Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2021, 16:23   #17
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bharrig musiał przyznać, że okolice Rozciągniętego Lasu były środowiskiem, w którym czuł się najlepiej. Trakty, choć nie do końca utrzymane w dobrym stanie, były o niebo lepsze od tego, co widział na ziemiach południa. Lasy, utrzymywane przez elfy, nie zatraciły swojej dzikości, za co krasnolud dziękował Silvanusowi. Buki i klony rosły między sobą, zaś krzaczaste podszycie zapewniało dość osłony, aby tylko doświadczona osoba mogła przedrzeć się przez gęstwinę, używając ścieżek wydeptanych przez zwierzęta. Choć wiedział, że elfy pilnowały okolicy, to jednak wolał przekonać się na własne oczy, że obozowisku, które mieli wkrótce rozbić, nie groziło nic, bowiem od tego zależało powodzenie ich misji.

Stworzenia, jakie rozpoznał przed sobą to były nimfy, które czasem napotykał na swojej drodze. Nie zawsze i nie wszędzie, bowiem żyły tylko w odosobnionych gajach, choć, oczywiście, Rozciągnięty Las mógł zapewniać im dość protekcji, aby niektóre z nich opuściły swoje polany i zawędrowały w okolice szlaku.

Nagość nie raziła Bharriga. Wiedział, że wiele istot lasu za nic miało koncepcję ubrania, które było powszechne w miastach. Pod tym względem, driady i nimfy miały całkiem dużo wspólnego ze zwierzętami, które ostatecznie często reprezentowały.

- Bądźcie pozdrowione w imię Ojca Dębu - rzekł Bharrig pod postacią niedźwiedzia, robiąc lekki ukłon. Ostatecznie, nie skradał się. - Jestem tylko wędrowcem w tych ziemiach. Nie kieruje mną zła wola.
- Ummm…? - Zdziwiła się młoda matka, i w sumie wszystkie kobietki, łącznie i z tymi całkiem maciupkimi, spojrzały po sobie. A niemowlę nadal ciągnęło spokojnie cyca…
- Kim jesteś? Wędrowcem? I co tu robisz?
- "Wędrujesz"? - Dodała ta druga, z nieco lakonicznym uśmieszkiem.
- Podążam z kompanami w stronę Gór Zachodzącego Słońca - rzekł niedźwiedź, nie chcąc od razu zdradzić byle komu celu ich podróży. Góry zdawały się być na tyle ogólnym celem, który nie mówił nikomu niczego konkretnego. - Na głównym trakcie moi kompanioni rozbijają obóz… Moim celem jest zapewnić im bezpieczny nocleg… Opiekę… - mruknął.

Głos Bharriga w skórze niedźwiedzia brzmiał nieco grubiej, choć nadal był rozpoznawalny dzięki pierścieniowi, który włożył wcześniej. Z ciekawością spojrzał na nimfy i dziecko. Był świadom tego, że kobiety nie widziały wiele mówiących zwierząt, stąd nie chciał ich przestraszyć. Zapewne domyślały się, z kim mają do czynienia.
- Czy mógłbyś zadbać o to, by twoi towarzysze nas "przypadkiem" nie nachodzili? Byłoby miło… - Powiedziała młodsza, i wstała, nie przejmując się swoją nagością. A malutka wróżka, uważnie przyglądając się niedźwiedziowi, usadowiła jej się na ramionku.
- Moi kompanioni nie zrobią wam krzywdy - rzekł przekonany o tym druid, który nie miał ochoty grać roli przyzwoitki dla jakichś nimf. Podszedł nieco bliżej, przyglądając się młodszej. - Czy elfy nie są dla was wystarczające?
- Wystarczające… w czym? - Kobieta przyjrzała mu się troszkę jakby podejrzliwie, a w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Jakżeby inaczej? - sapnął niedźwiedź, a w jego głosie zdawało się wyczuć humor. - Ty i twoje towarzyszki, przy szlaku, którym bogowie raczą wiedzieć kto podąża? I silni elfowie, którzy strzegą od niebezpieczeństw? Wszakowoż święte gaje są położone głębiej w lesie… - druid sapnął i spojrzał na dziecko. - Ha, faerie! Jeśli szukasz zabawy, dam ci ją! Podrap mnie no za uszami i rzeknij, czy się mylę…
- Tu jest strumyk, przysiadłyśmy sobie, ot tyle… - Odpowiedziała młódka, ale i zrobiła kroczek w stronę misia, ze słodkim uśmiechem.
- Galadai… - Szepnęła karmiąca piersią, widząc co jej towarzyszka wyprawia.
- A przemienisz się w prawdziwą postać? Pokażesz kim naprawdę jesteś? - Galadai postawiła kolejną bosą stópkę na trawie bliżej Druida będącego w zwierzęcej postaci…
- Strumyki rzadko są w przypadkowych miejscach - niedźwiedź zrobił dziwną minę, którą wyglądała jak uśmiech.

Bharrig zaczął zmieniać się. Ciemnobrązowe futro przerzedziło się, wielkie, niedźwiedzie szpony zmieniły się w parę dłoni, a tylne łapy zmieniły się w nogi.

- Galadai - to twoje imię, prawda? - Bharrig uśmiechnął się szelmowsko. - Rzeknij no, podoba ci się to, co widzisz?
- Krasnolud! - Zaśmiała się długoucha na takie widoki, a mała wróżka aż przyklasnęła w dłonie.
- Tak, to moje imię… - Dodała Galadai, i zerknęła na strumyk - To jak? - Mrugnęła do Druida.

A druga długoucha piękność nadal spokojnie karmiła niemowlę, z miłym uśmiechem obserwując rozwój wydarzeń.
Bharrig podszedł bliżej dziewczyny. Wyciągnął rękę i pogładził jej włosy, a następnie szyję i jędrne piersi. Jego ręce zatoczyły krąg, a następnie zawróciły w stronę szyi i zatrzymały się na podbródku, który zatrzymał i przyciągnął ku sobie, a następnie pocałował dziewczynę. Sądził, że to całkowicie wystarczyło za odpowiedź.
Po paru chwilach jego uwaga przeniosła się z ust na szyję dziewczyny, którą lekko przygryzł.

Dziewczę wprost pisnęło z radości, na wyczyny Bharriga, pozwalając mu na co miał ochotę… a różowe suteczki pobudziły się do życia.
- Chodź się popluskać - Ucałowała go przelotnie w usta, a naburmuszona wróżka, odleciała od Galadai. Długoucha z kolei cofnęła się o dwa kroczki od Krasnala, wchodząc do strumyka. Kucnęła w wodzie na kolankach, po czym zaczęła obmywać swoje piersi i brzuszek wodą, zachęcająco uśmiechając się do Druida.
Bharrig podszedł bliżej dziewczyny w strumyku, odwzajemniając jej uśmiech. Parę chwil zajęło mu ściągnięcie swojego ubrania, a kiedy tylko skończył, postąpił parę kroków naprzód. Wszedłszy w strumyk, woda miło przepływała między palcami, potęgując przyjemne wrażenia, które zapewniały oczy… I nie tylko.
Czując ciepło na swoim ciele, pogładził twarz klęczącej dziewczyny. Postanowiwszy skorzystać z pozycji w której się znajdowała, zaprezentował przed nią swoją męskość, oczekując jej reakcji. Powiadają, że faerie, które są nieludzko piękne łowiły niekiedy mężczyzn, aby włączyć ich w swoje gaje i społeczności. Zastanawiał się… Czy być może przypadkiem nie stał się jej ofiarą? Jeśli tak było w istocie, był to całkiem przyjemny sposób na zerwanie ze światem, który znał dotychczas.
Galadai zrobiła na chwilkę lekko zaskoczoną minkę, wpatrując się w "interes" Krasnoluda, a po chwili na jej twarzy wymalował się radosny uśmieszek… zaczęła obmywać nogi Druida wodą, tak powyżej kolan. Powoli, przesuwała dłonie wyżej i wyżej, co chwilę obmywając jego ciało chłodną, i przyjemną wodą.
- Jej, ale owłosiony jesteś, jak prawie prawdziwy misiu - Zachichotała, a jej oczka skakały to z twarzy Bharriga, to na jego męskość.

Matka skończyła karmić dziecko, i tuliła je teraz do ramiona, gładząc jego plecki. Wpatrywała się w parkę w strumyku, i miło uśmiechała… a dwie malutkie wróżki, które uciekły na drzewo ponad nią, zaczęły się o coś kłócić, mocno przy tym gestykulując.

Krasnolud postanowił iść za przykładem faerie, obmywając swoje ciało w strumyku. Jako że był przyzwyczajony do szlaku, na którym niewiele zwracano uwagi na zapachy, mógł nie zauważyć tego, że być może po prostu pachniał tym, co na szlaku jest: pyłem, tygrysem, i wszystkim, co spotkało ich do tej pory. Nie chciał, aby fae zapamiętała go po zapachu gnolli.

Umywszy się wreszcie, jego uwaga spoczęła na ciele Galadai: ucałował raz jeszcze karminowe usta dziewczyny, jednak jego niecierpliwe ręce błądziły na jej piersiach i nieco poniżej.

- Kim są te skrzydlate? - zapytał, jakby odruchowo, zahipnotyzowany jej cielesnością. Eksplorował ciało fae, jego palce zataczały kręgi na jej udach, kierując się na plecy i później powracając.
- To nasze przyjaciółki. Mieszkamy tu razem… - Paluszki Galadai również zaczęły wędrówki cielesne, najpierw Druida miło drapała po torsie, powoli schodząc dłonią w dół - …. i chyba są o ciebie zazdrosne - Dziewczyna cichutko zachichotała, a jej paluszki przeszły na brzuch brodacza… i w końcu nieco niżej.
Bharrig nie odpowiedział, pozwalając, żeby jego czyny przemówiły za niego. Bharrig poczekał chwilę, przyglądając się ruchom Galadai. Pocałunki krasnoluda lądowały na ciele nimfy, najpierw na jednej piersi, potem na drugie, a potem coraz niżej i niżej.

- Pozwól mi, Galadai - rzekł Bharrig. - Zanim…

Mając nadzieję, że dziewczyna nie ma nic przeciwko, zniżył się jeszcze bardziej, aby zobaczyć kobiecość Galadai w całej jej krasie. Kiedyś słyszał, że podobno taki widok przynosi szczęście i odgania demony, jednak ile w tym było prawdy (i dlaczego nie było takich widoków więcej na szlaku, jeśli to była prawda), tego wiedzieć nie mógł. Na próbę tknął językiem to, co było przed jego twarzą, oczekując zachęcenia lub reprymendy. Odpowiedzią zaś był wesoły chichot, i Galadai pogłaskała klęczącego przed nią Druida po głowie. A potem rozstawiła nieco szerzej nóżki, by miał lepszy dostęp do bardzo skromnego blond krzaczka…
Bharrig uśmiechnął się, sięgając głębiej i głębiej. Oddał się całkiem pieszczotom dla swojej towarzyszki, kierując się dźwiękami, które wydawała z siebie i tym, w jaki sposób reagowało jej ciało. Iście, choć krasnolud nie był mieszczuchem i nie bywał na sztukach, jakie czasem wystawiały trupy podróżujących minstreli, to za punkt honoru obrał sobie, aby jego język wygrywał najlepsze melodie na instrumencie znajdującym się przed jego twarzą. To intermezzo było jak najbardziej potrzebne, aby doprowadzić do logicznego zakończenia przedsięwzięcia, które, choć nie było nawet na horyzoncie, to wszakowoż niczym wprawny cieśla musiał zbudować ku niemu solidne fundamenty. Tedy nie szczędził wysiłku i wyczyniał piruety, nadawał rytm i ten sam rytm później łamał umyślnie, a także mylił krok ku uciesze swojej partnerki, która wydawała się nie posiadać ze szczęścia, o czym niezawodnie informowały go jej drżące uda i jęki dobywające się gdzieś tam, na górze… i zarzuciła nawet jedną nóżkę na jego ramię, a obiema dłońmi docisnęła głowę Krasnoluda, po chwili zaś pięknie, cichutko, i długo obwieściła spełnienie rozkoszy… musiał ją nawet przytrzymać za pipucię, inaczej jak nic przewróciłaby się w strumyk.
- To było słodkie - Szepnęła, uspokajając oddech, znowu gładząc jego głowę, i miło się uśmiechając.
- Położysz się na trawie? - Spytała Galadai, figlarnie przygryzając usteczka.
- Niech będzie - uśmiechnął się Bharrig, który, zanim postąpił parę kroków w stronę trawy, ucałował Galadai.
Na trawę szedł wolno, ociągał się. Czekał, aż ona zrówna kroku… i dostał nawet klapsa wśród jej chichotu. Położył się w końcu. Trawa była przyjemnie chłodna. Leniwie oczekiwał i wodził wzrokiem za nimfą. Ta przyklęknęła obok niego, uśmiechając się, po czym tak po prostu pochyliła, i zajęła dłonią, ustami, i języczkiem jego przyrodzeniem… zdecydowanie wiedziała, co tam robi.
Krasnolud pozwolił sobie poczekać. Wyglądało na to, że jego podejrzenia co do lokacji nimf przy szlaku były uzasadnione. Usta i palce dziewczyny rozumiały zbyt wiele, aby sądzić, że jest to dla niej pierwszyzna. Wręcz przeciwnie, rozumiał, że dziewczyna była sprawna, a nawet sprawniejsza ze swoimi dłońmi od Bharriga.
Wreszcie, wiedząc, dokąd sprawy zmierzają, krasnolud podniósł się i ujął twarz dziewczyny w dłonie.

- Wejdź na górę - rzekł, uśmiechając się szelmowsko. Galadai pokiwała energicznie główką, po czym zrobiła jak chciał. Szybciutko okrakiem na Druida, i powoli się na niego nabiła, wśród przeciągłego jęku. Dłońmi podparła się o jego tors.
- Och… tak lubię… - Zamruczała, gdy powoli w nią wchodził, coraz głębiej i głębiej.
Dziewczyna ujeżdżała krasnoluda, a każde z pchnięć było nagrodzone westchnieniem lub jękiem. Rzeczywistość dla Bharriga przez parę następnych dłuższych, bardzo długich chwil zawarła się właśnie między tymi punktami: strumykiem, który leniwie płynął w dal, między zarośla. Dźwiękiem płynącej wody i ćwierkaniem ptaków. Uśmiechem drugiej nimfy, która w milczeniu obserwowała parę, która uprawiała miłość. Lepkim, rytmicznym dźwiękiem uprawianej miłości właśnie, który mieszał się z niedźwiedzimi sapnięciami Bharriga i wysokim głosikiem faerie. Słodkim zapachem nimfy, a także jej piersiami, które podskakiwały niczym para dorodnych saren hasających przez gaje. Krasnolud uparcie dążył do konsekwentnego finału, powoli przyspieszając tempa. Dziewczę zaś było bardzo zadowolone, jęcząc pięknie i z uśmieszkiem, również zwiększając tempo owego galopu, by zgrać ruchy z Krasnalem do momentu spełnienia, który był tuż tuż…

Tempo w istocie przyspieszało. Początki były wolne i leniwe, jednak postępowały nieubłaganie. W objęciu ud dziewczyny, Bharrig przyspieszał, a dźwięki miłości odbijały się po polanie niczym modły w świątyni. Obserwowani przez parę wróżek i uśmiechniętą matkę, byli całkowicie zajęci sobą.

Wreszcie, krasnolud jęknął i wytrysnął głęboko w łono Galadai, przez chwilę słabnąc i zatracając się w hipnotyzującym uczuciu. Co było wtedy piękniejsze? Twarz dziewczyny, pełna uniesienia? Jej falujące włosy lub piersi, które w spazmach upojenia drżały? Lub może była to para warg, które chciwie wysysały krasnoluda? Nie wiedział, na chwilę zagubił się w niej.

Po paru dłuższych chwilach dziewczę położyło się w przód, zalegając na nim, z błogim uśmiechem wodząc paluszkiem w owłosionej klacie. Jej wnętrze było ciepłe, wilgotne i lepkie, w istocie, miał ochotę w nim być cały dzień i pozostawić swoich kompanów przy ognisku - cóż, musieliby poradzić sobie bez zwiadowcy, bowiem piersi dziewczyny i ich widok był czymś, za co warto było postradać niejeden smoczy skarb. Wdzięczny, złożył pocałunek na jej ustach, nie potrzebując słów, żeby wyrazić swoje uczucia. Galadai najwyraźniej jednak nie całkiem…
- Dziękuję - Szepnęła milutkim głosikiem, zerkając Druidowi w twarz.
Druid spędził jeszcze z fae parę upojnych chwil. Po pewnym czasie jednak stwierdził prosto:

- Potrzebuję sprawdzić, jak mają się moi kompani - rzekł bez ogródek druid, w istocie mając nadzieję, że jego kompanioni nie zostali rozszarpani przez dzikie bestie lub inne stwory lasu. Chwile z Galadai były upojne, jednak ostatecznie pozostała świadomość tego, że była nimfą, co oznaczało, że dziewczyna niekoniecznie była zainteresowana nim jako nim właśnie, ale raczej bardziej prawdopodobne było, że grupka przemieściła się z gaju ukrytego głęboko w lesie, aby przy szlaku nęcić podróżników, którzy z czasem mieli zostać - świadomie lub nieświadomie - ojcami swoich dzieci faerie, bowiem właśnie o to zapewne chodziło.

Oczywiście, nimfy były tak samo skore do robienia krotochwil, jak ich dalecy kuzyni, czyli fauny. Druid nie miał pojęcia, w jaki sposób przedstawicielki rasy, z którą miał do czynienia, zabiegały o przedłużenie swojego gatunku, ale podejrzewał, że tak samo jak i inne istoty, nimfy wiedziały co nieco o dekoktach z ruty lub rożnika i odpowiednio stosowały tę wiedzę. Myśl o tym, czy przypadkiem za parę lat po lasach nie będą błąkać się bastardy spłodzone przez niego zapewne będzie miała go nękać jeszcze przez parę dni. Ile z tego miało znaczenia dla Galadai - mógł tylko zgadywać. Fae nie były przewidywalne i wiedzę o nich miał tylko przelotną.

Tymczasem, aby złagodzić ból pożegnania, druid zasypał dziewczynę pocałunkami i zapewnieniami o rychłych ponownych odwiedzinach. Kiedy upewnił się, że dziewczyna była zaspokojona pod wszelkimi względami, ubrał się i na odchodne pocałował piękną fae raz jeszcze.

- Nie zapomnę cię - rzekł. W odpowiedzi otrzymał czarujący uśmiech od obu, a Galadai nawet za nim machała, gdy odchodził…



* * *

Droga powrotna, po pożegnaniu się z Galadai, zeszła bez przygód. Druid, chcąc wtopić się w tło, ponownie przybrał formę niedźwiedzia, dzięki czemu zyskał możliwość węchu i nieco ostrzejszego słuchu. Oddaliwszy się od polanki, na której przeżył z nimfami parę upojnych chwil, stwierdził, że okolica - póki co - była w miarę bezpieczna. Ostępy leśne, choć zdziczałe przez upływ czasu, zdawały się nie być siedliskiem gnolli, ogrów lub też innych złych istot. Elfy zdawały się sprawować dobrą pieczę nad lasem, dzięki czemu zasoby druida, póki co, były nietknięte.

Podczas swoich eskapad leśnych nie zauważył zbyt wielu elfów. Węch informował go, że nimfy także odeszły w swoją stronę - w głąb lasu. Po drodze, zauważył parę jagód, które zebrał i które później zamierzał uczynić magicznymi za pomocą zaklęć. Kiedy zakończył obchód wokół okolicy, postanowił zacząć wracać.

Co do Galadai, druid nie czynił sobie złudzeń, że przelotna miłostka z fae mogła oznaczać coś więcej. Przeciwnie, zarówno legendy, jak i osobiste doświadczenia krasnoluda mówiły, że fae mogły kręcić się niedaleko szlaków z powodu chęci zabawy (jako że ich natura zawsze bywała kapryśna), ale całkiem prawdopodobne było, że dziewczęta porywały młodzieńców na szlaku, aby zdobyć ich nasienie, które później używały w swoich rytuałach w świętych gajach. Pod tym względem fae nie były aż tak różne od zwierząt lub duchów lasu, którym obce były pojęcia cywilizacji. Bharrig nie dbał o to. Dziewczyna wydawała się zadowolona, całość nie będzie miała konsekwencji na najbliższą przyszłość, jak sądził.

Powróciwszy do obozowiska, pomagał swoim kompanom rozstawić obozowisko. Sam zazwyczaj sypiał pod gołym niebem na szlaku, jeśli tylko pogoda na to pozwalała, czasem tylko zbijając prosty szałas z liści i gałęzi pod koronami drzew.

- Okolica bezpieczna - rzekł swoim kompanom. - Elfowie zdają się sprawować dobrą opiekę. Po drodzę zamarudziłem, krążąc po ostajach, ale zebrałem nieco jagód - rzekł, wskazując na garść, z których część była zaklęta. - Elfowie chronią szlak, ale zapewne dobrze zrobimy, jeśli nie będziemy z niego zbaczać - tu rzucił spojrzenie na miejsce nieco dalej w lesie, gdzie przysiągłby, że przed chwilą zobaczył jedną z długouchych sylwetek. - Zdaje mi się, że nie będą mieli nic przeciwko ognisku, jeśli tylko nie będzie zbyt wielkie. Suchych gałęzi jest aż nadto.

Póki co, podróż nie zapowiadała się wyjątkowo ciężko - wręcz przeciwnie, druid rzekłby, że szlak, do którego był przyzwyczajony kazał mu myśleć o ostatnich paru dniach wręcz jako o sielance.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline