Zachodnie Ziemie Centralne
“Rozciągnięty Las”
Wieczorne rozmowy przy ognisku, ciepły posiłek, i w końcu udanie się na spoczynek. Wartę objął Endymion. Ork-Paladyn twierdził, iż nie musi spać praktycznie wcale, więc czemu nie...
Deidre i Gabriel w jednym namiocie.
Amara w kolejnym.
Bharrig pod drzewem, razem ze swoim tygrysim towarzyszem…
Kargar we własnym namiocie.
Pogoda dopisywała, nie było zimno, nie lało, nie wiało. Spokojna noc.
Do czasu.
Endymion chyba za dużo myślał, pogrążył się w jakiś kontemplacjach… lub był głuchy jak pień? Wzrok bowiem w każdym bądź razie miał dobry, i to nawet do patrzenia w ciemnościach.
Odgłosów nocnej, bardzo cichej, i morderczej potyczki, rozlegającej się po lewej stronie gościńca, nie usłyszał i tyle. Wypuszczane elfie strzały, pojedyncze słowa, skoki po drzewach... spadające ciała. I jakieś takie dziwne… syczenie. I jakby nawet taki dziwaczny klekot.
Wielkie, czarne, owłosione pająki rozmiarów koni, przekroczyły gościniec, podążając prosto na obóz śmiałków.
Gdy w końcu Endymion je zauważył, było już o wiele za późno. Krzykiem zbudził więc towarzyszy, sam gotując się do boju. Co innego bowiem pozostało do zrobienia?
***
Komentarze za chwilkę...