Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2021, 15:02   #30
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
IX. W POTRZASKU


Jack otworzył kratkę szyby wentylacyjnego, a potem zabrał gaśnicę i wyszedł z centrum dowodzenia, korytarzem ruszając z powrotem w kierunku rozwidlenia, skąd zamierzał ruszyć do maszynowni. Kiedy dochodził do mesy, usłyszał czyjeś kroki. Wtedy zauważył Lance’a. W oczach żołnierza krył się obłęd, patrzył na naukowca jakby go nie pozwawał a jednocześnie poznawał i brał za kogoś kim Brown Junior nie był. Czy tak samo weteran wyglądał gdy otworzył ogień do niewinnych ludzi zamieszkujących stację Sewastopol? Z pewnością.
- Znalazłem cię zdrajco – powiedział i niezrażony tym, że doktor trzyma w ręku gaśnicę ruszył na niego.

Caroline, siostry Coiro, Pickford i reszta skazańców wszelkie nieporozumienia i spory postanowili odłożyć na później. Sytuacja w jakieś się znaleźli wciąż wydawała niejasna, wciąż nie otrzymali żadnych odpowiedzi. Czy android grał z nimi w otwarte karty? Przynajmniej w kwestii X4212-Y2 nie kłamał, naprawdę widział w niej kogoś w rodzaju syntetycznego mesjasza. W sposób jaki na nią patrzył, jak się o niej zwracał nie pozostawał złudzeń, że tak jest. Do czego był zdolny żeby ją chronić, jakie miał wobec niej plany? Czy zniknięcie załogi mogło być jego sprawką?
Wyszli z luku magazynowego w korytarz, a potem ruszyli w stronę śluzy, którą jakiś czas temu przekroczyli doktor Jack Brown Junior i Lance. Villavuena szedł przodem, czujny i gotowy do ataku, kurczowo trzymał w ręku pistolet, przygotowany by w każdej chwili użyć, by bronić siebie i…pozostałych. W jakiś pokręty sposób ten prymitywny samiec, zbir i morderca stał częścią grupy. Może poczuł za nich odpowiedzialny? A może uznał, że z pozostałymi ma większe szanse? Tak czy inaczej nie przeszkadzało mu, że stoi zwrócony plecami do uzbrojonej Corinny. Miał ją za swoją sojuszniczkę. Vlad nie odstępował bliźniaczki na krok. Za każdym razem gdy Cori zwracała się do nastolatka, ten rumienił się, ale jednocześnie czuł wyróżniony, że to na niego zwraca swoją uwagę. Zarina też miała swojego wielbiciela, choć być może to za dużo powiedziane. Dwight uznał chyba, że warto trzymać się dziewczyny. Zari wiedziała, że w jakiś sposób zaimponowała blondynowi. Jako jedyna podchwyciła jego pomysł z drzwiami do kriokomory, więc uznał, że ma głowę na karku i razem mogą zdziałać więcej. Z nich wszystkich, nie licząc maszyn, był najmniej spięty, choć oczy zdradzały, że ten beztroski luz i swoboda to tylko maska. William Bloomberg korpo-zbrodniarz znajdujący u kresu swoich dni trzymał się na uboczu. Ludzi obdarzał pogardliwym spojrzeniem, mając ich wszystkich za naiwnych głupców, androidy mogły liczyć tylko na gniew i nienawiść. Pickford za to okazał natrętem i choć Caroline wyraziła się jasno w sprawie łączących ich relacji, wydawał sobie z tego nic nie robić, przykleił się do niej i chyba tylko rozwiązanie siłowe mogło ugasić jego zapał.
Za śluzą korytarz rozwidlał się w dwie strony. Jack Brown Junior poszedł w prawo, oni zdecydowali się iść w lewo. Tam zgodnie z oznaczeniami na statku miało znajdować laboratorium i stanowisko medyczne. To tam mieli w końcu zbadać istotę śmiercionośnego wirusa i odkryć który z nich jest Śpiochem.
Ale tak się nie stanie.
Kiedy tyko dotarli na miejsce, stanęli jak wryci. Za wielką taflą szkła odgradzającą korytarz od laboratorium zobaczyli ludzi a ludzie po drugiej stronie szklanej ściany zobaczyli ich. Uniformy nie pozostawały złudzeń, że to członkowie załogi Archimedesa. Osiem osób, trzy kobiety, pięciu mężczyzn. Dwóch z nich, wyglądających na strażników lub wojskowych trzymało miotacze ognia, każdy założył na twarz chirurgiczną maseczkę. Z przerażeniem patrzyli przez szklaną ścianę na skazańców. Patrzyli na nich jak na potwory.
- Puta madre – zaklął pod nosem Villavuena. Widząc wrogów, wstąpiła w niego werwa, próbował otworzyć drzwi do laboratorium, lecz te pozostawały zamknięte, dostępu bronił czytnik kart, nad czytnikiem znajdował interkom
- Teraz rozumiem – stwierdził Pickford sam do siebie - Laboratorium jest zabezpieczone tak, że nie wydostanie się stamtąd żaden obcy patogen. A skoro nie może się wydostać, to nie może się też dostać. Zamknęli się tam bo ktoś zniszczył kombinezony. Bo to jedyne bezpieczne miejsce na sta…
Pickford nie dokończył. Spojrzał na Williama Bloomberga. Starzec wpadł w niekontrolowane drgawki, chrząstki w pomarszczonej, upstrzonej plamami wątrobowymi szyi brzydko zachrupały. Kolejna ofiara Śpiocha za chwilę przestanie przypominać istotę ludzką, przepoczwarzy w wynaturzone monstrum. Ich wszystkich, po za androidami i nosicielem czekał taki sam straszny los.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 16-06-2021 o 15:50.
Arthur Fleck jest offline