wyczuć, że niechętny jest pomagać Łasicy w czymkolwiek ale wolał nie ryzykować spełnienia polecenia Starszego. Tyle, że na razie mieli tylko słowa koleżanki i nic więcej.

- Daj mi znać, to pomogę - rzekł Egon, godząc się na taki wariant. - Karlik powinien wiedzieć. Dobra, to tyle ode mnie. Ja mam jeszcze inne sprawy do zrobienia.

- Dobra to leć jak musisz. Zostawię wiadomość w “Warkoczach”. Zresztą jak chcesz to wieczorem możesz iść pod te kazamaty i skasować gościa. Jak to coś co szef kazał to też będę. Ale nie zamierzam się dać wysługiwać tej przemądrzałej pindzie dla jej widzimisie. - Silny dał znać, że jak Egon chce to może się zatrzymać aby ten mógł wysiąść z wozu. I właściwie nie bronił mu działać samodzielnie na tych kuchcikach z kazamatów. Ot widocznie cholera go brała na myśl, że miałby dać się wysługiwać niebieskowłosej.

Egon zatem udał się z powrotem do swojej karczmy, a kiedy uzyskał tam wiadomość od karczmarza, że Gaduła czeka na niego w Czarnej Czapli, udał się tam właśnie.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 19-06-2021, 13:48   #338
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Bezahltag (5/8); ranek; tawerna “Czarna czapla”; Versana, Vasilij, Kornas

Przemytnik już czekał spijając coś z kufla. Siedział sam. Tutaj jednak nie musiał się nikogo obawiać. Wszyscy go tu znali i szanowali. Każdy wiedział, że z takimi jak on się nie zadziera, bo można wylądować w rynsztoku z kilkoma dodatkowymi otworami. Cichy jednak nie wyglądał na oprycha. Uczesany, wymyty gdzie trzeba w świeżych ubraniach. Przypominał raczej kupca bądź jakiegoś urzędnika aniżeli szefa grupy przestępczej. Pozory jednak i w jego przypadku myliły.

- Siemasz Vas. - zagadała jak to dobrzy znajomi mieli w zwyczaju - Mam nadzieję, że długo nie czekasz. - dobrych manier nie da się pozbyć. Kornas stał już przy szynkwasie zamawiając coś na ząb dla siebie i do przepicia dla wszystkich. Łysol nie przepadał za naradami gdy jego żołądek nie był wypełniony po brzegi.

- Rozmawiamy tu czy idziemy w jakieś bardziej zaciszne miejsce? - wolała spytać. Wszak informacje jakie zamierzała przekazać współkultyście były tajne i poufne.

- Chodzi o Rodzinę. Ojciec prosił żebym ci przekazała co nieco. - dodała aby wskazać jakiej rangi będą to wieści,

- Witaj moja droga. Versano miło cię widzieć. Na zewnątrz marna pogoda. Mój stolik jest oddalony od reszty Kornas może dołączyć do “Oczka” i przypilnować żeby nikt nie przeszkadzał. - wskazał ręką stolik przed swoim. Vasilij siedział w samym rogu za załomem w postaci ściany. Przed jego stolikiem był tylko jeden oddalony a żeby do niego dojść najpierw trzeba było minąć wcześniejszy. Gdy mówiło się odpowiednio cicho nie było słyszeć już przy stoliku ochrony o czym mowa. Osobiście to sprawdzał w przeszłości.

- Tu nam będzie wygodnie wskazał krzesło obok siebie. - upił łyk piwa. - Opowiadaj co tam Ojczulek ci przekazał. - Vasilij siedział wygodnie i czekał na opowieść przyjaciółki.

- Chodzi o wymianę. - przeszła od razu do rzeczy zaraz po tym jak wygodnie rozsiadła się na krześle obok kolegi - Znamy już termin. - to było chyba najważniejsze - I Kornas pójdzie z wami ja zaś wcześniej udam się tam sama na zwiad.

- To dobrze. Kiedy więc? - podpytał o szczegóły. - Będę na miejscu w wyznaczonym terminie. Zgodziłem się być strzelcem na ubezpieczeniu na ochotnika, skoro idziesz na zwiad znajdź mi tam dogodne miejsce. Na ile precyzyjne jest miejsce spotkania? - Vasilij kontynuował rozmowę.

- Konistag wieczorem. Zaś zbiórka pod Adel przypadnie na zmierzch - odparła uspokajając przyjaciela - Szef będzie i tak wysyłał do każdego z was grypsa. - mówiła to o czym wspominał Starszy - Miejsce to ten Zaułek co wcześniej. Jeżeli zaś chodzi o pozycję strzelecką to będę mieć to na uwadzę. Przy wejściu do pustostanu na ścianie pozostawię znak. Jakiś krzyż, koło czy strzałkę. - proste metody były zazwyczaj najskuteczniejsze - Coś jeszcze mieć na oku?

- Co uważasz za stosowne - uśmiechnął się Vasilij - Takie spotkania wśród pustostanów w środku nocy idą bardzo gładko jeśli motywacja i dyscyplina obu stron jest na odpowiednio wysokim poziomie. Jeśli się natomiast srają… otoczenie jest zbyt nieprzewidywalne by cokolwiek planować. Starszy mówił coś jeszcze? - “Cichy” w międzyczasie zaczął popijać dalej piwo.

- Prosił bym zapytała cię o klawiszy i kazamaty. - przeczesywała pamięc by niczego nie pominąć - Ponoć zlecał ci coś do zrobienia. - nie wiedziała nic więcej poza tym co przekazał jej zamaskowany mędrzec.

- Poprosił żebym o nich zapytał. Moje najlepsze źródło nic nie wie poza miejscem gdzie się stołują. Tyle zamierzałem mu przekazać to było zadanie powiedziałbym dodatkowe. Główne cele jakie mi postawił zrealizowałem. Strupas już tam sobie tupta do przyjaciół przez nikogo niezauważony. - “Cichy” dzielił się z Ver większą wiedzą niż powinien ale i ona z reguły była dość wylewna w stosunku do niego. Zawsze się rewanżował.

- Rozumiem. - pokiwała lekko głową uśmiechając się przy tym delikatnie - A zapytałbyś o jeszcze jednego? Buldog. Szef nocnej zmiany. August Apke się nazywa. Na cmentarzu pochowaną ma siostrę. - powiedziała tyle co wiedziała - Gdzie mieszka. Gdzie się bawi i takie tam. Każda informacja będzie mi przydatna.

- A coś już wiemy? Pewnie trzeba było się napocić żeby poznać chociaż imię i nazwisko tajemniczego Buldoga ale masz coś więcej czy to czysta karta? - podpytał Vasilij.

- Szorstki i porywczy cham. - ton Versany był taki jakby mówiła o czymś oczywistym - Lubi wyzywać i besztać dziewczynki. - jej wiedza była szczątkowa - Nie jest pierwszym lepszym strażnikiem więc nieco trudniej go złapać. - posmutniała nieco - W sumie to jeszcze dwóch bym chciała abyś dla mnie wyszukał. Już tłumaczę. - skrzyżowała palce u dłoni opierając łokcie o blat - Jeden, szczuplak z kozią brodą i kolczykiem w uchu. Drugi zaś masywny z dużym bebechem. Robią na rannej zmianie. Kończą koło zmierzchu. Ja akurat będę wtedy na bardzo ważnym spotkaniu. Sprawdź dokąd zmierzają i wyślij wieczorem do mnie info. Może je przynieść, któryś z twoich chłopców chłopców. Nazwa i adres lokalu starczy. To samo info poślij proszę do Aarona. Niech postara się ich upić. Ja z resztą poinformuje go o wszystkim. - czasu było niewiele na głowie zaś sporo. Trzeba było wspomóc się kolegami.

- Jeśli ci nie przeszkadza udział moich chłopców to mi też nie. Wyślę kogo trzeba. - skinął głową nie chcąc na dłużej przerywać koleżance.

- Strupas tupta? - zapytała nieco zdziwiona - Rozumieć mam, że nie ma go w mieście? Ile temu wyruszył?

- Nie wiem czy już poszedł a czy jak poszedł to wrócił. Tuptał przy mnie sprawdził drogę. Nic więcej mnie nie interesowało. Każdy ma swoją rolę. Widziałem go wczoraj nawet dogadałem z nim zlecenie na obserwację wylotu kanałów w porcie przez jego zaprzyjaźnionych żebraków. - Vasilij zaznaczył, że nie wie bo go to nie obchodziło. Strupas miał z nim różne powiązania ale żaden drugiego nie pilnował i nie kontrolował wzajemnych ruchów.

Tak jak z początku wieść o Strupasie zdawała się być pomocna tak teraz nie wnosiła nic nowego do sprawy, którą zainteresowana była wdowa po kupcu.

- No dobra. Sprawdzę więc czy jest czy go nie ma. - wzruszyła ramionami spostrzegając, że Kornas zbliża się z parującym grzańcem. Chwilę później postawił po jednym przed Ver i Cichym kierując następnie swoje ociężałe kroki w stronę stolika, wskazanego wcześniej przez Vasa.

- Ze spraw związanych z wymianą i kazamatami to chyba tyle. - podsumowała zamykając niejako te dwa najważniejsze punkty ich rozmowy. Wino było gorące i mocno przyprawione. Aromat goździków, skórki cytrynowej i cynamonu był tak intensywny, że zapach stęchłych desek podłogowych zdawał się gdzieś zniknąć.

- To teraz ty powiedz. Co z tymi waszymi kanałami. - postanowiła teraz nieco pociągnąć za język przemytnika - Kornas coś wspominał ale wolę zapytaću organizatora o szczegóły? Mata coś? Kiedy widziałeś się z Egonem?

- Z Egonem widziałem się wczoraj. Kanały to na razie kanał. Rozpruwacza tam ani śladu, Strupas zacznie obserwować wyloty kanałów z pomocą żebraków. Może tam wypłynie albo podejmiemy trop po kolejnym zabójstwie na świeżo. Inne opcje wydają się póki co zbyt mało rokujące na sukces by w nie wchodzić. - odpowiedział Vasilij.

Ver pokiwała głową słysząc iż Cichy nie odpuścił tematu poszukiwań tajemniczego napastnika. Miała nadzieję, że informacje, które zamierza mu przekazać rzucą na sprawę nieco inne światło.

- Słyszałeś o nowym pacjencie Sebastiana? - chwyciła ponownie kufel by następnie napić się z niego - Ponoć mu wczoraj zwiał i Egon z Silnym pomagali go złapać. - Ver nie wiedziała kiedy Vasilij i dwa kultystyczne osiłki rozstali się.

- Nie ale to dobrze, że go złapali. Im mniej zamieszania na ulicach tym lepiej nigdy nie wiadomo co by odwalił. - Vasilij odniósł się do sprawy.

Versana pokiwała tylko głową.

- To co do tych kanałów. - wróciła do tematu - Nie wiem czy pomogę. Czy namieszam. Lepiej jednak byś wiedział. - odparła - Zaznaczę jednak iż każdy mówi, że to sprawa przedawniona i nie ma co iść jej tropem. Mnie jednak nie daje spokoju. - ostrzegła z jakimi reakcjami spotkała się wśród ludzi a było ich kilku. Od kanalarzy po karczmarzy.

- Chodzi o sprawę sióstr 3 G. - przełknęła kolejną porcję wina - Dziewczyny porwał niejaki Roland czy Bruno. Różni ludzie różnie mówią. - rzekła nieco zakłopotana - Miał być obiektem drwin ze strony ów siostrzyczek, które prawdopodobnie wpadły mu w oko. Chłopak zaś miał być jakiś niepełnosprytny. Taki osioł i popychadło zarazem. W każdym razie pewnego dnia wszyscy zniknęli. Niektórzy świadkowie zaś twierdzą czy wnioskują, że porwać je miał do kanałów. W to zaś nie dają wiary co poniektórzy kanalarze. Inni zaś twierdzą, że widzieli pod miastem w tych tunelach jakieś ślady krwi. - sporo czasu minęło pomiędzy rozmowami z poszczególnymi “informatorami”. Kultystka starała się jednak skondensować całą zebraną wiedzę i podzielić się nią z kumplem.

- Mam zamiar poprosić Strupasa by powęszył w tej sprawie w okolicach ulicy Bednarskiej, bo tam ponoć mieszkał cały ten fircyk. - kontynuowała - Sama zaś spotkałam się ze ścianą kiedy rozpytywałam o dziewczyny w “Pełnym kufelku”. Tam ponoć pracowały siostrzyczki. - nie mogła pominąć także i tego detalu. To zdecydowanie znacznie ułatwi poszukiwania Cichemu o ile podejmie ten trop.

- A i jeszcze jedno. - rzekła to tak jakby myśl nagle pojawiła się w jej główce - Rany na ofiarach wyglądały jakby zrobiła je bestia. Tak? - pytała raczej retorycznie i nie czekając na odpowiedź kontynuowała - Szpony? Trzy? - teraz już raczej myślała na głos - Nie wydaje ci się dziwnym, że przedłużenie ramienia Trójhaka mogłoby zadać podobne obrażenia. Facet zna kanały co również zapewne ułatwiłoby mu robotę. - zasugerowała luźno mrużąc oczy - Wiesz to tylko moja dywagacja ale to jakieś dziwne. Nie prawda?

- Trójhak nie ma nadludzkiej siły. Żeby mieć nadludzką siłę trzeba być nadludzko wielkim a on nie wygląda. Natomiast sama opowieść jest ciekawa i nie zdziwiłoby mnie jakby ten cały Bruno czy Roland zmutował czy coś. Nie słyszałem, też żeby szpony były akurat trzy. Wydaje mi się, że najskuteczniejszym orężem będzie teraz cierpliwość. Złapanie świeżego tropu w jakieś formie i podążanie nim. Można popytać o dziewczyny, można i o tego cudaka. Tylko to wszystko stare tematy, bardziej ciekawostki które mogą nam dać punkt podparcia jakbyśmy go znaleźli. Ja już się trochę na żywioł rzuciłem i nic to nie dało. Trzeba to zrobić tradycyjnie czyli na spokojnie i z wyczuciem. - Vasilij odpowiedział Ver - Dziękuję za wieści - dodał po chwili bo nigdy nie wiadomo kiedy dana informacja może być przydatna.

- Ciekawe też czy to coś nie zmutowało od spaczenia. - dywagowała dalej tak jakby stworzenie nie miało się takie urodzić a raczej powstać w wyniku kontaktu z tą dość osobliwą substancją - Swoją drogą… - kolejna rzecz przykuła jej uwagę - ...to czy czasem w jednej z tych skrzyń, którą transportowali ci marynarze z Akademii Morskiej nie było coś co miało się ruszać? Może to właśnie to coś zwiało a teraz robi tyle rabanu?

- Głowy tam też wybuchały. Możemy układać dziesiątki hipotez. Znaleźć kolejne dziesiątki które będą nas w tym utwierdzały. Tylko po co? Trzeba go znaleźć, zobaczyć czy jest rozumny i da się nad nim zapanować. Potem pojmać albo zabić. Tak proste a jednocześnie tak skomplikowane. - Vasilij się uśmiechnął. - Też lubię tworzyć scenariusze i prowadzić analizy. Tu jednak jest za wiele dróg. - Gergiev wytłumaczył, że rozważanie to jedno a tutaj bez mała fantazjowali

- Racja, racja. Temat po prostu mnie męczy głowa zaś powoli zaczynam wariować. - pokiwała nią delikatnie - Może więc warto pomyśleć o tej zasadzce? - zaproponowała luźno - Zresztą zrobisz jak uważasz. Kanały to twój rewir. Ja tu tylko sprzątam. - zachichotała

- Nie mamy tak naprawdę dobrego pomysłu na zasadzkę. Mamy równie dobry jak moje łażenie po kanałach. Czyli zrobić coś i a nóż się uda. Jak będziemy wiedzieć więcej będzie można myśleć o zasadzkach.


- Jak w interesie? - poruszyła temat z całkiem innej beczki - Wiesz już coś więcej na temat tych “polepszaczy nastroju”, o które ostatnio ciebie pytałam? - był to temat, który ją mocno ciekawił z racji przydatności dla jej spraw. Oczyma wyobraźni niemal, że widziała to stadko nabzdryngolonych towarem damulek. Serce jej aż napełniało się radością.

- Twoi chłopcy znaleźli kogoś kogo powinnam odwiedzić nocną porą? - to była kolejna rzecz o jakiej dyskutowali kilka dni temu. Można byłoby rzecz, że teraz chodziło już o interesy a ich spotkanie było czysto biznesowe.

- Mam dla ciebie woreczki z makiem. Jeden starcza na mniej więcej trzy użycia zależy jak dawkujesz Może warto wspomnieć, że nie rozdaję próbek więc mogę ci odsprzedać jeden na próbę. Ostatnim razem to była koleżeńska pomoc ale biznes w tym mieście tak nie praktykuje. Mam osiemnaście takich woreczków do domu doniesiemy ci też listę tych pozostałych używek. Co do odpowiednich celów. Prawdę mówiąc dałem swoim ludziom pełne ręce roboty. Po najbliższym Zborze będzie trochę wolnego więc ci kogoś wyszukamy. Miałem też zapytać jak poszło z herbatką? To taka powiedziałbym lżejsza używka ale ma swoich zwolenników. - Vasilij gdy skończył mówić upił kilka łyków piwa.

Ver wzięła do ręki pakuneczek, rozwiązałą i przyjrzała się jego zawartości. Nie wyglądał ani podejrzanie ani nielegalnie. Ot zwykły mak.

- A jak to dawkować? Jeść? Parzyć jak herbatkę? - nie była zbyt obeznana w tego typu używkach - Zaś co do herbatki to nie odczuwam jakoś jej działania. No może trochę wyciszyła. Od czegoś jednak trzeba zacząć. - zachichotała - A co do tej świeżynki to ile skasujesz za nią od starej dobrej przyjaciółki? - zachichotała podrzucając delikatnie w dłoni uprzednie związany woreczek - Żebym tylko z torbami nie poszła. - puściła oczko w kierunku Vasa - Zaś co do naszych hmmm… darczyńców. - zajrzała do kufla, który już świecił pustkami - To na spokojnie. Póki co sama też mam sporo na głowie. Pamiętaj jednak, że z takiej akcji oboje będziemy mieć zarobek.

- Naliczę cię bardzo rozsądnie 6 karlików za woreczek. Po tyle to chodzi mniej więcej rynkowo ja hurtem płaciłem po 5 więc to symboliczne bicie bo i symboliczne kwoty. Jakby dziewczyny twoje sprzedawały to policzą więcej, okoliczności z reguły są sprzyjające. To naprawdę mocno kopie. Ile chcesz z tych 18 woreczków bo resztę puszczę po prostu dalej. - Vasilij rozmawiał z Versaną dużo szczerzej niż z normalnym kupcem.

- Sprzedawać? - zachichotała - A kto powiedział, że ja chcę tym handlować. - puściła tylko oczko nie rozwijając tematu dalej - Chociaż może z czasem? - zapytała jakby sama siebie nie odpowiadając jednak - Daj mi więc pięć takich.

Vasilij z uśmiechem na twarzy wyciągnął potrzebną Versanie ilość zza pazuchy po czym dyskretnie podał jej wszystko pod stołem.

- Interesy z tobą to prawdziwa przyjemność. - dodała odwzajemniając uśmiech.

Vasilij puścił tylko oczko po czym schował przekazane przez wdowe monety.

- Z przykrością też muszę cię prosić abyś przekazał Miłkowi informację apropos kolejnego opóźnienia. - kąciku ust Versany powędrowały delikatnie ku dołowi - Chodzi o tresurę Bydlaka. Chyba sam rozumiesz. Sprawy rodzinne przede wszystkim. Powiedz mu jednak proszę, że mam miejsce, w którym moglibyśmy się spotykać. To niejaki “kwadracik”. - z opowieści Łasicy wynikało, że miejsce to było dość dobrze znane w miejskim półświatku więc jego lokalizacja nie powinna być żadnym problemem dla jednego z pracowników Vasilija.

- Jasne daj znać do Czapli jak będziesz gotowa. - Vasilij nie wdawał się tu w dłuższą dyskusję.

- A poza tym co słychać? - rozmowa zeszła już na zdecydowanie luźniejszy ton - Jest coś jeszcze w czym mogę ci pomóc? - zapytała serdecznie przyjaciela w wierze - Chcesz dzisiaj iść do Petera czy wolisz odłożyć tą wizytę na później?

- Peter - przez chwilę się zastanawiał - Nic dla niego nie mamy. On natomiast prędzej da jakieś informację swoim ludziom niż nam. Zakładając, że jakieś by o “Rozpruwaczu” miał. Ogólnie powoli ale taka jest już natura miasta. Mam zamiar sprawdzić to mieszkanie gdzie ukrywa się człowiek Sondre, zleciłem to Egonowi ale cóż nie jestem pewien czy nie zrobi się bałagan. Z drugiej strony to dobra próba żeby zobaczyć czy da radę działać w miarę dyskretnie.

- Jak wolisz.- wzruszyła ramionami - Chociaż jakby coś wiedział to by może powiedział. Po co miałby narażać swoich chłopców skoro inni aż sami się pchają do paszczy lwa? - zapytała retorycznie - Ja do niego i tak się przejdę. Mam pewną dość osobliwą sprawę do tego jegomościa. Coś mu przekazać lub o coś konkretnego spytać? Poza tym o czym rozmawialiśmy naturalnie.

- Nie daj po prostu znać gdyby powiedział coś godnego uwagi. - Vasil odpowiedział przyjaciółce.

- Masz to jak w banku. - rzekła kończąc rozmowę - Na mnie więc już pora. Dzięki za rozmowę Vas. Było miło jak zwykle. - rzuciła garść komplementów - Jakby coś się działo ślij grypsy. Dziś zaś oczekiwać będę twoich chłopców. Pamiętaj również o temacie szabru. - uśmiechnęła się delikatnie po czym wstała od stołu.

Kornas akurat kończył posiłek i dopijał kolejny dzbanek kompotu. Widząc zmierzającą w jego stronę szefową otarł twarz rękawem i również wstał od ławy. Chwycił swój młot i ruszył w krok za nią.

---

Versana: - 30 PZ
Vasilij: + 30 PZ
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 29-06-2021 o 00:52.
Pieczar jest offline  
Stary 19-06-2021, 13:54   #339
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Bezahltag (5/8); przedpołudnie; siedziba Czarnych; Versana, Kornas

Znała miejsce i miejscowych. Oni zaś znali ją. Nie czuła się więc tak wyobcowana jak za pierwszym razem. Można było stwierdzić, że w jej ruchach da się zaobserwować nawet nieco swobody i luzu. Szła. Obok zaś Kornas. Najedzony i napity do pełna choć pewnie gdyby przed nim postawić kolejne danie, którym byłby nawet pieczony wieprz to pochłonąłby je całe. Żarłby tak długo aż by sie pożygał po czym otarłby usta i wrócił do pałaszowania. Taki był. Z resztą była to jedna z niewielu przyjemności jakie mu pozostały.

Ta dzielnica ziała jakąś nie gościnnością. Nie dało się tego wytłumaczyć. Dało jednak odczuć. Aż dreszcz przebiegał po plecach. Sporo zabudowań było opustoszałych a w wielu z nich stało dwóch, trze typów spod ciemnej gwiazdy. Jedni byli za pewne czujkami inni zaś jakimiś dilerami bądź paserami. Ludzie ich pokroju raczej nie tykali się legalnej pracy. Ver znałą takich jak oni aż zbyt dobrze. W końcu wychowałą się w podobnych częściach miasta tyle, że nie był to Neus a Marienburg.

- Cześć chłopaki. My do szefa. - rzekła jako pierwsza gdy już po skręceniu w odpowiednią alejkę podeszli pod drzwi siedziby gangu.

Jak zwykle trochę stania pod drzwiami było pewnie zanim ten przy drzwiach przekazał wieści szefowi i wrócił ale w końcu te stanęły otworem i dwójka kultystów znalazła się w głównej izbie gdzie znów za stołem siedział herszt najważniejszej bandy w tym mieście.

- No? - zapytał obierając nożykiem jakiś owoc. Wyglądał równie chłodno, obojętnie i był oszczędny w słowach jak zawsze. Jego chłopcy znów stanęli przy ścianie za plecami gości, pod drugą ścianą i gdzieś dalej niby ich nie było i nie zwracali na siebie uwagi ale było pewne, że gdyby zaszła potrzeba to skoczą na intruza z nożami.

- Uprzejmy jak zwykle. - zażartowałą słowem wstępu - Nie ma jednak co owijać w bawełnę, bo nie na herbatkę tu przyszłam. Po pierwsze to planuje niedługo akcję charytatywną. Wiesz. Zabrać bogatym, by oddać biednym i takie tam więc jak będzie głośno to zapewne za moją sprwą. - uśmiechnęła się. Nie był to jednak tak rozkoszny i ciepły uśmieszek jakimi obdarowywała na przykład Łasicę.

- Po drugie. Jak wam idzie z tym wariatem co dziewczynki atakuje. - ceregiele były zbędne. Ver chciała załatwić co musiała i zwiedzić trochę miasto w poszukiwaniu odpowiedniego lokum na Galerie Sztuki. Właśnie Galeria.

- Po trzecie. Chce otworzyć Galerie sztuki więc jeżeli chciałbyś zabawić się w mecenasa to zapraszam. - żart był raczej delikatny gdyż Czarny zdawał się być człowiekiem pozbawionym poczucia humoru - Poleciłbyś mi jakiś lokal. Wiem, że dużo pustostanów w mieście. Znasz je jednak lepiej niż ja. - Ver pokrótce streściła na jakim charakterze zabudowania by jej zależało. Coś nie dużego, wolno stojącego, nie wymagającego dużych nakładów finansowych.

- Hmmmm… - zadumała delikatnie - Kolejne. Mianowicie do Areny pozostało jeszcze trochę czasu. Myślałam jednak o tych walkach dwóch na dwóch bądź trzech na trzech. - Peter był człowiekiem mocno zaangażowanym w losy tego wydarzenia - Może, któryś z twoich podopiecznych chcieliby stanąć na przeciw mojemu Kornasowi i tej Norsce? O ile, któryś mają wystarczająco stalowe jaja. - zachichotałą - No ale na poważnie. Chodzi o dobry zarobek. Im większa atrakcja tym więcej gapiów a im więcej widzów tym więcej karli do zgarnięcia. - potarła palcami o sobie co w odpowiednich kręgach znaczyło pieniądz bądź zarobek. Mówiła jednak chłodno. Bez zbędnych emocji.

- I ostatnie chyba. - rozejrzała się ponownie po chłopcach herszta rozstawionych wokół - Tylko lepiej byłoby chyba porozmawiać na uboczu. Chodzi o twojego pupila. - Czarny może nie miał poczucia humoru a maniery wykazywał na poziomie Aarona. Był jednak podobnie jak magister sprytny i cwany. Na pewno więc wyłapał aluzję nawiązującą do Króla Kolekcji.

- No. No. Ktoś by tu był złośliwy. Mógłby pomyśleć, że szefowa przyszła zapytać o sprawozdanie z postępów prac swojego podwładnego. - Czarny nie podniósł głosu, skrzywił usta i uniósł brwi jakby trafił mu się ciekawy przypadek ale po jego chłopcach rozszedł się krótki śmiech. Więc widocznie to był żart. Żartobliwa uwaga, że do końca spodobał mu się to z czym przyszedł do niego gość.

- Nam płaci się za bezpieczeństwo. Reszta to sprawa klienta. Ostatnio mówiłaś o teatrze. Jak zamierzasz otworzyć jeszcze jakąś galerię no to nie ma sprawy. Ale nowy interes to nowa prowizja z tego interesu. - odkroił swoim prostym kozikiem kawałek suszonego jabłka i wpakował sobie do ust. Popatrzył na wdowę dając jej czas aby przemyślała co oznacza ta odpowiedź. A znaczyła właśnie to. Czarni pobierali swój haracz i raczej nie ingerowali w resztę biznesu.

- A Arena to działka Theo więc masz sprawę to z nim załatwiaj. Nie wiem po co przychodzisz z tym do mnie. - powiedział przeżuwając kawałek owocu i patrząc na gościa zimnym spojrzeniem rekina. I nie wydawał się skory do omawiania reszty poruszonych spraw.

- Widzisz. Taka ze mnie uprzejma interesantka, że staram się mu niektóre rzeczy ułatwić. - zachichotała - To jak przejdziemy gdzie na bok czy tu wywalać wszystkie brudy? - dodała równie konkretnym tonem co gospodarz.

Bezahltag (5/8); południe; dom Sebastiana; Versana, Kornas, Sebastian

Robiła dzisiaj trochę za kuriera. Niosła wieści, które wczoraj przekazał jej Mistrz ich zgromadzenia. Nie tylko to jednak było celem jej wizyty u kolegi kierującego swoje modły do Papy. Kierowało nią również zadanie bezpośrednio związane z odbiciem Wyroczni i najzwyklejsza ciekawość. Ktoś taki jak Gustav był może nie atrakcją ale kimś wyjątkowym. Kimś kogo Ver mogłaby już w życiu, w każdym razie doczesnym, nigdy nie spotkać.

Dźwięk kołatki uderzającej o drewniane drzwi zdawał się nieco ożywić martwą ciszę kryjącą za nimi. Dwóm przybyłym kultystom nie pozostało nic innego jak czekać w nadziei, że gospodarz jest akurat w domu.

Z wnętrza usłyszała ostatnie dwa kroki i dźwięk otwieranej zasuwy. Pojawiła się szczelina blokowana jeszcze łańcuszkiem a za nią młody cyrulik. - Coś się stało? - zapytał oszczędzając sobie uśmiech.

- Ojciec mnie przysłał. - zazwyczaj to wystarczyło - Jestem z Kornasem. My tylko na chwilę.

- Dobra. - Sebastian zamknął drzwi, zgrzytnął łańcuchem i zaraz otworzył na oścież. Tak by dwójka gości mogła wejść do środka. A w środku wiele się nie zmieniło. Krótki korytarz prowadził do głównej izby w której zwykle gospodarz przyjmował gości.

- Co się stało? - zapytał jeszcze raz gdy znaleźli się całą trójką w środku izby.

- Chodzi o wymianę. - Ver przeszła od razu do rzeczy. Czas ją gonił. Z resztą nie było co zwlekać. Przekazała więc Sebastianowi dokładne informacje związane z terminem i miejscem zbiórki oraz wymiany. Wspomniała również o udziale swoim i Kornasa.

- Małą zagwostką pozostaje twój pacjent Sebastianie. - wspomniała również o tym temacie, który niejako męczył ich przełożonego - Skoro wszyscy pójdą tam to nie będzie miał go kto pilnować. - podzieliła się z cyrulikiem również obawami Mistrza - Jednym z pomysłów na nianie jest Norma. - widząc delikatne zdumienie na twarzy kolegi postanowiła rozwinąć myśl - Udało mi się nakłonić ją do rozmowy z Ojcem a ten doszedł z nią do porozumienia. - uśmiechnęła się delikatnie - Możemy więc na nią liczyć. - dodała rozpinając delikatnie korzuch by nie spocić się nad to. Wewnątrz domostwa kultysty było ciepło i przyjemnie. Można jednak było się szybko przegrzać a nie był to dobry pomysł biorąc pod uwagę, że wdowa zamierzała zaraz wyjść.

- Mi w głowie jednak pojawił się jeszcze jeden kandydat. - kolejna fala zdziwienia zawitała na twarzy młodego wyznawcy Papy - Strupas. Obaj wielbicie tego samego Pana. Przyświeca wam ta sama idea i gdyby rzeczywiście miała się tu zjawić nasza Norsmanka to właśnie on ją przyprowadził do miasta niejako ratując przed niechybnym losem. - teraz zamilkła i skrzyżowała palce dłoni czekając na odpowiedź kolegi jak on zapatruje się na takie rozegranie.

- Tak, z tą wymianą to wiem. Wczoraj Starszy ze mną też rozmawiał. Miał zamiar zwerbować tą Norskę do pomocy. Widocznie się udało. - młody cyrulik pokiwał głową nie będąc za bardzo zaskoczony tą porcją wieści. Ale wydawał się być zadowolony, że wszystko poszło bez komplikacji.

- A Strupas będzie na wymianie. Więc ona zostanie z Gustawem. Ja też będę na wymianie. No i Aaron. Starszy zresztą mi obiecał, że ściągnie każdego kogo się da. Bo to ważna sprawa dla nas wszystkich. - Sebastian wyjaśnił jakie ustalenia miał z mistrzem zboru w sprawie tej wymiany.

- Nie byłam pewna co do jego osoby ale rozjaśniłeś mi pogląd. - uśmiechnęła się delikatnie - Skoro więc Mistrz tak postanowił. Pozostaje nam się dostosować. - nie było w jej głosie ani żalu ani złości. Przyjmowała jego dyspozycje z pokorą. Jak przystało na poczciwą uczennice.

- Swoją drogą. - zadumała mrucząc - Pokażesz mi go? - naturalnie miałą na myśli uciekiniera z hospicjum.

- Noo… - Sebastian wyraźnie się zawahał. Postukał palcami po blacie stołu i zastanawiał się nad odpowiedzią. - To niebezpieczne. Teraz Aaron go pilnuje. On z nas chyba najlepiej się zna na takim czymś. Starszy mówił aby go nikomu nie pokazywać i nie mówić. Że ma wielki potencjał ale dla nas też może być niebezpieczny. A Aaron coś bełkotał, że to może przeskakiwać na kolejnego nosiciela. - cyrulik mówił i widocznie miał wątpliwości czy pokazywanie to taki dobry pomysł. Brzmiało jakby się tego obawiał.

Ver spodziewała się takiej odpowiedzi. Biła się więc z myślami. Ciekawość brała górę. Nie chciała jednak sprzeciwiać się woli Mistrza.

- Nie mam zamiaru go niepokoić. - odpuściła w końcu - Ale powiedz mi. Myślisz, że to on mógł stać za tymi atakami na dziewczynki? Widziałeś jedną to masz lepszy wgląd w sprawę. - zagaiła łącząc te incydenty właśnie z Gustavem a raczej tym co go nawiedziło. Ona jako jedna z niewielu zamieszana w tą sprawę działała raczej na zapleczu. Znała tylko relację kogoś kto słyszał ją od ofiary lub świadka.

- Nie, na pewno to nie on. No. Prawie na pewno to nie on. - gdy koleżanka nie nalegała na tą wizytę to gospodarz jakby się odprężył. Ale na zadane pytanie odparł pewnym siebie tonem.

- On jakoś zwiał z hospicjum. Już po tamtym ataku na tą dziwkę co mi przyniosła Claudia i ta druga. Więc przynajmniej tamten atak to nie on. Potem jak coś się działo na mieście to też nie bo z kolei siedział u mnie. Dopiero parę dni temu zwiał ale na szczęście Silny i jeszcze Egon byli w pobliżu. To go złapali i przywlekli z powrotem. Nie sądze by kogoś zdążył zaciukać w tym czasie. Więc nie wiem kto ci tam kogoś morduje na mieście ale to raczej nie on. - Sebastian pozwolił sobie na dłuższą i bardziej rozbudowaną odpowiedź dobierając logiczne argumenty dlaczego nie podejrzewa swojego pacjenta czy raczej wieźnia o jakąś działalność na mieście.

Ver pokiwała głową. Nie było co drążyć tematu dalej. Pewność Sebastiana była tak duża, że wzbudziła w niej przeświadczenie iż to co mówi młody cyrulik to prawda.

- Skoro to nie on to ataki nie ustaną. - stwierdziła - Chyba, że … - nie dokańczała myśli. Sebastian był na tyle sprytny, że na pewno wywnioskował o co jej chodziło.

- Właśnie. Aaron tu jest? - niby się zdziwiła choć sprawa nie powinna wzbudzać w niej takich emocji. Było to przecież oczywiste.

- Całą noc zamierza tu siedzieć? - wolała się spytać cyrulika niż przeszkadzać magistrowi przy pracy - Miałam wpaść do niego i nie wiem czy jest sens w takim wypadku.

- Pracy… - prychnął młody cyrulik z wyrzutem. - Jak chlanie piwa i wina czy co on tam ma ze sobą można nazwać pracą to tak. Jest bardzo pracowity i zajęty. - powiedział nie ukrywając swojej niechęci do nieco wymuszonej współpracy z upadłym magistrem.

- Jak chcesz to go zawołam. - zaoferował się jako pomoc w spotkaniu z brodatym kolegą.

- Jakbyś był tak miły. - odparła serdecznie - Miał mi pomóc rozpracowywać księgę, która dał mi Starszy. Z resztą i przez twoje ręce się ona ponoć przewinęła.

- Pierwsze słyszę. - gospodarz wzruszył ramionami ale nie drążył tematu. Wstał i wyszedł z głównej izby. Versana słyszała jego kroki na korytarzu, potem jakieś drzwi i cichnące kroki na schodach. Potem wszystko się uspokoiło. Aż wreszcie cała kolejność odwróciła się i do środka wszedł kudłaty rozczochraniec.

- No cześć. - przywitał się Aaron i oklapł na zwolnione przez cyrulika miejsce. I zajrzał do karafki stojącej na stole. Powąchał wyjęty korek i skrzywił się z niesmakiem. - Co tam? - zapytał bawiąc się tym korkiem jakby medytował czy warto pić zawartość czy nie warto. Wyglądał dość mizernie jakby dopiero co go cyrulik obudził w środku nocy. Z drugiej strony jednak to nie było u niego niczym niezwykłym.

- Cześć. Chciałam zjawić się dzisiaj u ciebie na lekcji. - minę miała nietęgą - Widzę jednak, żeś nie w stanie i mocno zajęty. To jak będzie?

- No. Nie będzie. Pilnuję tego opętanego na dole. Starszy kazał. - Aaron miał etap trudnego powrotu do rzeczywistości. Zabujał karafką z przezroczystym płynem wciąż żywiąc widoczne do jej zawartości podejrzenia czy wręcz odrazę. Rozejrzał się po reszcie izby jakby szukał wzrokiem czegoś innego do picia. Ale raczej nic takiego nie wpadało tu w oko.

Przyjęła to na chłodno. Rozumiała. Sama musiała niektóre ze swoich obowiązków przełożyć na kiedy indziej z racji pilniejszych spraw związanych z dobrem kultu.

- Nie ma sprawy. - uśmiechnęła się delikatnie kiedy wstępne emocje z niej zeszły - Nie będę ci przeszkadzać zatem. - dodała nie chcąc odciągać dłużej kudłatego maga od jego zadań. Zastanawiała się tylko nad jednym. Mianowicie jak Aaronowi pójdzie to pilnowanie jeżeli w takim tempie będzie spijać wszystko co ma w sobie chociaż trochę alkoholu.

- Sebastianie mam więc do ciebie jeszcze jedną bolączkę. - zwróciła twarz w kierunku trzeźwego gospodarza - Starszy polecił mi wyłączyć na dłużej dwóch klawiszy. Pomyślałam więc, że może dysponujesz czymś co by mi w tym pomogło. Gorączka bądź inna przypadłość. W taką pogodę i przy trybie życia jaki prowadzą strażnicy nie powinno być to ciężkie.

- To nic o tym nie wiem. - przyznał cyrulik który zastąpił kolegę przy stole. Aaron zaś znów ciężko ruszył przez izbę i słychać było jeszcze jak schodzi po schodach. Młodszy od niego kolega okazywał więcej ruchliwości.

- A na dłużej to na ile? I na kiedy tego potrzebujesz? - zadał swoje pytania zanim odpowiedział koleżance.

- Na dziś bądź jutro. - odparła bezpardonowo - Sprawa pęcherzowa. Zlecenie Starszego. - spodziewała się, że sprawa może nie być tak prosta jak się wydawało.

- Na dziś lub jutro? Mało czasu. - Sebastian pokręcił głową dając znak, że to nie takie proste. - Można coś zmajstrować na spanie albo przeczyszczenie. Podać jakoś w winie czy piwie. Pośpi się taki na pół dnia, może cały po takich ziółkach. Chociaż to zależy jak silny ma organizm i ile tych ziółek łyknie. One mają dość charakterystyczny smak i zapach. Więc aby się nie poznał trzeba wlewać małe dawki. No a po małych dawkach to niewiele daje więc musiałby dużo kufli z nimi wypić. Chyba, że jakoś by łyknął kufel takich ziółek od razu to by w ciągu pacierza zaległ w sen. Tak się robi przy operacjach. Tylko mówię raczej te ziółka są dość powszechne to po zapachu można poznać co to jest. - tłumaczył spokojnie ale dało się wyczuć, że zdaje sobie sprawę, że skuteczność a podanie odpowiedniej dawki aby wywołać pożądany efekt stoją nieco w sprzeczności ze sobą.

- Ze sraczką podobnie. Jak sie wypije no to zaczyna zrywać, żołądek boli i ogólnie kiepska sprawa. Ale one działają kilka godzin. Potem wszystko wraca do normy. Jak podasz mu to wieczorem może mieć zarwaną nockę, może nawet poranej jeśli odpowiednio dużo wypije. Czy to starczy aby nie poszedł do pracy to nie wiem. - cyrulik opisał jak działa drugi specyfik jaki przyszedł mu do głowy w tej sprawie.

- Widzisz takie rzeczy to się normalnie podaje legalnie aby wywołać taki efekt. Pacjenci je grzecznie piją. Albo sami biorą jak chcą spokojnie spać czy co. A jak chce się podać to na raty tak aby się nie kapnęli no to wszystko utrudnia. Zwłaszcza jak pewnie dawkować by wieczorem a oni by mieli na rano. - wyjaśnił na czym polega komplikacja takiego skrytego dawkowania tych specyfików.

I gdy Ver myślała, że wszystko jej idzie jak z płatka, coś jak zwykle musiało się zesrać. Architekt miał widocznie dobry humor dzisiejszego dnia i lubił troszkę pokombinować i zrobić komuś pod górkę.

- Ehhh… - westchnęła - Nie tego się spodziewała. - na głos wyraziła swoje może rozczarowanie a może zawiedzenie - Nie ułatwia mi to zadania. Nie chciałabym tamtych zabijać. Niepewna zaś możliwość wyłączenia ich być może na jeden dzień nie satysfakcjonuje mnie. Masz może jakieś sugestie? - Sebastian był specjalistą w tej dziedzinie. Wdowa natomiast czuła się w jego świecie zupełnie obco.

- Na to nie ma rady Ver. Zazwyczaj coś co szybko działa to działa krótko. Chyba, że to trucizna to działa permanentnie. A jak coś działa długo to i działa po długim czasie. Podajesz dwie sprzeczności. Bo chcesz aby coś działało dość szybko bo po kilku godzinach i na długo po na całe dnie. Raczej albo coś działa w miarę od razu ale góra na kilka godzin, pół dnia, może cały i się kończy działanie. Albo coś działa po powiedzmy paru dniach, po tygodniu, ale wówczas efekty są przewlekłe. - wyjaśnił Sebastian tą sprzeczność między dwoma odmiennymi efektami o jakie pytała koleżanka.

- Możesz im podać ten usypiacz czy coś na srakę co zadziała dość szybko. W ciągu tego samego wieczora lub nocy. Może wystarczy aby nawet jak się nad ranem skończy to będą zbyt wykończeni aby pójść do pracy. Tylko, że jeśli na tym się skończy to jak odeśpią i odpoczną ten dzień to na drugi już powinni być cali i zdrowi. Chyba, że znajdziesz sposób aby znów im niepostrzeżenie zaaplikować kolejną dawkę. Wówczas efekt może się utrzymać dłużej. - Sebastian powiedział jak to sobie wyobraża na dość abstrakcyjnym przykładzie jaki można było dopasować do potrzebnej sytuacji.

- Strupas wspominał coś o tym, że jakby takiemu delikwentowi podsypać czegoś na poduszkę w tym by spał to efekt mógłby przyjść szybciej. - przypomniała sobie nagle jak kiedyś już rozmawiała z garbatym kumplem na podobny temat - Wiesz dla mnie włamanie się do kogoś to nie problem i prawda mogłabym kogoś otruć czy nawet zaciukać ale nie o to chodzi. To musi być dyskretne. Niezauważalne. - nie zaszkodziło spytać.

- To jak Strupas ma coś takiego to niech ci da. Ja nie mam. Mam tylko płyn do doustnego podawania. No jest jeszcze eter. Taki płyn. Ale on ma mocny, specyficzny zapach. Używa się do znieczulenia, czasem można nawet uśpić całościowo. Ale to śmierdzi. Od razu da się to wyczuć. - cyrulik zmrużył oczy chyba próbując co drugi truciciel mógł mieć na myśli ale chyba nie bardzo mógł sobie to wymyślić.

- A jak nie jest dla ciebie problemem podłożenie trutki to ta sraka albo usypiacze powinny ci wystarczyć. Dolej mu to do jedzenia czy picia i z głowy. - wzruszył ramionami jakby nie było to nic trudnego skoro koleżanka rozważała i taką opcję.

- Nic innego mi nie pozostało. - podsumowała niezbyt zadowolona z efektu - Na przyszłość jednak dobrze by było abyście coś ze Strupasem wykombinowali. - nie mogła się powstrzymać przed tym drobnym komentarzem - Ułatwiłoby to nam wiele spraw a twój Pan na pewno by się ucieszył. - uśmiechnęła się chcąc zmotywować kolegę do pewnego rodzaju badań ku chwale Papy. Nic tak nie działało jak odwołanie się do wyższych bytów.

- Na mnie więc już chyba pora. - wszystko co chciała obgadać z kolegą obgadała. Może nie do końca z zamierzonym efektem. Na to jednak wpływu nie miała.

- No chyba, że jest coś w czym mogłabym ci pomóc? - zapytała grzecznościowo.

- Trzymaj kciuki aby Gustaw znów nie wyskoczył na zewnątrz. Albo coś z Gustawa nie wyskoczyło do wewnątrz. - odparł cyrulik po chwili zastanowienia. Nawet uśmiechnął się przy tym blado. - A z tymi specyfikami to nie taka prosta sprawa. Zwłaszcza jak się wpada bez uprzedzenia jak po ogień. Gotowe produkty są raczej krótkotrwałe. Dlatego robi się je pod potrzeby i zamówienie. Do tego trzeba mieć komplet komponentów. Jak nie ma to trzeba szukać. A jest środek zimy gdy większość komponentów jest roślinna. Więc to nie taka prosta sprawa Ver. Gotowe to zwykle mam to co najczęściej schodzi. Jak leki na sen, sraczkę albo pijawki. Inne rzeczy wymagają czasu i wysiłku na przygotowania. A nawet jak są gotowe to jak widzisz mają swoje ograniczenia. Niestety. - Sebastian się rozgadał gdy mówił o swoim zawodowym temacie i pasji jakby się nieco poczuł urażony takimi słowami koleżanki i chciał jej wyjaśnić czemu ta jego branża podlega takim ograniczeniom.

- Zresztą możesz go przecież upić a potem gdzieś zamknąć i też go nie będzie w pracy. - wzruszył ramionami dając na koniec jakąś radę jak może wybrnąć z tego impasu.

- Rozumiem. Warto jednak może by mieć takiego asa w rękawie. - znów luźno zaproponowała - To tak na odchodne. Słyszałam kiedyś o pewnym płynie, którego woń potrafiła uśpić do tego stopnia, że można później było na takim nawąchanym delikwencie przeprowadzać zabiegi. Jesteś w posiadaniu czegoś takiego? - Ver nie znała nazwy. Wiedziała jednak, że coś takiego istnieje. To bardzo by ułatwiło jej pracę nie tylko teraz ale również w przyszłości.

- A co do klawiszy to jasne, że mogę ich zamknąć. - pokiwała głową w geście zgody - Ja jednak pytam na zaś. Tylko jeden Pan wie co nas kiedyś czeka.

- Brzmi jak eter. Może o to mu chodziło. Ale jak tak to eter ma ostry, specyficzny smak i zapach. Przy badaniu i usypianiu nie jest to problemem ale jak chcesz kogoś usypiać tak aby ten się nie połapał to raczej nie nadaje się. - cyrulik zamyślił się chwilę gdy próbował domyślić się o czym kolega mógł rozmawiać z koleżanką.

- Chciałabym raczej podać to już komuś śpiącemu by mieć pewność, że nie zbudzi go przypadkowy szmer dobiegający z rabowanych właśnie szuflad i komód, które należałyby do niego. - uśmiechnęła się nikczemnie. Zakładała, że jeden z klawiszy może nie mieć ochoty po robocie iść do tawerny tylko wrócić do domu i zasnąć. Wtedy w grę wchodziłoby włamanie, aplikacja czegoś i rabunek przy okazji.

- Ryzykowne. To nie działa od razu tylko trwa parę chwil. Normalnie przykłada się nasączoną tym szmatkę do twarzy. Ale normalnie pacjent o tym wie i współpracuje. Jak uda ci się podejść śpiącego to albo też musisz to przyłożyć do twarzy co jednak może go obudzić i trzeba będzie się z nim szarpać. A jak położysz gdzieś obok może go obudzić obcy, ostry zapach. Może nie ale trzeba się z tym liczyć. - cyrulik tonem eksperta wypowiedział się na ten temat używanego w medycynie specyfiku.

Cyrulik popatrzył przez chwilę na koleżankę po czym poprosił aby poczekała mrucząc coś, że to jej pogrzeb czy coś takiego. Wyszedł z głównej izby i poszedł gdzieś obok. Po chwili wrócił i wręczył jej niewielką buteleczkę. Zasada użycia była dość prosta. Nasączyć szmatkę czy coś takiego tym specyfikiem i przystawić do twarzy. Trzymać aż pacnejt przestanie reagować na bodźce zewnętrzne. Jak się zacznie cucić a będzie za wcześnie to dawkować jeszcze raz. Zbyt wielka dawka mogła być jednak śmiertelna. Serce i płuca wysiadały i następował zgon bez odzyskania przytomności. Aby zademonstrować o czym mówi odkorkował butelkę i podał Versanie aby sprawdziła zapach. Ten był faktycznie ostry, nieprzyjemny i drażniący. Trudno go było pomylić z czymś innym jak się go już poznało. I trudno było przegapić. Sebastian jednak zakorkował butelkę i podał ją czarnowłosej wdowie.

Bezahltag (5/8); południe; kryjówka Strupasa; Versana, Kornas, Strupas

Nie cieszyła ją kolejna wizyta w norze. Było tam ciasno, cuchnęło trupem zaś sam gospodarz był reprezentował sobą to co reprezentować sobą powinien wyznawca Włatcy Much. W każdym razie w ocenie Versany, która ceniła w życiu zdecydowanie inne wartości niż jej kolega.

- Poczekaj tutaj na lipie. - rzekła ulicznym żargonem - Jakby co to gwiżdż i odciągaj gapiów. - dodała wchodząc do pustostanu w piwnicy, którego kryło się gniazdko Strupasa.

- Jest tam kto? - zapytała na głos oczekując odpowiedzi - To ja. Sprawa jest.

- No? - garbus o brzydkiej twarzy popatrzył na nią pytająco nie siląc się na choćby podstawową kurtuazję.

Elokwencja nie była mocną stroną Strupasa. Miał ja najzwyczajniej w dupie. Życie jej od niego nie wymagało więc nie kłopotał sobie nią głowy.

- Widziałam się z Ojcem. Przysłał mnie z wieściami. - zaczęła podobnie jak z Sebastianem - Wybierasz się jakoś do naszych braci i sióstr z głuszy? - postanowiła dowiedzieć się coś więcej na temat informacji jaką przekazał jej Vasilij - Tu byś się przydał.

- Wejdźcie. - garbus odsunął się aby mogli wejść do środka. A tam smród był jeszcze trudniejszy do wytrzymania niż w wejściu.

- Nie idę teraz. Za mało czasu zostało. Czekam na wymianę tego czegoś w porcie. A potem to już zbór pewnie będzie. - odparł Strupas bez większych ceregieli.

- Zamierzasz brać w niej udział? - zapytała nieco zdziwiona. Wszak Ojciec nie wspominał nic o udziale Strupasa. To nieco krzyżowałoby jej wcześniejszy plan.

- W każdym razie Starszy wskazał termin i miejsce zbiórki. - Ver wyjawiła śmierdzielowi wszystkie szczegóły związane z tym wydarzeniem. Nie było co skrywać. Nie zamierzała również ingerować w podjęte już przez Szefa decyzje. To nie ona stała na szczycie.

- Tak wiem. Przysłał mi wiadomość rano. Zbiórka jutro o zmroku na “Adele”. Tak? Czy coś się zmieniło? - garbus pokiwał głową jeszcze zanim Versana skończyła mówić. Ale nim się odezwał poczekał aż skończyła.

- Jest szybszy niż myślałam. - mówiła z dozą podziwu - No ale co się dziwić. - wzruszyłą ramionami - Nie bez powodu nami kieruje. - uśmiechnęła się na znak uznania dla Szefa. Skoro więc Strupas wiedział co i jak z wymianą Ver mogła przejść do kolejnego tematu a było ich dziś kilka do obgadania.

- Był u ciebie Aaron? Przekazał ci moje słowa i te kilka monet? Czy wszystko przechlał zanim tu dotarł? - sprawy sióstr 3G musiały zejść na dalszy plan. Było kilka zdecydowanie ważniejszych zadań na wokandzie do wykonania.

- Aaron? Nie. Nie widziałem go od spotkania na statku. - garbus pokręcił swoją brzydką głową chyba trochę zaskoczony pytaniem o magistra. - Vasilija widziałem parę dni temu. Pytał o wyloty kanałów w porcie. Rozesłałem wieści do chłopaków. Obiecali mieć na uwadzę i mówić jak coś będzie na rzeczy. - śmierdzący gospodarz za to zrewanżował się wymianą informacji o innym członku kultu jakiego niedawno spotkał.

- A Starszy przysłał wiadomość… No nie wiem kiedy. Rano jak poszedłem to już była. - wyjaśnił, jak dowiedział się o tej sprawie wymiany.

- To zachlejmorda. - podsumowała nieco wpieniona na magistra. - Może i lepiej się stało. - wzruszyła ramionami - Sprawę jednak mam do ciebie. W sumie to dwie a nawet trzy. Tyle, że ta ostatnia nie jest tak pęcherzowa. - Muszę wyłączyć z gry dwóch klawiszy, Może nie na stałe. Ale szybko i na długo. Mam na to dwa dni. - nie musząc owijać w bawełnę sypała konkretami prosto z mostu - Myślę, że mógłbyś pomóc ku uciesze Papy. Znasz moje metody a ja znam twoje. Razem więc możemy stworzyć coś pięknego. - jej sugestie powinny być oczywiste. Wszak Ver już kiedyś pytała żebraka o możliwość szybkiego zakażenia kogoś jakąś ciężką przypadłością.

- Dwa dni to mało. - odparł garbus bez skrępowania grzebiąc brudnym paznokciem w jeszcze brudniejszych zębach. - To można zmajstrować coś na sen albo sraczkę. Nawet otruć. Ale błogosławieństwa Wujaszka działają później niż dwa dni. Dwa dni to za mało czasu. - odparł bez większej egzaltacji.

Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Stąd też grymas wykrzywił jej usta. Pocmokała chwilę zbierając myśli.

- Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. - odparła podsumowując informację przekazane jej przez kolegę - A ile taka sraczka potrwać może? Domyślam się też, że miałabym podać to doustnie? Zmienia to jakoś smak i barwę płynu, w którym przyjdzie mi rozpuścić ów środek? - chciała wiedzieć z czym się mierzy - Powiedz mi wszystko o tym specyfiku. Nie muszę chyba wyjaśniać, że sprawa tyczy się naszego głównego zadania? Może by zrobić tak aby ta sraczka przemieniła się później w jakąś inną chorobę? - drążyła temat zasypując śmierdziela masą pytań.

- To różnie. Zależy jak silny jest organizm, od dawki jaką przyjmie, od mocy specyfiku. Różne zmienne. - pokręcił głową chociaż temat mu się chyba spodobał bo się ożywił.

- Im większe stężenie tym bardziej wyczuwalne więc jak chcesz to dodać do wina czy co to nie może być zbyt wiele tego środka bo idzie to wyczuć. No chyba, że znowu zmienne. Wino może mieć mocny smak i zapach, może on nie mieć smaku, może być już nawalony czy chory. No znów wiele zmiennych. - wyjaśnił Strupas podając kolejną porcję rozgałęzień w jakich trudno z góry przewidzieć wynik.

- Tak czy inaczej powinno z niego lecieć. Im więcej wypije tym szybciej i dłużej. Jak mało to jedna sraka w domu i tyle. Jak więcej może go to rozłożyć na dzień, może dwa. Aż się żołądek oczyści. Więc to zbyt długo nie potrwa. Jakby miało trwać dłużej trzeba by mu to dawkować dalej. Wtedy będzie się utrzymywać dłużej, nawet kilka dni. - Strupas wyjaśnił jak działa ten zaproponowany przez siebie specyfik jaki tak zainteresował koleżankę.

- A poważniejsze choroby? - zapytała - Ile im potrzeba czasu aby dojrzeć? - nie znała tematu tak jak wyznawca Papy - Może by tak zaaplikować mu jedno i drugie. W czasie zwalczania sraczki drugie błogosławieństwo mogłoby kwitnąć tak by dać swoje efekty. - zaproponowała.

- No jak masz do niego dostęp aby go tym poić to pewnie. Wiele to ułatwia. - garbus przytaknął chętnie na ten optymistyczny wariant.

- Ale coś poważniejszego to zwykle objawia się po tygodniu albo dwóch. Jak masz dwa dni to to za długo. Przez ten czas nie będzie żadnych objawów. Przynajmniej żadnych poważnych aby kogoś przykuć do łóżka. - śmierdziel pokręcił głową na znak, że nawet jak takie śmiercionośne choroby są bardzo skuteczne to nie działają tak szybko jakby można to sobie wyobrażać w tej sytuacji.

- Pozostaje więc sraczka. - odparła rozkładając ręce - Masz coś co mi w tym pomoże?

- Tak, mam takie coś. - gospodarz uśmiechnął się krzywo i wyszedł z pomieszczenia głównej izby tego domu w jakim w kącie miał swój śmierdzący barłóg. Wrócił po chwili wręczając gościowi brudną buteleczkę o pojemności przeciętnego kubka.

- Gotowe do użycia. Wystarczy wlać do czegoś aby wypił. Im więcej wlejesz tym pewniejszy efekt ale też łatwiej wykryć obcy smak. Jakby wypił całość na raz to by go zaczęło zrywać za dwa, trzy pacierze i trzymało aż coś będzie miał w bebechu. Im mniej tym wszystko później i łagodniej. - wytłumaczył jak działa specyfik z buteleczki.

- Dzięki. - rzekła odbierając podarunek i odkorkowywując szyjkę by powąchać jak intensywny to coś ma aromat. Zapach był ostry i mocno wbijał się w ostrza. Zalatywał jakimiś ziołami ale i czymś czego sama wdowa nie potrafiła zidentyfikować. Specyfika tego preparatu była jednak tak charakterystyczna, że nie dałoby się go nie wyczuć gdyby przyszło do spożycia większej ilości na raz.

Zalakowała więc butelkę i schowała ją pod pazuchę. Tam była bezpieczna.

- Jakby do wieczora coś ci się jednak udało wymyślić to wiesz gdzie mnie szukać. - dodała z uśmiechem - Mam jeszcze jedną sprawę w zasadzie. Prosiłam o to Aarona ale jest teraz mocno zajęty więc raczej nie znajdzie czasu. Mianowicie chodzi o sprawę sióstr 3 G. Zapewne słyszałeś o tym. - Ver jednak w razie czego streściła garbusowi wszystko co wiedziała. Wszystko to co tyczyło się zarówno ofiar jak i sprawcy całej tej sytuacji.

- Chciałabym cię prosić czy mógłbyś powęszyć jakoś wokół tego. - mówiła wprost tak jak to miała w zwyczaju - Chłopaki kręcą się po kanałach a ja mam wrażenie, że to mogłoby im pomóc. - delikatny uśmiech okrasił wypowiedź - A jakbyś już tak krążył po mieście to postaraj mi się zlokalizować miejsce zameldowania tego całego Buldoga. - wdowa również i tu opowiedziała koledze po krótce wszystko to czego udało się jej dowiedzieć apropos klawisza.

- August Apke? No popytam. Pierwsze słyszę. Może ktoś coś będzie wiedział. - garbus znów zaczął sobie dłubać w brudnych zębach ale skinął głową na znak, że przyjął to do wiadomości ale czy lub kiedy coś z tego będzie to było trudne do przewidzenia.

- Ale te siostry to nie przesadzasz? Przecież to dawno temu było. Z ładne parę lat temu. Nie wiem po co do tego wracać. - na kolejną sprawę jednak skrzywił się dając znać, że nie bardzo widzi sensu wracać do takich staroci jak tyle się działo dookoła.

~ Kolejny. ~ pomyślała

- Może rzeczywiście masz rację. - odparła w końcu - To może masz ochotę pomóc mi z tymi klawiszami jakoś inaczej niż tylko dając mi tą fiolkę? - zapytała. Nie zaszkodziło.

- Czyli? - garbus jak zwykle nie wykazywał się ani elokwencją ani współczuciem ani zrozumieniem.

- Pośledzić, któregoś by zlokalizować jego adres zamieszkania? - rzuciła luźno - Nie mam pewności, że oboje pójdą chlać wtedy więc pozostanie mi wedrzeć się do ich domostw i tam nimi zająć. Hmmm… - zadumała - Wiesz co? Może daj mi coś mocniejszego. - znów nawiązała do którejś z chorób jaką potrafił wywołać Strupas… w sumie to jeden z jego przyjaciół - Bo tak myślę, że jak i tak będę musiała się gdzieś włamać to zawsze mogę też coś rozsypać czy roznieść. Tak by powolutku sobie kwitło i z czasem dało efekt.

- Rozsypać czy roznieść? Jesteś pewna? Wystarczy kropla czy kawałek pyłu na ręku czy na ubraniu i sama to złapiesz. Albo rozniesiesz po swoim domu czy gdzie tam pójdziesz. Wiesz, mi to nie przeszkadza, ucieszyłbym się jakbyś została siewcą zarazy ale nie wiem czy dokładnie o to ci chodzi. - Strupas zapytał tak szybko jakby ta propozycja niespodziewanie go ożywiła. Można by rzec, że postawił uszu jak myśliwski pies słyszący odległy dźwięk rogu.

- Jak bardzo chcesz to sam byś mógł to zaaplikować. - dolała oliwy do ognia chcąc jeszcze mocniej zmotywować kolegę - Ja wejdę w ten czy inny sposób do domu jednego bądź drugiego klawisza starając się by spali jak niedźwiedzie. - intryga sama się knuła - Później zaś otworzę drzwi od środka dając ci tym samym pole do popisu. - patrzyłą pytająco na garbusa ciekawa jego reakcji.

- Ale to chyba nie tu i teraz z tym klawiszami? Bo mówię ci, że ten dzień czy dwa to nie będzie żadnych, widocznych efektów. - garbus zmrużył oczy jakby nie do końca mógł pojąć o czym właściwie koleżanka mówi.

- To raczej długofalowa sprawa. - stwierdziłą ukazując, że wie z czym się mierzy - Ale taki efekt też może zdać się przydatny. - uśmiechnęła się delikatnie po czym przybliżyła Strupasowi na czym rzecz polega. Opowiedziała mu o tym jaki plan miał Starszy i czemu służyć miało to wyłączenie ze służby tych a nie innych klawiszy. Braki kadrowe dawały szansę wkręceniu się Łasicy tu i ówdzie na trochę dłużej niż trochę.

- Swoją drogą? - rozejrzała się po pomieszczeniu - To klepisko prawdą. Zrobione z gliny tak? - takie coś było jej właśnie potrzebne.

- No nie bardzo. Potęga Ojczulka jest wielka i nie zna granic. Nikt nie ma kontroli nad jego błogosławieństwami. Jak złapie to jeden strażnik, mogą i inni. Ale także służba, Łasica i więźniowie w tym także ta co mamy ją uwolnić. Takie coś to lepiej uzgodnij z mistrzem. Nie chciałbym z nim rozmawiać jakby błogosławieństwo wykończyło tą jaką mamy stamtąd wyrwać. - garbus pokręcił głową na znak, że na takie ryzyko nie jest gotowy i nie chce się w to mieszać. Przynajmniej póki Starszy by nie wyraził na taki krok zgody.

- A klepisko jest. Nie wiem z czego ale jest. - drugim pytaniem się zdziwił i jemu poświęcił o wiele mniej uwagi.

Ver pokiwała głową analizując zalecenia Strupasa dotyczące tych swoistych błogosławieństw. Po czym zbadała budulec klepiska.

Czy to była glina to Versana nie miała pojęcia. Było sztywne i ciemnobrązowe. Dało się zadrapać paznokciem. Czy to była glina trudno było powiedzieć. Mogła być albo nie. W tej chwili była sztywna ale to mógł być efekt chłodu jaki panował w pomieszczeniu. Być może gdyby to rozgrzać byłoby bardziej plastyczne. A może nie.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 29-06-2021 o 01:18.
Pieczar jest offline  
Stary 19-06-2021, 14:01   #340
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Bezahltag (5/8); popołudnie; kamienica van Darsenów; Versana

Chwila dla siebie i to w środku dnia. Doceniała ten moment. Skoro sprawy związane ze studiowaniem księgi pod zapijaczonym okiem Aarona wzięły w łeb postanowiła chwilę sama przewertować kilka kolejnych kartek. Nie szło jej jednak zbyt dobrze. Nie mogła zebrać myśli. Rozmowa z Ojcem, sprawy kultu, Froyi, Kamili, jej własnej komórki. Wszystko jakby naraz spiętrzyło się w jej głowie. Schowała więc lekturę i sięgnęła po papier, pióro i inkaust. Miała nadzieję, że wszystkie te emocje uda się jej wyzwolić w poezji, że przeleje je na papier dając im upust i kto wie, może stworzy coś godnego Wieczorków Poetyckich i nowo powstającego Teatru.

Cytat:
“Góra z górą się nie zejdzie, mówią krasnoludzkie klany,
A co gdy ma się na względzie, wspólne, pilne sprawy,
Co gdy jedna idea przyświeca im obu,
Co gdy te sprawy tak odległe na pozór,
Dwa światy, dwa życia, dwie ścieżki i one,
Odległe, ogromne, tworzące monument,

Pierwsza niedostępna, uważaj jak kroczysz,
Jest nie do zdobycia, jak plemiona z północy,
Próbowało wielu, wspiąć się na jej zbocza,
Armia bohaterów ruszała ochocza,
Lecz wszyscy polegli, w odmętach jej toni,
Ci wielcy z Imperium, Tilei, Bretoni.

Jest jeszcze ta druga, bez urwisk, pułapek,
Porasta ją Rojnik, Sasanka i Bratek,
Nikomu nie wadzi, wszystkich wita czule,
Nie ważne czy jesteś wędrowcem czy zbójem,
Nigdy nie osądza, to nie jej natura,
Po prostu jest! Wielka, piękna góra.

Więc ktoś mnie zapyta ,gdzie wspólny pierwiastek,
Wszak puenta to sedno wszystkich opowiastek,
Bo drodzy słuchacze tak to jest z górami,
Że są one wieczne jak nieba aksamit,
Nie straszna im wojna, krasnolud z kilofem,
Dla niej to wszak chwila jak mrugnięcie okiem.”
Po napisaniu, wdowa odłożyła pióro, dmuchnęła parę razy na papier by atrament zastygł i przeczytała wszystko kilkukrotnie. Po czym doszła do wniosku, że utwór niczego sobie. Zawierał rymy i to podwójne, skrzętnie ukryte aluzje nawiązujące do niej i Froyi, metafory, personifikację. “Nie było wstydu”. Zmotywowana sukcesem zabrała się do pisania kolejnego. Wszak dzisiaj wszystkie miłośniczki poezji miały się zebrać pod dachem rodziny van Zee. Dawało to więc okazję do zaprezentowania świeżych dzieł szerszej publiczności.

Cytat:
“Tak wiele oblicz ma jedno uczucie,
Na szczęście każde z nich daje multum uciech,

Może być ukryta, nie wychodzić z cienia,
Nigdy nie ujawniać swojego istnienia,

Lecz jest też cielesna, wzbudza dzikie żądze,
Często kradnie rozum, pozycję, pieniądze,

Jest bezwarunkowa, niezmienna jak góra,
Darzymy nią dzieci, matule, ojczulka,

Kolejna jest wolna od namiętnych spojrzeń,
ta duchowa więź, łączy wiele potrzeb,

Następna nie patrzy na interes, zyski,
Nad swoje potrzeby przekłada biznes bliskich,

Wszystko wieńczy Eros, o sile armaty,
Powali każdego bez względu na straty,

To miłość jej podda się każdy na tym globie,
Kupiec i szlachcic i chłopek roztropek.”
Tusz zastygł jak Versana analizując własne dzieło. To również wydawało się jej spójne i kompletne. Wszak opisywało wszystkie aspekty uczucia, które w odpowiednich rękach stanowiło najpotężniejszą broń. Cieszył ją bardzo ostatni wers, który delikatnie nawiązywał do romansu Huberta tworząc swoistego rodzaju fundament do dalszej rozgrywki w jego sprawie.

Bezahltag (5/8); zmierzch; posiadłość van Zee; Versana, Malcolm

Jechała sama. Wystrojona, wyperfumowana i umalowana jak należało przy takich jak dzisiejsza okazjach. Nie miała zamiaru odstawać od reszty. W każdym razie nie znacząco. Strój - wyprany i wyprasowany czekał od rana w jej izbie. Brena z dziewczętami wyrobiły się przed wyjściem. Kozaki - wyczyszczone i natłuszczone, stały równo ułożone obok. Płaszcz z wyczesanym futerkiem luźno zwisał z oparcia fotela za biurkiem w oficjalnej części jej pokoju. Nie mogło zabraknąć również kapelusza. Była to jedyna część garderoby jaką pozostawiono Versanie do wyboru. Dziś zdecydowała się na coś nietypowego. Melonik z pawich piór, które w zręczny sposób zostały tak związane, by tworzyć okręgi. Po środku zaś widniało piękne wykończenie z pereł. Pochodziły one z dalekiego południa. Wyławiane, przez tamtejszych specjalistów w tej dziedzinie. Stanowiły również jedyny kontrast wyróżniając się swą białą barwą na tle ciemnej zielone-niebieskiej kolorystyki tkaniny i lotek.

Wdowa nie zapomniała również o “herbatce” oraz swoich wypocinach. Miała zamiar przedstawić je nieco szerszej publiczności. Nie bała się krytyki. Wszak do odważnych świat należy.

Wraz z końcem dnia zaczęło gęsto prószyć śniegiem. Ciężki, mokry śnieg. Ale przy bezwietrznej pogodzie to widok był nawet ładny i nie było to zbyt uciążliwe. Na pewno mniej jak wczoraj gdy silny wiatr zamiatał i przedmuchiwał śniegiem ulice na wylot. Malcolm zajechał przed rezydencję van Zee bez kłopotów. Jak zawsze jeden ze służących podszedł i otworzył drzwi gotów gościom podać pomocną dłoń przy wysiadaniu na świeży i zdeptany śnieg.

Ver widząc lokaja wystawiła dłoń by ten asystował przy jej wyjściu. Znów musiała przywdziać maskę pani na salonach. Chociaż ostatnimi czasy zdecydowanie wracała do swoich korzeni kręcąc się tu i ówdzie po tych raczej mniej ciekawych rejonach miasta.

Śnieg miło skrzypiał pod butami. Nie było chyba człowieka na ziemi, który nie lubił tego dźwięku. Było w nim coś nieprzeniknionego. Coś co każdemy kojarzyło się z czymś innym.
Pracownik dworu van Zee wskazał drugą dłonią kierunek i poprowadził gościa.

Versana znała trasę na pamięć i spokojnie mogła już sama trafić w odpowiednie miejsce. Jednak tak byłoby nieelegancko. Wdawała się więc po raz kolejny w tą gierkę uprzejmości i grzeczności.

- Witam pani van Drasen. Proszę za mną. - lokaj też się nie zmienił ani jego oficjalne maniery. Z chłodną uprzejmością przejął rolę przewodnika i poprowadził wdowę w znajomym już kierunku biblioteki gdzie odbywały się spotkania kółka poetyckiego.

- Pani van Drasen przybyła. - majodrdom zapowiedział kolejnego gościa gdy otworzył dwustronne drzwi i stanął obok aby czarnowłosa wdowa mogła wejść do środka. A w środku było już zacne grono pań i panien z towarzystwa.

- Witaj Versano. Cieszę się, że przyszłaś. Usiądź proszę. - Kamila wstała i uśmiechnęła się życzliwie do swojego gościa. Wskazała na jedno z niewielu już wolnych miejsc przy wspólnym stole. Wśród nich rozpoznała całe towarzystwo. Zaczynając od swojej jasnowłosej “kuzynki”, przez panią Madeleine von Richter która chyba była tutaj za każdym razem odkąd Versana zaczęła być zapraszana na te wieczorki. Była Petra von Schneider i Annemette o ostrym jak brzytwa umyśle.

- Witaj Kamilo. - zaczęła od tej, która jako pierwsza do niej wstała - Witaj kuzynko i wy dziewczęta. - późniejsza kolejność była równie oczywista - Gdzie podziała się nasza bardka? - zapytała już ogół zgromadzonych dostrzegając braki w towarzystwie - Mam nadzieję, że zjawi się dodając kolorytu naszemu spotkaniu swoją osobą. - uśmiechnęła się skromnie tak jak przystało wśród szlachcianek. Po czym delikatnie ucałowała policzek Kamili na modę Pirory i ruszyła na swoje miejsce.

- To od czego zaczniemy nasze dzisiejsze spotkanie gdy zjawią się spóźnialscy? - pytała ogół rozglądając się delikatnie po pomieszczeniu jakby kogoś szukała.

- No raczej tak. Jeszcze trochę czasu jest. - ciemnoskóra gospodyni popatrzyła na stojący zegar z wahadłem. Drogie były takie zegary i każdy jeden był dziełem sztuki. Mogły jednak odmierzać czas tak samo jak wielkie zegary montowane w wieżach. Jakoś było w sam raz aby przyjść na taki wieczorek z drugiej jednak strony na to nieformalne i dobrowolne spotkanie dam z towarzystwa była spora tolerancja który i czy w ogóle przyjdzie.

- A Nije nie wiem. Z nią nigdy nie wiadomo. Może przyjdzie później, może w ogóle. Poczekamy zobaczymy. - panna van Zee siadła na swój fotel wzruszając ramionami na sprawę na jaką nie bardzo miała wpływ.

- A coś potrzebujesz od Nije? - zapytała czarnowłosa córka kapitana portu zerkając na ostatnią przybyłą.

- Nic konkretnego. - rzekła machając ręką - Po prostu z nią było weselej. Ta jej bezpośredniośc dostarczała mi wiele uciech. - delikatny uśmiech wskazywał na to, że słowa wdowy odnajdują odzwierciedlenie w realiach - Chociaż zabrałam ze sobą parę swoich wypocin i liczyłam na jej opinie w ich sprawie. Chociaż… - spauzowała sięgając po kilka strzępków papieru - ... może wy byście były tak miłe i wysłuchały tego co przygotowałam? - zapytała ogół zgromadzonych dam.

- Może poczekajmy jeszcze z tym trochę. Nie jest jeszcze tak późno. Może przyjdą. - poprosiła ciemnoskóra gospodyni dając znać, że jest skłonna wstrzymać część artystyczną póki nie mają kompletu.

- A przy okazji nie wiem czy słyszałaś ale Madeleine mówi, że rzeczoznawca wystawił swoją ocenę na te trzy budynki cośmy oglądały w zeszłym tygodniu. - panna van Zee zaczęła nowy temat tego wieczoru chociaż raczej był to powrót do sprawy sprzed tygodnia.

- Tak to prawda. Wiatrak nam odradza. W jego ocenie zbyt wiele kosztowałby remont albo przeróbka tego budynku. Z pozostałych dwóch hippodrom i karczma są w podobnym stanie. Hippodrom ma większą skalę i więcej miejsca ale też wymaga większych kosztów i dłuższych nakładów pracy aby go przerobić w teatr. Karczma jest mniejsza ale z tych trzech raczej by wymagała najmniej kosztów i pracy. - pani Richter streściła słowa rzeczoznawcy pozostałemu gronu kółka poetyckiego.

- Cieszy mnie ta kindersztuba. - rzekła - Nieco nawet dziw ale dobrze. Wpierw obowiązki później zaś przyjemność. - rozsiadła się wygodnie opierając ręce o podłokietniki. Cieszył ją postęp w sprawie tak dużego przedsięwzięcia jakim był teatr. Sama zresztą również nie przyszła z pustymi rękoma.

- Wychodzi jednak na to, że znów wszystko sprowadza się do pieniędzy. - cmoknęła z delikatnym grymasem na twarzy. Niestety jej faworyt jakim był wiatrak odpadł w przedbiegach. Nie było sensu forsować pomysłu jego adaptacji do ich potrzeb. Pozostało się zdać na pozostałe panny i mężatki.

- Może więc warto zrobić głosowanie? - zaproponowała uznając takie rozwiązanie za najuczciwsze. Póki co jednak nie były w komplecie. Pytanie więc jak na taką perspektywę zapatrywały się pozostałe ze zgromadzonych.

- Dobrze by było abyśmy tą decyzję podjęły dzisiaj bym mogła skierować do wyceny meblmistrza. - mówiła raczej bez ekscytacji mimo wewnętrznego zadowolenia - Podjęłam pracę z jednym z naszych mistrzów rzemiosła. - dodała - I nie ukrywam, że zamierzam wynegocjować najkorzystniejszą dla nas cenę a mam już na to swoje sposoby.

- Czy są dzisiaj wszyscy którzy mogliby głosować ? - Pirora zapytała patrząc po innych szlachciankach.

- Prawo głosu mają ci jacy włożą wkład finansowy. I odpowiednio do włożonego wkładu. - odpowiedziała pani von Richter zerkając po tych kilku osobach z towarzystwa.

- Na razie to żadna z nas nic nie wyłożyła więc żadna nie ma prawa głosu. - trzeźwo zauważyła Annemette uśmiechając się rozbawiona własnym spostrzeżeniem.

- To prawda. Ale możemy wezwać notariusza i spisać umowę. Należy pamiętać, że pewnie nasze grono będzie się powiększać. Jednak póki co możemy zacząć od nas. Zwłaszcza, że chyba wszystkie widziałyśmy te budynki o jakich mowa. Skoro wiatrak nam odpadł do zostaje tylko karczma i hippodrom. - pani von Richter miała widocznie całkiem sprecyzowany pogląd jak zabrać się do tej sprawy.

- Otóż to. - pokiwała głową - Rozmowę a propos wkładów miałyśmy zacząć dopiero po tym jak rzeczoznawca dokona wyceny. - przypomniała delikatnie wcześniejsze ustalenia - A co do do powiększania grona to bym się nad tym zastanowiła. - tutaj Ver miałą pewne wątpliwości, którymi postanowiła podzielić się z resztą - Gdy zbyt wiele osób ma prawo głosu to też nie dobrze. Z czasem rodzi taka sytuacja problemy. - znała się na tym zdecydowanie lepiej niż pozostałe kobiety - My tworzymy fundament. Nieprawdaż? - spojrzała bystro wokół marszcząc nieco powieki - Jakby, ktoś jeszcze chciał nas wspomóc to doskonale. Będziemy wdzięczne. Nie szastajmy jednak takimi… hmmm… przywilejami na lewo i prawo. Mówmy wtedy takim darczyńcą, że są czz będą honorowymi gośćmi naszego przybytku kultury i sztuki. To brzmi zarazem ładnie i daje jakieś wyróżnienie. - oczekiwała teraz na reakcję znajomych. Szlachta w swojej naturze miała to, że lubiła trzymać prym i drzazgą w ich oku było to kiedy ktoś niższego statusu przejmował dowodzenie.

- Obawiam się moja droga, że nikt nie wyłoży poważnych pieniędzy za same ładne oczy i miłość do sztuki. Mowa o sumie idącą w setki a może tysiące karlików. I prace jakie potrwają miesiące. Jak pójdzie dobrze to może w lato będzie to skończone. - Madaleine wydawała się całkiem dobrze zorientowana w temacie i pokręciła głową na znak, że widzi to inaczej niż wdowa po kupcu.

- Rzeczoznawca zaproponował, że należy założyc fundusz. Do jakiego będą wpływać składki. A każdy akcjonariusz będzie miał tyle głosów ile wpłacił sumy. Raczej chyba nie musimy się obawiać, że ktoś nas przebije a jak nawet to by znaczyło, że to warta poznania i uwagi osoba. Pewnie pakiet większościowy i tak pozostanie w naszym gronie. Ale trzeba się liczyć z tym, że początkowe sumy nie wystarczą i trzeba będzie pompować pieniędzmi ten projekt przez kolejne miesiące. To poważna inwestycja. - pani von Richter mówiła dalej jak jej zdaniem powinno wyglądać finansowe zaplecze tej inwestycji. Brzmiało jak finansowanie budowy czy renowacji budynku ale w gruncie rzeczy o to właśnie chodziło z tym teatrem. I to na sumy jakie pojedyncza osoba mogłaby mieć problem udźwignąć dlatego lepiej było to rozłożyć na wiele innych osób.

- Ja to bym musiała porozmawiać z Papą. Nie znam się za bardzo na tych finansowych sprawach. - Kamila przyznała się do tej niewiedzy i braku doświadczenia w tej kwestii.

- Oczywiście. To nie jest decyzja na tą chwilę. Możemy się umówić na następny tydzień. Koszty renowacji obu budynków to kilka tysięcy. Oczywiście z im większą pulą zaczniemy tym większy rozmach i szybciej będzie można zacząć pracę. Przynajmniej te jakim zima nie przeszkadza. - mężata brunetka pokiwała głową na znak, że nie chce wywierać na koleżankach presji natychmiastowej decyzji i mają kolejny tydzień aby to sobie przemyśleć i poukładać w głowie.

- Dobrze też by było zdecydować się na któryś z tych dwóch adresów. Ja osobiście wolałabym hippodrom. Ma rozmach. Ale nie oszukujmy się to nie jest Saltburg czy Altdorf. Myślę, że na początek wystarczy odnowić tą karczmę. I zobaczymy co z tego wyjdzie. Ale to moje zdanie jak uważacie inaczej to chętnie wysłucham. - Madeleine uśmiechnęła się na koniec dając znać, że swoje zdanie i faworyta ma ale jest gotowa wysłuchać innych opcji. Akurat skończyła gdy drzwi otworzyły się i pojawił się jeden z lokajów.

- Przepraszam, że przeszkadzam. Ale przybyła panienka Nije. - oznajmił i szybko ustąpił miejsca bo okazało się, że krnąbrna poetka bez ceregieli wtarabaniła się do bilblioteki jakby była jej właścicielką.

- Cześć sztuce i poezji! - zaśmiała się wesoło pozdrawiając zacne grono jakby chciała je objąć swoimi ramionami. Stanęła przed stołem sprawdzajac gdzie może znaleźć dla siebie miejsce. - O. Co dziś macie? Chyba nie zjadłyście już wszystkiego jak jakieś łakomczuchy i głodomory co? - zapytała bezwstydnie obrzucając spojrzeniem zawartość stołu. Co zabrzmiało na tyle zabawnie, że towarzystwo roześmiało się wdzięcznie. Bardka zaś rozejrzała się za wolnym krzesłem, przystawiła je sobie obok Kamili i zajęła na nim miejsce. I sięgnęła po wolny kielich.

- Witaj Naji. - Pirora uśmiechnęła się do bardki promiennie ucieszona że w końcu ją widzi. - Co do tematu, to o ile Madeleine ma racje i hipodrom jest bardziej odpowiedni na wielki teatr to będę obstawała za karczmą. Dobrze zobaczyć na mniejszej skali jak mieszkańcy odbiorą tę nową rozrywkę. Karczmę też można urządzić na poziomie i za mniejszy wkład. - Pirora dodała swoje trzy grosze do dyskusji.

- Pirora może mieć rację. - zgodziła się z kuznką - Musimy też sobie zadać pytanie kto miałby być adresatem naszych przedstawień. Do kogo byśmy chciały trafić. - dodała swoją opinie - karczma w mojej ocenie zdaje się być bliższa większej publiczności. Zbyt duży przepych może wywołać wręcz odwrotną reakcję. Martwi mnie jednak sprawa tych składek i całego tego przedsięwzięcia. - mówiła wyraźnie ożywiona ale i nieco posmutniała - Wierzę w nas i nasze możliwości. Wierzę również w to, że byłybyśmy w stanie same zorganizować wszystkie potrzebne nam fundusze a w każdym razie zdecydowaną większość. - nie widziało się jej dzielić całej inwestycji na setki malutkich części - Zorganizujmy może więc jakąś szerszą akcję z darczyńcami. Jakąś licytację dzieł na przykład. Sama mogłabym wystawić coś wystawić od siebie z magazynu. - przyznała chcąc zmotywować pozostałe - Jeżeli jednak miałybyśmy znaleźć inwestorów bądź sponsorów to tylko na pakiet mniejszościowy. Chcąc nie chcąc i tak potrzebne by nam było wtedy około sześciesięciu procent całej sumy. - tak działały prawa rynku. Trzeba było kombinować w przód. Ver była zresztą przekonana, że Teatr stanie się łakomym kąskiem dla wielu miejskich wyjadaczy i nie jeden chciałby wtedy położyć na nim swoje łapska.

- Może warto by było dokooptować do naszego grona jeszcze jakąś miłośniczkę poezji i sztuki. - zaproponowała - Usłyszałam kiedyś, że pani Fabienne von Mannlieb jest wielką miłośniczką poezji Bretońskiem. Może zaszczyciłaby nasze grono swoją osobą? - postanowiłą powoli wcielać w życie plan zapoznania kochanki Grubsona. Kultyski mogłyby w ten sposób upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie.

- Jeżeli zaś sponsorzy to zapatrywałybyście się raczej na osoby prywatne czy instytucję? - postanowiła zbadać czy koleżanki mają jakikolwiek plan czy tylko póki co piszą go palcem po wodzie - Może gildia sukiennicza nas wsparła? - myślała głośno - Wszak jeden z jej członków ma dostarczać nam strojów scenicznych. Może nasi elfi przyjaciele? Wszak słyną z zamiłowania do piękna. Może… - teraz wzrok zaognił się na dopiero co przybyłej bardce - ...zrobić zbiórkę wśród miejskich poetów, bardów, twórców jednym słowem. Ziarnko do ziarnka i uzbiera się miarka. Mogłybyśmy dać im gwarancję występów na naszych deskach któregoś tam dnia w tygodniu w zamian za część w zyskach ze sprzedaży wejściówek. Z resztą…. - pomruczała - ...czy sama idea szerzenia sztuki nie jest już wystarczająco satysfakcjonująca? - spauzowała. Postanowiła dać dojść do głosu reszcie. Ton i pobudzenie Ver dało jednak sygnał, że sprawa Teatru jest naprawde bliska jej sercu.

- Moja droga Versano. Sama prowadzisz interes to chyba masz dobre kwalifikacje aby ocenić to sama. Czy jak władowałabyś kilkaset czy kilka tysięcy karli to po to aby nie mieć w tej inwestycji nic do powiedzenia? - Madeleine uniosła brew w ironicznym grymasie dając znać, że nie oczekuje twierdzącej odpowiedzi.

- Nie ma się co łudzić moje drogie. Jak ktoś ma naszą inwestycję traktować poważnie i sypnąć porządnym groszem to będzie chciał mieć coś do powiedzenia. I spółka udziałowców to załatwi. A każdy kolejny wspólnik z życzliwą nam sakiewką to rozłożenie kosztów na więcej ramion. Mniej będzie kosztować to nas i nasze rodziny. I ja to raczej bym się martwiła nadmiarem kosztów i brakiem takich wspólników niż ich nadmiarem. - pani van Richter powiodła spojrzeniem po tym zacnym gronie miłośniczek sztuki z dobrymi nazwiskami.

- Mam nadzieję, że nie liczycie na moją sakiewkę. Jest pełna i życzliwa jak zawsze. Pełna wydatków i życzliwie przejmie wszelkie datki. - Nije pozwoliła sobie wtrącić swoje trzy zardzewiałe miedziaki wymownie klepiąc się po swojej sakiewce przy pasie. Która rzeczywiście wyglądała dość biednie. Zwłaszcza w tak zacnym gronie.

- Ale jak mamy gadać o pieniądzach to ja wychodzę. Pieniądze mnie nudzą. Zwłaszcza cudze i takie jakich nie mogę mieć. I jak to zebranie udziałowców to ja żadnych nie mam to mogę się chyba pożegnać z tym teatrem. - dodała szybko wciąż tym swoim bezczelnie ironicznym tonem nie dając zapomnieć bogatym kupieckim wdowom i szlachciankom, że ona, jedyny członek z prawdziwej, artystycznej bohemy jest z całkiem innej bajki.

- Nie, nie, nie, poczekaj Nije. Na pewno znajdzie się dla ciebie i teraz u nas i w tym teatrze. Przecież będziemy potrzebować artystów no a ty jesteś prawdziwa artystką no i znasz innych. - Kamila położyła dłoń na dłoni poetki jakby naprawde bała się, że ta wstanie i odejdzie. Albo chociaż się obrazi. Chociaż ta jako jedyna z ich grona napychała się właśnie ciasteczkami kompletnie bez skrępowania.

- Ta. Znam tam kogoś tu i tam. - machnęła niedbale dłonią kiwając głową i popijając winem te ciasteczka jakie właśnie miała w ustach aby się nie zapchać.

- Ale tu starsza z kuzynek się myli. - bardka wskazała na czarnowłosą kuzynkę. - Może my, artyści, żyjemy chlebem i miłością. Ale za ten chleb i miłość trzeba płacić. Nikt do was nie przyjdzie grać i wystawiać za ładne oczy. Musicie coś dać. Najlepiej kasę. Sława nie byłaby zła. Wino, kobiety i śpiew też się zwykle dobrze sprzedają. No ale nie tak, że za same ładne oczy “bo teatr”. Olać teatr! Jak można lepiej zarobić na placu czy w karczmie na pokazie. - Nije bez żadnych skrupułów i sentymentów przedstawiła jak świat wygląda oczami przeciętnego, ulicznego artysty jakich właśnie ona w tym gronie najlepiej prezentowała.

- Zresztą kto inny jak nie my miałby występować w tym teatrze? Wy? Ściągnięcie jakąś trupę z Saltzburga? Poczekacie aż jakiś przejezdny cyrk przyjedzie do miasta? - powiodła bezlitośnie ironicznym spojrzeniem po twarzach szlachetnie urodzonych pań i panien dając do zrozumienia, że nie widzi takiej inwestycji jak teatr bez udziału tutejszych artystów.

- Na pewno się znajdzie miejsce dla różnych artystów Naji. Ale na razie jak widzisz musimy zbudować ten teatr. No albo chociaż go uruchomić. - Kamila znów poklepała dłoń bardki chcąc uspokoić jej gorący temperament. Ta wzruszyła ramionami i znów przede wszystkim zajęła się ciasteczkami dając znać, że temat odpuszcza i niezbyt ją interesują te nudne detale.

- Tak czy inaczej same tego nie załatwimy. A inicjatywę trzeba rozpromować tak szeroko jak się da. - Annemette podsumowała to co mówiono do tej pory. - Jak dla mnie można pytać kogokolwiek. Gildie, elfów, szlachciców, artystów. Większość pewnie nas spławi. Sztukę każdy lubi ale jak jest za darmo albo tania. Jak trzeba wywalić kasę, grubą kasę, na coś co nie stoi u ciebie w biblioteczce czy salonie to już hojność się często kończy. Więc bym się nie spodziewała, że nagle nas otoczą tłumy z otwartymi sakiewkami. - powiedziała jak to sobie wyobraża następne posunięcia w sprawie tej teatralnej inicjatywy.

- Ja mogę zapytać ojca. - zaoferowała się Petra milcząca do tej pory przez większość dyskusji o finansach. Nie miała ani męża, ani narzeczonego więc nie dysponowała własnymi funduszami i musiała liczyć na swoich rodziców.

- Ja również. - Kamila była w podobnej sytuacji więc zdając sobie sprawę ze swojej finansowej zależności również nie chciała się oferować w ciemno.

- Ja już rozmawiałam z mężem. Obiecał, że coś dorzucimy od siebie. Spróbuję też porozmawiać z Froyą. Chociaż nie łudzę się, że nas wesprze. Same wiecie co ona myśli o takich “dyrdymałach”. - pani von Richter jak na razie miała najwięcej do powiedzania ale jako małżonka szlachcia i sama będąc szlachcianką miała znacznie większa swobode i pole manewru niż panny na wydaniu.

Musiała przyznać sama przed sobą dwie rzeczy. Po pierwsze to panienki nie znały się zbytnio na prowadzeniu działalności. Po drugie. Wybuch i bulwersacja Naji nawet ją rozbawiły. Starała się jednak zachować powagę.

- Sęk w tym, że i nasz udział nie będzie jednolity. - takie rozproszenie kapitału założycielskiego nie było dobre. Rodziło możliwość przekonywania do swoich poglądów kogoś z zarządu przez co większych akcjonariuszy. W tym zaś przypadku założycielami miały być panny z wyższych sfer, które na codzień martwić się musiały o to czy na śniadanie zjeść sałatkę ze świeżych owoców morza, czy wypić szklankę budyniu. Z resztą przed momentem same udowodniły udowodniły swoją krótkowzroczność. Ver zaś nie miała ochoty być co chwila zależna od kogoś. Nie w przypadku jej inicjatywy, której poświęca tak dużo swojego czasu.

- Zaufajcie mi kochane. Siedzę w świecie większych i mniejszych interesów już od dobrych paru lat i zdążyłam się przekonać, że wiele jego aspektów wygląda kolorowo tylko z pozoru. Prawda jest natomiast całkowicie odmienna. - zapewniała mówiąc niemalże mentorskim tonem - To bezlitosna i bezduszna kraina w której chodzi tylko i wyłącznie o wpływy i zysk. - grymas nieco wykrzywił jej twarz, dłoń zaś postukała o sakwę - Zadajcie sobie z resztą jedno pytanie. Jakim doradzą w prowadzeniu teatru będzie udziałowiec, który na codzień ze sztuką ma tyle wspólnego co bezdomny z dobrymi manierami? Chcemy udziałowców? Dobrze. Zapewnijmy im jednak tylko udział w zyskach. - widziała, że póki co nie ma zbyt wielu szans przekonać kobiety do swojej racji. Postanowiła jednak chociaż trochę przemówić im do zdrowego rozsądku proponując pewien konsensus.

- Chociaż tak jak mówiła. - wyprężyła klatkę zaś jej ton zmienił się z mentorskiego na raczej przywódczy - Same damy radę zebrać niemalże całą sumę. - uśmiechnęła się w dodatku widząc niedowierzanie ze strony arystokratek. Miała jednak pewien chytry plan.

- A ty Naji nie unoś się tak honorem, bo jeszcze pomyślę, żeś damesą z Imperatorskiego dworu. Emocje są tutaj zbędne. - uśmiech był skromny. Nie biło jednak od niego szyderstwem i drwiną. Ver miała po prostu wrażenie, że bardka zrozumiałą jej słowa na opak. Nie chciała też jej rozdrażniać jeszcze bardziej. Nie miała w tym interesu.

- Ja myślę jako kupiec, człowiek interesu. Ty zaś spoglądasz na sprawę z punktu widzenia artysty, członka bohemy. - rzecz była dość oczywista warta jednak przypomnienia - Tak też powinno zostać, bo ja sztukę miłuje, interesuje się nią. Ty zaś nią żyjesz więc w wielu kwestiach tyczących się no nie wiem… - zadumała chwilę mrucząc delikatnie - ...powiedzmy doboru spektakli mogę służyć radą. Jednak to twoje zdanie będzie chyba najbardziej miarodajne, bo sztuka to ty. - garść komplementów nie mijających się z przekonaniem wdowy nie zaszkodzi - I żebyśmy mieli jasność. Nie marginesuje ludzi tobie podobnych, bo odniosłam wrażenie, że tak odebrałaś moje poprzednie słowa. Cenię was z wielu powodów. Jeżeli zaś chodzi o teatr to spoglądam na całą jakże szeroką rodzinę artystów jako współtwórców, współzałożycieli, bo na co komu pusty teatr. - rozłożyła ręce puszczając oczko “studzącej się” bardce - Pieniądze są swojego rodzaju paradoksem. Nie uważasz? Gardzi się nimi potrzebując ich zarazem. Hmm … - zamyśliła się - … z resztą to chyba dobry temat do napisania wiersza ale o tym później. - urwała - To o czym ja mówiłam? - zapytała siebie - A o mamonie. Tu nie jest mowa o cudzych pieniądzach. W każdym razie nie tylko. Chodzi tu o sakiewkę wszystkich, którzy brać udział będą przy tworzeniu tej całości, monolitu. Od artystów, przez fundatorów, po meblarzy i cieślów. Każdy tu przewinie grosza. - nie chciała zanudzać naburmuszonej pochłaniaczki ciastek postanowiła więc powoli kończyć - Zmobilizujmy więc nasze wszystkie siły i otwórzmy nasz przybytek, by później móc oddać ci ster jeżeli chodzi o kwestie artystyczne. - w ocenie Versany dobrze podsumowała tym zdaniem swoją wypowiedź. Liczyła też na zrozumienie nie tylko samej adresatki ale i pozostałych dziewcząt.

- Idzie festyn na ten przykład. - rzuciła nagle - To dobry czas by zorganizować coś co pozwoli zebrać nam nieco brzdęków. - zasugerowała - To jednak tylko moje zdanie. - nie mówiła teraz do Naji a wszystkich. Wszak dzień wolny i festyn zarazem sprzyjał pijaństwu a to powodowało, że ludziom w magiczny sposób luzowały się sakwy.

- Jeszcze jedna rzecz Naji. Moja droga. - na chwilkę wróciła do najniżej urodzonej uczestniczki spotkania - Chciałabym abyś udzieliła kilku lekcji jednej z moich pracownić. Pozwól jednak, że do rozmowy wrócimy później. - chciała o tym napomknąc aby temat pracy dla bardki nie uszedł gdzieś bokiem ginąc pod natłokiem pozostałych spraw.

- Zaś co do zbiórki. - wdowa już na dobre powróciła do wszystkich członkiń kółka poetyckiego - Ja również dołoże swoją dolę. Jestem też w stanie wystawić kilka dzieł ze swojej kolekcji na aukcję by pozyskać dodatkowe fundusze. Prócz tego dołożę wszelkich starań by wynegocjować dla nas jak najlepsze ceny u wszystkich mistrzów rzemiosła, których zamierzamy zatrudniać. - zamilkła na chwilę biorąc głęboki wdech - Wciąż jednak mówimy o jakimś budżecie. Nie mamy żadnych konkretów. Ile potrzeba. Ile kto da. To wiele by ułatwiło i wyznaczyło swojego rodzaju cel do osiągnięcia. - Ver w kwestii prowadzenia biznesu lubiła konkrety a nie ktoś coś kiedyś komuś. Nie było miękkiej gry gdy chodziło o tak duże sumy.

- Froya? - ni z gruszki ni z pietruszki palnęła - Byłoby miło. Swoją drogą. Chciałabym później z tobą porozmawiać droga Madelein.

- Jeśli mogę wtrącić, myślę że rozmowy o tym kto ile daje na teatr powinny być pozostawione po tym jak już usłyszymy ile kosztuje karczma i ile kosztuje jej renowacja. Wszak wątpię by miasto uparło się byśmy wyłożyły całą kwotę na raz. Wiedząc to będziemy mogły lepiej określić potrzeby finansowe ile nam brakuje i czy potrzebujemy armii sponsorów. Sposoby na ich pozyskanie i w jaki sposób zostaną wynagrodzeni będziemy dobierać już konkretnie pod sytuację i ich pozycje. - Czy ktoś poszedł z tym pomysłem do włodarzy miasta? Zaproponował strategie co miasto zyska wpierając taki teatr i pomagając mu stanąć na nogi i się usamodzielnić by wspierał miasto zapewniając dodatkowe miejsca pracy, ostoje kultury i tym podobne? owszem trzeba było wiedzieć ile nam brakuje. - Pirora zasugerowała odłożenie finansów na kolejne spotkanie po określeniu kosztów.

Celny argument Pirory trafiający w sedno. Kultystki zdawały się uzupełniać co do joty. Dawało to szerokie spektrum obserwowania sytuacji. Spojrzenie z różnych pozycji i kątów na meritum spraw. Wróżyło to owocne plony w przyszłości.

- Też racja. - uśmieszek został posłany w kierunku kuzynki - Tutaj jednak mam wrażenie, że sprawa leży poza moją jurysdykcją. Tutaj najlepiej jakby, któraś z was albo waszych mężów bądź ojców udała się do władz. - wysoka pozycja, zasobna sakwa i masa znajomości. Był to rzeczy, które ułatwiały negocjacje na szczeblu urzędowym. Ver mogła negocjować ceny i przeglądać oferty kontrahentów. Nie miała jednak chodów w ratuszu i mu podobnych instytucjach.

- Może warto byłoby porozmawiać z Froyą? - zaproponowała - Wszak jej ojciec jest jednym z największych posiadaczy ziemskich w mieście. Zapewne wiedziałby za jakie sznurki należy pociągnąć. - skrzyżowałą obie ręce siedząc wciąż przy stole zaś jej twarz przybrała wyraz zamyślonej. Zmarszczyła nieco czoło, przymrużając powieki. Pytanie było raczej kierowane do Madeleine gdyż to ona była najbliższą przyjaciółką blond szlachcianki.

- Na razie rozmawiałyśmy we własnym gronie i z naszymi najbliższymi. No i z tym rzeczoznawcą. Pomysł w końcu dopiero co się wykluł i jest mocno nieopierzony. - wyjaśniła Madeleine która ze szlachcianek wydawała się najbardziej zaznajomiona w temacie.

- Dobra to ja się najadłam. Jak to dalej ma być zebranie udziałowców i gadanie o pieniądzach i interesach to ja wychodzę. Miało być kółko poetyckie a nie gadanie o pieniądzach. - Nije demonstracyjnie otrzepała dłonie, złapała za swój kielich i powiodła spojrzeniem po zebranym towarzystwie obdarzając ich ironicznym uśmieszkiem.

- No rzeczywiście chyba się troszkę zagalopowałyśmy a wieczór nam ucieka. Proponuję odłożyć resztę tych decyzji na następny tydzień. Każda z nas niech spróbuje porozmawiać z kim się da o tym teatrze i kto by był chętny nas wesprzeć. - Kamila poczuła się w obowiązku przejąć kierownictwo nad tym spotkaniem i wrócić do bardziej poetyckich tematów dla jakich się tu zbierały. Reszta dam popatrzyła po sobie, na zegar stojący przy jednej ze ścian i rzeczywiście okazało się, że minęła już zauważalna część zwyczajowego spotkania na rozmowach na organizację teatralnego przedsięwzięcia.

Rzeczywiście. Nie było sensu dalej spekulować na tematu zwiazane z teatrem. Do tego potrzebne było zaangażowanie wszystkich uczestniczek a te zdawały się przejść do głównej części dzisiejszego spotkania.

- Pozwólcie więc, że zacznę. - wstała szybko sygnalizując, że potrafi oddzielić pracę od przyjemności - Ostatnimi czasy ciągnie mnie do pióra. Postanowiłam więc popłynąć na fali. Dajcie mi proszę dokończyć później zaś bądźcie tak miłe i podzielcie się ze mną waszymi szczerymi opiniami, radami lub sugestiami. - kończąc te słowa wyciągnęła kilka kartek schowanych w sakwie. Rozwinęła je, wyprostowała się, przełknęła ślinę, rozejrzała po zgromadzonych biorąc parę głębokich wdechów i zaczęła. Zwracała uwagę na znaki interpunkcyjne, akcent i tempo.

W końcu jednak swój pierwszy publiczny występ miała za sobą. Nie czuła się podczas niego ani stremowana ani zażenowana. Płynęła i tyle. Zaś jak odebrały to znajome zaraz miało wyjść w praniu.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 29-06-2021 o 01:20.
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172