Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2021, 11:57   #347
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bezahltag, wieczór, karczma “Wesołe warkocze”

Egon i Silny

- Więc jak chcesz to możesz się tym zająć. Połam któremuś nogi czy czerep. Nieważne. Byle go wyłączyć z obiegu chociaż na parę dni. Ale ja dzisiaj nie mogę. Mam dyżur z pilnowaniem tego pacana co go ostatnio łapaliśmy. A jutro jest wymiana w porcie. Więc dziś i jutro wieczór to ja odpadam. Sam to załatw albo poczekaj aż będę wolny. - rzekł Silny.

Egon pokiwał głową. Nie potrzebował pomocy Silnego do pobicia kogoś, stąd rzekł:

- Sam to załatwię - rzekł, wiedząc, że Silny nie chce wplątywać się w sprawy z Łasicą. - Tylko potrzebuję jakichś namiarów na tych kuchcików. Wiesz, gdzie mogę spotkać Łasicę? Może wywiedziała się, co potrzeba zrobić do tego czasu? Potrzebuję jakichś wieści na ich temat.

Sprawę kuchcików, jeśli była informacja, można by załatwić od ręki nawet dzisiaj. Co do pozostałych - do tego potrzebował widzieć się z Cichym później nazajutrz.

- Nic o nich nie wiem. To ty z nią gadałeś. - Silny pokręcił głową przypominając, że rano na Łasicę ledwo rzucił okiem gdy gadał ze strażnikiem przy wozie a ona wyszła na zewnątrz zaprowadzić tragarza do magazynu.

- Jak dla mnie najłatwiej ich spotkać przy bramie. Wieczorem jak kończą albo rano jak zaczynają. Albo próbuj się z tą latawicą dogadać może coś się dowie. Ja bym poczekał przy bramie, poszedł za nim i dał mu w łeb jak będzie okazja. Żadna filozofia. - burknął łysy mięśniak jakby to była prosta sprawa dla niego tyle, że jak miał pilnować Gustawa dziś wieczór to sam nie mógł się tym zająć. Pomijając, że pewnie aż go skręcało aby coś pomóc niebieskowłosej.

Egon wzruszył ramionami i pożegnał się. Jeśli tak było w istocie, to przecież wystarczyło się przejść pod bramy i wyszukać kuchcika. Zatem, niech będzie.

Postanowił jeszcze w ten wieczór przejść się pod bramy kazamat, podkluczyć za jednym z tych pomagierów z kuchni i odpowiednio zasadzić mu pięść w nos. Po drodze sporządził chustę, którą zamierzał nakryć twarz, nie ufając do końca kapturowi i płaszczowi na jego grzbiecie. Jeśli kuchcikowie się nie znajdą, to wszakże może znajdzie się i Łasica, której będzie można wypytać o sprawy. Nie myśląc już więcej, Egon poszedł w stronę kazamatów.

Bezahltag, wieczór, ul. Kazamatowa

Egon

Trafił prawie w ostatniej chwili. Dotarł w pobliże głównej bramy kazamat którą odwiedzali dziś rano z Silnym i wozem z zapasami. Ledwo chwilę postał i się rozejrzał furta skrzypnęła i wyszła z niej pierwsza zatukana w zimowy płaszcz postać. A za nią kolejna i kolejna. Zaczął się rozgardiasz gdy ludzie kończyli pracę i się jeszcze żegnali i życzyli sobie spotkać się jutro w kolejnym dniu pracy. Więc szybko towarzystwo rozchodziło się wzdłuż ulic. Wśród nich w oczy rzucała się jedna postać w długiej spódnicy. W tych wszystkich osobach jakie opuszczały właśnie kazamaty tylko ta wydawała się na pewno kobietą. A jak przeszła przez krąg światła rzucany przez lampę nad furtą to Egonowi wydawało się, że ma podobną szaro - burą spódnicę jak Łasica ostatnio miała na zborze. Twarz i charakterystyczne niebieskie włosy były jednak skryte pod czapką i kapturem więc pewności nie miał.

Egon odczekał nieco, wytężając oczy w mroku i szukając sylwetki, która przypominała mu jednego z pomagierów w kuchni - jeśli w istocie mógł zidentyfikować Erika lub tego drugiego, którego imienia zapomniał - jak mu tam było? Hainz? Nie pamiętał - to mógł wykonać sprawę tu i teraz, bez pomocy Łasicy.

Jako że jednak nie potrafił dojrzeć tych dwojga, naciągnął kaptur głębiej na głowę i poszedł ukradkiem za tą postacią, która zdała mu się Łasicą, aby ją zaczepić (a w każdym razie, tak dyskretnie, jak na to pozwalała mu na to jego wielgachna postura).

Szedł za postacią w spódnicy. Chociaż wydawało mu się, że wśród odchodzących od furty postaci jest jedna większa. A jeden z tych kucharzy miał być jakiś większy, grubszy czy coś takiego. Szedł drugą stroną ulicy idąc raźnym krokiem przez zaśnieżony chodnik. Tymczasem postać w spódnicy albo usłyszała, że ktoś za nią idzie albo po prostu się obejrzała przyglądając się Egonowi przez moment ale szła dalej przed siebie. Z powodu nocnych ciemności, czapki i kaptura gladiator nadal nie był pewny czy to koleżanka ze zboru czy nie.

Egon przystanął, musiał podjąć szybko decyzję. Jeśli Łasica była przed nim, to nie dawała mu żadnych znaków, że to była ona właśnie. To, że to była kobieta, nie znaczyło nic. Nie przypominał sobie, żeby kazamaty były dla mężczyzn właśnie. Moment na usunięcie Rene - bowiem tak nazywał się tłusty jegomość, którego imię sobie właśnie przypomniał Egon - mogło się już nie powtórzyć.

Zmienił zatem swój cel, zapamiętując, w którą stronę poszła (być może) Łasica i skierował się w stronę tłustego jegomościa, wyczekując tylko momentu, kiedy będzie sam. W międzyczasie przewiązał czarną chustę na kark, zamierzając nałożyć ją na twarz, kiedy tylko nadarzy się okazja. Miał nadzieję, że nadarzy się jakiś mniej uczęszczany zaułek, bowiem potrzebował tego czym prędzej.

Vasilij ze swoim człowiekiem chwilę udawali rozmowę. Popijając przy tym z bukłaku wodę którą ktoś mógł wziąć za alkohol. Zajęli wcześniej pozycję przy bramie by zauważyć twarze jak największej ilości wychodzących. Przy czym nie do końca się to udało by wychodzili “wachlarzowo”. Dostrzegli jednak jakiegoś masywnego mężczyznę w kożuchu. Właściwie mógł byc to ktokolwiek. Ale jeden z tych dwóch kuchcików co rozwozili posiłki w lochach miał być właśnie duży. Więcej w tych nocnych ciemnościach i tak nie dało się dostrzec. Zwłaszcza, że tamten szedł raźnym krokiem więc oddalał się szybko od plamy światła pod latarnią przy furcie. Szedł skrajem ulicy ale w pewnym momencie jakiś inny gabarytny mężczyzna przeszedł na jego stronę ulicy i szedł podobnym tempem i kierunku. Trudno było powiedzieć coś więcej bo też kryły go ciemności.

Egon nie miał kłopotów z nadążeniem za tym gabarytnym. Przeszedł na drugą stronę ulicy i tak szli jeden kawałek za drugim. Tamten słysząc pewnie chrzęst śniegu pod butami gladiatora też się odwrócił aby sprawdzić kto za nim idzie ale na tym na razie się skończyło. Dość szybko oddalili się Kazamatowej i tamten skręcił w przeciwległą. Wciąż jednak na tyle ruchliwą, że tam i tu albo ktoś stał, albo szedł ulica w tą samą stronę co oni albo przeciwną.

Egon postanowił przejść za nim jeszcze parę ulic, próbując wtopić się w tło, co było nieco wyzwaniem przy ulicach, na których nie było zbyt wielu ludzi. Egon miał nadzieję, że uda mu się w końcu dojść w okolicę, gdzie mieszka albo przynajmniej tam, gdzie dużo ludzi nie ma - inaczej nie było sensu nawet go atakować. Zwrócenie na siebie uwagi było ostatnią rzeczą, której potrzebował.

Vasilij trzymał się trochę z tyłu i obserwował pierwotny cel. Był za oboma dużymi typami i skupił się na obserwacji tego pierwszego i zachowaniu dyskrecji. Jego człowiek przeszedł natomiast na drugą stronę ulicy. By nie było niepotrzebnego tłoku.

Egon szedł za grubasem kawałek trochę za nim. Ale zorientował się, że z kolei za nim też ktoś idzie. Słyszał regularny, rytmiczny chrzęst śniegu za sobą. Ktoś musiał iść utrzymując podobne tempo i kierunek do niego. Cichy szedł dalej. Obaj jakich śledził szli raźnym tempem mijając większość przechodniów którzy stali albo szli w tą samą stronę. Widział jak ten pierwszy znów się obejrzał za siebie. Nie miał pojęcia czy to w związku z nim czy nie i to czysty przypadek. W końcu zniknął za rogiem jednej z ulic dobiegającej do tej jaką do tej pory szli. Ulica była mniej uczęszczana. Chociaż nieco dalej widać było dwie sylwetki jakie stały w prostokącie światła rzucanym przez oświetlone okno i chyba rozmawiały ze sobą. Egon poza nimi nie widział nikogo innego. Grubas z kazamat szedł środkiem rozjeżdżonego w ciągu dnia śniegu omijając ten głębszy i całe hałdy jakie były na poboczach.

Egon poszedł w zaułek, zastanawiając się, czy przypadkiem ktoś nie wiedzie go w pułapkę. Jeśli tak w istocie było, to czekała ich wkrótce przykra niespodzianka. Zanim wszedł w zaułek, omiótł otoczenie spojrzeniem, i skręcił za grubasem. Włożył naprędce chustę na twarz. Mając go przed sobą, rzekł:

- Hej, Rene - Egon podniósł nieco głos, ale tylko na tyle, by dotarł do grubasa. - Rene, Erik kazał mi do ciebie przyjść, mam wiadomość.

Egon czekał na reakcję człowieka nazwanego Rene. Jeśli odwróci się, to powinien to być on i nie potrzebował pomocy Łasicy, aby go namierzyć. Spodziewał się, że w ciasnym zaułku łatwo będzie go dogonić.

Vasilij natomiast rozejrzał się czy istniały drogi równoległe. Tak by można było wyjść na drugą stronę ulicy równolegle do zaułka nie wchodząc w niego. Stanął u jego wlotu spojrzał za alternatywnymi drogami jak również w sam zaułek. Na ile jego dobry wzrok sięga w głąb i czy widzi wyjście z niego.

Cichy zorientował się, że były jakieś przecznice z obu stron. Bardzo możliwe, że wiodły na drugi koniec podobnie jak ta w jakiej zniknął jeden a potem drugi przechodzień. Tyle, że wówczas straciłby ich z oczu. Gdzieś tam na drugim końcu ulicy majaczyła jaśniejsza plama oznaczające jej wylot. Niczym mroczny kanion zbudowany z rzędów kamienic i zawalony śniegiem ciągnącym się dwoma hałdami wzdłuż ulicy. Wtedy jak plecy tego drugiego już były budynek czy dwa od niego usłyszał jego głos. Wołał do tego co szedł pierwszy. Rozpoznał, że to krzyk Egona. Ale ten częściowo zasłonił mu widok tego co szedł na początku. Za to usłyszał odpowiedź.

Gladiator za to miał dość dobry widok. Nie na tyle by po ciemku i w ciemnej ulicy widzieć detale. Ale na tyle, żeby zorientować się, że tamten odwrócił się do niego jakby chciał sprawdzić kto go woła.

- Czego on chce? I ktoś ty? - zawołał grubas który nawet się w końcu zatrzymał. Chociaż od Egona wciąż dzieliła go odległość połowy budynku.

Cichy został u wylotu. Dał znak swojemu człowiekowi żeby poszedł równolegle i wyszedł z drugiej strony. Co mogło im dać przewagę na dalszym etapie. Sam stanął lekko za winklem, przykucnął i obserwował co tam się dzieje. Obecność Egona dużo zmieniała. Po kiego grzyba Ver chciała go tutaj skoro było tu wręcz tłoczno od ludzi ze zboru.

Egon uśmiechnął się pod chustą, zadowolony z tego, że człowiek w istocie okazał się Rene. Starając się, by jego głos brzmiał jak najbardziej naturalnie, rzekł, idąc w jego stronę:

- Gadał, żeby cię ostrzec - rzekł Egon, zmniejszając dystans i patrząc na reakcję Rene. Zamierzał zająć człowieka gadaniną i zyskać dystans do niego. - Gadał, że pytali o ciebie w strażnicy, ktoś powiedział, że guślarz jesteś, heretyk. Będą cię szukać, rozumiesz? Ktoś doniósł na ciebie - łgał Egon, gotowy do sprintu w każdym momencie, jeśli tylko kłamstwo okaże się nietrafione.

- Co ty pieprzysz?! Łżesz! Kim ty w ogóle jesteś co?! - mężczyzna krzyknął wzburzonym głosem pieniąc się ze złości. Te dwie sylwetki co rozmawiały trochę dalej chyba spojrzały w ich stronę jakby zwabiły je hałasy. Ale nie wiadomo czy coś dostrzegli w tych ciemnościach. Ta krótka chwila zaś pozwoliła gladiatorowi zbliżyć się do pracownika kazamatowej kuchni.

Egon spodziewał się wszystkiego: ucieczki, wołania o pomoc, desperackiej próby walki, ale tego, że Rene zdenerwował się za ten kawałek o heretykach, o tym nie pomyślał nigdy. Czy jakimś dziwacznym zbiegiem okoliczności kuchcik rzeczywiście parał się arkanami? Egon nie miał pojęcia. magii prawdziwej nie widział.

Egon podszedł jeszcze krok, mówiąc:

- Erik też gadał, że nie będziesz wierzyć, ale powiedział, że uwierzysz, jak zobaczysz to… - Egon udał, że sięga za pazuchę… I zrobił szybkiego susa, mierząc pięścią w twarz grubasa, zamierzając go powalić na ziemię i przydusić.

Vasilij nie znał intencji ani planu Egona. Kiedy ten zaczął krzyczeć był lekko zszokowany. Mieli go śledzić a ten element właśnie wziął w łeb. Czy Egon wiedział coś czego nie wiedział Cichy? Jedyne co mógł zrobić to przyklęknął upewnił się, że nikt nie patrzy i celował z łuku w gościa z którym Egon rozmawia. Zabezpieczał go na wszelki wypadek bo nigdy nie wiesz jak rozmowa może się skończyć. Zwłaszcza, że o zgrozo zaczęli pierdolić na cały głos o heretykach no kurwa pięknie.

W tym samym czasie pięść Egona sięgnęła Rene. Grubas jęknął a ledwie z jego gardła wydobył się krzyk, to Egon poprawił uderzeniem kolanem w brzuch. Delikwent zgiął się w poły, wznosząc ręce defensywnie, jednak Egon, nauczony bijatykami karczemnymi, zasadził kolejnego kopa, tym razem w okolicach podbrzusza.

Parę kopniaków i jedno kolano później, Rene leżał na ziemi i jęczał. Egon stanął okrakiem nad próbującym się bronić przed nim kuchcikiem, jedną ręką łapiąc za gardło, a drugą młócąc biedaka bez litości.

Co prawda śmierć była wykluczona ze spotkania, ale z paru pogruchotanych żeber i złamanego nosa zrezygnować nie zamierzał, nie wspominając o siniakach na ciele i paru drobnych obrażeniach wewnętrznych, które powinny pozostawić spory ból głowy na jutro lub pojutrze. Wreszcie, kiedy Rene przestał nawet wznosić ręce w obronie, Egon zmitygował się - dawanie w mordę było przyjemne, ale jak to ongiś zauważył skryba Anton Hollenberg, wszystko smakowało najlepiej w umiarze. Toteż Egon, wiedząc, że skrybowie imperialni mylą się rzadko, poniechał swojego rozboju.

Kiedy skończył, rozejrzał się wokół, a następnie przeszukał kieszenie kuchcika, biorąc, co popadnie. Poczynając teraz w ten sposób wiedział, że napaść będzie później interpretowana jako robota zwykłego oprycha, a nie jako część układanki w kazamatach. Później zamierzał wrzucić te rzeczy do ścieku, pieniędzy bowiem nie potrzebował.

Potem podążył w drugą stronę zaułka, upewniając się, że nie idzie nikt. Egon spodziewał się, że Rene zapewne odpuści sobie pójście do kazamatów jutro. Oczywiście, nie mógł przewidzieć, co zrobi kuchcik, ale solidny łomot, który właśnie spuścił gladiator, powinien mu w tym przeszkodzić. Sprawa Łasicy została zrobiona, a Silny wyręczony. Jedyne, co miało dręczyć gladiatora później, to kwestia rozpoznania przez kuchcika, ale to miało okazać się z czasem. Był pewien, że wrzaski kuchcika miały wkrótce zaalarmować okolicę, przebiegł więc do końca uliczki, a potem już, zdjąwszy chustę, poszedł dalej w boczne ulice, chcąc położyć jak największy dystans pomiędzy nim a kuchcikiem. Istniała co prawda szansa, że jutro rano mieszczanie znajdą zamarzniętego trupa Rene, jednak z tym dopustem bożym Egon niewiele mógł zrobić. Czy był to Sigmar lub Tzeentch, tak czy inaczej los tłustego kucharza był w rękach mocy wyższych.

Bezahltag; wieczór; ulice miasta Vasilij i Egon


Vasilij poczekał aż Egon skończy robić swoje. Poszedł za nim gdy ten się oddalał a następnie zaczepił już kilka przecznic dalej.
- To ja Cichy. - zaczepił kompana gdy niebezpiecznie się do niego zbliżał - Możesz mi powiedzieć co się tu odpierdala. Versana chciała żebym typa śledził a ty dostałeś zadanie mu wpierdolić? - Giergiev chciał zrozumieć co się przed chwilą stało. To, że Egon był tu z inicjatywy kultu było aż nadto wyraźne.

Egon odwrócił się i skinął głową, widząc znajomego przemytnika.

- Dostałem cynk od Łasicy, że potrzebuje, żeby jeden z kuchcików zniknął z kazamatów na jakiś czas - rzekł gladiator. - Nie zabijać, tylko mordę obić. Potem jeszcze Silny gadał, że Kornas potwierdza. Więc niech będzie - wzruszył ramionami w końcu, czekając na odpowiedź Cichego.

- Skoro tak jest to chyba Versana nie szanuje mojego czasu. Mnie prosiła bym ich śledził. Jak poszła ci rozmowa z Gadułą? - Vasilij zapytał kompana który z Gadułą był umówiony na rano.

- Sprawa wydaje się do zrobienia - rzekł po chwili Egon. - Wpaść do kamienicy i pojmać wieczorem, najmniejszy problem. Ale musiałbym wiedzieć, co chce zrobić kapitan straży. To, że my chcemy pojmać go i oporządzić sprawę po naszemu, tego wiedzieć nie musi. Za to chętnie bym się z nim rozmówił i popytał, jak on chce się do tego zabrać. Jak będzie czas na akcję, to wszedłbym od tyłum, zgarnął delikwenta, a sierżantowi gadamy, że uciekł i mamy go tylko dla siebie. Co tym myślisz - zapytał.

- Jeśli ukrywałbym się w domu. Po wejściu straży a w zasadzie na etapie dobijania się do drzwi mam chwilę. Chowam się naprawdę głęboko. Podejmując grę znajdą mnie albo nie. Drugie wyjście to wieje. Tylnym wyjściem oknem zwłaszcza jakby tył był nieobstawiony. Tu jest wasza szansa. Natomiast czy sierżant was weźmie jako cywilów na akcję do domu - wzruszył ramionami. - Nie wiem i może być różnie. Dogadajcie z nim to rozsądny człowiek. Nie dotarliście do niego po porannej rozmowie? Był na to przecież cały dzień. - Vasilij podpytał kompana co się stało.

- Z Gadułą dopiero spotkałem się wieczorem - rzekł gladiator. - Miałem wcześniej sprawę do załatwienia z Silnym. Więc spotkałem go już po zmroku. Nie było czasu znaleźć sierżanta, więc znajdę go dzisiaj - podsumował. - Jeśli sierżant się na niego wyprawia, to będzie łatwiej, jak po prostu pomogę mu w tym, akcja w pojedynkę mogła by wypłoszyć gościa. Więc tak myślę, że to załatwimy. Jak pomogę sierżantowi i jego przydupasy go zdybają, to masz to w garści, bo już z nim się ugadałeś. Jak złapię go ja, mamy go dla siebie. Tak czy inaczej wygrywamy.

- Dobra działajcie zdam się na ciebie. - Vasilij wyciągnął rękę i o ile kompan nie miał jeszcze jakiś spraw chciał się żegnać.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 10-07-2021 o 06:09.
Santorine jest teraz online