Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2021, 13:54   #339
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Bezahltag (5/8); przedpołudnie; siedziba Czarnych; Versana, Kornas

Znała miejsce i miejscowych. Oni zaś znali ją. Nie czuła się więc tak wyobcowana jak za pierwszym razem. Można było stwierdzić, że w jej ruchach da się zaobserwować nawet nieco swobody i luzu. Szła. Obok zaś Kornas. Najedzony i napity do pełna choć pewnie gdyby przed nim postawić kolejne danie, którym byłby nawet pieczony wieprz to pochłonąłby je całe. Żarłby tak długo aż by sie pożygał po czym otarłby usta i wrócił do pałaszowania. Taki był. Z resztą była to jedna z niewielu przyjemności jakie mu pozostały.

Ta dzielnica ziała jakąś nie gościnnością. Nie dało się tego wytłumaczyć. Dało jednak odczuć. Aż dreszcz przebiegał po plecach. Sporo zabudowań było opustoszałych a w wielu z nich stało dwóch, trze typów spod ciemnej gwiazdy. Jedni byli za pewne czujkami inni zaś jakimiś dilerami bądź paserami. Ludzie ich pokroju raczej nie tykali się legalnej pracy. Ver znałą takich jak oni aż zbyt dobrze. W końcu wychowałą się w podobnych częściach miasta tyle, że nie był to Neus a Marienburg.

- Cześć chłopaki. My do szefa. - rzekła jako pierwsza gdy już po skręceniu w odpowiednią alejkę podeszli pod drzwi siedziby gangu.

Jak zwykle trochę stania pod drzwiami było pewnie zanim ten przy drzwiach przekazał wieści szefowi i wrócił ale w końcu te stanęły otworem i dwójka kultystów znalazła się w głównej izbie gdzie znów za stołem siedział herszt najważniejszej bandy w tym mieście.

- No? - zapytał obierając nożykiem jakiś owoc. Wyglądał równie chłodno, obojętnie i był oszczędny w słowach jak zawsze. Jego chłopcy znów stanęli przy ścianie za plecami gości, pod drugą ścianą i gdzieś dalej niby ich nie było i nie zwracali na siebie uwagi ale było pewne, że gdyby zaszła potrzeba to skoczą na intruza z nożami.

- Uprzejmy jak zwykle. - zażartowałą słowem wstępu - Nie ma jednak co owijać w bawełnę, bo nie na herbatkę tu przyszłam. Po pierwsze to planuje niedługo akcję charytatywną. Wiesz. Zabrać bogatym, by oddać biednym i takie tam więc jak będzie głośno to zapewne za moją sprwą. - uśmiechnęła się. Nie był to jednak tak rozkoszny i ciepły uśmieszek jakimi obdarowywała na przykład Łasicę.

- Po drugie. Jak wam idzie z tym wariatem co dziewczynki atakuje. - ceregiele były zbędne. Ver chciała załatwić co musiała i zwiedzić trochę miasto w poszukiwaniu odpowiedniego lokum na Galerie Sztuki. Właśnie Galeria.

- Po trzecie. Chce otworzyć Galerie sztuki więc jeżeli chciałbyś zabawić się w mecenasa to zapraszam. - żart był raczej delikatny gdyż Czarny zdawał się być człowiekiem pozbawionym poczucia humoru - Poleciłbyś mi jakiś lokal. Wiem, że dużo pustostanów w mieście. Znasz je jednak lepiej niż ja. - Ver pokrótce streściła na jakim charakterze zabudowania by jej zależało. Coś nie dużego, wolno stojącego, nie wymagającego dużych nakładów finansowych.

- Hmmmm… - zadumała delikatnie - Kolejne. Mianowicie do Areny pozostało jeszcze trochę czasu. Myślałam jednak o tych walkach dwóch na dwóch bądź trzech na trzech. - Peter był człowiekiem mocno zaangażowanym w losy tego wydarzenia - Może, któryś z twoich podopiecznych chcieliby stanąć na przeciw mojemu Kornasowi i tej Norsce? O ile, któryś mają wystarczająco stalowe jaja. - zachichotałą - No ale na poważnie. Chodzi o dobry zarobek. Im większa atrakcja tym więcej gapiów a im więcej widzów tym więcej karli do zgarnięcia. - potarła palcami o sobie co w odpowiednich kręgach znaczyło pieniądz bądź zarobek. Mówiła jednak chłodno. Bez zbędnych emocji.

- I ostatnie chyba. - rozejrzała się ponownie po chłopcach herszta rozstawionych wokół - Tylko lepiej byłoby chyba porozmawiać na uboczu. Chodzi o twojego pupila. - Czarny może nie miał poczucia humoru a maniery wykazywał na poziomie Aarona. Był jednak podobnie jak magister sprytny i cwany. Na pewno więc wyłapał aluzję nawiązującą do Króla Kolekcji.

- No. No. Ktoś by tu był złośliwy. Mógłby pomyśleć, że szefowa przyszła zapytać o sprawozdanie z postępów prac swojego podwładnego. - Czarny nie podniósł głosu, skrzywił usta i uniósł brwi jakby trafił mu się ciekawy przypadek ale po jego chłopcach rozszedł się krótki śmiech. Więc widocznie to był żart. Żartobliwa uwaga, że do końca spodobał mu się to z czym przyszedł do niego gość.

- Nam płaci się za bezpieczeństwo. Reszta to sprawa klienta. Ostatnio mówiłaś o teatrze. Jak zamierzasz otworzyć jeszcze jakąś galerię no to nie ma sprawy. Ale nowy interes to nowa prowizja z tego interesu. - odkroił swoim prostym kozikiem kawałek suszonego jabłka i wpakował sobie do ust. Popatrzył na wdowę dając jej czas aby przemyślała co oznacza ta odpowiedź. A znaczyła właśnie to. Czarni pobierali swój haracz i raczej nie ingerowali w resztę biznesu.

- A Arena to działka Theo więc masz sprawę to z nim załatwiaj. Nie wiem po co przychodzisz z tym do mnie. - powiedział przeżuwając kawałek owocu i patrząc na gościa zimnym spojrzeniem rekina. I nie wydawał się skory do omawiania reszty poruszonych spraw.

- Widzisz. Taka ze mnie uprzejma interesantka, że staram się mu niektóre rzeczy ułatwić. - zachichotała - To jak przejdziemy gdzie na bok czy tu wywalać wszystkie brudy? - dodała równie konkretnym tonem co gospodarz.

Bezahltag (5/8); południe; dom Sebastiana; Versana, Kornas, Sebastian

Robiła dzisiaj trochę za kuriera. Niosła wieści, które wczoraj przekazał jej Mistrz ich zgromadzenia. Nie tylko to jednak było celem jej wizyty u kolegi kierującego swoje modły do Papy. Kierowało nią również zadanie bezpośrednio związane z odbiciem Wyroczni i najzwyklejsza ciekawość. Ktoś taki jak Gustav był może nie atrakcją ale kimś wyjątkowym. Kimś kogo Ver mogłaby już w życiu, w każdym razie doczesnym, nigdy nie spotkać.

Dźwięk kołatki uderzającej o drewniane drzwi zdawał się nieco ożywić martwą ciszę kryjącą za nimi. Dwóm przybyłym kultystom nie pozostało nic innego jak czekać w nadziei, że gospodarz jest akurat w domu.

Z wnętrza usłyszała ostatnie dwa kroki i dźwięk otwieranej zasuwy. Pojawiła się szczelina blokowana jeszcze łańcuszkiem a za nią młody cyrulik. - Coś się stało? - zapytał oszczędzając sobie uśmiech.

- Ojciec mnie przysłał. - zazwyczaj to wystarczyło - Jestem z Kornasem. My tylko na chwilę.

- Dobra. - Sebastian zamknął drzwi, zgrzytnął łańcuchem i zaraz otworzył na oścież. Tak by dwójka gości mogła wejść do środka. A w środku wiele się nie zmieniło. Krótki korytarz prowadził do głównej izby w której zwykle gospodarz przyjmował gości.

- Co się stało? - zapytał jeszcze raz gdy znaleźli się całą trójką w środku izby.

- Chodzi o wymianę. - Ver przeszła od razu do rzeczy. Czas ją gonił. Z resztą nie było co zwlekać. Przekazała więc Sebastianowi dokładne informacje związane z terminem i miejscem zbiórki oraz wymiany. Wspomniała również o udziale swoim i Kornasa.

- Małą zagwostką pozostaje twój pacjent Sebastianie. - wspomniała również o tym temacie, który niejako męczył ich przełożonego - Skoro wszyscy pójdą tam to nie będzie miał go kto pilnować. - podzieliła się z cyrulikiem również obawami Mistrza - Jednym z pomysłów na nianie jest Norma. - widząc delikatne zdumienie na twarzy kolegi postanowiła rozwinąć myśl - Udało mi się nakłonić ją do rozmowy z Ojcem a ten doszedł z nią do porozumienia. - uśmiechnęła się delikatnie - Możemy więc na nią liczyć. - dodała rozpinając delikatnie korzuch by nie spocić się nad to. Wewnątrz domostwa kultysty było ciepło i przyjemnie. Można jednak było się szybko przegrzać a nie był to dobry pomysł biorąc pod uwagę, że wdowa zamierzała zaraz wyjść.

- Mi w głowie jednak pojawił się jeszcze jeden kandydat. - kolejna fala zdziwienia zawitała na twarzy młodego wyznawcy Papy - Strupas. Obaj wielbicie tego samego Pana. Przyświeca wam ta sama idea i gdyby rzeczywiście miała się tu zjawić nasza Norsmanka to właśnie on ją przyprowadził do miasta niejako ratując przed niechybnym losem. - teraz zamilkła i skrzyżowała palce dłoni czekając na odpowiedź kolegi jak on zapatruje się na takie rozegranie.

- Tak, z tą wymianą to wiem. Wczoraj Starszy ze mną też rozmawiał. Miał zamiar zwerbować tą Norskę do pomocy. Widocznie się udało. - młody cyrulik pokiwał głową nie będąc za bardzo zaskoczony tą porcją wieści. Ale wydawał się być zadowolony, że wszystko poszło bez komplikacji.

- A Strupas będzie na wymianie. Więc ona zostanie z Gustawem. Ja też będę na wymianie. No i Aaron. Starszy zresztą mi obiecał, że ściągnie każdego kogo się da. Bo to ważna sprawa dla nas wszystkich. - Sebastian wyjaśnił jakie ustalenia miał z mistrzem zboru w sprawie tej wymiany.

- Nie byłam pewna co do jego osoby ale rozjaśniłeś mi pogląd. - uśmiechnęła się delikatnie - Skoro więc Mistrz tak postanowił. Pozostaje nam się dostosować. - nie było w jej głosie ani żalu ani złości. Przyjmowała jego dyspozycje z pokorą. Jak przystało na poczciwą uczennice.

- Swoją drogą. - zadumała mrucząc - Pokażesz mi go? - naturalnie miałą na myśli uciekiniera z hospicjum.

- Noo… - Sebastian wyraźnie się zawahał. Postukał palcami po blacie stołu i zastanawiał się nad odpowiedzią. - To niebezpieczne. Teraz Aaron go pilnuje. On z nas chyba najlepiej się zna na takim czymś. Starszy mówił aby go nikomu nie pokazywać i nie mówić. Że ma wielki potencjał ale dla nas też może być niebezpieczny. A Aaron coś bełkotał, że to może przeskakiwać na kolejnego nosiciela. - cyrulik mówił i widocznie miał wątpliwości czy pokazywanie to taki dobry pomysł. Brzmiało jakby się tego obawiał.

Ver spodziewała się takiej odpowiedzi. Biła się więc z myślami. Ciekawość brała górę. Nie chciała jednak sprzeciwiać się woli Mistrza.

- Nie mam zamiaru go niepokoić. - odpuściła w końcu - Ale powiedz mi. Myślisz, że to on mógł stać za tymi atakami na dziewczynki? Widziałeś jedną to masz lepszy wgląd w sprawę. - zagaiła łącząc te incydenty właśnie z Gustavem a raczej tym co go nawiedziło. Ona jako jedna z niewielu zamieszana w tą sprawę działała raczej na zapleczu. Znała tylko relację kogoś kto słyszał ją od ofiary lub świadka.

- Nie, na pewno to nie on. No. Prawie na pewno to nie on. - gdy koleżanka nie nalegała na tą wizytę to gospodarz jakby się odprężył. Ale na zadane pytanie odparł pewnym siebie tonem.

- On jakoś zwiał z hospicjum. Już po tamtym ataku na tą dziwkę co mi przyniosła Claudia i ta druga. Więc przynajmniej tamten atak to nie on. Potem jak coś się działo na mieście to też nie bo z kolei siedział u mnie. Dopiero parę dni temu zwiał ale na szczęście Silny i jeszcze Egon byli w pobliżu. To go złapali i przywlekli z powrotem. Nie sądze by kogoś zdążył zaciukać w tym czasie. Więc nie wiem kto ci tam kogoś morduje na mieście ale to raczej nie on. - Sebastian pozwolił sobie na dłuższą i bardziej rozbudowaną odpowiedź dobierając logiczne argumenty dlaczego nie podejrzewa swojego pacjenta czy raczej wieźnia o jakąś działalność na mieście.

Ver pokiwała głową. Nie było co drążyć tematu dalej. Pewność Sebastiana była tak duża, że wzbudziła w niej przeświadczenie iż to co mówi młody cyrulik to prawda.

- Skoro to nie on to ataki nie ustaną. - stwierdziła - Chyba, że … - nie dokańczała myśli. Sebastian był na tyle sprytny, że na pewno wywnioskował o co jej chodziło.

- Właśnie. Aaron tu jest? - niby się zdziwiła choć sprawa nie powinna wzbudzać w niej takich emocji. Było to przecież oczywiste.

- Całą noc zamierza tu siedzieć? - wolała się spytać cyrulika niż przeszkadzać magistrowi przy pracy - Miałam wpaść do niego i nie wiem czy jest sens w takim wypadku.

- Pracy… - prychnął młody cyrulik z wyrzutem. - Jak chlanie piwa i wina czy co on tam ma ze sobą można nazwać pracą to tak. Jest bardzo pracowity i zajęty. - powiedział nie ukrywając swojej niechęci do nieco wymuszonej współpracy z upadłym magistrem.

- Jak chcesz to go zawołam. - zaoferował się jako pomoc w spotkaniu z brodatym kolegą.

- Jakbyś był tak miły. - odparła serdecznie - Miał mi pomóc rozpracowywać księgę, która dał mi Starszy. Z resztą i przez twoje ręce się ona ponoć przewinęła.

- Pierwsze słyszę. - gospodarz wzruszył ramionami ale nie drążył tematu. Wstał i wyszedł z głównej izby. Versana słyszała jego kroki na korytarzu, potem jakieś drzwi i cichnące kroki na schodach. Potem wszystko się uspokoiło. Aż wreszcie cała kolejność odwróciła się i do środka wszedł kudłaty rozczochraniec.

- No cześć. - przywitał się Aaron i oklapł na zwolnione przez cyrulika miejsce. I zajrzał do karafki stojącej na stole. Powąchał wyjęty korek i skrzywił się z niesmakiem. - Co tam? - zapytał bawiąc się tym korkiem jakby medytował czy warto pić zawartość czy nie warto. Wyglądał dość mizernie jakby dopiero co go cyrulik obudził w środku nocy. Z drugiej strony jednak to nie było u niego niczym niezwykłym.

- Cześć. Chciałam zjawić się dzisiaj u ciebie na lekcji. - minę miała nietęgą - Widzę jednak, żeś nie w stanie i mocno zajęty. To jak będzie?

- No. Nie będzie. Pilnuję tego opętanego na dole. Starszy kazał. - Aaron miał etap trudnego powrotu do rzeczywistości. Zabujał karafką z przezroczystym płynem wciąż żywiąc widoczne do jej zawartości podejrzenia czy wręcz odrazę. Rozejrzał się po reszcie izby jakby szukał wzrokiem czegoś innego do picia. Ale raczej nic takiego nie wpadało tu w oko.

Przyjęła to na chłodno. Rozumiała. Sama musiała niektóre ze swoich obowiązków przełożyć na kiedy indziej z racji pilniejszych spraw związanych z dobrem kultu.

- Nie ma sprawy. - uśmiechnęła się delikatnie kiedy wstępne emocje z niej zeszły - Nie będę ci przeszkadzać zatem. - dodała nie chcąc odciągać dłużej kudłatego maga od jego zadań. Zastanawiała się tylko nad jednym. Mianowicie jak Aaronowi pójdzie to pilnowanie jeżeli w takim tempie będzie spijać wszystko co ma w sobie chociaż trochę alkoholu.

- Sebastianie mam więc do ciebie jeszcze jedną bolączkę. - zwróciła twarz w kierunku trzeźwego gospodarza - Starszy polecił mi wyłączyć na dłużej dwóch klawiszy. Pomyślałam więc, że może dysponujesz czymś co by mi w tym pomogło. Gorączka bądź inna przypadłość. W taką pogodę i przy trybie życia jaki prowadzą strażnicy nie powinno być to ciężkie.

- To nic o tym nie wiem. - przyznał cyrulik który zastąpił kolegę przy stole. Aaron zaś znów ciężko ruszył przez izbę i słychać było jeszcze jak schodzi po schodach. Młodszy od niego kolega okazywał więcej ruchliwości.

- A na dłużej to na ile? I na kiedy tego potrzebujesz? - zadał swoje pytania zanim odpowiedział koleżance.

- Na dziś bądź jutro. - odparła bezpardonowo - Sprawa pęcherzowa. Zlecenie Starszego. - spodziewała się, że sprawa może nie być tak prosta jak się wydawało.

- Na dziś lub jutro? Mało czasu. - Sebastian pokręcił głową dając znak, że to nie takie proste. - Można coś zmajstrować na spanie albo przeczyszczenie. Podać jakoś w winie czy piwie. Pośpi się taki na pół dnia, może cały po takich ziółkach. Chociaż to zależy jak silny ma organizm i ile tych ziółek łyknie. One mają dość charakterystyczny smak i zapach. Więc aby się nie poznał trzeba wlewać małe dawki. No a po małych dawkach to niewiele daje więc musiałby dużo kufli z nimi wypić. Chyba, że jakoś by łyknął kufel takich ziółek od razu to by w ciągu pacierza zaległ w sen. Tak się robi przy operacjach. Tylko mówię raczej te ziółka są dość powszechne to po zapachu można poznać co to jest. - tłumaczył spokojnie ale dało się wyczuć, że zdaje sobie sprawę, że skuteczność a podanie odpowiedniej dawki aby wywołać pożądany efekt stoją nieco w sprzeczności ze sobą.

- Ze sraczką podobnie. Jak sie wypije no to zaczyna zrywać, żołądek boli i ogólnie kiepska sprawa. Ale one działają kilka godzin. Potem wszystko wraca do normy. Jak podasz mu to wieczorem może mieć zarwaną nockę, może nawet poranej jeśli odpowiednio dużo wypije. Czy to starczy aby nie poszedł do pracy to nie wiem. - cyrulik opisał jak działa drugi specyfik jaki przyszedł mu do głowy w tej sprawie.

- Widzisz takie rzeczy to się normalnie podaje legalnie aby wywołać taki efekt. Pacjenci je grzecznie piją. Albo sami biorą jak chcą spokojnie spać czy co. A jak chce się podać to na raty tak aby się nie kapnęli no to wszystko utrudnia. Zwłaszcza jak pewnie dawkować by wieczorem a oni by mieli na rano. - wyjaśnił na czym polega komplikacja takiego skrytego dawkowania tych specyfików.

I gdy Ver myślała, że wszystko jej idzie jak z płatka, coś jak zwykle musiało się zesrać. Architekt miał widocznie dobry humor dzisiejszego dnia i lubił troszkę pokombinować i zrobić komuś pod górkę.

- Ehhh… - westchnęła - Nie tego się spodziewała. - na głos wyraziła swoje może rozczarowanie a może zawiedzenie - Nie ułatwia mi to zadania. Nie chciałabym tamtych zabijać. Niepewna zaś możliwość wyłączenia ich być może na jeden dzień nie satysfakcjonuje mnie. Masz może jakieś sugestie? - Sebastian był specjalistą w tej dziedzinie. Wdowa natomiast czuła się w jego świecie zupełnie obco.

- Na to nie ma rady Ver. Zazwyczaj coś co szybko działa to działa krótko. Chyba, że to trucizna to działa permanentnie. A jak coś działa długo to i działa po długim czasie. Podajesz dwie sprzeczności. Bo chcesz aby coś działało dość szybko bo po kilku godzinach i na długo po na całe dnie. Raczej albo coś działa w miarę od razu ale góra na kilka godzin, pół dnia, może cały i się kończy działanie. Albo coś działa po powiedzmy paru dniach, po tygodniu, ale wówczas efekty są przewlekłe. - wyjaśnił Sebastian tą sprzeczność między dwoma odmiennymi efektami o jakie pytała koleżanka.

- Możesz im podać ten usypiacz czy coś na srakę co zadziała dość szybko. W ciągu tego samego wieczora lub nocy. Może wystarczy aby nawet jak się nad ranem skończy to będą zbyt wykończeni aby pójść do pracy. Tylko, że jeśli na tym się skończy to jak odeśpią i odpoczną ten dzień to na drugi już powinni być cali i zdrowi. Chyba, że znajdziesz sposób aby znów im niepostrzeżenie zaaplikować kolejną dawkę. Wówczas efekt może się utrzymać dłużej. - Sebastian powiedział jak to sobie wyobraża na dość abstrakcyjnym przykładzie jaki można było dopasować do potrzebnej sytuacji.

- Strupas wspominał coś o tym, że jakby takiemu delikwentowi podsypać czegoś na poduszkę w tym by spał to efekt mógłby przyjść szybciej. - przypomniała sobie nagle jak kiedyś już rozmawiała z garbatym kumplem na podobny temat - Wiesz dla mnie włamanie się do kogoś to nie problem i prawda mogłabym kogoś otruć czy nawet zaciukać ale nie o to chodzi. To musi być dyskretne. Niezauważalne. - nie zaszkodziło spytać.

- To jak Strupas ma coś takiego to niech ci da. Ja nie mam. Mam tylko płyn do doustnego podawania. No jest jeszcze eter. Taki płyn. Ale on ma mocny, specyficzny zapach. Używa się do znieczulenia, czasem można nawet uśpić całościowo. Ale to śmierdzi. Od razu da się to wyczuć. - cyrulik zmrużył oczy chyba próbując co drugi truciciel mógł mieć na myśli ale chyba nie bardzo mógł sobie to wymyślić.

- A jak nie jest dla ciebie problemem podłożenie trutki to ta sraka albo usypiacze powinny ci wystarczyć. Dolej mu to do jedzenia czy picia i z głowy. - wzruszył ramionami jakby nie było to nic trudnego skoro koleżanka rozważała i taką opcję.

- Nic innego mi nie pozostało. - podsumowała niezbyt zadowolona z efektu - Na przyszłość jednak dobrze by było abyście coś ze Strupasem wykombinowali. - nie mogła się powstrzymać przed tym drobnym komentarzem - Ułatwiłoby to nam wiele spraw a twój Pan na pewno by się ucieszył. - uśmiechnęła się chcąc zmotywować kolegę do pewnego rodzaju badań ku chwale Papy. Nic tak nie działało jak odwołanie się do wyższych bytów.

- Na mnie więc już chyba pora. - wszystko co chciała obgadać z kolegą obgadała. Może nie do końca z zamierzonym efektem. Na to jednak wpływu nie miała.

- No chyba, że jest coś w czym mogłabym ci pomóc? - zapytała grzecznościowo.

- Trzymaj kciuki aby Gustaw znów nie wyskoczył na zewnątrz. Albo coś z Gustawa nie wyskoczyło do wewnątrz. - odparł cyrulik po chwili zastanowienia. Nawet uśmiechnął się przy tym blado. - A z tymi specyfikami to nie taka prosta sprawa. Zwłaszcza jak się wpada bez uprzedzenia jak po ogień. Gotowe produkty są raczej krótkotrwałe. Dlatego robi się je pod potrzeby i zamówienie. Do tego trzeba mieć komplet komponentów. Jak nie ma to trzeba szukać. A jest środek zimy gdy większość komponentów jest roślinna. Więc to nie taka prosta sprawa Ver. Gotowe to zwykle mam to co najczęściej schodzi. Jak leki na sen, sraczkę albo pijawki. Inne rzeczy wymagają czasu i wysiłku na przygotowania. A nawet jak są gotowe to jak widzisz mają swoje ograniczenia. Niestety. - Sebastian się rozgadał gdy mówił o swoim zawodowym temacie i pasji jakby się nieco poczuł urażony takimi słowami koleżanki i chciał jej wyjaśnić czemu ta jego branża podlega takim ograniczeniom.

- Zresztą możesz go przecież upić a potem gdzieś zamknąć i też go nie będzie w pracy. - wzruszył ramionami dając na koniec jakąś radę jak może wybrnąć z tego impasu.

- Rozumiem. Warto jednak może by mieć takiego asa w rękawie. - znów luźno zaproponowała - To tak na odchodne. Słyszałam kiedyś o pewnym płynie, którego woń potrafiła uśpić do tego stopnia, że można później było na takim nawąchanym delikwencie przeprowadzać zabiegi. Jesteś w posiadaniu czegoś takiego? - Ver nie znała nazwy. Wiedziała jednak, że coś takiego istnieje. To bardzo by ułatwiło jej pracę nie tylko teraz ale również w przyszłości.

- A co do klawiszy to jasne, że mogę ich zamknąć. - pokiwała głową w geście zgody - Ja jednak pytam na zaś. Tylko jeden Pan wie co nas kiedyś czeka.

- Brzmi jak eter. Może o to mu chodziło. Ale jak tak to eter ma ostry, specyficzny smak i zapach. Przy badaniu i usypianiu nie jest to problemem ale jak chcesz kogoś usypiać tak aby ten się nie połapał to raczej nie nadaje się. - cyrulik zamyślił się chwilę gdy próbował domyślić się o czym kolega mógł rozmawiać z koleżanką.

- Chciałabym raczej podać to już komuś śpiącemu by mieć pewność, że nie zbudzi go przypadkowy szmer dobiegający z rabowanych właśnie szuflad i komód, które należałyby do niego. - uśmiechnęła się nikczemnie. Zakładała, że jeden z klawiszy może nie mieć ochoty po robocie iść do tawerny tylko wrócić do domu i zasnąć. Wtedy w grę wchodziłoby włamanie, aplikacja czegoś i rabunek przy okazji.

- Ryzykowne. To nie działa od razu tylko trwa parę chwil. Normalnie przykłada się nasączoną tym szmatkę do twarzy. Ale normalnie pacjent o tym wie i współpracuje. Jak uda ci się podejść śpiącego to albo też musisz to przyłożyć do twarzy co jednak może go obudzić i trzeba będzie się z nim szarpać. A jak położysz gdzieś obok może go obudzić obcy, ostry zapach. Może nie ale trzeba się z tym liczyć. - cyrulik tonem eksperta wypowiedział się na ten temat używanego w medycynie specyfiku.

Cyrulik popatrzył przez chwilę na koleżankę po czym poprosił aby poczekała mrucząc coś, że to jej pogrzeb czy coś takiego. Wyszedł z głównej izby i poszedł gdzieś obok. Po chwili wrócił i wręczył jej niewielką buteleczkę. Zasada użycia była dość prosta. Nasączyć szmatkę czy coś takiego tym specyfikiem i przystawić do twarzy. Trzymać aż pacnejt przestanie reagować na bodźce zewnętrzne. Jak się zacznie cucić a będzie za wcześnie to dawkować jeszcze raz. Zbyt wielka dawka mogła być jednak śmiertelna. Serce i płuca wysiadały i następował zgon bez odzyskania przytomności. Aby zademonstrować o czym mówi odkorkował butelkę i podał Versanie aby sprawdziła zapach. Ten był faktycznie ostry, nieprzyjemny i drażniący. Trudno go było pomylić z czymś innym jak się go już poznało. I trudno było przegapić. Sebastian jednak zakorkował butelkę i podał ją czarnowłosej wdowie.

Bezahltag (5/8); południe; kryjówka Strupasa; Versana, Kornas, Strupas

Nie cieszyła ją kolejna wizyta w norze. Było tam ciasno, cuchnęło trupem zaś sam gospodarz był reprezentował sobą to co reprezentować sobą powinien wyznawca Włatcy Much. W każdym razie w ocenie Versany, która ceniła w życiu zdecydowanie inne wartości niż jej kolega.

- Poczekaj tutaj na lipie. - rzekła ulicznym żargonem - Jakby co to gwiżdż i odciągaj gapiów. - dodała wchodząc do pustostanu w piwnicy, którego kryło się gniazdko Strupasa.

- Jest tam kto? - zapytała na głos oczekując odpowiedzi - To ja. Sprawa jest.

- No? - garbus o brzydkiej twarzy popatrzył na nią pytająco nie siląc się na choćby podstawową kurtuazję.

Elokwencja nie była mocną stroną Strupasa. Miał ja najzwyczajniej w dupie. Życie jej od niego nie wymagało więc nie kłopotał sobie nią głowy.

- Widziałam się z Ojcem. Przysłał mnie z wieściami. - zaczęła podobnie jak z Sebastianem - Wybierasz się jakoś do naszych braci i sióstr z głuszy? - postanowiła dowiedzieć się coś więcej na temat informacji jaką przekazał jej Vasilij - Tu byś się przydał.

- Wejdźcie. - garbus odsunął się aby mogli wejść do środka. A tam smród był jeszcze trudniejszy do wytrzymania niż w wejściu.

- Nie idę teraz. Za mało czasu zostało. Czekam na wymianę tego czegoś w porcie. A potem to już zbór pewnie będzie. - odparł Strupas bez większych ceregieli.

- Zamierzasz brać w niej udział? - zapytała nieco zdziwiona. Wszak Ojciec nie wspominał nic o udziale Strupasa. To nieco krzyżowałoby jej wcześniejszy plan.

- W każdym razie Starszy wskazał termin i miejsce zbiórki. - Ver wyjawiła śmierdzielowi wszystkie szczegóły związane z tym wydarzeniem. Nie było co skrywać. Nie zamierzała również ingerować w podjęte już przez Szefa decyzje. To nie ona stała na szczycie.

- Tak wiem. Przysłał mi wiadomość rano. Zbiórka jutro o zmroku na “Adele”. Tak? Czy coś się zmieniło? - garbus pokiwał głową jeszcze zanim Versana skończyła mówić. Ale nim się odezwał poczekał aż skończyła.

- Jest szybszy niż myślałam. - mówiła z dozą podziwu - No ale co się dziwić. - wzruszyłą ramionami - Nie bez powodu nami kieruje. - uśmiechnęła się na znak uznania dla Szefa. Skoro więc Strupas wiedział co i jak z wymianą Ver mogła przejść do kolejnego tematu a było ich dziś kilka do obgadania.

- Był u ciebie Aaron? Przekazał ci moje słowa i te kilka monet? Czy wszystko przechlał zanim tu dotarł? - sprawy sióstr 3G musiały zejść na dalszy plan. Było kilka zdecydowanie ważniejszych zadań na wokandzie do wykonania.

- Aaron? Nie. Nie widziałem go od spotkania na statku. - garbus pokręcił swoją brzydką głową chyba trochę zaskoczony pytaniem o magistra. - Vasilija widziałem parę dni temu. Pytał o wyloty kanałów w porcie. Rozesłałem wieści do chłopaków. Obiecali mieć na uwadzę i mówić jak coś będzie na rzeczy. - śmierdzący gospodarz za to zrewanżował się wymianą informacji o innym członku kultu jakiego niedawno spotkał.

- A Starszy przysłał wiadomość… No nie wiem kiedy. Rano jak poszedłem to już była. - wyjaśnił, jak dowiedział się o tej sprawie wymiany.

- To zachlejmorda. - podsumowała nieco wpieniona na magistra. - Może i lepiej się stało. - wzruszyła ramionami - Sprawę jednak mam do ciebie. W sumie to dwie a nawet trzy. Tyle, że ta ostatnia nie jest tak pęcherzowa. - Muszę wyłączyć z gry dwóch klawiszy, Może nie na stałe. Ale szybko i na długo. Mam na to dwa dni. - nie musząc owijać w bawełnę sypała konkretami prosto z mostu - Myślę, że mógłbyś pomóc ku uciesze Papy. Znasz moje metody a ja znam twoje. Razem więc możemy stworzyć coś pięknego. - jej sugestie powinny być oczywiste. Wszak Ver już kiedyś pytała żebraka o możliwość szybkiego zakażenia kogoś jakąś ciężką przypadłością.

- Dwa dni to mało. - odparł garbus bez skrępowania grzebiąc brudnym paznokciem w jeszcze brudniejszych zębach. - To można zmajstrować coś na sen albo sraczkę. Nawet otruć. Ale błogosławieństwa Wujaszka działają później niż dwa dni. Dwa dni to za mało czasu. - odparł bez większej egzaltacji.

Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Stąd też grymas wykrzywił jej usta. Pocmokała chwilę zbierając myśli.

- Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. - odparła podsumowując informację przekazane jej przez kolegę - A ile taka sraczka potrwać może? Domyślam się też, że miałabym podać to doustnie? Zmienia to jakoś smak i barwę płynu, w którym przyjdzie mi rozpuścić ów środek? - chciała wiedzieć z czym się mierzy - Powiedz mi wszystko o tym specyfiku. Nie muszę chyba wyjaśniać, że sprawa tyczy się naszego głównego zadania? Może by zrobić tak aby ta sraczka przemieniła się później w jakąś inną chorobę? - drążyła temat zasypując śmierdziela masą pytań.

- To różnie. Zależy jak silny jest organizm, od dawki jaką przyjmie, od mocy specyfiku. Różne zmienne. - pokręcił głową chociaż temat mu się chyba spodobał bo się ożywił.

- Im większe stężenie tym bardziej wyczuwalne więc jak chcesz to dodać do wina czy co to nie może być zbyt wiele tego środka bo idzie to wyczuć. No chyba, że znowu zmienne. Wino może mieć mocny smak i zapach, może on nie mieć smaku, może być już nawalony czy chory. No znów wiele zmiennych. - wyjaśnił Strupas podając kolejną porcję rozgałęzień w jakich trudno z góry przewidzieć wynik.

- Tak czy inaczej powinno z niego lecieć. Im więcej wypije tym szybciej i dłużej. Jak mało to jedna sraka w domu i tyle. Jak więcej może go to rozłożyć na dzień, może dwa. Aż się żołądek oczyści. Więc to zbyt długo nie potrwa. Jakby miało trwać dłużej trzeba by mu to dawkować dalej. Wtedy będzie się utrzymywać dłużej, nawet kilka dni. - Strupas wyjaśnił jak działa ten zaproponowany przez siebie specyfik jaki tak zainteresował koleżankę.

- A poważniejsze choroby? - zapytała - Ile im potrzeba czasu aby dojrzeć? - nie znała tematu tak jak wyznawca Papy - Może by tak zaaplikować mu jedno i drugie. W czasie zwalczania sraczki drugie błogosławieństwo mogłoby kwitnąć tak by dać swoje efekty. - zaproponowała.

- No jak masz do niego dostęp aby go tym poić to pewnie. Wiele to ułatwia. - garbus przytaknął chętnie na ten optymistyczny wariant.

- Ale coś poważniejszego to zwykle objawia się po tygodniu albo dwóch. Jak masz dwa dni to to za długo. Przez ten czas nie będzie żadnych objawów. Przynajmniej żadnych poważnych aby kogoś przykuć do łóżka. - śmierdziel pokręcił głową na znak, że nawet jak takie śmiercionośne choroby są bardzo skuteczne to nie działają tak szybko jakby można to sobie wyobrażać w tej sytuacji.

- Pozostaje więc sraczka. - odparła rozkładając ręce - Masz coś co mi w tym pomoże?

- Tak, mam takie coś. - gospodarz uśmiechnął się krzywo i wyszedł z pomieszczenia głównej izby tego domu w jakim w kącie miał swój śmierdzący barłóg. Wrócił po chwili wręczając gościowi brudną buteleczkę o pojemności przeciętnego kubka.

- Gotowe do użycia. Wystarczy wlać do czegoś aby wypił. Im więcej wlejesz tym pewniejszy efekt ale też łatwiej wykryć obcy smak. Jakby wypił całość na raz to by go zaczęło zrywać za dwa, trzy pacierze i trzymało aż coś będzie miał w bebechu. Im mniej tym wszystko później i łagodniej. - wytłumaczył jak działa specyfik z buteleczki.

- Dzięki. - rzekła odbierając podarunek i odkorkowywując szyjkę by powąchać jak intensywny to coś ma aromat. Zapach był ostry i mocno wbijał się w ostrza. Zalatywał jakimiś ziołami ale i czymś czego sama wdowa nie potrafiła zidentyfikować. Specyfika tego preparatu była jednak tak charakterystyczna, że nie dałoby się go nie wyczuć gdyby przyszło do spożycia większej ilości na raz.

Zalakowała więc butelkę i schowała ją pod pazuchę. Tam była bezpieczna.

- Jakby do wieczora coś ci się jednak udało wymyślić to wiesz gdzie mnie szukać. - dodała z uśmiechem - Mam jeszcze jedną sprawę w zasadzie. Prosiłam o to Aarona ale jest teraz mocno zajęty więc raczej nie znajdzie czasu. Mianowicie chodzi o sprawę sióstr 3 G. Zapewne słyszałeś o tym. - Ver jednak w razie czego streściła garbusowi wszystko co wiedziała. Wszystko to co tyczyło się zarówno ofiar jak i sprawcy całej tej sytuacji.

- Chciałabym cię prosić czy mógłbyś powęszyć jakoś wokół tego. - mówiła wprost tak jak to miała w zwyczaju - Chłopaki kręcą się po kanałach a ja mam wrażenie, że to mogłoby im pomóc. - delikatny uśmiech okrasił wypowiedź - A jakbyś już tak krążył po mieście to postaraj mi się zlokalizować miejsce zameldowania tego całego Buldoga. - wdowa również i tu opowiedziała koledze po krótce wszystko to czego udało się jej dowiedzieć apropos klawisza.

- August Apke? No popytam. Pierwsze słyszę. Może ktoś coś będzie wiedział. - garbus znów zaczął sobie dłubać w brudnych zębach ale skinął głową na znak, że przyjął to do wiadomości ale czy lub kiedy coś z tego będzie to było trudne do przewidzenia.

- Ale te siostry to nie przesadzasz? Przecież to dawno temu było. Z ładne parę lat temu. Nie wiem po co do tego wracać. - na kolejną sprawę jednak skrzywił się dając znać, że nie bardzo widzi sensu wracać do takich staroci jak tyle się działo dookoła.

~ Kolejny. ~ pomyślała

- Może rzeczywiście masz rację. - odparła w końcu - To może masz ochotę pomóc mi z tymi klawiszami jakoś inaczej niż tylko dając mi tą fiolkę? - zapytała. Nie zaszkodziło.

- Czyli? - garbus jak zwykle nie wykazywał się ani elokwencją ani współczuciem ani zrozumieniem.

- Pośledzić, któregoś by zlokalizować jego adres zamieszkania? - rzuciła luźno - Nie mam pewności, że oboje pójdą chlać wtedy więc pozostanie mi wedrzeć się do ich domostw i tam nimi zająć. Hmmm… - zadumała - Wiesz co? Może daj mi coś mocniejszego. - znów nawiązała do którejś z chorób jaką potrafił wywołać Strupas… w sumie to jeden z jego przyjaciół - Bo tak myślę, że jak i tak będę musiała się gdzieś włamać to zawsze mogę też coś rozsypać czy roznieść. Tak by powolutku sobie kwitło i z czasem dało efekt.

- Rozsypać czy roznieść? Jesteś pewna? Wystarczy kropla czy kawałek pyłu na ręku czy na ubraniu i sama to złapiesz. Albo rozniesiesz po swoim domu czy gdzie tam pójdziesz. Wiesz, mi to nie przeszkadza, ucieszyłbym się jakbyś została siewcą zarazy ale nie wiem czy dokładnie o to ci chodzi. - Strupas zapytał tak szybko jakby ta propozycja niespodziewanie go ożywiła. Można by rzec, że postawił uszu jak myśliwski pies słyszący odległy dźwięk rogu.

- Jak bardzo chcesz to sam byś mógł to zaaplikować. - dolała oliwy do ognia chcąc jeszcze mocniej zmotywować kolegę - Ja wejdę w ten czy inny sposób do domu jednego bądź drugiego klawisza starając się by spali jak niedźwiedzie. - intryga sama się knuła - Później zaś otworzę drzwi od środka dając ci tym samym pole do popisu. - patrzyłą pytająco na garbusa ciekawa jego reakcji.

- Ale to chyba nie tu i teraz z tym klawiszami? Bo mówię ci, że ten dzień czy dwa to nie będzie żadnych, widocznych efektów. - garbus zmrużył oczy jakby nie do końca mógł pojąć o czym właściwie koleżanka mówi.

- To raczej długofalowa sprawa. - stwierdziłą ukazując, że wie z czym się mierzy - Ale taki efekt też może zdać się przydatny. - uśmiechnęła się delikatnie po czym przybliżyła Strupasowi na czym rzecz polega. Opowiedziała mu o tym jaki plan miał Starszy i czemu służyć miało to wyłączenie ze służby tych a nie innych klawiszy. Braki kadrowe dawały szansę wkręceniu się Łasicy tu i ówdzie na trochę dłużej niż trochę.

- Swoją drogą? - rozejrzała się po pomieszczeniu - To klepisko prawdą. Zrobione z gliny tak? - takie coś było jej właśnie potrzebne.

- No nie bardzo. Potęga Ojczulka jest wielka i nie zna granic. Nikt nie ma kontroli nad jego błogosławieństwami. Jak złapie to jeden strażnik, mogą i inni. Ale także służba, Łasica i więźniowie w tym także ta co mamy ją uwolnić. Takie coś to lepiej uzgodnij z mistrzem. Nie chciałbym z nim rozmawiać jakby błogosławieństwo wykończyło tą jaką mamy stamtąd wyrwać. - garbus pokręcił głową na znak, że na takie ryzyko nie jest gotowy i nie chce się w to mieszać. Przynajmniej póki Starszy by nie wyraził na taki krok zgody.

- A klepisko jest. Nie wiem z czego ale jest. - drugim pytaniem się zdziwił i jemu poświęcił o wiele mniej uwagi.

Ver pokiwała głową analizując zalecenia Strupasa dotyczące tych swoistych błogosławieństw. Po czym zbadała budulec klepiska.

Czy to była glina to Versana nie miała pojęcia. Było sztywne i ciemnobrązowe. Dało się zadrapać paznokciem. Czy to była glina trudno było powiedzieć. Mogła być albo nie. W tej chwili była sztywna ale to mógł być efekt chłodu jaki panował w pomieszczeniu. Być może gdyby to rozgrzać byłoby bardziej plastyczne. A może nie.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 29-06-2021 o 01:18.
Pieczar jest offline