Zachariasz przycelował a bełt pomknął w stronę szamana, trafiając go w prawe ramię i odrzucając w tył. Stojący nieopodal Klaus posłał całą serię ze swojej kuszy automatycznej w nadbiegającego dzikusa, a bełty wbiły się z mlaśnięciem w głowę przeciwnika, uśmiercając go na miejscu. W tym samym momencie po okolicy poniósł się huk garłacza i kolejnych trzech dzikusów zostało rannych, z czego ten biegnący na Felixa najbardziej. Jego lewa noga paskudnie krwawiła i nie był w stanie się nawet podnieść. Atakujący z flanki Bardin dopadł do swego wroga, ale tym razem młot khazada trafił jedynie w pustkę, gdy chuderlawy kanibal odsunął się w ostatniej chwili. Walcząca nieopodal Vessa miała więcej szczęścia - związana walką z kolejnym przeciwnikiem najpierw dotkliwie raniła go w nogę, a potem zakończyła jego życie celnym cięciem w głowę.
Esme tymczasem posłała bełt w stronę szamana, jednak pocisk jedynie musnął policzek mężczyzny, ściągając mu przy okazji z głowy wilczy kaptur i odkrywając pokryty dziwnymi symbolami czerep. Dosłownie uderzenie serca później Galeb dopadł do guślarza i prostym, silnym uderzeniem swego młota rozpłatał mu czaszkę. Runiarz usłyszał paskudne chrupnięcie kości wbijających się w mózg, gdy szaman padł na ziemię bez życia. To sprawiło, że reszta przeciwników straciła na animuszu. Widząc martwego czarownika zawahali się a potem… zaczęli uciekać. Ci, którzy jeszcze nie zdążyli związać się walką biegli najszybciej, za nimi dwóch lekko rannych, trafionych przez Felixa.
Zostawili swojego krwawiącego z głębokiej rany towarzysza, który próbował podnieść się i biec za swymi ziomkami, jednak nie był w stanie. Jego żywot zakończyła Katrin, która pojawiła się nagle przy nim niczym zjawa i ostrą końcówką dzierżonego przez siebie kija przebiła mu szyję z dzikim wyrazem przyjemności rysującym się na jej twarzy.
- Nie ma sensu ich gonić, niech uciekają! - Krzyknęła Esme, ruszając do ciała martwego szamana, by odnaleźć wypuszczony wcześniej bełt.
Felix i Klaus wyraźnie podzielali zdanie szlachcianki, gdyż nie kwapili się, by ruszyć w pościg. Co innego reszta drużyny. Zachariasz podbiegł do najbliższego drzewa, wycelował i wypuścił kolejny bełt, którym trafił lekko rannego dzikusa w plecy. Tamten padł jak ścięte drzewo, ale jeszcze żył, próbując się podnieść. Vessa w pierwszej chwili chciała zaszarżować na uciekających kanibali przy użyciu wierzchowca, jednak szybko doszła do wniosku, że w obecnych warunkach, przy tak gęstym zalesieniu nie da rady tego zrobić. Pobiegła więc za dzikusami, dopadając tego ustrzelonego przez Zachariasza i szybkim sztychem w plecy zakończyła jego życie. Galeb w tym czasie pędził przez zarośla niczym taran, czym zaskoczył nawet uciekających, pozbawionych wszelkiego pancerza dzikusów. Szybko znalazł się przy drugim z rannych mężczyzn, tamten dodatkowo potknął się o wystający z ziemi korzeń i padł na plecy. Ostatnim, co w życiu zobaczył, był spuszczany na jego głowę młot krasnoluda.
Bardin w tym czasie zamienił młot na łuk i stanął nieopodal Zachariasza. Napiął cięciwę i wypuścił strzałę - pocisk przeciął powietrze i trafił kolejnego z uciekających dzikusów w bark. Mężczyzna nie upadł jednak, tylko z wyraźnym bólem pognał za resztą swej uszczuplonej przez drużynę bandy. Pięciu dzikusów było już tak daleko, że dalsza pogoń Vessy i Galeba nie miała sensu. Niedługo później zniknęli za gęstymi, wysokimi krzakami. Tileanka z krasnoludem przeszukali martwych, nie znajdując przy nich nic użytecznego i wrócili do reszty. Zachariasz natomiast sprawdził teren ucieczki kanibali i zauważył tam masę tropów, dzięki którym mógłby poprowadzić drużynę do zbiegłych przeciwników - był tego pewien.
Przeszukując resztę ciał dzikusów awanturnicy nie odkryli nic ciekawego, pomijając zwłoki szamana. Ten miał przy pasie niewielką sakiewkę, w której oprócz dziwnych komponentów służących mu zapewne do czarowania, Bardin odnalazł kawałek dobrze znanego mu metalu, czyli gromrilu. Ten tutaj był nieco mniejszy, niż złota korona i niedbale ociosany, ale było pewne, że jest to gwiezdny metal.
- Nie wiem, co zamierzacie, ale ja chcę dostać się do wieży jak najszybciej - powiedziała w końcu Esme, nie kryjąc poirytowania. - Nie w smak mi buszowanie po lasach, żeby walczyć z jakimiś ludożercami. Albo szukać niedobitków - Skrzywiła się. - I mam nadzieję, że żadne takie głupie pomysły nie chodzą wam po głowie.
- Jeśli teraz ruszymy dalej, przed zmrokiem powinniśmy dotrzeć na miejsce - powiedziała Katrin, patrząc po drużynie.