Drużyna zgodnie zaczęła wycofywać się za drzewa, a Galeb na wszelki wypadek wystawił przed siebie jaśniejący powoli ogniem młot. Wtedy warchlak zatrzymał się, zakwiczał i czem prędzej ruszył w stronę chrumkającego groźnie odyńca. Gdy tylko młody znalazł się przy nim, knur zaprzestał pościgu za drużyną i zagonił świniaka do reszty rodzinki. Po chwili wszystkie zwierzęta zniknęły w gęstwinie.
- No, ma szczęście ta świnia, że się wycofała w porę - powiedziała wyniośle Esme, wciąż mając kuszę w pogotowiu.
Odczekali dłuższą chwilę i ruszyli w dalszą drogę. Kolejna godzina podróży upłynęła spokojnie; co jakiś czas awanturnicy widzieli w leśnym poszyciu jedynie uciekające przed nimi zwierzęta. W pewnym momencie odnieśli jednak wrażenie, że są obserwowani, choć zlewająca się w jedną zieloną-czarną masę okolica nie ułatwiała obserwacji. Jednak w końcu Vessa, a za nią Klaus i Galeb dostrzegli w końcu ruch pomiędzy wysokimi krzewami, ostrzegając pozostałych.
Moment później zza krzaków i drzew wyskoczyło z dziesięciu półnagich, odzianych jedynie w skóry
mężczyzn, dzierżących prostą, a wręcz prostacko skonstruowaną broń - maczugi, oszczepy, cepy i siekiery. Na twarzach mieli wypisaną pierwotną nienawiść a w oczach szaleństwo i głód ludzkiego mięsa. Z dziwnymi okrzykami na ustach ruszyli w stronę bohaterów. Konie zarżały, wystraszone sytuacją, trzeba było je uspokoić i z pewnością odciągnąć gdzieś z dala od walki.
- To ci sami. Ci sami mnie zaatakowali w lesie - rzuciła z przerażeniem w głosie Katrin, dobywając swego zaostrzonego kija.
- Zatem do walki! Bronić siebie i naszego dobytku! - Krzyknęła rozkazująco Esme, unosząc kuszę.
Felix, Bardin i skacowany Zachariasz dostrzegli kogoś jeszcze. Na niewielkim, naturalnie usypanym wzniesieniu z kilkoma sosnami, trzy metry od szarżujących dzikusów stał wychudły
mężczyzna z narzuconą na głowę skórą wilka. W prawej dłoni dzierżył dziwny, powykręcany kij na którym zawieszone miał przeróżne leśne ozdoby i czaszki małych zwierząt. Całe jego ciało wymalowane było w dziwne, złowieszcze symbole i w momencie, gdy jego pobratymcy rzucili się w stronę drużyny, on zaczął wymachiwać prostackim kosturem w kierunku awanturników i krzyczeć niezrozumiałe dla nikogo słowa.
Trzeba było działać.