Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2021, 09:22   #118
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację


Na pytanie Couryna, wróżbitka spochmurniała.
- Enola… biedna Enola z Neverwinter - rzuciła, patrząc gdzieś poza rzeczywistość. - Jest w zamku władcy tych ziem. Nie więzi jej, a przynajmniej nie za kratami. W jego osądzie może wręcz czuć się jak księżniczka. Duże łoże, najlepsze posiłki. Niestety, drogi Courynie, muszę cię zmartwić; nie pozostało jej wiele czasu na zachowanie człowieczeństwa. Jeśli nie wydarzy się coś, co zmieni sytuację, Strahd wkrótce stworzy ją na swoje podobieństwo.

Madame Eva uśmiechnęła się krzywo, słysząc pytania bitewnej zakonnicy.
- Droga Rita, jak zawsze stawiająca się w roli przesłuchującej, dążącej do celu po trupach - powiedziała, patrząc na nią. - Chyba nie sądziłaś, moja droga, że to jest nasz główny obóz? I że jest nas tylko tylu, ilu wasze oczy widziały na zewnątrz mojego namiotu? Vistani żyją na tych ziemiach od setek lat i zaprawdę nie musisz przejmować się naszą dzietnością, czy przetrwaniem. Radzimy sobie całkiem sprawnie w kwestiach tak błahych, jak płodzenie dzieci.

Gdy Rita pokazała staruszce księgę, ta przejechała leniwie pomarszczoną dłonią o zbyt długich paznokciach po jej okładce. Zamknęła oczy i westchnęła.
- Jeszcze nie śniliście - powiedziała, jakby nieco zaskoczona. - Ta księga pomoże wam, gdy gdzieś pojawi się problem. Gdy nie będziecie wiedzieli, co dalej. Za każdym razem, gdy przyśni ci się coś, co jest związane ze Strahdem, droga Rito, zajrzyj do księgi. Tam znajdziesz odpowiedzi.

Oddała Marvelli wolumin i kontynuowała.
- Na temat Szkieletowego Jeźdźca krąży wiele legend. Jedna z nich mówi o mężnym paladynie Pana Poranka, który mierząc się ze Strahdem kilkaset lat temu został przez niego ciśnięty w Mgły i tam zginął a moce kontrolujące opar zamieniły jego i wierzchowca, którego dosiadał w Kolekcjonera Dusz. Ponoć zbiera zagubione i błąkające się dusze i uwalnia je w pobliżu wiosek w całej Barovii w nadziei, że znajdą dla siebie nowonarodzone ciało. Większość dusz nie ma problemu ze znalezieniem nowego ciała do zamieszkania, ale niektórym trzeba pomóc w tym procesie. Latarnia, którą niesie, mieści właśnie dusze zmarłych, które mają być rozdane nowonarodzonym dzieciom w całej Barovii. Nie jest wrogiem i wedle legend pragnie tylko spełnić swój obowiązek. Większość Barovian boi się go i nie próbuje nawet zbliżać, gdy go zobaczy. Inne historie opowiadają o kilkuset takich samych Szkieletowych Jeźdźcach, którzy przemierzają ziemie Barovii a kiedyś byli normalnymi ludźmi, takimi jak wy, sprowadzonymi tutaj z innych światów przez Mgły. Próbując przekroczyć je na własną rękę, zginęli, a w ramach ciążącej na nich klątwy, mają błąkać się wiecznie po tych ziemiach, próbując bezskutecznie odnaleźć drogę do swoich domów. Bardzo to osobliwe, że otrzymaliście Księgę Snów właśnie od jednego z nich. - Wróżbitka zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy, jakby nad czymś przez chwilę intensywnie myślała. Nie uszło to uwadze Rity, Algernona i Nicodemusa.

Madame Eva splotła dłonie przed sobą, opierając łokcie o stół, gdy kapłanka zapytała o Irinę.
- Być może sama sobie odpowiedziałaś na swoje pytanie, Rito. Być może właśnie jest to zwykła relacja drapieżnika ze swoją kolejną ofiarą. Strahd jest Pierwszym Wampirem, żyjącym od setek lat. Widział w swoim życiu i nie-życiu wszystko, więc cóż więcej mu zostało prócz intrygi i zabawy? Ze wszystkimi swoimi zdolnościami, nawet ja nie jestem w stanie przejrzeć tego, co planuje. Dlatego to on jest władcą Barovii, a ja siedzę w namiocie i czytam z Tarokki. - Uśmiechnęła się lekko. - Strahd pozwala nam żyć na swoich ziemiach, nie wtrącając się w nasze sprawy, a my dbamy o to, by mieszkańcy Barovii mieli co jeść. To, co ludzie o nas mówią, to nie nasza sprawa. Mamy pewną… ochronę Strahda, ale tylko ze względu na to, że tubylcy postrzegają nas jako złodziei, oszustów, szarlatanów i kogoś, kogo trzeba się pozbyć. Nie widzą tak prostych rzeczy, że dzięki nam mają co włożyć do garnków, ale przyzwyczailiśmy się do tego. A co do Mgieł… tylko my możemy przez nie przechodzić. Odwiedzać inne, wspaniałe i tak różne od siebie lądy. Faerun, Greyhawk, Dragonlance, Dolina Nentir, Al-Qadim, Eberron i wiele innych. Pewnie o większości z nich sami nie słyszeliście. - Zaśmiała się, niczym babcia opowiadająca dziatkom swoje młodzieńcze przygody.

Spojrzała na Algernona.
- Jeszcze wiele złego o nas usłyszysz na tych ziemiach, młody człowieku. - Zacietrzewiła się. - Nie pomagam wam - pokazuję jedynie drogę, którą możecie podążyć, bądź nie. Do niczego was nie zmuszam, ale jeśli chcecie wrócić do Faerunu, musicie rozprawić się ze Strahdem. Nie ma innej drogi, to jest jedyne wyjście i musicie to sobie wbić do głów! Tylko wtedy Mgły pozwolą wam wrócić do domu; inaczej utkniecie tutaj jak wielu innych awanturników z wielu innych krain, którzy w końcu postradali zmysły i na własną rękę starali się pokonać Mgły. Skończyło się to dla nich śmiercią. Nie musicie mi wierzyć, możecie zrobić z wiedzą, którą wam przekazałam cokolwiek chcecie. To wasz los, wasze życie. - Rozłożyła ręce na boki.

Chciała coś jeszcze dodać, gdy nagle jej oczy powędrowały w tył głowy, nadając jej twarzy upiornego wyrazu. Po dłuższej chwili wszystko wróciło do normy, a Madame Eva wstała bez słowa i podeszła do wyjścia z namiotu.
- Powinniście od razu wyruszyć z powrotem do Barovii. Irina i Ismark mogą potrzebować waszej pomocy - powiedziała tajemniczo.


W pierwszej chwili Vistani byli nieco zaskoczeni twoją grą, jednak szybko na ich twarzach pojawiła się przyjazna przychylność. Dwóch kolorowo odzianych mężczyzn zrobiło ci miejsce na pniaku przy ognisku, a ty szybko przysiadłeś się, wciąż wypuszczając z lutni piękne, idealnie zgrywające się z akordeonem dźwięki. Zauważyłeś, że kilku mężczyzn i niemal wszystkie kobiety zgromadzone przy palenisku patrzyły na ciebie z fascynacją godną najlepszego artysty w okolicy. Dokończyłeś grę na lutni a Vistani zawtórowali wesołymi okrzykami. Ktoś podał ci butelkę gorzałki.
- Piękna muzyka płynie z twej duszy, przyjacielu - odezwał się śniady mężczyzna pykając z fajki. Uśmiechnął się do barda. - Mówią na mnie Stanimir, z ramienia Madam Evy jestem kierownikiem tego obozu. Coś mi mówi, że nie przysiadłeś się do nas, żeby zabić czas w oczekiwaniu na towarzyszy. Mów, co ci na sercu leży, przyjacielu.

Wtedy zacząłeś opowiadać o tym, jak tu trafiliście oraz zapytałeś o interesujące cię sprawy. Stanimir słuchał uważnie, kiwając co jakiś czas głową.
- Z Mgłami nie ma żartów, przyjacielu… Głupcem jest ten, kto myśli, że to tylko zwykły, naturalny opar - powiedział, popijając gorzałkę z butelki. - Prawda jest taka, że są kontrolowane przez potężne siły, o jakich nikomu się nie śniło. Nawet dla nas przechodzenie przez nie niesie pewne niebezpieczeństwa, choć jako jedyni potrafimy się po nich poruszać. Odwiedzać inne domeny, przywozić stamtąd wszelkie dobra i opowieści. Nie możesz dołączyć do Vistan i podróżować przez Mgły, przyjacielu. Vistanem się rodzisz i tylko wtedy masz możliwość odwiedzania innych światów. To dar, ale i przekleństwo. Nasza społeczność wciąż pozostaje w ruchu, nigdzie nie może zagrzać dłużej miejsca. I nie przyjmuje do siebie nikogo z zewnątrz, nie ufamy obcym, niezależnie od rasy. Jedność krwi zapewnia nam siłę i nierozerwalność więzi.

Więcej od Stanimira na temat Vistanich nie byłeś w stanie wyciągnąć. Pozostali nie odzywali się w ogóle, pozwalając tylko kierownikowi taboru odpowiadać, jakby to on miał za zadanie radzić sobie z takimi sytuacjami.
- Nie wiem, kim mogą być “mężni i zuchwali”, przyjacielu. - Vistanin spojrzał na list. - Najwyraźniej burmistrz Barovii próbował znaleźć kogoś, kto postawi się naszemu wspaniałemu władcy tej krainy. Co do Szkieletowego Jeźdźca, mówi się, że są to zbłąkane dusze tych, którzy zginęli w Mgłach straszliwą śmiercią, chcąc na własną rękę przedostać się do swoich landów i teraz włóczą się po całej Barovii próbując odnaleźć drogę do domu.


Ledwo skończył, a przy ognisku pojawiła się reszta drużyny.
- No i wszyscy w komplecie - powiedział Stanimir, szczerząc się w szerokim uśmiechu. - Jeśli chcecie, mogę opowiedzieć wam ciekawą historię - zaproponował. - Na pewno was zainteresuje.

Zaśmiał się, po czym napełnił usta gorzałką i splunął nią w ogień. Płomienie buchnęły w górę, w mgnieniu oka przechodząc z pomarańczowego koloru w zielony. Gdy tańczyły i kołysały się, w rdzeniu ogniska pojawił się ciemny kształt.
- My, Vistani, pochodzimy ze starożytnej krainy, której nazwa już dawno została zapomniana – krainy królów. Nasi wrogowie zmusili nas do opuszczenia naszych domów, a teraz błąkamy się po zagubionych drogach.


Ciemny kształt w ogniu przybrał postać człowieka zrzucanego z konia, z włócznią przebijającą jego bok. Stanimir kontynuował.
- Pewnej nocy ranny żołnierz wtoczył się do naszego obozu i upadł. Pielęgnowaliśmy jego straszną ranę i gasiliśmy pragnienie winem. Przeżył. Kiedy zapytaliśmy go, kim jest, nie powiedział. Chciał tylko wrócić do domu, ale byliśmy głęboko w krainie jego wrogów. Wzięliśmy go jako jednego z naszych i poszliśmy za nim z powrotem do jego ojczyzny. Jego wrogowie polowali na niego. Mówili, że jest księciem, ale nie oddaliśmy go, nawet kiedy ich zabójcy napadli na nas jak wilki.

Głęboko w ognisku zauważyliście ciemną postać stojącą z wyciągniętym mieczem, walczącą z mnóstwem cienistych kształtów.
- Ten człowiek królewskiej krwi walczył, by nas chronić, tak jak my go chroniliśmy wcześniej. Odprowadziliśmy go bezpiecznie do jego domu, a on nam podziękował. Powiedział: „Jestem wam winien życie. Zostańcie tak długo, jak chcecie, wyjedźcie, kiedy chcecie i wiedzcie, że zawsze będziecie tu bezpieczni".

Postać w tańczącym ogniu pokonywała właśnie ostatniego wroga, po czym rozproszyła się w chmurze dymu i żaru. Twarz Stanimira stała się ponurą maską.
- Klątwa spadła na naszego szlachetnego księcia, zamieniając go w tyrana. Tylko my mamy moc opuszczenia jego domeny. Przez stulecia podróżowaliśmy daleko, by znaleźć bohaterów takich jak wy, aby zakończyć klątwę naszego straszliwego pana i ukoić jego duszę. Ale to wy możecie być tymi, którzy tego w końcu dokonają! - Zakończył, a pozostali Vistani zaczęli klaskać i krzyczeć wesoło. Ricie, Algernonowi i Samowi zdawało się, jakby to była historia opowiadana na każdą okazję; takie prymitywne gusła do zabawiania publiczności, choć być może tkwiła w tej opowieści jakaś prawda.

- Dość już opowieści na dzisiaj, Stanimirze. - Nagle doszedł was zza pleców ponury głos Madame Evy. Wróźbitka stała w wejściu do swego namiotu, a jej twarz ściągnięta była przejęciem i czymś w rodzaju gniewu. - Nasi nowi przyjaciele mają sprawy do załatwienia w Barovii i im szybciej wyruszą, tym lepiej dla sprawy.

 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 03-07-2021 o 09:28.
Ayoze jest offline