Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-06-2021, 16:55   #161
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ruszyli w głąb puszczy przechodząc z wiosennych ostępów, w ciepłą i kolorową jesień. Liście mieniły się czerwienią, żółcią i purpurą… czasem niemal złotem. Nienawykli do takich widoków Cromharg i Zakkara przyglądali się temu z rozdziawionymi szeroko ustami. Wszędzie czuć było szeroką gamę leśnych zapachów. Powietrze pełne było olejków eterycznych i aromatów. Czasami od nich niemal kręciło się w nosie. Szli tak spory kawałek oddalając się od granicy lasu, ale drzewiec z pewnością wiedział gdzie ich prowadzi. Raz całej ekipie mignął między drzewami prążkowany kształt wielkości dwóch słoni. Gigantyczny legendarny tygrys. Knieja ta z pewnością nie była bezpieczna… wszak taniec ofiary i drapieżnika był częścią natury. Śmierć i rozkład był tu czczony na równi z narodzinami i wzrastaniem. Wszystko było częścią Kręgu.

Dotarli na polanę, olbrzymią w porównaniu z mijanymi dotąd leśnymi zakątkami. Na środku niej rosło olbrzymie drzewo, starożytne niemal sądzą po rozmiarów. W dziupli u jego podstawy mógłby się zmieścić całkiem spory domek… i może nawet się mieścił, kotara z bluszczu zasłaniała widok. Dookoła polany rosły drzewa w różnych stadiach pór roku, niektóre w zimowym śnie, inne w wiosennym rozkwicie czy jesiennym strojeniu. Z drzew tych wynurzały się panny… strojne jak drzewa z którymi były połączone. Driady przyglądały się obcym prowadzonym przez drzewca. Szeptały i chichotały między sobą.
Tymczasem drzewiec krzyknął w kierunku roślinnego giganta.
- Przyszła tak jak zapowiedziałaś.
Liście poruszyły się i z korony drzew odezwał się głos kobiecy.
- Dobrze, bo jej czas się zbliża.
Z pomiędzy konarów wynurzyła się niewiasta, która choć driadą nie była… miała wiele z natury drzew w sobie. Potrząsnęła ukwieconymi rogami, wytrząsając z włosów zeschłe liście, a potem poczekała aż drzewiec podejdzie bliżej. I skoczyła w dół.
Złapana przez niego, została postawiona na ziemi i wtedy odezwała się.
- Witajcie. Jestem Wyrocznią mego boga, kiedyś byłam znana jako Yvanna. Wy musicie tu poczekać wraz z moim przyjacielem. Driady usłużą waszym potrzebom jeśli głód was męczy, czy to fizyczny czy też pytań. A ty… moja droga - wyciągnęła rękę do druidki - chodź ze mną.

Wszystko tu było cudowne… Vaala poruszała się z gracją przez gęstwinę, co chwilę spoglądając na prawo i lewo, z szerokim uśmiechem na twarzy. Takiej jej jeszcze nikt nigdy nie widział. Była spokojna, cicha… radosna. Delikatnie dotykała roślinności, gdy przechodziła obok niej, czy też przez nią, i całym niemal ciałem i duszą chłonęła to miejsce. Poczuła się niemal jak w domu… właściwie to mógłby tu się stać jej nowym domem. Spoglądała na towarzyszy co pewien czas, wpatrując ich reakcji na otaczającą ich naturę, była ciekawa, jak oni to widzą. Dla niej było to wszystko wprost cudowne…

Uśmiechnęła się miło do pięknych Driad, pozostawiając je lekkim skinieniem głowy. Gdy zaś zobaczyła Wyrocznię, Vaala również na moment rozdziawiła usteczka. Yvanna była równie piękna, co całe te miejsce… ukłoniła jej się w pół, pełna respektu, i nieco onieśmielona widokiem. Zerknęła na towarzyszy.
- Nie rozrabiajcie… proszę? - Szepnęła do nich, po czym powoli, jakby właśnie speszona widokiem kobiety przed sobą, wyciągnęła do niej dłoń.
- Spróbujemy - powiedział Harran, który wcześniej ukłonił się Wyroczni. Równocześnie rozglądał się na wszystkie strony, chcąc dostrzec jak najwięcej szczegółów... z uwzględnieniem nie tylko uroczych panienek.
A było co podziwiać, bowiem to, co znajdowało się na polanie przyciągało spojrzenie i warte było zapamiętania. Można było sądzić, że nigdzie we światach nie było drugiego takiego miejsca.
- Jesteś pewna, że pójdziesz sama? - upewnił się Wędrowiec. Rozbrojono ich, a teraz rozdzielano, pewna doza podejrzliwości nie mogła zaszkodzić. Odpowiedzią Vaali, podającej dłoń Yvannie, był jednak dla Wędrowca jedynie krótki, spokojny uśmiech… Automaton obserwował ją jeszcze przez moment, po czym powoli skinął głową.
Imra bardziej pilnowała Zakkary i Cromharga niż oglądała widoki. A przynajmniej tak chciała zrobić bo ostatecznie myśli umknęły jej do wspomnień. Otrząsnęła się dopiero jak Vaala była zaciągana przez rogatą driadę do środka drzewa. Skwitowała to tylko cichym "huh".
Kvaser rozejrzał się po otoczeniu nagle, szybko, trochę jak zwierzę węszące niebezpieczeństw. Na moment jego wzrok zawisł na driadach, aby potem pobłądzić gdzieś dalej. Po chwili… krótko się zaśmiał.
- Rozumiem, że jesteśmy gośćmi - pociągnął lekko w kierunku driad - jaki napitek zwykle oferujecie?
- Wodę głównie… źródlaną. - rzekła jedna z driad o płomiennych włosach. - Acz jest druid który syci miód, by robić z niego napitki. Możemy sprowadzić.
- Nie chcę nadużywać gościny - Kvaser przyznał prosto i szczerze - po prostu lubię poznawać świat, a jedzenie i napitek, nawet aby skosztować, mówią dużo o miejscu. Ale skoro tak, to może być i woda - powiedział do płomiennowłosej driady - nie będzie kłopotem rozmowa z waść?
- Nie będzie.- odparła driada chichocząc. A duergarka usiadła na trawie mówiąc stanowczym głosem.- Ja bym chciała jednak tego… miodu, cokolwiek to jest.
- Ja też się chętnie zapoznam z tym, co oferujecie dla zaspokojenia głodu fizycznego - powiedział zaklinacz. - Głód informacji może trochę poczekać.
- Znajdzie się coś - odparła inna z driad, a tymczasem Yvanna ruszyła z druidką ku bluszczom zasłaniającym wejście do dziupli w wielkim drzewie.
- Ja wolę nasycić się wiedzą - stwierdził Wędrowiec - Chętnie dowiem się jak najwięcej o Ukrytej Kniei, jeśli będzie skłonne o niej opowiedzieć.
- Jego więc powinieneś pytać. - jedna z driad wskazała konstruktowi ich przewodnika. - Jest tu najstarszy.
- A wy? - półelfka spojrzała na swoich minionów dostrzegając ich zafascynowanie.
- Nie. Nie jestem głodny - odparł barbarzyńca, a duergarka pokręciła głową dodając. - Ów egzotyczny trunek wystarczy.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-06-2021, 17:27   #162
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Zza kurtyną bluszczy była olbrzymia komnata pełna półek i stołów wypełnionych słojami i buteleczkami. Zawierały one różne naturalne substancje: zioła, grzyby, napary. Yvanna podeszła do miski w której już wcześniej musiała wymieszać składniki, bo jej zawartość była mieszanką kolorów.
- Rozgość się proszę. Zaraz przygotuję opar który pozwoli otworzyć nam umysły.- rzekła do druidki… która po chwili podziwiania wnętrza, naj(nie)normalniej po prostu klapła tyłkiem na ziemi, krzyżując nogi. Dłonie położyła na kolanach, przypatrując się Yvannie, i temu co robi z miłym uśmiechem.
Yvanna usiadła z miską naprzeciw druidki i rzekła. - Odpręż się i oddychaj głęboko. Nie wiem dokąd ciebie zaprowadzi ta wizja. Nie wiem gdzie zaprowadzi mnie. Ale na końcu otrzymamy jakieś odpowiedzi.-
Sięgnęła do woreczka, rozwiązała go i sypnęła proszkiem do misy. Reakcja nastąpiła niemal natychmiast. Gdy substancje się zetknęły, w misie się zagotowało i intensywne opary o jasnoniebieskiej barwie zaczęły się unosić z niej. Dym ów był nieco mdlący i mieszał w główie. Vaala czuła jak świat wokół niej się zapada, a ona sama wraca tam skąd rozpoczęła wędrówkę… przed nią formowała się owa pamiętna wizja.

Była w domu, na Golarionie, w swojej puszczy, wśród zieleni… ale to nie był już dom, to były zgliszcza. I nie było zieleni.

Wszędzie, jak okiem sięgnąć, a nawet i jeszcze dalej, kilometry dalej, wszystko było szare, i spalone. Wszystko było martwe. Z drzew zostały ledwie nadwęglone szczapy, krzewów, trawy, czy kwiatów już nie było wcale. Wszędzie popiół, wszędzie śmierć.

Niepewnie postąpiła o krok do przodu, bosą stopą brodząc w tym popiele, z sercem walącym w piersi, z urywanym oddechem, z narastającą paniką.


Cisza… panowała taka straszna cisza… wszystko było martwe. Natura, zwierzęta, mieszkańcy lasu, nie było nikogo. Wszyscy umarli, został popiół. Popiół po którym stąpała, który lekko wzbijała w powietrze, z każdym krokiem oblepiający coraz bardziej jej nogi. Zupełnie jakby i ona, miała stać się za chwilę częścią tej makabry, jakby ta śmierć, ten koniec wszystkiego, powoli zaczął i ją pochłaniać.

Po policzkach spłynęły łzy. Próbowała coś powiedzieć, wyszeptać, krzyknąć, wrzeszczeć o pomstę do niebios, usta jednak jedynie poruszyły się niemo.

Krok za krokiem, coraz bardziej pogrążona w pozostałościach wszelkiego życia… nadepnęła na coś, co pękło. Kości. Wiele kości, skrytych pod szarym dywanem. Serce podeszło do gardła. Kości były wszędzie, całe szkielety, cały las był cmentarzem. I czaszki. Patrzyły na nią swymi pustymi oczodołami, gardziły nią, były nią zawiedzione.

Czaszka jej matki. Nie wiedziała jak, jakim sposobem, jak to możliwie… ale tam spoglądała i na nią czaszka jej własnej matki. Takim samym wzrokiem jak pozostałe.

Vaala zaczęła krzyczeć.

Chwilę trwało niż dotarł do niej głos Wyroczni.- Spokojnie, spokojnie… wdech wydech.
Druidka zerwała się z podłogi z krzykiem i łzami. Miała zaciśnięte pięści… przez kilka dłuższych chwil wodziła półprzytomnym wzrokiem wokół siebie.
- Jesteś gotowa, by mi ją opowiedzieć?- zapytała cicho Wyrocznia przyglądając się dziewczynie w zamyśleniu. Vaala przetarła szybko oczy, po czym próbowała uspokoić oddech i walenie serca.
- Wody… - Wychrypiała, czując nie istniejący popiół nawet w gardle.
Wyrocznia podała jej miskę z wodą, dodając. - Więc zacznę od siebie.
Po czym zaczęła mówić.
- To co ja widziałam w swojej wizji, to potworna bestia tytanicznych rozmiarów uwięziona w bąblu ognia i lawy. Bestia nie do pokonania, gdyż jej natura jest boska. Poznałam jej imię. Wielki Niszczyciel. Rovagug.

Vaala nabrała wody w dłonie, po czym się napiła. Następnie szybko, i nerwowo, przemyła twarz… nadal drżała na całym ciele, niczym młoda Osika na wietrze. Przymknęła oczy, na słowa Wyroczni, a na twarzy pojawił się grymas złości. Poznała imię wroga, którego nie potrafiła pokonać…?
- A wiesz, czym jest "Serce Ziemi"? Gdzie go szukać? Jak ono ma się do tego wszystkiego? - Spojrzała załzawionymi oczami na Yvannę.
- Ów Rovagug jest uwięziony w centrum twojego świata, w samym jego centrum. To widziałam. A Serce… cóż… ono jest kluczem do jego uwolnienia. I nie tylko ty je szukasz.- wyjaśniła Wyrocznia.
- Gdzie go szukać… proszę… - Vaala niespodziewanie padła przed nią na kolana - Proszę…
- Tego nie wiem. I się nie dowiem. To bogowie uwięzili tę istotę i jak zawsze w takich przypadkach, ustanowiono zakaz który blokuje wszelkie form wróżenia na ten temat. Tak by nikt nie dowiedział się, gdzie ukryty jest klucz. Cóż… przynajmniej w sposób nadnaturalny. Także bogowie z innych panteonów nie mogą mieszać się w te kwestie… ale najwyraźniej któryś z bogów twojej krainy znalazł sposób. I wskazówki ukrył w twoim koszmarze. - wyjaśniła Yvanna. - Wielce ryzykowne posunięcie. Bogowie łamiący taki zakaz są zwykle obezwładniani przez resztę panteonu i odzierani ze swojej boskości.

Vaala wstała ze skwaszoną miną. Przez chwilę szukała miejsca, gdzie mogłaby usiąść.
- Ja nie… - Głęboko odetchnęła, po czym wbiła wzrok we własne stopy.
- Dobrze, więc powiem ci teraz co widziałam - Położyła dłonie na kolanach, zacisnęła je na nich po chwili, po czym zaczęła opowiadać o swojej wizji, ze wszystkimi szczegółami…
Podczas tej opowieści Wyrocznia była wyraźnie skupiona, od czasu do czasu zadając pytania o detale, które wydały się jej szczególnie intrygujące i coś bazgrząc w rozsypanym pospiesznie “popiole” z misy użytej niedawno jakieś znaki i linie.
- Hmmm…- zamyśliła się spoglądając na swój abstrakcyjny rysunek. - Mam dobre… mam i złe wieści.
- Hmmm… - Powtórzyła za nią Vaala, i jakby się wzdrygnęła, patrząc na popiół - Mów…
- Widzę początek twojej ścieżki, widzę początek… ale nie drogę… ani nie jej koniec. Widzę jak podążasz tą ścieżką, by znaleźć klucz przed nim i go ukryć, tam gdzie nikt go nie znajdzie. Nie można go użyć… bo naiwnością jest sądzić iż klucz może posłużyć do kontroli Wielkiego Niszczyciela. - wyjaśniła wyrocznia, westchnęła ciężko. - Niestety… nie widzę na tej ścieżce żadnego z twoich towarzyszy. Wasze drogi się rozchodzą tutaj.
Druidka przez długą chwilę milczała, wpatrując się w Wyrocznię. Lekko mełła nawet własną, dolną wargę. Odetchnęła głęboko, i kiwnęła w końcu głową.
- Rozumiem…
- Nie podejmę za ciebie decyzji. Ja tylko wskazuję drogi.- wyjaśniła Yvanna wstając. - Nastał czas na twój wybór.
Vaala również wstała.
- Podążę tą ścieżką - Powiedziała Druidka.
- Teraz najtrudniejsze przed tobą.- odparła współczująco Wyrocznia ruszając przodem.- Powiadomienie towarzyszy.
Odpowiedzią Vaali było jedynie spokojne przytaknięcie…



.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 22-06-2021, 21:51   #163
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Minęło kilka chwil nim na polanie zjawił się wraz z kilkoma driadami druid niosący beczułkę pod pachą. Dużą beczułkę, bo był pochodził z rodu gigantów. Był Firbolgiem i wydawał się być zakłopotany tą sytuacją… i tym, że niosąc trunek stał się od razu centrum zainteresowania. Driady zaś niosły wielkie liście pełne orzechów i owoców. Posiłek zanosił się na wegetariański.
Przy Harranie nagle pojawiła się Afreeta.
Mała smoczyca z wyraźnym zainteresowaniem obejrzała okolicę, a potem - tak przynajmniej mogło to wyglądać - zrobiła swemu przyjacielowi awanturę o to, że wcześniej jej nie zawołał.
Zaklinacz pogładził smoczycę po łebku, zapewne w ramach przeprosin.
- Nigdzie nie odlatuj - powiedział.
Ten widok przyciągnął uwagę driad, które przyglądały się chowańcowi z ciekawością w spojrzeniu. Szeptały między sobą i wskazywały smoczka palcami, ale… nie miały śmiałości, by podejść bliżej do gości Wyroczni. Kvaser natomiast wziął trochę jadła, małe porcje, tyle co na spróbowanie, wody i trochę napitku i usadowił się pod drzewem, na mchu, trochę na skraju, zapraszając szerokim, pewnym siebie gestem, rudowłosą driadę.
- Nigdy nie byłem w podobnym miejscu - podsumował z pewną nutą pytania w głosie.
- Nigdy nie byłeś w lesie?- zapytała driada przyglądając się bacznie niziołkowi i opierając plecami o drzewo.
- Większość lasów w których byłem prezentowała się dużo bardziej zwyczajnie, a nawet te nadnaturalne nie były tak… - zamyślił się próbując owoców - ...monumentalnie. Czuć tutaj potęgę Natury w każdym aspekcie. A wy za to nieczęsto macie gości - stwierdził do driady rozbawiony.
- Mamy bardzo często gości. Ciągle przybywają ci którym natura i równowaga leży na sercu… lub leżała.- wyjaśniła rudowłosa.
- Punkt dla ciebie - powiedział popijając jedzenie wodą, wcześniej dobrym gestem toastu w stronę driady - często rozmawiają z wami czy bardziej interesują ich inne osoby, miejsca, działania?
- Przybywają tu w różnych celach.- wyjaśniła driada i spojrzała na drzewo.- Choć rzadko do niej i w tak dużej liczbie.
- A kim jest właściwie “ona”? Przybyliśmy tu z naszą druidką, odrobinę na ślepo.
- Wyrocznią Obad-Hai’a. Wybraną z pośród czcicieli i obdarzoną dodatkową łaską profetyzmu. - odparła druidka.- Pokazuje drogi, tym którym Obad-Hai chce objawić przyszłość by wybrali właściwie.
- Rozumiem - Kvaser spróbował odrobiny alkoholu - macie tutaj sfory Migopsów? - Zapytał równie nagle co niespodziewanie, czyli w charakterystyczny dla siebie sposób dynamicznie zmieniając temat wraz z gonitwą myśli.
-Tak.- stwierdziła jedna z driad.- Polują tu czasem w okolicy. Przywódca najbliższej z nich to Arkharrg.
- Myślałem kiedyś o takim kompanie - Kvaser zaczął wywód przerywany próbowaniem resztek pożywienia - jako wierzchowcu. Nie do walki, mam zupełnie inny styl. Ale tak się składa, że aby być w pełni możliwości walki, nie powinienem być zmęczony po, dajmy na to długim marszu. Migopsy pod tym względem są dobrymi kompanami, z tego co wiem, potrafią zadbać o pożywanie, nie potrzebują aż takiej ochrony, ze względu na ich zdolności, są to też szlachetne istoty - zamyślił się - ale chyba wiadomo czemu mi żaden nie towarzyszy. To nie jest kompan którego można kupić, to jest traf losu. Co myślicie?
- Rozciąga się wokół ciebie odó… eeem… zapach śmierci i nieumarłych. Zwierzęta go nie lubią, magiczne bestie również. - rudowłosa ukróciła tą oceną nadzieje niziołka.
- Również ogień - niziołek podsumował ze smutnym uśmiechem.
- Ogień jest częścią natury, jak błyskawice… można ich nie lubić, ale… - driada przyglądała się niziołkowi.-... nieumarli, duchy i dusze należą do innego świata. Jeśli kręcą się na planie materialnym… jeśli są przy żywych… zwierzęta tego nie lubią. Nawiedzone cmentarze nie bez powodu są opustoszałe. Niewiele zwierząt toleruje obecność nieumarłych.
- Nie wszyscy kiedyś żyli - Kvaser wyjaśnił driadzie - to duchy, niektóre żyły dawno temu, inne przybyły do totemu wcześniej, a najstarsze są ponurym gniewem kości ziemi. Przyjąłem ich zemstę, ten totem aby dokreślić moje, i ich przeznaczenie - podsumował patrząc gdzieś w dal - ale rozumiem. Liczyłem, że intelekt migopsów tworzy szanse wzniesienia się ponad taniec pozorów - powiedział śmiejąc się krótko.
- Wykreśliłeś się dla zemsty poza porządek natury. A Obad-Hai jest dzisiaj łaskawy. Zwykle ani ty, ani twój metalowy towarzysz nie mielibyście przywileju wkroczenia na te ziemie. - podsumowała driada i pokręciła głową.- Żadne zaś duchy w tym totemie nie są zrodzone z kości ziemi. Wiem to, bo ja jestem duchem zrodzonym z natury. My… po nas nie zostają duchy które mogłyby dołączyć do twojego totemu. Wszystkie one musiały być z krwi i kości kiedyś.
Kvaser uśmiechnął się lekko.
- Szamani którzy odprawiali obrzędy, opowiadali o tym jak zderzała się noc i dzień, jak brzegi morza szarpały skały, jak to co ze śmierci uderzało z tym co z życia. Mówili, że w takich chwilach rodziły się różne duchy, złowrogie i pożyteczne. Stare, chociaż przez wieki skarlałe. Może się mylili - wzruszył ramionami - a może po prostu opowiadali inną perspektywę waszej historii. Ostatecznie drzewo wygląda inaczej w dzień i w nocy, w zimę i latem, gdy patrzymy pod słońce i za nim, inaczej wygląda obserwowane z jednej strony, a inaczej z drugiej. Ale to chyba to samo drzewo…
Zasępił się, aby po chwili zaśmiać lekko i upić resztę alkoholu.
- Wybaczcie, czasem wpadam w taki ton. Sądzicie, że jeśli jednak wybiorę się do Arkharrga, to uczynię im obrazę? Jeśli tak, dziękuję za poradę - pokiwał głową - uchroniłaby mnie przed głupotą.
- No nie wiem… czy powinieneś oddalać się stąd. - zafrapowała się driada. - Tu są twoi towarzysze.
- Myślałem aby poprosić ich o towarzyszenie, gdy już Vaala skończy. Jeśli oczywiście gościna Obad-Hai dalej by nas obejmowała - dodał po namyśle. Ostatecznie wyobrażał sobie sytuację, w której pan tego miejsca mógł nie chcieć wałęsających się obcych i oczekiwa bezzwłocznego się ich oddalenia.
- Ja nie wiem… to Wyrocznia decyduje albo…- wskazała spojrzeniem na przywódcę drzewców.- … on. Nie mnie wypowiadać się w tej kwestii.
- To zapytam go gdy Vaala wróci i będzie sposobność - Kvaser powiedział poważnie - dziękuję za odpowiedzi - uśmiechnął się do driady - a Ty czujesz się przy mnie nieswojo?
- Trochę. - przyznała driada.
- Nie musisz się zmuszać do towarzystwa - Kvaser odparł rudowłosej z uśmiechem zakładając ręce za głowę i wygodniej moszcząc się na mchu.
- Trochę. - przypomniała driada wzruszając ramionami.
- Jak uważasz, nie nalegam - powiedział luźno, z uśmiechem, śmiejąc się w głos trochę jak szaleniec (czyli jak to często bywało).
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 23-06-2021, 08:12   #164
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Wędrowiec zignorował poczęstunek i skierował się prosto do drzewca. Skłonił się oszczędnie i spojrzał w sękatą twarz.
-Czy byłbyś skłonny podzielić się ze mną opowieścią o tym miejscu?
- Nie jestem bardem. Nie umiem opowiadać, natomiast mogę odpowiedzieć na pytania.- wyjaśnił drzewiec.
- Ładne słowa znaczą dla mnie mniej niż fakty - stwierdził Wędrowiec - Ale niech będą pytania. Kiedy stworzona została Ukryta Knieja, i czy przez Obad-haia, czy inny byt?
- Powstała na początku czasu, gdy powstał Oerth z otchłani żywiołów, gdy powstały plany zewnętrzne, gdy powstała Harmonijna Domena. Obad-Hai jest jednym z najstarszych bóstw, więc jego domena również. Bogowie zawsze mają swoje królestwa… miejsca do których mogą podążać ich wyznawcy po śmierci.- wyjaśnił drzewiec.
- Jego boska domena, to trochę wyjaśnia… - zadumał się automaton - Będąc domeną bóstwa, Knieja jest niejako demiplanem na samym Zewnętrzu, tak? Rządzi się własnymi prawami?
- Tu rządzi wola Obad-Hai’a, co zaś do definicji i natury tego miejsca, to szukasz odpowiedzi u nieodpowiedniej istoty. Ja jestem tylko prostym druidem… a nie znawcą natury planów.- odparł drzewiec rubasznie się śmiejąc.
- Twoja odpowiedź mi wystarczyła - stwierdził Wędrowiec - Pochodzę z dalekiej sfery materialnej, więc wasz panteon jest mi mało znany. Obad-hai jest z pewnością bogiem natury, ale co więcej mógłbyś mi powiedzieć o nim i jego dogmacie?*
- Obad-Hai uczy, iż należy żyć w harmonii z naturą, a ci którzy zadaliby szkody naturalnej równowadze zasługują na szybką zemstę. Wiara Obad-Haia jest zimniejsza i mniej współczująca od Pani Jednorożców, stawiając śmierć w równowadze z życiem. Kiedy wyznawcy mego pana polują, wybierają słabych i chorych jako pierwszych. - zaczął wyjaśniać drzewiec. - Obad-Hai nakazuje brać życie takim jakim jest, ze złem i dobrem. Nie dać się zmiękczyć dobrobytem cywilizacji, które tępi pazury drapieżników jak i ofiar. Czyni je słabymi. Wreszcie życie z jego dogmatem wymaga przyjęcia kresu istnienia z godnością. Przedłużanie swojego życia nadnaturalnymi środkami, ścieżka nieśmierci czy uparte trwanie po zgonie na planie materialnym czy eterycznym nie jest mile widziane.
- Interesujące, dziękuję za tą wiedzę - automaton uśmiechnął się lekko - Czy reguły, które nam nakazałeś przed wejściem, tyczą się wszystkich gości Ukrytej Kniei?
- Reguły są takie jakie wyznacza Wyrocznia. A przez nią przemawia wola Obad-Hai.- wyjaśnił enigmatycznie drzewiec.
- Więc dostosowujecie je do tego, kto ma was odwiedzić?
- Ja jestem opiekunem Wyroczni, a ona wydaje polecenia. Czasami, a czasami nie potrzebuje mojej pomocy. Jest bardzo potężna, nawet nie wiesz jak bardzo.- wyjaśnił drzewiec.
- Domyślam się, tak to bywa z boskimi wybrańcami - w głosie Wędrowca dało się czuć nutę lekceważenia - Ale nie o to pytałem. Chciałem wiedzieć, czy są jakieś uniwersalne zasady panujące tutaj? Które nie zmieniają się w zależności od poleceń Wyroczni?
- Prawa natury są tu niezbędne. - wyjaśnił drzewiec.
- Unikasz odpowiedzi, czy nie wolno podać ci takiej informacji obcemu?
- Reguły ustala władca domeny, a Obad-Hai… nie wtrąca się w krąg życia. Równowaga to sztuka powstrzymywania się od niepotrzebnych działań.- wyjaśnił drzewiec.- Domena jest gliną pod palcami boga, ale Obad-Hai nie ustawił tu żadnych wyjątkowych zasad.
Wędrowiec przekrzywił głowę, zapamiętując każde słowo.
- Więc nie ufacie naszej samokontroli, stąd te reguły, w zasadzie zabranie drapieżnikom ich kłów i pazurów? Rozsądnie.
- Zwykle ci którzy nie należą już w pełni do kręgu życia i śmierci tak jak ty lub niziołek nie są w ogóle wpuszczani do domeny Obad-Hai’a. Możesz czuć się zaszczycony.- wyjaśnił z uśmiechem drzewiec.
Automaton skłonił się lekko, częściowo by ukryć zaskoczenie.
- Jestem poza kręgiem życia i śmierci? I Kvaser?
- Twoje istnienie nie jest do końca naturalne… nieprawdaż? A Kvaser nosi w sobie duchy zmarłych… istoty również poza kręgiem życia. - odparł drzewiec. - To chyba zrozumiałe? Nauki boga co prawda nie nakazują niszczyć tego co jest poza kręgiem życiem, ale takie istoty zwykle nie mają tu wstępu. Mam nadzieję, że nie czujesz się tym obrażony.
- Bywałem traktowany gorzej. Ale myślę, że patrzycie na to powierzchownie. Moje ciało może i nie jest do końca naturalne - odruchowo spojrzał na swoją dłoń - Ale wciąż mam żywą duszę, która nie umarła, choć jej stan nie jest pewnie najlepszy. Zaś Kvaser… problemem są duchy w nim, a nie on sam? Nie winisz pucharu, z którego napiłeś się trucizny - zakończył cytatem
- Wybacz jeśli nie okażę się tak elokwentny jak ty. Niestety jestem tylko prostym druidem.- odparł rubasznie drzewiec. - Niemniej to ty nie widzisz całości obrazka. Obad-Hai jest bóstwem odpowiadajacym za naturę, jedną z domen… za wycinek, za aspekt… o too dobre słowo. Aspekt rzeczywistości. Za dziką nieujarzmioną naturę. Nie odmawiam wartości twojemu istnieniu, ale sam musisz przyznać że ty akurat nie jesteś częścią natury. Niemniej niech cię to nie frapuje. Wielkie Koło jest pełne boskich krain… jedna z nich z pewnością jest dopasowana do ciebie.
- Tej akurat nie szukam, ale dziękuję za dobre słowo. Inna perspektywa jest zawsze cenna - Wędrowiec ukłonił się - Czy mógłbyś opowiedzieć mi jeszcze o innych mieszkańcach Kniei?
- Jest ich zbyt dużo… najwięcej oczywiście zwierząt o różnej naturze, oranci przyciągnięci swoją żarliwą wiarą do domeny Obad-Hai’a. No i duchy natury takie jak driady i my, drzewce. - wyjaśnił roślinny druid.
- Obad-Hai ma tu też innych wybrańców, podobnych tobie czy Wyroczni?
- Wielu… część chadza… swoimi drogami jak Yvanna. Pozostali podążają wraz Obad-Hai’em jako jego świta. Niemniej nic nie może umknąć uwagi bóstwa w jego domenie. - wyjaśnił drzewiec.
- To oczywiste. Pozwól, że zadam jeszcze ostatnie pytanie. Czy po opuszczeniu Kniei, będzie wolno wrócić nam chociaż na jej skraj, by móc skontaktować się z wami, skorzystać z waszej wiedzy?
- Obawiam się że nie. - odparł smutno drzewiec. - Pomoc dla młodej druidki była ukłonem w stronę starych paktów i jej bóstwa. Jednorazową przysługą, choć… nie jestem Wyrocznią, nie mogę przewidzieć przyszłości jak ona.
- Cóż, ta wiedza będzie mi musiała w takim razie wystarczyć. Nie mam już pytań, ale może ty chciałbyś jakieś zadać?
- Jeśli można… jeśli nie jest to bolesne pytanie… to jak to się z tobą stało? I dlaczego? Zwykle twój lud nie tworzy istot z samych siebie… z żywej tkanki. Glina, stal, kamień… czasem martwe zwłoki… ale nie żywe ciało z duszą. - zapytał po namyśle drzewiec.
Wędrowiec spoważniał momentalnie, budząc wspomnienia.
- Niestety, na oba pytania pełnych odpowiedzi jedynie się domyślam. Stworzono mnie jako idealne narzędzie, a sam proces zaginął, zadbałem o to. Z pewnością było to podobne do tworzenia zbrojnokutych, rasy żywych konstruktów z mojej sfery. I zanim uznasz ich za nienaturalnych wiedz, że i wśród nich spotkać można druidów.
- Cóż… przypomina mi to koszmarne historie jakie opowiada się o Automacie. I współczuję twojej sytuacji. Naprawdę.- odparł drzewiec uprzejmie i rzeczywiście brzmiąc współczująco.
- To przeszłość - odparł bez przekonania Wędrowiec - Doceniam, choć to niepotrzebne.
 
Sindarin jest offline  
Stary 23-06-2021, 09:37   #165
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Harran w tym czasie nałożył sobie sobie trochę jedzenia na jeden z talerzy-liści i usiadł nieco z boku.
- Chcecie poznać moją przyjaciółkę? - Spojrzał w stronę driad zaciekawionych smoczycą.
- No…- stwierdziła ta o włosach posrebrzanych lekko i stroju z poczerniałych liści. Zapewne jej drzewo było w śnie zimowym. Ona powiedziała, a dwie jej przyjaciółki z letniego okresu pokiwały głowami nieśmiało.
- Zapraszam zatem, ona jest bardzo towarzyska. - Harran podniósł się i wykonał zapraszający gest, wskazując dłonią trawę, na której siedział, Afreeta zaś zaskrzeczała coś cicho i rozłożyła skrzydła. - Afreeta. - Pogładził miniaturową smoczycę po łebku. - Ja jestem Harran.
- Brzoza…- przedstawiła się srebrnowłosa i wskazała na przyjaciółki.- A to Jaśmina i Jarzębina.
- Cześć.- przywitały się pozostałe dwie driady podążając za swoją srebrnowłosą “przywódczynią”.
- Siadajcie proszę. - Harran poczekał, aż driady usiądą, po czym sam również usiadł. Namówił Afreetę, by przeszła z jego ramienia na dłoń. - Bardzo lubi być głaskana po łebku - powiedział, po czym wyciągnął dłoń w stronę Brzozy.
- Naprawdę?- zapytała driada po czym skupiona na Afreecie nieśmiało musnęła palcami łepek smoczycy wywołując pisk zachwytu ze strony towarzyszek, do których sama po chwili dołączyła popiskując z radości.
Afreeta również pisnęła radośnie, po czym spojrzała na zaklinacza. Ten najwyraźniej porozumiewał się ze swą przyjaciółką, bowiem po chwili powiedział do Brzozy:
- Jeśli wyciągniesz rękę, to Afreeta chętnie się przespaceruje po twojej dłoni.
- No dobrze… a nie ugryzie… nie zacznie zionąć ogniem?- zapytała nerwowo Brzoza wyciągając rękę.
- Ona jest bardzo dobrze wychowana, a poza tym nigdy nie wyrządziłaby krzywdy pięknej kobiecie - zapewnił Harran. Smoczyca zaś przespacerowała się z dłoni zaklinacza na dłoń Brzozy.
Sześć oczu, każda para innej barwy, każda ozdobiona długimi rzęsami wpatrywało się w zachwycie jak mały smok spacerował po ramieniu Brzozy, która starała się być nieruchomo.
Afreeta zaś, zapewne świadoma podziwu, jaki wywoływała, powędrowała wyżej, aż wreszcie polizała językiem policzek driady.
To zaskoczyło driadę, pisnęła głośno, potrząsnęła ręką. Przewróciła się i strąciła chowańca lądując zadkiem na trawie przy śmiechu pozostałych dwóch driad.
Afreeta pisnęła z wyraźnym oburzeniem. Zatoczyła dwa kręgi w powietrzu, a potem zawisła niemal nieruchomo, wpatrując się w pozostałe driady. Całkiem jakby się zastanawiała, którą z nich zaszczycić swym towarzystwem.
Harran uśmiechnął się lekko.
- Niech któraś z was wyciągnie rękę - zaproponował. Sam zaś wyciągnął rękę do Brzozy.
- I jakie wrażenie zrobiła moja przyjaciółka? - spytał.
- Ja! Ja! - piszczały na przemian Jarzębina i Jaśmina wyciągając ręce. Brzoza wstała mówiąc cicho.- Przepraszam, zaskoczyła mnie.
- Najlepiej podajcie sobie ręce - zasugerował zaklinacz. - Ale nic ci się nie stało? - upewnił się, przyglądając się Brzozie.
- Nie. Nic.- odparła cicho Brzoza, gdy pozostałe driady podały sobie wyciągnięte ręce, na których zgrabnie wylądowała smoczyca.
- Może chcesz ją nakarmić kawałkiem owocu? - Harran spojrzał na Brzozę. - W ramach przeprosin i nawiązania bliższego kontaktu?
- Tak. Tak. -odparła podekscytowana driada.
Zaklinacz oderwał niewielki kawałek owocu podobnego nieco do brzoskwini, po czym podał Brzozie.
- Poczęstuj ją - powiedział. - Afreeto, bądź grzeczna - dodał, ta bowiem, siedząc na połączonych dłoniach pozostałych driad, łaskotała raz jedną raz drugą to skrzydłami, to językiem, to ogonem.
Brzoza z wypiekami na policzkach zaczęła karmić smoka, a jej towarzyszki zachwycone chowańcem nie potrafiły oderwać spojrzenia od Afreety.
Harran przyglądał się temu obrazkowi. Miał wrażenie, że od dawna smoczątko nie było tak podziwiane i dopieszczane.
W pewnym momencie Afreeta spojrzała na swego przyjaciela i coś zaskrzeczała.
- Mówi, że jesteście nie tylko piękne, ale i bardzo miłe - przetłumaczył.
- On też jest uroczy.- odparła Jarzębina, a Brzoza nachyliła się by cmoknąć Afreetę w pyszczek.
- Ona - poprawił Jarzębinę Harran, Afreeta zaś wyraźnie nadstawiła pyszczek do pocałunku. A potem znowu coś zaskrzeczała.
- Powiedziała, że gdybym się zamienił w smoka, to też bym się załapał na buziaka. - Harran ponownie przetłumaczył słowa przyjaciółki.
- Może…- odparła speszona Brzoza, a Jarzębina przepraszała Afreetę za pomyłkę. Ta skrzeknęła coś i polizała palce Jarzębiny
- Nie czuje się dotknięta - przetłumaczył zaklinacz. - Cieszy się, że się wam wszystkim podoba. Tak miłego towarzystwa dawno nie miała.
- Dlaczego?- zaciekawiły się driady. - Przecież podróżujesz w licznym towarzystwie.
- Ilość nie zawsze przekłada się na jakość - odparł zaklinacz. - A ja też muszę przyznać, że tak uroczych osób jak wy dawno nie spotkałem.
- Naprawdę? Ale przecież podróżujesz tak daleko… pewnie wiele osób widziałeś.- stwierdziła zdziwiona tą wypowiedzią Jarzębina, a Brzoza mruknęła.- Pewnikiem nie bywał na planach wyższych. Ponoć archontki są olśniewająco piękne.
- Być może, ale ja nie jestem w stanie ocenić ich urody, bo ich nie widziałem - odparł. - Mogę mówić tylko o tym, co widziałem. I co widzę. - Obrzucił uważnym spojrzeniem swoje rozmówczynie. Te zarumieniły się chichocząc wesoło.
Siedząca na ramieniu Jarzębiny Afreeta zaskrzeczała coś.
- Ona też tak uważa - stwierdził Harran. - Czyli musicie przyznać, że mam rację. - Uśmiechnął się do driad.
- Ty tu jesteś znawcą - odparła Jaśmina, a pozostałe dwie zachichotały.
- W wielu krajach bywałem... - Harran się uśmiechnął. - I tak należycie do najpiękniejszych.
Driady zarumieniły speszone tymi słowami, a tymczasem druidka w towarzystwie wyroczni opuściła dziuplę do której weszły.
No i trzeba było przerwać miłą rozmowę.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-06-2021, 12:07   #166
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
W końcu druidka w towarzystwie wyroczni opuściła drzewo wychodząc na polanę. Drzewiec spojrzał w kierunku swojej pani, a ta gestem go uspokoiła. Najwyraźniej coś jeszcze miało się wydarzyć i awanturnicy nie zakończyli wizyty w tym miejscu.

Vaala przez chwilę przypatrywała się, co porabiają jej towarzysze, zakładając rękę na rękę… nawet minimalnie się uśmiechnęła.
- Ej łachudry! - Zawołała w końcu, by zwrócić na siebie ich uwagę.
- Mam coś do powiedzenia… - Omiotła ich wszystkich spojrzeniem, po czym po prostu, tak po "Vaalowemu" oznajmiła prosto z mostu - Odchodzę. Idę od teraz inną drogą, ku mojemu przeznaczeniu, w poszukiwaniu tego, co uratuje mój dom…

Gdy Kvaser usłyszał słowa druidki, poderwał się z mchu na równe nogi, nawet ręka pobłądziła w stronę miecza którego na plecach nie było, jakby w nawyku przy gwałtownych rurach zabezpieczając oręż. Spojrzał na Vaalę szeroko otwartymi oczami, fuknął głośno pod nosem kilka nieartykułowanych dźwięków brzmiących jak warkoty i bełkot, chociaż w genezie będących pewnie wiązankę przekleństw, machając przy tym rękami szeroko. Na koniec wskazał ją paluchem, aby po chwili tym samym paluchem popukać się w czoło.
- I co, sądzisz, że posiadając skaczący po polanach okręt oraz wybitną drużynę, możesz sobie radzić lepiej sama? Coś cię przyćmiło havari - nazwał Vaalę określeniem mędrców z plemion - lepiej siadaj tu - wskazał druidce mech palcem, stanowczo i głośno - i przekonaj resztę aby ci pomogli - fuknął gniewnie. Skóra niziołka parowała od żaru.
Imra westchnęła.
- Niektóre ścieżki idzie się samotnie. Póki co to okazujesz brak szacunku do decyzji jaką podjęła.
Vaala uśmiechnęła się, widząc "dzikość" Niziołka. Podeszła do niego powoli, po czym przyklęknęła przed nim na jedno kolano. Położyła swoją dłoń na jego barku.
- Nie tym razem - Powiedziała spokojnym tonem, patrząc mu prosto w oczy.
- Inevera - Kvaser powiedział gorzko dokładnie te same słowa, które wydały się z jego ust widząc las. Wola losu, sąd na który nie mamy wpływu.
- Żyj z całych sił… - Vaala poklepała się pięścią po torsie.
Niziołek nie uderzył się w tors, rękę zawiniętą w pięść przyłożył na wysokości splotu słonecznego. Uśmiechnął się lekko, lecz pokręcił głową, jakby do końca nie ufając temu, co następuje.

Wędrowiec podszedł do towarzyszy, a jego twarz nie wyrażała niczego.
- Jesteś absolutnie pewna, że ta ścieżka musi być samotna? Razem mamy duże możliwości.
Vaala odstąpiła od Kvasera, i zbliżyła się do Wędrowca.
- Może kiedyś zrozumiesz - Powiedziała, po czym lekko klepnęła go dłonią po torsie - ...i przywal jej ode mnie - Mrugnęła wśród parsknięcia.
- Może później, kiedy będzie mniej potrzebna - automaton uśmiechnął się lekko - Wyruszasz natychmiast?
- Tak - Vaala kiwnęła głową.
- Rozumiem. Weź to - sięgnął do pasa po krótki stalowy pręt i podał go druidce - Może ci się przydać w samotnej misji. Zmieni się w dowolne narzędzie, które sobie wyobrazisz.
- Kapitanie… - Vaala zaśmiała się, i wyciągnęła ze swojej magicznej torby czubek takiego samego prętu - Dbaj o stado, i o sta-tek.
Wędrowiec pokiwał głową z uznaniem, ale nie odezwał się już.

- Imra… - Vaala zbliżyła się do wojowniczki, po czym ku jej małemu zaskoczeniu, stanęła na paluszkach i objęła ją za szyję, na moment się nawet przytulając.
- Odzyskasz go - Szepnęła jej do ucha.
Półelfka zaśmiała się króko i nieprzyjemnie.
- Oj tak - poklepała druidkę po plecach. - Ale nie myśl, że za dobre słówka wybaczę ci zostawienie nas bez kucharza. Do tego tak samolubnie bierzesz uratowanie golarionu na swoje barki.
Po tych słowach wojowniczka odsunęła od siebie druidkę.
- Ale może Mmho znajdziesz gdzieś po drodze.
- Macie Mirakę… i zostawię ci kawałek - Druidka pokazała jej język, i pokiwała głową - Może gdzieś znajdę!
- Mirakę odstawiamy… - mruknęłą z niezadowoleniem półelfka. - Uciekaj się żegnać z Harranem.

Zaklinacz, do którego dołączyła Afreeta, czekał cierpliwie na swoją kolej, a jego twarz wyrażała odrobinę żalu. Nie zawsze się z Vaalą dogadywali, ale z kolei zawsze można było na druidkę liczyć. Druidka podeszła do Zaklinacza z jakąś taką dziwną miną…
- Harran - Wyciągnęła po prostu do niego dłoń.
- Vaala - odpowiedział, również wyciągając dłoń do uścisku. Afreeta zapiszczała coś, a w jej głosie można było usłyszeć cień smutku. - Niech bogowie pomogą ci osiągnąć twój cel - dodał.
- Twój też, jaki on tam jest - Druidka uścisnęła jego dłoń, zdecydowanie za mocno...

No i chyba tyle, była gotowa? Spojrzała na Wyrocznię.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 01-07-2021, 10:38   #167
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Yvanna wskazała Vaali na dziuplę z której wyszły i rzekła.- Poczekaj tam.
Następnie zwróciła się do reszty awanturników mówiąc.- A co do was, jest jeszcze jedna sprawa. Droga która dla was się zaczyna i na której początek was zaprowadzę.
Półelfka ściągnęła brwi.
- Vaala brzmiała jakby chciała po prostu odejść, co nam do jakiejkolwiek drogi? Wrócimy na statek i lecimy gdzie planowaliśmy wcześniej.
- Przepraszam… jeśli moja odpowiedź zabrzmiała zbyt niezrozumiale. Nie chodziło mi o dosłowną drogę… cóż…- zaśmiała się Yvanna.- … co najwyżej mały spacerek w kierunku waszego latającego pojazdu. Widziałam wasze ścieżki wraz z drogą Vaali, widziałam gdzie jej się rozplata z waszymi i widziałem gdzie wasze podążają. W końcu jeśli chcecie osiągnąć swoje cele, musicie podążyć we właściwym kierunku, podjąć właściwe decyzje. A ja pokażę wam, gdzie zrobić pierwszy krok ku sukcesowi waszych planów.
- Czyli masz dla nas kilka rad i wskazówek? - zapytał wprost automaton. Po rozmowie z drzewcem wystarczyło mu zawoalowanych odpowiedzi.
- Chętnie ich wysłuchamy - dorzucił Harran.
- Tylko jedną… waszym wrogiem jest kłamstwo, ukryte za oszustwem, a to za obłudą. To widziałam, sieć kłamstw w których to prawda nie jest oczywista.- odparła wyrocznia i spojrzała na pozostałych członków drużyny. - I jedna z dróg może wymagać od was… poświęceń. Inna stanowczości. Jeszcze inna wężowego języka. Żadna nie będzie łatwa.-
Po tym zagmatwanym wywodzie ruszyła przodem nie czekając aż reszta awanturników podąży za nią. - Chodźcie, chodźcie… nie chcecie przecież się spóźnić na fajerwerki, prawda?
Kvaser cicho wypuścił powietrze i pokręcił głową zdegustowany. Wyrocznie czy wróżbici wypowiadający się w taki sposób byli albo bardzo dobrzy, albo fatalni. Niestety zwykle spotykało się tych gorszych. Osobiście wolał już nieco konkretniejszych, słabszych wróżbitów, przynajmniej umieli powiedzieć kiedy będzie padać, lecz tą gorzką refleksję zostawił dla siebie.
Harran nie skomentował słów wyroczni, chociaż, zachwycony nic nie mówiącą wskazówką nie był.
- Fajerwerki? No proszę, jakaś forma nauki tutaj zawitała - Imra skomentowała pod nosem uśmiechając się krzywo.
- Podróżowałam po planach nim nastał mój czas wyniesienia do tej roli.- odparła krótko wyrocznia nie wdając się w detale.
- Czyli mamy uważać na oszustwa, a nasza przyszłość niesie wyzwania? - podsumował “wskazówki” Wędrowiec, idąc za wyrocznią - Niezbyt odkrywcze. Choć zapewne teraz powiesz, że z czasem zrozumiemy…
- Jestem wyrocznią, nie przewodniczką. Pokazuję początek drogi, a nie prowadzę za rękę przez całą ścieżkę. - odparła krótko kobieta idąc powoli do przodu. - Mówię to co widzę, a to co widzę jest mętną wodą, czasem dostrzegę w niej rybkę ale nic więcej.
Spojrzała za siebie dodając do konstrukta. - No i Obad-Hai’a nie interesuje wasze przeznaczenie. Są inni bogowie, całe wszechświaty bogów… każde z was ma wśród nich swojego opiekuna. Ale nie jest on tutaj.
Duergarka i barbarzyńca podążali tuż za Imrą. Cromharg szepnął do ucha wojowniczki.
- Lepiej nie drażnić szamanek, potrafią złośliwe klątwy sprowadzać.
- Nie mnie to mów - Imra wymownie przeniosła spojrzenie na Wędrowca.
Zaś cały ten korowód zamykał druidzki drzewiec spokojnie podążając za nimi.


W końcu zdawali się docierać do celu ich wędrówki. Wyrocznia zwolniła i bardziej rozglądać się zaczęła jakby była niepewna czy są we właściwym miejscu. W końcu zamarła na moment nasłuchując. Następnie ruszyła między dwa duże wiązy, naturalną przecinkę w ścianie drzew i krzewów. A może nie aż tak naturalną. Na korze drzew było widać ślady ostrzy.

Dotarli do niedużego jeziorka nad którym widać było ślady “cywilizacji” w postaci sporego szałasu. Obok niego siedziała umięśniona i dziko wyglądająca niewiasta z dziwaczną pierzastą ozdobą głowy. Podejrzliwie łypiąca spojrzeniem na obcych twarz pokryta była malunkami. Wstała sięgając po dwa toporki, zerkając to na liczną drużynę, to na chyba jedyną osobę jakiej ufała, Yvannie.
- Nadszedł czas, Suletu. Ci tutaj są twoimi sojusznikami, bo ci na których polujesz… zapolują na nich prędzej czy później bezpośrednio. - odezwała się wyrocznia do niej, a potem zwróciła do awanturników. - W ramach zachowania równowagi… jedna odchodzi, jedna dołącza do was. Balans więc zostaje zachowany. Ci którzy porwali waszych poprzedników, zniszczyli jej rodzinny świat i to całkowicie.
- Ona ma zastąpić Vaalę? - upewnił się Harran, przenosząc wzrok z nieznajomej z toporkami na Wyrocznię.
- Ona jest wam potrzebna. Jej droga spleciona jest z waszymi.- stwierdziła beznamiętnie Yvanna.
- To chyba nie powinniśmy protestować... - W głosie zaklinacza trudno było znaleźć zachwyt, lub choćby zadowolenie. Spojrzał na swych towarzyszy, potem na ich nowy "nabytek". - Harran - przedstawił się, robiąc krok w stronę... Suletu?
- Husin Koalesuna… - Pokręciła głową jakby z rezygnacją kobieta z toporkami, wodząc wzrokiem po grupce przed sobą, po czym zerknęła na Wyrocznię. Schowała jednak oręż za pas… i założyła rękę na rękę.
- Lasho? - Spytała Yvannę. Wyrocznia skinęła głową. - Muszą… inaczej by już nie żyli.
Wędrowiec westchnął, patrząc na kobietę, która albo nie znała wspólnego, albo nie chciała go używać. Wskazał ją dyskretnym gestem, uruchamiając magię psi-tatuażu. Ta powinna niedługo zadziałać.
- Nie sądziłam, że tak szybko się przyda - półelfka mruknęła również aktywując tatuaż.
- Pewnie jeszcze nie raz się przyda, ale jeszcze chwila zanim się dostroi - automaton odpowiedział cicho, po czym zwrócił się do kobiety - Rozumiesz wspólną mowę?
Dziwna mina. Brak reakcji…
- Suletu? - Padła odpowiedź, poparta wskazaniem na siebie kciukiem.
Automaton pokręcił głową i westchnął po raz drugi. Kolejne problemy… zwrócił się do wyroczni.
-Interesujące, że zrozumiała ciebie, a nie nas. Jakiś czar czy błogosławieństwo Obad-Hai’a? Nieważne. Czy możesz opisać jej naszą sytuację w języku, którym mówi? Potrzebuję próbki wypowiedzi.
- To drugie…- odparła wyrocznia i przeszła na leśny mówiąc dość długo, gestykulując (wskazując przy tym na poszczególnych członków drużyny).
- Wystarczy, dziękuję - odezwał się w końcu Wędrowiec, a Suletu mogła zrozumieć jego słowa, jakby wypowiedział je w leśnym - Czy teraz mnie rozumiesz?
- Tak - Padła krótka odpowiedź, połączona z nieco zaciekawionym spojrzeniem, skupionym na Wędrowcu.
- Bardzo dobrze. Chwilowo tylko nasza dwójka - gestem wskazał Imrę - będzie mogła się z tobą porozumieć, pozostałym będziemy najwyżej tłumaczyć. Zakładam, że Wyrocznia już ci nas przedstawiła, tak?
- Krótko wyjaśniła kto, kim, tak - Suletu lekko kiwnęła głową.
- Jakieś pytania, zanim zadamy swoje?
- Czy jesteś tworem Beholderów lub Ilithidów, metalowy człowieku? - Spytała twardym tonem, a jej dłonie powoli powędrowały na trzonki toporków.
- Nie - odpowiedź była krótka.
- To dobrze - Dłonie Suletu prześlizgnęły się z trzonków toporków na pas, za który wetknęła kciuki.
- No to skoro mamy to z głowy od razu się zapytam co jest twoją specjalnością? - Imra wtrąciłą się do rozmowy. Wymownie spojrzała na topory jakie kobieta ze sobą nosiła.
- Walka i magia, także lecznicza - Odparła zagadnięta - Jestem Suletu "jak wiatr", Warpriestess.
- Co dokładnie przydarzyło się twojej sferze i jak tutaj trafiłaś? - zadał swoje pytanie Wędrowiec.
- Nie ma. Zniszczony. Cały świat - Odparła twardo Suletu.
- W jaki sposób? Jak dawno temu?
- Nie chcę o tym rozmawiać - Warknęła Warpriestess.
Jako że kompani byli mało uczynni i nie zamierzali dzielić się wiedzą, Harran rzucił na siebie zaklęcie rozumienia języków.
- A o czym chcesz? Jeśli masz dołączyć do załogi, to przyda się więcej informacji. A jeśli mamy znaleźć tych, którzy to zrobili, to każdy szczegół może się przydać.
Oczy Suletu zapłonęły gniewem.
- Ilithidy i Beholdery - Splunęła w bok - Cały świat. Wszyscy w nim… - Zacisnęła pięści.
- Ja do was żadnych pytań nie mam. A przynajmniej nie teraz - Powiedziała już spokojnym tonem - A wam ich szukać nie trzeba, to moja sprawa?
- Takie samolubne myślenie - Imra uśmiechnęła się widząc gniew w oczach nowopoznanej. - A to już reszta nie jest zagrożona? Myślisz, że tylko twój świat został zniszczony? Tylko ty cierpisz? Jeśli to ci sami przez których myśmy się spotkali to ci powiem tylko tyle, że nie zamierzają przestać. Z tego co wiemy.
- Innych światów nie znam, i nie interesują mnie - Suletu wzruszyła ramionami - Szukam gnid, by się zemścić.
Wędrowiec zerknął na Imrę, zaskoczony, po czym z powrotem przeniósł wzrok na kapłankę.
- Więc zamierzasz ich sama szukać, skoro to twoja sprawa?
Imra położyła dłoń na barku Wędrowca.
- Damy ci zemstę skoro tak. Bo my ostatecznie też ich szukamy.
Automaton strzepnął dłoń półelfki, jakby odganiał muchę.
- O ile pamiętam, to nie tylko twoja decyzja - odwrócił się do Kvasera i Harrana - Pewnie się już domyśliliście, że Suletu szuka zemsty na tych, których i my szukamy. Jest kapłanką bitewną, więc może się przydać. Co o tym sądzicie?
- Nawet gdyby nic nie potrafiła - stwierdził zaklinacz - to i tak należałoby ją zabrać ze względu na słowa Wyroczni. A jako kapłanka bitewna tym bardziej się przyda.
- Przetrwała zniszczenie swojego świata. Mało kto może się tym pochwalić. - oceniła spokojnie Zakkara wtrącając się do rozmowy.- A uzdrawiaczka, o ile ona to potrafi… bardzo się tu przyda.
- Nie wiem co mówi, nie wiem kim naprawdę jest nie wiem co reprezentuje, nie wiem dlaczego jest - niziołek powiedział z dziwną jak na siebie obojętnością w głosie - byłbym bardziej zadowolony gdyby to Vaala przekazała swoje miejsce komuś innemu, sprawa byłaby bardziej oczywista - wzruszył ramionami - a tak to mamy kogoś bardziej na tej zasadzie, jak Zakkara.
- Nie powinieneś narzekać na coś co dostajesz za darmo. - burknęła obrażona duergarka w odpowiedzi na słowa niziołka. - Zwykle najemnicy oczekują pieniędzy za swoje usługi. I znoszenie humorów tak irytujących pracodawców.
- Nie ma nic za darmo, myślałem że to dla twojego ludu oczywistość - stwierdził Wędrowiec, po czym powtórzył spokojnie uwagi Harrana i Kvasera, by Suletu mogła je zrozumieć - Zakkara jest jedynie gościem, pasażerem okrętu - dodał dla wyjaśnienia ostatnich słów niziołka.
- Doprawdy? Nie myśl sobie drogi kapitanie, że przebywanie na twoim okręcie jest znów takim zaszczytem i nagrodą samą w sobie.- odparła z sarkastycznym uśmiechem duergarka.
- Nikt cię do tego nie zmusza. Jesteś wolna by odejść. Prawda? - automaton zerknął na Imrę.
- Nikt mnie nie zmusza, niemniej jestem na statku z jej namowy. Nie dlatego że uważam za zysk przebywanie na tym okręcie. - potwierdziła duergarka również zerkając na Imrę. - Użyczam jej swoich talentów licząc, że to mi się opłaci w przyszłości.
Wyrocznia w końcu zaczęła tracić cierpliwość, potarła w irytacji czoło i rzekła gniewnie.
- No… dość już tego przekomarzania. Suletu powinna iść z wami, jeśli chcecie liczyć na sukces w swoich zamierzeniach. A ja nie mam czasu na czekanie, aż się dogadacie. Jeśli nie będziecie potrafili się porozumieć, to odstawicie ją do najbliższego miasta portalowego do którego już zmierzacie. Popełnicie w ten sposób duży błąd, bo bez niej wasz splot będzie słaby… ale to już nie mój problem.
- Uch - Imra przetarła oczy po czym spojrzała na Wędrowca. - Potrzebujemy przyjaciół nie wrogów, prawda? Vaala nas zostawiła, Suletu dołączy, wykaże się i wszyscy będą szczęśliwi. Ja tam wolę mieć kogoś kto mi zaleczy tyłek. Wracajmy na statek, a ja mogę zastawić część kasy na tatuaż dla niej aby było nam łatwiej się porozumiewać.
Suletu słuchała tych wszystkich dyskusji, i tłumaczeń niezrozumiałej dla niej mowy z ponurą miną. Wyglądało to prawie, jakby oni się między sobą nawet kłócili… niekoniecznie z jej powodu. W końcu odezwała się kobieta z łuskami, mówiąc całkiem z sensem, jak i ten jeden z nich, ludzki mężczyzna, co w sumie mało mówił.
- Ja jestem gotowa - Odezwała się w końcu.
- Dobrze…- westchnęła ciężko Yvanna i spojrzała drzewca.- Odprowadź ich do statku. Uch… bohaterowie z Torilu jakoś nigdy nie są tak kłopotliwi. Oby następni byli z Torilu.
Drzewiec skinął głową dodając i wskazując drogę.- Tędy proszę.
- Tutaj nie ma bohaterów - Kvaser powiedział z krzywym uśmiechem.
- I nie jest to powód do dumy bądź radości niziołku.- dodała na koniec wyrocznia ruszając w swoją stronę. - Tym bardziej, że to co chcesz osiągnąć wymaga bohaterów.
Harran nie uważał się za bohatera, chociaż dokonał w swym życiu kilku czynów, które śmiało można było zaliczyć do bohaterskich.
- Jak widać, będziemy musieli się bardziej wysilić, niż do tej pory - rzucił do Kvasera.

Warpriestess pożegnała Wyrocznię uniesioną otwartą dłonią...
- Idziemy? - Spytała grupkę Suletu, chcąc najwyraźniej opuścić już to miejsce, i ruszyć w podróż…
- Idziemy - powiedział w leśnym zaklinacz. - Witaj na pokładzie. - Do powitania dołączył lekki uśmiech. - Jak już mówiłem, jestem Harran, a to jest Afreeta, moja przyjaciółka. - Pogłaskał po główce smoczycę.
- Harran - Powtórzyła za nim Suletu, po czym skinęła głową. A małą smoczycę kompletnie zignorowała.
Afreeta obejrzała Suletu, ze szczególnym uwzględnieniem jej pierzastej ozdoby, po czym zaskrzeczała coś i spojrzała na zaklinacza.
- Tak, masz rację - odparł smoczycy. Nie przetłumaczył jednak rozmowy na leśny, a potem dał spokój ich nowej towarzyszce, która najwyraźniej nie miała ochoty na rozmowę.
 
Sindarin jest offline  
Stary 01-07-2021, 12:54   #168
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wędrówka w na granicę domeny Obad-Hai’a odbywała się niespiesznym tempem przemieszczającego się drzewca. Ich przewodnik, był milczący a las nadspodziewanie cichy. Może z powodu ciemnych chmur burzowych unoszących się na gęstymi koronami drzew lasu. A potem usłyszeli gromy, jeden, drugi, trzeci…
Deszcz nie zaczął padać, wiatr również się nie zrywał, a i sam drzewiec nie wydawał się zaniepokojonym tym co się działo gdzieś nad ich głowami.
Powoli docierali do ściany lasu i… gdy już wyszli na granicę zobaczyli niezwykłe widowisko.
Destiny unosiło się wśród podmuchów wiatru otoczone skrzydlatymi jaszczurami z jeźdźcami na grzbiecie. Ci jednak zamiast atakować okręt, próbowali się za nim schować. Na próżno. Co chwila błyskawica wystrzeliwała z burzowych chmur nad lasem, przecinała niebo i zamiast uderzać w najbliższe drzewo po łuku trafiała w desperacko próbujących uciec powietrznych jeźdźców. Przeważnie dwie błyskawice wystarczały, by pechowiec wraz ze swym skrzydlatym wierzchowcem kończył jako kula ognia spadająca w dół.
A więc to były te “fajerwerki” o których wspominała wyrocznia.
- Wróg - stwierdziła bardziej, niż zadała pytanie Suletu, po czym jej dłonie powędrowały na trzonki toporków. Pierwsze wrażenie, i to sporego zaskoczenia latającym statkiem, zostały szybko zatarte pojawieniem się ewentualnego zagrożenia…
- Całkiem nieźle to wygląda - powiedział Harran. - Chyba nie powinniśmy się wtrącać i psuć widowiska - zasugerował. Spojrzał na drzewca. - Las ładnie się broni.
- Ja tam nie pogardzę walką - Imra wyszczerzyła się wyczarowując wierzchowca i go dosiadając. - Moja broń - dodała wyciągając rękę do drzewca.
- Jesteście gośćmi, jeśli coś atakuje gości… albo ich własność, to powinnością gospodarza jest dać takiemu natrętowi odpór. - wyjaśnił drzewiec przyklękają na jedno kolano i powoli uwalniając oręż złożony mu pod opiekę… każdy w oddzielnej kupce.
- Czy gospodarz nie ma nic przeciwko temu, by goście mu pomogli w obronie? - spytał Harran, zabierając swój sztylet.
- Nie… aczkolwiek wasza pomoc nie będzie konieczna. - przyznał drzewiec.
- Ktoś z nich mógł dostać się już na pokład - warknął zgrzytliwie Wędrowiec. Zanim jeszcze skończył mówić, pokryła go już powłoka z ektoplazmy. Rozpostarł skrzydła i nie tracąc czasu na przywołanie ostrza, popędził w stronę Destiny.
- Mogłam nas przenieść.. nadal mogę.- rzekła do Irmy duergarka.
- Kto skacze ze mną? - spytał równocześnie Harran, szykując się do rzucenia zaklęcia, mającego przenieść go na pokład statku.
Suletu, z obojgiem toporków w dłoniach, podeszła do Harrana. Kiwnęła potakująco głową, po czym… nawet jakoś tak złowieszczo się uśmiechnęła.
- Ja też - niziołek powiedział mocując zwrócony oręż, za wyjątkiem trzymanego w dłoni miecza.
- Teleportujemy się - uprzedził w leśnym zaklinacz. Chwycił Suletu za ramię, a potem rzucił zaklęcie.
Imra fuknęłą z niezadowoleniem widząc, że musi sięgnąć po broń. Zeskoczyła z konia i kiwnęła na Zakkarę.
- Teleportuj.

Bezimienny pojawił się ledwie kilka chwil wcześniej na rozbujanym okręcie nim teleportowali się na pokład Destiny. Nieco rozbujały, ale na miejscu nie odczuwali tego… za bardzo.
Kapitan zapytał się o sytuację i dostał odpowiedź iż na pokład nie dostał się żaden z intruzów, a goście są bezpieczni. Obecnie to Tanegris stała za sterem, a Sermonus z Cadamusem obsługiwali balisty… acz nie strzelali z nich. Bo i nie było powodu ku temu.
Najeźdźcy obecnie już nie próbowali napaść na okręt, tylko w panice uciekali przed piorunami uderzającymi z burzowej chmury.
- Destiny, to jest Suletu. - Harran przedstawił statkowi nową członkinię wyprawy. - Jest naszym sprzymierzeńcem, może się swobodnie poruszać po pokładzie, ale nie jest członkiem załogi.
- Destiny to nasz statek - wyjaśnił w leśnym, by zainteresowana go zrozumiała. - Można z nim rozmawiać - dodał.
- Rozumiem.- odparł okręt. A zdziwiona Suletu kiwnęła głową do Harrana...

Imra rozejrzała się.
- Złapmy jednego zanim burza ich zabije. Może się dowiemy o co chodzi. - zaproponowała wsiadając na konia i dobierając młot oraz przygotowując linę. Potem wzbiła się w powietrze.
- Słusznie - zgodził się Wędrowiec, który zdążył już wezwać ostrze i przyoblec się w cięższy pancerz - Destiny, atakujący nie zdążyli cię w żaden sposób uszkodzić? - zapytał, zanim skoczył za Imrą - Wybierz cel, spróbuję go złapać, zlikwidujemy wierzchowca jeśli trzeba.
- Najlepiej takiego, co wyróżnia się spośród innych! - krzyknął za nimi zaklinacz.
W tym czasie Suletu obserwowała, co robią pozostali, jednocześnie i rozglądając się uważnie wokół, mając na uwadze latających jeźdźców.
- Nie jestem przekonany czy aby to byli nasi wrogowie - Kvaser powiedział obserwując zawieruchę - a tym bardziej, czy chcemy się w to mieszać. Zamiast porywać, zostawmy sprawy ich własnemu rytmowi - powiedział z lekką irytacją w głosie.
- Nie posłuchają cię... - powiedział Harran. - Destiny, czy jeźdźcy jaszczurów usiłowali dostać się na pokład? Bez pozwolenia? - zwrócił się do statku.
- Jestem nieuszkodzony.- przyznał okręt i dodał.- I tak, próbowali na mnie wylądować. I to mimo strzałów ostrzegawczych zaleconych przez Marai, gdy podlecieli zbyt blisko i jej krzyki nadal nie robiły na nich wrażenia.
- Szaleńcy…- mruknęła tymczasem Zakkara sięgając po swoją magię i przywołując olbrzymią osę. Owad zabuczał skrzydłami i ruszył za Imrą zapewne w ramach asekuracji, która przytuliła się odruchowo do konia, gdy silniejszy podmuch pozbawił ją równowagi. Prawie spadła! Na szczęście udało się jej ledwo utrzymać. Z pewnością nie będzie łatwo tu się przemieszczać, na szczęście wrogowie mieli gorzej, z trudem panowali nad swoimi spanikowanymi jaszczurami.
- Nie posłuchają - Kvaser przytaknął Harranowi z lekkim uśmiechem - wypraszam sobie w imieniu szaleńców - odpowiedział Zakkarze rozbawiony - nie mieszajmy wariactwa z głupotą.
- Herosi podążają za głosem serca, rwą się do walki.- stwierdził Cromharg, który też się rwał niecierpliwie… ale nie miał magii pozwalającej na lot.
- I kości tych herosów potem bieleją na polach bitewnych. Herosi nie przeżywają bitew.- stwierdziła cierpko duergarka.
- Herosi to zwykle straszne dupki - Kvaser odpowiedział Cromhargowi z lekkim, pobłażliwym uśmiechem - a przynajmniej ci którzy chcą, aby ich tak nazywać.
Barbarzyńca podrapał się po głowie w milczeniu przetrawiając słowa Kvasera.
- Każdy, kto nazywa siebie herosem, ma zbytu dobre mniemanie o sobie - stwierdził zaklinacz. - A znaczna część tak zwanych bohaterskich czynów to głupota - dodał.
- Wszystkie to głupota... i naiwność.- wtrąciła duergarka.
- Gadasz jak egzaltowana panna z dobrego domu która wczoraj odkryła, że prezenty podkłada jej tatko, a nie bożek - niziołek wtrącił od niechcenia czujnie obserwując poczynania Imry i Wędrowca, będąc gotowym na reakcje - naprawdę wszyscy wiemy co myślisz Zakkara. Obnoszenie się z cynizmem jest równie zabawne co świecenie zadem praworządności i standardów moralnych.
- Rozmawiają na temat herosów, głupoty i szaleństwa. - Na potrzeby Suletu Harran streścił dyskusję w leśnym. Na co Suletu machnęła ręką, dając do zrozumienia, że temat nie dla niej?

Tymczasem Imra rozejrzała się za swoim potencjalnym celem. Wskazałą go Wędrowcowi wystawiając przed siebie młot. Był to jeden z tych, którzy byli w miarę blisko statku.
- Ja go zrzucam, czy wyjmiesz go z siodła? - zakrzyknęła do niego przez odgłosy uderzeń piorunów.
- Jest mój! - odkrzyknął automaton, a jego zbroja znowu wysmuklała, by lepiej radzić sobie z podmuchami. Śmignął do przodu bez ostrza, lecąc wprost na jaszczura, by w ostatnim momencie unieść się, złożyć skrzydła i chwycić jeźdźca.

Błyskawica śmignęła gdzieś nad nimi i zniszczyła jeden z celów. Na szczęście nie ten, do którego podążał automaton. Walcząc z podmuchami konstrukt zbliżył się do celu i unikając uderzenia ze skrzydłem zderzył się z jeźdźcem, pochwyciwszy go. Obaj spadli z jaszczura i w wyniku nagłego zwiększenia wagi konstrukt z początku poleciał w dół. Zaskoczony mężczyzna z rasy półorków nie stawiał oporu, bo nie planował się rozpłaszczyć na zbliżającej się do nich ziemi. Wędrowiec rozpostarł skrzydła, stabilizując lot i czym prędzej wrócił na pokład Destiny, trzymając niedoszłego najeźdźcę w żelaznym uścisku.
Imra zbliżyłą się do jasczura i wychylając się w bok sięgnęła po jego uzdę. Było to wiele trudniejsze, gdyż jaszczur nie dość że nerwowo lawirował próbując “zgubić” błyskawice i nie zostać zestrzelonym. W dodatku skrzydła utrudniały Imrze zbliżenie się uzdy trzymanej przez jeźdźca… na tyle skutecznie, że wojowniczce się nie udało jej pochwycić.
Wojowniczka fuknęła z niezadowoleniem. No trudno, musiała zaryzykować. Podleciała do góry aby być nad jaszczurem. Biorąc głębszy oddech przygotowałą się. Przerzuciła jedną nogę nad szyją konia, wycelowała i zeskoczyła na jaszczura próbując od razu objąć go rękoma wokół szyi.
Niczym żelazny pocisk pognała ku celowi, zderzyła się z jaszczurem. Impet jej ciała przetrącił bestii kark… którego nie zdołała objąć. I teraz spadali… ona ku zgubie, a gadzina ku “grobowi”. Jakieś odnóża pochwyciły ją od tyłu. Osa Zakkary zacisnęła je… spowalniając lot na tyle, że wierzchowiec wojowniczki zdołał wlecieć tuż pod nią i nie oberwać od impetu, gdy Imra znów wylądowała w siodle.
Półelfka odetchnęła zbierając się chwilę po tym co zaszło. Spojrzała za spadającym jaszczurem krzywiąc się.
- Cholera - mruknęła do siebie. Pokręciła głową i odchrząknęła udając że nic się nie stało. Spięła wierzchowca i skierowała się na statek. Przynajmniej mieli jeźdźca…
Widząc, że Imra już wraca, automaton odezwał się do reszty drużyny trzymając szarpiącego się w jego objęciach półorka.
- Pomóżcie mi go rozbroić i związać, potem z nim porozmawiamy.
Półelfka zdążyła wylądować zostawiając za sobą zamieszanie. Minę miała cierpką. Zeskoczyła na deski pokładu kiwając Zakkarze w podzięce za osę i dołączyłą do zajmowania się pojmanym.
Irytaja Kvasera rosła stopniowo, aż w momencie, gdy Wędrowiec i Imra wrócili z jeńcem, osiągnęła wystarczające stężenie, aby nawet istoty o wrażliwości na delikatne, społeczne sygnały godnej golemów zauważyły, iż niziołek jest w fazie “nie dotykaj, gryzie”.
Dotknięciem była prośba o pomoc. Kvaser zmielił przekleństwa w ustach, a ciepła aura uderzyła z jego otoczenia. Czupryna nizioła pofalowała targnięcia wnoszącymi się, gorący masami powietrza.
Wyskoczył jak ze sprężyny w górę, z mieczem w ręku, celując ostrzem się prosto w głowę półroka. Niechybnie aby ją odciąć?
Jeniec pochylił się, lecz zmroczony podnosił łeb do góry, na którym wykwitał gorący, krwawy ślad po uderzeniu płazem miecza. Niziołek zawahał się jakby rozmyślając nad użyciem buta, aby po chwili przerzucić miecz w dłoniach, chwycić za ostrze i uderzyć łeb jeńca rękojeścią z fachowym zamachem w ziemię godnym snobistycznych graczy we wrzucanie piłeczki do dołków przy pomocy uderzenia kijkami - rozrywki modnej w kręgach szlachty.
- Od razu lepiej - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach patrząc na nieprzytomnego półorka.
Jeniec zwiotczał w ramionach Bezimiennego. Teraz można było przyjrzeć się dobrze “zdobyczy”. Był to półork w sile wieku, gibki i szczupły jak na swój rodzaj. Zielonkawa skóra była dość blada, rysy bardziej zwierzęce niż humanoidalne. Przystojny to on nie był. Włosy krótko obcięte, barwione na ciemną zieleń, miedziany kolczyk na lewym kle. Stara pikowana skórznia służyła za zbroję, workowate spodnie i koszula dostarczały wielu kryjówek. Bo łotrzykiem ten półork był z pewnością. Z jego ekwipunku wyróżniał się ozdobiony klejnotami pas i przytroczony do niego scimitar. Były to niewątpliwie najdroższe przedmioty jakie posiadał. Dwa zatknięte za pas noże do rzucania też były dobrej jakości.
Kvaser zebrał na dłoń drobiny krwi z obitej twarzy półorka, delikatnie na dłoń, a potem zaczął inkantować zaklęcie pozwalając krwi skapywać, tworząc prosty zapis na pokładzie statku.
“Gorm Grimshaw
Mężczyzna ork, łotrzyk i wojownik, najemnik”
Reszta odpowiedzi była niziołkowi znana, wszak to on rozlał krew.
W tym czasie Wędrowiec metodycznie pozbawił półorka wszelkiej broni, acz przy pasie miał mały problem… pas nie dał się ściągnąć z jego ciała. Automaton przyjrzał się przedmiotowi, próbując rozpoznać czym był, a jednocześnie zza pazuchy wyciągał linę, którą mogli skrępować półorka.
- Używajcie jego imienia - Kvaser zaśmiał się - zdziwi się skąd je znamy albo uzna się za wielkiego, sławnego najemnika.
- Pierwszy wariant bardziej mi pasuje - stwierdził Wędrowiec, sprawdzając pas - Całkiem przydatne zaklęcie.
Badanie owego przedmiotu zaciśniętego na talii nieprzytomnego półorka pozwoliło Bezimiennemu ocenić, że jest to pas fizycznej sprawności i to całkiem dobry.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-07-2021, 18:02   #169
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Jako

Suletu "jak wiatr"



Kobieta w pióropuszu przyglądała się poczynaniom towarzystwa z raczej obojętną miną, co pewien czas zerkając również na pozostałych "wrogów" latających wokół statku… lepiej mieć ich na oku. Oba toporki nadal trzymała w dłoniach, gotowa by ewentualnie zareagować.
Harran stał z boku, oparty o ścianę przybudówki, i dzielił swą uwagę między jeńca a pozostałych, pozostających jeszcze przy życiu jeźdźców latających jaszczurów. Którzy były bardziej zainteresowani unikaniem błyskawic niż napaścią na Destiny. Zresztą statek zaczął wykonywać energiczny zwrot w prawo i ruszać w kierunku… Doskonałości, przyjmując pierwotny cel podróży.
- Destiny, zmniejsz prędkość, niech burza zajmie się pozostałymi jeźdźcami. Lepiej, żeby żaden nie zdołał uciec i zaraportować pracodawcy. I tak posłużyli za niezłe odwrócenie uwagi… - Wędrowiec skrupulatnie pętał półorka, wiążąc mu ręce i nogi za plecami, dodając też dodatkową pętlę na szyi. W ten sposób każda próba uwolnienia się odbierałaby jeńcowi oddech - metoda okrutna, ale skuteczna.
- Oczywiście.- odparł okręt.
- Harranie, możesz przyjrzeć się temu pasowi? Powinien zapewniać zwiększoną siłę i zwinność, ale nie chce zejść. Nie chcę go zniszczyć, zrywając z ciała, a może mieć jakieś dodatkowe zabezpieczenia, albo jest przeklęty. - poprosił konstruk.
- Jeśli jest przeklęty, to chyba kapłana by trzeba - powiedział zaklinacz. Podszedł do jeńca i przyjrzał się pasowi. A potem rzucił na wspomniany pas wykrycie magii.
To co zobaczył czarodziej to były aury magii, znajome aury… zwłaszcza dla pasa podwyższającego możliwości ciała. Transmutacyjna miała tu sens, ale inne… zwłaszcza magii wywołań? Po co w przeklętym pasie… magia wywołań? Tymczasem kamienie na pasie zaświeciły się i zamigotały. I po chwili…
Eksplozja pasa rozerwała półorka na strzępy, takoż i raniła wybuchem niemal wszystkich w pobliżu, zwłaszcza Bezimiennego który był najbliżej i spętał właśnie ofiarę.
- Co się stało?!- wrzasnęła wyskakująca ze sterówki Tanegris przerażona wybuchem, bo i to było sensowne pytanie. Co się właściwie stało? Eksplozja z pewnością była częścią klątwy pasa założonego na półorka… i choć obrażenia zadane wszystkim dookoła były bolesne, a krew i flaki nieszczęśnika rozsmarowane były na całej drużynie, to sam wybuch zadał stosunkowo niewielkie obrażenia. A przynajmniej w porównaniu z tym co się stało z pechowcem, który ów pas nosił.
- Niech to szlag... - Harran ponurym spojrzeniem obrzucił miejsce, w którym przed momentem znajdował się jeniec. - Najwyraźniej nie można ich brać do niewoli…
Imra starła krew z twarzy. Spojrzała na Cromharga i Zakkarę. Podeszła do nich oglądając ich rany. W jej oczach płonął gniew.
- No to już wiem co chcieli osiągnąć. Samobójcy. Ktoś zna czar rozproszenia magii? Mam ochotę złapać drugiego… ale tak aby przedwcześnie nie umarł. Porozmawiam z nim.
- Znam… ale nie wiem czy to bezpieczne. Magiczny przedmiot może się oprzeć rozproszeniu.- przyznała Zakkara. - I nie wiem czy będzie dość czasu by sprawdzić, czy magia pasa została zanegowana… chyba.
Suletu była równie zaskoczona obrotem sytuacji co pozostali. Schowała toporki. Spojrzała na krew na swoim lewym przedramieniu… i wyciągnęła stamtąd drugą dłonią dosyć wielką drzazgę. Następnie zaś jej dłoń zajaśniała, a rana zaczęła się goić. Spojrzała po pozostałych, po czym podeszła do Harrana, i również uleczyła go ową świecącą dłonią. Następnie zaś Imrę… i każdego kto owego leczenia potrzebował, lub chciał. Półelfka podziękowała skinieniem głowy. A Cromharg powtórzył za Imrą ten gest.
- Dziękuję - powiedział Harran.
Niziołek fuknął zezłoszczony.
- Ale już wiem kto po tym, i po następnym, będzie sprzątał pokład - powiedział w stronę pomysłodawców porwania.
Wędrowiec zaklął w krasnoludzkim, po czym starł kawałki skóry i krew z twarzy.
- Nie zrzędź - rzucił w stronę niziołka - Ciekawe, czy w ogóle wiedział o tej niespodziance w pasie - zastanowił się na głos, po czym spojrzał na Imrę - Zakkara ma rację, to może być niewarte zachodu. Ale może udałoby się coś wywróżyć z resztek, ciała lub sprzętu.
- W twoich stronach też znają krwawe puzzle? - niziołek podniósł brew do góry pytając zaskoczony Wędrowca.
- Nie sądzę by ktoś sobie dobrowolnie nałożył coś takiego…- wtrąciła się diabliczka podchodząc bliżej. - Na pewno ów biedak nie wiedział o tej wybuchowej niespodziance w pasie. Ktoś się spodziewał, że… ich pokonacie. Ktoś oczekiwał, że ich pokonacie.
- Może nie pod taką nazwą, ale są sposoby na wyciągnięcie informacji nawet z części ciała trupa - automaton odpowiedział niziołkowi, po czym zwrócił się do bardki - Dobrze wiemy kto. Gdyby to był przypadkowy atak grabieżców, uciekli by w momencie, gdy kilku pierwszych trafiły blyskawice. Nocny Łowca jest całkiem ...pomysłowy. Musi mieć też duże zaplecze magiczne - Wędrowiec wydawał się być pod wrażeniem.
- Kiedyś ci opowiem o puzzlach - Kvaser machnął ręką - wątpię aby stał za tym ten zabójca. To był najemnik, nie fanatyk, nie samobójca, nie żywa bomba, najemnik. Chyba, że ktoś magią go zmusił do takiego podejścia, ale brak skoordynowanej ucieczki nie brałbym za zwiastun jakiej celowości, ot typowy chaos gdy nie ma tak naprawdę gdzie się schować, ani w sumie gdzie uciec, a wiatry jakie są, to widzieliśmy. Poza tym - niziołek uśmiechnął się szeroko - może niektórzy mają wyjątkowe duże mniemanie o cenie własnych zadków, ale osobiście, jeśli widzę taki przedmiot z klątwą, a wygląda jakby już domyślnie wykonano go jako bombę, w ilości wszystkich jeńców, to byłbym zaskoczony angażu środków za mój zad.
- Tu nie chodzi o nas, Kvaser - automaton uśmiechnął się i stuknął dłonią w pokład - My jesteśmy tylko przeszkodą w zdobyciu prawdziwej nagrody, Destiny. Statek jest celem. I zgadza się, to był najemnik. Jako zaliczkę dostał wspaniały pas ulepszajacy jego ciało, obiecano mu pewnie znacznie większą zapłatę. Której i tak miał nie zobaczyć… Zastanawia mnie tylko, co wywołało eksplozję? Próba zdjęcia, tylko z opóźnieniem? Bo wciąż żył, był tylko nieprzytomny… - zadumał się, wciąż pokryty posoką i fragmentami kości od szyi w dół.
- To tylko rzut nożem w tarczę… ale słyszałam o kimś kto tworzy tak podstępne przedmioty magiczne jak ów pas… cóż, słynie z tworzenia przeklętych przedmiotów.- wtrąciła się rogata przyglądając się krwawej plamie. - Niektórzy przypisują mu stworzenie pierwszych torb pochłaniania. Nazywa się Xaverus i jest magiem do wynajęcia, gdy w grę wchodzi tworzenie przeklętych przedmiotów.
- Warto nam go szukać? Czy na razie spisujemy to do wiadomości i uważamy na przyszłość? - półelfka zaczęła strzepywać z siebie resztę pozostałości.
- Pozb… odstawmy najpierw Cadamusa i resztę do Bramy Kupieckiej, potem możemy działać. Mamy jeszcze parę dni na próbę zdobycia informacji i ustalenie dalszych planów - stwierdził Wędrowiec.
- Nie wiem… chyba nie. Dopóki nie ma pewności, że Xaverus jest twórcą tych pasów to chyba nie warto, zważywszy gdzie trzeba go szukać.- przyznała rogata.
Wojowniczka pokiwała głową oglądając się na oddalającą się burzę.
- Nie znoszę takich taktyk. Są tchórzliwe i podstępne. Jeśli oni faktycznie byli nieświadomi klątwy to tym bardziej jebać psa który ich wrobił. Jak się kogoś posyła na śmierć to tak, aby albo zrobił to dla ciebie z miłości albo ze strachu.
- Xaverus i tak nic ciekawego nam nie powie - stwierdził Harran. - Gdybym zamówił takie pasy, to z pewnością nie zrobiłbym tego osobiście. A druga sprawa... lepiej by było dla zleceniodawcy, gdyby taki pas skusił kogoś z nas, i dopiero wtedy wybuchnął.
- Zabójcy nie są honorowi.- przyznała duergarka, Tanegris pomachała dłonią Suletu, a potem spytała dyskretnie Bezimiennego. - Kim jest ta nowa i co się stało z Vaalą?
- Wymiana. Suletu zastąpi Vaalę, która musiała podążyć własną ścieżką. Będę miał ci później coś do przekazania od niej - rzucił Wędrowiec, po czym odezwał się do pozostałych - Xaverus może być jedynie znakiem na drodze do celu, nie zdziwiłbym się, gdyby poszukiwania Nocnego Łowcy miałyby być kolejnym rozproszeniem uwagi dla nas. Może i nie jest honorowy, ale skuteczny i pomysłowy. Destiny, wróć do kursu na Bramę Targową, szkoda tracić tutaj więcej czasu.
- Xaverusa lepiej zostawić sobie jako… ostateczność. Nie ma gwarancji że pomoże… a o co chodzi z tą wymianą?- zadumała się Marai drapiąc po rogu, podczas gdy Destiny nabierał prędkości.
- Wypadałoby, żeby ktoś powiadomił naszych gości przy balistach, że już nie muszą z nich celować… skoro ja nie mogę się do nich odzywać.- wtrącił okręt.
- Tanegris, mogę cię o to prosić? Wolę ich bardziej nie stresować - automaton znacząco spojrzał na swoją pokrytą krwią powłokę - Imra, ty i twoja ...świta będziecie pewnie woleli zająć większą kajutę, skoro Vaala ją zwolniła? Suletu, jak już usłyszałaś, Destiny jest komunikatywne, na pewno zna też twój ojczysty język, będzie też w stanie służyć za pośrednika między tobą a innymi pasażerami, dopóki nie przygotuję więcej urządzeń tłumaczących.
- Dobrze… załatwię to. A wy tu uprzątnijcie.- westchnęła diabliczka się oddalając. Destiny zaś próbował kolejno znanych sobie języków, aż trafił na taki, na który Suletu zareagowała. Niebiański.
- Co mam w tej chwili robić? - Spytała po chwili Wędrowca Suletu.
- Możesz pomóc mi sprzątnąć te resztki, później oprowadzę cię po statku i znajdę kajutę. Masz w zanadrzu jakieś zaklęcie tworzące wodę. Harran, może coś czyszczącego? - automaton sięgnął do pasa po wielonarzędzie, które zmieniło się w szeroką szuflę, idealną do zbierania porozrzucanych po pokładzie kawałków skóry, kości i wnętrzności.
W tym samym czasie Kvaser ruszył w kierunku swojej kajuty aby po prostu zmyć z siebie resztki jeńca.
Cromharg przyglądał się temu co Bezimienny robi, a duergarka wzięła przykład z Kvasera.
Suletu zmarszczyła brwi na słowa metalowego człowieka, zakładając rękę na rękę… przez chwilę przyglądała się, temu co robi. W końcu prychnęła, i z jej dłoni trysnęły strumienie wody na pokład, mocno wszystko zalewając…
- Pfah! - Imra fuknęła zalana wodą. Przetarła (ponownie) twarz i spojrzała zmęczonym wzrokiem na pokłąd, na Suletu, Wędrowca i w końcu pokręciła głową.
- Niewątpliwie przyspieszyło to sprzątanie. Idę do kajuty. Jakby co to kajuta druidki jest naprzeciwko mojej. Jest bez właścicielki więc zobacz czy ci pasuje - rzuciła do Suletu. Z tymi słowami poczłapała pod pokład zostawiając czarnego magicznego wierzchowca bezgłośnie stojącego na pokładzie. Gapił się swoimi końskimi oczami przez wszystkich i przez pokład Destiny niewzruszony krwią, wodą i całym zamieszaniem .
Harran również ruszył pod pokład, by doprowadzić się do porządku. Wystarczyło na to trochę wody i parę zaklęć.

Automaton kiwnął głową z zadowoleniem.
-Tyle wystarczy. Możemy przejść do oprowadzania - z tymi słowami ruszył w stronę zejścia pod pokład - Nie zwracaj uwagi na pozostałych pasażerów i dzieci, odstawiamy ich tylko do Bramy Kupieckiej.
Wędrowiec oprowadził Suletu po wnętrzu Destiny, w krótkich słowach wyjaśniając, gdzie znajdują się które pomieszczenia oraz kajuty członków załogi.
Po drodze straszyła dzieciarnię widokiem swoich barw wojennych na twarzy. Ich widok był bowiem przerażający, choć trzeba było przyznać, że drużyna do której trafiła Suletu wykazywała dość siły woli, by oprzeć się malunkowi.
Kobieta co chwilę kiwała lekko głową, chłonąc te nowości, i najwyraźniej była samym statkiem dosyć zaintrygowana… nie zadawała jednak zbyt wielu pytań. Właściwie to zadała tylko dwa:
- Kto tu jest wodzem?
- Jest gdzieś jakiś kąt dla mnie?
- Nie mamy przywódcy. Ja mam ostateczną kontrolę nad statkiem jako kapitan, ale pozostali nie są moimi podwładnymi - automaton wzruszył ramionami - Możesz zająć kajutę Vaali - wskazał na drzwi do mniejszego pomieszczenia, które druidka zajmowała przed opuszczeniem drużyny.
- Dobrze, to zamieszkam chwilowo w tamtej komnacie - Odparła Suletu - No i jeśli to wszystko… - Kiwnęła głową w bok, co chyba miało oznaczać, iż chce się od Wędrowca oddalić?
- Rozgość się w kajucie, później będę chciał dowiedzieć się nieco więcej na temat twojej ojczystej sfery i tych, których szukamy. Jeśli będziesz miała do mnie jakieś pytania, możesz przekazać je przez Destiny.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 03-07-2021 o 18:22.
Buka jest offline  
Stary 07-07-2021, 19:29   #170
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Po może godzinie od przybyciu na statek Imra zdecydowała się zobaczyć jak sobie radzi nowa towarzyszka.
- Jak akomodacja? - zapytała opierając się o ścianę.
- Akomo...co? - Zdziwiła się Suletu.
- Jak się odnajdujesz w kajucie - półelfka wytłumaczyła ze zniechęceniem.
- Nie wiem, gdzie się mogę umyć - Odparła Warpriestess - Albo wysikać - Dodała po chwili wahania, rozglądając po kajucie.
Imra weszła do kajuty i pokazała jej ukrytą w podłodze wannę z wodą.
- A to drugie… do wiaderka i za burtę. Takiego luksusu nie ma niestety.
- Aha - Stwierdziła krótko Suletu, po czym zerknęła na ową wannę i jakieś pokrętła przy niej - A woda zimna? Ciepła? - Spytała… i najpierw ściągnęła pióropusz, a później zaczęła ściągać ubranie z torsu.
- Jaka chcesz. Uch… - półelfka skrzywiła się i wycofała do otwartych drzwi.
- Destiny będzie pilnował twoich drzwi jak go o to poprosisz. Nikt nieproszony nie wejdzie do środka. O ile je zamkniesz…
- Zamkniesz ty? I zrobisz wodę, tak żeby była letnia? - Indianka ściągnęła "tubylcze" szmatki, pod nimi zaś… koszulka kolcza. Pod nią z kolei kilka pasków materiału, owijającego piersi. Ciało miała opalone i umięśnione, pokryte paroma bliznami, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Niektóre wyglądały na cięte, inne kłute… albo i po strzałach? Był i jeden ślad po jakiś zębiskach na lewym ramieniu.
Półelfka wpierw otworzyła usta w proteście ale w końcu tylko westchnęła. Zamknęła drzwi i "wyczarowała" letnią wodę zostawiając magię Destiny. Potem oparła się o ścianę poświęcając na poły uwagę samej kapłance.
- Co cię użarło?
Suletu w tym czasie pozbyła się materiału przesłaniającego piersi, po czym splotła na szybko swoje dwa grube warkocze w jeden, jeszcze potężniejszy.
- Krokodyl na bagnach. Wiesz co to krokodyl? - Spytała, po czym pochyliła się nad wanną, i zaczęła przemywać twarz.
- Jakiegoś kiedyś widziałam. Aczkokwiek był to prywatny pupil jednego ze szlachetków. Ciekawe zwierze - przyznała Imra z zamyśleniem w głosie. - Dużo tego u ciebie było?
- Czego dużo było? - Suletu spojrzała na Imrę, nie rozumiejąc pytania.
- Krokodyli. W zasadzie to chciałam zapytać jaki był twój świat nim go zniszczyli.
Suletu zmarszyła brwi. Najwyraźniej nie spodobało jej się owe pytanie.
- Jeden był. Udusiłam go… było zielono. Spokojnie i przyjemnie - Odpowiedziała krótko, po czym wróciła do przemywania twarzy.
Półelfka pokiwała głową.
- Wybacz ciekawość ale zwyczajnie jesteś nowa i do tego jeszcze przeżyłaś coś o czym tylko słyszeliśmy. I przyznam się, że to nie należy do najłatwiejszych do uwierzenia. Cały plan? Wydaje się niemożliwe… a jednak jesteś tu i możesz opowiedzieć. Jak zwałaś swój dom?
- Psulron - Padła krótka odpowiedź, a Suletu zaczęła przemywać wodą i tors, nie spoglądając w stronę Imry. Ta się zamyśliła czy przypadkiem czaszka nie miała czegoś o tym planie. Nie potrafiła sobie na szybko przypomnieć.
- Ciekawa nazwa.
- Czy to jest powód twoich odwiedzin Imro? Wyciągnięcie ode mnie tych informacji? - Warpriestess w końcu na nią spojrzała, i krzywo się uśmiechnęła.
- Mówisz to tak jakby moja ciekawość była niewłaściwa - półelfka uniosła brwi. - Oczywiście, że chce wiedzieć coś więcej. Przyjęliśmy ciebie, nawet jeśli za namową wyroczni, ale nie znamy się. Pytania są całkiem naturalną koleją rzeczy.
- Właśnie próbuję do tego dojść… - Powiedziała Suletu, odpinając pas z toporkami, i odkładając go na bok - Jeśli to nie jedynie przeszpiegi, a chęć poznania się, to chyba jest w porządku?
- A masz coś do ukrycia że przeszpiegi ci pierwsze przychodzą do głowy? - półelfka zapytała z rozbawieniem.
- Nie jestem zbyt… rozmowna… - Odparła Suletu, na moment się uśmiechając, i ściągając buty metodą noga o nogę - …nie lubię dużo kłapać jadaczką - Wzruszyła ramionami.
- Ach, to o to martwić się nie musisz. Kvaser z Wędrowcem nadrabiają za pozostałych - Imra uśmiechnęła się znacząco, na co Suletu kiwnęła głową.
- Skąd macie ten statek? Długo się znacie? - Zadała dwa pytania… ściągając spódniczkę(!). Na szczęście dla Imry, pod spodem miała JESZCZE na sobie czarne majtki. Imra poprostu odwróciła spojrzenie.
- To statek nas znalazł. Em… i w sumie to nie jestem do końca pewna ile czasu minęło. Miesiąc? Chyba tak…
- A co z poprzednią załogą? - Rozległ się cichy plusk wody. Suletu więc weszła do wanny… i pewnie już była kompletnie naga.
Zapanowała chwila ciszy.
- Czemu myślisz, że była poprzednia załoga?
- Skoro statek jest magiczny… i was "znalazł"? No chyba, że się mylę? - Suletu się spokojnie myła - Wędrowiec nic nie mówił, że to jego statek, lub coś podobnego… jest kapitanem, ale nie jesteście jego podwładnym…
- Masz rację, była inna załoga, jeśli wierzyć samemu Destiny i tej rogatej. Ponoć zostali zabici i dlatego statek szukał innych do zarządzania.
- Rozumiem… - Odparła spokojnym tonem Warpriestess, nadal się obmywając - Dużo tu macie też innych ludzi i nie-ludzi. A ty, zdaje się, nawet dwoje osobistych pomagierów? - Rozległ się plusk wody, tak jakby Suletu nagle zwróciła się w stronę Imry - No bo chyba nie… niewolników?
- A gdyby byli to moi niewolnicy? - ton Imry przybrał niemiłego wydźwięku. Jakby warkot się wdarł w jej gardło.
- Wtedy będzie to nasza pierwsza, i ostatnia rozmowa - Stwierdziła spokojnym, choć poważnym tonem Suletu.
- Taka szybka do odrzucenia - Imra pokręciła głową. - Nie są moimi niewolnikami.
- To dobrze… - W tonie Suletu dało się minimalnie jakby wyczuć ulgę - To jak, umyjesz mi plecy, czy uciekasz? - Dodała, i parsknęła śmiechem.
Imra nie zawtórowała. Miała ponurą minę i wyraźnie coś jej ciążyło na myślach. Po chwili powiodła spojrzeniem po Suletu. Podeszła do niej i przykucnęła. Zanurzyła dłonie w wodzie aby zaraz potem obchlapać twarz kapłanki.
- Łups.
- Yhym… "łups"! - Pełna dłoń wody, tym razem posłana w drugą stronę, wylądowała na twarzy Imry. A Suletu się krzywo uśmiechnęła.
Nie czekała długo na odwet. Półelfa przeszła do pełnej ofensywy i nieprzerwanie zaczęła obchlapać kobietę.
- A masz, to za wcześniej! - zawołała triumfalnie.
- Dobra już! Dobra! - Suletu przesłaniała nieco twarz jedną ręką, broniąc się przed wodnymi atakami Imry. W końcu sięgnęła po mydło, po czym wyciągnęła je w stronę wojowniczki.
- To… plecy? - Spytała.
- Plecy, plecy - Imra również otarła wodę z twarzy i zabrała mydło.

***

- Dziękuję za pomoc - Powiedziała Suletu, siedząc w kucki, gdy jej plecy zostały w końcu porządnie umyte.
- Czy będzie niezbyt nie na miejscu, jak spytam, czy są tu jakieś pary? - Wypaliła nagle Warpriestess.
- Eee… z tych co zostaną to nie. Z tego co wiem. Dzieciarnia wraz kilkoma dorosłymi wybyje w Bramie. Czemu pytasz? - półelfka wydawała się lekko zbita z tropu. A Suletu zerknęła na nią mrużąc oczy.
- No… próbuję się dowiedzieć paru rzeczy o was… poznać co i jak… kto… z kim… - Dodała już z całkiem niewinną miną.
Imra wzruszyła ramionami.
- Jak cię interesuje któryś, to działaj. Ale moi podwładni są moi - dodała szybko grożąc palcem.
- A więc jednak? - Suletu parsknęła krótko - Są więc pary… a właściwie trójeczka? - Spojrzała na Imrę z uśmiechem czającym się w kącikach ust.
- Nie do końca… ale powiedziałabym, że to najbliższe określenie.
- Yhym… - Suletu pokiwała potakująco głową - Idąc więc logiką… metalowy człowiek… znaczy się, "Wędrowiec"... to maszyna tak? Pewnie nie chce, nie musi, nie może… Kvaser to za mały… zostaje więc Harran? Co mi możesz o nim powiedzieć? - Spojrzała na Imrę.
Wojowniczka spojrzała na Suletu unosząc białą brew do góry.
- Ja tam nie wiem, nie zaglądałam co mają między nogami. Żadnemu z nich.
Suletu się zaśmiała, kręcąc przecząco głową.
- Czy Harran lubi kobiety? Czy może woli facetów? Nie patrz tak na mnie… ja ostatni raz cztery tygodnie temu, więc… - Suletu znowu się zaśmiała.
- Nie wiem, nie pokazał co mu się podoba. Albo kto.
- Dobrze… to ja bym już wyszła z tej wody, zanim się rozpuszczę… albo zmarszczę jak babinka… - Warpriestess pstryknęła jeszcze zaczepialsko mokrymi palcami po twarzy Imry - No chyba, że mam cię w wodne odmęty wciągnąć? - Przygryzła usta.
Inra prychnęła z rozbawieniem.
- Nie przeszkadzało ci się przy mnie rozbierać, ale wyjść z wody to już tak? Ha.
Pomimo słów wstała i odsunęła od wanny odwracając spojrzenie.
Suletu opuściła więc kąpiel, po czym… tup, tup, i nagle była przy Imrze, i przylgnęła naga do jej pleców, i objęła ją od tyłu obiema rękami za szyję.
- Sama…"ha", pani wstydliwa… - Mruknęła do jej uszka.
Imra aż drgnęła kiedy powietrze musnęło jej ucho.
- Wstydliwa? A może po prostu nagość bez podstawy jest po prostu prostacka i błacha? - powiedziała nie odwracając się nawet.
- Ojej… więc uważasz mnie za prostaczkę… och, dzięęękujęęę… - Suletu naprawdę leciutko dmuchnęła jej w uszko - A z tego co wiem, nawet księżniczki raczej się ubrane nie kąpią. Jesteśmy obie kobietami, jesteśmy same. Ja w takim zachowaniu nie widzę nic dziwnego...

Warpriestess zabrała łapki od Imry, odstąpiła od niej, po czym wróciła do wanny, i zaczęła się tam wycierać.
Półelfka nie odwróciła się wbijając spojrzenie w jeden z kątów kajuty. Nie była pewna czy jest zła czy zaintrygowana. W końcu pokręciła głową.
- Hah - wyklarowała odwracając się do Suletu.
Ta z kolei, nadal naga, i wycierająca się, spojrzała lekko zdziwiona na Imrę.
- Tak? - Spytała Kapłanka.
Imra tylko wykonała niesprecyzowany gest dłońmi jakby jakby wskazując coś w sylwetce Suletu jakby nie potrafiłą powiedziec o co jej chodzi. Warpriestess wzruszyła więc ramionami, po czym w końcu spokojnie się ubrała, nie zakładając jednak pióropusza.
- To co… dziękuję za odwiedziny, i rozmowę? - Spojrzała na Imrę.
Ta się w końcu pozbierała.
- W zasadzie to mam jeszcze jedno pytanie nim mnie wyrzucisz. Skoro twój świat przestał istnieć to który bóg jest ci patronem?
- Ja cię wyrzucam? - Zdziwiła się Suletu - I jest to Obad-Hai, a co?
- Próbuję to zrozumieć - Imra zaczęła się chodzić w te i nazad po kajucie.
- Obad-Hai jest z twojego świata? Czy może po prostu po tym jak uciekłaś poświęciłaś jemu swoje życie? Pytam, bo póki co nie słyszałam o żadnym ze znanych mi bogów z mojego świata.
- Wyznawałam go już wcześniej, i mnie uratował... od tego kataklizmu - Ostatnie słowa Suletu wypowiedziała gorzkim tonem.
Imra spojrzała na kobietę i pokiwała głową.
- Rozumiem. Tyle mi wystarczy.
Odwróciła się aby wyjść z kajuty, ale zatrzymała się przy drzwiach.
- Gdybyś chciała coś wiedzieć to możesz śmiało pytać.

"Wieczór"


Po kolejnej lekcji makijażu dla Zakkary oraz posiłku przyszedł czas na odpoczynek. Imra szybko przyzwyczaiła się do nowego towarzystwa w kajucie. Była jednak jedna rzecz, która jej jeszcze uwierała. Cromharg, który uparcie odmawiał pakowania się do łóżka. On… będąc szlachetnym i honorowym (czyli naiwnym i głupim, wedle kota) barbarzyńcą urządził sobie legowisko w kącie. Zakkarze to nie przeszkadzało. Duergarka, mimo że pochodziła z ludu skupionych na zysku ascetów, szybko nauczyła się doceniać wygody…. a duże łóżko do takich należało.
Tego “wieczoru” półelfka postanowiła coś zrobić z tym faktem. A przynajmniej spróbować. Usiadła na krawędzi łóżka zakładając nogę na nogę opierając się na jednej ręce. Przekrzywiając głowę spojrzała na Cromharga, który znów się układał na swoim legowisku.
- Czemu to robisz? - zapytała używając tego niezadowolonego tonu, z nutą urażenia.
- No… bo… tak należy. Nie wypada mi między niewiastami… obcymi niewiastami legnąć. - przyznał wprost Cromharg. - Nie należycie do mego namiotu.
- A jednak nie miałeś zbyt wiele problemu robić aluzje jak Kvaser się chwalił co potrafi - półelfka pozwoliła sobie na chytry uśmiech.
- To były tylko żarty…- zaśmiał się młodzian i spojrzał na Zakkarę i Imrę. - … nie mogę jednakże nic uczynić wbrew waszej woli i kaprysom. Jestem za was odpowiedzialny, za wasze bezpieczeństwo i samopoczucie.
- Jak miło.- odparła duergarka bez entuzjazmu. Sama sypiała w dwóch przepaskach, biodrowej i piersiowej… resztę ciała odsłaniając bez jakichkolwiek problemów.
- Przecież cię zapraszałam. Skoro cię zapraszałam to chyba znaczy, że jak się położysz obok to nie będziesz robił nic wbrew mej woli, czyż nie? - Imra uniosłą białą brew do góry.
- Na mnie nie zważajcie… co tam sobie planujecie… to sobie róbcie.- mruknęła Zakkara, a Cromharg dodał.- No… ale zapraszałaś mnie do spania, a ja nie wiem czy rano… czy przypadkiem nie wykorzystam okazji wbrew twojej woli. Nie chciałbym cię urazić.
- Teraz to mnie zastanawia co rozumiesz przez wykorzystanie okazji?
- Jeśli mężczyzna legnie z niewiastą w jednym łożu to… mogą się w nim budzić żądze.- zaczął tłumaczyć Cromharg.- Buzujące podczas snu i gdy się rano obudzi… jeszcze nie w pełni świadom sytuacji, ale pełny żądz może chwycić za coś… albo całować.
Imra parsknęła śmiechem głośniej niż zamierzała.
- Tak, tak, oczywiście. Przywaliłabym ci jakbyś się zagalopował. Poza tym nieco samokontroli. Jeśli poranny drągal odbiera ci resztki rozsądku to chyba mam dla ciebie kolejne ćwiczenia poza walką - wyszczerzyła się w drapieżnym uśmiechu.
- Nie boję się ciosu, tylko obrażenia ciebie i tak… minęło trochę… dużo czasu odkąd miałem okazję legnąć z niewiastą. Więc… nie wiem na ile bym…- w jego nieskładną wypowiedź wtrąciła się Zakkara. - Dobrze że jestem duergarką… wy ludzie za dużo przykładacie wagi do tych spraw.
- Mhm… a jaka ciekawska byłaś jak to może być - Imra odkręciła głowę na tyle na ile mogła aby spojrzeć za siebie na duergarkę.
- No… może trochę… bo nie wiem co wy w tym widzicie. Dla nas jest to obowiązek małżeński… O-BO-WIĄ-ZEK.- odparła krasnoludka zerkając przez ramię. - Coś co trzeba…-
Zanim dokończyła Cromharg odwdzięczył się jej wtrąceniem. - Wy duergary macie dużo obowiązków.
Wojowniczka padła tylko na łóżko rechocząc cicho. Musiała minąć dłuższa chwila nim udało jej się uspokoić.
- Huf… no dobrze dość tej przepychanki - podniosła się na nowo aby spojrzeć na jedno i drugie. Gdy tak patrzyła coś się zmieniło w jej spojrzeniu. Myślała, zastanawiała się, a nawet wręcz walczyła ze swoimi przyzwyczajeniami. W końcu wstała i podeszła do Cromharga wyciągając do niego dłoń.
- Chodź - powiedziała stanowczo.
Mężczyzna podniósł się i podał jej dłoń nie bardzo wiedząc co planuje. Dał się jej poprowadzić. Imra podeszła do łóżka wchodząc na nie nie pozwalając barbarzyńcy uciec. Usadowiłą się tak aby być pomiędzy Zakkarą a Cromhargiem. Spojrzała na jedno, potem na drugie.
- Myślę, że powinniśmy złagodzić nieco to napięcie - mruknęła przesuwając wierzchem dłoni po policzku Zakkary kończąc na jej brodzie. Cromhargowi zaś przesunęła włosy za ucho.
- Nie bardzo wiem… co masz na myśli.- stwierdziła duergarka pozwalając na ten dotyk i mrucząc jak dziki kocur. Cromharg nieśmiało musnął udo Imry i cofnął palce po chwili.
- W ogóle - półelfka mruknęła nie wierząc w słowa krasnoludzicy. Potem się nachyliła do niej aby ją pocałować. Potem spojrzała wymownie na Cromharga.
- Chodź.
Znalazła się między młotem a kowadłem. Spoczynek zrobił się bardzo intensywny, choć narzędzia jeszcze nie były odpowiednio “wyprofilowane”. Cromahrg choć miał warunki ogiera, wymagał od Imry odpowiedniego ułożenia pod jej potrzeby. Zakkara była… dziewicą i nie bardzo wiedziała co robić w łożu. Nie straciła cnoty tej nocy, ale z pomocą wojowniczki nauczyła się czemu ludzie tak lubią płodzenie potomków. Pierwsza noc… była więc owocna, choć kolejne wymagać będą nieco doszlifowania.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172