Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2021, 16:33   #108
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Nie pomylił się co do Rity. Chociaż znał ją bardzo krótko, wiedział, że przyjaciółmi, czy nawet bliższymi współpracownikami nie zostaną. Nie cierpiał ludzi, którym wydawało się, że są jedynymi sprawiedliwymi i wszystko wiedzą najlepiej. Na usta cisnęło mu się trochę ciekawych słów, ale ostatecznie zagryzł zęby - kłótnia z nią i tak niczego by nie zmieniła, bo taki osioł jak już się uprze, to nie odpuści. Algernon podejrzewał, że jeszcze przyjdzie czas, kiedy kapłanka się na tej swojej bucie i przekonaniach przejedzie. Teraz nie było sensu tracić na nią i czasu i energii.

Zwłaszcza, że Nicodemus podzielił się z nimi ciekawymi informacjami. A więc był związany z jakimś wampirem, który ponoć już nie żył. Może to właśnie o nim mówił Strahd, skoro mógł wyczuć takie rzeczy. Paradoksalnie Hobbs wolał towarzystwo powiązanego z wampirami paladyna, niż szalonej zakonnicy. I póki nie miał powodu zmienić swojego nastawienia, nie zamierzał mieć do Nicodemusa żadnych pretensji. Choć oko będzie mieć na pewno, tak na wszelki wypadek. Bo przecież go nie znał i nie wiedział do końca, czego się spodziewać. A gładkie słówka potrafiły czasem wychodzić z najbardziej gadzich ust.


W świątyni zastali martwego Danovicha, który powiesił się za ołtarzem. Kapłan ujrzał w śmierci jedyne wyjście z dręczącego bólu po stracie syna a Hobbs nie dziwił się, że tak właśnie uczynił. Śmierć Doru zabrała mu wszelkie nadzieje w i tak nędznym życiu. Algernon przyglądał się przez jakiś czas twarzy martwego kapłana, a potem ruszył z pozostałymi sprawdzić, czy w kościele uda się znaleźć coś ciekawego. Oprócz wody święconej i jakichś książek teologicznych nie było nic, co warto by zabrać, więc okultysta opuścił zrujnowaną świątynię i ruszył z drużyną do posiadłości rodzeństwa.

Gdy Ismark pokazał im mapę Barovii, Algernon zagwizdał cicho.
- Spora ta wasza kraina - stwierdził, odnajdując wzrokiem Vallaki. - I spory kawałek do Vallaki... trzeba się dobrze przygotować.
Najpierw jednak mieli odwiedzić jakąś Madam Evę, która była chyba kimś ważnym u tych Vistanich. Na szczęście ich obóz nie leżał daleko od miasteczka - wystarczyło przejść przez las i byli na miejscu. Algernon miał nadzieję, że po drodze nie będzie niespodzianek a ci Vistanie nie będą robić im problemów.
- Dobrze by było, gdyby ta Eva wiedziała, jak możemy się stąd wydostać - rzucił do pozostałych. - Ale znając nasze szczęście…


Wędrówka przez las wyglądała dla niego niemal tak samo, jak wczoraj, gdy mgły sprowadziły go na te ziemie. Wszędzie ponure, powyginane drzewa, jakby coś zatruwało ich korzenie, cisza i mleczny opar poruszający się między pniakami. Idealny klimat dla wampira władcy w typie Strahda i jego pomocników. W pewnym momencie towarzyszka Couryna zaczęła powarkiwać, a gdy Algernon spojrzał w stronę, w którą patrzyła i ujrzał zakapturzonego kościotrupa na koniu, aż uniósł obie brwi.
- Nie wyglądacie na zaskoczonych - powiedział, patrząc na kompanów. - Czyżbyście już mieli z nim do czynienia? Kto to w ogóle jest?
Co ciekawe, tajemniczy jeździec wskazywał im drogę do obozu Vistanich. Algernon nie wierzył w dobrą wolę nieumarłych; coś musiało wisieć w powietrzu. No ale skoro tamten postanowił trzymać się od nich z daleka, to tym lepiej dla niego.

Kłopotów jednak nie udało się uniknąć a zwiastowało je towarzyszące im od pewnego czasu wilcze wycie. No i w końcu pojawiły się wielkie, agresywne osobniki, które w planach miały tylko jedno - rozszarpać drużynę. Jane jako pierwsza wystrzeliła z kuszy, jeden z wilków dopadł Couryna i go powalił. Nim Hobbs zdołał wycelować ze swojej kuszy, stało się coś, czego nikt by nie przewidział. Nicodemus przemówił do zwierząt, a te zaprzestały ataków i po chwili zniknęły gdzieś w lesie.
- To było coś - powiedział Algernon, uśmiechając się do paladyna. - Na druida to mi nie wyglądasz. Jak to zrobiłeś? Chyba musisz opowiedzieć w czasie drogi, czego jeszcze ciekawego możemy się po tobie spodziewać z tych nieoczywistych rzeczy. A teraz ruszajmy, zanim twoja perswazja przestanie działać i wilki postanowią jednak wrócić i się nami zająć.
 
Quantum jest offline