Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2021, 23:11   #342
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 57 - 2519.02.05; bzt (5/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centrum miasta; Plac Targowy
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato


Egon




Śnieg zdeptany wieloma butami, kopytami, rozjechany kołami i płozami sań skrzypiał pod butami brodatego mężczyzny ubranego w ciężkie futro. Mężczyzna sprawnie pokonywał tą mizerną dla niego przeszkodę. Ale mróz sprawiał, że lepiej było iść szybciej niż wolniej. To pozwalało zachować ciepło. O tej porze dnia, już po zmroku, nawet centrum miasta było dość pustawe. Chociaż dalej dało się dostrzec przechodniów jacy zmierzali pewnie do swoich domów po zakończonej pracy. Niektórzy może planowali zajść przedtem do karczm i tawern. Podobnie wozów było już dość mało. A na placu stały ostatnie trzy dorożki gotowe zawieźć klientów pod wskazany adres.

Egon widział to wszystko kątem oka ale miał co innego do przemyślenia. Wracał właśnie ze spotkania z Gadułą. Ten pokazał mu budynek w jakim miał kryć się ów ktoś od Sondre. Właściwie nie bardzo było co oglądać. Front kolejnej kamienicy podobnej do tych jakie właśnie mijał. Główne wejście i po dwa okna z każdej strony frontu. Na środku małe okienka od klatki schodowej. I tak do trzeciego piętra. Powyżej spadzisty dach zawalony śniegiem tak jak i sąsiednie. Drzwi frontowe były zamknięte ale pewnie tylko na klamkę. Przynajmniej w dzień. Więc nie było żadnego kłopotu aby wejść do środka na klatkę. A tam na 1-sze piętro gdzie po prawej miał być ten poszukiwany zbieg.

Tyle, że był to budynek zamieszkały. Więc dość często ktoś wchodził i wychodził. A obcy mógł budzić ciekawskie spojrzenia. Zwłaszcza jakby był uzbrojony. Albo byłoby ich kilku. Tak, uzbrojona banda mogła się rzucać w oczy na takiej spokojnej ulicy. To mogło ostrzec zbiega. Ale z drugiej strony to też mogła być kwestia fartu i pecha. Przecież jakby wychwycić moment gdy nikogo by nie było można było wejść do środka. Jednak w każdej chwili ktoś mógł wyjść z któregoś mieszkań i… No i właśnie co dalej to już też było trudne do przewidzenia. Nawet sam podejrzany mógłby zauważyć taki ruch jakby w odpowiednim momencie spojrzał przez okno w odpowiednią stronę. Ale czy będzie akurat przy oknie? Nie sposób było przewidzieć.

Podobnie to wyglądało od strony zaplecza. Tam gdzie było podwórze z szopami na węgiel czy różne graty. Ogrodzone płotem. Płot był do przeskoczenia. Nawet furtka jakoś zbyt mocno nie wyglądała. No ale tutaj jak ktoś obcy się znalazł było jeszcze bardziej podejrzane niż od frontu przy klatce schodowej. Ale od tylnego wejścia też dało się wejść na klatkę po parter był przelotowy w obie strony. Tutaj pechowe wyjrzenie podejrzanego przez okno też mogło go ostrzec tak samo jak od frontu. Losowa sprawa. Zwłaszcza, że nie mieli pojęcia czy miałby pokój od frontu czy od zaplecza. No i mieszkał na pierwszym piętrze. Wyskoczyć z tego poziomu i to na miękki śnieg nie byłoby dla desperata większym problemem.

Zdaniem Gaduły wejście w dzień było pewniejsze bo mniej dziwne było, że ktoś wlazł do klatki nawet jak obcy. Ale to działało na jedną, może dwie osoby. I to pewnie bez widocznej broni. Im wiecej osób i broni tym bardziej było to podejrzane albo wręcz alarmujące. Co innego po zmierzchu. Wtedy powinna być mniejsza szansa, że ktoś będzie patrzył w nieodpowiednim czasie i miejscu no ale wówczas każdy ruch na zewnątrz był podejrzany. A na podwórzu Gadułą słyszał szczekanie psa. Pies na pewno by narobił rabanu jakby wyczuł obcych zwłaszcza po zmierzchu. Jak by się zachowali mieszkańcy kamienicy to było trudne do przewidzenia. W optymalnym wariancie nic by nie zrobili lub nie zdążyliby zrobić. W pechowym jakby zaczęli robić kłopoty czy wzywać straże mogłoby się zrobić gorąco. Same straże też tu co jakiś czas chodziły ale niezbyt często. Gdyby jednak pojawili się w nieodpowiednim czasie albo wezwały ich odgłosy awantury mogło to wszystko skomplikować.

Po tym jak się rozstał się z Gadułą wrócił do “Warkoczy”. Bo już zgłodniał od tego stania na mrozie o pustym brzuchu. Tam zastał go Silny. Podszedł i bez ceregieli rzucił futrzaną czapkę na stół i dosiadł się obok. Chwilę milczał wpatrując się w kragłości przechodzącej kelnerki. Ale chyba nawet jej nie widział tylko zastanawiał się nad czymś.

- Gadałem z Karlikiem. Mówi, że jak coś z kazamat to ważne. - przyznał z wyraźną niechęcią. Ciężko było mu znieść, że miałby pomagać swojej największej rywalce w kulcie.

- Więc jak chcesz to możesz się tym zająć. Połam któremuś nogi czy czerep. Nieważne. Byle go wyłączyć z obiegu chociaż na parę dni. Ale ja dzisiaj nie mogę. Mam dyżur z pilnowaniem tego pacana co go ostatnio łapaliśmy. A jutro jest wymiana w porcie. Więc dziś i jutro wieczór to ja odpadam. Sam to załatw albo poczekaj aż będę wolny. - powiedział mrukliwym głosem. Jutro rzeczywiście miała być wymiana z tymi od tego dziwnego kamienia w porcie to obowiązywała powszechna mobilizacja na jutrzejszy wieczór. Więc jutro odpadało. A dziś Silny miał już zajęcie na wieczór też związane ze sprawami kultu. A, że już zmierzchało to jeszcze dał znać, że będzie u Sebastiana do rana a rano wraca do siebie jakby Egon coś chciał. No a teraz jak szedł przez największy plac w mieście miał do wyboru gdzie się udać. Jakby się pospieszył to miał szansę zdążyć przed główną bramę kazamat zanim skończy poranna zmiana. No chyba, że wolał dać sobie z tym spokój.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; zachodnia dzielnica; ulica Kazamatowa, zaułek
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato


Vasilij



Było już ciemno i zimno. Ludzi na ulicach też było coraz mniej. Ubrany na zimowo brunet musiał jakoś poradzić sobie z tym lodowatym zimnem jakie atakowało zwłaszcza jak się stało prawie nieruchomo. Z zaułka przy jakim stał miał niezły widok na główną bramę miejskich lochów. Tym bardziej, że nad nią wisiała świecąca latarnia nieźle oświetlając podejście. Na razie nic się nie działo. Nie wiedział o której dokładnie się ta furta otworzy ale wiedział, że niedługo. W końcu gdzie indziej też już się dzień roboczy kończył. Nie stał tu sam, wziął kogoś do pomocy. A póki tak stali i czekali na to co się stanie mogli rozmawiać półgłosem, tupać nogami i zabijać ramiona dla ochrony przed zimnem no albo zatopić się w myślach nad tym co się działo dzisiaj albo miało zdarzyć w kolejnych dniach.

Jak z tym aptekarzem dzisiaj. Podał listę przepisów i wyjaśnił jak ich użyć. Ale raczej mówił to samo co już zapisał na kartkach jakie podał brodaczowi. Jak ten nie był w tym ekspertem to czuł się dwojako. Z jednej strony wszystko wydawało się proste. Nie trudniejsze niż gotowanie z książki kucharskiej. To dodać do tego tyle a tyle łyżeczek czy kropel, po pacierzu albo jak się zagotuje dolać to czy wsypać tamto. Proste! Z drugiej strony wymagało jednak uwagi by czegoś nie przeoczyć albo nie pomylić. I jak się robiło to pierwszy raz to brzmiało to jednak dość obco te wszystkie składniki miały takie dziwne czy poetyckie nazwy. No i to było zapisane na kartkach więc aby z tego korzystać to potrzebny był ktoś biegły w piśmie. Więc z miejsca odpadała większość bandy Giergievów. Najbardziej biegli w temacie mogli być Strupas i Sebastian. Oni chyba powinni mieć wprawę w takich tyglach różnych mikstur. Jak ten chudy okularnik tłumaczył Vasilijowi co i jak i z czym i kiedy niby brzmiało to prosto i oczywiste. Ale herszt przemytników nie miał pewności czy gdyby sam poszedł do kuchni i miał wszystkie składniki i resztę pod ręką to czy by zrobił wszystko jak trzeba nawet wedle przepisu. Nigdy się czymś takim wcześniej przecież nie zajmował.

- Otwiera się! - szepnął kolega jaki stał na czujce. To zakłóciło spokój. A z ciemnego zaułka widać było jak furta przy bramie głównej otwiera się i wychodzi z niej jakaś postać. Potem kolejna i kolejna. Część jeszcze stała przez chwilę przed wejściem rozmawiając coś ze sobą ale większość ruszała raźno ulicą w swoją stronę pewnie wracając do domu. Gdzieś tam musiała być Łasica. Bo trochę wytłumiony przez odległość ale dało się usłyszeć jej wesoły i beztroski śmiech. Nawet nie było ją trudno zlokalizować bo wśród postaci tylko jedna była w długiej i ciemnej spódnicy. Na ostatnim zborze w podobnej przyszła Łasica. Ale teraz była tylko jedną z osób wychodzących z kazamat jakie kończyły swój dzień roboczy.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato



Pirora i Versana



Sprawy organizacyjne i finansowe jakie zdominowały początek spotkania zeszły w końcu na dalszy plan. Zwłaszcza przy tylu niewiadomych i skomplikowanym układzie zależności finansowych i społecznych pań i panien jakie przybyły na to spotkanie. Praktycznie każda z kobiet musiała się porozumieć ze swoją rodziną, mężem i przyjaciółmi na jakich pomoc mogłaby liczyć przy zakładaniu tego teatru. I obiecały rozpragować tą ideę gdzie się da aby zapewnić sobie jak największe wsparcie ze strony miejskiej społeczności. I całkiem spora część spotkania zeszła właśnie na tym. Dopiero bezpośrednie, wręcz bezczelne uwagi Nije dały znać, że chyba czas zmienić temat skoro tematem przewodnim tego zebrania miała być sztuka a zwłaszcza poezja.

- To ja bardzo poproszę aby Versana przeczytała nam swój wiersz. Ja słyszałam go już wcześniej ale myślę, że wy też powinnyście. Mnie bardzo przypadł do gustu ale oceńce same. - Kamila jako gospodyni miała głos decydujący w takich porządkowych sprawach i jak ona przystała na pomysł bardki to i reszta pań się z nią zgodziła. Versana więc dostała okazję aby zadkeklamować swój wiersz przed nieco szerszym forum niż tylko przed jedną słuchającą. Towarzystwo przyjęło jej poezję z uśmiechami i oklaskami. Potem nastąpiła dyskusja gdzie omawiano wiersz i okazało się, że panie miały w tym niezłą wprawę. Widocznie robiły to nie po raz pierwszy i próbowały dociec co jest co w tych wersach. A potem dyskusja rozbiła się na wiele pomniejszych tematów i podgrupek. Była okazja porozmawiać z koleżanką czy nawet odpocząć i posiedzieć chwilę w spokoju. Albo nawet wzorem potyckiego głodomora skorzystać z zastawionego stołu.

Tak właśnie Versana mogła wrócić myślami do spotkania z księciem półświatka jakie miała dzisiaj w dzień. I co tu nie ukrywać miała sporo spotkań dzisiejszego dnia. Po całym mieście. Zlatała i wymarzła się na tyle, że przyjemnie się siedziało w ogrzanym wnętrzu na wygodnym krześle. Sam Peter jednak pozostał głuchy na wszelkie sugestie i domysły. Czy to w sprawie swojej świeżej zdobyczy na Grubsonie czy innych. Nie przejawiał żadnego zainteresowania poruszaniem tego tematu. A jego martwe, rekinie spojrzenie ciemnych oczu łatwo było odebrać aby lepiej go nie drażnić takimi tematami. Zwłaszcza jak się miało wolę przeżycia w jednym kawałku do kolejnego poranka. Gdy potem wracała z Czarnego Zaułka uświadomiła sobie, że niezbyt dokładnie wie kiedy ów odmieniony pupil zmienił właściciela ale jakoś niedawno. Może w tym, może w tamtym tygodniu. A te ataki czy raczej zniknięcia to się zdarzały już wcześniej. Zaś polowanie jak polowanie. Zaczęło się i trwa. Więcej Czarny nie czuł potrzeby rozmawiać na ten temat. Podobnie jak to by zawrzeć z Versaną bliższą znajomość.

Zaś wracając do rzeczywistości w bibliotece van Zee Versana miała okazję porozmawiać z koleżankami. Także i z Madeleine o pannie van Hansen. Ta wysłuchała pytania i uśmiechnęła się co nieco.

- Nie wiem co ci doradzić w tej kwestii Versano. Może wystarczy poczekać? Czas leczy rany. - powiedziała jakby sama nie bardzo czuła się mocna w temacie na tyle aby doradzać jakieś postępowanie w sprawie swojej przyjaciółki. Wybrała więc ten wariant jaki wydawał się najbezpieczniejszy i najbardziej skuteczny.

Z Kamilą było nieco inaczej. Dała się na chwilę odciągnąć do kominka aby zamienić z nią chwilę we względnej osobności. Wysłuchała pytania o obrazy i swoje malowanie. Ale wydawała się nieco speszona tym tematem.

- Ja to chyba nie mam do tego talentu. Raczej się wstrzymam z malowaniem portretów. Ten ostatni to mi w ogóle nie wyszedł. Może wrócę do malowania pejzaży. Ale galeria sztuki to bardzo dobry pomysł. Myślę, że można by urządzić jakąś salę w tej tawernie w teatrze na taką wystawę. - pomysł z galerią jej się spodobał chociaż raczej skojarzyła go z resztą spraw związanych z planowanym otwarciem teatru. W końcu taka zwykła karczma czy tawerna miała całkiem sporo różnych pomieszczeń które jeśli nie miała serwować jadła i miejsca do spoczynku można było wykorzystać w inny sposób.

Pirora zaś póki dyskusja trwała o sztuce i poezji to mogła się czuć dość swobodnie. Miała w tej sprawie doświadczenie i mogła dyskutować na takie tematy. Za to gdy dyskusja zeszła na sprawy bieżące i lokalne to z jednej strony brzmiało to dla niej dość obco jak większość miejsc i nazwisk nic jej nie mówiło z drugiej właśnie przewijały się takie nowe dla niej rzeczy dzięki czemu mogła liznąć tematu.

- Naprawdę chcesz kupić tą kamienicę na Bursztynowej? Nie boisz się? Podobno ten dom jest nawiedzony. - Petra podeszła do niej w pewnej chwili gdy widocznie już wieść o zamiarach nowej koleżanki doszły także do niej. Ale jakoś zdradzała też młodzieńczą ciekawość tym złowieszczym domem. Była ciekawa czy to prawda, że w gabinecie Augustusa wciąż wisi ucięty sznur szubienicy z jakiej go odcięli i zostawili. Tak przynajmniej słyszała no ale nigdy tam nie była. I była ciekawa czy Pirora była, i w tym gabinecie, i czy to prawda z tym sznurem.

Miała też okazję usłyszeć fragment rozmowy Nije z Kamilą. Co takie trudne jak akurat stanęły ze dwa kroki obok. I co ciekawe znów syreny wróciły na plan. Bardka całkiem żwawo i z werwą opowiadała coś o tych syrenach. A, że miała talent zawodowej poetki i aktorki to całkiem ciekawie się tego słuchało. Z tego co usłyszała Pirora wyniakło, że na tym wybrzeżu było sporo syren. W zamierzchłych czasach. Jeszcze jak tu nie było ludzi tylko elfy. Jedna z legend głosiła, że to zatopione topielisko co widać ze Zrębu to właśnie pozostałość zatopionego miasta elfów. I to może być związane z syrenami. Kamila słuchała tego z niemniejszym zainteresowaniem ale akurat spojrzała w bok na stojącą blond sąsiadkę i jakby coś skojarzyła.

- A wiesz, że Pirora też lubi syreny? Nawet jedną właśnie maluje. - ciemnoskóra gospodyni wskazała głową na drugą malarkę. Poetka spojrzała też w jej stronę obrzucając ją szybkim spojrzeniem z góry do dołu.

- No ciekawe skąd taki pomysł na takie zainteresowanie. - artystka o granatowych włosach uniosła do góry brew w lekkim, ironicznym uśmieszku.

- Nie wiem. Może dlatego, że to ciekawy, nawet pociągający temat? Nawet ostatnio na mszy o nich mówili. - Kamila ładnie pociągnęła ten temat uśmiechając się do minstrelki sympatycznym uśmiechem.

- To prawda. Syreny to bardzo pociągający temat. Mają w sobie “to coś”. Jak elfki. Elfki też mi się podobają. Tylko elfki to dość powszechne a syreny i najady są tajemnicze i rzadkie. - Simonsberg odwzajemniła ciepły uśmiech i pokiwała głową. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności jak mówiła “o tym czymś” bezczelnie przejechała wzrokiem po dekolcie gospodyni. Ta chyba jednak tego nie wyłapała a może rozbawiła ją cała wypowiedź bo roześmiała się szczerze.

- No to jak tak wszystkie lubimy te syrenki to może poprosisz Pirorę aby pozwoliła ci obejrzeć swoją? Ja nie mogę się doczekać, będę miała okazję w Festag po mszy. - Kamila płynnie dołączyła Pirorę do tej rozmowy wskazując malarkę poetce.

- Oj no nie wiem. Pirora jest bardzo zajętą osobą. Zwłaszcza jak jest ze swoją ukochaną kuzynką. Takie zwykłe dziewczyny z ulicy to nie mają co jej zawracać głowy jakimiś duperelami jak są jakieś ważne sprawy do załatwienia. Tylko bym przeszkadzała. - Nije mówiła lekkim tonem ale jednak pod nim dało się wyczuć jakiś przytyk do jej ostatniego spotkania z kuzynkami w “Żaglach” po jakim przestała się tam pokazywać. Kamila jakiej wówczas nie było spojrzała na nie obie trochę niepewnie. Widocznie wyczuła ów przytyk ale nie była świadoma o co chodzi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline