Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2021, 18:04   #74
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację


- Przeprosiny przyjęte - powiedział wprost Lwyd, klepnąwszy komisarza w ramię. Zdawał sobie sprawę, że to wyznanie musiało go wiele kosztować i nie zamierzał do tego wracać. - Odnośnie dziadka… Najchętniej pojechałbym zobaczyć to miasteczko, uczyli mnie jednak w jednostce, że nie zostawia się wrogów za plecami. Wbijali też do łba: “zaczekaj na wsparcie”. - Uśmiechnął się szeroko do towarzyszy. - Jest nas troje… - Odchrząknął, pogłaskał suczkę po głowie, po czym poprawił się szybko. - Czworo. Spodziewamy się większych problemów?
- Wygląda na to, że Edd siedzi tu sam - Owen spojrzał wymownie w kierunku skarpy. - Nie spodziewałbym się oblężenia Konstantynopola. Z drugiej strony to ponoć przebiegła bestia, więc nie można faceta lekceważyć.
- Masz broń - stwierdził bardziej niż spytał Siwy, odsłaniając jednocześnie kaburę pod połą płaszcza. - Gość jest u siebie i raczej uzbrojony nie zawaha się przed zabijaniem. Jeśli więc zdecydujemy się tam wejść, trzeba liczyć się z tym, że zacznie się strzelanina. Może być niebezpiecznie.
- To dla mnie nie pierwszy raz, dla ciebie jak widzę również.
Owen przygryzł wargę i spojrzał na Robin.
- Idziesz z nami czy wolisz zostać?

- Idę, oczywiście – pytanie Owena przywróciło Robin do rzeczywistości.
Wcześniej stała, przeglądając się swojemu psu, który hasał jak szczeniak za motylkami. Jak randomowy szczeniak, Foxy jako młodziak była bardziej skupiona.
- Foxy, noga – odwołała ją. – Przypięła linkę do obroży.
- Jest coś dziwnego…
- popatrzyła na mężczyzn. – Ona zwykle się tak nie zachowuje. Zawsze była uczona ignorowania otoczenia, a tu.. sami widzicie. Albo to przypadek, albo zbliżamy się do czegoś.
- Niewykluczone -
mruknął Huw. - Nie zdziwiłbym się, gdyby dziadek miał jakiś sposób monitoringu otoczenia, potykacze, czy może coś bardziej w jego stylu, jakieś totemy czy inne czary, co właściwie podsuwa mi jeden pomysł. - Spojrzał jeszcze raz na chatę i jej otoczenie. - Moglibyśmy podejść z Owenem od strony lasu, ale spodziewam się, że Pieniek w jakiś sposób może być ostrzeżonym przed intruzami, dlatego myślałem o odciągnięciu jego uwagi. Pomysł jest taki. Robin da nam dwadzieścia minut na podejście lasem, po czym podjedzie moim samochodem od strony drogi. Może postawić go w poprzek zjazdu, żeby uniemożliwić mu wyjazd, zabrać kluczyki i uciec. To powinno wywabić dziadka z chaty. Nas z Owenem się nie spodziewa. Wtedy powinniśmy go dopaść. - Podrapał się po czapce. - Trzyma się kupy?
Siwy najbardziej martwił się tym, że w lesie są kukły, które będą chciały wpłynąć na ich umysł. On z dziewczyną powinni być odporni ale Gryffith? Będzie musiał go mieć na oku. Kolejnym zmartwieniem był fakt, że właściwie nikt nie wiedział gdzie obecnie są i jeśli cokolwiek pójdzie nie tak… Właściwie dzwoniąc do Owena nie myślał, że ten od razu przyjedzie im pomagać. Liczył na to, że w razie gdyby zniknęli, będzie wiedzieć gdzie ich szukać. Teraz czuł się z tym trochę nieswojo. Paul był ranny i nie chciał go obarczać dodatkowymi kłopotami, jeszcze gotów był tutaj przyjechać. Wariat. Byli zdani tylko na siebie.

- Dla mnie ok - powiedziała Robin. - Daj kluczyki.
Lwyd sięgnął do kieszeni.
- Uważaj na siebie.
Robin uśmiechnęła się.
- Tylko tym się zajmuje. Wy też się pilnujcie.
Poszła do samochodu.
- Dwadzieścia minut - przypomniał Huw, po czym zwrócił się do Owena. - Idziemy?
Owen tylko skinął głową i po prostu ruszył w las.

Robin tymczasem wsunęła się za kierownicę. Foxy zwinęła się w kłębek w nogach, przy fotelu pasażera.
Kobieta wyciągnęła komórkę, sprawdziła czas. Przemknęło jej przez myśl, że powinni byli zsynchronizować zegarki. Absurdalność skojarzenie rozbawiła ją.
Mimo to napięcie narastało. Sądziła, że kontakt z narzeczonym poprawi jej nastrój, ale tak się nie stało. Rzuciła szybkie spojrzenie na psa. Włączyła lokalizację w komórce, a potem opcje namierzania. Posłała do narzeczonego pinezkę .
' Będziesz wiedział, gdzie jestem' wstukała mu.

Will zareagował szybko. Chwilę potem przyszedł do niej sms: „Przyjąłem i zakładam, że nie jesteś na grzybach. Będę w pogotowiu”.
Kobieta przeniosła spojrzenie na psa. Foxy najwidoczniej wyczuła nastrój swojej pani, ponieważ teraz ani myślała o zabawie. Wyglądała wręcz na czujną i stale spoglądała to na las jako taki, to znów w stronę, gdzie stał dom.
Robin zaś skrupulatnie odczekała swoje 20 minut, trochę przekomarzając się z Willem smsami, co i z kim może robić w lesie, a trochę obserwując psa i okolicę.

Po ustalonym czasie wrzuciła jedynkę i ruszyła w stronę domostwa. Miała nadzieję, że facet wyjdzie z domu. Nacisnęła klakson, dojeżdżając i ustawiając pojazd tak, aby zablokował drogę. Jak tylko to zrobiła, okolicę przeszył donośny odgłos. Przestrzeń doliny nieco go zniekształciła, toteż Robin nie od razu rozpoznała, że dźwięk był psim zawodzeniem. Foxy z kolei podniosła uszy do góry, jednocześnie spoglądając na prawo od chaty. Moment później coś zakotłowało się w tamtejszych zaroślach. Dopiero po kilku chwilach wystrzelił stamtąd łaciaty buldog amerykański - na szczęście z innej strony, niż ta, którą obrali Owen i Huw. Dotychczas zwierzę musiało przeczesywać okolicę, lecz klakson natychmiast przywołał je w pobliże domu.
Pies nie ruszył się jednak dalej i przysiadł tuż na ganku. Wszystkie mięśnie miał napięte jak sprężyny i wystarczyłby jeden impuls, aby porwał się do szaleńczego biegu. Robin potrafiła odczytywać takie rzeczy od razu.

Drzwi domu otworzyły się, a ze środka powoli wyszedł Pieniek. Był ubrany jak poprzednio, jego mina sugerowała zaś, że wcale nie był w lepszym humorze. Tym razem uzbroił się w cięższy kaliber: na ramieniu niósł myśliwski sztucer z lunetą.
Mężczyzna zaczął bez pośpiechu zmierzać ku Robin, a w stronę psa wykonał jedynie ruch głową. Buldog natychmiast podniósł się z ziemi i kroczył teraz obok niego.

Robin też wyciągnęła zdobyczny pistolet z nerki przy pasie. Chyba nigdy wcześniej nie strzelała, ale to nie powinno być skomplikowane… Coś się odciąga, coś naciska… widziała w filmach. Przyjrzała się rewolwerowi. Pistolet, jak pistolet.

Pies był absolutnie słodki. Robin by go nie wybrała, ze względu na zbyt krótką kufę - preferowała rasy bardziej pierwotne, mniej zmienione. Wiele osób sądziło, że rasa jest agresywna, ale buldogi amerykańskie były przyjazne i łagodne, choć energiczne. Jednak w opisie rasy była też lojalność, pewność siebie i dominacja. Robin nie wiedziała, jakiej socjalizacji i treningowi poddany został pies. Tym niemniej bardziej niż zwierzak niepokoił ją karabin w rękach mężczyzny.

Zablokowała drzwi samochodu.

Edd wraz ze swoim pupilem nadal podążali równym tempem. Pieniek wykrzywiał kilka razy głowę, próbując dojrzeć kto znajduje się w aucie. Wreszcie poznał kobietę i zatrzymał się w odległości, która pozwalała usłyszeć go nawet przez szyby auta. Broń trzymał z boku, ale jego palce zdawały się wystukiwać rytm na drewnianej kolbie.
- Nie chciałem zrobić twojemu koledze krzywdy - zawołał do Robin. - Sam to wymusił. Ale postawmy sprawy jasno. Do ciebie również strzelę, jeśli zrobisz coś głupiego. Na początek radzę wyjść.
- W porządku - odpowiedziała Robin. Samochód stał bokiem, blokując podjazd. Kobieta otworzyła drzwi, dając jednocześnie sygnał psu, żeby został tam, gdzie był.
Wyszła powoli, ciągle ściskając broń w dłoni. Samochód odgradzał ją od mężczyzny i pozwalał ukryć pistolet. Trzymała go nisko, chowając za bryłą auta.
To zdało się pozornie uspokoić mężczyznę. Lekko rozluźnił swoją postawę, ale broń wciąż trzymał w pogotowiu.
- Więc jednak masz trochę rozumu - stwierdził chłodno. - Domyślam się dlaczego tutaj przyjechałaś. Zresztą, jeśli gadałaś ze Sparks, to i tak pewnie już ci coś zdradziła. Posłuchaj, wiem że nie przyszłaś tam na parking, ot tak porozmawiać - Edd cmoknął sinymi wargami. - Cokolwiek planujesz, to bez znaczenia. Nie masz wpływu na to, co się stanie. Rozumiesz o czym mówię? - stary posłał behawiorystce przenikliwe spojrzenie.
Kobieta przeskanowała szybkim spojrzeniem okolice, szukając mężczyzn. Potem zogniskowała spojrzenie na twarzy Pieńka.

- Słyszę i rozumiem, co mówisz, ale trudno mi się z tym pogodzić. Dostałam od Sparks dwa, może trzy dni. Jeśli ich nie wykorzystam… skończę jako warzywo. To znaczy, ze nie mam nic do stracenia. NIC – podkreśliła słowo. –- Dlatego spróbuję wszystkiego. Rozumiesz o czym ja mówię?
Wszystkiego…
- powtórzył Edd. - A masz jakikolwiek plan? Co właściwie chcesz zrobić? Mieszasz się w sprawy, których nie rozumiesz, a wchodząc mi w drogę tylko pogarszasz swoją sytuację.
- Mojej sytuacji nie da się pogorszyć - Robin pokręciła głowa. Cały czas stała za bryłą samochodu, maska zasłaniała broń. - Może jednak znajdę kogoś, kto pozwoli mi ją polepszyć. Taki właśnie jest mój plan.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline