Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2021, 20:14   #75
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Jakiś czas wcześniej Owen i Huw szli dość zbitą gęstwiną, lawirując wśród paproci skrywających zdradliwe uskoki oraz nory. Gryffith milczał dłuższą chwilę i ograniczał do wskazywania najbardziej przystępnej drogi. Obydwaj musieli stale się pilnować, aby nie wejść w potencjalne pole widzenia Pieńka. Jednocześnie odejście zbyt daleko groziło zabłądzeniem wśród szpaleru drzew.
Policjant zszedł właśnie ze zbutwiałego pniaka i mruknął niby od niechcenia.
- Więc, ten Edd… jak sądzisz, kim on właściwie jest? Mieszkam tu dłuższy czas, a w sumie tego nie wiem.

- Nie wiem dokładnie - przyznał po chwili Lwyd usuwając się zręcznie przed gałęzią puszczoną przez komisarza, - ale zdaje się być lokalną grubą rybą, której zależy bardzo, żeby pewne sprawy nie wyszły na światło dzienne. Działa tutaj coś w rodzaju bractwa kultywującego dawne, mroczne rytuały, oddające cześć jakiejś nadprzyrodzonej sile, która w pewien niezrozumiały dla mnie sposób powoduje, że ludzie zatracają się w innej, wyśnionej rzeczywistości. Ten walący się dom, który widziałeś z Carmichell, o czymś takim mówię. Nie wiem w jaki sposób to wpływa na ludzi ale zdaje się działać tylko na tych, którzy przeżyli jakąś traumę. To w jakimś sensie otwiera… hmmm… drzwi. Pieniek - wrócił do sedna pytania - pilnuje, żeby nikt nie interesował się zniknięciami w okolicy. Chroni tajemnice bractwa.
Owen spoglądał przed siebie, ale jego mina świadczyła, że uważnie słuchał Huwa. Prawdopodobnie jeszcze wczoraj w ogóle nie pytałby kogoś o zdanie, lecz ostatnie wydarzenia zdawały się w nim coś zmieniać.
- Szalona teoria, ale niech mnie zastrzelą… to ma jakiś sens. Trzeba drania przycisnąć, żeby puścił farbę. Czego zapewne nie zrobimy po prostu go aresztując. Przede wszystkim za kratkami trudno kogoś dobrze połaskotać, to już nie te czasy. Poza tym… - zawahał się przez chwilę - mam wrażenie, że niektórzy policjanci patrzą na to wszystko przez palce. Czy są kupieni, nie wiem, ale w świetle twoich słów to by się nawet zgadzało.
- To by miało sens - odparł po chwili zastanowienia. - W okolicy znikają ludzie i mam wrażenie, że policja nie zajmuje się tym wystarczająco uważnie. Wybacz - zreflektował się po chwili.
Gryffith wzruszył ramionami.
- I tak oficjalnie robię w drogówce. Poza tym masz rację.
Funkcjonariusz znów zamilkł, lecz tym razem dlatego, że wreszcie zaczęli zbliżać się do budynku. Spomiędzy rosłych pni ujrzeli tylną część domostwa Edda. Wyglądało na to, że nie było tam dodatkowego wejścia, natomiast na parterze dało się ujrzeć przynajmniej dwoje okiennic. Jedna z nich była zabita na głucho, druga jednak wyglądała na uchyloną.
Obydwaj mężczyźni przycupnęli między zwartymi kępami kosodrzewiny, które dawały całkiem dobrą osłonę. Stąd mieli do swojego celu około sześćdziesięciu metrów. W tym momencie Owen znacząco spojrzał na swój zegarek - był to znak, że powinni odczekać jeszcze kilka minut do ustalonych dwudziestu. Kolejny ruch należał bowiem do Robin.
Wkrótce okazało się, że kobieta nie zawiodła. W ustalonym czasie usłyszeli klakson, lecz zaraz potem dwójkę mężczyzn doszło coś jeszcze - było to zajadłe szczekanie. Gryffith skinął na swojego towarzysza i zaczął opuszczać swoją kryjówkę, zaś Siwy wyciągnął broń z kabury i ruszył za policjantem.
Obydwaj szybko przemierzyli odległość dzielącą ich od budynku. Owen natychmiast przyparł do jednej z okiennic i ostrożnie uchylił ją swoim pistoletem. Pomieszczenie wewnątrz okazało się być prosto urządzoną kuchnią. Warunki były dość spartańskie: w oczy rzucał się zardzewiały kran, rozchybotany stół oraz stosy pokrytych osadem talerzy. W głębi pomieszczenia dojrzeli również jakiś tłumok.
Detektyw ominął Gryffitha i wyjrzał za róg budynku, tam gdzie spodziewał się, że Pieniek wyszedł na spotkanie dziewczynie.
Nie mylił się: obydwoje spoglądali właśnie na siebie. Robin stała za samochodem, który blokował drogę wyjazdową. Z kolei Pieniek trzymał jakiś karabinek lub strzelbę, towarzyszył mu również większy pies. Edd był oddalony od Huwa o jakieś sto pięćdziesiąt metrów, a Carmichell o kolejne czterdzieści.
Siwy dał znać Owenowi, że ma Pieńka w zasięgu wzroku i żeby obszedł budynek z drugiej strony, sam zaś z wymierzonym w mężczyznę glockiem zaczął skracać dystans, starając się wykorzystać istniejące przeszkody jako potencjalną osłonę.
Gryffith bez słowa zmierzył na ustaloną pozycję, następnie obydwaj mężczyźni ruszyli wzdłuż przeżartych kornikami ścian. Huw na bieżąco analizował swoją sytuację. Niestety wyglądało na to, że był skazany poruszać się głównie po otwartej przestrzeni. Wątpliwą ochronę dawały mu co najwyżej skarłowaciałe drzewa, które rosły tu i tam na podwórzu. Trochę dalej od drogi leżały jednak omszałe kamienie - mógł się ich trzymać na tyle blisko, aby móc doskoczyć za którąś ze skał.
Minęli od dwóch stron ganek i szli teraz mniej więcej równo w kierunku Edda. Mieli do niego lekko ponad sto metrów, gdy pies tamtego odwrócił się, podrzucając łeb do góry. Rozległo się gardłowe szczeknięcie. Owen również spojrzał za siebie, stojąc teraz bokiem między Robin a dwoma mężczyznami.
Siwy odszedł w bok od drogi. Po pierwsze, w razie zauważenia, chciał odciągnąć uwagę od Owena. Po drugie, na poboczu były marne drzewka, które mogły służyć za mizerną osłonę. Po trzecie wreszcie, chciał zmienić kąt podejścia, żeby dziewczyna, która schowała się za samochodem i uzbrojony mężczyzna nie stali w jednej linii. Nadkładał drogi, ale ciągle starał się skrócić dystans do takiego umożliwiającego pewny strzał.
- Rzuć broń! - krzyknął Lwyd mierząc do mężczyzny, gotowy strzelić w korpus na każdy jego gwałtowniejszy ruch. - Rzuć broń! Żadnych gwałtownych ruchów!
Edd zastygł jak słup soli. Przez jego twarz przebiegł jakiś grymas, ale wiedział już że skrewił. Robin zajęła go dostatecznie długo, aby Owen i Huw mieli czas na dotarcie do swoich pozycji. Oczywiście nadal dzieliła ich spora przestrzeń, lecz koniec końców Pieniek był otoczony.
Stary rzucił broń. Był spokojny. Spojrzał najpierw w kierunku Carmichell, a potem zlustrował obydwu mężczyzn.
- Nie wiem co chcecie osiągnąć, ale to bez sensu - wzruszył ramionami. - W pobliżu roi się od moich ludzi. Jeśli cokolwiek mi zrobicie, to nie zdążycie tego pożałować.
- Ręce za głowę! Na kolana! - Siwy nie wychodził z roli złego policjanta. Skrócił dystans na tyle, że mógł zastrzelić i mężczyznę i psa, gdyby go zaatakował. Owen zrobił to samo, zachodząc go z boku i nie stając na linii strzału. Tymczasem Edd wykonywał polecenia dość opieszale, lecz nie okazywał bezpośredniego oporu. Gdy Pieniek klęknął, Huw wydał kolejne polecenie.
- Każ psu wejść do domu!
Zwierzak jakby zrozumiał, że to o nim mowa. Dotychczas kręcił się w miejscu nerwowo, czekając na sygnał swojego pana. Teraz pochylił ciało do dołu i ponownie zawarczał.
Robin obeszła, powoli samochód. Ciągle ściskała w dłoni broń. Kątem oka śledziła psa.
- Odwołaj go - powiedziała do Pieńka.
Pieniek powoli podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy Carmichell. Na krótką chwilę kobieta dostrzegła w jego obliczu coś chytrego. I wtedy wszystko stało się równocześnie. Edd krzyknął jakieś mało składne słowo, które jednak pies od razu zrozumiał. Buldog wyskoczył szybko w stronę Owena, który dotychczas stał w pobliżu czworonoga. Jego właściciel sięgnął z kolei gdzieś za swoją pazuchę, próbując z powrotem odwrócić się do Huwa.
Robin - nie namyślając się - uniosła broń, skierowała w stronę Pieńka i wystrzeliła.
Odruch mięśniowy, coś czego Lwyd nauczył się w szkole policyjnej zadziałał prawidłowo. Broń wycelowana w prawe ramię mężczyzny wystrzeliła zlewając się w jeden wystrzał ze strzału oddanego przez Robin. Podbiegł do Pieńka jednocześnie obserwując kątem oka czy Owen poradzi sobie z psem.
Edd zdążył jeszcze wyszarpnąć to, co trzymał dotychczas w ukryciu. Jednocześnie odezwały się dwa wystrzały. Robin nie była z oczywistych względów wprawiona w walce bronią palną: ręka lekko jej zadrżała, lecz sam pocisk ostatecznie utknął w barku mężczyzny. Huw namierzył drugą rękę. W jego przypadku nie było praktycznie mowy o pomyłce, a kula trafiła dokładnie tam, gdzie chciał.
Pieniek upadł na ziemię i wydał z siebie zdławione przekleństwo. Dopiero teraz dwójka ujrzała, co trzymał w rękach. Był to sklejony z gałązek i kości humanoidalny kształt, który przypominał trochę miniaturową wersję leśnego totemu. Również w tym samym momencie Lwyd poczuł, że coś w głębi jego kieszeni lekko zawibrowało, jakby na samą obecność osobliwego rekwizytu. Nie zdążył jednak tego sprawdzić, bowiem krzyk Owena ściągnął uwagę towarzyszy.
Gryffith szamotał się z psem. Próbował postrzelić zwierzę, ale tamto było szybsze, zaś huk tylko rozwścieczył napastnika. Buldog amerykański uczepił się rękawa policjanta, szarpiąc mu płaszcz na fruwające w powietrzu strzępy.
Robin wepchnęła pistolet do nerki, a potem opadła na kolana obok Pieńka.
- Odwołaj go - warknęła. - Natychmiast.
Zbliżyła kciuk do rany na barku mężczyzny i lekko docisnęła.
Siwy widząc, że dziewczyna dobrze radzi sobie z Pieńkiem, minął ich i ruszył w sukurs Owenowi. Wziął na cel psa, lecz nie mógł oddać bezpiecznego strzału, nie będąc pewien, że nie postrzeli policjanta.
Edd wciąż syczał z bólu i uderzał głową o ziemię, rozrzucając grudki błota. W końcu jednak otworzył usta i wydusił:
- Leno… do domu.
Pies w pierwszym momencie niczego nie usłyszał i wciąż atakował Owena. Blisko czterdzieści kilo nacierającej na niego masy było trudne do powstrzymania.
Pieniek znów podjął komendę, tym razem trochę głośniej. Buldog podniósł uszy i niechętnie wypuścił ze swoich szczęk ubranie Gryffitha.
- W porządku? - spytał Lwyd
Policjant skinął mu głową, po czym obejrzał swoją rękę. Na szczęście nie wyglądało na to, aby czworonóg zdążył go solidnie poharatać.
Zwierzę odeszło kilkanaście metrów na bok, nie spuszczając wzroku ze swojego pana. Policjant cały czas celował w jego kierunku i było raczej pewne, że z tej pozycji będzie już mógł powstrzymać kolejny atak. Tymczasem Edd powoli odwrócił głowę w kierunku Robin.
- Mówiłem ci już… - jego głos przypominał teraz nieprzyjemny chrobot. - To na nic.
- Ja też już mówiłam – zielone oczy Robin ściemniały, ale głos złagodniał. Był teraz przyciszony, miękki, wręcz uwodzicielski. I zupełnie spokojny, bez najmniejszych nut histerii czy zdenerwowania. - Nie mam nic do stracenia. To znaczy, że nic mnie nie ogranicza, rozumiesz? Mogę strzelić do ciebie jeszcze raz. Z bliska trafię bezbłędnie. W jądra, albo brzuch.. pomyślę jeszcze. – stukała palcem w ciało Pieńka, pokazując , które obszary rozważa - Mogę zacząć ci przecinać , po kolei, ścięgna. Albo wyłupać oko. Mogę też - Robin uśmiechnęła się nieprzyjemnie, samymi ustami - Zrobić to wszystko twojemu psu. Więc zacznij współpracować. – wskazała na mały totem. – Co to jest?
Pieniek zmarszczył się i przez chwilę jakby nad czymś zastanawiał. Ból wyraźnie mu doskwierał, ale trzeba było przyznać, że całkiem dobrze go teraz znosił.
- Musisz się bardziej postarać, żeby mnie przestraszyć - powiedział, patrząc kobiecie prosto w oczy.
Siwy stanął teraz za nimi, szturchnął truchełko z patyków czubkiem buta i tknięty przeczuciem siegnął do kieszeni, gdzie wcześniej wyczuł wibracje. Jak się okazało, była to figurka przedstawiająca ruiny zamku, którą kupił zaraz po przyjeździe do Sionn. Przez chwilę miał wrażenie, że to wszystko mu się wydawało, lecz rekwizyt ponownie poruszył się na jego dłoni i dopiero wtedy znieruchomiał na dobre.
- Co jest? - spytał retorycznie, zaskoczony. - Przez chwilę wydawało mi się, że… - Ujął w dwa palce figurkę zamku i podsunął pod twarz Pieńkowi. Chciał zobaczyć jego reakcję nim powie cokolwiek.//
Robin na słowa mężczyzny uśmiechnęła się tylko. Potem podniosła się na nogi, żeby zrobić miejsce Huwowi. Na razie nie odzywała się, ustawiła się tak, żeby na raz móc śledzić wzrokiem Pieńka i psa, który wciąż człapał nieopodal. Robin wiedziała, że wystarczyłby jeden sygnał, aby ten znów zaatakował. Pewne postawy i zachowania były dla wszystkich ras podobne.
Edd tymczasem splunął gęstą plwociną, dając znać co myśli o nabytku Huwa. Klatka piersiowa mężczyzny unosiła się i opadała miarowo, a na jego nienaturalnie pobrużdżonym czole zebrał się pot. Trudno było jednak powiedzieć czy był to tylko wynik walki organizmu lub również reakcja na figurkę.
- Co mam ci powiedzieć - wydyszał z coraz większym trudem. - Masz szczęście stary głupcze… zadałeś mi mata... nawet o tym nie wiedząc…
- Ta durna figurka? - Robin też nie rozumiała. Nie to było jednak priorytetem w tej chwili : - Każ psu wejść do domu.
Huw wyprostował się.
- Owen, odlicz do pięciu - powiedział patrząc twardo mężczyźnie w oczy - i zastrzel psa. Nie mamy czasu tego przedłużać.
Gryffith poprawił uchwyt swojej broni i przycelował w stronę zwierzęcia.
- Raz… - powiedział głośno, na co pies lekko się nastroszył. - Dwa… - kontynuował odliczanie, zaś w obliczu Pieńka coś zaczęło się zmieniać. - Trzy…
- Już dobra! - warknął właściciel buldoga i z trudem wziął głębszy oddech. - Leno, do domu! - tym razem jego głos miał wszelkie znamiona rozkazu.
Czworonóg jeszcze chwilę się wahał, ale wreszcie zawrócił i pognał w kierunku chaty. Edd w tym czasie zacisnął ponownie zęby. Krew z obydwu ran lała się coraz obficiej.
- Otwórz bagażnik - rzucił detektyw do dziewczyny, przygważdżając bezceremonialnie Pieńka twarzą do ziemi. Figurka zamku powędrowała do płaszcza. Zdrowym kolanem klęknął mężczyźnie na plecach, po czym obszukał kieszenie. Na szybko znalazł kolejną, niedokończoną jeszcze pacynkę (nie wyglądała jednak, aby miał jakąkolwiek moc). Poza tym wyjął wysłużoną komórkę, pęk kluczy, garść funtów oraz szwajcarski scyzoryk. Na końcu zlokalizował dokumenty: mężczyzna rzeczywiście nazywał się Edward Anderson i był już pod sześćdziesiątkę.
- Znajdziesz tam taśmę klejącą - Huw wrócił do tematu bagażnika. - Musimy się stąd zebrać nim ktoś się tutaj przypałęta.
Robin skinęła głową, ale skierowała się w stronę domu. Zamknęła drzwi.
- Może tu ? - wskazała na przybudówkę z boku domu. - Będzie szybciej… i trzeba zatamować krew, bo nam odleci.
Lwyd spojrzał niechętnie na budynek.
- Obawiam się trochę - odpowiedział przyciskając ciągle mężczyznę do ziemi, - że ktoś się zainteresuje wystrzałami i przyjedzie sprawdzić co się dzieje. - Poza tym… W chwili gdy ten gnojek wyciągnął kukłę z patyków… jestem pewien, że figurka ruin zawibrowała. "Zadałeś mi mata". - Przypomniał słowa Pieńka trzepnąwszy go z otwartej dłoni w głowę, który ograniczył się do cichego syknięcia. - Mam wrażenie, że nam pomogła. To twierdza Maddox a jej właściciela spotkałem w snach. Tam pojedziemy.
- A propos snów - Owen wszedł nagle w rozmowę, chowając jednocześnie broń do kabury. - Jest jeszcze jeden powód, dla którego wróciłem - westchnął, jakby podnosił jakiś ciężar. - Skoro działamy razem, powinniście o tym wiedzieć... po prostu miejmy to za sobą. Mi też ostatnio przyśnił się ten pieprzony tunel.
Lwyd kiwnął głową.
- To wiele ułatwi - stwierdził. - Nie będziesz nas mieć za war… - spojrzał na dziewczynę, - za szaleńców. To jak z tą taśmą? - Przypomniał. - Dobrze się też sprawdza do opatrzenia ran.
- Jasne - Robin tym razem skierowała sie prosto do samochodu. Wyciągnęła duck tape i podała Huwowi.
- Witaj w naszym ekskluzywnym klubie - rzuciła do Owena.
Gryffith tylko się skrzywił, co w jego przypadku mogło jednak oznaczać uśmiech.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline