|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-06-2021, 20:31 | #341 |
Reputacja: 1 | Bezahltag; 02.05; przedpołudnie; “Apteka Osterbergera”; Vasilij Vasilij po rozmowie z Versaną udał się do aptekarza jakiego odwiedził kilka dni temu. Uznał, że skoro koleżanka się upomina a minęło już kilka dni to najlepszy moment by zobaczyć listę specyfików jakie miał do zaoferowania. Gdy z pogodnej chociaż mocno zaśnieżonej ulicy brodaty szatyn wszedł do środka apteki poprzedził go dzwonek otwieranych drzwi. Więc ten sam zasuszony aptekarz podniósł głowę i spojrzał na niego zza swojej lady i okularów. Poczekał aż klient podejdzie do lady i dopiero wtedy się odezwał. - Dzień dobry panu, w czym mogę pomóc? - zapytał grzecznie jak do klientów wypadało. - Dzień dobry i panu. Byłem kilka dni temu miałem odebrać pewną listę dostępnych u Pana specyfików. Pamięta Pan naszą rozmowę - Vasilij odpowiedział naturalnie ciepłym głosem. - Tak, pamiętam. Proszę chwilę zaczekać. - mężczyzna skinął głową zachowując uprzejmą powagę po czym wyszedł na zaplecze. Nie było go chwilę nim wrócił z jakąś kartką w ręku. Spojrzał na nią jeszcze raz gdy zatrzymał się z powrotem na swoim miejscu. Gdy Vasilij wziął ją do ręki wyglądało to jak jakieś przepisy z książki kucharskiej. Lista składników, raczej krótsza niż dłuższa. Dwa, trzy, cztery składniki. Potem to się wlewało do tego, dodawało tamto, podawało roztarte to i można było to jeść, pić, palić czy dodawać do czegoś innego. Do tego ze dwa zdania zalecenia lekarskiego w jakich okolicznościach spożywać danych specyfik, jak do dawkować i jaki powinien być efekt. Łącznie było tam może z pół tuzina przepisów jaki zawierała ra lista. Vasilij zapoznał się z listą i przeszedł do szczegółowego omówienia pozycji z aptekarzem punkt po punkcie. By dobrze zrozumieć co jaki daje efekt, ile kosztuje, jak wiele ma dawek i inne męczące szczegóły z którymi musiał się zapoznać. |
27-06-2021, 23:11 | #342 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 57 - 2519.02.05; bzt (5/8); wieczór Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centrum miasta; Plac Targowy Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór Warunki: na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato Egon Śnieg zdeptany wieloma butami, kopytami, rozjechany kołami i płozami sań skrzypiał pod butami brodatego mężczyzny ubranego w ciężkie futro. Mężczyzna sprawnie pokonywał tą mizerną dla niego przeszkodę. Ale mróz sprawiał, że lepiej było iść szybciej niż wolniej. To pozwalało zachować ciepło. O tej porze dnia, już po zmroku, nawet centrum miasta było dość pustawe. Chociaż dalej dało się dostrzec przechodniów jacy zmierzali pewnie do swoich domów po zakończonej pracy. Niektórzy może planowali zajść przedtem do karczm i tawern. Podobnie wozów było już dość mało. A na placu stały ostatnie trzy dorożki gotowe zawieźć klientów pod wskazany adres. Egon widział to wszystko kątem oka ale miał co innego do przemyślenia. Wracał właśnie ze spotkania z Gadułą. Ten pokazał mu budynek w jakim miał kryć się ów ktoś od Sondre. Właściwie nie bardzo było co oglądać. Front kolejnej kamienicy podobnej do tych jakie właśnie mijał. Główne wejście i po dwa okna z każdej strony frontu. Na środku małe okienka od klatki schodowej. I tak do trzeciego piętra. Powyżej spadzisty dach zawalony śniegiem tak jak i sąsiednie. Drzwi frontowe były zamknięte ale pewnie tylko na klamkę. Przynajmniej w dzień. Więc nie było żadnego kłopotu aby wejść do środka na klatkę. A tam na 1-sze piętro gdzie po prawej miał być ten poszukiwany zbieg. Tyle, że był to budynek zamieszkały. Więc dość często ktoś wchodził i wychodził. A obcy mógł budzić ciekawskie spojrzenia. Zwłaszcza jakby był uzbrojony. Albo byłoby ich kilku. Tak, uzbrojona banda mogła się rzucać w oczy na takiej spokojnej ulicy. To mogło ostrzec zbiega. Ale z drugiej strony to też mogła być kwestia fartu i pecha. Przecież jakby wychwycić moment gdy nikogo by nie było można było wejść do środka. Jednak w każdej chwili ktoś mógł wyjść z któregoś mieszkań i… No i właśnie co dalej to już też było trudne do przewidzenia. Nawet sam podejrzany mógłby zauważyć taki ruch jakby w odpowiednim momencie spojrzał przez okno w odpowiednią stronę. Ale czy będzie akurat przy oknie? Nie sposób było przewidzieć. Podobnie to wyglądało od strony zaplecza. Tam gdzie było podwórze z szopami na węgiel czy różne graty. Ogrodzone płotem. Płot był do przeskoczenia. Nawet furtka jakoś zbyt mocno nie wyglądała. No ale tutaj jak ktoś obcy się znalazł było jeszcze bardziej podejrzane niż od frontu przy klatce schodowej. Ale od tylnego wejścia też dało się wejść na klatkę po parter był przelotowy w obie strony. Tutaj pechowe wyjrzenie podejrzanego przez okno też mogło go ostrzec tak samo jak od frontu. Losowa sprawa. Zwłaszcza, że nie mieli pojęcia czy miałby pokój od frontu czy od zaplecza. No i mieszkał na pierwszym piętrze. Wyskoczyć z tego poziomu i to na miękki śnieg nie byłoby dla desperata większym problemem. Zdaniem Gaduły wejście w dzień było pewniejsze bo mniej dziwne było, że ktoś wlazł do klatki nawet jak obcy. Ale to działało na jedną, może dwie osoby. I to pewnie bez widocznej broni. Im wiecej osób i broni tym bardziej było to podejrzane albo wręcz alarmujące. Co innego po zmierzchu. Wtedy powinna być mniejsza szansa, że ktoś będzie patrzył w nieodpowiednim czasie i miejscu no ale wówczas każdy ruch na zewnątrz był podejrzany. A na podwórzu Gadułą słyszał szczekanie psa. Pies na pewno by narobił rabanu jakby wyczuł obcych zwłaszcza po zmierzchu. Jak by się zachowali mieszkańcy kamienicy to było trudne do przewidzenia. W optymalnym wariancie nic by nie zrobili lub nie zdążyliby zrobić. W pechowym jakby zaczęli robić kłopoty czy wzywać straże mogłoby się zrobić gorąco. Same straże też tu co jakiś czas chodziły ale niezbyt często. Gdyby jednak pojawili się w nieodpowiednim czasie albo wezwały ich odgłosy awantury mogło to wszystko skomplikować. Po tym jak się rozstał się z Gadułą wrócił do “Warkoczy”. Bo już zgłodniał od tego stania na mrozie o pustym brzuchu. Tam zastał go Silny. Podszedł i bez ceregieli rzucił futrzaną czapkę na stół i dosiadł się obok. Chwilę milczał wpatrując się w kragłości przechodzącej kelnerki. Ale chyba nawet jej nie widział tylko zastanawiał się nad czymś. - Gadałem z Karlikiem. Mówi, że jak coś z kazamat to ważne. - przyznał z wyraźną niechęcią. Ciężko było mu znieść, że miałby pomagać swojej największej rywalce w kulcie. - Więc jak chcesz to możesz się tym zająć. Połam któremuś nogi czy czerep. Nieważne. Byle go wyłączyć z obiegu chociaż na parę dni. Ale ja dzisiaj nie mogę. Mam dyżur z pilnowaniem tego pacana co go ostatnio łapaliśmy. A jutro jest wymiana w porcie. Więc dziś i jutro wieczór to ja odpadam. Sam to załatw albo poczekaj aż będę wolny. - powiedział mrukliwym głosem. Jutro rzeczywiście miała być wymiana z tymi od tego dziwnego kamienia w porcie to obowiązywała powszechna mobilizacja na jutrzejszy wieczór. Więc jutro odpadało. A dziś Silny miał już zajęcie na wieczór też związane ze sprawami kultu. A, że już zmierzchało to jeszcze dał znać, że będzie u Sebastiana do rana a rano wraca do siebie jakby Egon coś chciał. No a teraz jak szedł przez największy plac w mieście miał do wyboru gdzie się udać. Jakby się pospieszył to miał szansę zdążyć przed główną bramę kazamat zanim skończy poranna zmiana. No chyba, że wolał dać sobie z tym spokój. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; zachodnia dzielnica; ulica Kazamatowa, zaułek Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór Warunki: na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato Vasilij Było już ciemno i zimno. Ludzi na ulicach też było coraz mniej. Ubrany na zimowo brunet musiał jakoś poradzić sobie z tym lodowatym zimnem jakie atakowało zwłaszcza jak się stało prawie nieruchomo. Z zaułka przy jakim stał miał niezły widok na główną bramę miejskich lochów. Tym bardziej, że nad nią wisiała świecąca latarnia nieźle oświetlając podejście. Na razie nic się nie działo. Nie wiedział o której dokładnie się ta furta otworzy ale wiedział, że niedługo. W końcu gdzie indziej też już się dzień roboczy kończył. Nie stał tu sam, wziął kogoś do pomocy. A póki tak stali i czekali na to co się stanie mogli rozmawiać półgłosem, tupać nogami i zabijać ramiona dla ochrony przed zimnem no albo zatopić się w myślach nad tym co się działo dzisiaj albo miało zdarzyć w kolejnych dniach. Jak z tym aptekarzem dzisiaj. Podał listę przepisów i wyjaśnił jak ich użyć. Ale raczej mówił to samo co już zapisał na kartkach jakie podał brodaczowi. Jak ten nie był w tym ekspertem to czuł się dwojako. Z jednej strony wszystko wydawało się proste. Nie trudniejsze niż gotowanie z książki kucharskiej. To dodać do tego tyle a tyle łyżeczek czy kropel, po pacierzu albo jak się zagotuje dolać to czy wsypać tamto. Proste! Z drugiej strony wymagało jednak uwagi by czegoś nie przeoczyć albo nie pomylić. I jak się robiło to pierwszy raz to brzmiało to jednak dość obco te wszystkie składniki miały takie dziwne czy poetyckie nazwy. No i to było zapisane na kartkach więc aby z tego korzystać to potrzebny był ktoś biegły w piśmie. Więc z miejsca odpadała większość bandy Giergievów. Najbardziej biegli w temacie mogli być Strupas i Sebastian. Oni chyba powinni mieć wprawę w takich tyglach różnych mikstur. Jak ten chudy okularnik tłumaczył Vasilijowi co i jak i z czym i kiedy niby brzmiało to prosto i oczywiste. Ale herszt przemytników nie miał pewności czy gdyby sam poszedł do kuchni i miał wszystkie składniki i resztę pod ręką to czy by zrobił wszystko jak trzeba nawet wedle przepisu. Nigdy się czymś takim wcześniej przecież nie zajmował. - Otwiera się! - szepnął kolega jaki stał na czujce. To zakłóciło spokój. A z ciemnego zaułka widać było jak furta przy bramie głównej otwiera się i wychodzi z niej jakaś postać. Potem kolejna i kolejna. Część jeszcze stała przez chwilę przed wejściem rozmawiając coś ze sobą ale większość ruszała raźno ulicą w swoją stronę pewnie wracając do domu. Gdzieś tam musiała być Łasica. Bo trochę wytłumiony przez odległość ale dało się usłyszeć jej wesoły i beztroski śmiech. Nawet nie było ją trudno zlokalizować bo wśród postaci tylko jedna była w długiej i ciemnej spódnicy. Na ostatnim zborze w podobnej przyszła Łasica. Ale teraz była tylko jedną z osób wychodzących z kazamat jakie kończyły swój dzień roboczy. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato Pirora i Versana Sprawy organizacyjne i finansowe jakie zdominowały początek spotkania zeszły w końcu na dalszy plan. Zwłaszcza przy tylu niewiadomych i skomplikowanym układzie zależności finansowych i społecznych pań i panien jakie przybyły na to spotkanie. Praktycznie każda z kobiet musiała się porozumieć ze swoją rodziną, mężem i przyjaciółmi na jakich pomoc mogłaby liczyć przy zakładaniu tego teatru. I obiecały rozpragować tą ideę gdzie się da aby zapewnić sobie jak największe wsparcie ze strony miejskiej społeczności. I całkiem spora część spotkania zeszła właśnie na tym. Dopiero bezpośrednie, wręcz bezczelne uwagi Nije dały znać, że chyba czas zmienić temat skoro tematem przewodnim tego zebrania miała być sztuka a zwłaszcza poezja. - To ja bardzo poproszę aby Versana przeczytała nam swój wiersz. Ja słyszałam go już wcześniej ale myślę, że wy też powinnyście. Mnie bardzo przypadł do gustu ale oceńce same. - Kamila jako gospodyni miała głos decydujący w takich porządkowych sprawach i jak ona przystała na pomysł bardki to i reszta pań się z nią zgodziła. Versana więc dostała okazję aby zadkeklamować swój wiersz przed nieco szerszym forum niż tylko przed jedną słuchającą. Towarzystwo przyjęło jej poezję z uśmiechami i oklaskami. Potem nastąpiła dyskusja gdzie omawiano wiersz i okazało się, że panie miały w tym niezłą wprawę. Widocznie robiły to nie po raz pierwszy i próbowały dociec co jest co w tych wersach. A potem dyskusja rozbiła się na wiele pomniejszych tematów i podgrupek. Była okazja porozmawiać z koleżanką czy nawet odpocząć i posiedzieć chwilę w spokoju. Albo nawet wzorem potyckiego głodomora skorzystać z zastawionego stołu. Tak właśnie Versana mogła wrócić myślami do spotkania z księciem półświatka jakie miała dzisiaj w dzień. I co tu nie ukrywać miała sporo spotkań dzisiejszego dnia. Po całym mieście. Zlatała i wymarzła się na tyle, że przyjemnie się siedziało w ogrzanym wnętrzu na wygodnym krześle. Sam Peter jednak pozostał głuchy na wszelkie sugestie i domysły. Czy to w sprawie swojej świeżej zdobyczy na Grubsonie czy innych. Nie przejawiał żadnego zainteresowania poruszaniem tego tematu. A jego martwe, rekinie spojrzenie ciemnych oczu łatwo było odebrać aby lepiej go nie drażnić takimi tematami. Zwłaszcza jak się miało wolę przeżycia w jednym kawałku do kolejnego poranka. Gdy potem wracała z Czarnego Zaułka uświadomiła sobie, że niezbyt dokładnie wie kiedy ów odmieniony pupil zmienił właściciela ale jakoś niedawno. Może w tym, może w tamtym tygodniu. A te ataki czy raczej zniknięcia to się zdarzały już wcześniej. Zaś polowanie jak polowanie. Zaczęło się i trwa. Więcej Czarny nie czuł potrzeby rozmawiać na ten temat. Podobnie jak to by zawrzeć z Versaną bliższą znajomość. Zaś wracając do rzeczywistości w bibliotece van Zee Versana miała okazję porozmawiać z koleżankami. Także i z Madeleine o pannie van Hansen. Ta wysłuchała pytania i uśmiechnęła się co nieco. - Nie wiem co ci doradzić w tej kwestii Versano. Może wystarczy poczekać? Czas leczy rany. - powiedziała jakby sama nie bardzo czuła się mocna w temacie na tyle aby doradzać jakieś postępowanie w sprawie swojej przyjaciółki. Wybrała więc ten wariant jaki wydawał się najbezpieczniejszy i najbardziej skuteczny. Z Kamilą było nieco inaczej. Dała się na chwilę odciągnąć do kominka aby zamienić z nią chwilę we względnej osobności. Wysłuchała pytania o obrazy i swoje malowanie. Ale wydawała się nieco speszona tym tematem. - Ja to chyba nie mam do tego talentu. Raczej się wstrzymam z malowaniem portretów. Ten ostatni to mi w ogóle nie wyszedł. Może wrócę do malowania pejzaży. Ale galeria sztuki to bardzo dobry pomysł. Myślę, że można by urządzić jakąś salę w tej tawernie w teatrze na taką wystawę. - pomysł z galerią jej się spodobał chociaż raczej skojarzyła go z resztą spraw związanych z planowanym otwarciem teatru. W końcu taka zwykła karczma czy tawerna miała całkiem sporo różnych pomieszczeń które jeśli nie miała serwować jadła i miejsca do spoczynku można było wykorzystać w inny sposób. Pirora zaś póki dyskusja trwała o sztuce i poezji to mogła się czuć dość swobodnie. Miała w tej sprawie doświadczenie i mogła dyskutować na takie tematy. Za to gdy dyskusja zeszła na sprawy bieżące i lokalne to z jednej strony brzmiało to dla niej dość obco jak większość miejsc i nazwisk nic jej nie mówiło z drugiej właśnie przewijały się takie nowe dla niej rzeczy dzięki czemu mogła liznąć tematu. - Naprawdę chcesz kupić tą kamienicę na Bursztynowej? Nie boisz się? Podobno ten dom jest nawiedzony. - Petra podeszła do niej w pewnej chwili gdy widocznie już wieść o zamiarach nowej koleżanki doszły także do niej. Ale jakoś zdradzała też młodzieńczą ciekawość tym złowieszczym domem. Była ciekawa czy to prawda, że w gabinecie Augustusa wciąż wisi ucięty sznur szubienicy z jakiej go odcięli i zostawili. Tak przynajmniej słyszała no ale nigdy tam nie była. I była ciekawa czy Pirora była, i w tym gabinecie, i czy to prawda z tym sznurem. Miała też okazję usłyszeć fragment rozmowy Nije z Kamilą. Co takie trudne jak akurat stanęły ze dwa kroki obok. I co ciekawe znów syreny wróciły na plan. Bardka całkiem żwawo i z werwą opowiadała coś o tych syrenach. A, że miała talent zawodowej poetki i aktorki to całkiem ciekawie się tego słuchało. Z tego co usłyszała Pirora wyniakło, że na tym wybrzeżu było sporo syren. W zamierzchłych czasach. Jeszcze jak tu nie było ludzi tylko elfy. Jedna z legend głosiła, że to zatopione topielisko co widać ze Zrębu to właśnie pozostałość zatopionego miasta elfów. I to może być związane z syrenami. Kamila słuchała tego z niemniejszym zainteresowaniem ale akurat spojrzała w bok na stojącą blond sąsiadkę i jakby coś skojarzyła. - A wiesz, że Pirora też lubi syreny? Nawet jedną właśnie maluje. - ciemnoskóra gospodyni wskazała głową na drugą malarkę. Poetka spojrzała też w jej stronę obrzucając ją szybkim spojrzeniem z góry do dołu. - No ciekawe skąd taki pomysł na takie zainteresowanie. - artystka o granatowych włosach uniosła do góry brew w lekkim, ironicznym uśmieszku. - Nie wiem. Może dlatego, że to ciekawy, nawet pociągający temat? Nawet ostatnio na mszy o nich mówili. - Kamila ładnie pociągnęła ten temat uśmiechając się do minstrelki sympatycznym uśmiechem. - To prawda. Syreny to bardzo pociągający temat. Mają w sobie “to coś”. Jak elfki. Elfki też mi się podobają. Tylko elfki to dość powszechne a syreny i najady są tajemnicze i rzadkie. - Simonsberg odwzajemniła ciepły uśmiech i pokiwała głową. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności jak mówiła “o tym czymś” bezczelnie przejechała wzrokiem po dekolcie gospodyni. Ta chyba jednak tego nie wyłapała a może rozbawiła ją cała wypowiedź bo roześmiała się szczerze. - No to jak tak wszystkie lubimy te syrenki to może poprosisz Pirorę aby pozwoliła ci obejrzeć swoją? Ja nie mogę się doczekać, będę miała okazję w Festag po mszy. - Kamila płynnie dołączyła Pirorę do tej rozmowy wskazując malarkę poetce. - Oj no nie wiem. Pirora jest bardzo zajętą osobą. Zwłaszcza jak jest ze swoją ukochaną kuzynką. Takie zwykłe dziewczyny z ulicy to nie mają co jej zawracać głowy jakimiś duperelami jak są jakieś ważne sprawy do załatwienia. Tylko bym przeszkadzała. - Nije mówiła lekkim tonem ale jednak pod nim dało się wyczuć jakiś przytyk do jej ostatniego spotkania z kuzynkami w “Żaglach” po jakim przestała się tam pokazywać. Kamila jakiej wówczas nie było spojrzała na nie obie trochę niepewnie. Widocznie wyczuła ów przytyk ale nie była świadoma o co chodzi.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
01-07-2021, 17:29 | #343 |
Reputacja: 1 |
|
02-07-2021, 23:11 | #344 |
Reputacja: 1 | Backertag; przedpołudnie; Vasilij; Gruby; “Czarna Czapla” Gruby był jednym ze stałych bywalców “Czarnej Czapli” choć rozbijał się również po innych. Był złodziejaszkiem któremu raz się wiodło lepiej raz gorzej niezmiennie jednak znał sporo osób. Głównie poprzez interesy i wspólne picie. Vasilij kupił od niego raz czy dwa różnego rodzaju fanty po okazyjnej cenie. Pamiętał jednak również, że “Gruby” chwalił się, że zna kogoś kto ma kumpla pracującego w kazamatach. Giergiev przypomniał sobie o tym i zaczepił Grubego w karczmie. - Czołem - dosiadł się do stolika przy którym rozmówca delektował się samotnie piwem. - Gruby sprawa jest. Pamiętasz jak kiedyś gadałeś, że znasz kogoś kto ma kumpla w kazmatach. Żartowałeś czy prawdę gadałeś - Vasilij zaczął od ustalania faktów. Przy czym każdy kto go znał wiedział, że ściemnianie jest najlepszą możliwą opcją w rozmowie. Za krzesłem Grubego stanął Krótki łypiąc jedynie spode łba na rozmówcę szefa. - Może gadałem, może nie gadałem. Kto by tam się tym przejmował. Odwołaj tego swojego bo mi cień rzuca bez potrzeby. - Gruby zanim się odezwał obejrzał się na stojącego za nim Krótkiego po czym dał znać, że nie bardzo chce mu się rozmawiać z taką presją sapiącą w kark. - Gruby ty mi tu nie podskakuj bez potrzeby. - Vasilij sparafrazował wypowiedź złodziejaszka który wiedział różne rzeczy był jednak płotką w dodatku samotną. W takich sytuacjach herszt bandy musi reagować inaczej towarzystwo mu się rozpuści. Krótki się natomiast nie ruszył w zasadzień cień za Grubym tylko powiększył gdy usłyszał słowa szefa. Sztylet natomiast przysunął się do pleców Grubasa żeby zmienił ton. - Wiesz jak jest - kontynuował Vasilij - możesz żyć ze mną dobrze, źle albo wcale nie żyć. Więc dobrze przemyśl to co teraz powiesz. - Vasilij wpatrywał się w swojego rozmówcę dość lodowatym wzrokiem. Gruby skrzywił się gdy odwrócił się jeszcze raz za siebie obserwując poczynania Krótkiego. Potem spojrzał gdzieś w bok i wzruszył ramionami. Nawet uśmiechnął się krzywo chociaż niezbyt szczerze. Jak to zwykle ludzie mieli w zwyczaju gdy czuli, że nie są w zbyt dobrej sytuacji. - Po co te nerwy Cichy? Przecież możemy pogadać o interesach nie? Ale lepiej by ten twój nie sapał mi w kark a ten kosior też lepiej niech schowa. Po co robić zbiegowisko? I na początek powiedz co bym miał z tego, jakbym znał kogoś kogo szukasz. - powiedział tonem jakby był gotów do rozmowy o interesach, zwłaszcza jakby Krótki wrócił na właściwe miejsce przy stole. To, że Gruby nie należał do żadnej bandy na stałe nie znaczyło, że nikt tutaj się za nim nie wstawi gdyby doszło do jakichś ekscesów. W końcu nie był tu pierwszy raz. - Jak będziesz podskakiwał Gruby to źle się to dla ciebie skończy. Tu czy gdzie indziej, dziś czy jutro. Tu nie ma wielkiego interesu wskaż mi kto zna gościa od kazamat. Mam do przekazania gryps. Wpadnie ci za to kilka monet i dalej będziemy robić okazjonalnie interesy po staremu. Natomiast nie lubię cwaniakowania więc jak o tym gadałeś mam nadzieję, że nie stroiłeś sobie żartów. Przez wzgląd na ciebie oczywiście. - Vasilij uważał, że jest trzeba okazywać szacunek a słowa Grubego z początku rozmowy ewidentnie mu się nie spodobały. Nie pozwalał mu się czuć zbyt pewnie w rozmowie. Dał mu natomiast szanse na dobrnięcie w niej do szczęśliwego końca o ile ostrożniej będzie dobierał słowa. Miał od niego informacje do wyciągnięcia mógł jednak płacić za nią złotem lub stalą na ulicy. - A to ile by tych monet było? - zapytał złodziejaszek nie zdradzając entuzjazmu do toczącej się dyskusji. I tej rozmowy z pozycji siły gdzie zdecydowanie nie był tą silniejsza stroną. - Wskazujesz nam jedynie drogę. Myślę, że pięć monet to odpowiednia suma. - Vasilij odpowiedział Grubemu. - No dobra. Może być. - Gruby po chwili zastanowienia postanowił dobić targu. Potem zaczął wyjaśniać kogo może znać kto zna kogoś z kazamat. Wyglądało na to, że jego kolega kiedyś pracował jako sprzątacz w tych lochach. Ale właściwie to nie wiadomo dlaczego już tam nie pracuje. Podobno miał na imię Andreas i można go było spotkać “Pod trzema gwoździami.” - Dawno widziałeś tego Andreasa? Jak wygląda? Ma jakieś nazwisko albo ksywkę? - Vasilij zapytał o większe dozę szczegółów nim wypłacił monety Grubemu. - Taki, mały i chudy. W lecie go jakoś widziałem. Nie wiem gdzie jest teraz. - odparł Gruby wzruszając ramionami do swojej odpowiedzi. Cichy położył na stole monety po czym przykrył je ręką i zadał ostatnie prozaiczne pytanie. - Kolor włosów i fryzura. Szczegóły czasami mogą się przydać sam wiesz jak jest. - Giergiev wypytał o detale. - Taki czarny. Co tu gadać jak pójdziesz do “Gwoździ” i o niego zapytasz to tam ci powiedzą. - złodziejaszek odpowiedział krótko na te pytania Vasilija. Po usłyszeniu odpowiedzi Cichy zabrał się w dalszą drogę. Ostatnio edytowane przez Icarius : 03-07-2021 o 21:43. |
03-07-2021, 08:31 | #345 |
Reputacja: 1 |
|
03-07-2021, 11:11 | #346 |
Reputacja: 1 | Bezahltag (5/8); wieczór; posiadłość van Zee; Versana, Pirora, członkinie kółka poetyckiego Widząc zadowolenie malujące się na twarzyczkach zgromadzonych piękności Ver nabrała tylko jeszcze większej pewności. Korzystając więc z tego, żę była “na fali” postanowiła postawić kolejny krok w przód. Może nie duży. Zawsze jednak było to swojego rodzaju progres. - Dziękuję wam za te miłe słowa. - odparła skromnie kłaniając się jak na artystkę przystało - Dodaje to otuchy i motywuje na przyszłość. - podsumowała deklarując tym samym, że nie zamierza porzucać tej nowej rozrywki w kąt - Co więc byście powiedziały na filiżankę gorącej herbaty. - uśmiechnęła się delikatnie - Czułabym się zaszczycona gdybym to ja mogła ją wam przygotować osobiście i zaserwować zanim przejdziemy do dalszej części naszego spotkania. Może któraś z was chciałaby się również podzielić jakąś perełką bądź białym krukiem? - Obawiam się, że żadna z nas nie bardzo może się z tobą równać Versano. - odparła Madleleine po krótkiej wymianie spojrzeń dam w towarzystwie. Inne pokiwały głowami na znak, że się zgadzają z tym wnioskiem. - A coś do picia jeszcze jest. Ale jak czegoś potrzebujesz albo któraś z was to tylko powiedzcie. Poślę służbę aby przynieść co potrzeba. - Kamila wskazała na stół jaki był centralnym punktem ich zebrań i na jakim wciąż było całkiem sporo przekąsek, win czy zwykłego kompotu. Zaś do zaparzenia wrzątku brakowało właśnie wrzątku. - Przestań, bo zaraz dostanę rumieńców. - machnęła delikatnie ręką żartując do tego w odpowiedzi na bardziej lub mnie autentyczne reakcję. Następnie chwilę milcząc patrzyła na nieco może nawet zdziwione twarzyczki członkiń kółka. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej propozycja jest delikatnie mówiąc dość nietypowa. Nie miała jednak zamiaru dać tak łatwo za wygraną. Posmutniała więc nieco i z tonem lekkiego rozczarowania i zawodu podjęła dalej. - Wszystko zależy od tego czy któraś z was skusi się na degustację? - zwracała się do wszystkich - Przecież was nie potruje. - zachichotała starając się nieco rozluźnić atmosferę - W każdym razie to specjał spoza kraju i nieźle się natrudziłam by go zdobyć. - starała się jakoś zaostrzyć apetyt w przeważającej większości dobrze urodzonych panienek. - A co to takiego? - zapytała Annamette nie wiedząc co takiego mogła przynieść czarnowłosa. Sądząc po spojrzeniach pozostałych też były nieco zaintrygowane tym czymś o czym mówiła. - Wybacz ale sztukmistrz nie zdradza swoich sekretów. - puściła oczko w kierunku najciekawszej z arystokratek. Odpowiedź była żartobliwe jednak nie drwiąca. Idealnie wpasowała się w klimat miejsca i sytuacji. - Spróbujcie i powiecie co sądzicie. - zamruczała dumając - Wydacie werdykt. - dodała poważnym tonem niczym sędzia stojący na mównicy. Wszystko to jednak było zgrywą oraz czymś z pogranicza aktorstwa i kabaretu. - Pioro. Nije. - zwróciła się do obu tak odległych sobie w hierarchii kobiet - Może wy przełamiecie impas ukazując, że to nic złego? - Co takiego? Na razie nie widzę abyś coś miała. - bardka okazała się bezpośrednia jak to miała w zwyczaju. Pokręciła głową wskazując, że czarnowłosa na razie nie ma nic przygotowanego. A bez wrzątku raczej nie było na to szans. - Może sama spróbujesz pierwsza? - Annemette nie wydawała się usatysfakcjonowana takimi wyjaśnieniami wdowy. - No dobrze, to ja poproszę aby przynieśli ten wrzątek. - Kamila sięgnęła po dzwonek aby wezwać służbę gdy widocznie wolała uniknąć nieprzyjemnej sytuacji. Na dźwięk dzwonka do środka wszedł jeden z lokajów. I zniknął gdy otrzymał zamówienie na przyniesienie wrzątku. - Naturalnie. - odparła uprzejmie Annemette oczekując na służbę, która przyniesie niezbędne do przyrządzenia naparu atrybuty - To same naturalne składniki o dość oryginalnym smaku. Z duża dozą prawdopodobieństwa jestem w stanie stwierdzić, że przypadnie wam to do gustu. Bezahltag (5/8); wieczór; posiadłość van Zee; Versana, Madeleine Pomroczuła chwilę trawiąc jakże trywialną odpowiedź. Wszak słowa Madeleine zawierały w sobie uniwersalną prawdę. Czas… Kto jak nie składająca hołdy Architektowi mógł wiedzieć jak potężna to wielkość. - Może rzeczywiście masz rację. - pokiwała głową - Myślałam o jakiś perfumach. Znając jednak Froyę to drobnymi prezencikami nie uda mi się zdobyć jej względów. - myślała na głos. Skrzyżowałą ręce na klatce piersiowej tyle, że jedna z dłoni podpierała jej brodę. - Sugerowałabym czas i cierpliwość. Ale zrobisz co uważasz. - pani von Richter odparła z łagodnym uśmiechem i jakoś nie przejawiała chęci do zagłębiania się w temat. Ver pokiwałą tylko głową. Wszak jej rozmówczyni dużo lepiej znała blond wojowniczą szlachciankę. Warto było więc jej posłuchać. Natarczywość i nadgorliwość najczęściej przynosiły zgoła odmienny rezultat aniżeli by się oczekiwało. - Skoro jednak jesteśmy w temacie Froyi to może z nieco innej beczki. - postanowiła poruszyć jeszcze jedną kwestię. Nie mówiła głośno by mieć pewność, że rozmowa pozostanie tylko między nimi. - Froya to śliczna kobieta. Zapewne ma wielu adoratorów. - oznajmiła oczywistość - Jak to jednak możliwe, że wciąż jest panienką? - zachodziła w głowę marszcząc przy tym czoło i kosztując się naparem - Ja rozumiem, że ma w czym wybierać, i że potencjalnemu delikwentowi ciężko może być sprostać jej wymaganiom. - to też było raczej oczywiste. Pięknych, młodych i bogatych panienek w mieście nie było tak wiele. Chętnych zaś na posag, który takie jak ona mogły wnieść do nowej rodziny nie brakowało. - Ciężko jednak uwierzyć, że wciąż jej palca u dłoni nie zdobi obrączka. - mruczała dumiąc - Może problemem nie jest status, pochodzenie czy charakter a po prostu… hmmm… płeć? - zdawała sobie sprawę z kontrowersyjności pytania. Mimo to zdecydowałą się je zadać. Naturalnie zależało jej na prawdzie. Ustronność i dyskrecja mogły nieco ośmielić młodą mężatkę. Wdowa chciała jednak zobaczyć jeszcze jej reakcję w trakcie odpowiedzi jaka by ona nie była. - Co ty insynuujesz? - Madeleine zapytała unosząc brew do góry dając znać, że nie bardzo może zrozumieć intencję pytania. - Nic nie insynujuje. - odparła powstrzymując się od parsknięcia - Zwracam po prostu uwagę na to, że Froyia to piękna i konkretna kobieta. Te cechy zaś podobać się mogą nie tylko mężczyznom i nie tylko ich przyciągać do panienki van Hansen. - mówiła oczywistym tonem patrząc wprost w oczy rozmówczyni - Z reguły zaś zasada ta działa w obie strony. - dodała puszczając oczko - Aaaa… i jeszcze jedna rzecz. Jako miłośniczka poezji z pewnością zdajesz sobie sprawę, że nadinterpretacja bywa często krzywdząca i omylna. - Tak samo jak insynuacje. - odparła nie ubawiona Madeleine. Wyglądało jakby tylko utwierdziła się w początkowym podejrzeniu swoich wątpliwości i straciła ochotę do dalszej dyskusji. Bezahltag (5/8); wieczór; posiadłość van Zee; Versana, Kamila Była tak delikatna i ulotna niczym kwiat paproci kwitnący tylko w ciągu jednej nocy w roku. Dało się również odczuć coś jeszcze. Mianowicie to jak szybko zraża się do czegoś co jej nie wychodzi lub co ocenia za swoją słabostkę. Ver miałą zamiar jednak podtrzymać ją na duchu. Być jej podporą, opoką i “weną”. - Obawiam się, że jesteś zbyt surowa dla siebie Kamilo. - zbliżyła się do niej nieco kładąc dłoń na barku młodej, ciemnoskórej arystokratki - Nie od razu Altdorf zbudowano. - rzuciła ludowym powiedzonkiem - Droga do wielkości i chwały nie zawsze jest usłana różami. WYmaga wiele poświęceń i samozaparcia. Może spróbuj raz jeszcze. Brak ci modelek? Załatwie. Weny? Też sobie z tym poradzę. Samozaparcia? W to nie uwierze. - uśmiechnęła się powoli zmierzając do końca wygłaszanej właśnie myśli - Może dasz się namówić na pokazanie tego aktu komuś jeszcze. Anonimowo. Tak by nie wiedział, kto jest jego autorem. Może gdy ktoś obcy wyrazi swoją pochlebną opinię przekona cię to byś nie zarzucała prac nad swoim warsztatem? - spojrzała pytająco - Z resztą ów Galeria mogłabyt być do tego odpowiednim miejscem. Stąd też w głowach mojej i Pirory zrodził się pomysł byśmy we dwie otworzyły takie przybytek. Promujący dzieła zarówno tych znanych od wieków jak i tych, którzy znani dopiero będą. - garść komplementów nigdy nie zaszkodzi. Obietnice świetlanej przyszłości również były dobrym narzędziem. - Nie wiem czy to dobry pomysł. Wydaje mi się, że ten obraz powinno się zniszczyć i więcej do tego nie wracać. - odparła zmieszana gospodyni. Dało się wyczuć, że temat ten nie jest dla niej wygodny i ją krępuję. - Wyglądasz tak jakby nie chodziło tylko o hmmm… - szukała słowa oddającego w pełni to co jej chodziło po głowie - ...warsztat? - rzuciła nie będąc do końca pewną czy to pasująca fraza - Czy efekt końcowy jaki uzyskałeś to jedyny powód dla którego chcesz obraz zniszczyć? - Ver miała wrażenie, że wyczuwa coś więcej aniżeli niezadowolenie z własnej pracy w wykonaniu arystokratki. - Versano nie chcę do tego wracać ani rozmawiać o tym. I wolałabym abyś zachowała tą sprawę dla siebie. - Kamila w końcu zdecydowała się na mniej subtelne stwierdzenie skoro rozmówczyni dalej ciągnęła temat jaki widocznie krępował młodą szlachciankę i sama nie chciała do niego wracać. - Wybacz jeżeli cię uraziłam. - momentalnie przywdziała odpowiednią “maskę” - Czuję się teraz zakłopotana. Jest mi głupio, bo to ja nakłoniłam cię do podjęcia się tego a teraz ty jesteś przygnębiona. Ehhh… - westchnęła - Tak jest zawsze. - starała się nieco odwrócić kota ogonem - Chcę dobrze, staram się a wychodzi na odwrót. Czy coś ze mną jest nie tak Kamilo? - spojrzała na ciemnoskórą piękność oczyma niemal tak wielkimi jak kot proszący o miskę mleka. - Po prostu nie wracajmy do tego. - skwitowała gospodyni ostatecznie zbywając ten temat i jego przyległości. - Rozumiem. Będzie jak uważasz. - przytaknęła na sugestie Kamili - Chociaż myślałam, że możemy sobie powiedzieć o wszystkim. Jak… - zadumała - …może nie przyjaciółki chociaż za takową cię mam ale chociaż jak bardzo dobre koleżanki, które sobie ufają, dbają o siebie i pomagają w różnych sprawach. - miała tu na myśli umożliwienie Kamili spotkanie się z Rosą. Nie nawiązywała do tego jednak zbyt mocno. - Po prostu nie wracajmy do tego. - gospodyni powtórzyła bliźniaczym tonem co poprzednio podkreślając, że nie ma ochoty na rozmowę na ten temat. Versana pokiwała głową przystając na sugestie gospodyni. Postanowiła więc zmienić temat. - Powiedz mi. - podjęła kolejny temat - Co uważasz o zaproszeniu na nasze spotkania Fabienne von Mannlieb? - jedna z brwi powędrowała do góry malując na twarzy wdowy wyraz zastanowienia - Ponoć lubuje się w poezji bretońskiej. Nie uważasz, że mogłaby wzbogacić zarówno materialnie jak i duchowo nasze towarzystwo? - Może. Czasami przychodzi na nasze spotkania ale ostatnio nie bardzo. Dlaczego o nią pytasz? - Kamila wzruszyła ramionami i popatrzyła na stojącą obok rozmówczynię nie bardzo chyba wiedząc skąd to zainteresowanie bretońską szlachcianką. - Wybacz moją bezpośredniość Kamilo. - z nieco zmieszaną miną przystąpiła do oznajmiania co jej po głowie chodzi - Po prostu rozważam jej obecność w dwóch aspektach. Tym wzbogacającym nas duchowo jak i hmmm… - nie chciała wyjść na zbyt chytrą - ...materialnie. Oczywiście rzecz jasna mam tu na myśli Teatr. - nie było jej głupio starała się jednak by tak to wyglądało. - Postaram się wysłać jej zaproszenie ale nie wiem czy je przyjmie. Na to nie mam już wpływu. Interesuje cię bretońska poezja? Znasz bretoński? - gospodyni obiecała coś zrobić w tej sprawie chociaż nie chciała brać odpowiedzialności za reakcję drugiej strony. Za to zaciekawiła się skąd zainteresowanie czarnowłosej wdowy właśnie tą szlachcianką i jej poetycką specjalnością. - Niestety nie znam. - odparła rozkładając ręce - Od kiedy jednak czuję swojego rodzaju lekkość pióra ciut bardziej zainteresowałam się tematem. - kiwała głową tak, że kilka pukli jej czarnej czupryny opadło jej na ramiona - Powiadają, że bretoński to język poezji i miłości i nie ukrywam, że coś w tym jest. Kryje on pewną lekkość, powab. Nawet ciężko to opisać. Ma po prostu to coś. Ja zaś staram się wszystko chłonąć jak gąbka i w mojej ocenie takie obcowanie… - zrobiła delikatną przerwę by słowo nabrało dwuznaczności - .... z kimś takim jak Fabianne pozwala poszerzyć horyzonty. Otworzyć oczy. Nauczyć czegoś nowego. Nikt przecież nie lubi stać w miejscu. Prawda? - No dobrze, skoro tak mówisz to wyślę jej zaproszenie i zobaczymy. - Kamila uśmiechnęła się lekko gdy usłyszała te wyjaśnienia. - Rada z tego powodu. - rzekła uśmiechając się delikatnie jak na damę przystało - Jakie masz plany na zbliżający się festyn? - Jeszcze o tym nie myślałam. - gospodyni pokręciła głową dając znać, że nie ma tak zaawansowanych planów liczonych na kilka tygodni do przodu. Bezahltag (5/8); wieczór; kamienica van Darsenów? ; Versana Wracając dorożką powożoną przez Malcolma Ver zastanawiałą się nad tym czy, któryś z informatorów wysłanych w teren by poszukiwać wskazanych przez Łasicę klawiszy wrócił z wiadomością zwrotną. Sprawa była ważna i nie cierpiąca zwłoki. Wdowa zaś zmotywowana do działania. Chciała przyczynić się dla zbory i ruszyć ze sprawą uwięzionej w kazamatach wieszczki do przodu. Nikt z kultystów przecież nie wiedział kiedy nadejdzie dzień egzekucji. Ver nie miała zaś zamiaru obudzić się z ręką w nocniku. Droga nie zajęła zbyt dużo czasu. Ulice o tej porze były raczej opustoszałe tak więc doświadczony dorożkarz jakim był poczciwy pracownik Ver pokonał dystans dzielący kamienice jego pracodawczyni od rezydencji van Zee w mgnieniu oka. Ostatnio edytowane przez Pieczar : 07-07-2021 o 17:01. |
03-07-2021, 11:57 | #347 |
Reputacja: 1 | Bezahltag, wieczór, karczma “Wesołe warkocze” Egon i Silny - Więc jak chcesz to możesz się tym zająć. Połam któremuś nogi czy czerep. Nieważne. Byle go wyłączyć z obiegu chociaż na parę dni. Ale ja dzisiaj nie mogę. Mam dyżur z pilnowaniem tego pacana co go ostatnio łapaliśmy. A jutro jest wymiana w porcie. Więc dziś i jutro wieczór to ja odpadam. Sam to załatw albo poczekaj aż będę wolny. - rzekł Silny. Egon pokiwał głową. Nie potrzebował pomocy Silnego do pobicia kogoś, stąd rzekł: - Sam to załatwię - rzekł, wiedząc, że Silny nie chce wplątywać się w sprawy z Łasicą. - Tylko potrzebuję jakichś namiarów na tych kuchcików. Wiesz, gdzie mogę spotkać Łasicę? Może wywiedziała się, co potrzeba zrobić do tego czasu? Potrzebuję jakichś wieści na ich temat. Sprawę kuchcików, jeśli była informacja, można by załatwić od ręki nawet dzisiaj. Co do pozostałych - do tego potrzebował widzieć się z Cichym później nazajutrz. - Nic o nich nie wiem. To ty z nią gadałeś. - Silny pokręcił głową przypominając, że rano na Łasicę ledwo rzucił okiem gdy gadał ze strażnikiem przy wozie a ona wyszła na zewnątrz zaprowadzić tragarza do magazynu. - Jak dla mnie najłatwiej ich spotkać przy bramie. Wieczorem jak kończą albo rano jak zaczynają. Albo próbuj się z tą latawicą dogadać może coś się dowie. Ja bym poczekał przy bramie, poszedł za nim i dał mu w łeb jak będzie okazja. Żadna filozofia. - burknął łysy mięśniak jakby to była prosta sprawa dla niego tyle, że jak miał pilnować Gustawa dziś wieczór to sam nie mógł się tym zająć. Pomijając, że pewnie aż go skręcało aby coś pomóc niebieskowłosej. Egon wzruszył ramionami i pożegnał się. Jeśli tak było w istocie, to przecież wystarczyło się przejść pod bramy i wyszukać kuchcika. Zatem, niech będzie. Postanowił jeszcze w ten wieczór przejść się pod bramy kazamat, podkluczyć za jednym z tych pomagierów z kuchni i odpowiednio zasadzić mu pięść w nos. Po drodze sporządził chustę, którą zamierzał nakryć twarz, nie ufając do końca kapturowi i płaszczowi na jego grzbiecie. Jeśli kuchcikowie się nie znajdą, to wszakże może znajdzie się i Łasica, której będzie można wypytać o sprawy. Nie myśląc już więcej, Egon poszedł w stronę kazamatów. Bezahltag, wieczór, ul. Kazamatowa Egon Trafił prawie w ostatniej chwili. Dotarł w pobliże głównej bramy kazamat którą odwiedzali dziś rano z Silnym i wozem z zapasami. Ledwo chwilę postał i się rozejrzał furta skrzypnęła i wyszła z niej pierwsza zatukana w zimowy płaszcz postać. A za nią kolejna i kolejna. Zaczął się rozgardiasz gdy ludzie kończyli pracę i się jeszcze żegnali i życzyli sobie spotkać się jutro w kolejnym dniu pracy. Więc szybko towarzystwo rozchodziło się wzdłuż ulic. Wśród nich w oczy rzucała się jedna postać w długiej spódnicy. W tych wszystkich osobach jakie opuszczały właśnie kazamaty tylko ta wydawała się na pewno kobietą. A jak przeszła przez krąg światła rzucany przez lampę nad furtą to Egonowi wydawało się, że ma podobną szaro - burą spódnicę jak Łasica ostatnio miała na zborze. Twarz i charakterystyczne niebieskie włosy były jednak skryte pod czapką i kapturem więc pewności nie miał. Egon odczekał nieco, wytężając oczy w mroku i szukając sylwetki, która przypominała mu jednego z pomagierów w kuchni - jeśli w istocie mógł zidentyfikować Erika lub tego drugiego, którego imienia zapomniał - jak mu tam było? Hainz? Nie pamiętał - to mógł wykonać sprawę tu i teraz, bez pomocy Łasicy. Jako że jednak nie potrafił dojrzeć tych dwojga, naciągnął kaptur głębiej na głowę i poszedł ukradkiem za tą postacią, która zdała mu się Łasicą, aby ją zaczepić (a w każdym razie, tak dyskretnie, jak na to pozwalała mu na to jego wielgachna postura). Szedł za postacią w spódnicy. Chociaż wydawało mu się, że wśród odchodzących od furty postaci jest jedna większa. A jeden z tych kucharzy miał być jakiś większy, grubszy czy coś takiego. Szedł drugą stroną ulicy idąc raźnym krokiem przez zaśnieżony chodnik. Tymczasem postać w spódnicy albo usłyszała, że ktoś za nią idzie albo po prostu się obejrzała przyglądając się Egonowi przez moment ale szła dalej przed siebie. Z powodu nocnych ciemności, czapki i kaptura gladiator nadal nie był pewny czy to koleżanka ze zboru czy nie. Egon przystanął, musiał podjąć szybko decyzję. Jeśli Łasica była przed nim, to nie dawała mu żadnych znaków, że to była ona właśnie. To, że to była kobieta, nie znaczyło nic. Nie przypominał sobie, żeby kazamaty były dla mężczyzn właśnie. Moment na usunięcie Rene - bowiem tak nazywał się tłusty jegomość, którego imię sobie właśnie przypomniał Egon - mogło się już nie powtórzyć. Zmienił zatem swój cel, zapamiętując, w którą stronę poszła (być może) Łasica i skierował się w stronę tłustego jegomościa, wyczekując tylko momentu, kiedy będzie sam. W międzyczasie przewiązał czarną chustę na kark, zamierzając nałożyć ją na twarz, kiedy tylko nadarzy się okazja. Miał nadzieję, że nadarzy się jakiś mniej uczęszczany zaułek, bowiem potrzebował tego czym prędzej. Vasilij ze swoim człowiekiem chwilę udawali rozmowę. Popijając przy tym z bukłaku wodę którą ktoś mógł wziąć za alkohol. Zajęli wcześniej pozycję przy bramie by zauważyć twarze jak największej ilości wychodzących. Przy czym nie do końca się to udało by wychodzili “wachlarzowo”. Dostrzegli jednak jakiegoś masywnego mężczyznę w kożuchu. Właściwie mógł byc to ktokolwiek. Ale jeden z tych dwóch kuchcików co rozwozili posiłki w lochach miał być właśnie duży. Więcej w tych nocnych ciemnościach i tak nie dało się dostrzec. Zwłaszcza, że tamten szedł raźnym krokiem więc oddalał się szybko od plamy światła pod latarnią przy furcie. Szedł skrajem ulicy ale w pewnym momencie jakiś inny gabarytny mężczyzna przeszedł na jego stronę ulicy i szedł podobnym tempem i kierunku. Trudno było powiedzieć coś więcej bo też kryły go ciemności. Egon nie miał kłopotów z nadążeniem za tym gabarytnym. Przeszedł na drugą stronę ulicy i tak szli jeden kawałek za drugim. Tamten słysząc pewnie chrzęst śniegu pod butami gladiatora też się odwrócił aby sprawdzić kto za nim idzie ale na tym na razie się skończyło. Dość szybko oddalili się Kazamatowej i tamten skręcił w przeciwległą. Wciąż jednak na tyle ruchliwą, że tam i tu albo ktoś stał, albo szedł ulica w tą samą stronę co oni albo przeciwną. Egon postanowił przejść za nim jeszcze parę ulic, próbując wtopić się w tło, co było nieco wyzwaniem przy ulicach, na których nie było zbyt wielu ludzi. Egon miał nadzieję, że uda mu się w końcu dojść w okolicę, gdzie mieszka albo przynajmniej tam, gdzie dużo ludzi nie ma - inaczej nie było sensu nawet go atakować. Zwrócenie na siebie uwagi było ostatnią rzeczą, której potrzebował. Vasilij trzymał się trochę z tyłu i obserwował pierwotny cel. Był za oboma dużymi typami i skupił się na obserwacji tego pierwszego i zachowaniu dyskrecji. Jego człowiek przeszedł natomiast na drugą stronę ulicy. By nie było niepotrzebnego tłoku. Egon szedł za grubasem kawałek trochę za nim. Ale zorientował się, że z kolei za nim też ktoś idzie. Słyszał regularny, rytmiczny chrzęst śniegu za sobą. Ktoś musiał iść utrzymując podobne tempo i kierunek do niego. Cichy szedł dalej. Obaj jakich śledził szli raźnym tempem mijając większość przechodniów którzy stali albo szli w tą samą stronę. Widział jak ten pierwszy znów się obejrzał za siebie. Nie miał pojęcia czy to w związku z nim czy nie i to czysty przypadek. W końcu zniknął za rogiem jednej z ulic dobiegającej do tej jaką do tej pory szli. Ulica była mniej uczęszczana. Chociaż nieco dalej widać było dwie sylwetki jakie stały w prostokącie światła rzucanym przez oświetlone okno i chyba rozmawiały ze sobą. Egon poza nimi nie widział nikogo innego. Grubas z kazamat szedł środkiem rozjeżdżonego w ciągu dnia śniegu omijając ten głębszy i całe hałdy jakie były na poboczach. Egon poszedł w zaułek, zastanawiając się, czy przypadkiem ktoś nie wiedzie go w pułapkę. Jeśli tak w istocie było, to czekała ich wkrótce przykra niespodzianka. Zanim wszedł w zaułek, omiótł otoczenie spojrzeniem, i skręcił za grubasem. Włożył naprędce chustę na twarz. Mając go przed sobą, rzekł: - Hej, Rene - Egon podniósł nieco głos, ale tylko na tyle, by dotarł do grubasa. - Rene, Erik kazał mi do ciebie przyjść, mam wiadomość. Egon czekał na reakcję człowieka nazwanego Rene. Jeśli odwróci się, to powinien to być on i nie potrzebował pomocy Łasicy, aby go namierzyć. Spodziewał się, że w ciasnym zaułku łatwo będzie go dogonić. Vasilij natomiast rozejrzał się czy istniały drogi równoległe. Tak by można było wyjść na drugą stronę ulicy równolegle do zaułka nie wchodząc w niego. Stanął u jego wlotu spojrzał za alternatywnymi drogami jak również w sam zaułek. Na ile jego dobry wzrok sięga w głąb i czy widzi wyjście z niego. Cichy zorientował się, że były jakieś przecznice z obu stron. Bardzo możliwe, że wiodły na drugi koniec podobnie jak ta w jakiej zniknął jeden a potem drugi przechodzień. Tyle, że wówczas straciłby ich z oczu. Gdzieś tam na drugim końcu ulicy majaczyła jaśniejsza plama oznaczające jej wylot. Niczym mroczny kanion zbudowany z rzędów kamienic i zawalony śniegiem ciągnącym się dwoma hałdami wzdłuż ulicy. Wtedy jak plecy tego drugiego już były budynek czy dwa od niego usłyszał jego głos. Wołał do tego co szedł pierwszy. Rozpoznał, że to krzyk Egona. Ale ten częściowo zasłonił mu widok tego co szedł na początku. Za to usłyszał odpowiedź. Gladiator za to miał dość dobry widok. Nie na tyle by po ciemku i w ciemnej ulicy widzieć detale. Ale na tyle, żeby zorientować się, że tamten odwrócił się do niego jakby chciał sprawdzić kto go woła. - Czego on chce? I ktoś ty? - zawołał grubas który nawet się w końcu zatrzymał. Chociaż od Egona wciąż dzieliła go odległość połowy budynku. Cichy został u wylotu. Dał znak swojemu człowiekowi żeby poszedł równolegle i wyszedł z drugiej strony. Co mogło im dać przewagę na dalszym etapie. Sam stanął lekko za winklem, przykucnął i obserwował co tam się dzieje. Obecność Egona dużo zmieniała. Po kiego grzyba Ver chciała go tutaj skoro było tu wręcz tłoczno od ludzi ze zboru. Egon uśmiechnął się pod chustą, zadowolony z tego, że człowiek w istocie okazał się Rene. Starając się, by jego głos brzmiał jak najbardziej naturalnie, rzekł, idąc w jego stronę: - Gadał, żeby cię ostrzec - rzekł Egon, zmniejszając dystans i patrząc na reakcję Rene. Zamierzał zająć człowieka gadaniną i zyskać dystans do niego. - Gadał, że pytali o ciebie w strażnicy, ktoś powiedział, że guślarz jesteś, heretyk. Będą cię szukać, rozumiesz? Ktoś doniósł na ciebie - łgał Egon, gotowy do sprintu w każdym momencie, jeśli tylko kłamstwo okaże się nietrafione. - Co ty pieprzysz?! Łżesz! Kim ty w ogóle jesteś co?! - mężczyzna krzyknął wzburzonym głosem pieniąc się ze złości. Te dwie sylwetki co rozmawiały trochę dalej chyba spojrzały w ich stronę jakby zwabiły je hałasy. Ale nie wiadomo czy coś dostrzegli w tych ciemnościach. Ta krótka chwila zaś pozwoliła gladiatorowi zbliżyć się do pracownika kazamatowej kuchni. Egon spodziewał się wszystkiego: ucieczki, wołania o pomoc, desperackiej próby walki, ale tego, że Rene zdenerwował się za ten kawałek o heretykach, o tym nie pomyślał nigdy. Czy jakimś dziwacznym zbiegiem okoliczności kuchcik rzeczywiście parał się arkanami? Egon nie miał pojęcia. magii prawdziwej nie widział. Egon podszedł jeszcze krok, mówiąc: - Erik też gadał, że nie będziesz wierzyć, ale powiedział, że uwierzysz, jak zobaczysz to… - Egon udał, że sięga za pazuchę… I zrobił szybkiego susa, mierząc pięścią w twarz grubasa, zamierzając go powalić na ziemię i przydusić. Vasilij nie znał intencji ani planu Egona. Kiedy ten zaczął krzyczeć był lekko zszokowany. Mieli go śledzić a ten element właśnie wziął w łeb. Czy Egon wiedział coś czego nie wiedział Cichy? Jedyne co mógł zrobić to przyklęknął upewnił się, że nikt nie patrzy i celował z łuku w gościa z którym Egon rozmawia. Zabezpieczał go na wszelki wypadek bo nigdy nie wiesz jak rozmowa może się skończyć. Zwłaszcza, że o zgrozo zaczęli pierdolić na cały głos o heretykach no kurwa pięknie. W tym samym czasie pięść Egona sięgnęła Rene. Grubas jęknął a ledwie z jego gardła wydobył się krzyk, to Egon poprawił uderzeniem kolanem w brzuch. Delikwent zgiął się w poły, wznosząc ręce defensywnie, jednak Egon, nauczony bijatykami karczemnymi, zasadził kolejnego kopa, tym razem w okolicach podbrzusza. Parę kopniaków i jedno kolano później, Rene leżał na ziemi i jęczał. Egon stanął okrakiem nad próbującym się bronić przed nim kuchcikiem, jedną ręką łapiąc za gardło, a drugą młócąc biedaka bez litości. Co prawda śmierć była wykluczona ze spotkania, ale z paru pogruchotanych żeber i złamanego nosa zrezygnować nie zamierzał, nie wspominając o siniakach na ciele i paru drobnych obrażeniach wewnętrznych, które powinny pozostawić spory ból głowy na jutro lub pojutrze. Wreszcie, kiedy Rene przestał nawet wznosić ręce w obronie, Egon zmitygował się - dawanie w mordę było przyjemne, ale jak to ongiś zauważył skryba Anton Hollenberg, wszystko smakowało najlepiej w umiarze. Toteż Egon, wiedząc, że skrybowie imperialni mylą się rzadko, poniechał swojego rozboju. Kiedy skończył, rozejrzał się wokół, a następnie przeszukał kieszenie kuchcika, biorąc, co popadnie. Poczynając teraz w ten sposób wiedział, że napaść będzie później interpretowana jako robota zwykłego oprycha, a nie jako część układanki w kazamatach. Później zamierzał wrzucić te rzeczy do ścieku, pieniędzy bowiem nie potrzebował. Potem podążył w drugą stronę zaułka, upewniając się, że nie idzie nikt. Egon spodziewał się, że Rene zapewne odpuści sobie pójście do kazamatów jutro. Oczywiście, nie mógł przewidzieć, co zrobi kuchcik, ale solidny łomot, który właśnie spuścił gladiator, powinien mu w tym przeszkodzić. Sprawa Łasicy została zrobiona, a Silny wyręczony. Jedyne, co miało dręczyć gladiatora później, to kwestia rozpoznania przez kuchcika, ale to miało okazać się z czasem. Był pewien, że wrzaski kuchcika miały wkrótce zaalarmować okolicę, przebiegł więc do końca uliczki, a potem już, zdjąwszy chustę, poszedł dalej w boczne ulice, chcąc położyć jak największy dystans pomiędzy nim a kuchcikiem. Istniała co prawda szansa, że jutro rano mieszczanie znajdą zamarzniętego trupa Rene, jednak z tym dopustem bożym Egon niewiele mógł zrobić. Czy był to Sigmar lub Tzeentch, tak czy inaczej los tłustego kucharza był w rękach mocy wyższych. Bezahltag; wieczór; ulice miasta Vasilij i Egon Vasilij poczekał aż Egon skończy robić swoje. Poszedł za nim gdy ten się oddalał a następnie zaczepił już kilka przecznic dalej. - To ja Cichy. - zaczepił kompana gdy niebezpiecznie się do niego zbliżał - Możesz mi powiedzieć co się tu odpierdala. Versana chciała żebym typa śledził a ty dostałeś zadanie mu wpierdolić? - Giergiev chciał zrozumieć co się przed chwilą stało. To, że Egon był tu z inicjatywy kultu było aż nadto wyraźne. Egon odwrócił się i skinął głową, widząc znajomego przemytnika. - Dostałem cynk od Łasicy, że potrzebuje, żeby jeden z kuchcików zniknął z kazamatów na jakiś czas - rzekł gladiator. - Nie zabijać, tylko mordę obić. Potem jeszcze Silny gadał, że Kornas potwierdza. Więc niech będzie - wzruszył ramionami w końcu, czekając na odpowiedź Cichego. - Skoro tak jest to chyba Versana nie szanuje mojego czasu. Mnie prosiła bym ich śledził. Jak poszła ci rozmowa z Gadułą? - Vasilij zapytał kompana który z Gadułą był umówiony na rano. - Sprawa wydaje się do zrobienia - rzekł po chwili Egon. - Wpaść do kamienicy i pojmać wieczorem, najmniejszy problem. Ale musiałbym wiedzieć, co chce zrobić kapitan straży. To, że my chcemy pojmać go i oporządzić sprawę po naszemu, tego wiedzieć nie musi. Za to chętnie bym się z nim rozmówił i popytał, jak on chce się do tego zabrać. Jak będzie czas na akcję, to wszedłbym od tyłum, zgarnął delikwenta, a sierżantowi gadamy, że uciekł i mamy go tylko dla siebie. Co tym myślisz - zapytał. - Jeśli ukrywałbym się w domu. Po wejściu straży a w zasadzie na etapie dobijania się do drzwi mam chwilę. Chowam się naprawdę głęboko. Podejmując grę znajdą mnie albo nie. Drugie wyjście to wieje. Tylnym wyjściem oknem zwłaszcza jakby tył był nieobstawiony. Tu jest wasza szansa. Natomiast czy sierżant was weźmie jako cywilów na akcję do domu - wzruszył ramionami. - Nie wiem i może być różnie. Dogadajcie z nim to rozsądny człowiek. Nie dotarliście do niego po porannej rozmowie? Był na to przecież cały dzień. - Vasilij podpytał kompana co się stało. - Z Gadułą dopiero spotkałem się wieczorem - rzekł gladiator. - Miałem wcześniej sprawę do załatwienia z Silnym. Więc spotkałem go już po zmroku. Nie było czasu znaleźć sierżanta, więc znajdę go dzisiaj - podsumował. - Jeśli sierżant się na niego wyprawia, to będzie łatwiej, jak po prostu pomogę mu w tym, akcja w pojedynkę mogła by wypłoszyć gościa. Więc tak myślę, że to załatwimy. Jak pomogę sierżantowi i jego przydupasy go zdybają, to masz to w garści, bo już z nim się ugadałeś. Jak złapię go ja, mamy go dla siebie. Tak czy inaczej wygrywamy. - Dobra działajcie zdam się na ciebie. - Vasilij wyciągnął rękę i o ile kompan nie miał jeszcze jakiś spraw chciał się żegnać.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! Ostatnio edytowane przez Santorine : 10-07-2021 o 06:09. |
05-07-2021, 11:32 | #348 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 58 - 2519.02.06; knt (6/8); przedpołudnie Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie Warunki: jasno, ciepło, karczemny gwar na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno Pirora Blondwłosa szlachcianka z Averlandu weszła do swojego pokoju z numerem 13 na drzwiach. Tym razem była tu sama. I było cicho. A wydawać się mogło, że dawno tu tak nie było. Zwłaszcza po intensywnych wydarzeniach tej nocy. Czy raczej poranka. Na środku wciąż stały złączone łóżka chociaż pościel już była zasłana przez Irinę. Całkiem inaczej niż gdy rano czy raczej jak wstali z Dirkiem. To już było dość późne rano. Z brzydkim, stalowoszarym zachmurzonym niebem zimowego dnia. Tym bardziej nie chciało się wyłazić na zewnątrz ze świata ciepłej pościeli i rozgrzanego, żywego ciała tuż obok. Ale pęcherze i żołądki zmusiły aby jednak się ruszyć. Na dole okazało się, że Irina i Kerstin tylko czekały na to aby móc zacząć swój dzień. A dwójka z pokoju panny van Dyke i tak zjawiła się na dole prędzej niż trójka z kapitańskiego pokoju. Ale pomimo okazywania skutków nocnej aktywności to chyba całej piątce humory dopisywały. I przy śniadaniu zrobiło się gwarno, raźno i wesoło zupełnie jak przed wyjazdem Rose. Mathias jak zwykle raczył towarzystwo różnymi bzdurami jakie jednak wydawały się całkiem zabawne. Zwłaszcza jak w mocno przerysowany sposób tak przedstawiał sytuację, że cała trójka dziewcząt najbardziej pożąda właśnie jego. Lange nie wydawał się zdziwiony takimi opowieściami i przyjmował je z humorem i pobłażliwym uśmiechem. Beno za to droczyła się z legionistą próbując mu przypomnieć, że miała nie małą przyjemnosć z jego kolegą a także dwoma koleżankami i jakoś też nie wspomina tego przykro. No chodźby takie całowanie z Pirorą bardzo jej się podobno spodobało. A ostatniej nocy panna van Dyke rzeczywiście miała przyjemnosć z każdym z pozostałej czwórki. Jak i każdy z nią miał tą przyjemność. Owocnie spędzli ową noc. Ruda służka okazała się bardzo utalentowaną partnerką w tym całowaniu i resztą zabaw. I jak to mówiła Pirorze przy poranku z poprzedniego spotkania z legionistami panom widok dwóch całujących się dziewczyn rzeczywiście przypadł do gustu i serca. Zwłaszcza jak podczas całowania Beno użyła dłoni aby sięgnąć nie tylko do twarzy blond szlachcianki. A potem i Mathias miał też coś z tej zabawy jak mógł niejako w praktyce spełnić jej fantazje i wziąć ją od tyłu. Czemu ruda nagrodziła go pełną, ochoczą współpracą. A Averlandka miała wgląd z pierwszego rzędu na to widowisko. Właściwie to nawet miała to na wyciągnięcie ręki więc w każdej chwili mogła się dołączyć do tego spektaklu. A gdy panna van Dyke zmieniła adres łóżkowy na drugą parkę na kapitańskim łóżku też ją czekało serdeczne i gorące przyjęcie. Herr Lange też chyba nie narzekał bo gdy w środku nocy chciała wrócić do siebie zgodził się przyjąć jej zaproszenie. - No skoro tak ładnie prosisz… - wzruszył nagimi jeszcze ramionami i zaczął się rozglądać za swoimi rzeczami aby się chociaż jako tako ubrać. W końcu żegnani w drzwiach przez Beno jaka zamknęła za nimi drzwi poszli do 13-ki. I tam spędzili resztę nocy aż do poranka. Poranek też zaczął się tak powoli ale szybko się rozkręcał łóżkową, przyjemną aktywnością we dwoje. Więc jak już wyszli na zewnątrz, na korytarz, schody i potem dalej to byli w niezłym nastroju. Ale śniadanie też się w końcu skończyło. Jedli je tak późno, że chyba mało kto w tawernie śniadał o tej porze. Ale im to nie przeszkadzało. Irina z Kerstin poszły na górę aby uporządkować pokój Pirory. Jako, że nie uczestniczyły w nocnych harcach to nie zdradzały śladów porannego zmęczenia. Chociaż siłą rzeczy ich ranek zaczął się później niż zazwyczaj gdy czekały aż towarzystwo pojawi się na dole. Legioniści jednak jak już się najedli, napili i nagadali to pożegnali się całkiem ciepło i poszli zacząć swój dzień. A Pirora została ze swoimi dziewczętami i mogła zacząć swój. Kerstin wtedy miała okazję jej powiedzieć, że znalazła jakiegoś myśliwego co ma drapieżne ptaki ale na polowanie a nie na sprzedaż. Dużo popularniejsze były psy myśliwskie i o takie było o wiele łatwiej niż jakieś sokoły czy jastrzębie. Dowiedziała się też, że taki jeden ma jakiegoś ptaka. Chyba sowę. Ale mieszka poza miastem w sąsiedniej wiosce. To by tam dotrzeć na piechotę i wrócić to trzeba by z pół dnia chociaż znośnej pogody. Chyba, że kruk by mógł być. Kruki mają w świątyni Morra to może by się zgodzili pożyczyć albo sprzedać jakiegoś. Jak Pirora znalazła się w swoim pokoju to było już bliżej południa niż poranka. Jeszcze ze dwa czy trzy dzwony nim powinna oczekiwać przybycia Versany. Po śniadaniu dziewczęta zaczęły się schodzić do kapitańskiego pokoju aby tam kończyć drugą z przygotowanych sukni. Z tego co mówiły jak im dobrze pójdzie to dzisiaj mogły ją skończyć. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem” Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie Warunki: jasno, ciepło, karczemny gwar na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno Egon Poranek okazał się mało ciekawy. Przynajmniej pod względem pogody. Stalowe chmury nad głową, lekki wiatr w twarz i mroźno jak w zimie. Chociaż jak na zimę to choćby wczoraj było mroźniej. Dziś jak na środek zimy to dzień był dość łagodny chociaż pochmurny. Wczoraj wieczorem gladiator bez przeszkód wrócił do siebie. Jak odchodził pośpiesznym krokiem chyba ktoś tam narobił larum bo słyszał przyciszone gwizdki jakich zwykle używała straż do przywołania porządku. No i bosmani na statkach ale o tej porze i w takiej sytuacji to raczej straż. Niemniej był już dość daleko więc zamieszanie go nie objęło. Potem jeszcze trochę musiał iść mrocznymi ulicami aż wrócił do siebie. Przez noc nic się nie działo. Nikt nie załomotał do jego drzwi żądając ich otwarcia. Ranek też okazał się dość spokojny. Sam zaskoczony grubas nie okazał się dla niego godnym przeciwnikiem. Pierwszy strzał w twarz niejako przesądził o wyniku walki. Czy raczej napaści. Pomimo masy to jednak Rene był kucharzem a nie żadnym gladiatorem czy innym wojownikiem. Więc gdy został powalony na zdeptany śnieg i dopadł go taki gladiator to raczej już nie miał z nim zbyt wielkich szans. Egon czuł, że porządnie go urządził no ale co się z nim dalej stało tego nie wiedział. Ani wczoraj ani dzisiaj. Najprędzej miał chyba szansę się dowiedzieć wieczorem na tej wymianie co wszyscy mieli być. I Łasica też. To chyba powinna być najlepiej zorientowana czy Rene pojawił się dzisiaj w robocie czy nie. A do tej wymiany to właściwie nie miał jakichś planów i spotkań na nadchodzący dzień. Z tego co mówił Silny to o zmroku było zebranie w porcie. W tym mieszkaniu niedaleko mola przy jakim cumowała “Stara Adele”. Tam powinni się stawić wszyscy kultyści jacy mieli wziąć udział w akcji. No ale na razie to był jeszcze cały dzień do tego zmroku. I mógł się pomimo ponurego poranka na zewnątrz cieszyć przyjemnymi krągłościami “warkoczyków” jakie tutaj pracowały i zapełniać pusty żołądek czymś ciepłym. O tej porze w karczmie było już dość pusto. Było raczej po tradycyjnej śniadaniowej porze więc ci co mieli zjeść to już w większości zjedli i się zwinęli. Na obiad było za wcześnie więc gości było niewiele. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod trzema gwoździami” Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie Warunki: jasno, ciepło, karczemny gwar na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno Vasilij Wczoraj wieczorem Vasilij był świadkiem jak Egon poradził sobie z tamtym grubasem. Dzięki zaskoczeniu i wprawie w mordobiciu nie potrzebował wsparcia osób trzecich. Ulotnił się po obszabrowaniu delikwenta zanim zrobiło się zbiegowisko. Więc ta sprawa wydawała się mieć pozytywny przebieg dla kultystów. Reszta wieczoru, nocy i poranka zeszła dość gładko. Nie przybyły żadne złe wieści gdy rano w faktorii jedli swoje śniadanie. Wieczorem mieli mieć wymianę w porcie. A wcześniej o zmroku zebranie w tym mieszkaniu niedaleko “Adele”. Ale to już była sprawa kultu a nie szajki Vasilija. Niemniej miał jeszcze cały dzień do tego zmroku i wieczoru. Dzień zaś okazał się spokojny chociaż mroźny i pochmurny. Po śniadaniu “Cichy” poszedł przez to poranne miasto do “Trzech gwoździ”. Nie był to lokal najwyższych lotów. A wedle tego co mówił Gruby to tu mógł być ów czarny, chudy Andreas co kiedyś pracował w kazamatach. Jako, że przyszedł już raczej po porze śniadania to lokal był raczej pusty niż pełny. Gości było niewiele. Tam dwóch, tam trzech, przy szynkwasie jakiś. Widocznie to nie był zbyt popularny lokal. Przynajmniej o tej porze dnia. Większość z tych co była obróciła głowy w stronę drzwi wejściowych aby odruchowo spojrzeć kto nowy wszedł do środka. Wśród nich brunet dostrzegł ze dwie czarne czupryny a kolejne kilka głów siedziało w czapkach czy kapturach czy z innych powodów nie było za bardzo widać ich czupryn. Towarzystwo jakoś się nim nie przejęło traktując pewnie jako kolejnego klienta. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie Warunki: jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno Versana Versana mogła otrzepać śnieg z butów i wrócić do środka. Spędziła poranek na ćwiczeniach szermierki z Kornasem. On też wracał nieźle rozgrzany. Okazało się, że są dla siebie dość wyrównanymi przeciwnikami. Gdy trenowali walkę na punkty i liczyły się same trafienia to można było rzucać monetą kto zdobędzie kolejny punkt. Grubas zaproponował jako miejsce treningu podwórze ich kamienicy. Było puste, na wielkość nawet poza hałdami śniegu odwalonego w pobliżu ścian od początku zimy też było w sam raz. Nie przeszkadzał nikt z zewnątrz. Wynik mógł być bardziej na korzyść ochroniarza gdyby walczyli naprawdę. Wówczas jego masa i siła jaką wkładał w ciosy były bez wątpienia większe niż to co reprezentowała sobą jego chlebodawczyni. Ale tak na same punkty i trafienia to wyszedł im dość wyrównany trening. O zmroku oboje mieli się stawić w tym mieszkaniu gdzie wcześniej było przygotowane dla Normy. Powinni być wszyscy albo zdecydowana większość członków kultu bo sam Starszy przykładał wagę do tej wymiany. Może obecność Łasicy nie była pewna bo kończyła swój dzień w kazamatach właśnie gdzieś w tą porę, może nawet po a jeszcze przecież musiała przejść przez miasto do tego portu. Więc było możliwe, że nawet jak się zjawi to dopiero w Zaułku Topielców gdzie miało dojść do wymiany. Dużo bliżej w czasie Versana miała umówione spotkanie z kuzynką. To już właściwie nie tak daleko. Wczoraj wieczorem niewiele udało jej się załatwić w “Piwnicznej”. Jak tam weszła po schodach to już pierwsze wrażenie nie było zachęcające bo o tej porze, może dzwon przed północą to już było dość pusto. Największy wieczorny ruch się już rozkorkował. W końcu jak większość klienteli miała na rano stawić się do wykonywania swoich obowiązków to i nie mieli co siedzieć na nocne popijawy. Podobnie okazało się ze strażnikami kazamat. Żadnego już nie zastała. Pozostało jej wrócić do domu a jak wróciła to już też było w okolicach północy. Ale to było wczoraj o północy. Dziś był kolejny pochmurny i zimny zimowy dzień. Chociaż dość spokojny. Nie wiało i pogoda była dość łaskawa tego nowego dnia dla planów śmiertelników. Przynajmniej na razie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
09-07-2021, 19:22 | #349 |
Reputacja: 1 |
|
09-07-2021, 20:09 | #350 |
Reputacja: 1 |
|