Felix, co starannie ukrywał, podzielał zdanie Esme. Głupotą, i to krańcową, było bieganie po lesie i ściganie dzikusów, którzy myśleli tylko o tym, by uciec jak najdalej. Szans na ich dogonienie praktycznie biorąc nie było, a to znaczyło, że cały pościg był tylko i wyłącznie stratą czasu.
No chyba że dzikusy miały w okolicy swoich pobratymców. Wtedy pościg nie oznaczał nic innego, jak wpakowanie się w kłopoty. Felix miał jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie, bowiem - jak na razie - dzikusów miał powyżej uszu.
- Chcieli zapewnić nam bezpieczeństwo - powiedział. - A ten pośpiech to tylko niechęć do nocowania w lesie, czy też chodzi o to, by jak najszybciej dotrzeć do wieży?
Po chwili jednak okazało się, że nie będzie im dane spokojne oczekiwanie, bowiem wiatr przyniósł zapach, którego z niczym nie można było pomylić.
- Jeśli to las się pali - powiedział - to powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, gdzie jest dużo wody. A jeśli pali się coś innego... Tak czy tak, zdecydowanie czekają nas niezbyt przyjemne chwile.