Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2007, 13:26   #744
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
2,5 godziny do wyprawy do Genegate...

Nad Rasganem właśnie wstało słońce. Budzi się nowy, ciepły dzień. Białe chmury kłębiaste suną całkiem szybko po błękitnym niebie, temperatura 25 stopni, rześki wiatr od morza

Teren klanu Narogan...
Vriess;Zdaje się, że ktoś wreszcie docenił twoje jestestwo, a sytuacja jest tym ciekawsza, iż delikwentem jest piękna dama. Pokrzepiające w tej ciężkiej sytuacji w jakiej się znaleźliście, choć trochę, przyznajesz, zastanawiające.
Zajęty rozmową, wypoczywasz nieco przy okazji po całonocnej bieganinie.
Piękna pani w długiej czarnej sukni podeszła do ciebie z gracją. Zatkało cię XD
- Charlotte... – przedstawiła się, dotykając twojego policzka i całując cię delikatnie w drugi.
Kończąc wymawiać swoje nazwisko, złożyła pocałunek na twoich ustach. XD

Charlotte; Fundujesz Vriessowi naprawdę gorące powitanie XD W sumie dobrze, że w pomieszczeniu zostali tylko panowie wampiry i kobieca część drużyny, ponieważ przypuszczalnie cała męska reszta mogłaby eeee różnorako zareagować na całe to nekromantofilstwo XD
Czekasz co na to Vriess

Vriess, Charlotte, Taika, Nefertiri;
Do pokoju zagląda nieśmiało młoda dziewczyna o brązowych włosach i zielonych oczach. To Marcjana. Nie wygląda najlepiej i chyba leczyła się z kłopotów żołądkowych Jest młodą, ładną dziewczyną, ale wewnątrz niej drzemie ognista wiedźma, przez co Marcjana miewa rozdwojenie jaźni. Obecnie wystrojona w nową, czerwoną suknię podkreślającą bardzo stanowczo jej kobiecość XD

Na mieście...
Taika;
- Pójdę... Pójdę pozwiedzać miasto, kupić kilka niezbędnych mi ingrediencji – ogłaszasz.
Któryś z wampirów uprzejmie odprowadza cię do wyjścia z podziemi. Idziecie przez podziemne miasto, potem labiryntem korytarzy, aż wreszcie wampir wskazuje ci drabinkę na górę. Wchodzi po niej całe wieki. Na górze czeka zamknięty właz.
Gdy go otwierasz, wychodzisz w piwnicy jakiegoś starego budynku, czy magazynu. Opuszczając budynek docierasz na pustą, boczną uliczkę. Dochodzi ona do jakiejś większej ulicy, gdyż u wylotu alei kręci się dużo ludzi.
Jesteś w dzielnicy handlowej. Ulicami snują się ludzie, bezpańskie psy, koty, handlarze ze swoim żywym inwentarzem robiącym najwięcej bałaganu. Są też ryksze, bryczki, powozy, wozy, i przedziwne zwierzęta juczne, większe od koni i przypominające z wyglądu czteronożne gady. Są też rozwrzeszczane dzieciaki, złodziejaszkowie czyhający na okazję, onieśmieleni wyraźnie wobec licznych patroli straży miejskiej. W życiu nie widziałaś tylu patroli na ulicach innego miasta – co kilkanaście minut mijasz jakiś!
Docierasz pod sklep z przedmiotami magicznymi.
Dziwi cię masakrycznie długa wręcz kolejka do przybytku obok. Zdaje się, że wszyscy ci ludzie chcą dostać się do sklepu zielarskiego-apteki. Wchodzisz do sklepu magicznego. Oczywiście, wokół pełno ksiąg, amuletów, mikstur, szklanych kul, zwojów z zaklęciami...



- Witam, czym mogę służyć?
- Woreczek z prochami płaszczki herbacianej, trzy listki płomiennika żółcistego, zioła lecznicze, sproszkowany róg jelenia bagiennego.
Sprzedawca podaje ci towar i żąda 40 sztuk złota.

Kiedy opuszczasz budynek, zauważasz tłumek gapiów na ulicy, skupionych wokół czegoś/kogoś. Kiedy tłum się rozstępuje, widzisz dwóch mężczyzn, pomagających ustać na nogach krótkowłosej kobiecie w średnim wieku, mieszczance.
- Źle się poczuła... – szemrają między sobą ludzie. – Mój brat dziś to samo dosłownie miał!... też mówił, że stracił nagle wzrok i wpadł na latarnię!...

Na miescie...
Akrenthal;

Nie dajesz za wygraną.
- Tysiąc sztuk złota chłopcze... I tak na tym nie stracisz...
Sprzedawca zgrzyta zębami, ale wyglądasz zbyt groźnie, by miał ochotę się kłócić.
- A, niech już będzie... – mamrocze i wręcza ci 2 tysiące. – Do widzenia... -_-

Znienacka zjawia się Valgaav, starożytny czarny smok o którym słyszałeś od towarzyszów. Cóż, może jest postać nie przeraża z wyglądu, ale spojrzenie jego złotych oczu potrafi sprawić, że pod człowiekiem trzęsą się nogi. Cóż, ty jesteś Thajenki...XD
Pamiętając, co smoki potrafią, zachowujesz słusznie ostrożność i nie próbujesz grzebać w jego myślach. Sprytną psioniczną sztuczka fundujesz sobie niewidzialność i dyskretnie, powolutku, po cichutku, ruszasz za Valgaavem.
* * *
„Im częściej używasz swojej mocy, tym więcej energii tracisz, a demony ją wyczuwają!...”
„Oh, naprawdę? Co jeszcze ciekawego możesz MNIE powiedzieć o demonach?!”
„ Nie chodzi o to, ze nie stanowią dla ciebie zagrożenia! Mogą zniszczyć klucz a wtedy z planu nici! Słuchasz mnie...?!”
„Tak, tak...”
„Czy ten, którego poszukujesz także jest demonem?” – spytała odkrywczo.
„...”
„Nie wyczuwasz jego energii? – uśmiechnęła się kąśliwie. – Dlatego chcesz go sprowokować, ujawnić się, aby to on przyszedł do ciebie? Jak potężnym musi być, aby nie bać się wizyty przed twoim obliczem? Hm? Val, odpowiedz mi.”
„Przepraszam, ale to moja sprawa”.
„Dobra. W porządku. Tylko pilnuj klucza. Nie teleportuj się. Pójdź po niej jak normalny, grzeczny śmiertelnik”
„Dobra – prychnął. – w porządku...”
* * *
Śledzisz smoka idącego bocznymi uliczkami. Valgaav porusza się całkiem szybko i zwinnie, więc momentami tracisz go z oczu, by znów wypatrzyć go po chwili. Tak doszliście... pod Katedrę Sarafan! W okolicy jest stary park, a za nim, jak się okazało, bardzo stary, zarośnięty cmentarz.
http://www.art-3.co.uk/TCS_Escape/sbevan_cemetary2.jpg

„Tam!” – zakrzyknął Ilaf.
Valgaav zniknął za gęstymi krzewami i tyle go widziałeś. Przecież nie zapadł się pod ziemię... prawda? oO


Wieża strażnicza w porcie, Thomas vr Astaroth...
Thomas;

This is it. Masz obowiązek walczyć z Takimi Jak On, i zamierzasz przywołać go do porządku. Zaraz zetrzesz ten jego uśmieszek z mlecznobiałej twarzy...
Wyciągasz miecz przed siebie, ostrzem skierowanym w Demona. Miecz zalśnił niebieską, delikatną poświatą.

Astaroth;
No proszę. Jesteście jak Yin i Yang! jak Feng i Shui!
Anioł, tym razem zdaje się mniej już upadły, znów zjawia się, abyście mogli podyskutować w 4 oczyXD tym razem jednak sam anioł żąda poważniejszej dyskusji, więc od razu na to przystajesz. Jego wola.
Twoje szable zapłonęły, nie uprzedzając żadnym drgnieniem mięśni rzuciłeś się do przodu, jedną szablą celując w brzuch anioła, drugą w jego twarz.
Nie podoba ci się ten płomień spowijający miecz thomasa. Biała magia. Będzie bolec...

Thomas; ze stoickim spokojem, w postawie bojowej, przyglądasz się poczynaniom Demona. Wiesz bowiem, że jakiekolwiek negatywne emocje dodadzą sił przeciwnikowi. Nie dajesz się zastraszyć. Astaroth rzucił się ku tobie, zamachnąłeś się mieczem...
Znikł! OO’ Mogłeś się spodziewać, że nie będzie grał czysto!
Smutek 14 Wdów świsnął w powietrzu, a ty poczułeś ostry ból w lewym skrzydle. Czarne pióra sypnęły w górę, wraz z małym deszczykiem krwi. Miecz Rozpaczy chlasnął po drugim skrzydle, z podobnym efektem.
Odskakujesz pod ścianę wieży i odwracasz się twarzą do Astarotha. Nie straciłeś skrzydeł, nie odciął ci ich, ale podcięte, póki co zwisają bezwładnie czubkami ku ziemi i czarnymi piórami zamiatają podłogę.

Miasto, Avenue 69...
Nefertiri;

Z czasem, masz nadzieję, przyzwyczaisz się do całego zamieszania. ‘Drużyna’ zdaje się składać z jednostek, z których każda ma własne cele. W końcu każdy ma własne życie, prawda? Masz tylko nadzieję, że stawią się wszyscy za 4 godziny, abyście mogli wyruszyć dalej scalonymi siłami
Ogłaszasz, że weźmiesz się za zapalenie lampy, skoro wszyscy inni zajęci są najwyraźniej własnymi sprawami. Wampir uśmiecha się do ciebie z uznaniem.

Opuszczasz kanały klanu Narogan wychodząc ‘studzienką’ ukrytą w szopie w czyimś wielkim, pięknym ogrodzie. Czujesz się nieco nieswojo, tak po prostu chodzisz po ogrodzie jakiegoś szlachcica!
Ups... O_O



Trzy wielkie psy, spuszczone ze smyczy, stoją kilkanaście metrów i patrzą na ciebie wyczekująco. Węszą. Siadają. Gapią się nadal.
Szczęśliwie wycofujesz się do furtki ogrodu, wychodzisz na ulicę i zamykasz za sobą bramę. Psy ani drgnęły przez cały czas, choć obserwowały cię.

Jest ranek, ładna pogoda. Miasto powoli budzi się do życia. Na ulicach robi się tłoczno, handlarze rozkładają stragany, żebracy zabierają się do roboty, pijacy chrapią po kątach, dzieciaki dokazują, przekupki plotkują, raz po raz ulicą przejdzie patrol straży miejskiej.
Znalazłaś ulicę Avenue 69. Idziesz nią, wypatrując wskazanego budynku.
- WLECZESZ SIĘ!
- Nieprawda, ty się wleczesz!!! – dosłyszałaś dziecięcy chichot.
Tupot końskich kopyt, krzyki ludzi... o nie, czyżby powóz gnał prosto na bawiące się dzieci...?!
Przechodnie tuż przed tobą błyskawicznie umykają naraz na boki, a twoim oczom ukazują się... gnające prosto na ciebie, dwa młode centaury, które najwyraźniej się ścigają!

http://twospotz.deviantart.com/art/B...Twins-21615907

Zajęte szaloną zabawą, pędząc na łeb, na szyję, zauważają cię w ostatniej chwili!
Jeden z nich staje dęba, hamując rozpaczliwie, drugi zaś wpada na niego, w wyniku czego zderzyli się z tobą i pchnęli cię, aż wpadłaś na stertę wiklinowych koszy stojących obok straganu przy kamienicy. Speszeni, chłopcy-centaury zbierają się z ziemi i zerkają na ciebie przepraszająco. Jeden szturcha drugiego, ten mu oddaje, i mówi ulegle;
- Przepraszamy prze pani, nie chcieliśmy!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline