Przepis na udany wieczór był prosty. Pokręcić się po targu tak ot chociażby, żeby się tylko pokręcić. Spotkać się z przyjaciółmi lub przynajmniej z częścią z nich. Obejrzeć wspólnie występy mniej lub bardziej znanych artystów załatwiało cześć rozrywkową. Mimo, że nie przepadała za takimi rozrywkami, ale jednak czas wspólnie spędzony w miłym towarzystwie potrafił podnieść na duchu i pozytywnie nastroić największego nawet ponuraka.
Na zakończenie miłego wieczoru pozostało tylko odwiedzić jakąś przyjemną karczmę chociaż pod być może mniej przyjemnie kojarzącej się nazwą i doprawić i tak już znakomite humory jadłem oraz odpowiednimi napojami. Nic prostszego i nic łatwiejszego... Żeby to zepsuć.
Salundra nasączona pozytywnym i energetycznym nastrojem Moli była w doskonałym humorze, tym bardziej, że udawali się w jedynym słusznym kierunku czyli do gospody by dobrze zjeść i popić. Jednak jak to mówi stare krasnoludzkie przysłowie jak chcesz rozśmieszyć bogów wystarczy im powiedzieć o swoich planach...
Pod wpływem dobrego nastroju nie zauważyła niczego niepokojącego, a przecież nie powinna aż tak tracić czujności. Poczuła jak Ferdynand Złapał ją za ramię:
- Czy widzisz to, co ja? - Zapytał wskazując pobliski zaułek.
Salundra w ułamku sekundy była trzeźwa. Trzeźwa w sensie, że cały dobry humor z dzisiejszego wieczora prysnął nagle jak bańka mydlana. W tym samym ułamku sekundy wróciły i zaskoczyły na miejsce jej wszystkie żołnierskie nawyki i umiejętności. Z ręka na uchwycie miecza ruszyła również biegiem za towarzyszem.
Coś takiego i to niemalże w środku miasta? Nie mieściło jej się to w głowie. Jednak jej zimnokrwisty wojskowy umysł już pracował na najwyższych obrotach.