Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-06-2021, 20:31   #341
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Bezahltag; 02.05; przedpołudnie; “Apteka Osterbergera”; Vasilij


Vasilij po rozmowie z Versaną udał się do aptekarza jakiego odwiedził kilka dni temu. Uznał, że skoro koleżanka się upomina a minęło już kilka dni to najlepszy moment by zobaczyć listę specyfików jakie miał do zaoferowania.

Gdy z pogodnej chociaż mocno zaśnieżonej ulicy brodaty szatyn wszedł do środka apteki poprzedził go dzwonek otwieranych drzwi. Więc ten sam zasuszony aptekarz podniósł głowę i spojrzał na niego zza swojej lady i okularów. Poczekał aż klient podejdzie do lady i dopiero wtedy się odezwał.

- Dzień dobry panu, w czym mogę pomóc? - zapytał grzecznie jak do klientów wypadało.

- Dzień dobry i panu. Byłem kilka dni temu miałem odebrać pewną listę dostępnych u Pana specyfików. Pamięta Pan naszą rozmowę - Vasilij odpowiedział naturalnie ciepłym głosem.

- Tak, pamiętam. Proszę chwilę zaczekać. - mężczyzna skinął głową zachowując uprzejmą powagę po czym wyszedł na zaplecze. Nie było go chwilę nim wrócił z jakąś kartką w ręku. Spojrzał na nią jeszcze raz gdy zatrzymał się z powrotem na swoim miejscu.

Gdy Vasilij wziął ją do ręki wyglądało to jak jakieś przepisy z książki kucharskiej. Lista składników, raczej krótsza niż dłuższa. Dwa, trzy, cztery składniki. Potem to się wlewało do tego, dodawało tamto, podawało roztarte to i można było to jeść, pić, palić czy dodawać do czegoś innego. Do tego ze dwa zdania zalecenia lekarskiego w jakich okolicznościach spożywać danych specyfik, jak do dawkować i jaki powinien być efekt. Łącznie było tam może z pół tuzina przepisów jaki zawierała ra lista.

Vasilij zapoznał się z listą i przeszedł do szczegółowego omówienia pozycji z aptekarzem punkt po punkcie. By dobrze zrozumieć co jaki daje efekt, ile kosztuje, jak wiele ma dawek i inne męczące szczegóły z którymi musiał się zapoznać.
 
Icarius jest offline  
Stary 27-06-2021, 23:11   #342
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 57 - 2519.02.05; bzt (5/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centrum miasta; Plac Targowy
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato


Egon




Śnieg zdeptany wieloma butami, kopytami, rozjechany kołami i płozami sań skrzypiał pod butami brodatego mężczyzny ubranego w ciężkie futro. Mężczyzna sprawnie pokonywał tą mizerną dla niego przeszkodę. Ale mróz sprawiał, że lepiej było iść szybciej niż wolniej. To pozwalało zachować ciepło. O tej porze dnia, już po zmroku, nawet centrum miasta było dość pustawe. Chociaż dalej dało się dostrzec przechodniów jacy zmierzali pewnie do swoich domów po zakończonej pracy. Niektórzy może planowali zajść przedtem do karczm i tawern. Podobnie wozów było już dość mało. A na placu stały ostatnie trzy dorożki gotowe zawieźć klientów pod wskazany adres.

Egon widział to wszystko kątem oka ale miał co innego do przemyślenia. Wracał właśnie ze spotkania z Gadułą. Ten pokazał mu budynek w jakim miał kryć się ów ktoś od Sondre. Właściwie nie bardzo było co oglądać. Front kolejnej kamienicy podobnej do tych jakie właśnie mijał. Główne wejście i po dwa okna z każdej strony frontu. Na środku małe okienka od klatki schodowej. I tak do trzeciego piętra. Powyżej spadzisty dach zawalony śniegiem tak jak i sąsiednie. Drzwi frontowe były zamknięte ale pewnie tylko na klamkę. Przynajmniej w dzień. Więc nie było żadnego kłopotu aby wejść do środka na klatkę. A tam na 1-sze piętro gdzie po prawej miał być ten poszukiwany zbieg.

Tyle, że był to budynek zamieszkały. Więc dość często ktoś wchodził i wychodził. A obcy mógł budzić ciekawskie spojrzenia. Zwłaszcza jakby był uzbrojony. Albo byłoby ich kilku. Tak, uzbrojona banda mogła się rzucać w oczy na takiej spokojnej ulicy. To mogło ostrzec zbiega. Ale z drugiej strony to też mogła być kwestia fartu i pecha. Przecież jakby wychwycić moment gdy nikogo by nie było można było wejść do środka. Jednak w każdej chwili ktoś mógł wyjść z któregoś mieszkań i… No i właśnie co dalej to już też było trudne do przewidzenia. Nawet sam podejrzany mógłby zauważyć taki ruch jakby w odpowiednim momencie spojrzał przez okno w odpowiednią stronę. Ale czy będzie akurat przy oknie? Nie sposób było przewidzieć.

Podobnie to wyglądało od strony zaplecza. Tam gdzie było podwórze z szopami na węgiel czy różne graty. Ogrodzone płotem. Płot był do przeskoczenia. Nawet furtka jakoś zbyt mocno nie wyglądała. No ale tutaj jak ktoś obcy się znalazł było jeszcze bardziej podejrzane niż od frontu przy klatce schodowej. Ale od tylnego wejścia też dało się wejść na klatkę po parter był przelotowy w obie strony. Tutaj pechowe wyjrzenie podejrzanego przez okno też mogło go ostrzec tak samo jak od frontu. Losowa sprawa. Zwłaszcza, że nie mieli pojęcia czy miałby pokój od frontu czy od zaplecza. No i mieszkał na pierwszym piętrze. Wyskoczyć z tego poziomu i to na miękki śnieg nie byłoby dla desperata większym problemem.

Zdaniem Gaduły wejście w dzień było pewniejsze bo mniej dziwne było, że ktoś wlazł do klatki nawet jak obcy. Ale to działało na jedną, może dwie osoby. I to pewnie bez widocznej broni. Im wiecej osób i broni tym bardziej było to podejrzane albo wręcz alarmujące. Co innego po zmierzchu. Wtedy powinna być mniejsza szansa, że ktoś będzie patrzył w nieodpowiednim czasie i miejscu no ale wówczas każdy ruch na zewnątrz był podejrzany. A na podwórzu Gadułą słyszał szczekanie psa. Pies na pewno by narobił rabanu jakby wyczuł obcych zwłaszcza po zmierzchu. Jak by się zachowali mieszkańcy kamienicy to było trudne do przewidzenia. W optymalnym wariancie nic by nie zrobili lub nie zdążyliby zrobić. W pechowym jakby zaczęli robić kłopoty czy wzywać straże mogłoby się zrobić gorąco. Same straże też tu co jakiś czas chodziły ale niezbyt często. Gdyby jednak pojawili się w nieodpowiednim czasie albo wezwały ich odgłosy awantury mogło to wszystko skomplikować.

Po tym jak się rozstał się z Gadułą wrócił do “Warkoczy”. Bo już zgłodniał od tego stania na mrozie o pustym brzuchu. Tam zastał go Silny. Podszedł i bez ceregieli rzucił futrzaną czapkę na stół i dosiadł się obok. Chwilę milczał wpatrując się w kragłości przechodzącej kelnerki. Ale chyba nawet jej nie widział tylko zastanawiał się nad czymś.

- Gadałem z Karlikiem. Mówi, że jak coś z kazamat to ważne. - przyznał z wyraźną niechęcią. Ciężko było mu znieść, że miałby pomagać swojej największej rywalce w kulcie.

- Więc jak chcesz to możesz się tym zająć. Połam któremuś nogi czy czerep. Nieważne. Byle go wyłączyć z obiegu chociaż na parę dni. Ale ja dzisiaj nie mogę. Mam dyżur z pilnowaniem tego pacana co go ostatnio łapaliśmy. A jutro jest wymiana w porcie. Więc dziś i jutro wieczór to ja odpadam. Sam to załatw albo poczekaj aż będę wolny. - powiedział mrukliwym głosem. Jutro rzeczywiście miała być wymiana z tymi od tego dziwnego kamienia w porcie to obowiązywała powszechna mobilizacja na jutrzejszy wieczór. Więc jutro odpadało. A dziś Silny miał już zajęcie na wieczór też związane ze sprawami kultu. A, że już zmierzchało to jeszcze dał znać, że będzie u Sebastiana do rana a rano wraca do siebie jakby Egon coś chciał. No a teraz jak szedł przez największy plac w mieście miał do wyboru gdzie się udać. Jakby się pospieszył to miał szansę zdążyć przed główną bramę kazamat zanim skończy poranna zmiana. No chyba, że wolał dać sobie z tym spokój.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; zachodnia dzielnica; ulica Kazamatowa, zaułek
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato


Vasilij



Było już ciemno i zimno. Ludzi na ulicach też było coraz mniej. Ubrany na zimowo brunet musiał jakoś poradzić sobie z tym lodowatym zimnem jakie atakowało zwłaszcza jak się stało prawie nieruchomo. Z zaułka przy jakim stał miał niezły widok na główną bramę miejskich lochów. Tym bardziej, że nad nią wisiała świecąca latarnia nieźle oświetlając podejście. Na razie nic się nie działo. Nie wiedział o której dokładnie się ta furta otworzy ale wiedział, że niedługo. W końcu gdzie indziej też już się dzień roboczy kończył. Nie stał tu sam, wziął kogoś do pomocy. A póki tak stali i czekali na to co się stanie mogli rozmawiać półgłosem, tupać nogami i zabijać ramiona dla ochrony przed zimnem no albo zatopić się w myślach nad tym co się działo dzisiaj albo miało zdarzyć w kolejnych dniach.

Jak z tym aptekarzem dzisiaj. Podał listę przepisów i wyjaśnił jak ich użyć. Ale raczej mówił to samo co już zapisał na kartkach jakie podał brodaczowi. Jak ten nie był w tym ekspertem to czuł się dwojako. Z jednej strony wszystko wydawało się proste. Nie trudniejsze niż gotowanie z książki kucharskiej. To dodać do tego tyle a tyle łyżeczek czy kropel, po pacierzu albo jak się zagotuje dolać to czy wsypać tamto. Proste! Z drugiej strony wymagało jednak uwagi by czegoś nie przeoczyć albo nie pomylić. I jak się robiło to pierwszy raz to brzmiało to jednak dość obco te wszystkie składniki miały takie dziwne czy poetyckie nazwy. No i to było zapisane na kartkach więc aby z tego korzystać to potrzebny był ktoś biegły w piśmie. Więc z miejsca odpadała większość bandy Giergievów. Najbardziej biegli w temacie mogli być Strupas i Sebastian. Oni chyba powinni mieć wprawę w takich tyglach różnych mikstur. Jak ten chudy okularnik tłumaczył Vasilijowi co i jak i z czym i kiedy niby brzmiało to prosto i oczywiste. Ale herszt przemytników nie miał pewności czy gdyby sam poszedł do kuchni i miał wszystkie składniki i resztę pod ręką to czy by zrobił wszystko jak trzeba nawet wedle przepisu. Nigdy się czymś takim wcześniej przecież nie zajmował.

- Otwiera się! - szepnął kolega jaki stał na czujce. To zakłóciło spokój. A z ciemnego zaułka widać było jak furta przy bramie głównej otwiera się i wychodzi z niej jakaś postać. Potem kolejna i kolejna. Część jeszcze stała przez chwilę przed wejściem rozmawiając coś ze sobą ale większość ruszała raźno ulicą w swoją stronę pewnie wracając do domu. Gdzieś tam musiała być Łasica. Bo trochę wytłumiony przez odległość ale dało się usłyszeć jej wesoły i beztroski śmiech. Nawet nie było ją trudno zlokalizować bo wśród postaci tylko jedna była w długiej i ciemnej spódnicy. Na ostatnim zborze w podobnej przyszła Łasica. Ale teraz była tylko jedną z osób wychodzących z kazamat jakie kończyły swój dzień roboczy.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.02.05; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz ciemno, łag.wiatr, zachmurzenie, bardzo lodowato



Pirora i Versana



Sprawy organizacyjne i finansowe jakie zdominowały początek spotkania zeszły w końcu na dalszy plan. Zwłaszcza przy tylu niewiadomych i skomplikowanym układzie zależności finansowych i społecznych pań i panien jakie przybyły na to spotkanie. Praktycznie każda z kobiet musiała się porozumieć ze swoją rodziną, mężem i przyjaciółmi na jakich pomoc mogłaby liczyć przy zakładaniu tego teatru. I obiecały rozpragować tą ideę gdzie się da aby zapewnić sobie jak największe wsparcie ze strony miejskiej społeczności. I całkiem spora część spotkania zeszła właśnie na tym. Dopiero bezpośrednie, wręcz bezczelne uwagi Nije dały znać, że chyba czas zmienić temat skoro tematem przewodnim tego zebrania miała być sztuka a zwłaszcza poezja.

- To ja bardzo poproszę aby Versana przeczytała nam swój wiersz. Ja słyszałam go już wcześniej ale myślę, że wy też powinnyście. Mnie bardzo przypadł do gustu ale oceńce same. - Kamila jako gospodyni miała głos decydujący w takich porządkowych sprawach i jak ona przystała na pomysł bardki to i reszta pań się z nią zgodziła. Versana więc dostała okazję aby zadkeklamować swój wiersz przed nieco szerszym forum niż tylko przed jedną słuchającą. Towarzystwo przyjęło jej poezję z uśmiechami i oklaskami. Potem nastąpiła dyskusja gdzie omawiano wiersz i okazało się, że panie miały w tym niezłą wprawę. Widocznie robiły to nie po raz pierwszy i próbowały dociec co jest co w tych wersach. A potem dyskusja rozbiła się na wiele pomniejszych tematów i podgrupek. Była okazja porozmawiać z koleżanką czy nawet odpocząć i posiedzieć chwilę w spokoju. Albo nawet wzorem potyckiego głodomora skorzystać z zastawionego stołu.

Tak właśnie Versana mogła wrócić myślami do spotkania z księciem półświatka jakie miała dzisiaj w dzień. I co tu nie ukrywać miała sporo spotkań dzisiejszego dnia. Po całym mieście. Zlatała i wymarzła się na tyle, że przyjemnie się siedziało w ogrzanym wnętrzu na wygodnym krześle. Sam Peter jednak pozostał głuchy na wszelkie sugestie i domysły. Czy to w sprawie swojej świeżej zdobyczy na Grubsonie czy innych. Nie przejawiał żadnego zainteresowania poruszaniem tego tematu. A jego martwe, rekinie spojrzenie ciemnych oczu łatwo było odebrać aby lepiej go nie drażnić takimi tematami. Zwłaszcza jak się miało wolę przeżycia w jednym kawałku do kolejnego poranka. Gdy potem wracała z Czarnego Zaułka uświadomiła sobie, że niezbyt dokładnie wie kiedy ów odmieniony pupil zmienił właściciela ale jakoś niedawno. Może w tym, może w tamtym tygodniu. A te ataki czy raczej zniknięcia to się zdarzały już wcześniej. Zaś polowanie jak polowanie. Zaczęło się i trwa. Więcej Czarny nie czuł potrzeby rozmawiać na ten temat. Podobnie jak to by zawrzeć z Versaną bliższą znajomość.

Zaś wracając do rzeczywistości w bibliotece van Zee Versana miała okazję porozmawiać z koleżankami. Także i z Madeleine o pannie van Hansen. Ta wysłuchała pytania i uśmiechnęła się co nieco.

- Nie wiem co ci doradzić w tej kwestii Versano. Może wystarczy poczekać? Czas leczy rany. - powiedziała jakby sama nie bardzo czuła się mocna w temacie na tyle aby doradzać jakieś postępowanie w sprawie swojej przyjaciółki. Wybrała więc ten wariant jaki wydawał się najbezpieczniejszy i najbardziej skuteczny.

Z Kamilą było nieco inaczej. Dała się na chwilę odciągnąć do kominka aby zamienić z nią chwilę we względnej osobności. Wysłuchała pytania o obrazy i swoje malowanie. Ale wydawała się nieco speszona tym tematem.

- Ja to chyba nie mam do tego talentu. Raczej się wstrzymam z malowaniem portretów. Ten ostatni to mi w ogóle nie wyszedł. Może wrócę do malowania pejzaży. Ale galeria sztuki to bardzo dobry pomysł. Myślę, że można by urządzić jakąś salę w tej tawernie w teatrze na taką wystawę. - pomysł z galerią jej się spodobał chociaż raczej skojarzyła go z resztą spraw związanych z planowanym otwarciem teatru. W końcu taka zwykła karczma czy tawerna miała całkiem sporo różnych pomieszczeń które jeśli nie miała serwować jadła i miejsca do spoczynku można było wykorzystać w inny sposób.

Pirora zaś póki dyskusja trwała o sztuce i poezji to mogła się czuć dość swobodnie. Miała w tej sprawie doświadczenie i mogła dyskutować na takie tematy. Za to gdy dyskusja zeszła na sprawy bieżące i lokalne to z jednej strony brzmiało to dla niej dość obco jak większość miejsc i nazwisk nic jej nie mówiło z drugiej właśnie przewijały się takie nowe dla niej rzeczy dzięki czemu mogła liznąć tematu.

- Naprawdę chcesz kupić tą kamienicę na Bursztynowej? Nie boisz się? Podobno ten dom jest nawiedzony. - Petra podeszła do niej w pewnej chwili gdy widocznie już wieść o zamiarach nowej koleżanki doszły także do niej. Ale jakoś zdradzała też młodzieńczą ciekawość tym złowieszczym domem. Była ciekawa czy to prawda, że w gabinecie Augustusa wciąż wisi ucięty sznur szubienicy z jakiej go odcięli i zostawili. Tak przynajmniej słyszała no ale nigdy tam nie była. I była ciekawa czy Pirora była, i w tym gabinecie, i czy to prawda z tym sznurem.

Miała też okazję usłyszeć fragment rozmowy Nije z Kamilą. Co takie trudne jak akurat stanęły ze dwa kroki obok. I co ciekawe znów syreny wróciły na plan. Bardka całkiem żwawo i z werwą opowiadała coś o tych syrenach. A, że miała talent zawodowej poetki i aktorki to całkiem ciekawie się tego słuchało. Z tego co usłyszała Pirora wyniakło, że na tym wybrzeżu było sporo syren. W zamierzchłych czasach. Jeszcze jak tu nie było ludzi tylko elfy. Jedna z legend głosiła, że to zatopione topielisko co widać ze Zrębu to właśnie pozostałość zatopionego miasta elfów. I to może być związane z syrenami. Kamila słuchała tego z niemniejszym zainteresowaniem ale akurat spojrzała w bok na stojącą blond sąsiadkę i jakby coś skojarzyła.

- A wiesz, że Pirora też lubi syreny? Nawet jedną właśnie maluje. - ciemnoskóra gospodyni wskazała głową na drugą malarkę. Poetka spojrzała też w jej stronę obrzucając ją szybkim spojrzeniem z góry do dołu.

- No ciekawe skąd taki pomysł na takie zainteresowanie. - artystka o granatowych włosach uniosła do góry brew w lekkim, ironicznym uśmieszku.

- Nie wiem. Może dlatego, że to ciekawy, nawet pociągający temat? Nawet ostatnio na mszy o nich mówili. - Kamila ładnie pociągnęła ten temat uśmiechając się do minstrelki sympatycznym uśmiechem.

- To prawda. Syreny to bardzo pociągający temat. Mają w sobie “to coś”. Jak elfki. Elfki też mi się podobają. Tylko elfki to dość powszechne a syreny i najady są tajemnicze i rzadkie. - Simonsberg odwzajemniła ciepły uśmiech i pokiwała głową. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności jak mówiła “o tym czymś” bezczelnie przejechała wzrokiem po dekolcie gospodyni. Ta chyba jednak tego nie wyłapała a może rozbawiła ją cała wypowiedź bo roześmiała się szczerze.

- No to jak tak wszystkie lubimy te syrenki to może poprosisz Pirorę aby pozwoliła ci obejrzeć swoją? Ja nie mogę się doczekać, będę miała okazję w Festag po mszy. - Kamila płynnie dołączyła Pirorę do tej rozmowy wskazując malarkę poetce.

- Oj no nie wiem. Pirora jest bardzo zajętą osobą. Zwłaszcza jak jest ze swoją ukochaną kuzynką. Takie zwykłe dziewczyny z ulicy to nie mają co jej zawracać głowy jakimiś duperelami jak są jakieś ważne sprawy do załatwienia. Tylko bym przeszkadzała. - Nije mówiła lekkim tonem ale jednak pod nim dało się wyczuć jakiś przytyk do jej ostatniego spotkania z kuzynkami w “Żaglach” po jakim przestała się tam pokazywać. Kamila jakiej wówczas nie było spojrzała na nie obie trochę niepewnie. Widocznie wyczuła ów przytyk ale nie była świadoma o co chodzi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-07-2021, 17:29   #343
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Bezahltag; wieczór; rezydencja van Zee; Pirora i Versana a także inne osoby z towarzystwa.

Malarka popatrzyłą na Petrę która zapytała o kamienicę. - No nie jestem zbyt przesądna jeśli chodzi o duchy w domu. A nawet jeśli to czyż nie było byłoby to trochę ekscytujące? - Zapytała szlachciankę trochę testując jej charakter czy Petra ma w sobie odrobinę przygody czy jednak woli bezpieczeństwo i codzienną nudę.

- Sznura nie widziałam ale zamierzam się pojawić na drugą wycenę. Wtedy zobaczę jak to wygląda od środka i zobaczę ile jeszcze oprócz ceny kupna będę musiała włożyć w remont. Więc jak zobaczę jakiś sznur to wam powiem następnym razem. - Powiedziała wesoło blondynka.

- Podobno taki sznur wisielca przynosi szczęście. Tak słyszałam. Nie bardzo w to wierzę ale tak mówi tradycja. Nigdy nie widziałam żadnego sznura po wisielcu to jestem ciekawa. - wyjaśniła córka szefa akademickiej artylerii rozkładając nieco rączki na boki.

- Słyszałam też, że jak się kogoś wiesza to potem wyrasta pod tym miejscem mandragora. I jak się ją wykopie to przynosi to szczęście w miłości. Ale u nas raczej też trudno to sprawdzić bo jak kogoś wieszają to na placu. I to budują szafot, potem go rozbierają jak jest po wszystkim, i potem ludzie po tym chodzą a w dodatku tam bruk jest. To nie ma szans by coś tam wyrosło. - pokręciła głową nieco rozczarowana, że takiego przesądu właściwie nie da się sprawdzić w praktyce z powodu prozy życia.

- No tak to trudno, inna sprawa na jakiejś wsi czy gdzieś gdzie szafoty robią za miastem. Często u was są egzekucje? - Pirora przyznała Petrze racje i dopytała o takie atrakcje jak publiczne egzekucje.

- Nie, raczej nie. Zwykle z okazji festynu wyciągnął kogoś z kazamatów i wykonują na nim wyrok. Czasem jak jest jakieś święto a kogoś mają. Bo zwykle jak kogoś złapią, jakiegoś draba czy co co zasłużył na styczek to trzymają go w kazamatach aż do festynu właśnie. - powiedziała młoda szlachcianka a brzmiało to dość pospolicie. W Averlandzie i chyba w całym Imperium tak było, że za drobne przestępstwa wykonywano wyrok na bieżąco. Przykuwano do słupa, batożono, kazano dźwigać ciężary albo płacił taki grzywnę jak go było stać. I to wykonywano praktycznie od ręki. Ale za takie poważne przestępstwa za jakie należała się kara śmierci czy kaźń to zwykle były o wiele rzadsze. Wówczas korzystano z okazji gdy ludzie się zbierali na jakieś święta i festyny aby byli świadkami, że łamanie prawa nie popłaca. A przy okazji mieli trochę rozrywki i satysfakcji jak kat zajmował się jakimś zbójem czy łupieżcą.

- W akademii też wykonuje się egzekucje. Ale to raczej różnych wojskowych i marynarzy. Wtedy załatwiają to właśnie tam i nie jest to widowisko. Ale niezbyt często. W tamtym roku strasznie chciałam pójść jak wieszali dwóch dezerterów. Ale nie udało mi się papy uprosić aby się zgodził. Tam wieszają na szubienicy ale pod spodem jest ziemia. Tam mogłoby coś wyrosnąć no ale nie miałam okazji tam pójść i się przyjrzeć sama albo pogrzebać w ziemi. Szkoda. - Petra wyznała swoje przychody i podchody do zrealizowania swojej ciekawości w tym względzie no ale musiała się przyznać do porażki w tej materii.

- A no tak bo twój ojciec jest pułkownikiem artylerii. Pewnie ty i Kamila możecie pojawiać się w akademii jak we własnym domu prawda? - malarka podchwyciła temat pozycji rodziny Petry.

- No niby tak. Ale wiesz jak to jest. Nie wygląda zbyt dobrze jak się córeczki pojawiają w miejscu pracy rodzica w prywatnych sprawach. No zwłaszcza jak są dorodne i na etapie szukania męża a tam pełno kadetów i oficerów. - Petra pokiwała głową, że domysły panny van Dyke są słuszne ale z miejsca nieco żartobliwym tonem dodała pewno “ale” jakie ograniczało jej czy Kamili swobodę poruszania się po akademii czy kapitanacie.

- Twojemu ojcu nie w smak niby-zięć kadet czy oficer? - zagadała żartobliwie blondynka licząc na jakiś wgląd w dynamikę tutejszych wyższych sfer.

- Gołodupiec. - roześmiała się Petra perliście. - Chyba wiesz jak to jest jak ci szukają męża co? Najlepiej, żeby był stateczny, bogaty, z tytułami, nie byłoby źle jakby jakiś odkrywca, weteran wojenny czy ktoś kto się podobnie zasłużył. Ale żeby się nie stawiał! I nie był bezczelny. No i dobry dla mnie i moich rodziców, szanował i tak dalej. - bladolica szlachcianka machnęła ręką rozbawiona tymi zwyczajowymi konwenansami kulturalnymi wedle jakich dobierano małżeństwa. A im wyżej w hierarchii społecznej tym wydawało się to bardziej skomplikowane. Teraz jak rozmawiały dwie, młode, niezamężne jeszcze szlachcianki mogły sobie pozwolić na żartobliwy ton z tych ram kulturalnych jakie kierowały życiem ich i im podobnych.

- My z Kamilą to już dawno żartowałyśmy, że oni jakby mogli to by nas pożenili ze sobą. Albo z Froy’ą. Niestety tak pechowo dla naszych rodziców się złożyło, że żadna z nas nie jest mężczyzną więc raczej z tego nici. - von Schneider powiedziała to nie tracąc rezonu i żartobliwego tonu.

- No a z tych kawalerów w akademii to chyba znasz to powiedzenie, że aby się coś udało to obie strony muszą być “na tak”? No to w tym jest kłopot aby znaleźć takie dopasowanie między moimi rodzicami a takim kawalerem i jeszcze gdzieś tam mnie czasem o coś pytają o zdanie. No niestety piękni nie są sławni, sławni nie są bogaci, bogaci nie sa piękni i tak w kółko. Zawsze coś komuś nie pasuje. Ale powiem ci, że jak jesteś córką sławnego balistyka i artylerzysty z Nuln to trudno jakiemuś kawalerowi sprostać jego wymaganiom. Mam nadzieję, że nie zdecydują się, że sprawa jest beznadziejna i nie wyślą mnie do klasztoru. - zażartowała na koniec śmiejąc się z tego galimatiasu całkiem wesoło.

- Oj myślę że w pierwszej kolejności zacznie się szukanie kogoś w Nuln a potem w miejscach po innych krewnych. - Zachichotała blondynka. - My z ojcem w Midelheimie u mojej ciotki ale chyba nie była zbyt skłonna do pomocy ojcu i szukaniu kogoś dla mnie wśród znajomych. Ja nie narzekam, jest starsza od mojego ojca więc raczej w młodym towarzystwie się nie opłaca. A jakbyś miała wybierać powiedzmy dwie z trzech przywar o jakiś wspominałaś to które by to były?

- Ale co? Żeby miał czy żeby nie miał? - Petra von Schnaider wydawała się zaciekawiona takim wątkiem a całość wypowiedzi blond szlachcianki ją rozbawiła bo się roześmiała i pokiwała głowa na znak zgody i zrozumienia.

- Dokładnie. Dwie albo trzy cechy to byś wybrała? Pozycje, majątek, urodę, sławę a może coś innego jak odwagą, charyzma czy… no nie wiem inteligencja, ambicja albo spryt? - malarka zachęciła Petrę do zabawy.

- Ojej no jakbym miała wybrzydzać to chciałabym aby miał wszystkie te cechy! - roześmiała się bladolica szlachcianka. Po czym jednak przestała i zastanawiała się chwilę nieco mrużąc oczy.

- Chciałabym aby nie był nudziarzem ani tępakiem. Lubię mężczyzn z jakimi można porozmawiać o czymś ciekawym. I nie o tym ile to pojedynków wygrali, byków upolowali czy czym oni tam lubią się przechwalać. Tylko o czymś ciekawym. Albo nawet jak już o jakichś walkach i przygodach to niech umie opowiadać. Jak ktoś, zwłaszcza mężczyzna, umie snuć opowieść to jest to bardzo interesująca dla mnie osoba. - powiedziła po tej chwili zastanowienia. I temat chyba jej podpasował bo mówiła całkiem chętnie.

- No i jakieś przygody. Świetnie rozumiem Kamilę, że jest tak zafascynowana tą Rosą i innymi żeglarzami. Też bym chciała przeżywać takie przygody. Jestem ciekawa nowych krain i rzeczy. Jakbym mogła to bym poprowadziła jakąś ekspedycję naukową w nieznane strony. Lubię badać takie sprawy. - wyznała bladolica panna von Schneider gdy wodziła po ścianach nieco zamyślonym wzrokiem próbując to ubrać w słowa.

- Och czyli taki podróżnik odkrywca. Choć to ciekawe, mój chłopiec na posyłki ostatnio poznał jakąś dziewczynę skrybę pracując w ratuszu. Ona podobno ma aspiracje odkrywcy i historyka. Podobno w okolicy są jakieś starożytne kurhany i ruiny ludzi z czasów przed istnienia Imperium. Tylko że trzyma ją proza życia czyli brak funduszy. - Pirora zaznaczyła małą ciekawostkę i mały niuans kobiet nie tylko z wyższych sfer czyli brakiem funduszy na ich potrzeby.

- Ktoś z ratusza? Jakaś dziewczyna? Skryba mówisz? - Petrę zaintrygowała ta wzmianka sądząc po tym jak się dopytywała czy chciała upewnić. - I kurhany? Starsze od Imperium? Tu gdzieś u nas? - pokazała gestem palca w dół jakby chciała wskazać dokładnie na miejsce w jakim stała. Chociaż pewnie był to skrót myślowy na całą okolicę miasta.

- A to ciekawe. Może nas poznasz? Jestem ciekawe co ona ma do powiedzenia. Słyszałam, że przed erą Sigmara to były te kurhany na terenie Imperium jednak nie spodziewałam się, że są gdzieś tu u nas w okolicy. - wyjaśniła zaciekawiona tym wątkiem.

- Najpierw to Julius musi mnie z nią poznać to jego znajoma. - Zaśmiałą się malarka. - Ale nie omieszkam się dopytać o te kurhany i czy chciała by opowiadać o nich jakieś dociekliwej grupce. - blondynka postanowiła się zainteresować tematem.

- No jakby to miało sprawić ci kłopot to sobie nie zawracaj głowy. Ale jakby się dobrze złożyło to chętnie bym z nią porozmawiała o tych kurhanach. - panna von Schneider nie chciała pewnie wyjść na zbyt kłopotliwą więc ubrała swoją prośbę w grzeczną formę rozmowy pomiędzy koleżankami.

- Zapytać się przy okazji to żaden problem. - Blondynka odpowiedziała przyjaźnie drugiej szlachciance. - Sama zresztą też jestem ciekawa tego tematu.


Rozmowa Kamili i Nije


- Owszem miałam intensywny czas ale nie tak by nie zauważyć, że “Żagle” zrobiły się dosyć ciche od kiedy przestałaś się w nich pokazywać. - Odpowiedziała malarka, słyszała ten przytyk Naji ale nie poczuła się urażona. Niestety poza byciem miłym i wspieraniem bardki Pirora nie mogła zbyt wiele zrobić. Jej zabawa jeszcze się nie zaczęła o chwilowo nie ma nadal miejsca by taką złośliwość zamknąć w piwnicy i zrobić z niej porządek.

- A syreny podobnie jak inne istoty z folkloru ludowego są bardzo ciekawe zwłaszcza że nie ma jednej właściwej wersji takiego folkloru. Jak się spytasz rybaków to oni mają własne opowieści, marynarze mają własne a elfy mają swoje wersje. Co jest ciekawe bo często taka istota ma bardzo szerokie spektrum zachowań od krwiożerczych bestii do przyjaznych i pomocnych istot. - Pirora podchwyciła temat istot niesamowitych. - Zresztą Naji widziałaś moje szkicę, były tam różne istoty z ludowych opowieści.

- Tak, widziałam. Całkiem ciekawe. - odparła poetka kiwając głową na znak, że nie zapomniała tamtego szkicowanika co jej nowa znajoma pokazywała jakiś czas temu.

- A syreny owszem, są ciekawe, rzekłabym nawet pasjonujące. Łączą w sobie dwa żywioły, nasz, ziemski i wodny. W niektórych opowieściach syreny mogą przybierać ludzką formę. Znaczy mieć ludzkie nogi i resztę. Wtedy wyglądają tak jak my. Zastanawiałyście się kiedyś nad tym? Może jak to prawda to jakieś syreny chodzą wśród nas i my nic o tym nie wiemy? - minstrelka chętnie uderzyła w fantazyjną nutę pozwalając sobie puścić wodze wyobraźni.

- Naprawdę nie można ich rozróżnić? - Kamila wydawała się zafascynowana takim pomysłem i próbowała pociągnąć bardkę za język.

- Podobno tu, za uszami albo po bokach szyi zostają im ślady po skrzelach. A jak się przyjrzeć dokładnie skórze to widać malutkie łuski. - Nije odparła jak zawodowy bajarz opowiadający niesamowitą i tajemniczą legendę. I dało się wyczuć, że bawiła się przy tym świetnie. Kamila zresztą też bo pokręciła głową z uznaniem i spojrzała z zaciekawieniem na blondynkę jak ta zareaguje na takie historie.

- Słyszałam jeszcze wersję że jak wychodzą to zostawiają za sobą mokre ślady jakby dopiero co wyszły z wanny. - Przyznała się blondynka do znajomości kolejnej wersji. - Alane Złotogrzywa wspomniała że teraz jest plotka ze podobno jakaś taka przemieniona podobno chodzi po porcie ale raczej ze mnie żartowała nić powtarzała prawdziwe historie.

- No ale ja już swój jeden obraz w tej tematyce namalowałam i chce zmienić trochę temat. Może jak poczuje natchnienie to domaluje syrenie koleżanki ale chwilowo chce spróbować czegoś nowego.

- Naji a ty co porabiasz ostatnio? Ja to owszem ostatnio byłam zajęta ale Julius nawet cię nie widział w tawernie więc musiałaś pewnie pracować w innych. No chyba że znalazłaś w końcu swojego magistra sztuki i już nie potrzebujesz śpiewać pod publikę. - Pirora uśmiechnęła się do czarnowłosej bardki.

- Nie zmieniłam. Po prostu nie chodzę tam cały czas jak nie mam po co ani do kogo. - poetka wzruszyła ramionami nie przejmując się takim stwierdzeniem rozmówczyni.

- I działo się trochę u mnie działo. Miałam wenę na pisanie to mnie wcięło na parę dni a potem musiałam wyjść ze swojej nory aby czymś napełnić żołądek czyli dać trochę występów. W Angestag będę dawać kolejny. No a co u ciebie Piroro? Jak spędzasz czas w naszym pięknym mieście? - artystka odpowiedziała bez skrępowania i sama zrewanżowała się pannie z Averlandu podobnym pytaniem.

- Uuu opowiesz o tematyce nowego utworu? A u mnie dobrze, znalazłam kamienicę którą chce kupić. Teraz będę załatwiać sprawy z płatnościami, Irina i Kerstin pomagają się zdobyć nowe umiejętności służkom kapitan de la Vegi. Ja je trochę uczę etykiety, a tak to poznaje nowych ludzi i miasto. - Pirora powiedział ucieszona opisując co tam się dzieje u niej.

- O samotności i odrzuceniu w długą i mroźną zimę. - odparła Simonsberg dziwnie lekko jak na tak ciężki temat. - No a jak się ci układa to dobrze. Cieszę się. Szkoda, że Rose już wyjechała. Fajna z niej był kompan. Mam nadzieję, że wróci jak najszybciej. - dziewczyna westchnęła jakby naprawdę tęskniła za wyjątkową panią kapitan.

- To prawda. Ona jest niesamowita. Też bym ją chętnie spotkała jeszcze raz. - gospodyni pokiwała głową na znak, że w pełni się zgadza z takim pomysłem swojego gościa.

- Nije ale przyjdziesz na przyjęcie z okazji wprowadzenia się do kamienicy prawda? - Pirora zapytała bardkę. - Obiecuję że będzie dużo dobrego jedzenia za darmo.

- No nie wiem, nie wiem… - poetka artystycznie zmarszczyła brwi zastanawiając się wręcz popisowo nad tą propozycją. Popatrzyła na stojącą obok gospodynię jakby sprawdzała jak ta zareaguje albo czy coś doradzi. Albo jak każda aktorka i artystka lubiła mieć chociaż jedno osobową widownię.

- A kiedy to przyjęcie? I byłby na niej faszerowany czarny sum? Uwielbiam go. - uniosła brew i popatrzyła wyczekująco na blondynkę. Zresztą ciemnoskóra piękność także.

- Kiedy dostanę klucze do kamienicy ja trochę ogarnę i nawet nie miałam pojęcia że jest taka potrawa jak faszerowany czarny sum ale spytam Kerstin czy umie to przygotować. - Pirora odpowiedziała obu kobietą. - Na pewno będzie maślane piwo bo Irina umie je przygotować.

- Maślane piwo? A co to takiego? Nie słyszałam o czymś takim. - Kamila zapytała o nieznany jej przysmak i wydawała się nim zaciekawiona. Nije zaś niezobowiązująco ni to pokiwała ni to pokręciła głową nie dając klarowniejszej odpowiedzi.

- To taki odpowiednik grzańca tylko na bazie piwa, jest słodko ostry bo przyprawy. - Wyjaśniła Kamili Pirora.

- Ciekawe. Nie piłam czegoś takiego. Chętnie bym spróbowała. - przyznała Kamila układając usta w podkówkę dając znać, że jest tym zainteresowana.

- No jak już będziemy mieli gdzie gotować pewnie pojawią jakieś potrawy z kuchni Kislevskiej i Averlandzkiej. Choć przyznam że zaczęłam lubić tutejsza kuchnie. - Przyznała blondynka.

- Ja innej nie znam to mnie nie pytajcie. - Nije swoim zwyczajem przypomniała szlachcianką, że nie jest tak wytworna i obyta jak one. W bezpośredni sposób jaki lubiła.

- A ja przyznam, że również mi smakuje ta kuchnia. Z tego co pamiętam z Marienburga to tam było podobnie. Czyli królowały ryby i owoce morza. Ale cóż dziwnego w portowym mieście? Przyznam, że czasem dla odmiany dobrze jest spróbować czegoś z głębi lądu. Dziczyzna mi posmakowała niestety papa nie przepada za polowaniami więc jest u nas dość rzadko. - Kamila szybko przejęła ten kulinarny wątek dając wyraz jak ona patrzy na tą sprawę.

- Versana w końcu była na jakimś polowaniu ostatnio może da sie namowic na zorganizowanie czegoś mniej wyczynowego. - Zadumała się blondynka.

- Oj nie chciałabym robić kłopotu. Mnie samo polowanie za bardzo nie interesuję. Może być sama dziczyzna. - Kamila szybko uniosła dłoń w obronnym geście, że nie chce powodować ambarasu z jakimś polowaniem i raczej nie traktuje tej sprawy priorytetowo. Ot, podzieliła się z koleżankami ciekawostką.

- A taką zawsze można znaleźć na targach ale co świerże to jednak duża różnica. - blondynka powiedziałą i podchwyciłą temat polowań - Zwłaszcza ze polowania nie muszą sprowadzać się do zabijania zwierząt to są wypady towarzyskie jak ktoś chce iść z myśliwymi i polować to idzie inni spokojnie mogą to traktować jako przejażdżkę po lesie. Choć faktem jest że od pełnej wiosny do później jesieni łatwiej i wygodniej to robić na świeżym powietrzu. Jest po prostu cieplej i łatwiej zorganizować alternatywy dla nie polujących.

- Przejażdżka w lesie nie musi być taką formalnością i przyjemnością jak się wydaje. Tyle się teraz słyszy o tych zbójcach, zwierzoludziach i innych pokrakach jakie napadają właśnie tam. - Kamila pokręciła swoją ciemnowłosą głową dając znać, że ma pewne wątpliwości co do takiego pomysłu.

- Zresztą zorganizowanie dziczyzny chyba nie byłoby aż tak trudne. Jak się wie do kogo się udać to może przynieść upolowaną zwierzynę prosto do domu. Tylko ja nie znam takich myśliwych. - za to podzieliła się sposobem na zorganizowanie tego rodzaju mięsa chociaż sama nie miała doświadczenia w jego praktycznym zastosowaniu.

- Och nie wiedziałam że w okolicy jest problem z mutantami. - Pirora odpowiedziała ze zdziwieniem na komentarz o niebezpieczeństwach w tutejszej okolicy.

- No tak słyszałam. Poza miastem nie jest zbyt bezpiecznie. - gospodyni nieco uniosła brwi aby dać znać, że nie jest ekspertem w tej dziedzinie jednak coś słyszała na ten temat. I niezbyt jej się podobało to co słyszała.

- Ale mówisz o czasie sezonu zimowego czy okolica jest niebezpieczna niezależnie od pory roku? - Zapytała z zaciekawieniem blondynka.

- W dziczy to tak naprawdę nigdy nie jest bezpiecznie. Zwłaszcza jakby być samemu albo w małej grupie. Może nie tak, że zaraz za bramą ktoś cię napadnie czy co ale jednak to spore ryzyko. - ciemnoskóra szlachcianka wydawała się żywić uprzedzenia i brak zaufania do świata poza murami cywilizacji. I bez silnej eskorty chyba wolała się tam nie zapuszczać.

- E tam. Z takich napadów to się potem mogą zrobić ciekawe opowieści. - Nije machnęła lekceważąco ręką pozwalając sobie na nonszalancki ton wypowiedzi. Jako poetka i pisarka miała na ten temat całkiem odmienne zdanie.

- Czy to znaczy że na następne spotkanie zaprezentujesz romantyczna balladę o banicie i porwanej szlachciance? - Zapytała Pirora bardkę spoglądając na nią z uśmiechem.

- No nie wiem czy banicie i szlachciance. Sama słyszysz, że Kamila mówiła o jakichś zwierzoludziach, tu o mutantach i w ogóle jakichś półludziach. - poetka odparła niefrasobliwym tonem uśmiechając się krzywo przypominając obu rozmówczyniom o czym same przed chwilą mówiły.

- Chyba nie układałabyś ballad o półludziach i mutantach? - gospodyni o ciemnej karnacji zapytała z mieszaniną fascynacji i zdegustowania.

- Dlaczego nie? Przecież ci wszyscy bohaterowie muszą wpadać w jakieś tarapaty i pokonywać trudności aby coś się działo w powieści. Poza tym szukam inspiracji. Takie czarno - białe podziały nie są dla mnie zbyt ciekawe. - bardka wzruszyła ramionami odpowiadając niemniej niefrasobliwie i bez wahania.

- To chyba zależy od publiki. Łowcą czarownic czarno biały podział na pewno przypadłby do gustu. - Skomentowała na szybko Pirora, uśmiechając się do siebie. - Ale fakt takie bardziej skomplikowane historie są ciekawsze.

Rozmówczynie pokiwały mądrze głowami na taki komentarz. Przywołany autorytet łowców niezbyt skłaniał do żartobliwego tonu więc jakoś żadna z nich nie ciągnęła tego wątku. Po chwili Nije przypomniała sobie o wciąż pełnych talerzach i półmiskach a gospodyni na chwilę przeprosiła Pirorę bo chciała zamienić słowo z jedną z koleżanek.

 
Obca jest offline  
Stary 02-07-2021, 23:11   #344
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Backertag; przedpołudnie; Vasilij; Gruby; “Czarna Czapla”

Gruby był jednym ze stałych bywalców “Czarnej Czapli” choć rozbijał się również po innych. Był złodziejaszkiem któremu raz się wiodło lepiej raz gorzej niezmiennie jednak znał sporo osób. Głównie poprzez interesy i wspólne picie. Vasilij kupił od niego raz czy dwa różnego rodzaju fanty po okazyjnej cenie. Pamiętał jednak również, że “Gruby” chwalił się, że zna kogoś kto ma kumpla pracującego w kazamatach. Giergiev przypomniał sobie o tym i zaczepił Grubego w karczmie.

- Czołem - dosiadł się do stolika przy którym rozmówca delektował się samotnie piwem.
- Gruby sprawa jest. Pamiętasz jak kiedyś gadałeś, że znasz kogoś kto ma kumpla w kazmatach. Żartowałeś czy prawdę gadałeś - Vasilij zaczął od ustalania faktów. Przy czym każdy kto go znał wiedział, że ściemnianie jest najlepszą możliwą opcją w rozmowie. Za krzesłem Grubego stanął Krótki łypiąc jedynie spode łba na rozmówcę szefa.

- Może gadałem, może nie gadałem. Kto by tam się tym przejmował. Odwołaj tego swojego bo mi cień rzuca bez potrzeby. - Gruby zanim się odezwał obejrzał się na stojącego za nim Krótkiego po czym dał znać, że nie bardzo chce mu się rozmawiać z taką presją sapiącą w kark.

- Gruby ty mi tu nie podskakuj bez potrzeby. - Vasilij sparafrazował wypowiedź złodziejaszka który wiedział różne rzeczy był jednak płotką w dodatku samotną. W takich sytuacjach herszt bandy musi reagować inaczej towarzystwo mu się rozpuści. Krótki się natomiast nie ruszył w zasadzień cień za Grubym tylko powiększył gdy usłyszał słowa szefa. Sztylet natomiast przysunął się do pleców Grubasa żeby zmienił ton. - Wiesz jak jest - kontynuował Vasilij - możesz żyć ze mną dobrze, źle albo wcale nie żyć. Więc dobrze przemyśl to co teraz powiesz. - Vasilij wpatrywał się w swojego rozmówcę dość lodowatym wzrokiem.

Gruby skrzywił się gdy odwrócił się jeszcze raz za siebie obserwując poczynania Krótkiego. Potem spojrzał gdzieś w bok i wzruszył ramionami. Nawet uśmiechnął się krzywo chociaż niezbyt szczerze. Jak to zwykle ludzie mieli w zwyczaju gdy czuli, że nie są w zbyt dobrej sytuacji.

- Po co te nerwy Cichy? Przecież możemy pogadać o interesach nie? Ale lepiej by ten twój nie sapał mi w kark a ten kosior też lepiej niech schowa. Po co robić zbiegowisko? I na początek powiedz co bym miał z tego, jakbym znał kogoś kogo szukasz. - powiedział tonem jakby był gotów do rozmowy o interesach, zwłaszcza jakby Krótki wrócił na właściwe miejsce przy stole. To, że Gruby nie należał do żadnej bandy na stałe nie znaczyło, że nikt tutaj się za nim nie wstawi gdyby doszło do jakichś ekscesów. W końcu nie był tu pierwszy raz.

- Jak będziesz podskakiwał Gruby to źle się to dla ciebie skończy. Tu czy gdzie indziej, dziś czy jutro. Tu nie ma wielkiego interesu wskaż mi kto zna gościa od kazamat. Mam do przekazania gryps. Wpadnie ci za to kilka monet i dalej będziemy robić okazjonalnie interesy po staremu. Natomiast nie lubię cwaniakowania więc jak o tym gadałeś mam nadzieję, że nie stroiłeś sobie żartów. Przez wzgląd na ciebie oczywiście. - Vasilij uważał, że jest trzeba okazywać szacunek a słowa Grubego z początku rozmowy ewidentnie mu się nie spodobały. Nie pozwalał mu się czuć zbyt pewnie w rozmowie. Dał mu natomiast szanse na dobrnięcie w niej do szczęśliwego końca o ile ostrożniej będzie dobierał słowa. Miał od niego informacje do wyciągnięcia mógł jednak płacić za nią złotem lub stalą na ulicy.

- A to ile by tych monet było? - zapytał złodziejaszek nie zdradzając entuzjazmu do toczącej się dyskusji. I tej rozmowy z pozycji siły gdzie zdecydowanie nie był tą silniejsza stroną.

- Wskazujesz nam jedynie drogę. Myślę, że pięć monet to odpowiednia suma. - Vasilij odpowiedział Grubemu.

- No dobra. Może być. - Gruby po chwili zastanowienia postanowił dobić targu. Potem zaczął wyjaśniać kogo może znać kto zna kogoś z kazamat. Wyglądało na to, że jego kolega kiedyś pracował jako sprzątacz w tych lochach. Ale właściwie to nie wiadomo dlaczego już tam nie pracuje. Podobno miał na imię Andreas i można go było spotkać “Pod trzema gwoździami.”
- Dawno widziałeś tego Andreasa? Jak wygląda? Ma jakieś nazwisko albo ksywkę? - Vasilij zapytał o większe dozę szczegółów nim wypłacił monety Grubemu.

- Taki, mały i chudy. W lecie go jakoś widziałem. Nie wiem gdzie jest teraz. - odparł Gruby wzruszając ramionami do swojej odpowiedzi.

Cichy położył na stole monety po czym przykrył je ręką i zadał ostatnie prozaiczne pytanie.
- Kolor włosów i fryzura. Szczegóły czasami mogą się przydać sam wiesz jak jest. - Giergiev wypytał o detale.
- Taki czarny. Co tu gadać jak pójdziesz do “Gwoździ” i o niego zapytasz to tam ci powiedzą. - złodziejaszek odpowiedział krótko na te pytania Vasilija. Po usłyszeniu odpowiedzi Cichy zabrał się w dalszą drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 03-07-2021 o 21:43.
Icarius jest offline  
Stary 03-07-2021, 08:31   #345
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Bezahltag; wieczór/noc; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; Pirora, dziewczyny Rosy, Czerwone płaszcze



Po zakończeniu wieczoru Pirora i James postanowili wrócić na piechotę do tawerny noc było ciemno ale śnieg odbija światło padające z okien i niektórych zapalonych latarni. Pewnie malarka zdecydowałaby się na dorożkę ale akurat żadnej nie minęli. Van Dake postanowiłą że pójdą pieszo i tak wrócą, na ulicach było pusto wszyscy pochowali się w domach lub tawernach albo właśnie tam zmierzali. Było zimno ale dziedzika uznałą że będzie dzieki temu milej wejść do ciepłej tawerny i się ogrzać.

Droga była spokojna choć trwało trochę zanim weszli przez próg tawerny mijając się z jakimiś bywalcami. Pirora i James od razu ściągnęli płaszcze i otrzepali się ze śniegu. Blondynka też rozejrzała się po tawernie szukając znajomych twarzy, jej służby, dziewczyn Rosy, jej kochanków i kochanek, albo po prostu znajomych stałych bywalców tawerny.

Gdy wrócili do swojego wynajmowanego domu w tawernie był już środek wieczoru i było bliżej niż dalej do północy. Nie było dziwne, że ruch w głównej izbie lokalu był już znacznie przerzedzony. Sporo miejsc i stolików świeciło pustkami. Ale nie można było powiedzieć, że lokal jest pusty. Wytrwali biesiadnicy, pewnie ci co nie mieli planów na jutrzejszy poranek dalej siedzieli i rozmawiali, kłócili się, opowiadali coś sobie ciesząc się swoją obecnością.

Wśród nich Pirora dostrzegła znajome twarze. Przy jednym ze stołów siedziała pstrokata grupka. Dirk i jego kolega w najlepsze siedzieli i zabawiali się z dziewczynami pani kapitan. Benona oplatała ramionami szyję blondyna a Ajnur okazywała podobne względy i poufałość wygadanemu kompanowi.

Pirora poczuła dziwne uczucie zazdrości… co zdziwiło i speszyło jednocześnie ją samą. Widząc jak tamci się świetnie bawią bez malarki ubodło jej ego. Przez co musiała sama przed sobą tłumaczyć, że tak jest, że Benona i Ajnur są jednak ładne i na tyle chętne do zabawy że rzadko kto im odmawia. Oraz jej druga część mózgu zaczęła już robić coś by pokazać jak się tym nie przejmuje. Jak idzie na górę do swojego pokoju i się w ogóle tym nie przejmuje. Powinna się jednak odświeżyć zostawić płaszcz i dopiero wtedy zejść na dół. Zamówić coś ciepłego do picia i dołączyć do nich.

- Przydadzą ci się te lekcje aktorstwa… - mruknął jej ochroniarz idąc za nią z lekkim uśmieszkiem. - … widać na milę że coś knujesz.

- Tylko ty bo wiesz na co patrzeć. - Odcięła się blondynka, przybierając skrzywdzoną minę że jednak nie jest aż tak ogarnięta i tajemnicza jak by jej się wydawało.

- Uważaj tylko na ilość gości w sypialni. - James dodał ciszej kiedy szli po pustym korytarzu.

- Tak tato… - blondynka znowu odpowiedziała z przekorą.

W pokoju zostawiła płaszcz, zdjęła biżuterię i rozpuściła włosy z eleganckiego koka jaki zrobiła Irina. Teraz jej włosy spływały falowaną kaskadą luźno. Gdyby nie sukienka pewnie by znowu mogła uchodzić za kogoś kto pasowałby do innej, mniej porządnej tawerny.

Zeszła na spowrotem na dół i zamówiła grzańca przy szynkwasie. Rumień wywołany zimnem jeszcze nie zszedł z jej twarzy a w palcach nóg i rąk odczuwała nadal nieprzyjemne skostnienie. Owszem powoli ustępowało ale jednak powoli.

Te parę chwil spędzone na górze jakoś nie zmieniło zasadniczo scenerii na dole, w głównej izbie karczmy. Barman przyjął zamówienie i po chwili przed Averlandką pojawił się gliniany kufel pełen parującego, korzennego grzańca. W sam raz na taką zimnicę z jakiej właśnie wróciła. Obaj legioniści dalej biesiadowali ze służkami kapitanowej przy tym samym stole. Na razie nikt chyba z ich towarzystwa nie zauważył blondynki jaka dosiadła się do szynkwasu. Ta za to dostrzegła przy innym stole tego marynarza co ją zaczepił kilka dni temu i rozmawiali przez chwilę. Teraz siedział z dwoma kompanami i o czymś rozmawiali.

Dokładnie w takich chwilach Pirora żałowała że nie umie czytać z ruchu warg jak Julius. Owszem jego umiejętność zrodziła się z konieczności jej była zachcianką. Czymś co uznała za przydatne. Z drugiej strony wątpiła by mogła opanować tę umiejętność na tyle szybko by przewyższyć chłopaka. Będzie musiała nadal go pielęgnować. Może koniec końców zaowocuje to w lojalnego poddanego szpiega.

Wraz z jej kuflem ciepłego grzańca poszła w stronę stolika gdzie siedziały czerwone płaszcze a przynajmniej ich przedstawicielstwo.

- To zabawa zamknięta czy można jeszcze się dosiąść? - Zapytała stając koło stolika bezczelnie czekając na zaproszenie.

- Dobry wieczór. Jak minął wieczór? Właśnie się zastanawialiśmy kiedy panienka wróci. - Benona zareagowała pierwsza wstając ze swojego miejsca aby przywitać się ze swoją opiekunką. Widząc to Ajnur jak to miała w zwyczaju zachowała się podobnie wzorując się na koleżance jaka lepiej od niej znała niuanse życia w tym kraju. Panowie pozostali mniej oficjalni. Roześmiali się widząc kto do nich podszedł i słowem i gestem zaprosili gościa do stołu.

- Siadaj, siadaj moja droga. Ciebie nam właśnie brakowało do kompletu. - Dirk nie bawił się w konwenanse i odezwał się tak po prostu, w rubasznym tonie.

- W takim razie dobrze żeśmy się nie zgubili w zaspach i ciemności wracając. - Powiedziała i usiadła na wolnym miejscu obok Dirka, kolana miał zajęte przez Benone ale istnieje szansa, że się to zmieni do końca wieczoru. Malarka objęła ciepły kufel i upiła łyk ciepłego trunku.

- Do kompletu powiadasz? - Posłała Dirkowi zaciekawione spojrzenie czekając co ma na, myśli to mówiąc.

- No tak, kompletu. Poprzednio też byłyście we trzy. - wyjaśnił bez skrępowania blondyn wskazując ogólnym gestem na całą trójkę kobiet jakie siedziały przy nim i wokół niego. Zrobił się z tego niezły przekładaniec gdy tak siedzieli na przemian.

- Przyszłaś w samą porę. Bo właśnie mieliśmy kończyć ten bal tutaj. - Mathias pokiwał mądrze głową dając znać, że Pirora zdążyła w ostatniej chwili złapać ich tu i teraz.

- A takiego kompletu. Wy za to zdajecie się wybrakowani. - Odpowiedziała równie bezpośrednio i zaczepnie, popijając kolejny łyk ciepłego napoju. - Och czyli biedna ja przegapiłam najlepszą zabawę. No trudno, ale rozumiem że chłopcy chodzą spać o przyzwoitych godzinach. - Odpowiedziała mocno zaczepnie z nuta kpiny w strone Mathiasa.

- Chłopcy mieli inne plany na ten wieczór. - odparł spokojnie Lange sięgając po swój kielich i upijając z niego łyk.

- A na zabawę to właśnie planowaliśmy się przenieść na pięterko. Jak ciebie nie było to dziewczęta były takie kochane, że zaprosiły nas do siebie. Ale jak przyszłaś to nam nieco miesza szyki i chyba możemy jeszcze raz rozdać karty dla nowego gracza. - powiedział lekko bujając kielichem i wskazując palcem sufit ponad ich głowami gdzie tam były pokoje gościnne.

- Ale ja prosiłam aby jeszcze trochę poczekać bo może jednak panienka zdąży do nas wrócić. - wtrąciła się Benona jakby chcąc wyjaśnić dlaczego panienka zastała ich jeszcze tutaj a nie w kapitańskim pokoju.

- Och nie! Tak mi przykro że popsułam wam tak zacne plany. Czyli jednak powinnam udawać, że was nie widzę… no cóż będę o tym pamiętać następnym razem zamiast narzucać swoją obecność. - Nietrudno było zgadnąć po tonie głosu i wyrazie twarzy, że Pirora się droczy i tak naprawdę je wcale nie jest jej przykro. I następnym razem zrobi dokładnie to samo i totalnie narzuci swoją obecność. - No ale ja mam jeszcze cały kufel pełny do dopicia… - powiedziała podnosząc i trochę przechylając naczyniem w jedna i przeciwna stronę - ... i ogrzania kończyn. Więc mogę wspaniałomyślnie się nie obrazić jak mnie zostawicie robić inspekcje pokoi gościnnych na piętrze.

- No. Widzisz jaka z ciebie psuja? - Lange chyba też się znał na takich żartach bo popatrzył na blondynkę ironicznym ale i rozbawionym spojrzeniem.

- Będziesz musiała dać fanta za takie psucie planów. - Mathias zawtórował mu kiwaniem głowy i też wydawał się mówić jak najbardziej poważnie.

- A może pójdziemy na górę i o tym porozmawiamy? - Benona też ogarnęła temat i ochoczo podsunęła rozwiązanie jakie mogło usatysfakcjonować wszystkich. Ajnur siedząca po zewnętrznej, obok Mathiasa tylko patrzyła próbując niemo zorientować się w sytuacji.

- Ja jestem za. - odparł Dirk rozglądając się po towarzystwie. Mathias z wystudiowaną miną udawał, że bardzo dogłębnie analizuje tą niemoralną propozycję. Po czym nie mniej artystycznie pokiwał głową co spowodawało radosny chichot rudzielca.

Pirora potrząsnęła głową w niedowierzaniu a może i w sprzeciwie.
- Mogę się poczuć do roli psui ale mojego majątku ode mnie tak łatwo nie wyciągniesz. - Zwróciła się bezpośrednio do wygadanego towarzysza Lange i pokazała mu dziecinnie język z przeciwnej strony stołu. I niestety zauwarzyła że Benonę trzeba będzie mocno podszkolić z etykiety bo w tym momencie chyba zapomniała że Pirora mimo luźnej atmosfery musi zachowywać pozory a jej zachowanie podchodzi bardziej pod dom uciech.

- Idźcie przodem dopiję i dołącze. - Powiedziała upijając kolejny łyk ciepłego trunku a wolna ręka zrobiła “żegnający ich ruch”.

- Jak będziesz zbyt długo zwklekać to niech cię nie zgorszy to co tam zastaniesz. - ostrzegł Mathias znacząco obejmując obie dziewczęta jakie siedziały po każdej jego stronie. Te zaś nie zdradzały objawów, że mają coś przeciwko takiemu finałowi dzisiejszego wieczoru. Uśmiechały się pogodnie i radośnie.

- Podobno ci co najwięcej gadają mają najmniej do pokazania więc pewnie będzie już po wszystkim. - Skomentowała z przyjacielską słodką złośliwością szlachcianka.

- To idźcie przodem. My do was za chwilę dołączymy. - Dirk niejako dał im swoje błogosławieństwo więc mieszana trójka nie czekała dłużej. Mathias raźno wstał zgarniając niejako kapitańskie dziewczęta ze sobą i razem ruszyli przez już dość opustoszałą salę ku schodom prowadzącym na górne piętro.

- No. A co u ciebie? - Dirk machnął im na pożegnanie i gdy zniknęli im z oczu zwrócił się do siedzącej obok blondynki.

Pirora spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie spodziewałam się że zostaniesz zamiast spróbować tego co zaserwowały twoim kompanom dziewczyny poprzednim razem…. - Jej ton był zaskoczony, ale było to miłe zaskoczenie, dodała też podnosząc kufel i delikatnie stukając jego kielich w cichym toaście podziwu. - ...najwidoczniej nie jesteś takim ‘nicponiem’ za jakiego się uważasz. -

- Z nudnych rzeczy, byłam na wieczorku poetyckim u córki kapitanatu, Kamili van Zee. One są miłe ale ich zainteresowania są… raczej bezpieczne, poprawne i uprzejme. Z innych nudnych rzeczy w Wellentag idę na batalie o obniżenie ceny tej kamienicy którą chce kupić. - Pierwsza cześć powiedziała jakby faktycznie to były tematy nudne ale potrzebne. W drugiej części wypowiedzi jej noga musnęła zaczepnie nogę mężczyzny, a jej uśmiech był już tylko dla niego podobnie jak weselszy to kiedy przeszła do kolejnych tematów. - Z ciekawych rzeczy skończyłam obraz syreny. I potrzebuje ptaka drapieżnego do kolejnego. Więc szukam jakiego łowczego który by miał jakiegoś jastrzębia albo szczurołapa który używa sowy do łowów. Puchacz byłby najlepszy nie ukrywam. Szukam też pewnej elfki… no może nie szukam ale rozglądam się za nią. Nowa znajoma szukała. - Dała mu czas na reakcję zanim znowu zabawnym tonem zapytała. - Dlaczego mam wrażenie, że chciałeś się mną podzielić z Mathiasem?

- Bo to dobre wrażenie. Mam zamiar iść do nich na górę. Ale dałem ci okazję abyś mogła pozgrywać dobrze ułożoną pannę z dobrego domu co jak już idzie do pokojów na górze to tylko z jednym, przystojnym i spokojnym mężczyzną a nie z jakąś hałastrą. - Lange odparł chyba nawet jeszcze bardziej bezczelnie niż to Nije miała w zwyczaju. Do tego chociaz nie tracił owego spokoju o jakim mówił to oczka śmiały mu się bezczelnym, bezwstydnym blaskiem.

- I drapieżny ptak mówisz? To trzeba by popytać u myśliwych. Spróbuj w “Kniei”. Chyba widziałem tam jakieś wypchane ptaki. A jak koniecznie chcesz żywego może też mają albo wiedzą kto może mieć. - odparł upijając łyk ze swojego kielicha po czym oparł się swobodnie o oparcie ławy. Wolną ręką wodził po ramieniu Pirory jakby była jego własnością.

- A elfki ci potrzeba? Jakiejś konkretnej? Czy byle elfka? - zapytał patrząc na blondynkę spod przymrużonych powiek.

- No to muszę się zastanowić jak ci się odwdzięczyć za obronę mojej reputacji. - Ściszyła głos i pochyliła się w jego stronę by szepnąć dalszą część. - Chyba że masz pomysł co by ucieszyło takiego przystojnego spokojnego mężczyznę… bo mi się wydaje, że on to taka cicha woda jest.

- A tak “Knieja” słyszałam ale jeszcze nie byłam, na razie mojej służące zleciłam co zobaczymy co ona znajdzie. - Pirora rozluźniła się pod dotykiem najemnika znowu popiła swój trunek i wykorzystała chwilę by musnąć jego dłoń własną, już nie lodowatą ale chłodną dłonią.

- Nazywa się Czarna Talaria, myślałam żeby zajrzeć do “Kwarty”. Poznałąm tam jedną najemniczkę Czarna Jagodę to może wie coś o niej. - Powiedziała kontynuując temat. - Moja inna znajoma elfka chciałaby ją poznać wiec może przy okazji mogę popytać. A i byłam dzisiaj w tej Morskiej Bryzie tej elfiej enklawie, ciekawe miejsce.

- I nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Szturchnęła go zaczepnie.

- Jakie? - wydawał się zdziwiony ostatnim stwierdzeniem. Aż uniósł brwi. Ale wrócił do tego o czym mówiła przed chwilą.

- Ta Talaria to mi się gdzieś obiła o uszy. Chociaż teraz nie kojarzę w jakiej sytuacji. - przyznał po namyśle gdy przeszukiwał swoją pamięć za tym mało popularnym imieniem. Ale musiał się w końcu poddać.

- A o tej Jagodzie to słyszałem. Łowczyni nagród. Czasem współpracuje z tym czy tamtym albo dołącza do jakiejś bandy. Chociaż sam jej raczej nie spotkałem. - gdy mówił o najemniczce głos mu się zrobił pewniejszy więc i temat musiał mu być bardziej znajomy niż o tajemniczej elfce.

- A skoro mówisz o wdzięczeniu się i o tym co by mnie ucieszyło… - zawiesił głos przesuwając palce po ramieniu na kark siedzącej obok kobiety. - To myślę, że wizyta na pięterku byłaby w sam raz. Towarzystwo pewnie już się odpowiednio rozgrzało. Wejdziemy w samą porę aby zastać ich w niezręcznej ale bardzo malowniczej sytuacji. - uśmiechnął się odgarniając jej blond lok z twarzy jakby już mógł sobie wyobrazić owa sytuację w kapitańskim pokoju jaką mogliby tam zastać.

- Ach czyli jednak Mathias to taki przyjaciel z którym się dzielisz doświadczeniami…- Uśmiechnęła się do niego dwuznacznie i pociągnęła większy łyk z kufla. - ...dobrze, wprawdzie ciebie wole bardziej ale powiedzmy że zrobię ci tę przyjemność.

- Choć jakbyś mi powiedział co z ciebie wyciągnął o ostatniej nocy to by było mi miło… albo co mu zasugerowałeś o mnie? - Pirora zasugerowała podzielenie się informacja a jej dłoń spoczęła na jego udzie pod stołem.

- Nic czego byś musiała się wstydzić. Powiedziałbym, że nawet zrobiłem ci dobrą reputację. Sama widzisz, że działa. Widziałaś jaki był miły dla ciebie? - blondyn uśmiechnął się półgębkiem pod nosem i wskazał głową w kierunku schodów gdzie wcześniej zniknęła pozostała trójka w tym jego kolega o jakim mówili.

Po wysłuchaniu odpowiedzi Pirora spojrzała na Dirka i wzięła kufel w dłonie.
- Proszę mnie nie oceniać… ale będzie szybciej. - Po czym wypiła całą zawartość trunku duszkiem na raz i odstawiła go do góry nogami na stół.

- Dobrze chodźmy ich najść a potem zawstydzić… - Blondynka wstała od stołu i ruszyła przodem. Jedynie na schodach zwolniła i dodała jeszcze do mężczyzny za nią. - I owszem Talaria jest osoba której imię krąży niczym jakaś tutejsza legenda, wszyscy słyszeli nikt nie wiedział.

Kiedy dotarli do końca schodów odwróciła się do Lange z zalotnym uśmiechem. - Ostatnia szansa na zmianę zdania. Możemy jeszcze iść do mnie i się dać ponieść bez komentarzy Mathiasa… - Zaproponowała ale stała w miejscu. Czekała w którą stronę ją pociągnie.

- Mam dziwne wrażenie, że będzie on zbyt zajęty aby gadać. - odparł Lange z krzywym uśmieszkiem. I jak wchodzili po schodach skorzystał z okazji aby klepnąć tyłek idącej obok kobiety. A jak już weszli w korytarz na piętrze gdzie zostali sami przygarnął ją do siebie i tak doszli do 5-ki zajmowanej przez panią kapitan i jej dziewczęta. Z ciekawością chwilę nasłuchiwał pod drzwiami zza jakich słychać było przytłumione piski i śmiechy.

- Tak, chyba już zaczęli. Jesteśmy w samą porę. - uśmiechnął się oficer do swojej partnerki po czym zastukał zdecydowanym ruchem w zamknięte drzwi.

- Nie zostawili nam otwartych drzwi? - Pirora po raz kolejny nie udawała zdziwienia. Jej ramię obejmowało pas najemnika. - Trochę smutne, to ta jakby nam nie ufali.

Pirora sięgnęła po klamkę i nacisnęła ją z ciekawością czy drzwi były naprawdę zamknięte.

Były zamknięte. A w środku nagle te odgłosy umilkły. Zupełnie jakby rodzice nakryli dzieci na jakichś niecnych figlach.

- Kto tam? - ze środka doszedł stłumiony przez drzwi głos Benony.

- Goście! - odparł jej blondyn stojący za tymi drzwiami.

- O! To czekajcie! Już idę! - głos rudzielca brzmiał jakby się uśmiechnęła i ucieszyła. Po czym dał się słyszeć odgłos pospiesznych kroków i zgrzyt otwieranego zamka. Wreszcie drzwi otwarły się a obok nich stanęła Beno zapraszając gości gestem i uśmiechem do środka. Chociaż w ubiorze już mocno zdekompletowanym.

- Stary, musisz tego spróbować! - zawołał Mathias bez ceregieli ledwo kolega z nową koleżanką wszedł do pokoju. Leżał zajmując łóżko de la Vegi. Dokładniej to leżał na brzuchu. A półnaga Ajnur siedziała na nim i robiła mu masaż na plecach. W tym czasie Beno zamknęła drzwi za gośćmi odcinając ich od nieproszonego świata z zewnątrz.

- Ajnur rzeczywiście ma magiczne ręce. - Przyznała ciszej blondynka pociagajac blondyna do wnętrza pokoju. Ani się obejrzeli a sami stracili część ubrań. Migdałooka i wygadany najemnik nadal zajmowali łóżko pani kapitan. A pozostała trójka zajęła drugie i pieściła swoje coraz bardziej nagie ciała. Wymieniając pocałunki i muśnięcia dłońmi. Co jakiś czas malarka szeptała co nowsze pomysły na ucho rudowłosej i po chwili przystępowały do czynów. Czasem blondynka zerkała na drugie łóżko i łapała wzrok drugiego najemnika który ich obserwował.

Szlachcianka była jeszcze w podomkowym ubraniu kiedy Ajnur skończyła pracę nad Mathiasem i nastał pewien zastój. Tak jakby każdy czekał na pierwszy ruch kogoś innego. Pirora w końcu przygryzła ucho blondyna i szepnęła.
- To idziesz czy zostajesz z nami? -

- Czyżbyś próbowała się mnie pozbyć? - Lange uniósł brew do góry patrząc ironicznie na półnagą kochankę. Zrobił to dość komicznie więc Beno zachichotała cicho słysząc jak się ze sobą droczą.

- Sam mnie pchasz w ramiona kolegi więc już nie rób z siebie ofiary. - Blondynka pocałowała Lange zanim jego towarzysz zjawił się przy nich.

- Dawaj, zmiana. - Mathias pomógł im podjąć decyzję wstając z łóżka jakie zajmował i na bosaka podszedł do sąsiedniego.

- Dobra, niech będzie. - Dirk machnął ręką, wstał i zamienił się z kolegą łóżkami i partnerkami. Co wygadany legionista bez skrępowania wykorzystał rzucając się na łóżko z dwoma koleżankami aż to zatrzeszczało.

- Witajcie moje piękne! Wiem, że tęskniłyście za mną ale nie martwcie się! Wasze wyczekiwanie wreszcie zostało nagrodzone! Oto jestem! - Mathias nieźle rozbawił towarzystwo parodiując ton jakiegoś wieszcza czy kaznodziej głoszącego dobrą nowinę. Po czym wygodnie objął pod każde ramię jedną partnerkę.

- Brak logiki mości Matiasie. Jak można tęsknić za kimś kogo się ledwo zna. - malarka zaśmiała szturchając mężczyznę w bok. Zawiesiła na nim dłużej wzrok budując napięcie zanim pochyliła się w końcu kosztując gadułę zamykając mu usta na dłuższą chwilę.

Owszem musiała przyznać że mielenie ozorem na coś się mu przyda bo całował nie przeciętnie. Jednak Pirora uznała że nie da mężczyźnie satysfakcji i tak ma duże ego. A i tak wygrał dużo że jest z nią w łóżku. Po wszystkim zrobiła minę jakby się zastanawiała.

- Benona całuje lepiej. - Powiedziała poważnie i przyciągnęła z uśmiechem rudowłosą i same zaczęły się całować na widoku najemnika. Parę razy przemknęło jej przez myśl czy Lange nie będzie żałował że się nią podzielił z kolega. Może powinna zrobić tak by żałował… zazdrościł… nie chciał się nią dzielić z nikim… może była młoda, ale czyż Książe Rozkoszy nie oczekiwał by rozpaliła rządzę obu mężczyzn i kobiet by mogli się nawet pozabijać z zazdrości?!

***


Czas mijał a zabawa trwała w najlepsze. Pirora dołożyła starań by nie zawieść oczekiwań Mathiasa, zwłaszcza że nie była sama a Benona przy drobnej sugestii i wskazówkach była świetną partnerka. Jednak nadeszły też chwile kiedy trójka na łóżku okazała się tłokiem i blondynka zmieniła łóżka dołączając do Ajnur i Lange. Tam również zmieniła kończący się masaż w przejście do bardziej sensualnego trójkąta. Zwlaszcza że Pirora musiała uzywać mowy ciąła i gestów by poprowadzić egzotyczną pieknośc do wypróbowania nowych metod.

***


Parę świec skończyło swój żywot zanim oni nie mieli już siły do niczego poza leniwym ocieraniem się o siebie. Pirora jednak postanowiła zmusić się i zaczęła ubierać się. Na pytanie co robi odpowiedziała bezczelnie.

- Jestem rozkapryszoną szlachcianką która lubi mieć więcej miejsca w łóżku i śniadanie do niego. Więc wracam do siebie...- Po czym dodała ciszej po pocałowaniu Lange. -...choć jak masz ochotę do mnie dołączyć to się nie będę bronić.
 
Obca jest offline  
Stary 03-07-2021, 11:11   #346
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Bezahltag (5/8); wieczór; posiadłość van Zee; Versana, Pirora, członkinie kółka poetyckiego

Widząc zadowolenie malujące się na twarzyczkach zgromadzonych piękności Ver nabrała tylko jeszcze większej pewności. Korzystając więc z tego, żę była “na fali” postanowiła postawić kolejny krok w przód. Może nie duży. Zawsze jednak było to swojego rodzaju progres.

- Dziękuję wam za te miłe słowa. - odparła skromnie kłaniając się jak na artystkę przystało - Dodaje to otuchy i motywuje na przyszłość. - podsumowała deklarując tym samym, że nie zamierza porzucać tej nowej rozrywki w kąt - Co więc byście powiedziały na filiżankę gorącej herbaty. - uśmiechnęła się delikatnie - Czułabym się zaszczycona gdybym to ja mogła ją wam przygotować osobiście i zaserwować zanim przejdziemy do dalszej części naszego spotkania. Może któraś z was chciałaby się również podzielić jakąś perełką bądź białym krukiem?

- Obawiam się, że żadna z nas nie bardzo może się z tobą równać Versano. - odparła Madleleine po krótkiej wymianie spojrzeń dam w towarzystwie. Inne pokiwały głowami na znak, że się zgadzają z tym wnioskiem.

- A coś do picia jeszcze jest. Ale jak czegoś potrzebujesz albo któraś z was to tylko powiedzcie. Poślę służbę aby przynieść co potrzeba. - Kamila wskazała na stół jaki był centralnym punktem ich zebrań i na jakim wciąż było całkiem sporo przekąsek, win czy zwykłego kompotu. Zaś do zaparzenia wrzątku brakowało właśnie wrzątku.

- Przestań, bo zaraz dostanę rumieńców. - machnęła delikatnie ręką żartując do tego w odpowiedzi na bardziej lub mnie autentyczne reakcję.

Następnie chwilę milcząc patrzyła na nieco może nawet zdziwione twarzyczki członkiń kółka. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej propozycja jest delikatnie mówiąc dość nietypowa. Nie miała jednak zamiaru dać tak łatwo za wygraną. Posmutniała więc nieco i z tonem lekkiego rozczarowania i zawodu podjęła dalej.

- Wszystko zależy od tego czy któraś z was skusi się na degustację? - zwracała się do wszystkich - Przecież was nie potruje. - zachichotała starając się nieco rozluźnić atmosferę - W każdym razie to specjał spoza kraju i nieźle się natrudziłam by go zdobyć. - starała się jakoś zaostrzyć apetyt w przeważającej większości dobrze urodzonych panienek.

- A co to takiego? - zapytała Annamette nie wiedząc co takiego mogła przynieść czarnowłosa. Sądząc po spojrzeniach pozostałych też były nieco zaintrygowane tym czymś o czym mówiła.

- Wybacz ale sztukmistrz nie zdradza swoich sekretów. - puściła oczko w kierunku najciekawszej z arystokratek. Odpowiedź była żartobliwe jednak nie drwiąca. Idealnie wpasowała się w klimat miejsca i sytuacji.

- Spróbujcie i powiecie co sądzicie. - zamruczała dumając - Wydacie werdykt. - dodała poważnym tonem niczym sędzia stojący na mównicy. Wszystko to jednak było zgrywą oraz czymś z pogranicza aktorstwa i kabaretu.

- Pioro. Nije. - zwróciła się do obu tak odległych sobie w hierarchii kobiet - Może wy przełamiecie impas ukazując, że to nic złego?

- Co takiego? Na razie nie widzę abyś coś miała. - bardka okazała się bezpośrednia jak to miała w zwyczaju. Pokręciła głową wskazując, że czarnowłosa na razie nie ma nic przygotowanego. A bez wrzątku raczej nie było na to szans.

- Może sama spróbujesz pierwsza? - Annemette nie wydawała się usatysfakcjonowana takimi wyjaśnieniami wdowy.

- No dobrze, to ja poproszę aby przynieśli ten wrzątek. - Kamila sięgnęła po dzwonek aby wezwać służbę gdy widocznie wolała uniknąć nieprzyjemnej sytuacji. Na dźwięk dzwonka do środka wszedł jeden z lokajów. I zniknął gdy otrzymał zamówienie na przyniesienie wrzątku.

- Naturalnie. - odparła uprzejmie Annemette oczekując na służbę, która przyniesie niezbędne do przyrządzenia naparu atrybuty - To same naturalne składniki o dość oryginalnym smaku. Z duża dozą prawdopodobieństwa jestem w stanie stwierdzić, że przypadnie wam to do gustu.

Bezahltag (5/8); wieczór; posiadłość van Zee; Versana, Madeleine

Pomroczuła chwilę trawiąc jakże trywialną odpowiedź. Wszak słowa Madeleine zawierały w sobie uniwersalną prawdę. Czas… Kto jak nie składająca hołdy Architektowi mógł wiedzieć jak potężna to wielkość.

- Może rzeczywiście masz rację. - pokiwała głową - Myślałam o jakiś perfumach. Znając jednak Froyę to drobnymi prezencikami nie uda mi się zdobyć jej względów. - myślała na głos. Skrzyżowałą ręce na klatce piersiowej tyle, że jedna z dłoni podpierała jej brodę.

- Sugerowałabym czas i cierpliwość. Ale zrobisz co uważasz. - pani von Richter odparła z łagodnym uśmiechem i jakoś nie przejawiała chęci do zagłębiania się w temat.

Ver pokiwałą tylko głową. Wszak jej rozmówczyni dużo lepiej znała blond wojowniczą szlachciankę. Warto było więc jej posłuchać. Natarczywość i nadgorliwość najczęściej przynosiły zgoła odmienny rezultat aniżeli by się oczekiwało.

- Skoro jednak jesteśmy w temacie Froyi to może z nieco innej beczki. - postanowiła poruszyć jeszcze jedną kwestię. Nie mówiła głośno by mieć pewność, że rozmowa pozostanie tylko między nimi.

- Froya to śliczna kobieta. Zapewne ma wielu adoratorów. - oznajmiła oczywistość - Jak to jednak możliwe, że wciąż jest panienką? - zachodziła w głowę marszcząc przy tym czoło i kosztując się naparem - Ja rozumiem, że ma w czym wybierać, i że potencjalnemu delikwentowi ciężko może być sprostać jej wymaganiom. - to też było raczej oczywiste. Pięknych, młodych i bogatych panienek w mieście nie było tak wiele. Chętnych zaś na posag, który takie jak ona mogły wnieść do nowej rodziny nie brakowało.

- Ciężko jednak uwierzyć, że wciąż jej palca u dłoni nie zdobi obrączka. - mruczała dumiąc - Może problemem nie jest status, pochodzenie czy charakter a po prostu… hmmm… płeć? - zdawała sobie sprawę z kontrowersyjności pytania. Mimo to zdecydowałą się je zadać. Naturalnie zależało jej na prawdzie. Ustronność i dyskrecja mogły nieco ośmielić młodą mężatkę. Wdowa chciała jednak zobaczyć jeszcze jej reakcję w trakcie odpowiedzi jaka by ona nie była.

- Co ty insynuujesz? - Madeleine zapytała unosząc brew do góry dając znać, że nie bardzo może zrozumieć intencję pytania.

- Nic nie insynujuje. - odparła powstrzymując się od parsknięcia - Zwracam po prostu uwagę na to, że Froyia to piękna i konkretna kobieta. Te cechy zaś podobać się mogą nie tylko mężczyznom i nie tylko ich przyciągać do panienki van Hansen. - mówiła oczywistym tonem patrząc wprost w oczy rozmówczyni - Z reguły zaś zasada ta działa w obie strony. - dodała puszczając oczko - Aaaa… i jeszcze jedna rzecz. Jako miłośniczka poezji z pewnością zdajesz sobie sprawę, że nadinterpretacja bywa często krzywdząca i omylna.

- Tak samo jak insynuacje. - odparła nie ubawiona Madeleine. Wyglądało jakby tylko utwierdziła się w początkowym podejrzeniu swoich wątpliwości i straciła ochotę do dalszej dyskusji.

Bezahltag (5/8); wieczór; posiadłość van Zee; Versana, Kamila

Była tak delikatna i ulotna niczym kwiat paproci kwitnący tylko w ciągu jednej nocy w roku. Dało się również odczuć coś jeszcze. Mianowicie to jak szybko zraża się do czegoś co jej nie wychodzi lub co ocenia za swoją słabostkę. Ver miałą zamiar jednak podtrzymać ją na duchu. Być jej podporą, opoką i “weną”.

- Obawiam się, że jesteś zbyt surowa dla siebie Kamilo. - zbliżyła się do niej nieco kładąc dłoń na barku młodej, ciemnoskórej arystokratki - Nie od razu Altdorf zbudowano. - rzuciła ludowym powiedzonkiem - Droga do wielkości i chwały nie zawsze jest usłana różami. WYmaga wiele poświęceń i samozaparcia. Może spróbuj raz jeszcze. Brak ci modelek? Załatwie. Weny? Też sobie z tym poradzę. Samozaparcia? W to nie uwierze. - uśmiechnęła się powoli zmierzając do końca wygłaszanej właśnie myśli - Może dasz się namówić na pokazanie tego aktu komuś jeszcze. Anonimowo. Tak by nie wiedział, kto jest jego autorem. Może gdy ktoś obcy wyrazi swoją pochlebną opinię przekona cię to byś nie zarzucała prac nad swoim warsztatem? - spojrzała pytająco - Z resztą ów Galeria mogłabyt być do tego odpowiednim miejscem. Stąd też w głowach mojej i Pirory zrodził się pomysł byśmy we dwie otworzyły takie przybytek. Promujący dzieła zarówno tych znanych od wieków jak i tych, którzy znani dopiero będą. - garść komplementów nigdy nie zaszkodzi. Obietnice świetlanej przyszłości również były dobrym narzędziem.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Wydaje mi się, że ten obraz powinno się zniszczyć i więcej do tego nie wracać. - odparła zmieszana gospodyni. Dało się wyczuć, że temat ten nie jest dla niej wygodny i ją krępuję.

- Wyglądasz tak jakby nie chodziło tylko o hmmm… - szukała słowa oddającego w pełni to co jej chodziło po głowie - ...warsztat? - rzuciła nie będąc do końca pewną czy to pasująca fraza - Czy efekt końcowy jaki uzyskałeś to jedyny powód dla którego chcesz obraz zniszczyć? - Ver miała wrażenie, że wyczuwa coś więcej aniżeli niezadowolenie z własnej pracy w wykonaniu arystokratki.

- Versano nie chcę do tego wracać ani rozmawiać o tym. I wolałabym abyś zachowała tą sprawę dla siebie. - Kamila w końcu zdecydowała się na mniej subtelne stwierdzenie skoro rozmówczyni dalej ciągnęła temat jaki widocznie krępował młodą szlachciankę i sama nie chciała do niego wracać.

- Wybacz jeżeli cię uraziłam. - momentalnie przywdziała odpowiednią “maskę” - Czuję się teraz zakłopotana. Jest mi głupio, bo to ja nakłoniłam cię do podjęcia się tego a teraz ty jesteś przygnębiona. Ehhh… - westchnęła - Tak jest zawsze. - starała się nieco odwrócić kota ogonem - Chcę dobrze, staram się a wychodzi na odwrót. Czy coś ze mną jest nie tak Kamilo? - spojrzała na ciemnoskórą piękność oczyma niemal tak wielkimi jak kot proszący o miskę mleka.

- Po prostu nie wracajmy do tego. - skwitowała gospodyni ostatecznie zbywając ten temat i jego przyległości.

- Rozumiem. Będzie jak uważasz. - przytaknęła na sugestie Kamili - Chociaż myślałam, że możemy sobie powiedzieć o wszystkim. Jak… - zadumała - …może nie przyjaciółki chociaż za takową cię mam ale chociaż jak bardzo dobre koleżanki, które sobie ufają, dbają o siebie i pomagają w różnych sprawach. - miała tu na myśli umożliwienie Kamili spotkanie się z Rosą. Nie nawiązywała do tego jednak zbyt mocno.

- Po prostu nie wracajmy do tego. - gospodyni powtórzyła bliźniaczym tonem co poprzednio podkreślając, że nie ma ochoty na rozmowę na ten temat.

Versana pokiwała głową przystając na sugestie gospodyni. Postanowiła więc zmienić temat.

- Powiedz mi. - podjęła kolejny temat - Co uważasz o zaproszeniu na nasze spotkania Fabienne von Mannlieb? - jedna z brwi powędrowała do góry malując na twarzy wdowy wyraz zastanowienia - Ponoć lubuje się w poezji bretońskiej. Nie uważasz, że mogłaby wzbogacić zarówno materialnie jak i duchowo nasze towarzystwo?

- Może. Czasami przychodzi na nasze spotkania ale ostatnio nie bardzo. Dlaczego o nią pytasz? - Kamila wzruszyła ramionami i popatrzyła na stojącą obok rozmówczynię nie bardzo chyba wiedząc skąd to zainteresowanie bretońską szlachcianką.

- Wybacz moją bezpośredniość Kamilo. - z nieco zmieszaną miną przystąpiła do oznajmiania co jej po głowie chodzi - Po prostu rozważam jej obecność w dwóch aspektach. Tym wzbogacającym nas duchowo jak i hmmm… - nie chciała wyjść na zbyt chytrą - ...materialnie. Oczywiście rzecz jasna mam tu na myśli Teatr. - nie było jej głupio starała się jednak by tak to wyglądało.

- Postaram się wysłać jej zaproszenie ale nie wiem czy je przyjmie. Na to nie mam już wpływu. Interesuje cię bretońska poezja? Znasz bretoński? - gospodyni obiecała coś zrobić w tej sprawie chociaż nie chciała brać odpowiedzialności za reakcję drugiej strony. Za to zaciekawiła się skąd zainteresowanie czarnowłosej wdowy właśnie tą szlachcianką i jej poetycką specjalnością.

- Niestety nie znam. - odparła rozkładając ręce - Od kiedy jednak czuję swojego rodzaju lekkość pióra ciut bardziej zainteresowałam się tematem. - kiwała głową tak, że kilka pukli jej czarnej czupryny opadło jej na ramiona - Powiadają, że bretoński to język poezji i miłości i nie ukrywam, że coś w tym jest. Kryje on pewną lekkość, powab. Nawet ciężko to opisać. Ma po prostu to coś. Ja zaś staram się wszystko chłonąć jak gąbka i w mojej ocenie takie obcowanie… - zrobiła delikatną przerwę by słowo nabrało dwuznaczności - .... z kimś takim jak Fabianne pozwala poszerzyć horyzonty. Otworzyć oczy. Nauczyć czegoś nowego. Nikt przecież nie lubi stać w miejscu. Prawda?

- No dobrze, skoro tak mówisz to wyślę jej zaproszenie i zobaczymy. - Kamila uśmiechnęła się lekko gdy usłyszała te wyjaśnienia.

- Rada z tego powodu. - rzekła uśmiechając się delikatnie jak na damę przystało - Jakie masz plany na zbliżający się festyn?

- Jeszcze o tym nie myślałam. - gospodyni pokręciła głową dając znać, że nie ma tak zaawansowanych planów liczonych na kilka tygodni do przodu.

Bezahltag (5/8); wieczór; kamienica van Darsenów? ; Versana

Wracając dorożką powożoną przez Malcolma Ver zastanawiałą się nad tym czy, któryś z informatorów wysłanych w teren by poszukiwać wskazanych przez Łasicę klawiszy wrócił z wiadomością zwrotną. Sprawa była ważna i nie cierpiąca zwłoki. Wdowa zaś zmotywowana do działania. Chciała przyczynić się dla zbory i ruszyć ze sprawą uwięzionej w kazamatach wieszczki do przodu. Nikt z kultystów przecież nie wiedział kiedy nadejdzie dzień egzekucji. Ver nie miała zaś zamiaru obudzić się z ręką w nocniku.

Droga nie zajęła zbyt dużo czasu. Ulice o tej porze były raczej opustoszałe tak więc doświadczony dorożkarz jakim był poczciwy pracownik Ver pokonał dystans dzielący kamienice jego pracodawczyni od rezydencji van Zee w mgnieniu oka.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 07-07-2021 o 17:01.
Pieczar jest offline  
Stary 03-07-2021, 11:57   #347
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bezahltag, wieczór, karczma “Wesołe warkocze”

Egon i Silny

- Więc jak chcesz to możesz się tym zająć. Połam któremuś nogi czy czerep. Nieważne. Byle go wyłączyć z obiegu chociaż na parę dni. Ale ja dzisiaj nie mogę. Mam dyżur z pilnowaniem tego pacana co go ostatnio łapaliśmy. A jutro jest wymiana w porcie. Więc dziś i jutro wieczór to ja odpadam. Sam to załatw albo poczekaj aż będę wolny. - rzekł Silny.

Egon pokiwał głową. Nie potrzebował pomocy Silnego do pobicia kogoś, stąd rzekł:

- Sam to załatwię - rzekł, wiedząc, że Silny nie chce wplątywać się w sprawy z Łasicą. - Tylko potrzebuję jakichś namiarów na tych kuchcików. Wiesz, gdzie mogę spotkać Łasicę? Może wywiedziała się, co potrzeba zrobić do tego czasu? Potrzebuję jakichś wieści na ich temat.

Sprawę kuchcików, jeśli była informacja, można by załatwić od ręki nawet dzisiaj. Co do pozostałych - do tego potrzebował widzieć się z Cichym później nazajutrz.

- Nic o nich nie wiem. To ty z nią gadałeś. - Silny pokręcił głową przypominając, że rano na Łasicę ledwo rzucił okiem gdy gadał ze strażnikiem przy wozie a ona wyszła na zewnątrz zaprowadzić tragarza do magazynu.

- Jak dla mnie najłatwiej ich spotkać przy bramie. Wieczorem jak kończą albo rano jak zaczynają. Albo próbuj się z tą latawicą dogadać może coś się dowie. Ja bym poczekał przy bramie, poszedł za nim i dał mu w łeb jak będzie okazja. Żadna filozofia. - burknął łysy mięśniak jakby to była prosta sprawa dla niego tyle, że jak miał pilnować Gustawa dziś wieczór to sam nie mógł się tym zająć. Pomijając, że pewnie aż go skręcało aby coś pomóc niebieskowłosej.

Egon wzruszył ramionami i pożegnał się. Jeśli tak było w istocie, to przecież wystarczyło się przejść pod bramy i wyszukać kuchcika. Zatem, niech będzie.

Postanowił jeszcze w ten wieczór przejść się pod bramy kazamat, podkluczyć za jednym z tych pomagierów z kuchni i odpowiednio zasadzić mu pięść w nos. Po drodze sporządził chustę, którą zamierzał nakryć twarz, nie ufając do końca kapturowi i płaszczowi na jego grzbiecie. Jeśli kuchcikowie się nie znajdą, to wszakże może znajdzie się i Łasica, której będzie można wypytać o sprawy. Nie myśląc już więcej, Egon poszedł w stronę kazamatów.

Bezahltag, wieczór, ul. Kazamatowa

Egon

Trafił prawie w ostatniej chwili. Dotarł w pobliże głównej bramy kazamat którą odwiedzali dziś rano z Silnym i wozem z zapasami. Ledwo chwilę postał i się rozejrzał furta skrzypnęła i wyszła z niej pierwsza zatukana w zimowy płaszcz postać. A za nią kolejna i kolejna. Zaczął się rozgardiasz gdy ludzie kończyli pracę i się jeszcze żegnali i życzyli sobie spotkać się jutro w kolejnym dniu pracy. Więc szybko towarzystwo rozchodziło się wzdłuż ulic. Wśród nich w oczy rzucała się jedna postać w długiej spódnicy. W tych wszystkich osobach jakie opuszczały właśnie kazamaty tylko ta wydawała się na pewno kobietą. A jak przeszła przez krąg światła rzucany przez lampę nad furtą to Egonowi wydawało się, że ma podobną szaro - burą spódnicę jak Łasica ostatnio miała na zborze. Twarz i charakterystyczne niebieskie włosy były jednak skryte pod czapką i kapturem więc pewności nie miał.

Egon odczekał nieco, wytężając oczy w mroku i szukając sylwetki, która przypominała mu jednego z pomagierów w kuchni - jeśli w istocie mógł zidentyfikować Erika lub tego drugiego, którego imienia zapomniał - jak mu tam było? Hainz? Nie pamiętał - to mógł wykonać sprawę tu i teraz, bez pomocy Łasicy.

Jako że jednak nie potrafił dojrzeć tych dwojga, naciągnął kaptur głębiej na głowę i poszedł ukradkiem za tą postacią, która zdała mu się Łasicą, aby ją zaczepić (a w każdym razie, tak dyskretnie, jak na to pozwalała mu na to jego wielgachna postura).

Szedł za postacią w spódnicy. Chociaż wydawało mu się, że wśród odchodzących od furty postaci jest jedna większa. A jeden z tych kucharzy miał być jakiś większy, grubszy czy coś takiego. Szedł drugą stroną ulicy idąc raźnym krokiem przez zaśnieżony chodnik. Tymczasem postać w spódnicy albo usłyszała, że ktoś za nią idzie albo po prostu się obejrzała przyglądając się Egonowi przez moment ale szła dalej przed siebie. Z powodu nocnych ciemności, czapki i kaptura gladiator nadal nie był pewny czy to koleżanka ze zboru czy nie.

Egon przystanął, musiał podjąć szybko decyzję. Jeśli Łasica była przed nim, to nie dawała mu żadnych znaków, że to była ona właśnie. To, że to była kobieta, nie znaczyło nic. Nie przypominał sobie, żeby kazamaty były dla mężczyzn właśnie. Moment na usunięcie Rene - bowiem tak nazywał się tłusty jegomość, którego imię sobie właśnie przypomniał Egon - mogło się już nie powtórzyć.

Zmienił zatem swój cel, zapamiętując, w którą stronę poszła (być może) Łasica i skierował się w stronę tłustego jegomościa, wyczekując tylko momentu, kiedy będzie sam. W międzyczasie przewiązał czarną chustę na kark, zamierzając nałożyć ją na twarz, kiedy tylko nadarzy się okazja. Miał nadzieję, że nadarzy się jakiś mniej uczęszczany zaułek, bowiem potrzebował tego czym prędzej.

Vasilij ze swoim człowiekiem chwilę udawali rozmowę. Popijając przy tym z bukłaku wodę którą ktoś mógł wziąć za alkohol. Zajęli wcześniej pozycję przy bramie by zauważyć twarze jak największej ilości wychodzących. Przy czym nie do końca się to udało by wychodzili “wachlarzowo”. Dostrzegli jednak jakiegoś masywnego mężczyznę w kożuchu. Właściwie mógł byc to ktokolwiek. Ale jeden z tych dwóch kuchcików co rozwozili posiłki w lochach miał być właśnie duży. Więcej w tych nocnych ciemnościach i tak nie dało się dostrzec. Zwłaszcza, że tamten szedł raźnym krokiem więc oddalał się szybko od plamy światła pod latarnią przy furcie. Szedł skrajem ulicy ale w pewnym momencie jakiś inny gabarytny mężczyzna przeszedł na jego stronę ulicy i szedł podobnym tempem i kierunku. Trudno było powiedzieć coś więcej bo też kryły go ciemności.

Egon nie miał kłopotów z nadążeniem za tym gabarytnym. Przeszedł na drugą stronę ulicy i tak szli jeden kawałek za drugim. Tamten słysząc pewnie chrzęst śniegu pod butami gladiatora też się odwrócił aby sprawdzić kto za nim idzie ale na tym na razie się skończyło. Dość szybko oddalili się Kazamatowej i tamten skręcił w przeciwległą. Wciąż jednak na tyle ruchliwą, że tam i tu albo ktoś stał, albo szedł ulica w tą samą stronę co oni albo przeciwną.

Egon postanowił przejść za nim jeszcze parę ulic, próbując wtopić się w tło, co było nieco wyzwaniem przy ulicach, na których nie było zbyt wielu ludzi. Egon miał nadzieję, że uda mu się w końcu dojść w okolicę, gdzie mieszka albo przynajmniej tam, gdzie dużo ludzi nie ma - inaczej nie było sensu nawet go atakować. Zwrócenie na siebie uwagi było ostatnią rzeczą, której potrzebował.

Vasilij trzymał się trochę z tyłu i obserwował pierwotny cel. Był za oboma dużymi typami i skupił się na obserwacji tego pierwszego i zachowaniu dyskrecji. Jego człowiek przeszedł natomiast na drugą stronę ulicy. By nie było niepotrzebnego tłoku.

Egon szedł za grubasem kawałek trochę za nim. Ale zorientował się, że z kolei za nim też ktoś idzie. Słyszał regularny, rytmiczny chrzęst śniegu za sobą. Ktoś musiał iść utrzymując podobne tempo i kierunek do niego. Cichy szedł dalej. Obaj jakich śledził szli raźnym tempem mijając większość przechodniów którzy stali albo szli w tą samą stronę. Widział jak ten pierwszy znów się obejrzał za siebie. Nie miał pojęcia czy to w związku z nim czy nie i to czysty przypadek. W końcu zniknął za rogiem jednej z ulic dobiegającej do tej jaką do tej pory szli. Ulica była mniej uczęszczana. Chociaż nieco dalej widać było dwie sylwetki jakie stały w prostokącie światła rzucanym przez oświetlone okno i chyba rozmawiały ze sobą. Egon poza nimi nie widział nikogo innego. Grubas z kazamat szedł środkiem rozjeżdżonego w ciągu dnia śniegu omijając ten głębszy i całe hałdy jakie były na poboczach.

Egon poszedł w zaułek, zastanawiając się, czy przypadkiem ktoś nie wiedzie go w pułapkę. Jeśli tak w istocie było, to czekała ich wkrótce przykra niespodzianka. Zanim wszedł w zaułek, omiótł otoczenie spojrzeniem, i skręcił za grubasem. Włożył naprędce chustę na twarz. Mając go przed sobą, rzekł:

- Hej, Rene - Egon podniósł nieco głos, ale tylko na tyle, by dotarł do grubasa. - Rene, Erik kazał mi do ciebie przyjść, mam wiadomość.

Egon czekał na reakcję człowieka nazwanego Rene. Jeśli odwróci się, to powinien to być on i nie potrzebował pomocy Łasicy, aby go namierzyć. Spodziewał się, że w ciasnym zaułku łatwo będzie go dogonić.

Vasilij natomiast rozejrzał się czy istniały drogi równoległe. Tak by można było wyjść na drugą stronę ulicy równolegle do zaułka nie wchodząc w niego. Stanął u jego wlotu spojrzał za alternatywnymi drogami jak również w sam zaułek. Na ile jego dobry wzrok sięga w głąb i czy widzi wyjście z niego.

Cichy zorientował się, że były jakieś przecznice z obu stron. Bardzo możliwe, że wiodły na drugi koniec podobnie jak ta w jakiej zniknął jeden a potem drugi przechodzień. Tyle, że wówczas straciłby ich z oczu. Gdzieś tam na drugim końcu ulicy majaczyła jaśniejsza plama oznaczające jej wylot. Niczym mroczny kanion zbudowany z rzędów kamienic i zawalony śniegiem ciągnącym się dwoma hałdami wzdłuż ulicy. Wtedy jak plecy tego drugiego już były budynek czy dwa od niego usłyszał jego głos. Wołał do tego co szedł pierwszy. Rozpoznał, że to krzyk Egona. Ale ten częściowo zasłonił mu widok tego co szedł na początku. Za to usłyszał odpowiedź.

Gladiator za to miał dość dobry widok. Nie na tyle by po ciemku i w ciemnej ulicy widzieć detale. Ale na tyle, żeby zorientować się, że tamten odwrócił się do niego jakby chciał sprawdzić kto go woła.

- Czego on chce? I ktoś ty? - zawołał grubas który nawet się w końcu zatrzymał. Chociaż od Egona wciąż dzieliła go odległość połowy budynku.

Cichy został u wylotu. Dał znak swojemu człowiekowi żeby poszedł równolegle i wyszedł z drugiej strony. Co mogło im dać przewagę na dalszym etapie. Sam stanął lekko za winklem, przykucnął i obserwował co tam się dzieje. Obecność Egona dużo zmieniała. Po kiego grzyba Ver chciała go tutaj skoro było tu wręcz tłoczno od ludzi ze zboru.

Egon uśmiechnął się pod chustą, zadowolony z tego, że człowiek w istocie okazał się Rene. Starając się, by jego głos brzmiał jak najbardziej naturalnie, rzekł, idąc w jego stronę:

- Gadał, żeby cię ostrzec - rzekł Egon, zmniejszając dystans i patrząc na reakcję Rene. Zamierzał zająć człowieka gadaniną i zyskać dystans do niego. - Gadał, że pytali o ciebie w strażnicy, ktoś powiedział, że guślarz jesteś, heretyk. Będą cię szukać, rozumiesz? Ktoś doniósł na ciebie - łgał Egon, gotowy do sprintu w każdym momencie, jeśli tylko kłamstwo okaże się nietrafione.

- Co ty pieprzysz?! Łżesz! Kim ty w ogóle jesteś co?! - mężczyzna krzyknął wzburzonym głosem pieniąc się ze złości. Te dwie sylwetki co rozmawiały trochę dalej chyba spojrzały w ich stronę jakby zwabiły je hałasy. Ale nie wiadomo czy coś dostrzegli w tych ciemnościach. Ta krótka chwila zaś pozwoliła gladiatorowi zbliżyć się do pracownika kazamatowej kuchni.

Egon spodziewał się wszystkiego: ucieczki, wołania o pomoc, desperackiej próby walki, ale tego, że Rene zdenerwował się za ten kawałek o heretykach, o tym nie pomyślał nigdy. Czy jakimś dziwacznym zbiegiem okoliczności kuchcik rzeczywiście parał się arkanami? Egon nie miał pojęcia. magii prawdziwej nie widział.

Egon podszedł jeszcze krok, mówiąc:

- Erik też gadał, że nie będziesz wierzyć, ale powiedział, że uwierzysz, jak zobaczysz to… - Egon udał, że sięga za pazuchę… I zrobił szybkiego susa, mierząc pięścią w twarz grubasa, zamierzając go powalić na ziemię i przydusić.

Vasilij nie znał intencji ani planu Egona. Kiedy ten zaczął krzyczeć był lekko zszokowany. Mieli go śledzić a ten element właśnie wziął w łeb. Czy Egon wiedział coś czego nie wiedział Cichy? Jedyne co mógł zrobić to przyklęknął upewnił się, że nikt nie patrzy i celował z łuku w gościa z którym Egon rozmawia. Zabezpieczał go na wszelki wypadek bo nigdy nie wiesz jak rozmowa może się skończyć. Zwłaszcza, że o zgrozo zaczęli pierdolić na cały głos o heretykach no kurwa pięknie.

W tym samym czasie pięść Egona sięgnęła Rene. Grubas jęknął a ledwie z jego gardła wydobył się krzyk, to Egon poprawił uderzeniem kolanem w brzuch. Delikwent zgiął się w poły, wznosząc ręce defensywnie, jednak Egon, nauczony bijatykami karczemnymi, zasadził kolejnego kopa, tym razem w okolicach podbrzusza.

Parę kopniaków i jedno kolano później, Rene leżał na ziemi i jęczał. Egon stanął okrakiem nad próbującym się bronić przed nim kuchcikiem, jedną ręką łapiąc za gardło, a drugą młócąc biedaka bez litości.

Co prawda śmierć była wykluczona ze spotkania, ale z paru pogruchotanych żeber i złamanego nosa zrezygnować nie zamierzał, nie wspominając o siniakach na ciele i paru drobnych obrażeniach wewnętrznych, które powinny pozostawić spory ból głowy na jutro lub pojutrze. Wreszcie, kiedy Rene przestał nawet wznosić ręce w obronie, Egon zmitygował się - dawanie w mordę było przyjemne, ale jak to ongiś zauważył skryba Anton Hollenberg, wszystko smakowało najlepiej w umiarze. Toteż Egon, wiedząc, że skrybowie imperialni mylą się rzadko, poniechał swojego rozboju.

Kiedy skończył, rozejrzał się wokół, a następnie przeszukał kieszenie kuchcika, biorąc, co popadnie. Poczynając teraz w ten sposób wiedział, że napaść będzie później interpretowana jako robota zwykłego oprycha, a nie jako część układanki w kazamatach. Później zamierzał wrzucić te rzeczy do ścieku, pieniędzy bowiem nie potrzebował.

Potem podążył w drugą stronę zaułka, upewniając się, że nie idzie nikt. Egon spodziewał się, że Rene zapewne odpuści sobie pójście do kazamatów jutro. Oczywiście, nie mógł przewidzieć, co zrobi kuchcik, ale solidny łomot, który właśnie spuścił gladiator, powinien mu w tym przeszkodzić. Sprawa Łasicy została zrobiona, a Silny wyręczony. Jedyne, co miało dręczyć gladiatora później, to kwestia rozpoznania przez kuchcika, ale to miało okazać się z czasem. Był pewien, że wrzaski kuchcika miały wkrótce zaalarmować okolicę, przebiegł więc do końca uliczki, a potem już, zdjąwszy chustę, poszedł dalej w boczne ulice, chcąc położyć jak największy dystans pomiędzy nim a kuchcikiem. Istniała co prawda szansa, że jutro rano mieszczanie znajdą zamarzniętego trupa Rene, jednak z tym dopustem bożym Egon niewiele mógł zrobić. Czy był to Sigmar lub Tzeentch, tak czy inaczej los tłustego kucharza był w rękach mocy wyższych.

Bezahltag; wieczór; ulice miasta Vasilij i Egon


Vasilij poczekał aż Egon skończy robić swoje. Poszedł za nim gdy ten się oddalał a następnie zaczepił już kilka przecznic dalej.
- To ja Cichy. - zaczepił kompana gdy niebezpiecznie się do niego zbliżał - Możesz mi powiedzieć co się tu odpierdala. Versana chciała żebym typa śledził a ty dostałeś zadanie mu wpierdolić? - Giergiev chciał zrozumieć co się przed chwilą stało. To, że Egon był tu z inicjatywy kultu było aż nadto wyraźne.

Egon odwrócił się i skinął głową, widząc znajomego przemytnika.

- Dostałem cynk od Łasicy, że potrzebuje, żeby jeden z kuchcików zniknął z kazamatów na jakiś czas - rzekł gladiator. - Nie zabijać, tylko mordę obić. Potem jeszcze Silny gadał, że Kornas potwierdza. Więc niech będzie - wzruszył ramionami w końcu, czekając na odpowiedź Cichego.

- Skoro tak jest to chyba Versana nie szanuje mojego czasu. Mnie prosiła bym ich śledził. Jak poszła ci rozmowa z Gadułą? - Vasilij zapytał kompana który z Gadułą był umówiony na rano.

- Sprawa wydaje się do zrobienia - rzekł po chwili Egon. - Wpaść do kamienicy i pojmać wieczorem, najmniejszy problem. Ale musiałbym wiedzieć, co chce zrobić kapitan straży. To, że my chcemy pojmać go i oporządzić sprawę po naszemu, tego wiedzieć nie musi. Za to chętnie bym się z nim rozmówił i popytał, jak on chce się do tego zabrać. Jak będzie czas na akcję, to wszedłbym od tyłum, zgarnął delikwenta, a sierżantowi gadamy, że uciekł i mamy go tylko dla siebie. Co tym myślisz - zapytał.

- Jeśli ukrywałbym się w domu. Po wejściu straży a w zasadzie na etapie dobijania się do drzwi mam chwilę. Chowam się naprawdę głęboko. Podejmując grę znajdą mnie albo nie. Drugie wyjście to wieje. Tylnym wyjściem oknem zwłaszcza jakby tył był nieobstawiony. Tu jest wasza szansa. Natomiast czy sierżant was weźmie jako cywilów na akcję do domu - wzruszył ramionami. - Nie wiem i może być różnie. Dogadajcie z nim to rozsądny człowiek. Nie dotarliście do niego po porannej rozmowie? Był na to przecież cały dzień. - Vasilij podpytał kompana co się stało.

- Z Gadułą dopiero spotkałem się wieczorem - rzekł gladiator. - Miałem wcześniej sprawę do załatwienia z Silnym. Więc spotkałem go już po zmroku. Nie było czasu znaleźć sierżanta, więc znajdę go dzisiaj - podsumował. - Jeśli sierżant się na niego wyprawia, to będzie łatwiej, jak po prostu pomogę mu w tym, akcja w pojedynkę mogła by wypłoszyć gościa. Więc tak myślę, że to załatwimy. Jak pomogę sierżantowi i jego przydupasy go zdybają, to masz to w garści, bo już z nim się ugadałeś. Jak złapię go ja, mamy go dla siebie. Tak czy inaczej wygrywamy.

- Dobra działajcie zdam się na ciebie. - Vasilij wyciągnął rękę i o ile kompan nie miał jeszcze jakiś spraw chciał się żegnać.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 10-07-2021 o 06:09.
Santorine jest offline  
Stary 05-07-2021, 11:32   #348
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 58 - 2519.02.06; knt (6/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, ciepło, karczemny gwar na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno



Pirora



Blondwłosa szlachcianka z Averlandu weszła do swojego pokoju z numerem 13 na drzwiach. Tym razem była tu sama. I było cicho. A wydawać się mogło, że dawno tu tak nie było. Zwłaszcza po intensywnych wydarzeniach tej nocy. Czy raczej poranka. Na środku wciąż stały złączone łóżka chociaż pościel już była zasłana przez Irinę. Całkiem inaczej niż gdy rano czy raczej jak wstali z Dirkiem. To już było dość późne rano. Z brzydkim, stalowoszarym zachmurzonym niebem zimowego dnia. Tym bardziej nie chciało się wyłazić na zewnątrz ze świata ciepłej pościeli i rozgrzanego, żywego ciała tuż obok. Ale pęcherze i żołądki zmusiły aby jednak się ruszyć.

Na dole okazało się, że Irina i Kerstin tylko czekały na to aby móc zacząć swój dzień. A dwójka z pokoju panny van Dyke i tak zjawiła się na dole prędzej niż trójka z kapitańskiego pokoju. Ale pomimo okazywania skutków nocnej aktywności to chyba całej piątce humory dopisywały. I przy śniadaniu zrobiło się gwarno, raźno i wesoło zupełnie jak przed wyjazdem Rose. Mathias jak zwykle raczył towarzystwo różnymi bzdurami jakie jednak wydawały się całkiem zabawne. Zwłaszcza jak w mocno przerysowany sposób tak przedstawiał sytuację, że cała trójka dziewcząt najbardziej pożąda właśnie jego. Lange nie wydawał się zdziwiony takimi opowieściami i przyjmował je z humorem i pobłażliwym uśmiechem. Beno za to droczyła się z legionistą próbując mu przypomnieć, że miała nie małą przyjemnosć z jego kolegą a także dwoma koleżankami i jakoś też nie wspomina tego przykro. No chodźby takie całowanie z Pirorą bardzo jej się podobno spodobało.

A ostatniej nocy panna van Dyke rzeczywiście miała przyjemnosć z każdym z pozostałej czwórki. Jak i każdy z nią miał tą przyjemność. Owocnie spędzli ową noc. Ruda służka okazała się bardzo utalentowaną partnerką w tym całowaniu i resztą zabaw. I jak to mówiła Pirorze przy poranku z poprzedniego spotkania z legionistami panom widok dwóch całujących się dziewczyn rzeczywiście przypadł do gustu i serca. Zwłaszcza jak podczas całowania Beno użyła dłoni aby sięgnąć nie tylko do twarzy blond szlachcianki. A potem i Mathias miał też coś z tej zabawy jak mógł niejako w praktyce spełnić jej fantazje i wziąć ją od tyłu. Czemu ruda nagrodziła go pełną, ochoczą współpracą. A Averlandka miała wgląd z pierwszego rzędu na to widowisko. Właściwie to nawet miała to na wyciągnięcie ręki więc w każdej chwili mogła się dołączyć do tego spektaklu. A gdy panna van Dyke zmieniła adres łóżkowy na drugą parkę na kapitańskim łóżku też ją czekało serdeczne i gorące przyjęcie. Herr Lange też chyba nie narzekał bo gdy w środku nocy chciała wrócić do siebie zgodził się przyjąć jej zaproszenie.

- No skoro tak ładnie prosisz… - wzruszył nagimi jeszcze ramionami i zaczął się rozglądać za swoimi rzeczami aby się chociaż jako tako ubrać. W końcu żegnani w drzwiach przez Beno jaka zamknęła za nimi drzwi poszli do 13-ki. I tam spędzili resztę nocy aż do poranka. Poranek też zaczął się tak powoli ale szybko się rozkręcał łóżkową, przyjemną aktywnością we dwoje. Więc jak już wyszli na zewnątrz, na korytarz, schody i potem dalej to byli w niezłym nastroju.

Ale śniadanie też się w końcu skończyło. Jedli je tak późno, że chyba mało kto w tawernie śniadał o tej porze. Ale im to nie przeszkadzało. Irina z Kerstin poszły na górę aby uporządkować pokój Pirory. Jako, że nie uczestniczyły w nocnych harcach to nie zdradzały śladów porannego zmęczenia. Chociaż siłą rzeczy ich ranek zaczął się później niż zazwyczaj gdy czekały aż towarzystwo pojawi się na dole. Legioniści jednak jak już się najedli, napili i nagadali to pożegnali się całkiem ciepło i poszli zacząć swój dzień. A Pirora została ze swoimi dziewczętami i mogła zacząć swój.

Kerstin wtedy miała okazję jej powiedzieć, że znalazła jakiegoś myśliwego co ma drapieżne ptaki ale na polowanie a nie na sprzedaż. Dużo popularniejsze były psy myśliwskie i o takie było o wiele łatwiej niż jakieś sokoły czy jastrzębie. Dowiedziała się też, że taki jeden ma jakiegoś ptaka. Chyba sowę. Ale mieszka poza miastem w sąsiedniej wiosce. To by tam dotrzeć na piechotę i wrócić to trzeba by z pół dnia chociaż znośnej pogody. Chyba, że kruk by mógł być. Kruki mają w świątyni Morra to może by się zgodzili pożyczyć albo sprzedać jakiegoś.

Jak Pirora znalazła się w swoim pokoju to było już bliżej południa niż poranka. Jeszcze ze dwa czy trzy dzwony nim powinna oczekiwać przybycia Versany. Po śniadaniu dziewczęta zaczęły się schodzić do kapitańskiego pokoju aby tam kończyć drugą z przygotowanych sukni. Z tego co mówiły jak im dobrze pójdzie to dzisiaj mogły ją skończyć.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem”
Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, ciepło, karczemny gwar na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno



Egon



Poranek okazał się mało ciekawy. Przynajmniej pod względem pogody. Stalowe chmury nad głową, lekki wiatr w twarz i mroźno jak w zimie. Chociaż jak na zimę to choćby wczoraj było mroźniej. Dziś jak na środek zimy to dzień był dość łagodny chociaż pochmurny.

Wczoraj wieczorem gladiator bez przeszkód wrócił do siebie. Jak odchodził pośpiesznym krokiem chyba ktoś tam narobił larum bo słyszał przyciszone gwizdki jakich zwykle używała straż do przywołania porządku. No i bosmani na statkach ale o tej porze i w takiej sytuacji to raczej straż. Niemniej był już dość daleko więc zamieszanie go nie objęło. Potem jeszcze trochę musiał iść mrocznymi ulicami aż wrócił do siebie. Przez noc nic się nie działo. Nikt nie załomotał do jego drzwi żądając ich otwarcia. Ranek też okazał się dość spokojny.

Sam zaskoczony grubas nie okazał się dla niego godnym przeciwnikiem. Pierwszy strzał w twarz niejako przesądził o wyniku walki. Czy raczej napaści. Pomimo masy to jednak Rene był kucharzem a nie żadnym gladiatorem czy innym wojownikiem. Więc gdy został powalony na zdeptany śnieg i dopadł go taki gladiator to raczej już nie miał z nim zbyt wielkich szans. Egon czuł, że porządnie go urządził no ale co się z nim dalej stało tego nie wiedział. Ani wczoraj ani dzisiaj. Najprędzej miał chyba szansę się dowiedzieć wieczorem na tej wymianie co wszyscy mieli być. I Łasica też. To chyba powinna być najlepiej zorientowana czy Rene pojawił się dzisiaj w robocie czy nie.

A do tej wymiany to właściwie nie miał jakichś planów i spotkań na nadchodzący dzień. Z tego co mówił Silny to o zmroku było zebranie w porcie. W tym mieszkaniu niedaleko mola przy jakim cumowała “Stara Adele”. Tam powinni się stawić wszyscy kultyści jacy mieli wziąć udział w akcji. No ale na razie to był jeszcze cały dzień do tego zmroku. I mógł się pomimo ponurego poranka na zewnątrz cieszyć przyjemnymi krągłościami “warkoczyków” jakie tutaj pracowały i zapełniać pusty żołądek czymś ciepłym.

O tej porze w karczmie było już dość pusto. Było raczej po tradycyjnej śniadaniowej porze więc ci co mieli zjeść to już w większości zjedli i się zwinęli. Na obiad było za wcześnie więc gości było niewiele.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod trzema gwoździami”
Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, ciepło, karczemny gwar na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno



Vasilij



Wczoraj wieczorem Vasilij był świadkiem jak Egon poradził sobie z tamtym grubasem. Dzięki zaskoczeniu i wprawie w mordobiciu nie potrzebował wsparcia osób trzecich. Ulotnił się po obszabrowaniu delikwenta zanim zrobiło się zbiegowisko. Więc ta sprawa wydawała się mieć pozytywny przebieg dla kultystów. Reszta wieczoru, nocy i poranka zeszła dość gładko. Nie przybyły żadne złe wieści gdy rano w faktorii jedli swoje śniadanie.

Wieczorem mieli mieć wymianę w porcie. A wcześniej o zmroku zebranie w tym mieszkaniu niedaleko “Adele”. Ale to już była sprawa kultu a nie szajki Vasilija. Niemniej miał jeszcze cały dzień do tego zmroku i wieczoru. Dzień zaś okazał się spokojny chociaż mroźny i pochmurny.

Po śniadaniu “Cichy” poszedł przez to poranne miasto do “Trzech gwoździ”. Nie był to lokal najwyższych lotów. A wedle tego co mówił Gruby to tu mógł być ów czarny, chudy Andreas co kiedyś pracował w kazamatach. Jako, że przyszedł już raczej po porze śniadania to lokal był raczej pusty niż pełny. Gości było niewiele. Tam dwóch, tam trzech, przy szynkwasie jakiś. Widocznie to nie był zbyt popularny lokal. Przynajmniej o tej porze dnia. Większość z tych co była obróciła głowy w stronę drzwi wejściowych aby odruchowo spojrzeć kto nowy wszedł do środka. Wśród nich brunet dostrzegł ze dwie czarne czupryny a kolejne kilka głów siedziało w czapkach czy kapturach czy z innych powodów nie było za bardzo widać ich czupryn. Towarzystwo jakoś się nim nie przejęło traktując pewnie jako kolejnego klienta.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno



Versana



Versana mogła otrzepać śnieg z butów i wrócić do środka. Spędziła poranek na ćwiczeniach szermierki z Kornasem. On też wracał nieźle rozgrzany. Okazało się, że są dla siebie dość wyrównanymi przeciwnikami. Gdy trenowali walkę na punkty i liczyły się same trafienia to można było rzucać monetą kto zdobędzie kolejny punkt. Grubas zaproponował jako miejsce treningu podwórze ich kamienicy. Było puste, na wielkość nawet poza hałdami śniegu odwalonego w pobliżu ścian od początku zimy też było w sam raz. Nie przeszkadzał nikt z zewnątrz.

Wynik mógł być bardziej na korzyść ochroniarza gdyby walczyli naprawdę. Wówczas jego masa i siła jaką wkładał w ciosy były bez wątpienia większe niż to co reprezentowała sobą jego chlebodawczyni. Ale tak na same punkty i trafienia to wyszedł im dość wyrównany trening.

O zmroku oboje mieli się stawić w tym mieszkaniu gdzie wcześniej było przygotowane dla Normy. Powinni być wszyscy albo zdecydowana większość członków kultu bo sam Starszy przykładał wagę do tej wymiany. Może obecność Łasicy nie była pewna bo kończyła swój dzień w kazamatach właśnie gdzieś w tą porę, może nawet po a jeszcze przecież musiała przejść przez miasto do tego portu. Więc było możliwe, że nawet jak się zjawi to dopiero w Zaułku Topielców gdzie miało dojść do wymiany.

Dużo bliżej w czasie Versana miała umówione spotkanie z kuzynką. To już właściwie nie tak daleko. Wczoraj wieczorem niewiele udało jej się załatwić w “Piwnicznej”. Jak tam weszła po schodach to już pierwsze wrażenie nie było zachęcające bo o tej porze, może dzwon przed północą to już było dość pusto. Największy wieczorny ruch się już rozkorkował. W końcu jak większość klienteli miała na rano stawić się do wykonywania swoich obowiązków to i nie mieli co siedzieć na nocne popijawy. Podobnie okazało się ze strażnikami kazamat. Żadnego już nie zastała. Pozostało jej wrócić do domu a jak wróciła to już też było w okolicach północy. Ale to było wczoraj o północy. Dziś był kolejny pochmurny i zimny zimowy dzień. Chociaż dość spokojny. Nie wiało i pogoda była dość łaskawa tego nowego dnia dla planów śmiertelników. Przynajmniej na razie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-07-2021, 19:22   #349
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
późny ranek; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”, Pirora, Dirk

Z ostatnim jękiem obie ludzkie istoty padły dysząc na łóżko. Łapali oddech i uziemienie po rozpoczęciu dnia w rozpustny sposób.
- Chyba powinnam przestać cię wpuszczać do pokoju. Jeszcze się mną znudzisz przy takiej mnogiej aktywności. - Pirora zaśmiała się w stronę najemnika ledwo wstając z łóżka i idąc do miski z wodą i przemywając sobie twarz i w ogóle zaczynając przygotowywać się do śniadania.
- Umieram z głodu. - Przyznała się choć nie tracąc dobrego humoru.

- To się zdecyduj. W nocy sama zaprasza, teraz mi mówi, że nie powinna… Zawsze można zostać w pokoju u dziewczyn. One chyba nie mają takich dylematów. - długowłosy blondyn coś nie bardzo zdradzał ochotę aby wstać z łóżka na ten zimny i nieprzyjemny poranek. Jeszcze się wylegiwał leżąc na wznak przykryty kołdrą. I ruchem nażartego kota obserwował poczynania gospodyni. To rozleniwienie i ospałość ruchów z nutką samozadowolenia i próżności nie przeszkodziło mu trzepnąć tyłek gospodyni gdy ta wychodziła z łóżka.

- Och…, jakoś nie wiidziałam żebyś się bronił przed tą propozycją… - Odwróciła się do niego przez ramię co pewnie wyglądało bardzo zalotnie i kusicielsko w jej stanie całkowitego negliżu. - … co może świadczyć że jednak wolisz mnie na wyłączność mimo że podzieliłeś się mną z kolegą. Albo…! - Blondynka skończyła poranną toaletę i tanecznym krokiem zaczęła wracać w stronę mężczyzny w pierzynie. - ... mógł cię też szantażować wydaje się takim co by wykorzystał jakiś twoje brudne sekrety do takiej orgii. - Malarka nie ukrywała że żartuje sobie z Herr Lange.

- Tak? Tak mówisz? - leżący na złączonych łóżkach blondyn uniósł brwi do góry jakby się na poważnie zastanawiał nad tym co mu właśnie powiedziała blond gospodyni. Obserwował ją z zainteresowaniem i robiła sobie poranną toaletę i jak zaczęła wracać w stronę łóżka.

- No ciekawe, ciekawe. Będę musiał o tym pomyśleć. Ale odniosłem dziwne wrażenie, że to ty chcesz mieć na wyłączność. Jeśli tak jest to nie wstydź się. To normalna reakcja. Jestem przekonany, że te dziewczęta z tamtego drugiego pokoju też by wolały zostać ze mną. No ale cóż. Szkoda mi się ciebie zrobiło, że tak sama będziesz wracać w tą ciemną noc, jeszcze ktoś by cię napadł na tym korytarzu bo takie chucherko z ciebie. No i tak prosiłaś ładnie i wdzięcznie, że tym bardziej mi było szkoda cię puszczać samej. No i teraz mam za swoje. - pokiwał mądrze głową pozwalając sobie na ten poranny lament niedocenianego i wykorzystywanego mężczyzny. Co okazał tyle serca i dobroci kobiecie a ta go tak podle traktuje. I wyglądało na to, że Herr Lange też umie się droczyć i żartować nie mniej niż panna z Averlandu.

- No prosze a mówią że Imperialni nie mają w sobie ani krztyny Bretońskiej Rycerskości. No cóż nie będę ukrywać, że z całego waszego oddziału jesteś moim ulubieńcem… - Powiedziała siadając na mężczyźnie w górującej pozycji. - I pewnie gdyby nie twoja prośba czy też sugestia, Mathias nie miałby tej przyjemności jaką zaznał ode mnie wczoraj. - Blondynka uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko jej palce przesuwały się po jego torsie.

- ...co do mnie mhmmm mogę ci jedynie obiecać, że z byle kim się tobą nie podzielę…- szlachcianka schyliła się i pocałowała blondyna.

- Mhm. - wysłuchał jej cierpliwie i spokojnie. Nie wydawał się ani trochę speszony nawet gdy Pirora na nim usiadła. Wręcz przeciwnie. Skoro znalazła się w jego zasięgu chętnie wodził po jej brzuchu, bokach, piersiach i ramionach swoimi chropawymi dłońmi. Które jednak gdy chciał tego ich właściciel potrafiły być całkiem delikatne. A teraz widocznie właśnie chciał.

- Będę musiał potem powiedzieć Mathiasowi jaką mu wczoraj łaskę zrobiłaś, że mógł z tobą pobaraszkować. Czuję, że będzie zabawnie. - powiedział jakby omawiał jakiś tam kolejny punkt nadchodzącego dnia. Ale zanosiło się na jakąś hecę gdyby jego kamrat miał usłyszeć coś takiego. To chyba go nawet bawiło bo nie wyglądał na przejętego.

- I mówisz, że byle kim się nie podzielisz tak? A te dwie z tamtego pokoju? To kim one właściwie są? - zapytał leniwie wskazując na ścianę gdzie tam parę pokojów dalej powinna być trójka z ich wczorajszego zespołu.

- Ha, twój przyboczny na pewno uzna, że łżesz by zamaskować, że wszystkie z nas wolimy jego a ciebie gościmy w łóżku z litości. - Blondynka zaśmiała się do dowódcy. - I jak to nie wiesz z kim do łóżka trafiasz? Trochę niebezpiecznie. - Zaśmiała się znowu z najemnika.

- Benona i Ajnur to służki kapitan Rose de la Vegi. Powiedzmy że mojej przyjaciółki w mieście. Zostawiła je pod moją opieką na czas kiedy wyjechała do stolicy po srebro. Są zdecydowanie bardziej rozpustne niż moje własne służki… co zreszta wam wczoraj nie przeszkadzało. - Przyznała blondynka nie owijając w bawełnę.

- I owszem jak mi powiesz, że chcesz którąś znowu...to jakoś powtrzymam swoja kipiącą zazdrość. Choć zaczynam mieć znajome też w innych kręgach.- Pozwoliła sobie na trochę dramatyczny ton.

- Masz więcej znajomych? A takie fajne jak ty i te kapitańskie służki? - Lange bezczelnie wychwycił ostatnią wiadomość jakby stał u progu nowej, fascynującej przygody. Zabujał nawet brwiami aby dać znać nieco ironicznie i żartobliwie ale, że tamat go interesuje.

- A to widzę, że niezłe masz układy z tą de la Vega. Chyba ją kojarzę. Taka czarna. - pokazał na swoje włosy by dać znać o czym mówi. - Niewiele jest kobiet - kapitanów. A na pewno niewiele tak młodych i ładnych. Niezłe masz znajomości jak na nową dziewczynę w mieście. - zaśmiał się ironicznie głaszcząc palcami po kobiecym policzku.

- A Mathias tak. To zawsze z nim tak jest. Zawsze tak gada więc dzisiaj na pewno nie będzie inaczej. Dobrze, że mu dałyście spuścić pary to będzie spokój. Nieznośny się robi jak się na jakąś nakręci a ona mu nie da. - zaśmiał się wracając do wymiany uwag o swoim koledze. I widocznie wnioski Pirory na ten temat uznał za słuszne. I nawet go to nieco bawiło. Przynajmniej póki tak sobie o tym rozmawiali we wspólnym łóżku a gdzieś tam dalej pewnie pozostała trójka też powinna już dochodzić do siebie po wczorajszych harcach.

- No wspominałam, ci kiedyś że łatwo nawiązuje kontakty. I zdobywam informacje. Co zreszta sam mogłeś odczuć na własnej skórze… no ale jak stwierdziłeś mam się w twoje sprawy nie mieszać to nie pytam. - Potwierdziła swoją znakomitość. - Kwestia którą z moich znajomych chciałbyś poznać bardziej intymnie. Panią kapitan kiedy wróci? A może elfią panią nawigator? A może przedstawicielkę tutejszej niziołczej rodziny kupieckie? - Pirror rozłożyła przed Langę pełny wachlarz możliwości i propozycji.

Wydawało się wreszcie coś Dirka ruszyło. Bo spojrzał na siedzącą na nim kobietę i szukał czegoś w jej oczach i twarzy jakby czekał na jakiś ciąg dalszy. Albo, że się roześmieje z żartu. Ale jak to nie nastąpiło to brwi mu podjechały do góry gdy okazał swoje zdziwienie.

- Czekaj… Chcesz mi powiedzieć, że zaliczasz panią kapitan? Znaczy de la Vegę? Tą z Estalii? Z czarnymi włosami i w ogóle? - zapytał jakby tak to sobie w głowie poukładał ale trudno było mu w to mimo wszystko uwierzyć. - I jeszcze jakieś elfki? I niziołki? Cholera kogoś jeszcze? - prychnął jakby nadal trudno mu było w to uwierzyć.

- Ale wiesz, na początek nie chciałbym ci sprawić trudności. Jak kapitan nie ma w mieście to może być ta elfka. Albo niziołka. Albo mogę zdać się na ciebie. W Festag wieczór mam jeszcze wolny. - mimo wszystko jednak jak mu się trafiła taka złota rybka w dłoniach to nie omieszkał wyrazić swojego życzenia. Chociaż takim nieco nonszalanckim tonem jakby nie spodziewał się, że to życzenie się spełni.

- Zaliczyć. Takie pospolite słowo. - Pirora objeła jego szyje i znowu kusząc i uwodząc zbliżyła się do niego, kładąc się całą długością młodego ciała na nim. - Po prostu znalazłyśmy wzajemnie pewne wspólne tematy zainteresowań. Plus jakbyś nie zauważył jest straszna pogoda. Lepiej mieć kogoś do utrzymywania ciepłoty pod pierzyną.

- A co porabiasz w Anegstag? - Zapytała ciekawa skubiąc szyje męzczyzny leniwymi pocałunkami.

- Jutro? Interesy. Zajęty jestem. Festag wieczór mam wolny. - jak na niego opadła objął jej nagie plecy przytulajac do siebie w opiekuńczym geście. Ale na nadchodzące dni widocznie miał już całkiem sporo zajęć. Nawet jak chodziło o takie przyjemności o jakich rozmawiali.

- To mówisz, że zaliczasz de la Vegę? Niesamowite… To ona woli dziewczyny? Ciekawe… Hmm… Ale jak tylko dziewczyny to mnie nie urządza. Mam nadzieję, że wzięłaś to pod uwagę. - mamrotał sobie pod nosem jakby ta świeżo odkryta sprawa fascynowała go niesamowicie.

- A zaliczać czy nie zaliczać… Mam nadzieję, że nie bierzesz mnie za jakiegoś oficera i szlachcica czy nie daj bogowie rycerza? - spojrzał z bliska w twarz leżącej przy nim kobiety. Zapytał tak ironicznie jakby jawnie kpił z tych idealnych, męskich wizerunków jakie zwykle stawiano na piedestale.

- Ja jestem najemnik i legionista. Byłem zwykłym najmitą, potem dziesiętnikiem, oficerem no aż teraz wygryzłem się zębami i pazurami na sam szczyt i jestem tutaj. Teraz ja tu jestem szefem i pan oficer. Ale dalej jestem zwykły najemnik. A zwykli najemnicy mówią o zaliczaniu. No ale mimo wszystko niezły numer tak sobie wpaść do miasta i zaliczyć najładniejszą panią kapitan. - powiedział wręcz prowokującym tonem nie dając złudzeń, że jest odpowiednim kandydatem na salony i towarzystwo. Ale na sam koniec wyraził się o wyczynie Pirory z uznaniem. Jakby go bawił i podziwiał, że udało jej się osiągnąć to “zaliczenie” pani kapitan.

- Człowiek interesów z Pana Herr Lange… - podsumowała jego stwierdzenie o interesach. I pomyślała, że może powinna jednak kiedyś pociągnąć Mathiasa za język.

- Rosa potrafi docenić umiejętności sypialnianie niezależnie od tego co się ma między nogami. - blondynka nadała de la Vega pewien rodzaj wyrachowania jeśli chodzi o kochanków. - A chyba sam przyznasz, że moje nie rozczarowują.

- Cóż ją ci mogę wierzyć na słowo jak mówisz żeś zwykły najmita, szelma, nicpoń, łajza i obdartus… ale potem mnie z dobroci serca eksportujesz do pokoju żeby mnie w nocy na korytarzu nikt nie napadł… I cały ten twój starannie pielęgnowany wizerunek niewzruszonego najmity ląduje na bruku. - Pirora lubiła tą zabawę. Oczywiście wiedziała że jest za wcześnie by móc sobie manipulować mężczyzną i że na salonach go raczej nie spotka… chyba że jako obstawę zbrojna do samego przyjęcia. Jest też typem który się nie żeni ani nie układa sobie życia. Nie przeszkadzało jej to, na razie przynajmniej. Niemniej lubiła się z nim droczyć i lubiła jego prostolinijność. I pewnie bycie silnym i cichym typem.

- O tak. I jeszcze drań, bękart, oszust i dzieciorób. A. I najważniejsze. “Nie jesteś godny mojej córki łachmyto!”. Tudzież “Myślałam, że jesteś inny!”. - Dirk też wydawał się rozbawiony tym kalejdoskopem epitetów jakie były uznawane za epitety właśnie. A on ani się nie obraził, że go leżąca na nim blondynka tak nazwała a nawet dorzucił coś od siebie tak spontanicznie jakby znał je na wyrywki i każdy jeden zdarzało mu się słyszeć wiele razy.

- I mówisz, że ten cały dorobek mojego dorosłego życia na nic bo raz cię odprowadziłem do pokoju? - podniósł głowę aby móc spojrzeć na nią rozczarowanym, psim spojrzeniem. - Cholera. I wszystko psu w dupę. A tak się człowiek stara tyle lat na swoją reputację… A tu o!... Wystarczy jedna pomyłka i wszystko psu w dupę… - westchnął z udawanym żalem jakby wrócił do tego porannego lamentowania urażonego mężczyzny.

- Bezinteresownie doprowadziłeś. - dodała "odbijając" te gwoździe do trumny mężczyzny. - Nawet trochę mi głupio, że ja później postanowiłam cię wykorzystać jak erotyczna zabawkę. - Wydaje mi się że nie zasłużyłeś na takie traktowanie.

- Najwidoczniej twoi rodzice czy inni opiekunowie nie ostrzegali cię dostatecznie skutecznie przed takimi sekutnicami z wyższych sfer. Co uwiodą wykorzystają i porzucą....- blondynka bawiła się w te przepychanki słowne już na całego.

- Aha. Tak mówisz? Że to ty mnie bezwstydnie wykorzystałaś? Mhm. - Dirk pokiwał mądrze głową jakby rozmawiali na nie wiadomo jak poważne traktaty filozoficzne czy omawiali jakąś dramatyczną sztukę teatralną. Machinalnie głaskał nagie, kobiece plecy gdy tak się zastanawiał nad tym co właśnie usłyszał.

- To mówisz, że jak cię w nocy tak brałem z każdej strony i tak jeszcze mi w tym dziewczyny tej twojej kapitan pomagały to mówisz, że to ty wykorzystywałaś mnie? - zapytał mrużąc oczy jakby się chciał upewnić czy dobrze rozumie słowa bo obrazki z ostatniej nocy jakie opisywał jakoś tak chyba nie bardzo mu pasowały do tych słów.

- Ale jak tam mówisz na pewno masz rację. Dobrze. Jakaś miła odmiana po tych wszystkich histeriach, że znów ja niecnota wykorzystałem niecnie jakieś biedne dziewczę. A tak to myślę, że mi się coś należy jakaś rekompensata za to wykorzystywanie. - zrobił minę jakby miał niezbyt lotny i raczej dziecinny umysł gdy tak przedstawił co mu podpowiada taka logika sytuacji.

- Rekompensata?! No nie wiem nie wiem. Ale proponuję inną zabawę. Co byś powiedział na schadzkę gdzie indziej? Może w “Mewie” albo innej tawernie? Chętnie bym cofnęła czas by zobaczyć jakby to rozlanie piwa wyglądało jakbyś nie miał tam interesów i nadal myślał że ze mnie ledwo zauważalna mieszczanka. - zamruczała mu do ucha - kto wie może wtedy też będziemy mieli towarzystwo i będziesz mógł na kimś pokazać mi co byś mi zrobił jakbyś nie musiał się przejmować moją cnotą. Rycerzu. - to ostatnie dodała dosyć ironicznie I jakby robiła mu trochę na złość uszlachetniając go mimo jego wcześniejszych wyjaśnień o swoim pochodzeniu i swojego charakteru.

- Tak skoro sam zacząłem to możesz się pochwalić twoim życiorysem. O mnie ju trochę wiesz możesz się odwdzięczyć. - blondynka zachęciła go do podzielenia się tajemnica swojego pochodzenia.

- Może być w “Mewie”. - zgodził się tonem samozadowolenia wciąż głaszcząc nagie plecy kochanki. - Ale jak to miałbym ci na kimś pokazać? - brwi zjechały mu do siebie jakby po chwili dopiero dostrzegł jakąś niezgodność co go zastanowiła.

- Hahahaha...chyba ze zmęczenia nie łączysz faktów herr Lange - zaśmiała się cicho w ucho - Chodziło mi oto i chyba już ci to raz zaproponowałam… że bardzo mnie ciekawi jakbyś mnie brał gdyby moje zachowanie cnoty nie byłoby przeszkodą. A, że jesteś raczej człowiekiem o małej ilości słów to myślałam, że znajdziemy kogoś na kim byś mi pokazał. - Pirora szeptała mu te bezeceństwa do ucha pobudzając wyobraźnie.

- Mhm. No to zostaje mieć nadzieję, że ta twoja elfka co masz ją zamiar przyprowadzić nie jest jakąś cnotką. - mężczyzna wzruszył obojętnie ramionami dając znać, że takie coś jest dla niego do przyjęcia i nie przewiduje w tym większych trudności.

- Zobaczymy kto się zdecyduje, niektóre z nich mają standardy nie to co ja… - Pirora pozwoliła sobie jeszcze na uszczypliwość. - No to uracz mnie opowiastka o sobie Herr Lange...

- A o mnie nie ma co opowiadać. Urodziłem się w Altdorfie jako bękart jednego z oficerów. I tłukłem się między koszarami, gospodami i burdelami aż się zaciągnąłem na statek. Niestety nie przewidziałem, że będzie płynął Reikiem aż do Marienburga. Tam zdezerterowałem i zaciągnąłem się na inny. Ten z kolei popłynął w cholerę aż na gorące południe. Ale napadli nas piraci ze Startossy więc jak dali nam wybór skok do oceanu albo zostanie piratem no to zostałem piratem. Potem znów ktoś nas rozwalił to musiałem się ratować. I tak to szło aż się zaciągnąłem do Czerwonego Legionu. No i nie powiem. Na razie sobie chwalę. - powiedział lekkim tonem jakby opowiadał jakąś historyjkę kogoś innego gdy tak leżał na plecach i wpatrywał się w sufit. Brzmiało jak jakaś łobuzerska opowieść która opowiedziana tak lekkim tonem łatwo mogła być uznana za żart albo przesadzona.

- Byłeś piratem?! - Zaśmiałą się znuta podziwu szlachcianka. - No jakbym wiedziała to bym dołączyła to do listy inwektyw. Trochę ciekawie to brzmi… przynajmniej bez szczegółów i tych wszystkich opowieściach o babskich histeriach. Na pewno ciekawiej niż jakieś tam szlachcianki z wewnątrz imperium z rolniczego księstwa. - Pirora ziewneła i przytuliła się bardziej do drugiego ciala.

- Aha. I nie zapominaj o tym. - bezczelnie przytaknął z leniwym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Poklepał przy tym nagie pośladki leżącej na nim kobiety śmiejąc się cicho z zadowolenia.

- Raz to zostałem piratem przez przypadek. Płyniemy sobie niedaleko L’Anguille i patrzymy a tam statek widmo. Pusty i opuszczony. Właśnie go sprawdzaliśmy gdy przypłynęła bretońska karaka. Mówię tym swoim, że spieprzamy bo za grzyba się nie wytłumaczymy, że to nie nasza robota. No i spieprzamy ale nas dogonili. I miałem rację! Za nic się nie wytłumaczyliśmy, że to nie nasza robota. Już siedzieliśmy w kajdanach i płynęliśmy na stryczek do bretońskiego lochu gdy na szczęście Mannan się ulitował nad nami i spuścił na łby taki sztorm, że ta karaka poszła w drzazgi. Mnie się udało dopłynąć do brzegu bo dość blisko było. I tak niechcący musiałem zwiedzić bretonię w samych gaciach i koszuli. - pozwolił sobie na ton w sam raz do snucia morskich opowieści i znów lekko opowiadał jeden z epizodów swojej przeszłości.

- No, no, teraz wiemy skąd ci się te zrywy rycerskości biorą. - Pirora zaśmiała się w tej opowieści. - Właśnie skoro o Maanam i rozbitkach… jak ci się podoba skończony? - Malarka wskazała na sztalugę z skończoną nagą syreną i wzburzonym morzem za nią. Wśród fal ukryci rozbitkowie z wraku, a sama sprawczyni katastrofy przygląda się melancholijnie z obrazu.

- Podoba. Zwłaszcza jej góra. Taka zamyślona to przydałby jej się ktoś kto ją troszkę rozerwie i rozrusza. - powiedział gdy odwrócił głowę na poduszce w stronę sztalugi. Przypatrywał się chwilę z tej perspektywy nim odezwał się nieco kpiącym tonem. A ten sugerował, że pewnie siebie widział w tej rozrywkowej roli co nawet takiej syrenie by podołał.

- Benona użyczyła mi swoich piersi bym je mogła namalować. - Wyjawia mu malarka. - Myślałam żeby dać jej swoje ale nie dysponuje aktualnie odpowiedni lustrem. Może kolejna rusałka czy coś z folkloru będzie miałą ten zaszczyt.

Chciała jeszcze coś dodać ale zaburczało jej w brzuchu. - No dobrze oficjalnie stwierdzam, że jestem głodna. nie wiem czy możemy dzisiaj liczyć na śniadanie do łóżka jak ostatnio. Co znaczy że jednak zostaje nam bycie dzielnymi i jednak wstać. -

- Tak, chyba tak. Ciekawe czy tamci już wstali. - blondyn zgodził się z tym wnioskiem chociaż jakoś nie zdradzał zbyt wielu chęci do opuszczenia gościnnego łóżka. Ale jednak w końcu potrzeby żołądka i pęcherza także i jego zmusiły do tego pierwszego kroku w nowym dniu.

- No niestety sam wspominasz że żaden z ciebie szlachcic ani oficer wiec dopoki nie zmieni miejsca na kamienicę z własną sypialnią to nie masz co liczyć na takie traktowanie. - Zaśmiała się blondynka i sama wykorzystała moment by klepnąć kochanka po tyłku kiedy wstawał.

Ubrali się powoli i zeszli na dół. w korytarzu minęli się z Jamesem który ukłonił się elegancko dziedzice i nie omieszkał obrzucić bardzo oceniającym spojrzeniem Herr Lange. W tym spojrzeniu dało się odnaleźć że mimo dobrych manier jeden i drugi to jednak na swój sposób ludzie miecza choć jeden postanowił się jednak udomowić podczas gdy drugi nawet nie miał takich myśli nawet w gdybaniach.

- James to Herr Dirk Lange dowódca Czerwonych Płaszczy. - Pirora nie kojarzyła żeby mężczyźni się poznali, choć James na pewno go widział go poprzedniego dnia w tawernie jak i pewnie wiedział że Pirora już raz wpuścila go do swojego pokoju. Na noc. - Herr Lange to…

- James Lurid, ochroniarz rodzinny. - Powiedział sam ochroniarz wyciągając do drugiego mężczyzny dłoń.

- Dirk. Dirk Lange. Bretończyk? - blondyn uścisnął wyciągniętą dłoń uśmiechając się nieco. Emanował pewnością siebie jakby co chwila komuś ściskał rękę i się z nim witał. Pytanie nieco zaskoczyło James’a ale chyba nie aż tak bardzo. Dało się usłyszeć, że reikspiel nie jest jego rodzimym językiem.

- Tak. Bretończyk. - odparł ciemnowłosy ochroniarz potwierdzając domysły oficera legionistów.

- A skąd jeśli można wiedzieć? Zdarzało mi się bywać w Bretonii. - blondyn wydawał się być przyjaźnie zaciekawiony zagranicznym pochodzeniem ochroniarza rodzinnego.

- Carcassonne. Choć pewnie piechota morska trzyma się bliżej brzegu a nie gór. - James odpowiedział trochę zbity z tropu ale szybko wrócił do swojego wcześniejszego stanu. Pirora wiedziała że James próbował sprawdzić Lange zachował się niespodziewanie i zamiast wymiany męskich silnych uścisków dłoni była zdecydowanie męska pogawędka. Malarka uśmiechnęła się pod nosem.

- Cascassonne? - blondyn zrobił minę jakby przeszukiwał właśnie swoją pamięć. Ale trwało to dość krótko. - A to nie. Tam to nie byłem. Ale byłem w Brionne. Widziałem góry w oddali i mówili mi, że to Cascasonne. Prawda to? - zapytał rodowitego Bretończyka.

- Z naszej strony to z gór widać ich morze pod Brionne. - odparł James pozwalając sobie na lekki uśmiech ale przedstawiając scenerię z własnej, góralskiej perspektywy.

- Ah no tak, zapewne. Ah to piękne czasy były w tym Brionne. No ale wybacz przyjacielu, chętnie powspominam z tobą tamte czasy i przypomnę sobie nieco bretońskiego ale na razie żołądek wzywa. - Dirk poklepał się po żołądku dając znać, że gotów jest zakończyć tą dyskusję.

Blondynka kiwnęła ochroniarzowi na pożegnanie a na schodach odezwała się cicho.
- Jestem pod wrażeniem,... James chyba nie tak wyobrażał sobie tę rozmowę. Wydaje mi się że chyba chciał cię ustawić na miejsce. Nie pamiętam kiedy mu się to nie udało. No i nie widziałam żebyś był tak wygadany… choć może to dlatego że zazwyczaj jest z tobą Mathias i wtedy każdemu trudno dojść do głosu. - Pirora poszła do stolika gdzie zazwyczaj siedziała Rose, ale ostatnimi czasy stal się też jej stolikiem. Zamówili sobie jajecznicę i jakieś mięso na ciepło. Blondynka mimo że głodna zachowywała się jednak nienagannie przy śniadaniu.

- Oj byłem ciekaw skąd jest i tyle. Ma rację. Ja to raczej porty i wybrzeża znam. No i jak to w marynarce, jak pływasz po świecie to masz okazję liznąć wiele języków. - powiedział z nonszalancką beztroską jakby to nie było nic niezwykłego. I popatrzył na siedzącą obok blondynkę z wesołym uśmiechem. Nie przeszkodziło mu to jednak bezczelnie gapić się w dekolt kelnerki jaka przyszła odebrać zamówienie. A potem na jej tył gdy odchodziła a on luźno stukał palcami po blacie stołu rozglądając się przy okazji po reszcie tawerny. Nie było tak tłoczno jak zwykle z rana. Ale pewnie dlatego, że zwykle większość klientów o tej porze już była po śniadaniu.

- Cóż ja znam tylko Estalijski i Tileański. Choć będąc w portowym mieście widzę że im więcej języków znasz tym łatwiej. - Powiedziała blondynka również patrząc z nim na tyłek kelnerki, co pozwoliła mu zresztą zobaczyć.

- Szukasz kogoś? - Spytała patrząc jak się rozgląda po tawernie.

- A tak tylko sprawdzam czy Mathias się gdzieś nie zawieruszył. Ostatnio tam siedzieliśmy. Poczekaj, pójdę sprawdzić. - blondyn wskazał na kierunek po przekątnej. Ale z tego miejsca rzeczywiście nie było widać tamtego stołu gdzie ostatnio siedzieli legioniści. Nawet wczoraj wieczorem gdy Pirora wróciła dość późnym wieczorem. Lange wstał od stołu i poszedł w tamtą stronę. I po chwili wrócił sam. Już wracając machnął reką dając znać, że nikogo nie znalazł.

- To pewnie jeszcze śpią albo dochodzą do siebie. - odezwał się siadając na swoje poprzednie miejsce. - Też ci wpadła w oko ta kelnerka? - zapytał zezując na towarzyszkę i uśmiechając się szelmowsko z tego odkrycia.

- Nie wiem o czym mowisz. - Pirora wyszczerzyła zęby w oczywistym perfidnym kłamstwie. - Cóż biedaczek może umarł po tej nocy jak go zostawiliśmy to wygląda na ledwo żywego. To urocze jak się o niego martwisz. - Uśmiechnęła się do niego.

- Wykitował od nadmiaru kobiecych piersi, ud i usteczek? - zadrwił Lange unosząc brwi do góry i zrobił poważną minę jakby próbował nad tym zastanowić się na poważnie. - Piękna śmierć. Lepsza niż na polu walki jak próbujesz łapać wylewające się na ziemię trzewia. - zaśmiał się w końcu uznając to wszystko za zabawne.

- Po prostu nie chciałem abyśmy się rozminęli. Głupio by było jakby oni czekali na nas tam a my na nich tutaj. - wyjaśnił już bardziej normalnym tonem.

- To mówisz, że też nie zwróciłaś uwagi na tą kelnereczkę? No patrz, to zupełnie jak ja. W ogóle właściwie nie ma na co patrzeć. Ani z tyłu ani przodu. Taka najwyżej przeciętna. - pozornie zgodził się zupełnie jakby był jakimś przykładnym mężem czy narzeczonym co wcale nie ma zwyczaju rozglądać się za innymi spódniczkami jak jest ze swoją partnerką. A kelnerka rzeczywiście wyglądała całkiem zgrabnie.

- A ty moja droga? Byłaś w Brionne albo gdzie indziej zasięgnąć pięknej, zagranicznej kultury i liznąć troszkę języka? Bo tak mówisz Estalia i Tilea no piękne kraje. Słoneczne. Nie to co u nas. - powiedział wygodnie podpierając się łokciami o oparcie ławki i wysuwając nogi daleko przed siebie wracając do jednego z tematów o jakich rozmawiali przed chwilą.

- Nie, czytałam o nich uczyłam się o nich ale nigdy nie byłam. Szczerze to teraz jestem chyba najdalej od domu jak mnie ojciec puścił. Najwidoczniej szlachta z Averlandu nie jest aż tak światowa za jaką chcielibyśmy się uważać. - Malarka nie ukrywała że mimo wychowania ma duże braki w naocznym zwiedzaniu starego świata. - Choć może to i lepiej jakoś nie widzę się się bym przeżyła przynajmniej jednej z historii jakie się tobie przydarzyły. Pewnie zginelabym przy pierwszym podknięciu o patyk na drodzę. -

- E. - Dirk machnął ręką jakby nie widział tu nic trudnego. - Nie doceniasz się. Spójrz na siebie. Ile tu jesteś? Tydzień? Miesiąc? I zobacz jak się już ustawiłaś. Zaliczasz najładniejszą kapitan w mieście i umawiasz się na bzykanie z elfkami. Myślę, że to znaczy, że jesteś na tyle zaradna aby poradzić sobie w życiu. - powiedział lekko i nawet z uznaniem. Chociaż jak mówił o tej bliskich kontaktach Averladnki z estalijską kapitan czy elfką o jakiej wcześniej wspomniała to jakby dało się wyczuć zapaszek zazdrości. Ale sprawnie przykryty błazeńską, nisfroną nutą.

- Grunt to trafić na właściwe towarzystwo. Tacy co się na tobie poznają i pomogą. Ja wtedy w Brionne tak trafiłem. I w Marienburgu. I w Estalii czy Tilei. Wiadomo, wielu chce cię wyrolowac albo są po prostu tępakami. Tylko chcą ci napaskudzić. Ale zawsze można trafić na kogoś przyjaznego. Albo nawet na przyjazne ramiona. I uda. O, a propos przyjaznych ud i ramion. - rozgadał się całkiem wesoło i tak snuł tą opowieść aż nie dojrzał powracajacej kelnerki jaka szła z tacą z napitkami w ich stronę. Podeszła tak jak poprzednio tylko teraz postawiła tacę na stole i z sympatycznym uśmiechem zaczeła zdejmować te kufle i butelki na stół.

- Na razie napitki. Na dania to jeszcze trzeba troszkę poczekać. Coś sobie państwo jeszcze życzą? - zapytała gotowa przyjąć ewentualne domówienie do wcześniejszej listy.

- Dziękuję Magdo. Na razie to wszystko choć wypatruj naszych znajomych zapewne też będa głodni jak wilcy jak w końcu zejdą. - Pirora odpowiedziała znajomej kelnerce, tak jak one znały już ja to Pirora zorientowała się w tym kto akurat stal na kuchni a kto najlepiej obsługiwał bywalców. Magda była pracowita i napitki od niej sięgały prawie samego brzegu kielichów i kufli.

Kiedy ta odeszła to Pirora dopowiedziała Lange. - Nie wiem czy by ci dała, nie próbowałam, ale założę się że jej nie przekonasz żeby ci dała w zamtuzie. - blondynka nawet się nie zająknęła kiedy przedstawiła zadania. - wyzwanie cz też zakład i położyła jednego złotego Karla na stół i sięgnęła jak gdyby nic się nie stało po swo kufelek.

- Ja? Jej? Że niby co? Że niby ona powie mi “nie”? - brew blondyna uniosła się do góry gdy pokazywał na zgrabne plecy odchodzącej kelnerki. - Powiem więcej. Będę miał ją pierwszy niż ty. - powiedział buńczucznym tonem i sam sięgnął do swojej sakiewki kładąc na szali bliźniaczą monetę. Gdzieś tak ich zastała Benona jaka wreszcie pokazała się na horyzoncie.

- Dzień dobry. Dobrą mieli państwo noc? Bo mnie się udała pierwszorzędnie. - przywitała się z wesołym uśmiechem patrząc na nich oboje gdy podeszła do stołu.

- Hmm, cóż trzeba będzie mieć sędziego. - przyznała szlachcianka i dodała rozbawiona - Taka łachudra jak ty na pewno będzie chciał oszukiwać.

- Aaaa dzień dobry Benono, moja noc minęła bardzo dobrze. Herr Lange niech jednak mówi za siebie. A Ajnur I Mathias? Nadal ledwo żywi czy jeszcze nie ogarnieci po wczorajszym?

- Już wstali. Math szuka swojego kordzika. Gdzieś mu wczoraj wypadł. Pewnie zaraz przyjdą. Ja przyszłam sprawdzić czy państwo już są na dole. - wyjaśniła rudowłosa służka siadając przy Pirorze i zerkając ciekawie na ich oboje.

- To jak znajdzie to przyjdzie. - blondyn pokiwał głową na znak, że raczej nie dzieje się nic co by zasługiwało na jakąś większą uwagę czy przejmowanie się. - A noc tak, nie najgorsza. Poranek też całkiem emocjonalny. Czekamy właśnie na śniadanie. Jak chcesz to się częstuj. - wskazał w stronę szynkwasu i na pozostawione przez Magdę trunki jakimi już mogli się raczyć.

- A przy okazji Beno jak już tu jesteś może byś mogła pomóc nam rozstrzygnąć pewną kwestię? - zaproponował blondyn gdy rudzielec skorzystała z zaproszenia całkiem chętnie sięgając po kufel czegoś mokrego dla siebie.

- No jak dam radę to spróbuję. A o co chodzi? - zapytała trochę zaciekawionym a trochę niepewnym tonem nie wiedząc czego się spodziewać.

- Widzisz tamtą kelnerkę? - zapytał Langę pokazując na Magdę jaka w tej chwili już wróciła za szynkwas i tam się kręciła zajęta kelnerskimi sprawami. Nie była trudna do przegapienia więc ruda głowa kiwnęła twierdząco na znak, że widzi.

- Dobrze. To teraz nam chodzi o to aby ją zaciągnąć do łóżka. - wyjaśnił blondyn zaczynając tłumaczyć na czym polega rzecz. Ruda głowa znów ze zrozumieniem potwierdziła, że słyszy i przyjmuje to do wiadomości.

- Rozumiem. I mam ją zaciągnąć do łóżka? - zapytała Beno zerkając pytająco na nich oboje gdy próbowała domyślić się na czym ma sprawa polegać.

- Co?! Nie! To my mamy ją zaciągnąć do łóżka! - Dirk prychnął z zaskoczenia gdy kompletnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

- Aaa! A to oczywiście, to ja jej nie będę ruszać. I bardzo dobry wybór też mi się podoba i ją lubię. - Beno szybko próbowała naprawić swój błąd zapewniając, że nie chce przeszkadzać i wchodzić w paradę tym wyższym od siebie szarżom.



późny ranek; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”, Pirora, Dirk, Benona, Mattias, Ajnur

- Pirora za to prychneła śmiechem nie mogąc się opanować z jednej strony przez reakcję Benony a z drugiej reakcje Dirka na jej reakcje. - Zrobiliśmy zakład ktoś do czasu rozwiązania musi po pierwsze trzymać fanty. - Malarka wyjaśniła podsuwając rudej dwie monety. - Po drugie musisz rozsądzić kto go wygrał. Innymi słowy które z nas zrobiło to pierwsze. - wyjaśniła jak już opanowała śmiech.

- Aaa! Tak, tak, oczywiście. Rozumiem. - dziewczyna o brązowo - rudej głowie pokiwała nią zerkając na położone na stole monety i dając znać, że teraz sprawa zrobiła się dla niej klarowniejsza.

- Dobrze, to mogę trzymać te monety. Ale to kiedy chcecie rozstrzygnąć ten zakład? Teraz? Czy kiedy indziej? - zapytała zerkając na siedzącą obok niej dwójkę.

Pirora spojrzała na Dirka i uśmiechnęła się.
- Jeden tydzień czasu? Czy może będziesz przed sobą samym udowadniał że masz jeszcze odrobinę siły? -

- Tydzień czasu? Czyli do następnego Konistag? Dziewczyno, będzie mi jadła z ręki do tego czasu. - Dirk machnął ręką i uśmiechnął się jakby takie sprawy załatwiał od ręki i ta też właściwie już była załatwiona.

- Ale chciałabym się upewnić. Bo przecież nie będę z każdym z was cały czas przez ten tydzień. Jak mam rozstrzygnąć czy ktoś z was poszedł z Magdą do łóżka? - zapytała Beno jaka chyba już zdążyła się odnaleźć w roli sekundanta tego nietypowego zakładu.

- A to samo słowo oficera albo szlachcica nie wystarczy? - Dirk zrobił bardzo naiwną minę na tyle, że rudzielec uśmiechnęła się rozbawiona ale zerknęła co druga połowa zakładających się stron powie na ten temat.

- Zdecydowanie słowo oficera ani szlachcica nie wystarczy, zwłaszcza takiego oficera. - Pirora pokazała mu język jak małe dziecko. Potem wróciła do tematu z Benoną - Zaprzyjaźnisz się z nią i w plotkach sama ci powie. O patrzcie nasze zguby idą. - Blondynka zwróciła uwagę na Mathiasa i Ajnur którzy pojawili się na szczycie schodów.

- No dobrze, mogę się zaprzyjaźnić. - powiedziała Beno do Pirory gdy pomachała dłonią nadchodzącej dwójce.

- Cześć. Dobrze spaliście? Bo ja nie bardzo ale jakoś nie narzekam. - zaśmiał się bezczelnie Mathias wymownie łapiąc kibić Ajnur. Ta zaśmiała się filuternie jakoś nie mając mu tego za złe po czym oboje dosiedli się naprzeciwko.

- A macie coś na ruszt? Bo coś bym wrzucił. - wygadany najemnik bez wahania sięgnął po butelki i kufle pozostawione do dyspozycji gości i się raczył nimi poczęstować.

- Zaraz będzie. O, już idzie. - Dirk odparł wskazując wzrokiem na powracającą Magdę. Znów szła z pełną tacą ale tym razem dominowały na niej półmiski i talerze z zamówionym śniadaniem.

- O i już jest. Zaraz przyniosę resztę. - powiedziała sympatyczna kelnerka stawiając tacę na stole i zdejmując z niej na stół to co przyniosła. Okazało się, że Mathias też nie przegapił okazji aby spojrzeć z bliska w jej dekolt ale kelnerka albo tego nie zauważyła albo nie zwracała na to większej uwagi.

- A ty nie jesteś na wieczornej zmianie? - zagaiła Beno trochę się dziwiąc, że kelnerka jest tutaj z samego rana.

- No jestem. Ale dzisiaj koleżanka z rannej zmiany się pochorowała i poprosili mnie na zastępstwo. Będę do 12-tej a potem idę do siebie a na wieczór znów wracam. - Magda uśmiechnęła się trochę cierpko na tą nieplanowaną zamianę. Niemniej podchodziła dość optymistycznie do tej sprawy.

- Jej to pewnie cię nogi bolą od takiego chodzenia. - powiedziała współczująco rudowłosa służka pani kapitan.

- Bolą, nie bolą, chodzić trzeba. - Magla machnęła dłonią kończąc już zestawianie śniadania z tacy. A Mathias pozwolił sobie na oglądanie z bliska jej tylnych wdzięków jak już się napatrzył na te przednie. I sądząc po minie podobało mu się to co widzi.

- To może jak skończysz wpadniesz do nas? Do 5-tki? Ajnur mogłaby ci zrobić masaż. Jest prawdziwą mistrzynią w takich sprawach. - ruda wskazała na swoją koleżankę o migdałowych oczach wywołując jej lekkie zmrużenie powiek i duże zdziwienie wypisane na twarzy Dirka.

- Oj nie chciałabym robić kłopotu. Nic mi nie będzie. - kelnerka wydawała się trochę zaskoczona propozycją ale szybko zbyła temat jakby nie chciała innych kłopotać swoimi zmartwieniami.

- Masaż? - Ajnur popatrzyła pytająco na nie obie pewnie czując, że coś jest na rzeczy ale jeszcze nie była pewna co.

- Beno czy ty chcesz zaciągnąć naszą ulubioną kelnerkę do siebie? - Dirk nie wytrzymał i pozwolił sobie wtrącić się do rozmowy.

- Chciałam tylko być miła i się zaprzyjaźnić. - Beno wzruszyła ramionami i powołała się spojrzeniem na siedzącą przy niej Pirorę.

- Tak daj jej zdobywać nowych nowych znajomych a nie ciągle w towarzystwie gaduły... - Podchwyciła temat blondynka przytakując Benonie słuszność wypowiedzi. Nie omieszkała też trącić mężczyzny nogą pod stołem. A potem nałożyła sobie jedzenie i zaczęła powoli jeść.

Dirk spojrzał na siedzącą obok niego blondynkę, potem na rudą co siedziała obok niej, jeszcze na kelnerkę jaka zdążyła pomachać im na pożegnanie i wróciła za szynkwas po drugą tacę. I w końcu dał sobie spokój i zabrał się za to co im zostawiła. Zresztą wszyscy powoli zabrali się za poranne zapełnianie żołądków.

- Leci na mnie. Widzieliście jak na mnie patrzyła? - wygadany czerwony legionista wskazał za siebie mniej więcej w stronę szynkwasu gdzie poszła zgrabna kelnerka.

- No i się zaczęło… - mruknął pod nosem jego kolega jakoś wcale nie wygladający na zaskoczonego.

- Ona na ciebie? A nie na odwrót? - Beno popatrzyła na niego trochę z niedowierzaniem a trochę ironicznie. Widocznie nie tylko ona zorientowała się, że najemnik pozwolił sobie z bliska całkiem dokładnie obejrzeć Magdę.

- Nie, nie skądże. Źle to zinterpetowałaś. Cały czas zerkała na mnie kątem oka. Myślisz, że dlaczego przyszła do nas tak szybko i w pierwszej kolejności. - Mathias komoletnie nie tracił rezony i przedstawiał sprawę w tak oczywisty sposób jakby musiał tłumaczyć dlaczego teraz w zimie jest wszędzie pełno śniegu.

- No przyszła bo zamówiliśmy śniadanie. Jest gotowe to przyniosła. - rudowłosa służka przedstawiła jak sobie tłumaczy takie a nie inne zachowanie tutejszej kelnerki. Ale kątem oka widziała jak Dirk powoli kręci głową i uśmiecha się dyskretnie. - Nie? - rudzielec zapytała jego a trochę i resztę stolika dość zdziwiona tym odkryciem. Zwłaszcza, że blondyn pokręcił głową niemo potwierdzając, że to “nie” jest właściwą odpowiedzią. Przynajmniej według jego kamrata.

- Oczywiście, że tak no ale mogła to przynieść kiedyś tam ale tak naprawdę to przyszła tu bo się stęskniła za mną. Ale to normalne. Wszystkie za mną tęsknią. Wy też no ale niestety ja jestem tylko jeden i jestem bardzo zajętym człowiekiem. Myślę jednak, że po ostatniej nocy przeskoczyłyście na czoło listy niezłych dziewcząt w tym mieście. - Mathias się zachowywał jak jakiś wielki hrabia albo przynajmniej bożyszcze tłumów. Zwłaszcza żeńskiej części publiczności. Do tego wydawał się mówić jak najbardziej na poważnie tylko brzmiało to tak komicznie, że nawet jak się to słyszało pierwszy raz to trudno było to brać na poważnie.

- Och skoro jestem gdzieś z początku listy masz czas Wallentag by terroryzować swoją gadaniną miejscowego rzeczoznawcę? Zrobiłabym to sama ale twój talent nie powinien się marnować. - Pirora rzuciła nad stołem do kompana Lange.

- W Wallentag? A gdzie i kiedy? - Mathias odparł po chwili zastanowienia chąc wiedzieć coś więcej zanim da jakąś odpowiedź.


- Możesz przyjść tutaj przed południem to cię zabiorę albo od razu na Bursztynową siedemnaście. - Pirora powiedziała Mathiasowi i musnęła pod stołem Dirka od tak jakby coś sobie pomyślał że mimo jej zapewnień preferowania dowódcy to jeszcze sobie uprawia schadzki z jego podwładnym.

- Może przyjdę a może nie przyjdę. - odparł Mathias zerkając pytająco na Dirka.

- No to może przyjdziesz. - odparł blondyn na to nieme pytanie.

- No to słyszałaś, może przyjdę. - drugi z legionistów uśmiechnął się do siedzącej naprzeciwko blondynki.

- Tylko na 12-tą wiesz gdzie masz być. - przypomniał mu Dirk a jego kamrat machnął ręką jakby przypomnienie uważał za zbędne.

- Nie no jak go potrzebujesz to obejdę się bez tej przysługi. - Pirora zwróciła się do Dirka zapewniając że jej prośba nie jest tak ważna jak jego sprawy. Przy okazji pobiła trochę ciepłego trunku i chwyciła drugą pajdę chleba do jajecznicy.

- Mamy swoje sprawy w Wellentag. Ale nie z rana. - Dirk odparł sięgając po kolejną pajdę chleba. Teraz kolega poparł go kiwaniem głowy.

- Skoro wam to gra to i mi. - Pirora powiedziała potwierdzając ich plan i skoro im nei przeszkadza to nam też.

Konistag; przedpołudnie; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”, Pirora

Rozstawiła nowe płótno, było mniejsze od tego z portretem syreny i Pirora postanowiła namalować coś ze swojego szkicownika. Wybrała las i postanowiła dać mu czerwone barwy, do czasu aż spotka się z tym myśliwym i spyta czy jeden z jego ptaków łownych może jej pozować.Trochę trudno było jej się skupić w końcu prawie całą noc kochała się w wielorakim towarzystwie.
Pracowała do momentu kiedy Julius dał jej znać że jej kuzynka pojawiła się w tawernie.

 
Obca jest offline  
Stary 09-07-2021, 20:09   #350
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Południe; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”, Pirora

Dziedziczka siedząc w tawernie i jadła kolację jednocześnie czytając książeczkę jaką dostała od Kamili van Zee. Nie zwracała uwagi na innych bywalców i trzymała się raczej siebie. No i Juliusa który jej towarzyszył.
Była całkowicie zmęczona i stwierdziła że powinna troszkę poigrać z jej najemnikiem następnym razem.
Czekała aż dziewczyny skończą a ona będzie mogła dopytać o tych łowców i ptaki.

Książeczka to było dobre określenie. Coś wielkości broszurki czy cienkiego brulionu. Ale jednak miało swój urok. Już okładka z raczej nagą kobietą zwiastowała, że nie jest to coś dla dzieci ani grzecznych, dorastających panienek. Jedynie długie, rozpuszczone włosy ratowały okładkę przed ukazaniem całkowitej golizny. A w środku było jeszcze gorzej. Albo ciekawiej. Zależy z jakiej strony na to spojrzeć.

Z oczywistych względów w pierwszej kolejności w oczy wpadały obrazki. Duże, na całą stronę. Tyle, że same strony nie były zbyt wielkie. I na tych obrazkach dominowały nagie lub półnagie kobiety. Co gorsza część z nich była syrenami czyli półzwierzętami i ohydnymi odmieńcami. Zaś wiele z tych scen okazywały je w wymownie dwuznacznych sytuacjach. Już w tym momencie panienka z dobrego domu i bogobojna osoba powinna cisnąć to “dziełko” precz. A najlepiej w ogień i powiedzieć o wszystkim swojemu spowiednikowi. Ale poza obrazkami były też literki.

Jak się Pirora wczytała w te literki to nie wiedziała czy to ktoś wydał te pół obrazkowe dziełko do istniejącej historyjki czy na odwrót. Czy może to powstało od razu jako gotowy projekt. Ale autor czy autorzy nieźle się przyłożyli do tego dzieła. Bo co ciekawe treść sama w sobie nie wydawała się jakaś zdrożna czy zbereźna. Była w stylu romansów i opowieści rycerskich. O tyle nietypowa, że główną postacią nie był żaden rycerz czy bohater tylko kobieta. Do tego jedna z Dzikich Kobiet. Co Pirora nawet nie była pewna czy takie naprawdę istnieją. Istnieli Dzicy Mężczyźni, zwłaszcza bardziej na wschodzie, w Talabeklandzie. Żyli jak jakieś dzikusy i podobno rzeczywiście kiepsko u nich było z ubraniami. Ale Dzikie Kobiety? Niby wiele męskich sekt i zakonów miało swoje żeńskie odpowiedniki ale o Dzikich Kobietach poza jakimiś mitami i legendami czy zwyczajnymi plotkami jakoś się nie słyszało. Niemniej wizerunek nagich czy półnagich dzikusek potrafił działać na wyobraźnie. Zwłaszcza jak wyglądały tak jak tytułowa Talima na obrazkach. Czyli taka co jej niczego nie brakowało i miała wszystko tam gdzie trzeba.

Za to była bardzo bogobojną wyznawczynią Taala który o nią dbał, karmił i ogrzewał. Dlatego nie potrzebowała ubrań. Wydawała się dość naiwną dziewczyną co jest ciekawa świata. I dlatego wędruje przez niego. I w tej historyjce pechowo wpadła do wody, porwała ją mroczna, zimna toń już dzieła Talima żegnała się z życiem, modląc się oczywiście do Taala i powierzając mu swoją duszę gdy jakiś uścisk ją złapał za rękę i usta wpompowały powietrze do jej pełnych piersi. I uchwyt wyciągnął ją z powrotem na powierzchnię. A tam okazało się, że jest już w krainie syren i uratowała ją jedna z nich.

Sama powieść czytała się prawie sama. I nie wydawała się bardziej zdrożna niż zbereźna szanta jaką napisała Nije o swoich piratkach. Ale w połączeniu z obrazkami wychodziło drugie dno. To bardziej mroczne i na pozór ukryte. Jak w pierwszym rozdziale gdy niby pozornie klasyczna scena ratunku głównej postaci w ostatniej chwili z tarapatów została okraszona rysunkiem dwóch, nagich i całujących się pod wodą kobiet. Czy raczej kobiety i syreny. Włosy i bąbelki co prawda zasłaniały te najintymniejsze detale ale jednak obrazek potrafił przemówić do wyobraźni. Same obrazki były nieco schematyczne i proste. Malarka czuła, że sama mogłaby te scenki namalować lepiej. Dokładniej i po swojemu. Z drugiej jednak strony to taki mały formacik tych obrazków i wymóg aby dało się to skopiować w drukarni jednak niósł nieco ograniczeń.

- Jakaś pani tu chyba idzie. - usłyszała obok Juliusa gdy tak siedziała nad tą książeczką. Jak podniosła wzrok ujrzała, że chłopak ma rację. Czarna Jagoda doszła już prawie do ich stołu trzymając po kuflu w każdym ręku i uśmiechała się całkiem przyjaźnie.

- Dobry wieczór panno van Dyke. - przywitała się gdy zatrzymała się przy stole przy jakim siedziała blondynka i mały chłopiec.

- Ach dobry wieczór. Julius poznaj Czarną Jagodę, łowczynie nagrod, miecz do wynajęcia. - Pirora zaintonowała tytułu kobiety z pewnym patosem co wybrzmiało jakby kobieta była bardzo ważna i poważna personą.

- Pani Jagodno. - Julius wstał z miejsca i skłonił się nowej kochance Pirory z uszanowaniem i spojrzał na swoją pracodawczynię. Ta zrobiła mu ruch głowy by ich zostawił i zaraz potem dzieciak zniknął na piętrze. Dziedziczka odłożyła tomik i uśmiechnęła się wskazując miejsce obok siebie.

- Miło cię znowu widzieć. I trafiasz na mnie w ostatniej chwili miałam kończyć kolacje i zniknąć na dzisiaj z życia towarzyskiego. - Powiedziała szczerząc się przyjaźnie do najemniczki.

Sądząc po chłopięcym spojrzeniu jakie Julius rzucił groźnie wyglądającej kobiecie w czarnej brygantynie to chyba wzbudziła jego ciekawość. Ale jednak nie przeciągał struny i zniknął z okolicy gdy dostał takie polecenie od swojej chlebodawczyni. Jagoda miała na tyle taktu albo wyczucia, że zachowała się godnie takiego miana jakimi przedstawiła ją panna van Dyke i zachowała się dumnie jakby była najsławniejszym kondotierem w mieście. Ale nim się odezwała poczekała aż Julius zniknie z widoku.

- Twój chłopak? - zapytała jakby pytała z ciekawości czy jest matką tego smyka jaki właśnie ich zostawił. Sama pozwoliła sobie usiąść obok blondynki zupełnie jak ostatnio gdy siedziały jeszcze na dole w “Kwarcie”. Postawiła przed Pirorą drugi z kufli a jeden zatrzymała dla ciebie.

- Mam nadzieję, że ci będzie smakować. Jak nie to zamówię coś innego. Co tam masz? - zapytała zerkając na odłożony właśnie przez blondynkę tomik.

- Mój narzeczony, wiesz jak to czasem z małżeństwami w wyższych sferach. - Powiedziała półżartem półserio ale szybko się poprawiła widząc minę najemniczki. - Mój chłopak na posyłki, brat mojej służebnej. Przyjmuje wiadomości i interesantów jak mnie nie ma.

- Jest w porządku, nie wybrzydzam nie wiadomo jak w takich kwestiach… - Pirora skomentował a po piciu konkretnego ługu z kufla.

- Nieprzyzwoita książkę z obrazkami. Dostałam ją od bardzo skrytej, nieśmiałej, ułożonej koleżanki z nienaganną pozycją. - Pirora zaśmiała się do siebie i tego skąd to ma. - Może później przeczytam ci parę lepszych kawałków.

- O. Książka z nieprzyzwoitymi obrazkami? A mogę zobaczyć? - Jagoda wydawała się zaintrygowana tym co o książeczce powiedziała koleżanka. Spojrzała z zaciekawieniem na ten tomik jakby próbowała przewiercić wzrokiem co jest w środku.

- I mówisz, że nadal jesteś wolna? I nie masz planów na dzisiejszy wieczór? No popatrz. To jakoś podobnie do mnie. - czarnowłosa najemniczka odwróciła wzrok od niewielkiej książeczki i spojrzała na jej blondwłosą właścicielkę. Jakoś od niechcenia i niby przypadkiem poprawiła jej blond kosmyk znad twarzy przesuwając go gdzieś do tyłu.

- Żadnych planów. Więc mogę sobie pozwolić na małą spontaniczność… - odpowiedziała blondynka podsuwając Jagodzie tomik. - … tylko się nie zgorszy.

- A jak ty byś zaplanowała nie zaplanowany wieczór? Wspólne czytanie? Ciepła kąpiel? A może od razu dasz się naciągnąć na piętro i wykorzystać jak na niektórych obrazkach ? - Pirora powiedziała ciszej prawie, że na ucho owiewając je swoim ciepłym oddechem. .

- O. Tak jak na tych obrazkach? - upewniła się najemniczka która prawie z dziecięcą ciekawością zaczęła przeglądać obrazki. Na pewno było to szybsze niż wczytywanie się w tekst na drugiej stronie. Pokazała na jeden z pierwszych obrazków gdzie Talima wyglądała jakby w najlepsze całowała się pod wodą z syreną. Zaśmiała się z tego ale z ciekawością przewracała kartki dalej.

- No tak, tak, myślę, że to mogłoby się udać. Kąpiel. Zmarzłam na tym cholernym dworze. A potem łóżko. Pasuje ci kolacja ze śniadaniem? - zapytała zerkając z zaciekawieniem na siedzącą obok blondynkę i uśmiechając się do niej wesoło.

- Jestem już w trakcie kolacji ale każe nam coś przynieść do pokoju jakbyśmy zgłodniały w nocy. - Pirora zrobiła gest przywołujący skierowany gdzieś w górę. Chwile poźniej rudy chłopak zjawił się spowrotem koło stolika.

- Poproś Irine by przygotować kąpiel w wielkiej bali i przyjdź po mnie jak będzie gotowa. A jak będe w kąpieli zamów wino i jakiś chleb sery i mięso do mojego pokoju. - Pirora poleciła chłopakowi i dała mu klucz do pokoju by wszystko przygotował z siostrą.

- Właśnie słyszałaś może o Czarnej Talari? Podobno to miecz do wynajęcia jak ty tylko no elfka. Mam znajomą panią nawigator która się za nią rozgląda. Stwierdziłam że może jak to najemniczka to może czasem bywa w kwarcie i o niej tam słyszeli. - Pirora zapytała popijać kolejny łyk z kufla.

- No proszę jaka sprawna organizacja. I dobrze. Nie chce mi się w ten ziąb wracać na ulicę. - Jagodna roześmiała się radośnie i serdecznie widząc jak w parę chwil Pirora jej załatwiła gościnę do białego rano. Musiało to przypaść do gustu czarnowłosej najemniczce. Ale znów nieco wiecej powiedziała gdy mały rudzielec już zniknął z sali i zasięgu głosu.

- A ta twoja nawigator to obawia się o swoje życie czy chce kogoś sprzątnąć? - zapytała już bardziej stonowanym głosem gdy leniwie przewróciła kolejną kartkę książeczki. - Bo zwykle po to się wynajmuję Talarię. Znaczy tak oficjalnie to ona jest jak ja. I większość z nas. Ochroniarzem, najemnikiem, łowcą nagród. Ale każdy wie, że ją się wynajmuje w gardłowej sprawie. Albo jak ty chcesz kogoś albo jak ktoś chce ciebie. - wymownie postukała się w swoje gardło dając znać jakim rodzajem roboty zajmuje się owa elfka.

- I tak, nawet ją raz widziałam. Ale rzadko przychodzi do nas. Znaczy do “Kwarty”. Ładna. No elfka to wiadomo, że ładna. - parsknęła z rozbawieniem i znów przewróciła kilka stron. - Ale jak na człowieka spojrzy to się zimno robi. Jakby serce zamierało. A ona widziała duszę i myśli na wylot. Niektórzy mówią, że to wiedźma. Cholera wie. Ja nie bardzo miała interesu do niej ani z nią to chociaż elfka to jednak jakoś jej nie szukałam. - przyznała, że widocznie uznała ową Talarię za atrakcyjną ale jednak zimna otoczka skutecznie ją zniechęciła do bliższego poznania.

- A ciekawe, że czytasz o syrenach. Modny temat ostatnio. - Jagoda zatrzymała się na kolejnym obrazku. W nim Talima była wzięta w kleszcze między dwie syreny które się nad nią pastwiły wystawiając jej wiarę na próbę. Tak przynajmniej głosił fragment pod obrazkiem. Ale sam obrazek wyglądał raczej jak trójkącik z trzema uczestniczkami gdzie raczej żadnej nie dzieje się krzywda a wręcz przeciwnie.

- U nas dzisiaj ogłosili nagrodę za schwytanie tej syreny. Nie wiem czy słyszałaś. W ostatni Festag z ambony nawet o tym mówili. No i dziś w południe dali u nas list gończy. Chociaż bez takich ładnych obrazków jak tutaj. Kpiny z tego mieliśmy cały dzień. Ale oficjalnie to list wystawił ratusz więc poważna sprawa. Nie wiem czy ktoś to bierze na poważnie. Jakiś dureń wypadł z łódki i zaraz aferę z tego kroją. - pokręciła głową jakby sama nie miała za bardzo wiary w tą całą syrenę bo mówiła o tym z pogardą i dystansem. No ale skoro oglądała takie ładne syreny w akcji to jej się pewnie przypomniało.

- Mhm, ciekawe. Pani nawigator chciałaby tą Talarię poznać z bardziej przyziemnych pobudek. - Malarka musnęła palce najemniczki dając do zrozumienia jakie są to pobudki. - Niemniej z nią to ostatecznie trudno powiedzieć. Powiedzmy, że w ich elfim półświatka krążą pewne plotki które robią tej elfce pewną reputację.

- Czy w związku Z tym listem gończym już jacyś rybacy ubijają swobodę i tuńczyka bo To razem zszyć I przedstawić jako złapana i ubitą syrenę morską? - Pirora zaśmiała się wyobrażając sobie jakich sztuczek mogli się łapać zwykli ludzie by zarobić.

Słysząc to łowczyni nagród roześmiała się serdecznie. Tak bardzo, że aż uderzyła się dłonią w kolano. Ale dłoń nie wróciła jej do góry tylko pozwoliła się pod stołem zsunąć ku udom blondwłosej rozmówczyni. Blat stołu powinien jednak chronić ten gest przed większością, zwłaszcza przypadkowych spojrzeń.

- Dokładnie! Właśnie tak to dzisiaj sobie żartowaliśmy. - przyznała rozbawionym tonem jakby ciesząc się, że i Pirora w lot to wyłapała. - Ale chyba to przewidzieli. Bo kazali przywlec żywą albo świeże truchło. Żadnych tam zmumifikowanych czegoś albo odciętych rybich ogonów. - zaśmiała się już nieco mniej gdy chyba nawet ci w ratuszy zdali sobie sprawę z tego samego co ona i teraz właśnie Pirora i coś postanowili temu zaradzić.

- No i za oszustwa i wyłudzenia to jeszcze karami grożą. Większość z nas myśli, że to wszystko lipa. Pewnie ci w ratuszu chcą uspokoić sytuację, że coś robią. Potrzymają tą nagrodę jakiś czas a jak się nikt nie zgłosi, co jest prawie pewne, to ją odwołają. A potem będa mogli mowić, że coś robili ale żadnej syreny nie ma. - wyjaśniła w dość prozaiczny sposób jakie jest jej zdanie na ten temat.

- No szkoda, nawet trochę. Jakby tam za oknem gdzieś były takie syrenki to ja bym się chętnie z nimi zapoznała bliżej. Chociaż jakbym miała wybrzydzać to bym wolała nie na zewnątrz bo tyłek sobie można w parę chwil odrmozić. Dzisiaj to i tak jeszcze nie było tak najgorzej. - postukała palcem w papier na wizerunek splecionych ze sobą kobiecych ciał i rybich ogonów co się wiły jak wężowe sploty.

- A z tą Talarią no twoja koleżanka to może spróbować u nas popytać. Ale to jak ją lubisz to może ją ostrzeż o niej. Bo nie wiem czy ona wie o kogo by pytała. A ty też chcesz poznać tą Talarię? - trochę chaotycznie ale najemniczka wróciła do tematu elfki poszukiwanej przez inną elfkę.

- Cóż nie ukrywam że zainteresowaliście mnie jej osobą jak tak opowiadacie o niej. Ale powiedzmy, że potrzebny by mi był dobry powód na wynajęcie jej czy poznanie. Skoro nie bywa w “Kwarcie” to powiem szczerze, że nie mam trochę pomysłu gdzie by jej szukać w osobie. - Przyznała blondynka.

- A wracając do tematu syren to jak pójdziemy do mnie pokażę ci mój obraz takiej. Powiesz czy podobny do tego z listu gończego. - postanowiła blondynka popijając kolejny łyk trunku.

- Masz obraz syreny? - zdziwiła się najemniczka jeszcze raz pokazując palcem na wirujące, kobiece ciała w miłosnym uścisku gdzie kobiety z rybimi ogonami stanowiły dwie trzecie obsady. - No ciekawe. Chętnie zobaczę. Jak mamy czas do śniadania to chyba znajdzie się czas i na to. - uśmiechnęła się ściskając mocniej pod stołem udo panny van Dyke. Pozdrowiła ją ruchem kufla w drugiej dłoni i znów przewróciła kilka kartek niewielkiego tomiku.

- Wiesz, to, że ona się nie pokazuje u nas nie znaczy, że nie można się z nią skontaktować. - powiedziała w końcu jakby się te parę chwil ciszy zastanawiała nad sprawą kontaktu z tajemniczą elfką.

- Ale jak ta twoja elfka chcę ją tak poznać towarzysko to nie wiem jak to się skończy. Nie słyszałam by ktoś się nią interesował w ten sposób. - przyznała jakby miała wątpliwości jak Talaria mogłaby zareagować na taki powód kontaktu z nią.

- Cóż to rzeczywiście może być trudne… w sensie nawiązanie kontaktu towarzyskiego. Chyba że posłużę się fortelem... za miastem jest podobno wioska, tam mieszka jeden myśliwy który używa sowę do polowań. Ja ostatnio szukam nowej inspiracji do malowania którą tak sobie wymyśliłam że będą właśnie ptaki drapieżne. Może ta talaria byłaby zainteresowana eskortą mnie do tej wioski w obie strony. A potem mogę jej podziękować za tą pracę zapraszając ją na obiad. Mogę też powiedzieć mojej koleżance gdzie mogłaby zostawić wiadomość z prośbą o spotkanie. - Pirora wymyśliła naprędce odpowiedni plan ale nadal zostawiła sobie furtkę do prostego jak w mordę strzelił rozwiązania.

- Ale zostawmy sobie elfki na później może przy śniadaniu. - Pirora rozchyliłą swoje nogi w zapraszajacym geście. Choć z uwagi na fałdy sukni było to zaproszenie bardziej symboliczne. - Właściwie to chyba mogłabym zapytać czy coś ci upodobało z książeczki i chciałabyś spróbować jakby to smakowało z żywą partnerką. - Pirora mruczała uwodzicielsko i wielce kusząco. Mimo zmęczenia z poprzedniego wieczoru i poranka, jej chęć wrzucanie się znowu w wir rozpusty zaczął dodawać jej animuszu.

- Właściwie zastanawiam się jeszcze nad jedną rzeczą. Normalnie w kąpieli asystuje mi tylko Irina moja bezpośrednia służebna. Ale w tej chwili mam pod opieką jeszcze dwie służki kapitan de la Vegi zastanawiam się czy nie wykorzystać tego momentu by podłapały parę dobrych zachowań i technik jeśl chodzi o pomoc w kąpieli. Oczywiście jeśli ci nie przeszkadza że będzie nam nadskakiwać tyle kobiet dbając o nasze samopoczucie.

- A te twoje służki to jakieś ładne? I umieją zadbać o kobiece potrzeby? - dało się wyczuć, że najemniczka robi się coraz bardziej rozochocona tą całą rozmową i zachowaniem. Zaśmiała się cicho widząc i czując jak gościnne są uda Pirory i nie omieszkała skorzystać z tego zaproszenia. Jej dłoń z lubością zanurzyła się w ten miły podołek. A uda Averlandki i ich zwieńczenie czuło ten dotyk. Chociaż osłabiony przez materiały jakie ich rozdzielały. Może dlatego łowczyni zainteresowana pogłębieniem tematu wysunęła dłoń z tego miejsca i zaczęła bawić się zapięciem sukni próbując je rozpiąć.

- Ale Talaria to raczej nie na takie zwykłe eskorty. Nie sądzę aby była zainteresowana taką wycieczką za miasto. Nie wiem szczerze mówiąc jak ugryźć ten temat. Może te elfki niech jakoś to dogadają się między sobą? - przyznała, że nawet gdyby udało się skontaktować z czarnowłosą elfką to ona sama nie bardzo wie jak tu zacząć kontakty towarzyskie z chłodną najemniczką. Zwłaszcza takie jakimi właśnie same się zabawiały.

- A ta twoja elfka to ona tak tylko z innymi elfkami? - zapytała jakby się jej przypomniało, że Pirora mówiła też o jakiejś swojej elfce.

- No a jak pytasz o te obrazki… - skierowała wzrok na książeczkę jaka wciąż leżała przed nimi. Wolną ręką lenwie przewróciła kilka kartek i szukała kolejnego obrazka. Zatrzymała się na jakimś jaki przedstawiał siedzącą Talimę narysowaną mniej więcej z profilu. Zaś jej stopą zajmowała się jedna z syren a w jej uda nurkowała druga. Może nie tak dosłownie ale tak pewnie by to w rzeczywistości wyglądało podczas łóżkowych harców. To był jeden z końcowych obrazków do jakiego tekstu Pirora jeszcze nie doszła. Ale jak głosił podpis na dole Telima właśnie przekonywała syreny jak dobrze mieć własne nogi.

- Myślisz, że poradziłabyś sobie z czymś takim? - zapytała Jagoda stukając palcem w obrazek.

- Moje służki właśnie nie, ale Benona i Ajnur myślę że mogły być chętne na takie zabawy...i takie zabawy. - mówiąc drugie ‘takie’ Pirora zastukała w rysunek na obrazku. - Choć poznasz je i może zostawisz jakiś rzeczy których nie potrzebujesz w czasie kąpieli w moim pokoju. - blondynka wstała dopijając na raz resztę kufla. I poprowadziła Czarną Jagodę po schodach na gorze skierowała się do piątki i zapukała do drzwi.

- Witam, mam pytanie czy macie siłę by jeszcze Irina pokazała wam jak się używa różnych olejków w kąpieli/ Na pewno będzie to dosyć mile widziane przez panią kapitan jak wróci a akurat tak się składa że mam tutaj znajomą która dzisiaj dołącza do mnie w czasie kąpieli i chętnie pomoże jako “manekin ćwiczebny”. - Przeszła od razu do rzeczy kiedy Benona otworzyła drzwi i przywitała ją.

- Tak, oczywiście. Bardzo chętnie. - Benona odpowiedziała z ciepłym uśmiechem i szybko taksując nową koleżankę i kandydatkę do kąpieli zaciekawionym spojrzeniem. najemniczka zresztą zrewanżowała jej się tym samym.

- I mówisz, że one będą nam towarzyszyć w kąpieli? Moja droga panno van Dyke. Jakbym wiedziała wcześniej, że oferujesz taki szeroki wachrarz usług to bym pewnie zjawiła się tu wcześniej. - roześmiała się Jagoda gdy chyba dziewczęta jakie zastała w pokoju zrobiły na niej równie dobre wrażenie jak ich pani.

- To my już tutaj posprzątałyśmy i zaraz pójdziemy do Iriny na dół, żeby jej pomóc. A jak się panience podoba? - Beno też się uśmiechnęła przyjemnie ale sama złożyła dłonie na swoich biodrach aby zaprezentować właśnie uszytą suknie. Widocznie udało im się ją skończyć zgodnie z planem. Suknia prezentowała się całkiem nieźle. Rudzielec wyglądała w niej jak zgrabna córka jakiegoś sklepikarza, kupca, może bogatego chłopa czy rybaka. I pewnie mało komu by do głowy przyszło, że jest czyjąś niewolnicą. Ajnur z Kerstin kończyły pakowanie i zamiatanie nożyc, nici, ścinków i kawałków materiału w jakich do tej pory pracowały. Ale też zatrzymały się ciekawe opinii Averlandki o efekcie ich zespołowej pracy.

- Udało się wam z tą suknią. To teraz dziewczyny von Drasen i możemy przechodzić już do lekcji etykiety co by odzywki pasowały do nowego wyglądu. - Pirora była bardzo zadowolona z efektu końcowego udało się nadać strojowi większy szyk jak w przypadku pierwszej sukni. Teraz tylko trzeba przekonać je by zaczęły je nosić częściej.

- Kerstin jak skończysz to możesz mieć resztę dnia wolnego. - Powiedziała jeszcze do kolejnej służącej zagarniając Najemniczkę na chwilę do jej pokoju gdzie Julius właśnie zostawiał wino i dwa pucharki.

Zostaw czego nie będzie ci potrzeba i schodzimy na dół - wydała rozkaz do najemniczki i sama zostawiła nieprzyzwoity tomik a wzięłą mała drewnianą szkatułke z zestawem buteleczek.

W łaźni było ciepło, gorąca woda z bali parowała w pomieszczeniu. Irina i dziewczęta przygotowały kąpiel choć jeszcze bez olejków. Pirora podała szkatułke Irnie a ta postawiła ją na razie na bok i zaczęła pomagać swojej szlachciance się rozbierać. Ubrania były porozwieszane na wieszakach albo składane i kładzione w miejscu by ich nie zamoczyły harce. Benona i Ajnur naśladowały te poczynania z najemniczką. Kiedy obie kobiety były nagie służka Pirory podeszła i obejrzała włosy najemniczki po czym podała Benone jeden z flakoników do włosów blondynki został użyty inny. Używając najpierw dłoni a potem grzebyka służki naniosły włosy kobiet pachnącym olejkiem a potem użyły kolejnego by wmasować go w nagą skórę.

Dopiero po tym obie kobiety mogły wejść do wielkiej balii i zanurzyć się w gorącej wodzie. Pirora tłumaczyła co jakiś czas co robi i dlaczego jej nie ma służąca. Jaka jest różnica miedzy rożnymi typami włosów i że różne olejki nadają się lepiej inne gorzej do ich pielęgnacji. Nadmiar olejków ze skory zaczął pływać po wodzie i zapach fiołków oraz bardziej korzenny chyba brzozowy zmieszały się ze sobą wypełniając pomieszczenie. Irina zostawiła w pewnym momencie kobiety i wróciła tylko na chwilę z czystymi płachtami na otarcie oraz z dwoma kielichami zimnego wina które postawiła na podwyższeniu koło bali.

- Jak pierwsze wrażenie? - Zapytała malarka biorąc swój i nastawiając go do stykającej się pozycji czekając aż Czarna Jagoda zrobi to samo.

- Tak, bardzo przyjemnie. Czuję się jakbym była jakąś szlachcianką i miała własną służbę. - Jagoda siedziała zanurzona w gorącej wodzie z miną zadowolonego kota. I łaskawie pozwalała się obsługiwać zwinnym łaziebnym. Usiadła obok Pirory i w jednej dłoni trzymała wręczony puchar z winem a drugą zanurzyła ku udzie blondynki. Podobnie jak to czyniła na dole tylko tutaj suknia nie krępowała im ruchów. Na razie jednak najemniczka cieszyła się tą kąpielą i towarzystwem powstrzymując się od bardziej zdecydowanych działań.

- Benono może Ajnur będzie tak wspaniała i ulży trochę barkom naszego gościa? - Pirora odezwała się do rudowłosej i mrugnęła jej porozumiewawczo. Woda była przezroczysta i obie łaziebne widziały gdzie ręka najemniczki zawędrowała pod taflą wody.

- Ależ oczywiście. - Beno zgodziła się chętnie i zaczęła trochę na migi a trochę słownie tłumaczyć koleżance czego od nich oczekuje ich pani. Pomogło na tyle, że za chwilę ślicznotka z dalekich, wschodnich stepów stanęła za plecami Jagody pochylając się nad nią a jej dłonie spoczęły na barkach i obojczykach najemniczki. Masażystka zaczęła z wprawą dbać o ten detal anatomii swojego gościa a czarnowłosa westchnęła cicho z tej serwowanej przyjemności. Udo Pirory zaś wciąż czuło jak jej podwodna dłoń leniwie przesuwa się w górę i dół zbliżając się coraz bardziej do wnętrza i miejsca zwieńczenia tych ud.

- A panienka sobie czegoś życzy? - widząc, że Ajnur zajęła się górą najemniczki rudowłosa nachyliła się nad siedzącą blondynką, że prawie szeptała jej do ucha zalotnym tonem. Jakby całkiem chętnie była skłonna zająć się takimi życzeniami.

Malarka uśmiechnęła się do siebie i przyłożyła usta do ucha rudzika. - Jeszcze nie ale później może nam się tu zrobić trochę deszczowo… może lepiej zdjąć ubranie które mogłoby się zamoczyć i zostać w poddomkach…- Kończąc liznęła służkę po uchu zapowiadając że ten wieczór też zapowiada się na pełen wrażeń.

- Oczywiście ma panienka całkowitą rację. - Benona okazała się wdzięczną i pojętną służącą. I do tego ucieszoną z takiej perspektywy jaka zaczynała się rysować na ten wieczór jaki się właśnie rozpoczynał. Zrewanżowała się blondynce dyskretnym pocałowaniem w bok jej mokrej szyi korzystając z tego, że jej głowa zasłaniała ją przed wzrokiem najemniczki a i ta była rozproszona na tej ciekawie rozwijającej się sytuacji.

- O. Już się rozbieracie? - zauważyła Jagoda i z zadowoleniem upiła łyk z kielicha. Dostrzegła, że Benona zaczęła zdejmować z siebie wierzchnie ubranie i nie ukrywała, że podoba jej się ten ruch. Oraz to co się spod tego ubrania wyłaniało.

- Tak proszę pani. Nie chcemy pomoczyć i pobrudzić ubrań. A to strasznie mokra robota. - odparła wdzięcznie rozbierająca się rudowłosa trzymając się tej wersji jakiej poleciła jej averlandzka pani.

- No nie powiem, nie powiem Piroro. Ciekawą masz tą obsługę. Bardzo ciekawą. Co jeszcze umieją te twoje dziewczęta? - Jagoda wydawała się w pełni usatysfakcjonowana takim rozwojem sytuacji. Zupełnie jakby została zaproszona na spektakl który odbywał się dla jej satysfakcji. W międzyczasie Benona która już niewiele miała na sobie zastąpiła za jej plecami Ajnur jaka z kolei teraz też starała się przybrać strój bardziej odpowiedni dla łaziebnej.

- Cierpliwie dojdziemy i do tych momentów wieczoru. - Blondynka uśmiechnęła się i zanurkowała pod wodę. No trudno to nazwać nurkowaniem, balia nie była aż tak wielka ale wystarczyły by na zatrzymanym oddechu dziewczyna skubnęła zębami niektore części ciala Jagody. Kiedy się wynurzyła nie przejmując się służkami zaczęła swoje własne zabawy w wodzie.

Trudno jej było ocenić czy najemniczka była kiedyś w podobnej sytuacji ale z minuty na minutę w łaźni rzeczywiście zrobiło się mokro i gorącą w tym innym znaczeniu. Pewnie mniej więcej tak jak to co miały właśnie one można by sobie wyobrazić co może taka wodna nimfa czy serana zrobić ze swoją “ofiarą’. No i oczywiście służki również dołączyły do zabawy choć w bali na raz mogły przebywać góra trzy osoby ale przy pewnej koordynacji i współpracy po wszystkich stronach rotacja przyniosła skutki.

Benona i Ajnur musiały jednak też służyć i osuszyć Pirorę i jej gościa. Pomóc się im ubrać a potem siebie nawzajem. - Cóż myślę że dziewczyny spisały się dzisiaj i zasługują na małą nagrodę. - Pirora powiedziała do swojej najemniczki. - Może zaprosimy je na górę i przeczytałam wam parę stron z tej ciekawej książki którą ci wcześniej pokazywałam?

- O tak, bardzo chętnie. - Czarna po całości przyklepała taki pomysł i po takich wodnych igraszkach wydawała się dziewczyną do rany przyłóż. Kochaną i przyjacielską, wesołą i uśmiechniętą. Dwie tak różne od siebie łaziebne też tryskały radością i po tej zabawie i po takiej propozycji na dzisiejszy wieczór. Trochę to trwało zanim wszystkie cztery się ubrały tak jak do wyjścia i wyszły na korytarz. Wróciły do głównej izby i skierowały się ku schodom na górę gdy podbiegł do nich Julius.

- Tamten pan cię szuka. Ten gruby. - powiedział chłopiec przyciszonym głosem i wskazał w kierunku jednego ze stołów. Mężczyzna był rzeczywiście postawny. Ale jego akurat Pirora poznała już jakiś czas temu. Wujaszek Karl widocznie śledził wzrokiem chłopca bo gdy spojrzała w jego stronę pozdrowił ją delikatnym skinieniem głowy.

- Och faktycznie… idźcie na górę i rozgościć się Ajnur może dokończyć na tobie masaż ja dołączę niebawem. - Pirora powiedziała i puściła kobiety przodem podając Benonie swój klucz a sama podążyła w stronę Karlika. - Wujaszku miło mi cię widzieć, zdrowie dopisuje mam nadzieję. - Van Dake była słodziutka jak miód, dokładnie taka jaką każdy wujek chciałby mieć w rodzinie. Przysiadła się do mężczyzny.

- Witaj córciu. Cieszę się, że cię widzę w dobrym zdrowiu. Chodź ze mną, jeśli możesz. Obiecuję nie zająć ci wiele czasu ale chciałbym ci coś pokazać. - Karlik zachował się za to jak na dobrego wujaszka przystało. Wstał gdy Pirora podeszła do stołu, objął ją serdecznie aż zdawała się topić w jego potężnych ramionach i brzuszysku ale już nie siadał. Wskazał tylko na drzwi wyjściowe z tawerny. - Możesz wziąć mój płaszcz. Ja jak widzisz mam tyle sadła, że ma mnie co grzać. - zaoferował się podając jej swój podbity futrem i wyglądający na drogi płaszcz. Sam za to jowialnie poklepał sie po ogromnym brzuszysku dając znać, że jak na krótko to taki mróz jak na zewnątrz mu nie straszny.

Blondynka przyjęła płaszcz i udała się na zewnątrz. - Och mam nadzieję że nie czekałeś zbyt długo faktycznie Julius nigdy cię nie widział to nie wiedział żeby mi od razu mówić o twoim przybyciu. - Dodała przepraszająco blondynka.

- Nie. Dopiero przyszedłem. Ale nie mogę długo zostać. Mam sprawy do załatwienia. Rodzinne sprawy. - powiedział dając znać, że dziewczyna nie powinna się nim przejmować i nie ma jej nic za złe. Ale w tonie i ruchach dało się wyczuć pewne ponaglenie jakby rzeczywiście czas go gonił. Potem odezwał się już na ciemnej ulicy. Gdy szli we dwoje on w samym kontuszu z szerokim pasem ona w jego płaszczu w którym się topiła ale za to był bardzo ciepły i nie musiała obawiać się mrozu.

- Na początek mam dobre wieści. Starszy postanowił przyjąć cię do rodziny. Więc witamy na pokładzie i gratulacje Piroro. - powiedział zatrzymując się na chwilę i wyciągając dłoń aby ją uściskać. Ale wreszcie uściskał ją całą jakby dopiero co spotkali się w rodzinie po bardzo długiej rozłące.

- Porozmawiałbym z tobą dłużej ale niestety jak mówię czas mnie goni. Mam wazne spotkanie. Większosć z nas ma. Ale Starszy postanowił cię w to jeszcze nie mieszać. Dziś wieczorem powinno być już po wszystkim. - wyjaśnił też dlaczego tak się spieszy. Znów wznowił marsz kierując się ku wylotowi ulicy a ten już otwierał się na czarne wody zatoki i głównego portu.

- Zebrania rodzinne zwykle mamy w Agnestag. O zmierzchu. Jutro. - wyjaśnił nowej kultystce jak tutaj działa ta tajna rodzina.

- Więc na jutro już jesteś zaproszona na to rodzinne spotkanie. Poznasz resztę swojej nowej rodziny. Spotkania są o tam. - wskazał gestem pulchnej dłoni na czarne wody zatoki i przeciwległe wybrzeże. Ale nie bardzo wiadomo było co pokazuje dokładnie.

- Tam jest Wybrzeże Albatrosa. Jak tam dotrzesz idź wzdłuż niego. Sprawdzaj nazwy mijanych statków. Jak dotrzesz do “Starej Adele” to będzie tam. Zapukaj… Właściwie to uderz bo pukania to nie słychać. Albo kopnij w burtę. O w ten sposób. - wyjaśniał jak należy dotrzeć do kryjówki tutejszych kultystów. Zademonstrował też jaki powinna dać sygnał tym stukaniem i, że wtedy ktoś, pewnie taki brodaty kuternoga, powinien wyjść na pokład i zrzucić jej drabinkę. To wejdzie na pokład. Z tego miejsca gdzie teraz stali było widać całe kolejne rzędy burt i las gołych rej i masztów statków to nie bardzo było wiadomo które to jest Wybrzeże Albatrosa i który to statek. Ale Karlik tak mówił jakby uważał, że to jest dość proste do odnalezienia.

- Przyjdź godzinę przed zmierzchem. Starszy chciałby jeszcze z tobą porozmawiać zanim inni się zejdą. Jutro spotkanie będzie trochę później. Czekamy na Łasicę. Aż skończy robotę i przyjdzie do nas. A przed zmierzchem nie skończy. - grubas dokończył to nieco przyspieszone wprowadzenie i teraz czekał jak na to wszystko zareaguje blondynka.

- Ku chwale rodziny zatem. - Skomentowała blondynka skłaniając się lekko w stronę wuja. - Będę na czas. I powodzenia w czymkolwiek dzisiaj uczestniczycie. - Zapewniła mężczyznę i przesłała reszcie rodziny życzenia sukcesu w ich sprawie rodzinnej.

- Bardzo ci dziękuję. Myślę, że w razie kłopotów możesz skontaktować się z Versaną. Bo Łasica to raczej jest w tej chwili trudno osiągalna. - Karlik wydawał się zadowolony z takiej odpowiedzi. Odwrócił się plecami do portu i zaczął powrót do tawerny. Zatrzymał się dopiero przed wejściem do niej.

- Coś byś miała do przekazania Starszemu? Będę się z nim dzisiaj widział. - zapytał jeszcze na koniec tej krótkiej wizyty.

- Tylko serdeczne pozdrowienia i podziękowania ale to może poczekać do jutra. - Blondynka uśmiechnęła się do grubaska i oddała mu kubrak i znikła za drzwiami ciepłej tawerny.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172