Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2021, 22:49   #107
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Cytat:
„Zważcie, jak niezmienne prawa chronią każdy stan, prawa mądre jak Natura i tak ustalone jak Los. Niechaj wasze kodeksy zawierają równie nienaruszalne zasady.”
– ustęp z Błogosławionej Księgi Wszechwidzącego Oka.
„Niech Stwórca się nade mną zlituje. Nie tylko ta kraina, ale i moja kompania grzechem stoi.” pomyślała Rita, po czym przeżegnała się za pomocą prawej ręki symbolem równobocznego trójkąta, kończąc prawostronnie skierowany ruch wyrysowaniem pośrodku piersi znaku oka. Następnie przyjrzała się jeszcze paladynowi i Hobbsowi. Nie przekonywała jej do końca wersja żadnego z nich. Wampir mógł też zwyczajnie łgać albo mataczyć, co stanowiło najoczywistsze z wersji... albo też miał na myśli coś zupełnie niejasnego z obecnego punktu widzenia... W każdym razie od tej pory siostra zakonna zamierzała jeszcze baczniej obserwować swych towarzyszy (co wiele znaczyło, bo jako wyznawczyni Czujnego i zarazem Tego, Który Wszystko Widzi, wnikliwie badała ich od samego początku). „Lepsza przesadna surowość niż nadmierna pobłażliwość” podsumowała w sędziowskim stylu ten pomysł w myślach.


Gdy skończono zakopywać mogiłę, białowłosa zaprzestała modłów. Rzuciła jeszcze tylko ostatnie, pełne szacunku spojrzenie na grób Indrinovicha i spokojnie podążyła śladem barda. Dotarłszy na miejsce ustała na progu głównej kaplicy. Jej wzrok szybko spoczął na zwisającym nad ołtarzem Danovichu. Wtedy też twarz wojennej kapłanki delikatnie rozpromieniła się, „Zaiste, prawo się dokonało!” pomyślała z satysfakcją, obserwując dyndające posępnie zwłoki. Trochę żałowała tylko, że ów głupiec nie zgodził się na dobrowolną egzekucję z jej ręki. Dobrze wykonane ścięcie na pewno nie byłoby bardziej bolesne, niż złamanie karku. Ale może perfidny ojczulek nie chciał dać jej tej satysfakcji? Marvelli jednak to zbytnio nie przeszkadzało, ostatecznie liczył się dlań sam rezultat. Nieważne było, do kogo należała „karząca ręka.” Udręczony Danovich nie żył i kobieta mogła się tylko cieszyć. W międzyczasie Ismark zarządził, że kapłana i jego syna pochowają mieszkańcy. Czempionka wiary nie oponowała. I tak nie odprawiłaby ceremonii nad zdrajcą, więc rada była temu orzeczeniu. Miała tylko jedną uwagę.
— Sądzę, że Doru powinniśmy spalić — poradziła opuszczającemu budynek burmistrzowi. — Wciąż jest nieumarłym i Strahd mógłby go ponownie przywrócić do stanu nie-życia. W zasadzie przeniewiercę też, ale ten nie powróciłby jako wampirzy pomiot, a zaledwie zombie.
Gdy Kolyanovichowie wyszli ze świątyni, Rita postanowiła przejrzeć dobytek i zarekwirować wszelkie przydatne dobra, jakie pozostawił po sobie samobójca. Wszystko wskazywało na to, że nie miał już zstępnych, ni spadkobierców. Zatem w świetle prawa jego majątek nie należał już do nikogo. Mogła go więc legalnie przejąć.

Przeszukanie kaplicy i obydwu pokojów zaowocowało, pewnym, acz relatywnie skromnym łupem. Monastyczna zbrojna przygarnęła pergaminowe kartki, gęsie pióro, krzesiwo, dwie święte księgi (w celu późniejszej inspekcji, ewentualnie sprzedaży) oraz tyle z czterech butelczyn wody święconej, ile raczyli pozostawić jej towarzysze. Zawczasu upewniając się co do ich jakości, bowiem nie wierzyła, że pozbawiony boskiej łaski kapłan mógł je skutecznie pobłogosławić. Musiały się jednak odstać, bowiem po inspekcji okazało się, że wszystko było z nimi jak należy. Nieco później, upewniwszy się co do niemożliwości splądrowania zablokowanego składziku, święta wojowniczka razem z kompanami opuściła nieszczęsne ruiny i dołączyła do rodzeństwa Kolyanovichów.

W drodze powrotnej szafirowooka wydawała się zupełnie nie zważać na opustoszałe miasto. Tak jakby wcześniej tętniło życiem. W zasadzie i tak nie życzyłaby sobie widzieć na oczy oblicza żałosnych ludzi, którzy to nie odważyli się nawet oddać ostatniego hołdu swojemu dzielnemu władcy. Przy okazji powrotnej wędrówki do posiadłości rodzeństwa ze strony łotrzycy wypłynął temat wiedźmy, którą poleciły trzy czarownice z „Krwi Winorośli”. Egzekutorka prawa doskonale rozumiała obiekcje młodego burmistrza co do wizyty w obozie Vistanich, wręcz je podzielała.
— Możesz zachować spokój Ismarku — uspokoiła mężczyznę. — Udam się tam razem z nimi i będę czuwać, bacząc, by podstępne jędze nie rzuciły na nich żadnego uroku. Przyrzekam też, że za każdą próbę szachrajstwa zapłacą krwią...
By dodać efektu swym słowom, zawiesiła ponuro głos.


Pochylając się nad mapą członkini siostrzeństwa zwróciła uwagę nie tylko na lokalizację obozu wiedźm, ale także ukształtowanie baroviańskiego terenu oraz położenie Vallaki i innych osad. Już po krótkim wglądzie bez trudu skonstatowała, że tych ostatnich nie było zbyt wiele w tym niegościnnym rejonie. Kiedy Kolyanovich zbierał się już do wyjścia, zwróciła się do niego na odchodnym.
— Jam w zasadzie gotowa do drogi. Ale przed właściwym odejścem pozwolę sobie jeszcze odwiedzić skład Bildratha. Tymczasem bywaj i niechaj cię wszechwidzące oko Stwórcy prowadzi.

Podróż do Madame Evy sprowadzała się do przedzierania przez ponurą i zamgloną puszczę. Bitewna zakonnica ku swemu pewnemu zaskoczeniu zaczynała się powoli przyzwyczajać do monotonii i wiszącej groźby ze strony lokalnego krajobrazu, choć nadal w oczy kłuł ją jego absolutny brak harmonii. W zasadzie jeszcze nieco ciążyła jej wszechobecna aura rozkładu i beznadziei.

Czas mijał, a pancerne obcasy wojowniczej kapłanki wybijały kolejne dziury w rozmiękłym gruncie. Droga była dość prosta i prowadził łowca, więc była ufna, że nie zbłądzili. Nawet pomimo kiepskiej widoczności. Po pewnym czasie dostrzegła sylwetkę tajemniczego jeźdźca, tego samego, który ukazał im się wkrótce po przybyciu do przeklętej krainy. Nieumarły stwór zdawał się wskazywać wszystkim kierunek, w którym dotychczas zmierzali. Kierunek do wiadomego celu. Rita dumała, czy był on sługą Strahda, jakiegoś podległego mu nekromanty czy też może jakiejś wrogiej Zarovichowi siły. I skądże wiedział on, że będą zmierzać do Vistanich? Ktoś z miasta zdradził? A może Strahd posiłkował się plugawą magią wróżebną, albo to same czarownice zwiodły jej drużynę? W każdym razie kobieta przyobiecała sobie, że jeśli podróż do obozu okaże się pułapką, to wszystkie wiedźmy w Barovii sowicie za to zapłacą...

Nieznajomy jeździec zniknął tak samo szybko, jak się pojawił, wciąż jednak trzeba było iść dalej. Przeto siostra zakonna podążyła razem z kompanami w drogę, nie dzieląc się jednak z nimi swymi przemyśleniami. Po drugim procesie w świątyni i wydarzeniu na cmentarzu miała do nich o wiele mniejsze zaufanie. Później, podczas trwającej na dobre podróży, grobową ciszę panującą wokoło zaczęło co jakiś czas przerywać narastające wilcze wycie. Wojownicza kapłanka mogła jedynie zgadywać, czy były to te same istoty, które wcześniej zapędziły ich do miasta Barovii. Jednak tak jak wtedy nie odstąpiła od ciał poległych, gotowa za wszelką cenę zapewnić zmarłym wieczny odpoczynek, tak samo teraz nie truchlała. Raczej oczekiwała napaści, by móc wreszcie wywrzeć słuszną pomstę na drapieżnych istotach, które tak perfidnie ich poprzedniego dnia zaszczuły. Nie musiała też za długo ich wyglądać, ledwie większa klepsydra przesypałaby się do połowy, a potwory wychynęły z mgły, powarkując, szczerząc ostre kły i gotując się do napaści.

Niestety dla białowłosej walka była krótka, acz wciąż niezwykle dynamiczna. Krew szybko polała się z obu stron. Widziała doskonale jak Couryn został ranny, a także jak w odwecie sięgnął po ohydną magię. Wtedy też oblicze obrończyni prawa momentalnie wykrzywiło się z niesmakiem. Wkrótce potem, gdy tylko dobyła broni, przeszła do wyraźnej ofensywy. W pierwszej kolejności wezwała swego boga na pomoc, następnie zaś wykonała niezwykle zamaszysty, acz dość błyskawiczny zamach znad głowy. Jej wielki miecz bez problemu sięgnął celu, spadając nań niczym grom z jasnego nieba. Potęga wyprowadzonego ciosu sprawiła, że szafrowooka przy akompaniamencie ponurego mlaśnięcia bez trudu przecięła osmalonego wilka na dwoje, tym samym kładąc go na miejscu trupem. Do tego momentu reszta wilczej watahy zdążyła się już rozpierzchnąć pod wpływem niewątpliwej charyzmy paladyna, który nakazał im odwrót. Marvella była nieco zawiedziona takim obrotem spraw, bowiem ledwie rozpoczęła swą sakralną pieśń bitewną, a walka się zakończyła. W wyniku niedokończonego starcia tylko częściowo udało jej się zaspokoić świeżo rozbudzony głód krwi, choć w głębi duszy przeczuwała, że to mogło nie być ostatnie spotkanie z tymi nikczemnymi istotami...

Rita zużywa ładunek ferworu, rzuca na siebie boskie względy, a potem wykonuje potężny atak: 19 w wilka nr 3 i zadaje obrażenia: 15. Redukuje przeciwnika do 0 HP, dzięki czemu kładzie go trupem.

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 23-06-2021 o 15:48.
Alex Tyler jest offline