Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-06-2021, 10:43   #111
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Jeden z wielkich wilków zdołał dopaść do Couryna i zacisnąć zębiska na jego łydce. Łowca poczuł przeszywający ból a potem szarpnięcie, gdy zwierzę pociągnęła go na ziemię. Sheera wraz ze swym panem próbowali zaatakować wilka, jednak ich ataki chybiły. Rita zamaszystym ciosem położyła kolejne zwierzę i wtedy Nicodemus odezwał się do przeciwników, przekonując je, by się wycofały. Wilki przez chwilę wahały się, ale ostatecznie czmychnęły w las, zostawiając drużynę w spokoju. Couryn z pomocą Nicodemusa wyleczył ranną nogę i mogliście ruszać w dalszą drogę.




Po kolejnej godzinie marszu las zaczął się stopniowo przerzedzać, przepuszczając przez drzewa więcej światła. Niedługo później wyszliście na sporą polanę, gdzie pośród traw widać było ślady kół wozów. Znajdował się tutaj również spory obóz rozbity nad przepływającą nieopodal rzeką tworzącą małe jeziorko. Ujrzeliście kilka kolorowych, dziwnie wyglądających wozów i pięć zielonych, okrągłych namiotów. Największy z nich rozbito w pobliżu jeziora a z jego wnętrza wydobywało się jasne światło. Koło namiotu stało dziesięć rozkulbaczonych koni skubiących okoliczną trawę.

Pośrodku obozu rozpalono spore ognisko wokół którego siedziało kilkanaście kolorowo odzianych mężczyzn i kobiet. Dobiegało stamtąd żałobne brzmienie akordeonu i okrzyki wznoszonych co jakiś czas toastów. Zdawało się, że zupełnie was nie zauważyli, pochłonięci rozmowami, jednak kiedy tylko zbliżyliście się do obozu, zza najbliższego wozu wyszła wysoka, śniada kobieta otulona kapturem. W dłoni dzierżyła długi sztylet i patrzyła po was przeszywającym wzrokiem.


- Było wam pisane odwiedzić nasz obóz. Madame Eva was oczekuje - powiedziała bez emocji z twardym akcentem, takim samym, jaki miały właścicielki gospody. - Chodźcie ze mną.
Nim którekolwiek z was zdążyło zadać jakiekolwiek pytanie, kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę największego z namiotów. Podążyliście za nią, przyglądając się siedzącym przy ognisku ludziom, tak jak i oni przyglądali się wam. Każde z nich miało śniadą cerę; mężczyźni ubrani byli w jaskrawe, kolorowe spodnie, koszule i kubraki, większość miała chusty na głowach. Obwieszeni byli różnymi błyskotkami. Kobiety urzekały urodą, nosiły zwiewne, różnokolorowe sukienki i tuniki - niektóre uśmiechały się zachęcająco do Nicodemusa, Couryna, Sama i Algernona. Wygląd Vistanich całkowicie oddawał ich chaotyczną naturę, która uderzyła w Ritę przytłaczająco, bez ostrzeżenia.

Wasza przewodniczka odsłoniła połę namiotu, gestem dłoni zapraszając was do środka. Wewnątrz unosił się przyjemny zapach kadzideł, a cały namiot oświetlony był kilkunastoma świecami rzucającymi jasne światło na kilka szafek na których zalegały stosy starych ksiąg oraz na ustawiony pośrodku namiotu okrągły stolik nakryty czerwonym obrusem. Na blacie leżała talia dziwnych kart, obok stała wysuszona, ludzka dłoń na stojaku oraz kryształowa kula wykonana z ciemnego szkła.


Moment później, zza zasłony znajdującej się za stolikiem wyszła niska, pomarszczona staruszka odziana w kolorowe ciuchy. Rita poczuła jeszcze mocniejszą, chaotyczną naturę kobiety przyglądającej się wam z delikatnym uśmiechem na ustach. Usiadła przy stoliku, zapraszając was bliżej siebie.
- W końcu przybyliście, spodziewałam się was - powiedziała, a jej głos trzeszczał jak stare gałęzie. - Rito, sieroto Zakonu Płomiennego Serca Stwórcy która znalazła oparcie w wierze, traktując ludzi jednowymiarowo. Jane, wychowanko panny Danry, wciąż nie mogąca pokazać się we Wrotach Baldura przez machinacje rudowłosego gnoma. Nicodemusie, noszący w sobie wampirze brzemię, sługo Lathandera. Courynie, zdradzony przez tego, który miał być oparciem w dzieciństwie. Samie, były członku Srebrnej Gwiazdy, wciąż obarczający się przeszłością, na którą nie miałeś wpływu. I ty, Algernonie, sieroto z najgorszej dzielnicy Waterdeep, obwiniający się śmiercią, której nie mogłeś zapobiec . - Staliście jak wryci, gdy stara Vistanka wymieniała szczegóły z waszej przeszłości, o której wiedzieliście tylko wy. - Przypuszczam, że chcecie wiedzieć, dlaczego zostaliście przeniesieni przez Mgły do naszej ponurej krainy? Otóż kryje się w was moc, by powstrzymać potężną klątwę, pod którą Barovia pozostaje od wieków. Te karty dadzą wam wskazówki, które pomogą wam pokonać Strahda.

Chwyciła za talię, zamknęła oczy i w tym momencie wydało wam się, że w namiocie zrobiło się dużo chłodniej, a świece rzucały nieco mniej światła niż wcześniej. Madame Eva po kolei ciągnęła karty i rozstawiała je na stole rewersem do góry. Gdy ułożyła pięć kart, odłożyła talię na bok i zaczęła odkrywać każdą z kart po kolei, wciąż nie otwierając oczu.


- Czarodziej… Widzę zbiór wiedzy, która może wiele wyjaśnić, ukazać prawdę. Widzę starą, wysoką wieżę z podobiznami gryfów, stojącą na małej wysepce pośród jeziora. Tam znajdziecie to, co rozjaśni sytuację…

Sięgnęła po kolejną kartę.


- Szarlatan. Widzę święty przedmiot obdarzony boską mocą. Widzę stary, kamienny wiatrak na szczycie cyplu. To w jego środku znajdziecie skarb.

Kolejna karta:


- Mgły… Widzę sprzymierzeńca waszego zadania. To kobieta, czarnowłosa Vistani. Odważna, silna. Znajdziecie ją u kresu życia, musicie jej pomóc a ona pomoże wam.

Następna karta.


- Mściciel… Widzę potężną broń, która pomoże wam w walce ze Strahdem. W ruinach pewnego dworu spotkacie kogoś, kto was do niej poprowadzi.

I ostatnia karta.


- Nekromanta… Bitwę ze Strahdem przyjdzie wam stoczyć w ciemnym, zimnym miejscu. Jego prawdziwym domu. Będzie was oczekiwać, więc musicie być ostrożni.

Madame Eva otworzyła oczy. Temperatura w namiocie wróciła do normy a świece znów rozbłysły mocniejszym światłem.
- To wszystko, co pokazały karty - powiedziała, patrząc po was z kamiennym wyrazem starej twarzy. - Zapewne macie swoje pytania, wiedzcie jednak, że Tarokka nie pokazuje konkretnych miejsc i odpowiedzi, gdzie co znaleźć. Pokazuje jedynie drogę. Musicie podążać za głosem swych serc a wtedy los pokieruje was w odpowiednią stronę. - Zakończyła tajemniczo.

 
Ayoze jest offline  
Stary 28-06-2021, 08:36   #112
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W drodze do obozu Vistanich nie czekały ich już żadne niemiłe spotkania ani zdarzenia. A tam, jak się okazało, czekano juz na nich.
Grupa Vistanich zbyt liczna nie była, ale i tak znalazło się tam parę kobiet wartych zainteresowania... i, być może, takich, co odpłaciłyby podobnym zainteresowaniem.
Odowiedział uśmiechem ale piękne kobiety musiały poczekać, ważniejsze było spotkanie z Madame Eve, która - jak się okazało - pięknością nie była, chyba że mowa była o pięknie wewnętrznym, a tego Couryn ocenić nie potrafił. przynajmniej nie od razu.

Bez wątpienia Madame Eve dysponowała zaskakująca wiedzą, przynajmniej jeśli chodzi o informacje dotyczące łowcy. A sądząc po minach towarzyszy, oni również usłyszeli prawdę.
Czy jednak to, co pokazały karty, również było prawdą? Couryn uznał, że lepiej założyć, iż coś w tym jest.
W każdym razie potwierdziło się to, co przypuszczał - że sytuacja Barovii spowodowana jest klątwą.

- Czy wie pani, co się dzieje z Enolą? - spytał.

Ismark z pewnością znał okolicę na tyle, że mógłby powiedzieć, gdzie znajduje się jakaś wieża czy wiatrak.
A Enola... Ta sprawa interesowała Couryna równie mocno, jak kwestia opuszczenia tej przeklętej krainy.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-06-2021, 12:06   #113
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Cytat:
„Skoro sądzisz Prawo, jesteś nie wykonawcą Prawa, lecz sędzią. Zaś jeden jest tylko Prawodawca i Sędzia.”
– ustęp z Błogosławionej Księgi Wszechwidzącego Oka.
„Skalał się grzechem i nabył nieczyste moce. Stąd też nie stroni od fałszywej pobożności i niesprawiedliwego miłosierdzia, głuchym stając się na nieprawość” pomyślała Rita „Jakim cudem wcześniej tego nie dostrzegłam?”.
— Tak, winien nam jesteś obszerne wyjaśnienia. Ale zaiste, nie czas to i miejsce — rzekła srogo w do Nicodemusa.

Cytat:
„Obdarz łaską Twoją Stwórco, tych, co wsparcia w obliczu wroga upatrują w Twej prawicy.

Strzeż mnie jak źrenicy oka, wspomóż swym żelaznym ramieniem gdym narażona atakami występnych, co gwałt chcą mi zadać, ostrzegaj przed śmiertelnymi wrogami, co otaczają mnie zewsząd, natchnij przezornością kiedy żmijowymi językami zwieść mnie chcą.

Niektórzy są podstępni, chowają oni swe nieprawe serca, przemawiają bałamutnie swemi ustami. Kiedy okrążą mnie ich kroki i natężą oni swe oczy, by mnie powalić na ziemię, podobni do lwa dyszącego na zdobycz... Powstań tedy, o Stwórco, pomóż mi wystąpić przeciw nim i rozgromić ich, swoim mieczem wesprzyj mnie, bym wyzwoliła me życie od grzeszników, a Twoją ręką, Stwórco – od piętna chaosu.

Ja zaś w sprawiedliwości ujrzawszy Twe oblicze, powstając ze złego snu nasycę się Twoim widokiem.”
– ustęp z Błogosławionej Księgi Wszechwidzącego Oka.
„Banda nędznych włóczęgów. Nie płacą dziesięciny, podatku od posiadłości, nie odpowiadają na pospolite ruszenie, nie mają stałego domu ni porządnego zawodu, ino żyją poza prawem i cywilizacją. Zapewne nie tylko handlem, ale i szachrajstwem oraz przestępstwem się trudnią. W cywilizowanych krainach takich luźnych ludzi się kara przynajmniej chłostą lub chociaż napiętnowaniem... Jakoś nie dziwi mnie, że w krainie plugawej nekromancji i wiecznego cienia czują się jak w domu. Lud Barovii bez wątpienia ma dobre powody, by prawić, że ułożyli się z Zarovichem. Nie trudno i mi temu dać wiarę. Przeklęte to nasienie!” przeszło przez głowę siostrze zakonnej gdy dostrzegła sylwetki namiotów Vistanich.

Szafirowooka niechętnie ruszyła w kierunku obozu kolorowo odzianych włóczęgów, czujniej niż zazwyczaj obserwując otoczenie (co samo w sobie było nie lada osiągnięciem). W miarę skracania odległości do celu dostrzegła, że mieszkańcy taboru zdawali się nie zwracać na nią i jej kompanów uwagi. Zorientowała się jednak, że był to tylko zwykły podstęp, bowiem kiedy tylko zbliżyli się do koczowiska, jedna ze smagłolicych wiedźm niespodziewanie wynurzyła się zza najbliższego wozu i wyszła im naprzeciw, sugerując swoimi słowami, że nie tylko byli spodziewani, ale i przeznaczone było im się tam zjawić.
— Zaczaiła się w cieniu niczym opryszek — Marvella skomentowała nagłe pojawienie się uzbrojonej czarnowłosej dziewki. — Takim trudno ukryć swą łotrowską naturę.
Razem z pozostałymi wojenna kapłanka podążyła za Vistanką. Kiedy szła przez obozowisko, nie umknęła jej jawnie wstrętna aura tego miejsca, bijąca od wszystkich jego mieszkańców silna emanacja chaosu i złowróżbne tchnienie nader wyzwolonego ducha. Oznaki braku poszanowania dla prawa i porządku. Wielbiciele nieładu odzienia mieli rozchełstane, jarmarczno-pstrokate i pozbawione cienia szewskiej harmonii. Po krótkim zbadaniu obyczajów tutejszych mężczyzn i kobiet oczywistym jej się zdawało, że lud ten nade wszystko musiał wielbić próżniactwo i swawole. Dodatkowo bitewna zakonnica zwróciła uwagę na coś wielce osobliwego, mianowicie nigdzie w obozie nie dostrzegła ani jednego pacholęcia. „Jeśli nie trzymają swego potomstwa pod kluczem, to jakimże sposobem podtrzymują swą liczebność? Zapewnili sobie wieczną młodość za pomocą nikczemnej magii, lub paktu z wampirzym władcą tej krainy?” dumała, rozważając w głowie także inne, równie nieprzyjemne scenariusze. Przy okazji sumiennie policzyła wszystkich Vistanich, których zdołała wypatrzeć.


Wkrótce też dostrzegła niewybredne i niejednoznaczne uśmiechy, jakie posyłały lubieżne wiedźmy w kierunku jej męskich towarzyszy. „Ruja i porubstwo!” skwitowała w głowie ten brak obyczajności.
— Nie dajcie się omamić tym wstrętnym i perfidnym sukkubom — przestrzegła jeszcze kompanów. — Nawet jeśli nie pragną waszych dusz, to z pewnością nie pogardzą sakiewkami. Lepiej wam stronić od tego bezecnego nasienia. Zróbmy, co do nas należy i oddalmy się stąd czym prędzej.
Kiedy prowadząca ją i jej drużynę do celu czarownica odsłoniła połę namiotu, ukazując rozświetlone blaskiem świec wejście, białowłosa zmówiła szybką orację do Stwórcy, w celu wykrycia śladów czarnoksięskich mocy. Sądziła, że musi być gotowa na ewentualną próbę rzucenia uroku ze strony Madame Evy i jej popleczników. Jeszcze zanim weszła do środka, obrzuciła ostatnim bacznym spojrzeniem okolicę. Poza znanym już jej zielonym oparem zrodzonym z baroviańskiej mgły spostrzegła również, że czarci lud zdawał się sam z siebie emanować tą samą magią. Wydało jej się to wielce podejrzane, ale i zgodne z tym co słyszała i podejrzewała.

Wnętrze namiotu guślarki nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Był to dlań typowy wystrój komnaty jarmarcznej wróżbitki, co sugerowało jej, że trafiła do kolejnej szalbierskiej przepowiadaczki przyszłości. Ewidentnie obca była jej mistyczna atmosfera, którą próbował imitować wystrój w środku. Raczej czuła rosnący wstręt do wszechobecnie hołubionego chaosu i magii. Zaledwie chwilę po tym jak Rita zjawiła się namiocie, zza zasłony wyszła starucha, będąca tutejszą naczelną czarownicą. Jej zaawansowany wiek pozwolił obrończyni prawa zrewidować nieco jedno z wcześniejszych przemyśleń. „Zatem wieczna młodość odpada, ale może pożerają swe potomstwo, lub piją jego krew, by zatrzymać święty i naturalny proces starzenia?” przeszło jej z niesmakiem przez myśl. Przerwała jednak na moment, bowiem to do niej jako pierwszej, odezwała się ów „Madame Eva”. Twarz świętej justycjariuszki była ściągnięta gdy słuchała informacji o sobie i innych. Tak naprawdę byłaby w stanie wytłumaczyć sobie to, co rzekła o niej wiedźma, może poza faktem sieroctwa, którego jednak sama nie mogła zweryfikować, więc także mogłoby być blefem. Jednak oblicza pozostałych zdawały się sugerować, że jeśli czarownica nie czytała w myślach, to zaiste pokrętnym wyrokiem losu zdolna była pojąć wyznaczone przez Stwórcę ścieżki przeznaczenia. Na wszelki wypadek więc czempionka wiary zwróciła szczególną uwagę na usłyszane o towarzyszach świadectwa i zapamiętała je.

„Przejdźźe do konkretu sekutnico” poirytowała się wstępem do karcianego rozkładu. Dobrze wiedziała, że nie bez powodu przybyła do tej krainy. Jeśli wiedźma widziała przyszłość, to musiała ujawnić jej jedynie, w jaki sposób mogła wypełnić swe boskie posłannictwo. Choć członkini siostrzeństwa nadal spodziewała się odeń raczej chytrego fortelu. W końcu wciąż istniało solidne podejrzenie, że pracuje dla Zarovicha. Które to nie zostało dotąd w żaden sposób podważone. A przez to istniała niemała szansa, że stara czarownica miast pomóc, to będzie próbować podstępem odwieść ją i jej towarzyszy od obalenia nieumarłego tyrana. W każdym razie Rita miała to na uwadze, a i ufna była w swoją zdolność przejrzenia zasłony z kłamstw i szalbierstwa. Również pomna była, iż w każdym kłamstwie kryło się ziarno jakiejś prawdy. Niewykluczona była też najmniej prawdopodobna wersja, czyli że wiedźma była z nią i resztą całkiem szczera. Dlatego bądź co bądź słuchała uważnie (początkowy, nagły spadek temperatury wywołał w niej jednak mimowolny dreszcz, co skomentowała pod nosem siarczystym przekleństwem „Czarnoksięstwo, zepsucie i chaos!”). Tym niemniej z biegiem wróżby odkrywała, że niewielką pociechę znajduje w tym co mówiła czarownica. „Jakże to jest, iż wróżbici prawią jeno zagadkami? Azaliż za absolutnie każdym razem niedowidzą rzekomej przyszłości? A może próbują zdawać się mędrszymi, niż w rzeczywistości są? Najprędzej wżdy lękają się, że jakby rzekli wprost, to łatwo byłoby odkryć ich jawne pozoranctwo i brak zdolności. Zatem uciekają się do zgrabnego oszustwa. Tak by klienci mogli sobie dopowiedzieć resztę zgodnie z własną wiedzą. Zwykłe matactwo to, bowiem czyniąc rzekomą „prawdę” niejasną, przyoblec można ją w dowolną formę. Nie godzi się tak.” rozmyślała luźno, obserwując bacznie rozkład Tarokka i słuchając wnikliwie Madame Evy.

Po wszystkim zaś ledwo powstrzymała złośliwy uśmiech, słysząc mętne wyjaśnienia odnośnie braku klarowności wizji „Co Ty nie powiesz stara wiedźmo, to samo zdążyłam wywnioskować, słuchając twej przepowiedni”. Następnie skwapliwie przeszła do zadawania pytań, ujmując tylko jedno, które zdążył przed nią zadać Couryn.
— Gdzież się podziała wasza dziatwa? — zaindagowała wpierw. — Podobniście ludziom, zatem musicie jakoś podtrzymywać swą liczebność. Inaczej niechybnie byście wymarli, bowiem jak widać po tobie, ząb czasu się was ima.
Poznawszy odpowiedź, nieco zmieniła temat. Wyciągnęła z plecaka kawałek sukna, w które było coś szczelnie zawinięte. Odsłoniwszy ów przedmiot, siostra zakonna przemówiła.
— Wiadomo ci coś o tej księdze? Staram się rozgryźć jej tajemnicę. Przyniósł nam ją nieumarły jeździec w kapturze.
Wysłuchawszy słów czarownicy przeszła do kolejnego pytania.
— Wiadome ci jest czego Strahd może chcieć od Iriny Kolyanovichówny? Dybie na jej osobę i zdaje mi się to być czymś więcej, aniżeli zwykłą relacją drapieżnika z ofiarą.
I tej odpowiedzi wysłuchała, po czym przeszła do jej zdaniem najważniejszej kwestii.
— Prawda li to, co lud powiada, a mianowicie, iż współpracujecie z Strahdem von Zarovichem? Jakimże cudem nie wygubia was przeklęta mgła? — wypowiadając te słowa, jej brwi delikatnie się przekrzywiły w srogim wyrazie, zaś surowy wzrok wwiercił w starą wiedźmę.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 29-06-2021 o 12:15.
Alex Tyler jest offline  
Stary 30-06-2021, 10:12   #114
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
- Zaiste ciekawe masz te zdolności, Nicodemusie - powiedział do paladyna, przyglądając mu się przez chwilę. Chciał się dowiedzieć czegoś więcej, ale tak, jak powiedział kompan, przyjdzie na to jeszcze czas.

Podróż do obozu Vistanich nie przyniosła już żadnych niemiłych niespodzianek. Prowadzony wraz z pozostałymi przez czarnowłosą łotrzycę, jak określiła Rita smukłą dziewoję, Algernon uchwycił wśród tej dziwnej ludności kilka przystojnych kobiet i odwzajemnił uśmiech, puszczając przy okazji do jednej z nich, najbardziej urodziwej, oko.

Tak, jak się spodziewał, największy z namiotów zajmowała ta cała Madame Eva, a wystrój idealnie oddawał charakter tego, czym się kobieta zajmowała. Wróżenie z kart, z kryształowej kuli, pewnie jeszcze gdzieś tutaj miała Planszę Dusz, dzięki którym mogła przywoływać dusze zmarłych. Hobbs spotkał się w swojej okultystycznej karierze z wieloma ciekawymi przypadkami, dlatego nie negował umiejętności takich osób, choć dla wielu mogły być postrzegane jako zwykłe gusła.

Gdy w końcu starsza taboru pojawiła się przy stoliku, Algernon nieco się skrzywił. Liczył, że to będzie młoda, piękna kobieta a nie jakaś odpychająca staruszka. No ale nie można było mieć wszystkiego, jak mawiał kiedyś jego przyjaciel. Stara zaskoczyła go, gdy wspomniała o jego przeszłości - wydarzeniu, które wciąż mu ciążyło, a które za wszelką cenę starał się pogrzebać we wspomnieniach. Inni również wyglądali na zaskoczonych jej wiedzą o nich, więc to nie mógł być przypadek.

“Do rzeczy, kobiecino”, pomyślał Hobbs, gdy Eva prawiła o tym, o czym chyba wszyscy dobrze wiedzieli. Przecież nie przenieśli się tutaj, żeby pić herbatkę z lokalnymi, tylko w konkretnym celu. Gdy temperatura spadła a świece zdawały się przygasnąć, nawet się nie poruszył; wciąż z założonymi na piersi rękoma przyglądał się wróżącej starowinie. Wyciągnęła pięć kart, które niewiele im powiedziały. Dwa przedmioty mające pomóc im w walce ze Strahdem, kobieta, która ma być ich wsparciem oraz księga albo księgi z wyjaśnieniami. No i miejsce, w którym przyjdzie im walczyć z wampirem. Wszystko za woalem zagadki, nic nie powiedziane wprost.

Wyglądało na to, że będą musieli tego wszystkiego poszukać, albo też stara Vistanka chce ich wciągnąć w jakąś grę ku uciesze Strahda. Mimo wszystko warto było zapisać wyniki tego, co wywróżyła, tak na wszelki wypadek.
- Pozwoli pani, że się rozgoszczę - powiedział do wróżbitki, siadając naprzeciw niej przy stole. Wyjął z plecaka pióro, inkaust oraz arkusz papieru i zapisał wszystko, o czym powiedziała Eva.


Złożył kartkę na cztery, schował do jednej z wielu kieszeni wewnątrz płaszcza i przysłuchiwał się pytaniom pozostałych. Rita zaczęła swoje przesłuchanie, więc poczekał, aż skończy i sam się odezwał.
- Jeśli Vistani pracują dla Strahda, bo takie pogłoski słyszeliśmy, to po co mieliby pomagać przybyszom z innego świata w pozbyciu się go? Może to tylko kolejna gra, w którą mamy dać się wplątać ku uciesze tego wampira? - Zapytał, patrząc uważnie na wróżbitkę. - No chyba, że sami macie w tym jakiś interes?
 
Quantum jest offline  
Stary 30-06-2021, 13:51   #115
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pogrzeb i spotkanie

Podczas całej tej dyskusji Jane wycofywała się coraz bardziej. Jej wzrok sunął po towarzyszach, choć na twarzy nie okazywała emocji. Nie chciała się wypowiadać na temat Rity, czuła też że mówienie do niej nie byłoby niczym ponad rzucaniem grochem o ścianę. Tym bardziej cieszyła się, że Ismark uciął tą dysputę i mogli się skupić na tym po co przyszli. Z pewną obawą opuszczała kapłana, który dopiero co stracił syna. Tak.. nadal widziała w Doru człowieka i jakoś nie mogła się tego uczucia z siebie wyzbyć. Do tego to czcze gadanie Rity…

Gdy szli w stronę cmentarza obserwowała swych towarzyszy ciekawe jak długo w stanie będą wytrzymywać nagany i bełkot wyniosłej kapłanki. Musiała przyznać iż sama przywykła do tego bełkotu. W każdym większym mieście natkniesz się na stojącego na rogu kapłana, który wykrzykuje podobne brenie i każdy z nich jest swięcie przekonany o tym, że ma rację. Jest jednak pewna znacząca różnica. Tych nagabywaczy mijasz spokojnym krokiem i ruszasz dalej przed siebie, Rita natomiast… Rita z jakiegoś powodu szła z nimi, choć jej samej ich towarzystwo nie wydawało się być miłe. Czemu? Czemu nie szukała własnej drogi, zostawiając ich w spokoju? Clapham tego nie wiedziała. Je towarzyszom też zdawało się to towarzystwo przeszkadzać, więc czemu nie chcieli w tym miejscu zakończyć tej współpracy?

Z tymi myślami obserwowała przemarsz, idąc jak miała w zwyczaju z boku. Z zamyślenia wyrwał ja dopiero mężczyzna. Jak się szybko okazało Strahd. Jej wzrok przesunął się po sylwetce, niepokojąco ludzkiej istoty. I to jak mówił do Iriny…. Czuła przy tym nieprzyjemny dreszcz. To było jakby… jakby pałał do niej jakimś uczuciem. Ale czy stworzenie posilajace się ludzką krwią zdolne jest do jakichkolwiek uczuć?

Ucieszyła się gdy wampir zniknął, choć… może Rita rzuciłaby się na niego i tak ich problem mógłby się w jakimś stopniu rozwiązać? Nie.. nie powinna tak myśleć. Potrzebują czasu by się w tym wszystkim odnaleźć.

Potem pojawiły się pytania.. Niewygodne. Oskarżenia Rity. Jak zwykle. Sama pokręciłą jedynie przecząco głową. Nie czuła by z jej postacią wiązało się cokolwiek, co mogłoby choćby zaciekawić lokalnego władcę. Zaskoczyła ją jednak wypowiedź Nico. Chciała go spytać.. Porozmawiać, ale ugryzła się w język. Widziała już to nienawistne spojrzenie Rity, zakłopotanie pozostałych. Może… może będzie chwila i okazja by porozmawiać na spokojnie.


Grabież po pogrzebie

Po tym zapanował zamęt. Widok wiszącego na sznurze kapłana sprawił, że z trudem powstrzymała się przed sięgnięciem do własnej szyi. Czy tak wielka była jego strata… czy Doru jakoś związał go z sobą? A może była to zwykła rodzicielska miłość, której nigdy nie przyszło jej zasmakować. Wpatrywała się w wiszące ciało gdy jej towarzysze przystąpili do szabrowania kaplicy. Czułą potworne zmęczenie i kusiło ja tylko by zasiąść w jakimś wygodnym, ciepłym miejscu i by napić się nieco wina. Jakiegoś.. Mało cierpkiego. Nie przyłączyła się do pozostałych. Miast tego wycofała się i dołączyła do Ismarka i Iriny. Niby to ona była tu złodziejem, ale czułam po tym wszystkim jakiś niesmak. Trochę jakby miała grzebać we wnętrznościach jakichś świeżych zwłok. Wspólnie ze wszystkimi wyruszyła do domu ich gospodarzy. Twarz skryła głęboko pod kapturem by ukryć swe zamyślenie. Zbyt wiele ją niepokoiło w tym wszystkim i niezbyt była pewna z kim mogłaby porozmawiać na ten temat… a raczej jak tu porozmawiać by Rita tego nie słyszała, bo co do reszty, czuła, że mogłaby się nawet czegoś ciekawego dowiedzieć i coś ustalić.


W drodze do Vistanich

Jane trzymała się jak zwykle blisko Nicodemusa. Jakoś niezbyt przeszkadzała jej przeszłość paladyna, tym bardziej, że na ten czas zachowywał się i tak bardziej ludzko niż Rita. Gdy ponownie pojawił się przed nimi jeździec poczuła się nieco dziwnie. Wpatrywała się w szkielet, który według niej powinien leżeć głęboko w ziemi lub jakichś katakumbach zaciskając jedną dłoń na kuszy. Czekała na reakcję pozostałych gotowa ich wesprzeć gdy jednak jeździec odjechał odetchnęła z ulgą. Ten dzień robił się nad wyraz intensywny…

Że też musiała wykrakać! Ledwie wampiry, wisielec, drugi wampir, jeździec to jeszcze te wilki! Już przygotowała się na kolejne poświęcone bełty i wydatek z nimi związany, gdy odezwał się Nicodemus poczuła jakiś nieprzyjemny dreszcz. Obserwowała wilki z wycelowaną kuszą, gotowa w każdej chwili uwolnić bełt. Patrzyłą jak Rita przepoławia jednego z wilków, a pozostałe jakby zawahały się i po chwili wycofały. Otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia i nadal trwała z przygotowaną kuszą.

- Zaiste ciekawe masz te zdolności, Nicodemusie. - Głos ich nowego towarzysza wyrwał ja z zamyślenia. Opuściła powoli kuszę i ją zabezpieczyła. Spojrzała na stojącego obok paladyna, ciekawa co też dziać się teraz może w jego głowie. Co musiał przeżyć? Co sprawiło, że był teraz w tym miejscu, tym kim jest? Tyle pytań i jak zwykle pretensja Rity.

- Tak, winien nam jesteś obszerne wyjaśnienia. Ale zaiste, nie czas to i miejsce.
Słysząc głos wojowniczki, Jane zaczynała czuć coś nieprzyjemnego.. Jakby .. odrazę? Mdłości? Jakby zjadła nieświeże mięso. Sięgnęła do bukłaka z wodą i upiła nieco chcąc zmyć nieprzyjemny posmak.

- Coś czuję, że nasza towarzyszka nie da ci teraz spokoju. - Powiedziała cicho do Nicodemusa gdy już ruszyli dalej.


U Vistanich

To miejsce było niepokojąco… znajome. W podobnych podmiejskich osadach uczyła się swego fachu. Od wędrowców, którzy mieli specyficzne podejście do własności. Może dlatego idąc pomiędzy namiotami bardzo skupiona była na własnej sakiewce i ekwipunku. Także gdy weszli do namiotu Evy stanęła na uboczu z daleka obserwując stół, ich gospodynię i swoich towarzyszy. Oparła dłonie na pasie by mieć tuż obok jednej z nich nóż i nasłuchiwała odgłosów z zewnątrz.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-07-2021, 05:28   #116
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Dalsza droga przez las, przebiegła wyjątków spokojnie. Paladyn miał o czym myśleć. Szykowała się poważna rozmowa Ritą i być może Algernonem, ale to było do przewidzenia. Nieco bardziej zaskakujący był fakt, że Vistani zdawali się już na nich czekać. Co prawda tutejsi mogli próbować ich oszukać i w rzeczywistości korzystać ze sprytnie rozlokowanej siatki szpiegów, a może nawet samego Strahda.

Szybko zostali zaprowadzeni do Madame Evy, a ta tylko pogłębiła wrażenie Nicodemusa, że jej ludzie rzeczywiście mogą być w stanie zaglądać w wyroki przeznaczenia. Sama informacja na temat paladyna mogła być podsłuchana przez sługusów wampira, ale zaskoczone wyrazy twarzy pozostałych, kazały wierzyć, że za tym wszystkim rzeczywiście może kryć się magia.

-Czemu w ogóle nam to mówisz, czemu próbujesz nam pomóc? Twój lud zapewne bardziej straci niż zyska na śmierci Strahda. - zapytał kobietę, kredy reszta uzyskała już swoje odpowiedzi.

 

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 01-07-2021 o 13:24.
shewa92 jest offline  
Stary 01-07-2021, 19:12   #117
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
- ...Musicie podążać za głosem swych serc a wtedy los pokieruje was w odpowiednią stronę. - tymi słowy Vistani zakończyła swój natchniony monolog.

Samwise uśmiechnął się szczerze słysząc te słowa. Jego wzrok uciekał cały czas na zewnątrz. Odchylił poły namiotu i zerknął tęsknie w stronę ludzi zebranych przy ognisku. Zdawał się nasłuchiwać śpiewów i dźwięków akordeona, obserwować cienie tańczących kobiet i mężczyzn rzucane przez mrugające języki ogniska.

Odsłuchał odpowiedzi na co ciekawsze pytania nie będąc jakoś szczególnie skupiony na ich analizie. Przemowa wróżbitki była najpewniej dlań ciekawa, lecz trudno byłoby ją traktować nad wyraz poważnie.

Najpewniej póki nie staną twarzą w twarz z przepowiedzianymi im wizjami, nie odgadną z nich niczego zdatnego. Póki nie ustalą kto w tej krainie jest ich sprzymierzeńcem i czy w ogóle taki ktoś istnieje trudno było brać także odpowiedzi wróżbitki na zadane pytania za prawdę. Dla Samwise'a jasne było, że osoba, która napisała list oraz ci, którzy mieli go otrzymać byli w tej chwili najbardziej godni zaufania, lecz nie wiedzieli nic o obu stronach tej niedoszłej konwersacji i najpewniej tak już zostanie.

Część z zebranych osób w namiocie pewnie nie zauważyło zniknięcia Samwise'a Avarona. Poły namiotu zakołysały się po tym jak opuścił to miejsce, wprowadzając do środka lekki podmuch chłodniejszego powietrza. Usłyszeli jednak niedługo potem powoli narastającą muzykę wtórującą akordeonowi.

Samwise grał na swej lutni. Z początku kilka dźwięków, by upewnić się w jakiej tonacji wybrzmiewa muzyka, potem odważniej, szybciej i weselej...

1. Samwise gra na lutni, przyłączając się do śpiewów i akordeona. Jeśli zostanie zaakceptowany przy ognisku, daje popis swoich umiejętności. Korzystam z Fascinate bardziej dla fluffu, ale jak się uda drużyna może wykorzystać to na jakieś skradanki.

2. Chciałby się ogólnie zaprzyjaźnić z nimi, porozmawiać luźno o zwyczajach Vistanich, trochę poopowiadać o tym jak tu trafili. Chciałby przy tym wyciągnąć od nich informacje:
  • Kim mogą być "mężni i zuchwali" z listu.
  • Czy ktoś może się dołączyć do Vistanich, czy to zamknięta grupa i czy wtedy mógłby podróżować z nimi przez mgłę.
  • Kim jest dziwny kościej na koniu.

 
Rewik jest offline  
Stary 03-07-2021, 09:22   #118
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację


Na pytanie Couryna, wróżbitka spochmurniała.
- Enola… biedna Enola z Neverwinter - rzuciła, patrząc gdzieś poza rzeczywistość. - Jest w zamku władcy tych ziem. Nie więzi jej, a przynajmniej nie za kratami. W jego osądzie może wręcz czuć się jak księżniczka. Duże łoże, najlepsze posiłki. Niestety, drogi Courynie, muszę cię zmartwić; nie pozostało jej wiele czasu na zachowanie człowieczeństwa. Jeśli nie wydarzy się coś, co zmieni sytuację, Strahd wkrótce stworzy ją na swoje podobieństwo.

Madame Eva uśmiechnęła się krzywo, słysząc pytania bitewnej zakonnicy.
- Droga Rita, jak zawsze stawiająca się w roli przesłuchującej, dążącej do celu po trupach - powiedziała, patrząc na nią. - Chyba nie sądziłaś, moja droga, że to jest nasz główny obóz? I że jest nas tylko tylu, ilu wasze oczy widziały na zewnątrz mojego namiotu? Vistani żyją na tych ziemiach od setek lat i zaprawdę nie musisz przejmować się naszą dzietnością, czy przetrwaniem. Radzimy sobie całkiem sprawnie w kwestiach tak błahych, jak płodzenie dzieci.

Gdy Rita pokazała staruszce księgę, ta przejechała leniwie pomarszczoną dłonią o zbyt długich paznokciach po jej okładce. Zamknęła oczy i westchnęła.
- Jeszcze nie śniliście - powiedziała, jakby nieco zaskoczona. - Ta księga pomoże wam, gdy gdzieś pojawi się problem. Gdy nie będziecie wiedzieli, co dalej. Za każdym razem, gdy przyśni ci się coś, co jest związane ze Strahdem, droga Rito, zajrzyj do księgi. Tam znajdziesz odpowiedzi.

Oddała Marvelli wolumin i kontynuowała.
- Na temat Szkieletowego Jeźdźca krąży wiele legend. Jedna z nich mówi o mężnym paladynie Pana Poranka, który mierząc się ze Strahdem kilkaset lat temu został przez niego ciśnięty w Mgły i tam zginął a moce kontrolujące opar zamieniły jego i wierzchowca, którego dosiadał w Kolekcjonera Dusz. Ponoć zbiera zagubione i błąkające się dusze i uwalnia je w pobliżu wiosek w całej Barovii w nadziei, że znajdą dla siebie nowonarodzone ciało. Większość dusz nie ma problemu ze znalezieniem nowego ciała do zamieszkania, ale niektórym trzeba pomóc w tym procesie. Latarnia, którą niesie, mieści właśnie dusze zmarłych, które mają być rozdane nowonarodzonym dzieciom w całej Barovii. Nie jest wrogiem i wedle legend pragnie tylko spełnić swój obowiązek. Większość Barovian boi się go i nie próbuje nawet zbliżać, gdy go zobaczy. Inne historie opowiadają o kilkuset takich samych Szkieletowych Jeźdźcach, którzy przemierzają ziemie Barovii a kiedyś byli normalnymi ludźmi, takimi jak wy, sprowadzonymi tutaj z innych światów przez Mgły. Próbując przekroczyć je na własną rękę, zginęli, a w ramach ciążącej na nich klątwy, mają błąkać się wiecznie po tych ziemiach, próbując bezskutecznie odnaleźć drogę do swoich domów. Bardzo to osobliwe, że otrzymaliście Księgę Snów właśnie od jednego z nich. - Wróżbitka zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy, jakby nad czymś przez chwilę intensywnie myślała. Nie uszło to uwadze Rity, Algernona i Nicodemusa.

Madame Eva splotła dłonie przed sobą, opierając łokcie o stół, gdy kapłanka zapytała o Irinę.
- Być może sama sobie odpowiedziałaś na swoje pytanie, Rito. Być może właśnie jest to zwykła relacja drapieżnika ze swoją kolejną ofiarą. Strahd jest Pierwszym Wampirem, żyjącym od setek lat. Widział w swoim życiu i nie-życiu wszystko, więc cóż więcej mu zostało prócz intrygi i zabawy? Ze wszystkimi swoimi zdolnościami, nawet ja nie jestem w stanie przejrzeć tego, co planuje. Dlatego to on jest władcą Barovii, a ja siedzę w namiocie i czytam z Tarokki. - Uśmiechnęła się lekko. - Strahd pozwala nam żyć na swoich ziemiach, nie wtrącając się w nasze sprawy, a my dbamy o to, by mieszkańcy Barovii mieli co jeść. To, co ludzie o nas mówią, to nie nasza sprawa. Mamy pewną… ochronę Strahda, ale tylko ze względu na to, że tubylcy postrzegają nas jako złodziei, oszustów, szarlatanów i kogoś, kogo trzeba się pozbyć. Nie widzą tak prostych rzeczy, że dzięki nam mają co włożyć do garnków, ale przyzwyczailiśmy się do tego. A co do Mgieł… tylko my możemy przez nie przechodzić. Odwiedzać inne, wspaniałe i tak różne od siebie lądy. Faerun, Greyhawk, Dragonlance, Dolina Nentir, Al-Qadim, Eberron i wiele innych. Pewnie o większości z nich sami nie słyszeliście. - Zaśmiała się, niczym babcia opowiadająca dziatkom swoje młodzieńcze przygody.

Spojrzała na Algernona.
- Jeszcze wiele złego o nas usłyszysz na tych ziemiach, młody człowieku. - Zacietrzewiła się. - Nie pomagam wam - pokazuję jedynie drogę, którą możecie podążyć, bądź nie. Do niczego was nie zmuszam, ale jeśli chcecie wrócić do Faerunu, musicie rozprawić się ze Strahdem. Nie ma innej drogi, to jest jedyne wyjście i musicie to sobie wbić do głów! Tylko wtedy Mgły pozwolą wam wrócić do domu; inaczej utkniecie tutaj jak wielu innych awanturników z wielu innych krain, którzy w końcu postradali zmysły i na własną rękę starali się pokonać Mgły. Skończyło się to dla nich śmiercią. Nie musicie mi wierzyć, możecie zrobić z wiedzą, którą wam przekazałam cokolwiek chcecie. To wasz los, wasze życie. - Rozłożyła ręce na boki.

Chciała coś jeszcze dodać, gdy nagle jej oczy powędrowały w tył głowy, nadając jej twarzy upiornego wyrazu. Po dłuższej chwili wszystko wróciło do normy, a Madame Eva wstała bez słowa i podeszła do wyjścia z namiotu.
- Powinniście od razu wyruszyć z powrotem do Barovii. Irina i Ismark mogą potrzebować waszej pomocy - powiedziała tajemniczo.


W pierwszej chwili Vistani byli nieco zaskoczeni twoją grą, jednak szybko na ich twarzach pojawiła się przyjazna przychylność. Dwóch kolorowo odzianych mężczyzn zrobiło ci miejsce na pniaku przy ognisku, a ty szybko przysiadłeś się, wciąż wypuszczając z lutni piękne, idealnie zgrywające się z akordeonem dźwięki. Zauważyłeś, że kilku mężczyzn i niemal wszystkie kobiety zgromadzone przy palenisku patrzyły na ciebie z fascynacją godną najlepszego artysty w okolicy. Dokończyłeś grę na lutni a Vistani zawtórowali wesołymi okrzykami. Ktoś podał ci butelkę gorzałki.
- Piękna muzyka płynie z twej duszy, przyjacielu - odezwał się śniady mężczyzna pykając z fajki. Uśmiechnął się do barda. - Mówią na mnie Stanimir, z ramienia Madam Evy jestem kierownikiem tego obozu. Coś mi mówi, że nie przysiadłeś się do nas, żeby zabić czas w oczekiwaniu na towarzyszy. Mów, co ci na sercu leży, przyjacielu.

Wtedy zacząłeś opowiadać o tym, jak tu trafiliście oraz zapytałeś o interesujące cię sprawy. Stanimir słuchał uważnie, kiwając co jakiś czas głową.
- Z Mgłami nie ma żartów, przyjacielu… Głupcem jest ten, kto myśli, że to tylko zwykły, naturalny opar - powiedział, popijając gorzałkę z butelki. - Prawda jest taka, że są kontrolowane przez potężne siły, o jakich nikomu się nie śniło. Nawet dla nas przechodzenie przez nie niesie pewne niebezpieczeństwa, choć jako jedyni potrafimy się po nich poruszać. Odwiedzać inne domeny, przywozić stamtąd wszelkie dobra i opowieści. Nie możesz dołączyć do Vistan i podróżować przez Mgły, przyjacielu. Vistanem się rodzisz i tylko wtedy masz możliwość odwiedzania innych światów. To dar, ale i przekleństwo. Nasza społeczność wciąż pozostaje w ruchu, nigdzie nie może zagrzać dłużej miejsca. I nie przyjmuje do siebie nikogo z zewnątrz, nie ufamy obcym, niezależnie od rasy. Jedność krwi zapewnia nam siłę i nierozerwalność więzi.

Więcej od Stanimira na temat Vistanich nie byłeś w stanie wyciągnąć. Pozostali nie odzywali się w ogóle, pozwalając tylko kierownikowi taboru odpowiadać, jakby to on miał za zadanie radzić sobie z takimi sytuacjami.
- Nie wiem, kim mogą być “mężni i zuchwali”, przyjacielu. - Vistanin spojrzał na list. - Najwyraźniej burmistrz Barovii próbował znaleźć kogoś, kto postawi się naszemu wspaniałemu władcy tej krainy. Co do Szkieletowego Jeźdźca, mówi się, że są to zbłąkane dusze tych, którzy zginęli w Mgłach straszliwą śmiercią, chcąc na własną rękę przedostać się do swoich landów i teraz włóczą się po całej Barovii próbując odnaleźć drogę do domu.


Ledwo skończył, a przy ognisku pojawiła się reszta drużyny.
- No i wszyscy w komplecie - powiedział Stanimir, szczerząc się w szerokim uśmiechu. - Jeśli chcecie, mogę opowiedzieć wam ciekawą historię - zaproponował. - Na pewno was zainteresuje.

Zaśmiał się, po czym napełnił usta gorzałką i splunął nią w ogień. Płomienie buchnęły w górę, w mgnieniu oka przechodząc z pomarańczowego koloru w zielony. Gdy tańczyły i kołysały się, w rdzeniu ogniska pojawił się ciemny kształt.
- My, Vistani, pochodzimy ze starożytnej krainy, której nazwa już dawno została zapomniana – krainy królów. Nasi wrogowie zmusili nas do opuszczenia naszych domów, a teraz błąkamy się po zagubionych drogach.


Ciemny kształt w ogniu przybrał postać człowieka zrzucanego z konia, z włócznią przebijającą jego bok. Stanimir kontynuował.
- Pewnej nocy ranny żołnierz wtoczył się do naszego obozu i upadł. Pielęgnowaliśmy jego straszną ranę i gasiliśmy pragnienie winem. Przeżył. Kiedy zapytaliśmy go, kim jest, nie powiedział. Chciał tylko wrócić do domu, ale byliśmy głęboko w krainie jego wrogów. Wzięliśmy go jako jednego z naszych i poszliśmy za nim z powrotem do jego ojczyzny. Jego wrogowie polowali na niego. Mówili, że jest księciem, ale nie oddaliśmy go, nawet kiedy ich zabójcy napadli na nas jak wilki.

Głęboko w ognisku zauważyliście ciemną postać stojącą z wyciągniętym mieczem, walczącą z mnóstwem cienistych kształtów.
- Ten człowiek królewskiej krwi walczył, by nas chronić, tak jak my go chroniliśmy wcześniej. Odprowadziliśmy go bezpiecznie do jego domu, a on nam podziękował. Powiedział: „Jestem wam winien życie. Zostańcie tak długo, jak chcecie, wyjedźcie, kiedy chcecie i wiedzcie, że zawsze będziecie tu bezpieczni".

Postać w tańczącym ogniu pokonywała właśnie ostatniego wroga, po czym rozproszyła się w chmurze dymu i żaru. Twarz Stanimira stała się ponurą maską.
- Klątwa spadła na naszego szlachetnego księcia, zamieniając go w tyrana. Tylko my mamy moc opuszczenia jego domeny. Przez stulecia podróżowaliśmy daleko, by znaleźć bohaterów takich jak wy, aby zakończyć klątwę naszego straszliwego pana i ukoić jego duszę. Ale to wy możecie być tymi, którzy tego w końcu dokonają! - Zakończył, a pozostali Vistani zaczęli klaskać i krzyczeć wesoło. Ricie, Algernonowi i Samowi zdawało się, jakby to była historia opowiadana na każdą okazję; takie prymitywne gusła do zabawiania publiczności, choć być może tkwiła w tej opowieści jakaś prawda.

- Dość już opowieści na dzisiaj, Stanimirze. - Nagle doszedł was zza pleców ponury głos Madame Evy. Wróźbitka stała w wejściu do swego namiotu, a jej twarz ściągnięta była przejęciem i czymś w rodzaju gniewu. - Nasi nowi przyjaciele mają sprawy do załatwienia w Barovii i im szybciej wyruszą, tym lepiej dla sprawy.

 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 03-07-2021 o 09:28.
Ayoze jest offline  
Stary 04-07-2021, 22:21   #119
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Cytat:
„Twa sprawiedliwość to wieczna sprawiedliwość, a Prawo Twoje jest prawdą ostateczną.”
– ustęp z Błogosławionej Księgi Wszechwidzącego Oka.
Słysząc odpowiedź Madame Evy na pytanie Couryna, Rita odezwała się pewnym głosem.
— Spokojnie, nie dopuścimy do tego — zapewniła. — Nie godzi się pozostawić towarzyszkę, zwłaszcza na żer plugawej bestii. Z łaską Wszechwidzącego Oka zdążymy. Rozmówiłam się wczoraj z Enolą i sądzę, że jej duch nie skruszeje zanadto w niewoli, ani tym bardziej nie ulegnie ona bałamutnym zabiegom tego chłodnego diabła.
Wysłuchawszy odpowiedzi na swoje pierwsze pytanie, siostra zakonna uśmiechnęła się podejrzanie.
— Z łaski swej, na przyszłość oszczędź mi cierpkich pouczeń stara wiedźmo — wygłosiła reprymendę sardonicznym tonem. — Nie ma bowiem głupich pytań. A dobry sędzia umie rozpoznać charakter przesłuchiwanego, przeto wie jak postawić takowe, by nie tylko uzyskać odpowiedź, ale i dowiedzieć się więcej, niźli można by się z pozoru spodziewać.
Ucięła nagle i w chłodnej atmosferze przeszła do tematu tajemniczej księgi od nieumarłego jeźdźca. Pozyskane informacje rzuciły pierwsze światło na naturę woluminu. Białowłosa postanowiła przejrzeć jego wnętrze w czasie gdy czarownica opowiadała historię o dostarczycielu księgi. Nie znalazła jednak wewnątrz żadnej wskazówki, stronice były puste tak samo jak poprzednim razem. Za to zdążyła dostrzec namysł na twarzy wróżbitki, gdy ta dumała nad tym, że to akurat jej drużynie przypadł w udziale ów osobliwy tom.
— Może i byłoby to wielce osobliwe, gdyby nie przywiodła nas tutaj wola samego Stwórcy — stwierdziła jak coś oczywistego. — Nie ma bowiem przypadków. Dla bystrego oka wiernego wyznawcy każdy przejaw istnienia jest przekazem od Nieskończonego Ładu. Kiedy wiernie wypełniamy prawdziwą wolę Najwyższego Arbitra, cały wieloświat sprzysięga się byśmy mogli wykonać powierzone nam zadanie.
Po tej deklaracji na moment zawiesiła głos, by jej słowa mogły dobrze wybrzmieć w głowach niewiernych, po czym zapytała o Irinę. Zaindagowana Madame Eva splotła dłonie i przeszła do odpowiedzi. Marvella jednak nie była usatysfakcjonowana wypowiedzianymi przez nią słowami. Brzmiały bowiem dla niej jak maskowanie własnej ignorancji czczym gdybaniem. Jej zdaniem gdyby Strahd liczył tylko na zabawę, to powinien zaprzestać nękania Iriny, przynajmniej dopóki miał we władaniu nową „zabawkę” – Enolę. A jednak na cmentarzu wciąż zdawał się wielce zainteresowany Kolyanovichówną. Wręcz niepokojąco...

Za to wielce interesująca wydała się Ricie późniejsza wzmianka o innych światach. Żadnej z wymienionych nazw nie kojarzyła, ale zastanawiała się, jakie mogą żyć tam ludy, jakie prawa stanowią i pod jaką nazwą oraz formą wyznaje się jej bóstwo... Wtem usłyszała, jak w jej głowie niespodziewanie odezwał się dudniący i nieludzki w swym tonie głos „Hazlan i Nova Vaasa.”. Na moment skonfundowana członkini siostrzeństwa pomyślała naprędce „Słucham? Mówiłeś coś Ojcze?”, bo choć ucho nie poznawało głosu, to serce wiedziało. Kobieta wyraźnie czuła, do kogo on należał. Powoli słabnący na sile głos odparł jej „Jedno na południu, drugie na wschodzie. Tam znajdziesz swych braci w wierze moja córko. Lecz pierwej zajmij się swym posłannictwem w Barovii. Nie zawiedź boga swego, Prawodawcy.”. Wyraźnie poruszona bitewna zakonnica poczuła, jak z wrażenia uginają się pod nią kolana. Spojrzała ku sklepieniu namiotu, lecz celowała wzrokiem dużo wyżej, ku samemu nieboskłonowi. „Nie zawiodę.” przemówiła w myślach z żelaznym przekonaniem.

W międzyczasie minął czas odpowiedzi na jej ostatnie i Algernona pytanie. Czempionka wiary zabrała głos z dużo bardziej zawziętym wyrazem twarzy, niż wcześniej.
— Zdaje się, że poza samym nieumarłym tyranem to wy najwięcej stracicie na jego śmierci i odejściu mgieł — rzekła twardo. — Macie monopol na handel, a przez to władzę nad losem tutejszego ludu. Możecie też swobodnie przemieszczać się, gdzie wam się żywnie podoba. Tudzież nie wyglądacie na wielce strapionych swoim położeniem. Zaiste, wierzyć wam nie wypada. Raczej jak dotychczas zawierzę swemu bogu i mieczowi.
Miała już dodać „Bywaj” i odejść, ale nagła zmiana w wyrazie twarzy wiedźmy ją poważnie zastanowiła. Zaraz potem Madame Eva wstała od stolika, podeszła do wyjścia i wszystkich wyprosiła. „Co też stara sekutnica dojrzała, że nagle postanowiła nas odprawić?” głowiła się szafirowooka. Bijąc się z myślami, wyszła jako ostatnia, nie wypowiadając jednak słowa pożegnania.


Święta wojowniczka na samym końcu zjawiła się przy ognisku. Nie ulegało wątpliwości, że Samwise zasiadł tam dużo wcześniej niż reszta jej towarzyszy. Widocznie postanowił zawczasu zapoznać się z mieszkańcami koczowiska, co poniekąd nie dziwiło monastyczki pomnej jego chaotycznej aury. Gdy Stanmir postanowił podzielić się ze wszystkimi opowieścią, nie rzekła słowa, tylko nadstawiła uszu, będąc przygotowaną na szereg kłamstw, przeinaczeń i bajarskich upiększeń. „Pozwól nam wpierw wysłuchać, dopiero ocenimy czy jest ciekawa głupcze” przeszło jej tylko przez myśl po zapowiedzi mężczyzny.


Gdy Vistani rozpoczął swą przemowę, twarz wojennej kapłanki z miejsca wykrzywiła się w odrazie „Zaraza! Kolejny pokaz czarciej magii!”. Obserwując z obrzydzeniem pokaz plugawej sztuki, zaciskała pancerną rękawicę na wisiorze z symbolem oka i słuchała uważnie opowieści kierownika taboru. W miarę jak ta zbliżała się ku końcowi, coraz mocniej zdawało się jej, że była to tylko zwykła klechda, pewnie nie raz opowiadana przy ognisku prostaczkom. Mimo to postać księcia z opowieści zdawała się nosić według niej pewne, nieprzypadkowe podobieństwa do Zarovicha. Zwłaszcza interesujące wydało się jej powiązanie Vistanich z owym jegomościem oraz to, że obiecał im ochronę i swobodę poruszania po swej domenie.

Gdy Madame Eva ofuknęła Stanmira i ponagliła jej drużynę do odejścia, Rita powróciła myślami do wyrazu twarzy wiedźmy przed opuszczeniem jej namiotu. Zaczęła się poważnie zastanawiać, czy aby to nie Strahd się kontaktował czarownicą, gdy wchodziła w ten swój dziwny trans.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 09-07-2021 o 21:58.
Alex Tyler jest offline  
Stary 07-07-2021, 16:36   #120
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że Enola wpadła po same uszy. Nie znał jej dobrze, tak jak i nikogo ze swojej nowej drużyny, ale mimo wszystko trzeba było coś zrobić, żeby Strahd nie zamienił jej w wampira. Bo potem mogą stanąć naprzeciw niej a ona będzie tylko myśleć o tym, żeby ich zabić. Tylko co oni mogli teraz zrobić? Już sam fakt, że na pogrzebie starego burmistrza władca Barovii pojawił się bez żadnego uzbrojenia jasno dawał do zrozumienia, że jest pewny swego. Zresztą, byli na jego ziemiach, a on przed ich pojawieniem się tutaj rozprawił się już pewnie z tuzinem takich drużyn jak oni. Jeśli nie więcej.

Kolejne informacje otrzymane od staruchy były całkiem przydatne, o ile prawdziwe. Wciąż nie mogli być pewni, kim był ten kościany jeździec, a książka, którą Rita pokazała wróżbitce wpadła Algernonowi w oko. Takie cudo przydałoby się w jego kolekcji, a jeśli jeszcze prawdą było, że księga zapisywała sny posiadacza, to tym bardziej. Na razie nie chciał podejmować tematu odkupienia jej od kapłanki, ale może jeszcze nadarzy się okazja w jakimś spokojniejszym momencie.

Eva powiedziała to, co w sumie wszyscy wiedzieli od początku - muszą pokonać Strahda, a wtedy wrócą do siebie. Hobbs zastanawiał się, ile stara Vistanka musiała już odbyć podobnych rozmów z innymi śmiałkami, których przeniosły tu Mgły. Może to była tylko część kolejnej gry, a wróżbitka odgrywała swoją rolę, powtarzając to samo, co innym przed nimi. Nie można było tego zweryfikować i trzeba było po prostu działać.

Gdy starucha miała kolejną wizję, tym razem dotyczącą rodzeństwa Kolyanowiczów, Algernon zmarszczył brwi. I tak trzeba było wracać do Barovii, więc ruszył do wyjścia z namiotu.
- Mam nadzieję, że nic przed nami nie ukryłaś - powiedział do niej na odchodne. - Jeśli tak, wiedz, że tu wrócimy i nie będzie to miła wizyta.

Sztuczka Stanimira, którą uraczył wszystkich przy ognisku nie zrobiła na okultyście żadnego wrażenia. Opowieść też była z gatunku tych, co się opowiada, żeby niezbyt rozgarnięci słuchacze rzucili trochę grosza… co nie znaczyło, że nie mogło być tam ukrytej prawdy. Jeździec aż nadto kojarzył się ze Strahdem, no i Stanimir wspomniał o klątwie, która na niego spadła. Trzeba było znaleźć to źródło wiedzy, o którym wróżyła Eva, być może tam dowiedzą się o tej sprawie czegoś więcej. Nie odpowiadając już nic na słowa wróżbitki uśmiechnął się tylko do jednej z kobiet na niego patrzących, po czym ruszył w stronę wejścia do lasu, przygotowując od razu kuszę. Miał złe przeczucia odnośnie rodzeństwa i chciał jak najszybciej wrócić do Barovii.
 
Quantum jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172