Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2021, 12:54   #168
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wędrówka w na granicę domeny Obad-Hai’a odbywała się niespiesznym tempem przemieszczającego się drzewca. Ich przewodnik, był milczący a las nadspodziewanie cichy. Może z powodu ciemnych chmur burzowych unoszących się na gęstymi koronami drzew lasu. A potem usłyszeli gromy, jeden, drugi, trzeci…
Deszcz nie zaczął padać, wiatr również się nie zrywał, a i sam drzewiec nie wydawał się zaniepokojonym tym co się działo gdzieś nad ich głowami.
Powoli docierali do ściany lasu i… gdy już wyszli na granicę zobaczyli niezwykłe widowisko.
Destiny unosiło się wśród podmuchów wiatru otoczone skrzydlatymi jaszczurami z jeźdźcami na grzbiecie. Ci jednak zamiast atakować okręt, próbowali się za nim schować. Na próżno. Co chwila błyskawica wystrzeliwała z burzowych chmur nad lasem, przecinała niebo i zamiast uderzać w najbliższe drzewo po łuku trafiała w desperacko próbujących uciec powietrznych jeźdźców. Przeważnie dwie błyskawice wystarczały, by pechowiec wraz ze swym skrzydlatym wierzchowcem kończył jako kula ognia spadająca w dół.
A więc to były te “fajerwerki” o których wspominała wyrocznia.
- Wróg - stwierdziła bardziej, niż zadała pytanie Suletu, po czym jej dłonie powędrowały na trzonki toporków. Pierwsze wrażenie, i to sporego zaskoczenia latającym statkiem, zostały szybko zatarte pojawieniem się ewentualnego zagrożenia…
- Całkiem nieźle to wygląda - powiedział Harran. - Chyba nie powinniśmy się wtrącać i psuć widowiska - zasugerował. Spojrzał na drzewca. - Las ładnie się broni.
- Ja tam nie pogardzę walką - Imra wyszczerzyła się wyczarowując wierzchowca i go dosiadając. - Moja broń - dodała wyciągając rękę do drzewca.
- Jesteście gośćmi, jeśli coś atakuje gości… albo ich własność, to powinnością gospodarza jest dać takiemu natrętowi odpór. - wyjaśnił drzewiec przyklękają na jedno kolano i powoli uwalniając oręż złożony mu pod opiekę… każdy w oddzielnej kupce.
- Czy gospodarz nie ma nic przeciwko temu, by goście mu pomogli w obronie? - spytał Harran, zabierając swój sztylet.
- Nie… aczkolwiek wasza pomoc nie będzie konieczna. - przyznał drzewiec.
- Ktoś z nich mógł dostać się już na pokład - warknął zgrzytliwie Wędrowiec. Zanim jeszcze skończył mówić, pokryła go już powłoka z ektoplazmy. Rozpostarł skrzydła i nie tracąc czasu na przywołanie ostrza, popędził w stronę Destiny.
- Mogłam nas przenieść.. nadal mogę.- rzekła do Irmy duergarka.
- Kto skacze ze mną? - spytał równocześnie Harran, szykując się do rzucenia zaklęcia, mającego przenieść go na pokład statku.
Suletu, z obojgiem toporków w dłoniach, podeszła do Harrana. Kiwnęła potakująco głową, po czym… nawet jakoś tak złowieszczo się uśmiechnęła.
- Ja też - niziołek powiedział mocując zwrócony oręż, za wyjątkiem trzymanego w dłoni miecza.
- Teleportujemy się - uprzedził w leśnym zaklinacz. Chwycił Suletu za ramię, a potem rzucił zaklęcie.
Imra fuknęłą z niezadowoleniem widząc, że musi sięgnąć po broń. Zeskoczyła z konia i kiwnęła na Zakkarę.
- Teleportuj.

Bezimienny pojawił się ledwie kilka chwil wcześniej na rozbujanym okręcie nim teleportowali się na pokład Destiny. Nieco rozbujały, ale na miejscu nie odczuwali tego… za bardzo.
Kapitan zapytał się o sytuację i dostał odpowiedź iż na pokład nie dostał się żaden z intruzów, a goście są bezpieczni. Obecnie to Tanegris stała za sterem, a Sermonus z Cadamusem obsługiwali balisty… acz nie strzelali z nich. Bo i nie było powodu ku temu.
Najeźdźcy obecnie już nie próbowali napaść na okręt, tylko w panice uciekali przed piorunami uderzającymi z burzowej chmury.
- Destiny, to jest Suletu. - Harran przedstawił statkowi nową członkinię wyprawy. - Jest naszym sprzymierzeńcem, może się swobodnie poruszać po pokładzie, ale nie jest członkiem załogi.
- Destiny to nasz statek - wyjaśnił w leśnym, by zainteresowana go zrozumiała. - Można z nim rozmawiać - dodał.
- Rozumiem.- odparł okręt. A zdziwiona Suletu kiwnęła głową do Harrana...

Imra rozejrzała się.
- Złapmy jednego zanim burza ich zabije. Może się dowiemy o co chodzi. - zaproponowała wsiadając na konia i dobierając młot oraz przygotowując linę. Potem wzbiła się w powietrze.
- Słusznie - zgodził się Wędrowiec, który zdążył już wezwać ostrze i przyoblec się w cięższy pancerz - Destiny, atakujący nie zdążyli cię w żaden sposób uszkodzić? - zapytał, zanim skoczył za Imrą - Wybierz cel, spróbuję go złapać, zlikwidujemy wierzchowca jeśli trzeba.
- Najlepiej takiego, co wyróżnia się spośród innych! - krzyknął za nimi zaklinacz.
W tym czasie Suletu obserwowała, co robią pozostali, jednocześnie i rozglądając się uważnie wokół, mając na uwadze latających jeźdźców.
- Nie jestem przekonany czy aby to byli nasi wrogowie - Kvaser powiedział obserwując zawieruchę - a tym bardziej, czy chcemy się w to mieszać. Zamiast porywać, zostawmy sprawy ich własnemu rytmowi - powiedział z lekką irytacją w głosie.
- Nie posłuchają cię... - powiedział Harran. - Destiny, czy jeźdźcy jaszczurów usiłowali dostać się na pokład? Bez pozwolenia? - zwrócił się do statku.
- Jestem nieuszkodzony.- przyznał okręt i dodał.- I tak, próbowali na mnie wylądować. I to mimo strzałów ostrzegawczych zaleconych przez Marai, gdy podlecieli zbyt blisko i jej krzyki nadal nie robiły na nich wrażenia.
- Szaleńcy…- mruknęła tymczasem Zakkara sięgając po swoją magię i przywołując olbrzymią osę. Owad zabuczał skrzydłami i ruszył za Imrą zapewne w ramach asekuracji, która przytuliła się odruchowo do konia, gdy silniejszy podmuch pozbawił ją równowagi. Prawie spadła! Na szczęście udało się jej ledwo utrzymać. Z pewnością nie będzie łatwo tu się przemieszczać, na szczęście wrogowie mieli gorzej, z trudem panowali nad swoimi spanikowanymi jaszczurami.
- Nie posłuchają - Kvaser przytaknął Harranowi z lekkim uśmiechem - wypraszam sobie w imieniu szaleńców - odpowiedział Zakkarze rozbawiony - nie mieszajmy wariactwa z głupotą.
- Herosi podążają za głosem serca, rwą się do walki.- stwierdził Cromharg, który też się rwał niecierpliwie… ale nie miał magii pozwalającej na lot.
- I kości tych herosów potem bieleją na polach bitewnych. Herosi nie przeżywają bitew.- stwierdziła cierpko duergarka.
- Herosi to zwykle straszne dupki - Kvaser odpowiedział Cromhargowi z lekkim, pobłażliwym uśmiechem - a przynajmniej ci którzy chcą, aby ich tak nazywać.
Barbarzyńca podrapał się po głowie w milczeniu przetrawiając słowa Kvasera.
- Każdy, kto nazywa siebie herosem, ma zbytu dobre mniemanie o sobie - stwierdził zaklinacz. - A znaczna część tak zwanych bohaterskich czynów to głupota - dodał.
- Wszystkie to głupota... i naiwność.- wtrąciła duergarka.
- Gadasz jak egzaltowana panna z dobrego domu która wczoraj odkryła, że prezenty podkłada jej tatko, a nie bożek - niziołek wtrącił od niechcenia czujnie obserwując poczynania Imry i Wędrowca, będąc gotowym na reakcje - naprawdę wszyscy wiemy co myślisz Zakkara. Obnoszenie się z cynizmem jest równie zabawne co świecenie zadem praworządności i standardów moralnych.
- Rozmawiają na temat herosów, głupoty i szaleństwa. - Na potrzeby Suletu Harran streścił dyskusję w leśnym. Na co Suletu machnęła ręką, dając do zrozumienia, że temat nie dla niej?

Tymczasem Imra rozejrzała się za swoim potencjalnym celem. Wskazałą go Wędrowcowi wystawiając przed siebie młot. Był to jeden z tych, którzy byli w miarę blisko statku.
- Ja go zrzucam, czy wyjmiesz go z siodła? - zakrzyknęła do niego przez odgłosy uderzeń piorunów.
- Jest mój! - odkrzyknął automaton, a jego zbroja znowu wysmuklała, by lepiej radzić sobie z podmuchami. Śmignął do przodu bez ostrza, lecąc wprost na jaszczura, by w ostatnim momencie unieść się, złożyć skrzydła i chwycić jeźdźca.

Błyskawica śmignęła gdzieś nad nimi i zniszczyła jeden z celów. Na szczęście nie ten, do którego podążał automaton. Walcząc z podmuchami konstrukt zbliżył się do celu i unikając uderzenia ze skrzydłem zderzył się z jeźdźcem, pochwyciwszy go. Obaj spadli z jaszczura i w wyniku nagłego zwiększenia wagi konstrukt z początku poleciał w dół. Zaskoczony mężczyzna z rasy półorków nie stawiał oporu, bo nie planował się rozpłaszczyć na zbliżającej się do nich ziemi. Wędrowiec rozpostarł skrzydła, stabilizując lot i czym prędzej wrócił na pokład Destiny, trzymając niedoszłego najeźdźcę w żelaznym uścisku.
Imra zbliżyłą się do jasczura i wychylając się w bok sięgnęła po jego uzdę. Było to wiele trudniejsze, gdyż jaszczur nie dość że nerwowo lawirował próbując “zgubić” błyskawice i nie zostać zestrzelonym. W dodatku skrzydła utrudniały Imrze zbliżenie się uzdy trzymanej przez jeźdźca… na tyle skutecznie, że wojowniczce się nie udało jej pochwycić.
Wojowniczka fuknęła z niezadowoleniem. No trudno, musiała zaryzykować. Podleciała do góry aby być nad jaszczurem. Biorąc głębszy oddech przygotowałą się. Przerzuciła jedną nogę nad szyją konia, wycelowała i zeskoczyła na jaszczura próbując od razu objąć go rękoma wokół szyi.
Niczym żelazny pocisk pognała ku celowi, zderzyła się z jaszczurem. Impet jej ciała przetrącił bestii kark… którego nie zdołała objąć. I teraz spadali… ona ku zgubie, a gadzina ku “grobowi”. Jakieś odnóża pochwyciły ją od tyłu. Osa Zakkary zacisnęła je… spowalniając lot na tyle, że wierzchowiec wojowniczki zdołał wlecieć tuż pod nią i nie oberwać od impetu, gdy Imra znów wylądowała w siodle.
Półelfka odetchnęła zbierając się chwilę po tym co zaszło. Spojrzała za spadającym jaszczurem krzywiąc się.
- Cholera - mruknęła do siebie. Pokręciła głową i odchrząknęła udając że nic się nie stało. Spięła wierzchowca i skierowała się na statek. Przynajmniej mieli jeźdźca…
Widząc, że Imra już wraca, automaton odezwał się do reszty drużyny trzymając szarpiącego się w jego objęciach półorka.
- Pomóżcie mi go rozbroić i związać, potem z nim porozmawiamy.
Półelfka zdążyła wylądować zostawiając za sobą zamieszanie. Minę miała cierpką. Zeskoczyła na deski pokładu kiwając Zakkarze w podzięce za osę i dołączyłą do zajmowania się pojmanym.
Irytaja Kvasera rosła stopniowo, aż w momencie, gdy Wędrowiec i Imra wrócili z jeńcem, osiągnęła wystarczające stężenie, aby nawet istoty o wrażliwości na delikatne, społeczne sygnały godnej golemów zauważyły, iż niziołek jest w fazie “nie dotykaj, gryzie”.
Dotknięciem była prośba o pomoc. Kvaser zmielił przekleństwa w ustach, a ciepła aura uderzyła z jego otoczenia. Czupryna nizioła pofalowała targnięcia wnoszącymi się, gorący masami powietrza.
Wyskoczył jak ze sprężyny w górę, z mieczem w ręku, celując ostrzem się prosto w głowę półroka. Niechybnie aby ją odciąć?
Jeniec pochylił się, lecz zmroczony podnosił łeb do góry, na którym wykwitał gorący, krwawy ślad po uderzeniu płazem miecza. Niziołek zawahał się jakby rozmyślając nad użyciem buta, aby po chwili przerzucić miecz w dłoniach, chwycić za ostrze i uderzyć łeb jeńca rękojeścią z fachowym zamachem w ziemię godnym snobistycznych graczy we wrzucanie piłeczki do dołków przy pomocy uderzenia kijkami - rozrywki modnej w kręgach szlachty.
- Od razu lepiej - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach patrząc na nieprzytomnego półorka.
Jeniec zwiotczał w ramionach Bezimiennego. Teraz można było przyjrzeć się dobrze “zdobyczy”. Był to półork w sile wieku, gibki i szczupły jak na swój rodzaj. Zielonkawa skóra była dość blada, rysy bardziej zwierzęce niż humanoidalne. Przystojny to on nie był. Włosy krótko obcięte, barwione na ciemną zieleń, miedziany kolczyk na lewym kle. Stara pikowana skórznia służyła za zbroję, workowate spodnie i koszula dostarczały wielu kryjówek. Bo łotrzykiem ten półork był z pewnością. Z jego ekwipunku wyróżniał się ozdobiony klejnotami pas i przytroczony do niego scimitar. Były to niewątpliwie najdroższe przedmioty jakie posiadał. Dwa zatknięte za pas noże do rzucania też były dobrej jakości.
Kvaser zebrał na dłoń drobiny krwi z obitej twarzy półorka, delikatnie na dłoń, a potem zaczął inkantować zaklęcie pozwalając krwi skapywać, tworząc prosty zapis na pokładzie statku.
“Gorm Grimshaw
Mężczyzna ork, łotrzyk i wojownik, najemnik”
Reszta odpowiedzi była niziołkowi znana, wszak to on rozlał krew.
W tym czasie Wędrowiec metodycznie pozbawił półorka wszelkiej broni, acz przy pasie miał mały problem… pas nie dał się ściągnąć z jego ciała. Automaton przyjrzał się przedmiotowi, próbując rozpoznać czym był, a jednocześnie zza pazuchy wyciągał linę, którą mogli skrępować półorka.
- Używajcie jego imienia - Kvaser zaśmiał się - zdziwi się skąd je znamy albo uzna się za wielkiego, sławnego najemnika.
- Pierwszy wariant bardziej mi pasuje - stwierdził Wędrowiec, sprawdzając pas - Całkiem przydatne zaklęcie.
Badanie owego przedmiotu zaciśniętego na talii nieprzytomnego półorka pozwoliło Bezimiennemu ocenić, że jest to pas fizycznej sprawności i to całkiem dobry.
 
Kerm jest offline