Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2021, 19:24   #131
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Do obozu wpuścili i w gościnę wzięli nawet miło. Panu Bimbrowskiemu się to podobało. Nie podobało mu się za to suche przyjęcie i poinformowanie o tym, że trunku tu nie uświadczy. Wysłuchał co Ordyniec miał do powiedzenia, a potem wyrzucił z siebie swe żale.
-Nie wierzę.- wysapał z trwogą pijaczyna. Za jego czasów bliski wschód słynął z produkcji trunków wszelakich. Nie do wiary, ze prorocza wiara tak wysuszyła tą krainę.
-Ten tego ciemno jest. Nikt czego ukradkiem nie trzyma? Jakie mleka sfermentowanego, albo lepiej medyków i sztukmistrzów lecznictwa wołaj i proszę by lekki którymi nieczystości przeganiają przynieśli. Coś tam musi się znaleźć. Proszę Cię szlachetny Panie spraw coś, a zdradzę ci sekret iście diabelny.- prosił się Bimbrowski. Duma i godność to nie przymioty, które go opisywały. Bardziej ciągota do swych słabości, ale może z tego co będzie.

Smutny zajął się jedzeniem, aż wpadł smakołyk nielichy. Ciężki był i spory, że aż się swą diablą naturą i mocą musiał posłużyć, aby kamyk chapsnąć w paszczę. Powiada się, że jesteś tym co jesz. Pytanie więc kim jest diabeł co czarcie kamienie pożera?
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 20-06-2021, 11:54   #132
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Kociebor niuchał powietrze w pełnym skupieniu. Marszcząc czoło żeby zapach branki od ludzkiego truchła odróżnić.
-Nie podoba mi się to panie bracie… - powiedział do Czerniawy patrząc na trupy.
-Nasi tu leżą i w ziemię wsiąkają. A te psie syny goszczą się jak u siebie.
Kociebor wskazał na pozostałość Cerkwi.
-Tam trop branki prowadzi. Chodźmy, póki się modlą szansę mamy podejść niezauważeni.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 20-06-2021 o 15:02.
Rot jest offline  
Stary 21-06-2021, 10:21   #133
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Na widok zniszczonej Świątyni wąpierz miał ochotę roześmiać się głośno i serdecznie. Tyle że już nie potrafił okazywać radości. Mimo to stara cerkiew obrócona w ruinę sprawiła, że przynajmniej poczuł satysfakcję. Taką samą chwilową ulgę sprawił mu widok trupów i smród spalonych ciał. Nie tylko Gabryłowicz, każdy jeden wyznawca chrystusowej wiary zasłużył sobie na potworną śmierć i cierpienie.
Klątwa Lidki odebrała mu nie tylko chęć do życia, ale także szlachecką dumę i honor, nakazują stanąć do walki w obronie ojczyzny. W przeciwieństwie do pana Kotowskiego pozostawał zupełnie obojętny na krzywdę Rzeczpospolitej. Karmił się już tylko i wyłącznie swoim bólem.
Słysząc, że trop Urszuli urywa się na wzgórzu, ożywił się w końcu i skinął do lynaktropa zgadzając się na jego plan.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 23-06-2021, 00:21   #134
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


Lepkie i czarne sieci oplotły kraj cały. Pośród mroków listopadowych, pośród deszczów niespokojnych, krew wciąż przelewana była, a gęste jej strumienie w rwące rzeki się zmieniały. Rdzawe błota na drogach zalegały wszelkie wymarsze i przeprawy praktycznie niemożliwymi czyniąc.
Król, co w stolicy na tronie siedzi i wszytkie hetmany jego z marsowym obliczem na mapę spoglądali.
Cisza ponura w sali zaległa i żaden z mężów śmiałości nie miał, coby choć słowo wyrzec. Ziarna czasu przesypywały się ospale w kosmicznej klepsydrze.
- Synodię zawezwać. W niej nasza jedyna nadzieja - rzekł cicho król, a jego głos niósł się nieśmiałym echem po zamkowych korytarzach.


“Chcesz ze mnie kpić?
Nie poczułem nic, daj bis
Nie powiedziałeś tego w ryj
To nie powiedziałeś nic”
52 Dębiec


Lewko
Diabeł istne katusze przeżywał na eremickiej ziemi stojąc. Nie tak wielgie, jak miejsce by to miało, gdyby do domu boże nieopatrznie swe kroki skierował, ale rozdrażnienie i pierzchliwość całym jego diablim ciałem targały.
Takoż i “Szafot” w miejscu ustać nie mógł i z nogi na nogę przestępował. Chudeńko za końskim kopytem się schował i z trwogą potężną przebieg wydarzeń z ukradka śledził. obserwował.

W pierwszej chwili zdało się, że słowa diabła żadnej mocy nie miały, bo anachoreta najmniejszego głosu z siebie nie wydał. Jeno wiatr i szum drzew pośród bagnistego boru słychać było.
Już miał Lewko głośniej swą mowę powtórzyć, coby ją każdy zmyślniejszy mieszkaniec poleskich kniei usłyszał.
Gdy niespodziewanie z szałasu mchem krytego, wyszedł starzec przygarbiony, jeno w samą wilczą skórę odziany.
- Wracaj skąd żeś przyszedł, szatanie jeden. W imię Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego, zaklinam cię, opuść to miejsce i więcej nie wracaj.

Moc diabła wielga jest i niejeden rzekłby, że wręcz niezmierzona. Jednako, gdy tylko Lewko imię zbawiciela ludzkości posłyszał, z miejsca skulił się w sobie i cały rezon i animusz stracił. Wszak napisano w Świętej Księdze, że na dźwięk tego imienia “zegnie się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych”
Mazur splunął flegmą siarką cuchnącą i zaklął parszywie. Ściągnął lejce mocno, coby Szafota do porządku przywołać, a i samemu się z lekka uspokoić. Czuł imić Lewko, że na wyspę przystępu nie ma. Zbyt wielga wiara w sercu Gitanasa gorzała. Zbyt wiele zdrowasiek on w swym życiu odmówił, aby diabeł, ot tak łacny do niego dopust miał.
- Precz szatanie! Ostaw to miejsce i idź precz ode mnie. Apage! - powtórzył głośniej eremita borowy.

Każden jeden najdrobniejszy włosek na czarcim ciele się zjeżył, a i lodowaty chłód przeszył serce Lewki. Mazur do ucieczki już się sposobił, gdy ktoś tuż przy nim się w te oto słowa odzywa.
- Czegóż chcesz diable?
Mości Duniewicz we włosiennicę przyodziany tuż obok czarta stanął i dłoń jego na zadzie Szafota spoczęła. I choć wierzchowiec, co pod Lewkiem robił do wielu pozaziemskich rzeczy był przysposobion, to dotyk Duniewicza w nieopisaną bojaźń go wprawił. Stanął Szafot dęba i kopytami młócić powietrze zaczął, jakby mu się grunt pod kopytami żywym ogniem palił. Jeno diabelska czujność i kunszt jeździecki imić Lewkę przed kąpielą błotną ocaliły.
Z trudem wielgim i wysiłkiem wręcz nadludzkim, zdołał on swego wierzchowca na ziemi postawić, a i tak cugle musiał wciąż ściągać, coby się Szafot w obłąkańczy cwał nie porwał.
- Czego? Mówię! - powtórzył dosadnie imić Duniewicz, a twarz jego surowa była i z emocji niemalże wyzuta - Gadaj sługo zatracenia, co masz do powiedzenia o córce mojej .
- Hieronimusie - zawył przeciągle Gitanas - Na cóż to. Ostaw tego sługę piekieł. To jeno mamienie i pokusa czarcia. Czuć, że ten nikczemnik jeno twojej zguby pragnie.
I upadł anachoreta na kolana i wzniósł ręce do nieba stalowymi chmurami zasnutego i modlić się głośno zaczął.
- Ave Maria, gracia plena, Dominus tecum…. - a głos jego niósł się po najdalsze krańce prastarego boru i wszelkie czorty, mamuny i bagiennik jęczały i wyły z bólu i trwogi. Pot zimny na czoło imić Lewki wystąpił i walczył on ze sobą, jak jeszcze nigdy do tej pory. Szafot parskał i kopytami błoto rozchlapywał do ucieczki się rwąc, jakby go kto wodą święconą kropił.
- Gadaj czarcie - syknął Duniewicz, a stalowe jego spojrzenie skrzyżowało się z wzrokiem Lewki.
Moc wściekłości kipiąca w sercu nawróconego piekielnika można było niemalże wyczuć i dotknąć. Czuł imić Lewko, że go najtrudniejszy bój w całym jego żywocie czeka i nie miał się ona szable odbyć, jeno na słowa.


“Od wieków przygotowywało się dla Ciebie to, cokolwiek cię spotkać może. A splot przyczyn splótł się od wieków na Twe istnienie i jego przypadłość”
Marek Aureliusz “Rozmyślania”



Kocibor Kotowski, Gabriel Czarniawa
Ciemność była ich domem. To w niej czuli się najlepiej. Pływali pośród cieni, jak ryba w wodzie. Przemykali niepostrzeżenie. Dwa drapieżniki. Dwaj łowcy. Para piekielników zjednoczona w jedno imię.
Lycantrop szedł przodem, bez trudu omijając bisurmańskie straże i patrole. Jak cień, nierozłączny, podążał za nim krwiopijca martwy i przeklęty na wieki.
Fałdy półcieni chroniły ich przed wścibskimi spojrzeniami pohańców. Poprzez warstwy mroku, zbliżali się oni do ruin świątyni, a z każdym krok rosła w nich obawa. Świątynia, choć zdewastowana i sprofanowana nadal swą świętą moc zachowała. Ziemia uświęcona potęgą ciała i krwi zmartwychwstałego raniła ich dusze na podobieństwo ostrego ościenia.
Obaj piekielnicy musieli zagryźć zęby, aby wkroczyć w obręb leżących w gruzach, murów kościoła. Jeno fakt, że przed wiekami na tym samym wzgórzu, oddawano cześć szatańskim, mrocznym manifestacjom pozwalał charakternikom brnąć naprzód.
Paradoksalnie im bliżej Urszuli piekielnicy byli, tym mniej Kociebor wyczuć ją potrafił. W dużą konstrenacyię go to wprawiało, ż nawet w moc własnych zmysłów powątpiewać zaczął. Szedł jednako dalej, trop to gubią, to też na nowo go odnajdując.

Schody kręte do podziemi świątynnych prowadziły. Imić Kociebor i Czarniawa wolno schodzili w dół, omszałej ściany się trzymają. Kilka chwil wcześniej ostatni patrol bisurmański minęli i zdało się, że już prosta droga do celi Urszuli ich już prowadzi. Nic bardziej mylnego. Krypty wiły się w wzdłuż i w poprzek całego świętego wzgórza. Sieć korytarzy plątała się i przenikała tak mocno, że nikt kto obeznany z nimi nie był, drogi tutaj odszukać nie potrafił.
Imić Kociebor stanął na rozstaju dróg i węszył wokół wściekle, ale prądy powietrzne, co pod ziemią swobodnie hulały, ni jak tropu właściwego nie pozwalały odnaleźć.

- Tędy panowie. Tędy. Ku mnie bieżcie - rozległ się nagle kobiecy, cichy głosik.
Wąpierz przeklęty i lycantrop spojrzeli po sobie i brwi wysoko ze zdziwienia unieśli.
Czyżby ich, po prawdzie sam Urszula Duniewiczówna wzywała. Rzecz to niebywała i niepojęta, ale cóż im innego pozostało, jak nie podążać za owym głosem.

Po krokach stu i kilkunastu rozstajach, dotarli w końcu piekielnicy do celi w skale wykutej, którą stalowe kraty chroniły. Nie tylko stalowe kraty, ale takoż i znaki czarodziejskie w ścianach wyryte przeznaczenia, których trudno było dociec.
- Dzięki wam panowie, żeście na moje wezwanie odpowiedzieli - rzekła blond niewiasta zbliżając się do kraty. Blask bił od niej iście niebiański i obaj charakternicy, oczy musieli zmrużyć, coby w jej stronę spojrzeć.
Nikt inny, to nie był, jak pożądana przez nich i księcia piekielnego Asmodeusza, Urszula Duniewiczówna.
Święta niewiasta, co swym życiem i modlitwami, wyprosiła nawrócenia ojca swego, charakternika i swawolnika w całej Rzeczpospolitej znanego. Świętość jej, ani cnota żadnego uszczerbku nie doznała, choć wokół jurnych i spragnionych bisurmanów trudno zliczyć. Abo ją sam Bóg chronił, albo jej dziewicza błona dla kogoś potężniejszego przeznaczona była.
Dłonie swe Urszula na kratach zacisnęła i w te słowa do piekielników się odzywa.
- Mości panowie, wielce żem rada widzieć oblicza wasze piekielne i przeklęte. Wiem ja, że obaj na moją zgubę posłani zostaliście. Bóg jednak tak nasze losy splótł, że możecie i mnie i siebie i Rzeczpospolitą cała ocalić. Na rozstaju dróg stoicie i do was wybór należy, co czynić wam wypada. Szejtan pohański w nasze granice wkroczył i żadnego rezonu nie zna i żadnych praw nie przestrzega. Gwałci, morduje i rabuje bez opamiętania. Jeśli nie wy, któż mu się przeciwstawi. Wiem ja, żeście moc jego na własnej skórze odczuli Razem jednakoż możemy bisurmanów z ziem naszych przegnać. Musicie jeno mości panowie właściwego wyboru dokonać. Przeto błagam was, mości panowie. Ciotuchnę moją odszukajcie i do ojca mego zaprowadźcie, a wszytko się odmieni. Jam i tak stracona i na wszytko, co mi Bóg przygotował, godzę się z miłości do niego. I tak, jak Syn jego, Jezus Chrystus za nasze grzechy umarł, tak i ja za grzechy ojca mego gotowa jestem życie oddać. Jeno błagam was mości panowie, nie przykładajcie prywaty nad los ojczyzny naszej. Odnajdzie ciotuchnę moją i do ojca mego zaprowadźcie. To wszytko odmieni.


“Wola moja jest jak szabla:
Nagniesz ją za mocno - pęknie.”
Kaczmarski “Warchoł”


Arkadiusz Bimbrowski
Bebzun imić Bimbrowskiego pomieści mógł i konia z kopytami, jak i królewską karocę, a i nawet dwór cały i jeszcze by się sporo miejsca ostało. Wszak moc diabla równej sobie mieć nie może, a i mości Arkadiusz tytuł Pana Nieumiarkowania dzierżył i nikt mu na tym polu dorównać mu nie mógł. .
Gdy więc, imić Bimbrowski jednym haustem połknął i całą przez bisurmanów przygotowaną ucztę, jak i tajemniczy, szafirową poświatą pulsujący kryształ, każden jeden wiedział, że rzeczy niezwykłe dziać się będą.

I tak…
Gdy Otyły Pan paszczą swą rozwarł i jął do niej wpychać wszytko, co tylko mu pod rękę podeszło, bej tatarski z krzykiem z namiotu wybiegł. Oczy jego bowiem nigdy taka potężnego i nienasyconego demona nie widziały. I choć pod wieloma szejtanami on służył i w wiele wstrętnym dżinów widział, to czyn imić Bimbrowskiego wprawił go w lęk nie do opisania.
Krzyk tatarskiego beja niósł się na wiele stai i trwoga w szeregach ordyńców zapanowała.

Tymczasem Otyły Pan legł na poduszkach puchem gęsim wypchanych i z lubością wielga beknął. Dudniący głos beknięcia niósł się równie daleko, co zawodzenie trwożliwe tatarskiego beja. Nawet na dnie piekieł czarty poślednie wiedziały, że Bimbrowski coś pokaźnego skonsumował i wiatry, a i smród z tego będzie nielada.

Do pełni szczęścia imić Bimbrowskiemu brakowało jeno łyku miodu, tokaju, albo i najpodlejszej, chłopskiej gorzałki. Wszak jak bez kropli alkoholu taki syty posiłek strawić. Niepodobna to rzecz i imić Bimbrowski dobrze o tem wiedział i wielce był niepocieszon, że wokół choćby kropli napitku..

Pohańskiej kultury mości Arkadiusz wybitnym znawcom nie był, ale nawet największy kiep wie, że mahometanin łyknąć może sobie co mocniejszego, gdy go tylko Allah nie widzi. A wzrok Allaha słaby i pod korony drzew nie sięga. Wiedział tędy mości Bimbrowski, że w obozie ordyńców jakiś alkohol być musi. Trza go było tylko znaleźć. I choćby to był najohydniejszy ichni kumys, to na tę okazyię będzie się nadawał.

Zaparł się imić Bimbrowski pod boki i wstać spróbował. I choć się nadymał niezwykle, choć siły trwonił i wszelkich sposobów się imał, to nijak wstać na własne nogi nie potrafił. Tak mu magiczny kryształ na żołądku ciążył, że żadnym sposobem rzyci z aksamitnych poduszek podnieść nie mógł.

I zadumał się imić Bimbrowski i wielce mu się żal zrobiło, że wokół nie ma nikogo, kto by mu choć kufel piwa podał. I pomyślał sobie imć Bimbrowski, że gdyby nie odesłał Osmółki, swego wiernego sługi, żeby pospolite ruszenie przeciw Tatarom zbierał, to by miał do kogo dłoń w potrzebie wyciągnąć. A tak… sam był jak palec i znikąd pomocy żadnej oczekiwać nie mógł. Kątem oka widział jeno, jak pohańce zlęknione do namiotu zaglądają i z łuków do niego mierzą.

Westchnął ciężko imić Bimbrowski i spać mu się zachciało. Dobry to był znak, wszak jak nie alkoholem ciężkie jadło strawić można było, to sen zawsze w gastryczne turbulencjach pomocny był.

I zaległ imić Bimbrowski na poduszkach z gęsiego pierza i sen miał niezwykłe tajemniczy i niepokojący.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 23-06-2021 o 16:29. Powód: literówki i stylistyka
Ribaldo jest offline  
Stary 23-06-2021, 21:45   #135
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Kociebor tropił zawzięcie jakby jego życie od tego zależało i gdy usłyszał głos kobiecy to spojrzał na Czerniawę sprawdzając czy on również Urszule posłyszał. I mina wąpierza w mig mu potwierdziła, że jednak rozumu mu nie odjęło.
Osłonił ręką oczy gdy podszedł do krat bo od panienki bił blask nie lada.
-Pani złota. Najpierw ty a potem może i na twą ciotunie przyjdzie pora. Nie zostawimy cię pośród tego łajdactwa. – Kociebór chwycił metalowe pręty i zagryzł zęby. Sprężył się w sobie całą swoją siłę przywołując co by je wygiąć móc zdołać.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 23-06-2021 o 21:48.
Rot jest offline  
Stary 23-06-2021, 21:59   #136
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ogromnym wysiłkiem woli młody czart powstrzymał się, by rychło nie opuścić wielce niegościnnego siedliszcza. Przemógł ochotę, by ruszyć cwałem nowy dukt w okolicznych chaszczach wyznaczywszy, daleko od pustelni w borze ukrytej.

Mierziło go okrutnie, że znosić musi te upokorzenia i palącą obecność eremity. Otoczenie przesycone było boskim wpływem, zaciskało się niczym święta obręcz na jego szyi. Egzorcyzmy pustelnika raniły uszy Lewki i wiele całemu ciału, zaś nade wszystko czarciej jego duszy, nieprzyjemnych zgoła doznań przyczyniając.

Zebrał się jednak w sobie Chorąży Piekielny, upartego charakteru i niezłomności dając wizerunk, dowodząc tych przymiotów mazowieckiej szlachty zagrodowej, skąd jego szlachetny ród się wywodził. Opanował spłoszonego Szafota kiedy święte groty smagały grzbiet i zmysły jeźdźca oraz rumaka. Szepnął do ucha zwierzęciu diable słowa otuchy i czar kojący. Sam zaś do Duniewicza się zwrócił, chcąc wartko te sprawę rozstrzygnąć i na dalsze cierpienia dłużej się nie wystawiać.

- Rzekłem już o co mi idzie! - charknął gardłowo, czas na grzeczności minął bowiem bezpowrotnie, poza tym skutecznie dławił go ten opar anielski w powietrzu krążący.

- Rzeczpospolita w nadzwyczaj srogie terminy popadła. Tatarzyn rabuje i pali poleskie ziemie demony zdradzieckie do pomocy zawezwawszy. Wolentarzy zbieram, by odpór dać pohańcom, bo choć piekielnikiem jestem to obowiązku służby wobec Korony się nie wyrzekłem. Myślałżem że wspomożesz mnie waćpan w tym zadaniu, boś słynął onegdaj jako zawołany rębajło. Tu i o twoją prywatę się rozchodzi, bo córka Orszula też krzywdy od bisurmana zaznać wkrótce może... Czy który ojciec godzić się będzie na taki los dziecięcia swego? - diabeł skończył wypowiedź sprytnym wyrzutem, który skłonić miał do czynu dawnego charakternika w szatę pokutną dla niepoznaki odzianego.
 
Deszatie jest offline  
Stary 24-06-2021, 19:22   #137
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Miał taki piękny sen, ale wstawać trzeba. Nie pierwszy i zapewne i nieostatni raz obudził się Bimbrowski nie wiadomo gdzie. Rozejrzał się nadal z ziemi i bardzo się zamartwił. Puste pole, a w pobliżu zapewne nikogo. Wszystko wypłoszyły tę abstynenckie barbarzyńcę i teraz tak tkwił Pan Arkadiusz gdzieś w polu, na trzeźwo i bez nadziei, że ten stan się szybko zmieni. Ordyńce se gdzie polazły, a jego zostawili. Szkoda, że z umartwiony brakiem napitku nawet nie pamiętał czego łoni od niego tam chcieli. Dzielny diaboł jednak się na zapas nie martwił, bo wiedział co czynić musiał. Po pierwsze skombinować posłańca do Mości Lewka. Może coś przyzwie, albo ki diabeł się napatoczy co Bimbrowskiego wesprze. Drugie co zabawne zrobi przed pierwszym. Mianowicie spojrzy w którą stronę szlak końskiego łajna wiedzie, by zorientować się gdzie te cholery poszły. Po trzecie wyruszy odnaleźć Osmółke i zobaczyć co za armię zebrał. Ostatni przypadek przekonał Otyłego Pana, że warto mieć przy sobie oddanego sługę. Ostatnie co zrobić trzeba to sprawa najpilniejsza. Jaki trunek trza odnaleźć, bo tu uschnie i padnie Nieumiarkowany. Po tym wielkim pomyślunku diabeł ten w końcu wstał i przeciągnął się z wolna.
-Cholera- zaklął. Chamskie ordyńce mu chyba konia podprowadziły.
- Niech przeklęci będą!- złorzeczył wściekły bies i zastanowił się jak to problem rozwiązać. Pomyślał o tym jak to Czerniawa się unosił. Może magią lot spróbuje, a jak nie to może coś się znajdzie. Jakie dzikie zwierzę mocą wypaczy i dosiądzie.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 28-06-2021, 21:51   #138
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Wąpierz podejrzewał, że pan Kociebor znacznie przewyższa go siłą, więc początkowo tylko stał i się przyglądał jego próbom. Co jakiś czas zerkał też na panienkę Urszulę. Gdyby nie podły nastrój pewnie by napawał teraz jej powabną, delikatną urodą zazdroszcząc swemu księciu takiej wybranki. Jej prośbę przemilczał, a zapewnień Kotowskiego nie skomentował. Nie będzie szukał żadnej ciotuchny, ani ojczyzny przez tatarstwem ratował. Jak tylko dziewczyna wpadnie w jego ręce, czym prędzej wyruszy w drogę powrotną, do samiuśkiego piekła, żeby Asmodeusz już więcej za narzeczoną z tęsknoty nie usychał. A gdy uwolni się z obietnicy znajdzie też sposób by uwolnić z męki jakiej przyszło mu egzystować po spotkaniu młodej czarownicy i jej pani. Widząc, że lykantrop bez skutku siłuje się z kratami, sam ruszył z pomocą. Jednocześnie próbował za swoją mentalną mocą wyłowić strażnika, który mógłby posiadać klucze. Opętać, zmusić by zszedł do podziemi a potem pomógł uwolnić Urszulę.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 28-06-2021 o 21:53.
Arthur Fleck jest offline  
Stary 03-07-2021, 00:18   #139
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


“Do ciebie pieśnią wołam panie
Do ciebie wznoszę mój błagalny głos
Ty ptakiem, chlebem, wszystkim jesteś dziś
Lecz kamieniem nie bądź mi”
Breakout “Modlitwa”



Lewko
Cisza i martwota w całem borze prastarym zaległa, kędy imić Lewko słowa swe wyrzekł. Jedno na lico mości Duniewicza spojrzenia, aż nadto wystarczało, coby poznać, że gniew w nim wielgi wrze i kipi, jak to za dawny lat bywało. Jeno cnota pokory u boku pustelnika Gitanasa wyćwiczona sprawiła, że ociec Urszuli swą iracundiae powstrzymał. Wiela go to jednako kosztować musiało, bo wargi stary swawolnik przygryzł, aż mu się krew puściła i wąską strużką po brodzie spływać poczęła.

Wszytko zmlikło i nawet najmniejszy szmer znikąd nie dochodził. Najwrażliwsze jeno ucho wychwycić mogło, ciężkie i pełne irytacyi posapywania mości Duniewicza. Moc czarcich słów tak wielga była, że nawet modlitwy, co je leśny anachoreta przed oblicze Panienki Przenajświętszej zanosił, ucichły. Zdawało się, że cały świat na reakcję i odpowiedź imić Duniewicza czeka.

A ten, jak na złość, czekał i czekał, i ni słowa nie wyrzekł. Łypał li tylko spod krzaczastych brwi na Mazura i pewnikiem, gdyby tylko moc taką miał, to by diabła, co z Borutą przy jednym stole ucztował, siłą wzroku swego w popiół zamienił.
Za dni dawnych, kędy Duniewicz po traktach ze swą kompanią gwałcił i rabowało, kędy całą swą duszą i całym umysłem diabelskiej sprawie oddany był, takowy czyn zapewne byłby w jego mocy. Teraz duch boży go jednak wypełniał i charakternik, co niejeden grzech śmiertelny na swym sumieniu miał i co nieraz głowy z byle powodu ludzi pozbawiał, walkę wewnętrzna toczył, jak też postąpić ma i co szczwanemu diabłu odrzec ma.

Wziął w końcu imić Duniewicz oddech głęboki i parę przez nozdrza wypuścił, jako tur prastary, co się w najdzikszy ostępach puszczy się skrywa. Zbliżył się do mości Lewki i oburącz za poły kontusza go mocno chwycił. Spojrzenia panów braci się skrzyżowały, aż iskry od tego strzeliły, jakby dwa krzemienie o siebie kto krzesał.
- Słuchaj bratku - rzekł ledwo słyszalnym szeptem mości Duniewicz - Bydle jesteś, bo Złemu służysz. Za twój plugawy jęzor i oszczerstwa, co w moją stronę, żeś tutaj rzucał za dni dawnych już bym się na szablach rozniósł, a potem twoje truchło siarką i zgnilizną cuchnące u kulbaki przytroczone bym nosił, aż by się ścierwo w proch rozleciało. Tamte dni już jednak za mną i to twoje szczęście plugawcu. Wiedz o tem i miej w pamięci. I teraz tak będzie jak ci powiem, nie inaczej. Primo, dasz mi to bratku słowo honoru, że włos, choćby jeden z głowy mojej córuchny nie spadnie, ani żadna krzywda się nie stanie, czy to z twojej ręki, czy też pobratymców twoich. Secundo, jeźli po prawdzie taka wola twoja i ojczyzny kcesz broić i krew za nią przelewać, to ja w tem ci dopomogę, jeno to ja dowództwo nad zaciągiem obejmę i wedle mojej woli i rozkazów działać będziem. Jeśli ci to pasuje, bratku, to - przy tych słowach mości Duniewicz, niczym chłop najpodlejszy na targu końskim w otwartą dłoń splunął i w stronę czarta wyciągnął - umowę przypieczętuj.

Gitanas w milczeniu i z wielgim przerażeniem to wszytko obserwował, to na Lewkę, to na mości Duniewicza wzrok kierując. Ochotę niepohamowaną miał, coby słowa ostrzeżenia wyrzec, ale go ociec Urszuli z miejsca srogim wzrokiem przeszył i wszelkie moralizatorskie ciągoty w mig mu przeszły.

Lewko zaś twardy orzech miał do zgryzienia i frasunek nie mały. Na domiar złego czuł na sobie spojrzenie mnogiej ilości stworzeń nocy, co to Księciu Ciemności służą i wiedział, że od tej jednej decyzji bardzo wiele zależeć będzie.


“Będę milczał i tak jestem martwy
Odchodząc zabierz mnie
Proszę weź mnie też”
Grzegorz Ciechowski



Kocibor Kotowski, Gabriel Czarniawa
Kociebor, siódmy syn, ojca swego, lycantrop przeklęty i bestia krwiożercza, co gołymi łapami ludzi na pół rozrywała, bez chwili wahania Urszuli Duniewiczowównej pomoc przyobiecał i w mig do jej ratowania przystąpił. I choć się napinał z całych sił i choć mięśnie swe prężył i choć mu żyły niczym postronki na czoło wychodziły, to za nic krat stalowych odgiąć nie mógł. Pręty od celi Urszuli, nie poddały się choćby o milimetr, więc choć mości Kocibor wysiłek wielgi w to wszytko włożył i choć intencyie miał szczere, to na nic się to zdało. Stalowa krata zaklęta być musiała i siła fizyczna, choćby i dziesięć tysięcy razy większa i mocniejsza nic, a nic by tu nie wskórała.

Czarniawa zadumany, wysiłkom tym próżnym się przyglądał, ale ni słowa komentarza nie rzekł i żadyn przytyk z jego ust nie padł. Zamiast tego, zaś ku mocom umysłu swego sięgnął. Li to pycha, li też nadmierna wiara w siły i potęgę własną sprawiły, że wąpierz przeklęty na czyn się wręcz niepojęty zebrał. Poprzez tysiące cetnarów ziemi, poprzez setki tysięcy kamieni mniejszych i większy i poprzez wiele, wiele metrów umocnień podziemnych sięgnąć chciał do umysłu strażnika, co klucze od celi posiada, choć go nawet na oczy nie widział i nawet jednego słowa o nim nie wiedział.

Pewny swego jednak był na tyle, że gdy tylko więź mentalną poczuł, ku sobie ofiarę przywoływać zaczął. Bisurmaniec tępy był i łacno opętanie go Czarniawie przyszło.

Kociebor kroki czyjeś w korytarzu posłyszał i woń kozy starej i futra przepoconego, niechybny znak, że jakiś pohaniec się ku nim zbliża. Już chciał się w bestię krwiożerczą przeobrazić, by delikwenta na strzępy rozerwać, kędy kątem oka spostrzegł, że wzrok Czarniawy mętny jest i z lekka rozmarzon. Nie raz już to spojrzenie widział i wiedział, że w ten oto sposób wąpierz nad bezwolnymi umysłami kontrolę przejmuję.
Cosik jednak tym razem inaczej było niż zazwyczaj. Wąpierz stał, jako figura kamienna i nawet najmniejszego ruchu, nie wykonał.
Tymczasem kroki coraz głośniejsze i coraz wyraźniejsze korytarz wypełniały. Dylemat lycantrop miał, co też mu czynić wypada.
- Mości panie - szepnęła Urszula dłonie ku Kotowskiemu wyciągając - Demon ku wam zmierza. Demon przepotężny i krzty litości nie mający. Czasu zatem nie ma. Swego kompana pod ramię bierz i z podziemi czmychaj czym prędzej, niż demon was tutaj nakryje. Weź proszę tę oto broszę. Dzięki niej łacniej moją ciotuchnę najdziesz. Bywaj z Bogiem mości panie.



“Oho ho, przechyły i przechyły
Oho ho, za falą fala mknie
Oho ho, trzymajcie się dziewczyny
Ale wiatr, ósemka chyba dmie “
szanty



Arkadiusz Bimbrowski

Ciężkie terminy na mości Bimbrowskiego nadeszły. Szafir, co w jego żołądku wylądował, istne figle i hołubce wyprawiał, jakby własne życie miał. Niejedno w swym bebzunie mości Bimbrowski już strawił. W dawnych wiekach, kędy o zakład honorowy poszło, to i cała karczma z bali dębowych zbita w jego trzewiach dni swych dokonała.
Jednakoż kamień bisurmański, co to magiczną moc miał, to była zupełnie inna pieśń. I choć sam, samiutki był, jak palec, to i tak trudno przyznać mu było, że zgaga paliła go niemiłosiernie i nie tylko refluks ohydny sprowadzała, ale też i kroki mości Bimbrowskiemu plątała.

Czuł się zatem diabeł, jakby nie po poleskiej ziemi stąpał, a na pokładzie jakieś fregaty był i na wysokiej fali na abordaż zmierzał. Znosiło go zatem, to raz na prawo, to raz na lewo.
Nie raz i nie dwa, mości Bimbrowski chwiejnym krokiem chodził, kędy zbyt wiela miodu się opił. Teraz jednak inna to rzecz była i nic z przyjemnych wspomnień w sobie nie miała. Na domiar złego suszyło, go jakby w gardle mu kto ósmy krąg piekieł osadził, a tu znikąd choćby kropli napitku. Jeno woda w kałużach mętnych stojąca, ale czy on jaki koń, abo świnia, coby wodę z takiego bajora chłeptać?

Szedł, więc wolno mości Bimbrowski kołysząc się to w jedną, to w drugą stronę i dumał sobie przy tym, co i jak ma czynić.

Pierwej się za śladami końskimi rozejrzał, coby odgadnąć, gdzie też bisurmany się udały. Śladów wiela było i wszytkie świeże i wyraźne, ale nic, a nic Otyły Pan z nich wyczytać nie mógł. Raz, że w głowie mu się kręciło od tych wszytkich podków i zmian kierunku. Dwa, że na tropieniu to on się znał, jak ta świnia na gwiazdach, abo i gorzej. Gdyby pohańce, jakie piwo ze sobą mieli, abo i nawet wódeczkę. To by w mig mości Bimbrowski ich trop złapał i nie tylko rodzaj chmielu, ale i nawet województwo by odgadł, kędy bulwy ziemniaka rosły, co z nich gorzałkę wyrobiono. A tak… Tak nic, a nic z tropienia mu nie wyszło.

Porażką nie zrażon, kruka spostrzegł, czarnego, jako noc bezgwiezdna. Ku sobie go przywołał i na kawałku dykty krótką wiadomość do mości Lewki naskrobał. Ową deseczkę do łap kruka mości Bimbrowski przywiązał za pomocą krótkiego rzemienia i magiczną formułę szepcząc, posłał on kruka do Mazura.

Wiele, oj wiele jeszcze konceptów opracowanych miał mości Bimbrowski, ale wszytkie one poszły w zapomnienie, kędy tylko spostrzegł on na horyzoncie wóz brezentem kryty, któren w dwie wychudzone chabety zaprzężony był. W mig Otyły Pan wyczuł, że to żydowina jakiś gorzałkę w znacznej ilości wiezie. Z mocy diabelskich skorzystawszy, wóz z napitkiem ku sobie mości Arkadiusz skierował i teraz li tylko czekać mu pozostało, aż Żyd napitek dowiezie i siły tym samym odzyskać pozwoli.

- Aj waj! Aj waj! - biadolenie żydowina już z daleka słyszeć się dało - Oooo ja biedny, nieszczęśliwy. Boże, czy ty to widzisz? Sługa twój wierny i pokorny, Levi syn Arona, znowuż demona na swej drodze spotyka. Za jakie grzech Panie w Niebiosach, mnie tak okrutnie doświadczasz? Przeta, ja nie Hiob, coby tyla nieszczęść na swoich plecach udźwignąć zdołał. Pomiłuj Panie w Niebiosach. Miej litość nad swym sługą pokornym i wiernym.

Wóz w dwie chabety zaprzężony z wolna ku mości Arkadiuszowi się zbliżał. Kędy już mniej niż dziesięć metrów go od niego dzieliło, Żyd w te oto słowa się odzywa:
- Czegóż pragniesz biesie przeklęty? Duszy ci nie oddam, bo wszytki dech mój jeno do Pana Zastępów należy i przystępu do bram mych ust nie masz i mieć nie będziesz. Bierz tędy złoto, co go ledwom uzbierał, by rodzinę utrzymać. Bierz wóz ten lichy, co całym mym dobytkiem jest. Bierz nawet te dwie chabaty chude, co już nad grobem prawie stoją i ledwo nogami przebierają. A jak i chcesz, to bierz tyż i gorzałkę, co ją wojskom hetmana Gosiewskiego wiozę. Wiedz tędy, że to rabunek nie tylko na mnie, ale i na całej Rzeczpospolitej, bo to jej do obrony przed Bisurmanami ona potrzebna, a każden jeden wie, że rękę na ojczyznę podnosić to grzech jest największy, podłość niewybaczalna i czyn tak haniebny, że nawet na samym dnie piekieł , każdy się go wstydzi musi.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 03-07-2021 o 12:51.
Ribaldo jest offline  
Stary 03-07-2021, 10:14   #140
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Kociebor siłował się z kratami prężąc się i wijąc. Mało ze skóry nie wyszedł w wilczą formę się przepotwarzając. Gdy nagle kroki usłyszał i tajemne symbole wzrokiem objął.

Szlag by to! Od zaklęcia powinien zacząć a nie jak but głupi z metalem się wziął na zapasy.

Ale ktoś się zbliżał. Zmarszczył brwi. No dobra szybko to załatwi i zrobi to tak jak powinno być zrobione najpierw zaklęcie zdejmując.

Obejrzał się na Czerniawę. I mimowolnie parsknął. To tak głupio wygląda z boku jak się patrzy na osobę w "mrocznych" sztukach pogrążoną.

No ale co tu robić, co tu robić…

A tak strażnik! Kociebor wspiął się w sobie by załatwić gości, na raz, na dwa i na…

Gdy niespodziewanie słowa Urszuli posłyszał.

Zmieszał się przy tym. Demon, anioł, czorci pies. Czemu mu to ma różnice niby robić?

Gdy wtedy przypomniał sobie widmo w wiosce co go gwałtem w wilczą postać wtłaczało.

Zmarszczka mu na czole się pogłębiła.

Broszkę wziął bo dawali. A Kociebor nigdy wybredny nie był.

-Dobra niech będzie panienko śliczna, ale wrócimy po ciebie. – powiedział wąpierza biorąc pod pachę. A dziwne to było bo typ zrobił się sztywny jak kłoda.

I ruszył w długą szybkość i reflks swój wykorzystując.
 
Rot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172