Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2021, 19:31   #69
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Tymczasem Lucas zostawił Orianę po wspólnej chwili namiętności śpiącą w łóżku. Sam zamknął drzwi na klamkę do ich wspólnego pokoju i udał się rozejrzeć za babcią Marge jak nazywali ją miejscowi. Był przekonany, że ktoś wskaże mu drogę.

- Pewnie jest u siebie… czas kolacji… - Otrzymał w końcu informację, i kierunek do odpowiedniego budynku. Tylko w sumie, czy wypadało w takiej sytuacji przeszkadzać?

Lucas założył, że sytuacja jest nowa i może się dynamicznie zmienić. Więc lepiej pogadać z Merge teraz niż później. Natomiast jeśli nie będzie mile widziany na pewno ktoś da mu to do zrozumienia u samej Merge. Ruszył więc śmiało do wskazanego miejsca i następnie zapukał do drzwi. Po chwili zostały one otwarte przez… młodą czarnulkę w białym podkoszulku i jeansach. W środku było słychać innych ludzi.



- Umm… a ty kto? - Spytała, przelotnie się na moment uśmiechając.
Gładki też się uśmiechnął widząc ładną dziewczynę.
- Lucas - przedstawił się. - Szukam Merge zastałem ją może? - zapytał dla pewności.
- Hmm… - Zmierzyła go spojrzeniem z góry do dołu - Ja jestem Jess… ty jeden z tych nowych? W sumie jest, ale nie "Merge", tylko "Marge" jeśli już, i jemy wszyscy właśnie kolację…
- Poczekam pogoda dziś jest ładna jak zjecie powiedz żeby do mnie na chwilę wyszła. Wiesz wątpliwości świeżaków pragnących zrozumieć jak to wszystko tu działa. - Lucas uśmiechnął się rządkiem białych zębów do dziewczyny. Na których z reguły robił dość dobre wrażenie.
- Poczekaj chwilkę… - Jess wskazała ławeczkę na werandzie i zamknęła drzwi. A Lucas zauważył, że dziewczyna ma z tyłu przy pasku mały rewolwer w kaburze. Lucas usiadł na ławece i czekał przy okazji rozglądajac się po osadzie.

Ledwie po minucie, zjawiła się ponownie czarnulka… ze szklanką wody w dłoni.
- Jeśli chcesz, to czekaj, ale w sumie "Babcia Marge" powiedziała, że możesz dołączyć do kolacji… nie jesteś pies, co to na werandzie musi siedzieć - Jess uśmiechnęła się przelotnie - To jej słowa.
-Dziękuję skorzystam z zaproszenia. To dobry moment żeby was lepiej poznać. - uśmiechnął sie do dziewczyny.

Wewnątrz, w salonie, przy dużym stole siedziało kilku mężczyzn i kobiet, a nawet dwójka dzieci - chłopczyk i dziewczynka - oboje mający nie więcej niż 12 lat. U nasady stołu zaś sama Margareth. Wszyscy spojrzeli z zainteresowaniem na Lucasa, a parę osób przelotnie się uśmiechnęło…
- Usiądź proszę - "Marge" wskazał miejsce obok siebie, i parę osób przesunęło się w bok, oraz Jess dostawiła krzesło dla Telepaty. Sama usiadła obok niego…

Na stole był NAJPRAWDZIWSZY CHLEB, trochę pomidorów, ziemniaków, grzybki, coś jakby sałata, i kolby kukurydzy, było i jakieś mięso, a nawet masło! I konfitury. Do tego woda i… sok pomarańczowy?? Był i biały, długi obrus, i parę kwiatków w wazoniku.
- Jeśli jesteś głodny, proszę, częstuj się - Babcia wskazała dłonią na jadło.
- Dziękuję. Patrząc na tę ucztę aż żałuję, że nie ma ze mną Oriany. - powiedział szczerze telepata zajmując miejsce przy stole… a całe towarzystwo wróciło do jedzenia, "Babcia Marge" również, smarując sobie właśnie kromeczkę konfiturami.
- O czym więc chciałeś porozmawiać? - Spytała po chwili.
Lucas nakładał sobie wszystkiego po trochu i nalał szklankę soku. Więc szybko jego talerz zamienił się w swoisty “miszmasz”.
- Jeśli mam być szczery a tak lubię rozmawiać to jesteśmy pełni obaw. To miejsce jest tak miłe i gościnne, że wśród ludzi którzy od jakiegoś czasu są w drodze narastają obawy. Przyjdzie się nam jednak z nimi zmierzyć w naszych głowach i modlić się by były bezpodstawne. Tymczasem chciałem zapytać czy możemy jakoś pomóc osadzie? - Lucas uważał, że za gościnność powinno się jakoś zrewanżować.
Margareth spokojnie posmarowała kromkę, po czym ją ugryzła…
- Wasze obawy są bezpodstawne. Nikt z nas nie zrobi wam krzywdy. W dzisiejszych czasach trudno o zaufanie, jednak my na was nie… dybiemy - Lekko się uśmiechnęła - Wbrew pozorom, na świecie istnieją jeszcze również "dobrzy" ludzie Lukasie. Co do waszej pomocy, nie wiem na chwilę obecną jakby miała wyglądać. Rannych nie mamy, chorych nie mamy… chcecie pomóc w polu? Wartować na murach? Podzielić się z nami waszymi zapasami? Nie jest to konieczne, wierz mi… odpocznijcie, nacieszcie się chwilą wytchnienia, miłym czasem w bezpiecznym miejscu, my w sumie niczego nie oczekujemy w zamian… tak, taki niesłychany sposób postępowania, to u nas zwyczajna sprawa… - "Marge" po raz kolejny się lekko uśmiechnęła. Lucas patrzył na Margareth lekko wryty.
- Dziękuję. - podsumował krótko po chwili choć oczywiście wciąż miał wątpliwości. Nie przeszkadzało mu to jednak dziobać z talerza i próbować różnych rzeczy. - Będziemy pewnie też za jakiś czas tędy wracać. Może potrzebujecie czegoś z zewnątrz jeśli będzie okazja to spróbuję zdobyć. No i Yrgele… Mógłbym poznać tę historię jaka was z nią łączy? Dziwnie patrzyła na brzuch Amy to ta dziewczyna w ciąży. Chodzi o coś konkretnego czy tylko cud przyszłych narodzin. - Lucas wypluwał z siebie pytania bez gierek czy obłudy.
- Widok kobiety w ciąży, jest dosyć nietypowy, takie czasy… - Westchnęła jakby zasmucona Margarethe - Pomyślę, co może by nam się tu przydało.
- U nas nie ma obecnie żadnej ciężarnej - Dodała z milusi uśmieszkiem Jess - Wszystkie już urodziły… Położyła pod obrusem dłoń na kolanie Lucasa.
Telepata w momencie gdy poczuł rękę po pierwsze zesztywniał gdzie należało czyli kawałek dalej. Co było zwyczajnym męskim odruchem niezależnym od serca czy głowy. Jess było nie było mu się podobała. Natomiast jak to Lucas szybko wszedł na grunt rozterki moralnej. Lubił Orianę i w normalnych okolicznościach z ciężkim bo samczym sercem zdjąłby rękę Jess ze swojej nogi i tym samym stracił szansę a zachował zasady. Byli jednak w miejscu gdzie nie bardzo liczył, że uda mu się pociągnąć za język demona czy Margarethe. Za stare i zbyt doświadczone. Jess natomiast była nie tylko szansą na przyjemność ale przede wszystkim na informacje. Sam dużo gadał w trakcie i po i nie było tu dużych wyjątkowów niezależnie od płci. W najgorszym razie pojmą go ze opuszczonymi portkami, tylko... Oriana. Bolało go to na swój sposób. Rozterka natomiast była prosta. Jeśli ją zdradzi będzie świnią. Tylko żyjącą świnią i być może ocali również Orianę przed zagrożeniem które być może istnieje a być może jest tylko jego wymysłem. Oriana zapewne tego nie doceni. Jeśli natomiast zachowa się tak jak by chciał cóż… może się okazać, że będzie to kosztować kogoś życie w ich grupie z Orianą i Lucasem włącznie. Pierdolona Apokalipsa nigdy nie ułatwia sprawy i w niczym.
- Widać to miejsce które sprzyja takim sprawom. - położył swoją rękę na dłoni dziewczyny po czym delikatnie opuszkami palców przesunął palce wzdłuż jej ręki. Na tyle na ile pozwalała dyskrecja stołu. - Może Amy tu zostanie lub ktoś więcej z nas. Jesteśmy w trasie ale to miejsce zmienia postrzeganie. Po co szukać czegoś więcej w świecie skoro panują tu tak sprzyjające warunki. - Lucas uśmiechnął się do wszystkich przy stole. Bo gdyby nie świdrująca mu w głowie myśl “to nie może być prawdziwe” rzeczywiście uważałby to miejsce za piękne.
- Jeśli ktoś zechce zostać, przyjmiemy z chęcią. Jeśli ruszycie dalej… no cóż, szkoda, ale rozumiemy - Uśmiechnęła się przelotnie babcia - Czy jeszcze masz Lucasie jakieś… wątpliwości?
- Pewnie zawsze jakieś pozostaną natomiast chyba najlepszy będzie czas. Trzeba się oswoić z nowym otoczeniem. - dojadał kęsy z talerza po czym spojrzał na Jess która akurat się odezwała.
Jess uśmiechnęła się zerkając na Lucasa, po czym pogładziła jego kolano.
- Jakbyś chciał, mogę cię trochę oprowadzić, tu i tam… - Powiedziała czarnulka.
Lucas przepił co udało mu się zjeść sokiem i skinął głową.
- Od tego pewnie trzeba zacząć. Poznać miejsce ludzi i podejść do tego z otwartą głową. Nie chcę za długo przeszkadzać - spojrzał na Margarethe. - Więc z chęcią się przejdę to pomoże na niespokojny umysł.
"Babcia Marge" kiwnęła głową.
- W razie czego, jestem jeszcze do dyspozycji, powiedzmy tak do… 22 - Powiedziała. A Jess zjadła pospiesznie jeszcze mała kromkę z mięsem, i kilka pomidorków.
- To idziemy? - "Czekoladka" wstała od stołu, spoglądając na Lucasa.
- Powiem swoim. Gdyby ktoś z nich miał pytania. - Lucas odpowiedział Marge i wstał od stołu łapiąc jeszcze na drogę kanapkę z dżemem. - Jasne ruszajmy - odpowiedział z uśmiechem do Jess.

Opuszczono więc we dwójkę babcię i jej świtę. Na początek Lucas skierował swoje kroki w inną część osady w myśl “oprowadzania” go po jej terenie. Chciał wykorzystać ten moment na przegadanie z dziewczyną kilku chwil

Jess miała na sobie białą podkoszulkę i niebieskie, nieco postrzępione jeansy, i… różowe trampki. Zapadał już wieczór, i robiło się szarawo, ludzie powoli znikali po swoich kątach. Czarnulka przetarła swoje ramionka, jakby było jej chłodno… Lucas naturalnie otoczył ją troskliwym ramieniem. Pocierał rękę dziewczyny ręką wywołując ciepło ale i przyjemne mrowienie. Rozpiął skórzaną kurtkę by dziewczyna mogła też do niego trochę bardziej przylgnąć gdyby miała ochotę. W głowie zaświtała mu też kolejna myśl z cyklu Lucasowej burzy zdarzeń i myśli.
- Czy w tym raju macie dostęp do jakiś miłych napojów procentowych? To na pewno umiliłoby nam ten wieczór. Od dawna się solidnie nie zrelaksowałem. - Lucas odezwał się do Jess.
- Życie tam skierował łeb w stronę murów jakby pokazywał teren za nimi. Jest może i ciekawe a nawet ekscytujące. Niestety też cholernie nerwowe.
Jess spojrzała na Lucasa mrużąc oczka, gdy ten ją tak obłapywał, masował, i wspominał o alkoholu…
- To musimy zmienić kierunek, stary Joel ma gorzałkę - Uśmiechnęła się, i poprowadziła go w stronę zagród ze zwierzętami, ale skręcili tam w prawo.
Lucas zachowywał naturalną czujność ale szedł z Jess we wskazanym kierunku. Na jej mrużące się oczka zareagował uśmiechem.
- Rozumiem, że ty będziesz mówić czy ja mam ją wykupić? - spytał gdy powoli zagłębiali się w osadę. Przyszło mu do głowy, że mogliby ją też podwędzić ale w rajskiej osadzie mogłoby to być źle postrzegane. Choć on oceniał to w kategoriach nie szkodliwych społecznie patrząc na to jak dobrze idzie wiosce.
- Naaah, kupić. Wydybiemy od niego - Parsknęła Jess.

….

- Ła kogoch tom niesje?? - Rozległ się taki miejscowy, okropny bełkot farmerski, że aż Lucas zamrugał oczami. Na werandzie siedział w rozpadającym się fotelu najprawdziwszy, stary, obleśny Redneck, pykając fajkę i łypiąc podejrzliwie w ich stronę.



Światło z małej latarni zawieszonej parę metrów obok niewiele dawało… typek miał chyba jednak jakąś dwururkę przy owym fotelu.
- Bry wieczór Joel! - Odezwała się wesoło czarnulka, podchodząc.
- Łach, Jess… - Dziadyga odchrząknął, i "plum", splunął gdzieś w bok, bardzo po wieśniacku, ale nie, że na dziewczynę, czy coś.
- He? - Spojrzał na Lucasa.
- To jeden z nowych, przyjechali dzisiaj, zostają na noc… - Wyjaśniała dziewczyna.
- Ehe, ehe, ehe… - Pomrukiwał Joel, słuchając.
- ...no i mu obiecałam, że spróbujemy twojej super gorzały. Bo takiej to on pewnie jeszcze nie pił nigdy! - Uśmiechnęła się Jess.

Dziadyga pyknął z fajki, odchrząknął, przyglądał się uważnie Lucasowi…
- Łon toś hna egoś hazia glonda. Bryna? Coby z ciebie niy boł chachor Jess - Wybełkotał do obojga, a Lucas chyba już całkiem zgłupiał.

- Miło poznać - skinął głową dziadkowi Lucas. Gadanie na tym etapie zostawił jednak Jess. Zwłaszcza, że zaczął mówić niezrozumiałym dialektem.
- Oj Joel, no weź… - Dziewczyna usiadła blisko dziadygi, na dechach werandy, i milusi się uśmiechnęła - Nic nie powiem Peggy…
- Doczkej na oma, łona ci fszysko powiy? - Diadyga pogroził jej palcem przed nosem, ale uśmiechnął się szczerbato - Dej mi dziubka i niy godej tela.

Jess się podniosła, i… pocałowała policzek Joela. A wtedy on wskazał paluchem jedną z desek na werandzie. Ta była luźna pod samą ścianą, i po chwili dziewczyna stamtąd wyciągnęła flaszkę. Wyszczerzyła ząbki.
- Dzięki Joel! - Powiedziała, i zgarnęła po drodze Lucasa, opuścili więc już te miejsce.
- Ehe, ehe… "plum"… - Usłyszał jeszcze na odchodne Telepata.
Lucas zaczął się kierować z Jess powoli w stronę chaty. Wrzucił jednak baaardzo niespieszne tempo i urodził mu się pomysł w stylu “wilk syty i owca cała” nie miał jednak pojęcia jakie są preferencje Jess no i samej Oriany która stanowiła istotną osobę w jego wieczornych planach.
- Otwórz łykniemy na przełamanie lodów. Tak w ogóle to jestem Lucas Mckenzi co już częściowo wiesz. Przyjechałem ze swoją grupą z okolic Nashville a ciebie skąd przywiało do tej ziemii obiecanej? - Lucas przeszedł do otwartej i luźnej rozmowy zapoznawczej.
- Jessica jestem, ale wszyscy do mnie gadają "Jess". A nazwiska nie posiadam… znaleźli mnie, jako małą dziewczynkę, w okolicach Madison, w Wisconsin… Joel i jego żona Peggy, wychowali mnie w dużym stopniu, podobnie jak prawie dwudziestkę innych, osieroconych dzieciaków-znajd. Są dla nas jakby takimi dziadkiem i babcią - Wyjaśniła czarnulka, po czym się trochę zdziwiła - Będziemy tak pić na stojaka, albo w drodze, i jeszcze na środku drogi? No wiesz co, nie wypada… - Szturchnęła go łokciem - No ale jak chcesz… - Wzruszyła ramionami.
- Dawno nie piłem niczego dobrego. - Lucas otworzył butelkę i pociągnął małego łyka. Samoróbka Joela była strasznie słodka… ale i mocna. Poczuł jak po jego ciele rozchodzi się przyjemny "ogień" - Za mną sporo gówna i spotykania na drodze wszelakiej maści mętów. - oddał butelkę Jess.
- Komfortem jest czuć co wypada a co nie. Ja staram się żyć dniem dzisiejszym bo jutra może nie być. Ty z kolei pewnie jesteś ciekawa świata i innych ludzi. Też tak miałem w rodzinnym domu. Te same twarze, te same problemy, bezpieczeństwo i niekończące się nuda. Przeplatana niewielkimi rozrywkami. - uśmiechnął się - Każda droga ma swoje niedogodności. Żyje wam się tu chyba nieźle.
- Wracasz do swoich? - Spytała dziewczyna, widząc dokąd idą, po czym sama golnęła z flaszki, i ją lekko "trzepnęło". Krótko się zaśmiała.
- Wiesz, jak ci się do nich spieszy, to ja nie będę przeszkadzała… - Spojrzała nagle na niego jakoś tak uważniej - Czeka KTOŚ na ciebie? Bo jeśli tak, to tym bardziej… - Zatrzymała się, wpatrując w Lucasa, i wyczekując odpowiedzi.
- Dobra - skomentował Lucas gdy Jess pociągnąła łyka, bo sam czuł gorzałkę jeszcze na języku - Tak chciałem cię do nas zabrać docelowo i nie będziesz przeszkadzać. Wszystkim nam potrzeba normalnej rozmowy poznania nowej pięknej zresztą twarzy. A co dalej to się zobaczy… Możemy tu chwilę pozwiedzać w końcu miałaś mnie oprowadzić. - obdarzył Jess przeciągłym spojrzeniem. Po czym by jej trochę zaimponować i odciągnąć jej uwagę o KTOSIÓW. Delikatnie skupił się na butelce z której pociągnęła zgodnie z kolejnością kolejny łyk. Zamiast jednak oddać ją Jess uniósł siłą woli butelkę w powietrzu i zatrzymał ją przed dziewczyną.

- Co do…? - Mruknęła Jess, patrząc w zdziwieniu to na Lucasa, to na butelkę. Gdy ta chciała po nią sięgnąć. Butelka zaczęła sobie z niej żartować robią kilka delikatnych uników nim w końcu dała się złapać. Po drugiej stronie Lucas po prostu się szczerzył z prostej i miłej zabawy.
- Jakbyś rozbił… - Pogroziła mu palcem, ale i się uśmiechnęła. Następnie ona porządnie się napiła odchylając mocno głowę w tył. Z uwagi zaś, na panujący już, lekki chłodek, Lucas nagle stwierdził przez jej lekko naprężony materiał podkoszulka, iż dziewczyna zdecydowanie nie nosiła stanika…
- Ufff - Czarnulka przetarła usta dłonią po solidnym dojeniu flaszki - Ciekawe jakie jeszcze sztuczki magiczne potrafisz? - Mrugnęła do niego - To co… co my w końcu robimy? Idziemy do twoich, idziemy… gdzieś?
Lucas gapił się na Jess. Znając jego szczęście i kuriozalność pomysłu na jaki wpadł pewnie na tym skończy się jego dzisiejsze rumakowanie.
- Jeśli jesteś odważna to się dowiesz. Moja magia nie jest dla grzecznej widowni. - po czym przeszedł do drugiej części pytania - Oprowadź mnie kawałek a potem skończmy do nas. Dużo was tu jest? Co tu właściwie stoi? - popatrzył po budynkach. Ruszył z Jess w stronę domu ale powoli i lekkim kółkiem. Tak by młodą trochę trzepnęło a jemu wzrósł poziom odwagi.
- Nooo… to ten… - Czarnulka zaczęła pokazywać palcem budynki - Tam był blok więzienny A, tam B, tam C. Dużo cel, krat, ciasno i ponuro, nikt tam nie mieszka w tych celach. Jest też parę biur, i te już sobie pozamieniano na właśnie mieszkanka. Tam mamy magazyn z narzędziami na pole i nie tylko… zagrody już widziałeś. Tam i tam, i tam, mieszka sporo ludzi - Powoli okręcała się wokół własnej osi, wyliczając co gdzie jest - Tam mieszka Yrgele… tam jest ogród… tam mamy mały szpitalik, tam Pani Lucy uczy dzieci… ilu nas tu jest? Hmmm… jak się nie mylę będzie z 80 osób? O, a tam jest i ten, no… piecze chleb i takie tam, Joseph i jego dwaj synowie.
- Czyli całe życie spędziłaś tutaj? - Lucas powoli szedł z dziewczyną w stronę domu.
- Rozumiem, że każdy kłopot rozwiązuje Yrgele w sensie ataków z zewnątrz. Nas po drodze napadli z trzy razy optymistycznie licząc. - telepata opowiadał też dość szczerze o sobie i grupie.
- Ymmm… jestem tu od… - Jess zaczęła liczyć na palcach - ...będzie już z 6 lat. Yrgele na każdy kłopot? Nieee, "starsi" wspólnie różne sprawy rozwiązują, czasem z nią, czasem bez… no ale ona pomaga w wieeelu sprawach.
- I co z Yrgele nie ma kłopotów. Przecież to demon słyszałem o nich takie rzeczy, że ciarki na plecach to mało powiedziane. Nie do końca rozumiem czemu to miałoby być inaczej co dostaje w zamian? - Lucas podpytywał Jess korzystając z chwili gdy alkohol już ją trzepał… w końcu podała mu flaszkę, i spojrzała trochę zdziwiona.
- No… nic. Nic nie dostaje. Mieszkamy razem, żyjemy razem. Lubi opowieści, wszeeeelkie opowieści, i to wszystko. Nikogo nie zżera, nic z tych rzeczy. Niektóre dzieci się jej boją, niektóre się z nią bawią. Mnie też kiedyś, jak byłam mniejsza, to nawet na ręce wzięła i chwilę ze mną polatała… a potem nas "Babcia Marge" opieprzyła… że to niebezpieczne i w ogóle - Zaśmiała się Jess - Ale fajnie było… latałam. Raz jedyny w życiu.
W końcu podeszli pod dom gdzie grupa była zamelinowana.
- Zapowiem cię i zaraz wracam. Będziesz mile widziana ale nie chcę ich zaskoczyć. - Lucas zostawił Jess na ławeczce przed ich domem i tym razem to on zagłębił się do środka. Kierując szybko kroki do Oriany i ich pokoju.
Po drodze natknął się na Boba chlejącego w samotności flaszkę na kanapie w salonie…
- Cześć Bob wszystko gra? - zapytał w przelocie lecąc na górę.
- Taaa… wszyscy się kurwa zamelinowali, a mi przyjdzie zaś walić gruchę… - Burknął mechanik.
Lucas mógłby być teraz bogiem dla Boba. Niewykluczone zresztą, że będzie. Spróbuje jednak rozegrać to po swojemu i pod siebie.
- Co zrobisz raz masz więcej szczęścia raz mniej. - wzruszył ramionami i już był na schodach na piętro.

Oriany nie było jednak w pokoju, a obok w łazience. Była zajęta sporą ilością prania… i tak ładnie się wypinała w krótkich spodenkach.
Lucas wpadł do łazienki i klepnął Orianę w tyłek. Lekko aczkolwiek z zaskoczenia tak, że ręka była przyklejona do tyłka dłuższą niż musiała chwilę.
- Zajmiemy się tym potem. - szybko zaczął odkładać pranie z jej rąk - Byłem u Merge pary za dużo nie puściła. Spotkałem tam jednak Jess, chciała mnie oprowadzić po osadzie skołowałem alkohol i zaprosiłem do nas. Chcę ją trochę urobić ale jest miła i fajnie się gada. Chciałbym nas pointegrować ty, ja i ona. Zrobić tę flaszkę no i wydobyć jak najwięcej informacji. Wiesz, że nie ufam Amy, to co dopiero Yrgele. Pomożesz? - wystrzelił potokiem słów do Oriany. Licząc, że jej bystry umysł wyłapie z tego jak najwięcej. Przede wszystkim jednak to, że przyprowadza ją tutaj a nie przesłuchuje gdzieś na jakimś sianie. Oriana cicho pisnęła na klapsa, odwróciła się ze srogą minką… i uśmiechnęła na widok Lucasa. Wysłuchała, co ma do powiedzenia, po czym wymownie pociągnęła nosem.
- Coś mi się zdaje, że wy już tą flaszkę zaczęliście? - Przymrużyła oczka.
- No prawda. Ale wzięliśmy po dwa łyki. No Jess drugie pociągnięcie zrobiła mocniejsze. Urabiam przeciwnika - powiedział z uśmiechem - Chcesz wiedzieć co tu jest grane i poznać kogoś miłego? Dwa w jednym. - rozłożył ręce na boki i uśmiechał się dalej - Czy zostawić ją na łaskę Boba który przed chwilą coś mówił o waleniu gruchy i zaraz ją dorwie? - Lucas może przeceniał zagrożenie ze strony mechanika na kanapie ale będzie go i tak musiał wyprowadzić w pole fortelem. Więc nie mógł tracić teraz zbyt wiele czasu.
Oriana położyła dłonie na biodrach, przez chwilę wydawała się zamyślona…
- Bob taki nie jest - Stwierdziła pewnym tonem, po czym zbliżyła się do Lucasa, i położyła dłonie na jego torsie - Hmmm, no dobrze, zgoda, tyyyyylko… nie kombinuj za mocno? - Spojrzała mu w oczy, mrużąc własne, po czym go lekko pocałowała w usta.
Lucas odwzajemnił pocałunek objął dziewczynę i lekko nią zakręcił.
- Idealnie to ujęłaś wiesz? - tym razem to on zmrużył oczy i bawił się w myślach słowami z których najważniejszym było “za mocno”. Pocałował ją jeszcze raz i zbiegł po schodach na dół upewniając się, że “przeciwnik” w osobie Boba wciąż jest na kanapie i nie podjął żadnych zdradzieckich manewrów. Był tam, żrąc coś prosto z puszki, i mamrotał pod nosem o "dupach i motorach".

Lucas wyszedł na zewnątrz do Jess i zdjął kurtkę.
- Dobra jest tak wszyscy się gdzieś zamelinowali. Jest jeden gość starszy typ i no hmm wali gruchę na kanapie. Nie przepadam za nim bo jest tym smętnym w naszej grupie, brzydkim i baby mu brakuje. Jak cię zobaczy to się już nie odczepi. Ciężko go będzie minąć ale mamy lekarza w grupie. Posiedzimy w trójkę a Boba się spławi. Przykryję cię kurtką tak żeby wystawała tylko nogi biorę na ręce i powiem, że niosę cię na górę po pomoc medyczną. Jak się przyczepi spławię go a ty ani mru, mru. Zemdlałaś i nie wyglądasz spod kurtki. Udajesz nieprzytomną póki ci nie powiem, że koniec. - Lucas po dwóch dobrych łykach był wesoły więc i pomysły go się trzymały psotne. - Dziwny pomysł ale co nam szkodzi? - poduścił lekko Jess która wypiła ciut więcej niż on - Inaczej będzie nas zanudzał i cały wieczór będzie lichy. Pasuje ci ten pomysł? - popatrzył na Jess rozbawiony. Ta z kolei spojrzała na niego, jakby co najmniej spadł z dachu…
- Heee? - To była jej pierwsza reakcja, i wydawała się jakby trochę przestraszona - To może… ja lepiej pójdę? Bo jeszcze się zrobi raban… - Uśmiechnęła się nerwowo.
- Żaden raban. Możesz iść jeśli chcesz - powiedział z udawanym poważnie tonem - albo chcieć się trochę powygłupiać i miło spędzić czas. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się od ucha do ucha - Musisz mi niestety zaufać a wierz mi podstępny ze mnie typ. - ostrzegł tym razem rozbawionym tonem - Jak już mówiłem magiczne sztuczki oglądają odważni. Idziemy? - wyciągnął w jej stronę rękę na zachętę delikatnie ujmując jej dłoń.
- Uch… no dobra! - Uśmiechnęła się Jess, po czym zrobili jak planował Lucas. I w sumie niepotrzebnie. Bob bowiem leżał na kanapie, plecami do nich, chlejąc właśnie flachę… przemknęli się więc oboje, niezauważeni. A w pokoju już…
- Oooo, czeeeeść - Oriana była chyba zaskoczona, iż Jess jest czarnulką. Uśmiechnęła się jednak miło, przywitały się, nawet lekko przytulając, przedstawiły sobie.
- No to… - Jess wręczyła Orianie flaszkę - Na zdrowie?
- Ummm, no tak… - Lekarka napiła się, wszyscy usiedli, i zaczęli rozmawiać.
Lucas zadbał zamykając drzwi na klucz o brak nieproszonych gości.
- No to może my zaczniemy - wskazał na siebie i Orianę. - Jak już wiesz jesteśmy z okolic Nashville. W drodze jesteśmy od kilku dni a już mieliśmy sporo przejść. - Lucas szczegółowo opisał ich dotychczasowe przygody. Mijając rzeczy które mogły być dramatycznie źle odebrane. Skupił się na opisie drogi, ludzi czy walkach z bandytami czyli ogólnych trudach drogi. - No i widzieliśmy też anioła Ismaela. - Lucas miał w tyłku czy zdradza tym jakąś wielką tajemnicę chciał mieć wciągającą opowieść dla Jess - też o dziwo ma swoją enklawę i podobną robotę i układ jak wasz z Yrgele. Opisał szczegółowo jego wygląd i że przyłapali go z Orianą na słuchaniu muzyki poważnej. Następnie płynnie przeszedł do komplementów dla obu dziewczyn gdy kolejki alkoholu powoli przesuwały się w ich grupie. Dbał też o delikatny kontakt fizyczny z Jess np podając butelkę i muskając ją ręką oraz z Orianą którą od czasu do czasu gładził po plecach czy całował. Patrzył przy tym na dziewczyny raczej łakomym wzrokiem ale czekał jak sytuacja się rozwinie. Zadał też pytania Jess o cele osady. Wpuszczają każdego kogo myśli sprawdzi Yrgele ale czy chcą by osada się powiększała? Jak spotka dobrych ludzi po drodze to może ich tu przysłać? Czy raczej wolą pozostać w ukryciu. Co wie o okolicy? Przyjaznych miejscach i takich których lepiej unikać. Lucas podpytał też o działanie osady... Odbywał się tu normalny handel czy każdy otrzymywał jakieś racjonowany przydział dóbr? Zapytał też o dziwne historie takie które mogłyby umilić wieczór a wydarzyły się w osadzie w przeszłości.
Jess piła, Oriana piła, Lucas pił… i zauważył, iż czarnulka trochę pilnowała, by każdy pił po równo. Najwyraźniej nie miała zamiaru dać się "ubzdyngolić"? Uśmiechała się, czasem roześmiała, czadem zrobiła poważną minę, słuchając opowiastek Telepaty… w sumie wszystko było całkiem zwyczajowo, nawet fajnie.

Sama opowiedziała, iż oczywiście nie wpuszczają każdego, najpierw jest owy ktoś obserwowany, czy tam jakoś "sprawdzany" przez Marge, i paru innych(czyżby Telepaci??). I przez Yrgele chyba też… w osadzie uprawiana żywność jest dzielona po równo na wszystkich, handlu jako takiego nie ma, ale jak ktoś coś potrzebuje, to ludzie się wymienią czymś za coś, albo nawet za przysługę… ona sama o okolicy wie niewiele, bo nie za często wyściubia nosek poza więzienie, od tego są "zwiadowcy" i "poszukiwacze". Osada tajną z kolei nie jest, ale lepiej żeby nie gadać o niej na prawo i lewo, bo jeszcze zjawią się jakieś draby i będzie problem. Po pewnym czasie Jess ściągnęła trampki, siedząc na brzegu łóżka po turecku w nie-całkiem-już-białych skarpetkach. Obok niej Oriana, ta z kolei boso… Lucas na krześle przy nich. Alkohol robił swoje, i każdy miał lekkie rumieńce, flaszka jednak się już kończyła. Za to pojawił się głód wywołany procentami? No i lekki rausz… Lucas czuł dwa rodzaje głodu na raz. Wizyta na dole w kuchni była jednak tą z mniejszym priorytetem w kolejności.
- Nie wiem jak wam ale mi jest całkiem wesoło a zważywszy, że raz się żyje chciałbym skorzystać z dobrego towarzystwa. - i najpierw zaczął całować Orianę, mając zamiar za chwilę zabrać się za Jess. Był dobrej myśli w swoich zamiarach bo był pewien, że obie dziewczyny na niego lecę nie mniej niż on na nie. Nie należały też raczej do naiwnych a mimo to obie zostały tu pijąc razem i wiedząc czym to się najpewniej skończy. Uznał zatem, że i dla siebie są atrakcyjne i chcą się wspólnie pobawić. Pozostawało sprawdzić czy miał rację.
- Lucas ty… wariacie, co ty robisz… - Pisnęła lekarka, nieco się wzbraniając przed zalotami Telepaty. Jess z kolei siedziała z lekko wybałuszonymi oczami, obserwując parkę.
- Emmm… to ja może sobie pójdę, co? - Uśmiechnęła się nerwowo czarnulka.
- No i ją wystraszyłeś - Stwierdziła Oriana, trzepiąc go dłonią po ramieniu z lekkim uśmiechem.
Lucas spojrzał na nią mocno gorącym wzrokiem.
- Jest odważna ale boi się, że będzie niezręcznie. Dobre wychowanie i takie tam. Mamy Jess jedną szansę, teraz tu i w tej chwili. Wolelibyśmy żebyś została. - zakładał, że postawa Oriany oznacza tak co wywołało uśmiech na jego twarzy. Nie mniej mówiąc to spojrzał na nią wymownie i dał szansę zaprzeczyć - Nie wiem czy po opuszczeniu osady zginiemy na drodze lub czy kiedykolwiek będzie nam dane tu wrócić. Wiem jednak, że było miło kontynuować ten wieczór razem z tobą. Będzie miło i jak już mówiłem większość magicznych sztuczek oglądają tylko odważni. - powoli zbliżał się w stronę Jess i dosłownie pożerał ją wzrokiem. Miał zamiar objąć dziewczynę za szyję o ile zaraz nie ucieknie z krzykiem... pocałować. Drugą ręką wciąż trzymał Orianę za rękę.
- Ummm… - Jess wzięła flaszkę z resztkami, i wypiła wszystko do końca, aż zabulgotało. Spoglądała to na Orianę, to na pochodzącego do niej Lucasa.
- Za szybko to wszystko… - Pisnęła, pozwalając się jednak złapać za szyję. Troszkę jakby nerwowo, uśmiechnęła się.
- Nie macie jeszcze czegoś do picia? I może jakąś zagrychę?
Lucas momentalnie spoważniał i ani myślał się narzucać. Wzrok się zmienił ale uśmiech na twarzy pozostał.
- Jasne poczekajcie pogadajcie a ja spróbuję coś skołować na dole. - Lucas podniósł z miejsca przytulił na moment Orianę i poszedł do drzwi…
- Ja chyba mam flaszkę od Boba - Stwierdziła lekarka, na co Jess aż przyklasnęła.
- To co, jedynie trzeba jeszcze zagrychę załatwić? - Powiedziała czarnulka z lekkim uśmiechem.
- Jase. Tylko wiesz biedni wędrowcy nie mają takich zapasów jak mikroskopijne raje. Nie mniej coś na pewno się znajdzie. Lucas następnie otworzył drzwi i ruszył na dół.

~

Minęło kilka długich minut, gdy Lucas zbierał jakieś "przekąski" po kuchni, a jak wrócił do pokoju… Oriana była tam sama, leżąc na plecach na łóżku, i wpatrując się w sufit. Okno było otwarte. Lekarka spojrzała na Lucasa z rozbawioną miną.
- Serio prysnęła przez okno? - Lucas popatrzył mocno zdziwiony i również rozbawiony.
- Parę chwil jak poszedłeś… wzięła buty, i "ja jednak muszę lecieć, cześć" i dała dyla przez okno - Pokręciła głową Oriana.
- Wcześniej chciała pójść na całość co dawała mi mocno do zrozumienia. Widać trzy osoby to dla niej za dużo - wzruszył ramionami - Ja chciałem ją pociągnąć za język dla informacji. Normalnie w sensie przez całe moje dotychczasowe życie... Poszedłbym z nią gdzie trzeba połączył przyjemne z pożytecznym i po sprawie. Teraz jestem z tobą i po raz pierwszy się zawahałem w sensie… - Lucas nie bardzo chciał kłamać więc poszedł w prawdę na którą decyduje się niewielu - Jestem tylko głupim samcem więc całe te dwulicowe zaprzeczenia, że nie oglądamy się za innymi to głodna gadka. Można powiedzieć, że popęd jest zawsze. Kwestią świadomego wyboru jest co dalej z tym zrobisz. Ja jak widać chciałem i nie chciałem jednocześnie więc mocno improwizowałem. A jak wypiłem to już w ogóle. Jak jeszcze połączyć to z doraźną korzyścią informacji które mogą czasami nawet ratować życie to robi się z tego trudna sprawa. Łatwa bo mi na tobie zależy i ciężka bo mogę coś przeoczyć. Tak, wiem pierdole jak potłuczony. Może to ta gorzała. Jak odwaliłem to przepraszam. - usiadł na łóżku lekko zamyślony.
Oriana wysłuchała go w spokoju… choć jej mina zmieniała się na coraz bardziej posępną z każdym kolejnym wyjaśnieniem Lucasa. W końcu założyła rękę na rękę, i nogę na nogę, siedząc na łóżku i wpatrując się w owe cholerne, otwarte okno.
- To trzeba było ją bzyknąć na boku - Powiedziała ostrym tonem.
- To nie w moim stylu. Ani nie chciałem, wszystko chce dzielić z tobą nawet.. to. Tylko jakoś nigdy o tym nie gadaliśmy. Dałem wybór jej i tobie a nawet podzieliłem się tym bajzlem jaki mam w głowie. Jaki wielu ma ale niewielu o tym mówi. Nie liczę, że zrozumiesz.. ani nie twierdzę, że to miłe choć szczere. - Lucas był brutalnie szczery pewnie za bardzo ale jakoś nie chciał wciskać kitów Orianie. Choć nie stawiało go to w dobrej sytuacji i sam sobie robił kłopot zaczynając temat.
Oriana wysłuchała go w spokoju… po czym wstała, podeszła do okna, i je zamknęła. Następnie również zasłoniła zasłony. Wciąż w milczeniu, podążyła później do swojego plecaka skąd wyciągnęła… flaszkę. Najprawdopodobniej prezent od Boba, jego samoróbka. Wręczyła ją Lucasowi.
- Pijemy - Powiedziała dosyć twardo - A później się zobaczy…
Lucas momentalnie pociągnął większy łyk z flaszki i oddał ją Orianie.
- Każdego dnia gdy wstaję i otwieram oczy wydaje mi się, że mogę zginąć. - Lucas kontynuował wynurzenia co mu tam na wątrobie siedzi po czym zaczął się wpatrywać w Orianę z pewną nostalgią.
- Każdego dnia, gdy ja wstawałam, widziałam ludzi, i nie-ludzi, zaciąganych siłą do laboratoriów, z których już nie wracali. Świat zszedł na psy… - Lekarka pociągnęła porządnie z flaszki.
- To prawda zszedł - wziął flaszkę i upił kolejny łyk - Uroki apokalipsy. - skrzywił się. - Chciałbym… - na chwilę zawiesił głos - w zasadzie nie wiem czego bym chciał. Wycisnąć z życia jak najwięcej, nie dać się złamać. Być idealnym facetem dla kogoś takiego jak ty, szaleć jakby nie było jutra. Nie dać się złamać. Tooo dużo sprzecznych emocji i celów. To obawy i koszmary często nawet na jawie.
- Następnym razem po prostu spytaj, ok? - Oriana wyciągnęła dłoń po flaszkę - Czasy porypane, nie musimy być i my - Lekko się uśmiechnęła.
- Ja chyba jestem - powiedział Lucas - Chcę robić rzeczy sprzeczne ze sobą. Być jednocześnie ogniem i wodą. Tego się nie da zrobić a życie jest jedno. Nasza grupa też jest porypana to nie pomaga. Wiesz, że miałem ochotę strzelić Klarze w głowę gdy zabiła tę dziewczynę od smoków? Po prostu udzielić odpowiedzi, sprawiedliwości w pewnym sensie. Nie mogłem ale chciałem... To chyba nie świadczy o mnie najlepiej z drugiej strony jak to świadczy o niej? No i jeszcze ta ironia, że ja ją lubię. To miła dziewczyna.
Oriana przez chwilę myślała nad tym co właśnie powiedział Lucas…
- A kto obecnie jest normalny? - Powiedziała w końcu - To, co kiedyś było "normą", dziś raczej nie ma znaczenia… tak przynajmniej słyszałam. Każdy ma coś za uszami. I ty… i ja… - Dodała, i znowu mocno pociągnęła z flachy.
- Co ty masz za uszami? - wypalił Lucas miał raczej bardzo dobre zdanie o Orianie i jakoś nie wyobrażał sobie, żeby mogła zrobić coś niewłaściwego.
Oriana oddała mu flaszkę, po czym… stanęła przed zasłoniętym oknem wpatrując się w durne zasłony. Założyła rękę na rękę, bardziej jednak jakby samą siebie obejmując. Bosa, w krótkich spodenkach i podkoszulku, z nieco rozczochraną fryzurą… w sumie wyglądała słodko.
- Spałam z aniołem - Wypaliła zwrócona do niego plecami.
- Tym aniołem którego spotkaliśmy? - zdołał z siebie wydobyć Lucas. Jednak podniósł się i objął dziewczynę stając za jej plecami.
- Tak…
- Dlaczego? - Lucas był zdziwiony. Znał swoje słabości ale trzymał je w ryzach. Gorzej lub lepiej. Wyznanie Oriany jednak go zszokowało. Nastolatka jednak milczała. Drżąc na całym ciele milczała… i jej plecy jakby drgnęły. Raz, drugi, trzeci. Lucas wyczuł to wyraźnie, jednak skoro była odwrócona tyłem, nie mógł spojrzeć w jej twarz, nie mógł mieć pewności.
- Bo… tak - Padła dziwaczna, ledwie słyszalna odpowiedź Oriany.
Lucas obrócił dziewczynę do siebie twarzą. Spojrzał jej w oczy i przytulił. Nie oceniał, nie miał za złe. Chciał znać prawdę czuł żal, że mu nie powiedziała ale nie czuł złości. Chciał jej dać teraz jedynie ciepło i otuchę.
- Pić… - Szepnęła dziewczyna, wtulona w Lucasa.
Lucas podał jej flaszkę bo zakładał, że dziewczyna nie mówi o wodzie. Dał jej chwilę ze swoim ciepłem i tym które mogła poczuć w brzuchu po kolejnych łykach alkoholu. Poczekał aż dziewczyna sama powie coś dalej. Jak na złość, ta jednak milczała. Po chwili usiadła na łóżku, wpatrując się we własne stopy. Humor miała zdecydowanie do dupy…
- Doceniam, że mi to powiedziałaś. To musiało być trudne. Jestem tu i nic co powiedziałaś lub powiesz tego nie zmieni. - Lucas starał się dodaj jej trochę otuchy.
- Stul dziób… - Szepnęła Oriana, spoglądając na niego ze łzami płynącymi po policzkach, po czym znowu wychlała sporo z flaszki. W końcu mu i ją podała.
Usiadł obok niej ponownie ją objął ją ramieniem, delikatnie dodając otuchy. Pociągnął łyk flaszki i nie za bardzo wiedział co robić. Chciał ją pocieszył ale po takim wyznaniu jego metody na ukojenie mogły nie spodobać się dziewczynie. Chciał też wiedzieć, czy zrobiła to ze skrzydlatym z własnej woli. Czy ten ją przymusił lub oszukał bo i takie myśli chodziły mu po głowie.
Oriana jednak milczała, i najwyraźniej nie miała zamiaru już nic tłumaczyć. Odbiło jej się za to trochę nieprzyjemnie, aż przystawiła dłoń do ust.
- Dziś ta noc, gdy będę rzygać? - Powiedziała, i zachichotała.
- Mam nadzieję, że nie. - dla pewności jednak wziął łyk i nie podał jej flaszki. - Nawet zresztą to będę trzymał ci włosy. To co wywlekamy bóle dalej, kochamy się, rzygamy. Na co królewna ma ochotę? - Lucas postawił Orianę w centrum swojego zainteresowania i starał się nie być dupkiem. Choć leżało to w jego naturze.
- Na flaszkę - Stwierdziła lekarka, po czym wyciągnęła dłoń w oczekiwaniu.
- Chyba starczy. Jutro możemy być w drodze a tu… może nie jestem najlepszym przykładem ale trzeba być czujnym albo chociaż nie kompletnie zalanym w trupa. Inne propozycje? - trochę się drażnił a trochę mówił serio. Flaszkę przełożył do ręki dalej od Oriany.
- Jak sam stwierdziłeś...trup rano… trup teraz, jest różnica? - Oriana uśmiechnęła się markotnie, po czym zaczęła zajadać suszonym mięsem z przekąsek - Uch, słone…
- Taka, że wolę cię żywą. Domena markotnego myśliciela jest zarezerwowana w tym przedstawieniu. - i sam wziął kawałek mięsa do zjedzenia.
- Pijemy dalej - Lekarka po raz kolejny wyciągnęła dłoń w kierunku flaszki, znajdującej się obecnie "pod opieką" Lucasa. Minkę przy tym miała trochę zaciętą.
- A ja myślę… co dalej. A ty… ty już nic Lucas lepiej nie gadaj - Dodała.
Czasami trzeba się napić czasami ciężar jest zbyt wielki. Lucas postanowił, że będzie w takim razie pilnował Oriany. Podał jej butelkę.
- Pewnie to daremne - powiedział z uśmiechem - ale nie przesadź.
 
Icarius jest offline