Kociebor siłował się z kratami prężąc się i wijąc. Mało ze skóry nie wyszedł w wilczą formę się przepotwarzając. Gdy nagle kroki usłyszał i tajemne symbole wzrokiem objął.
Szlag by to! Od zaklęcia powinien zacząć a nie jak but głupi z metalem się wziął na zapasy.
Ale ktoś się zbliżał. Zmarszczył brwi. No dobra szybko to załatwi i zrobi to tak jak powinno być zrobione najpierw zaklęcie zdejmując.
Obejrzał się na Czerniawę. I mimowolnie parsknął. To tak głupio wygląda z boku jak się patrzy na osobę w "mrocznych" sztukach pogrążoną.
No ale co tu robić, co tu robić…
A tak strażnik! Kociebor wspiął się w sobie by załatwić gości, na raz, na dwa i na…
Gdy niespodziewanie słowa Urszuli posłyszał.
Zmieszał się przy tym. Demon, anioł, czorci pies. Czemu mu to ma różnice niby robić?
Gdy wtedy przypomniał sobie widmo w wiosce co go gwałtem w wilczą postać wtłaczało.
Zmarszczka mu na czole się pogłębiła.
Broszkę wziął bo dawali. A Kociebor nigdy wybredny nie był. -Dobra niech będzie panienko śliczna, ale wrócimy po ciebie. – powiedział wąpierza biorąc pod pachę. A dziwne to było bo typ zrobił się sztywny jak kłoda.
I ruszył w długą szybkość i reflks swój wykorzystując. |