| - Lepiej rozbić obóz w okolicy, skoro są tu elfy to pewnie potworów też mniej, może po prawej stronie? Rozpalimy ognisko i się ogrzejemy w nocy - Zaproponował kompanom Kargar, którego tyłek bolał już od jazdy. Z pobłażliwym uśmiechem przyjrzał się diablicy, która chichotała wcześniej czytając jakieś kupione od gnomich handlarzy romansidła oraz Gabrielowi, który w karczmie spędził noc z Deidre i chyba nie poświęcili całej nocy na sen... Oni też wydawali się być zmęczeni długą jazdą.
- Z ust mi to wyjąłeś - powiedział Gabriel. - Prócz tego ogniska. Wspomniane przez ciebie elfy mogą nie lubić ognia w lesie. Czy widziałeś gdzieś po drodze ślady ognisk?
- Przecież małe ognisko nie zrobi pożaru więc co ich to obchodzi… jak tak się przejmujesz to możesz się tych długouchych zapytać - westchnął tęgi wojownik.
- Boisz się, że zmarzniesz? A poza tym to ich las - odparł spokojnie Gabriel. - Jestem przekonany, że byłbyś zachwycony, gdyby ktoś sobie rozpalił ognisko w twoim ogródku? Bo ja nie.
- Nie przesadzaj Gabrielu.- rzuciła Amara - Jestem przekonana, że elfy korzystają z ognia we własnych osadach. Chyba, że sugerujesz, że jedzą mięsa na surowo i zimno. Mały ogień, otoczony kamieniami, aby się nie rozprzestrzenił powinien wystarczyć. Do tego ogień odgoni wszelkie stworzonka, które mogą polować w nocy.
-Nie, oczywiście że nie "boję się że zmarznę" - syknął Kargar zirytowany przytykiem Gabriela, czy on próbował sobie z niego kpić?
-Nocowałem już w gorszych warunkach, masz mnie za jakiegoś paniczyka?! Amara mówi rozsądnie, ogień przyda się chociaż do odstraszenia zwierząt, nie mówiąc już o podgrzaniu mięsiwa.
- Od przesadzania jest ogrodnik. - Gabriel mrugnął do mniszki, a potem uśmiechnął się szelmowsko. - A ty się nie unoś, Kargarze, bo nie ma o co. Na żartach się nie znasz? Chcecie rozpalić, to rozpalajcie.
Amara pokręciła oczami.
- Powinniśmy się jakoś podzielić pracą. Ktoś rozpali ogień i przygotuje jedzenie, ktoś rozłoży namioty.
- Są plemiona leśnych elfów które by miały nam za złe rozpalanie ognia - wszedł do rozmowy Endymion - uznają go za oznakę cywilizacji i symboliczne pożeranie lasu przez nią. Oczywiście jest mała szansa byśmy mieli aż takiego pecha, że to akurat tacy, ale jeśli rozpalimy ogień to postarajmy się aby rozpalić go z niewątpliwie martwych drzew. Mała upierdliwość by uniknąć potencjalnie groźnej i krwawej konfrontacji… ja zajmę się gotowaniem. Ostatnio znajoma opowiedziała mi ciekawy przepis który chciałbym wypróbować… - opowiedział Endymion z uśmiechem na orczej mordzie.
-Jakoś nie załapałem tego twojego żartu, lepiej próbuj z panienkami - Kargar wzruszył ramionami na słowa Gabriela, patrząc się na niego bez wyrazu.
-W takim razie pójdę rozłożyć namioty, proponuje też by jedna osoba trzymała straż. - Na mniszkę i tego ekscentrycznego paladyna spojrzał natomiast z aprobatą, doceniał ich praktyczne podejście no i nie szukali oni dziury w całym jak Wieszcz.
Gabriel odpłacił się wojakowi równie obojętnym spojrzenie, lecz wypowiedzi nie skomentował. Zamiast tego zajął się rozstawianiem swojego namiotu.
Deidre w tym czasie siedziała nieopodal na głazie i zaczytywała się w jednej z dwóch książek, które wcześniej zakupiła u Gnomów. Potencjalna ciemność nie przeszkadzała jej w niczym, ponieważ wokół niej lewitowały magiczne światełka, rozświetlając treść lektury. Co jakiś czas chichotała jak mała dziewczynka.
- Co takiego zabawnego przeczytałaś? - Spytał się Kargar kiedy przechodził obok przygotowując się do rozbicia namiotu. Dziecinne zachowanie diablicy stanowiło dziwny kontrast z jej wyglądem, pamiętał jednak co potrafiła zrobić swoją magią gdy walczyli z gnollami.
- Ja pozbieram drewno. Może uda mi się spotkać jednego elfa i wyjaśnić naszą sytuację. - Amara ruszyła w stronę lasu, szukając ułamanych gałęzi, suchych patyków i martwych drzew.
Zajęty namiotem Gabriel odprowadził mniszkę spojrzeniem, a potem wrócił do swego zajęcia, zastanawiając się, czy Deidre oderwie się od swej lektury i mu pomoże, czy przyjdzie na gotowe... być może pełna nowych pomysłów, zaczerpniętych z pochłanianej właśnie literatury.
Kiedy tylko Kargar pojawił się obok ze swoim pytaniem, Rogata zatrzasnęła czytaną książkę i spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- I tak byś nie zrozumiał - odparła, wzruszyła ramionami i wpakowała książkę do plecaka. - Chociaż… Dam ci do przeczytania, jak już skończę. Może ci się spodoba?
- Wątpię, nigdy dużo nie czytałem, miałem inne problemy na głowie, ale mogę spróbować - Kargar wzruszył ramionami i z lekkim uśmiechem spojrzał się na Deidre. Ciekawe czy ona podobnie jak on spędziła większość dziecińśtwa martwiąc się czy jego rodzina będzie miała dzisiaj co jeść? Pewnie nie.
- Lepiej chyba samemu działać niż czytać wymyślone historie - dodał, zabierając się za przygotowanie obozowiska. Nie przyznał się, że właściwie to ledwo czytał.
Mrugnęła do niego okiem, a później odszukała wzrokiem Gabriela. Był nieopodal i wyglądał, jakby przymierzał się do rozłożenia namiotu. Ona sama takowego nie posiadała, a choć noc nie zapowiadała się szczególnie zimna, wolała mieć dach nad głową. I być może drugą osobę obok.
Deidre podeszła do Gabriela i oceniająco spojrzała na płachtę materiału leżącą na ziemi.
- Myślałam, że będziesz potrzebował pomocy przy rozstawianiu innego namiotu… - powiedziała niby to poważnie, ale długo nie potrafiła powstrzymywać parsknięcia. - Dobrze, powiedz mi, co mam zrobić?
- Czy rozkładałaś kiedyś namiot? - spytał Gabriel. - To bardzo proste... Od czasu do czasu przytrzymasz mi... linkę. Albo maszt. Dzięki temu... wszystko postawimy… - Spojrzał na nią z dwuznacznym uśmieszkiem, i nawet mrugnął.
Deidre wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
- No, to do dzieła.
Gabriel uśmiechnął się lekko.
- Na początek przytrzymaj ten koniec namiotu - powiedział.
Po chwili praca przy stawianiu namiotu szła pełną parą. |