|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-07-2021, 15:45 | #271 |
Administrator Reputacja: 1 | Felix, co starannie ukrywał, podzielał zdanie Esme. Głupotą, i to krańcową, było bieganie po lesie i ściganie dzikusów, którzy myśleli tylko o tym, by uciec jak najdalej. Szans na ich dogonienie praktycznie biorąc nie było, a to znaczyło, że cały pościg był tylko i wyłącznie stratą czasu. No chyba że dzikusy miały w okolicy swoich pobratymców. Wtedy pościg nie oznaczał nic innego, jak wpakowanie się w kłopoty. Felix miał jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie, bowiem - jak na razie - dzikusów miał powyżej uszu. - Chcieli zapewnić nam bezpieczeństwo - powiedział. - A ten pośpiech to tylko niechęć do nocowania w lesie, czy też chodzi o to, by jak najszybciej dotrzeć do wieży? Po chwili jednak okazało się, że nie będzie im dane spokojne oczekiwanie, bowiem wiatr przyniósł zapach, którego z niczym nie można było pomylić. - Jeśli to las się pali - powiedział - to powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, gdzie jest dużo wody. A jeśli pali się coś innego... Tak czy tak, zdecydowanie czekają nas niezbyt przyjemne chwile. |
09-07-2021, 17:15 | #272 |
Reputacja: 1 | Inżynier biegł tak szybko, jak potrafił, podzwaniając nie tylko pancerzem, ale i całym mnóstwem narzędzi, jakie niósł na swym grzbiecie. Można by pomyśleć, że to pędzi cały zbrojny oddział. Jego pobratymiec wysforował się na przód, więc Bardin niewiele się zastanawiał, w którą stronę biec. Podążał za nim. Niezbyt liczył na to, że uda mu się zgubić pogoń. Musiał tylko odciągnąć ich na tyle daleko, by nie otrzymali więcej posiłków. I by kupić czas Zachowi i Vessie. A potem chyba przyjdzie zmierzyć mu się wręcz ze ścigającymi. Muszą tylko znaleźć dobre miejsce do obrony. Najlepiej jakąś jaskinię, gdzie we dwóch będą w stanie blokować przejście. Mimo biegu, intensywnie rozglądał się wokół, by dać znać Galebowi, gdy tylko znajdzie takie miejsce. W końcu jego zmysł obserwacji, tak przydatny dla inżyniera, mógł się na coś przydać. Chociaż cały czas po głowie mu się kołatało, że pomysł z jabłkiem był jednak bardziej bezpieczny. Nie było jednak co rozpaczać, nad rozlanym mlekiem. Szykowała się walka i to dość nierówna. Ha, gdyby to mógł zobaczyć jego stryj, Bladin! Po chwili jednak zreflektował się. Kapłan Grimnira nie pozwoliłby i nie pochwalił ucieczki z pola walki. Żadne względy nie zezwalały wyznawcom uciekać. Stryj pewnie rzuciłby się sam w środek wioski i wyrżnął połowę wartowników, nimby się zorientowali. No trudno, on nie jest ani wojownikiem, ani kapłanem Grimnira. Jakiś inny bóg będzie musiał się uśmiechnąć do niego. Zwrócił więc swe myśli do Morgrima. Ostatnio edytowane przez Gladin : 14-07-2021 o 21:04. |
09-07-2021, 18:16 | #273 |
Reputacja: 1 | Szlachcianka wciąż im narzekała, ale w sumie to już przestał jej się dziwić. Sam uważał, że to był głupi pomysł z pójściem za tymi dzikusami. Klausowi czekanie nie przeszkadzało, przez tyle lat pracy jako łowca nagród a potem wampirów wyrobił w sobie odpowiednio dużo cierpliwości, co nie znaczyło, że nie chciał być już dużo bliżej ich miejsca docelowego. |
12-07-2021, 12:11 | #274 |
Reputacja: 1 |
|
12-07-2021, 20:51 | #275 |
Reputacja: 1 | No nie tego się spodziewał w tej dziurze. Ołtarz Boga Krwi i resztki ofiar złożonych ku jego uciesze. Zachariasz wchodząc do jaskini myślał, że trafią do prymitywnej kopalni, w której dzikusy wydobywają ten dziwny, rozpalający serca krasnoludów metal. Zawiódł się srodze… A do tego jeszcze kątem oka złowił ruch. Aż się wzdrygnął. Nie widział co to było, ale to co zobaczył wystarczyło, żeby stracił ochotę na penetrację ciemnych korytarzy. Jakiś wężowy kształt. Obślizgły i morderczy kryjący się w mroku. Opanował drżenie i mocniej chwycił Vessę za rękę. Odchrząknął chcąc ukryć niepewność w głosie. - Dobrze prawisz. Nic tu po nas. Narychtowaliśmy dzikim sporo bigosu, więc chwilę im zajmie nim się z nim uporają. Oby się udławili. Chodźmy stąd. Prędko – pociągnął dziewczynę w stronę wyjścia. Czuł na plecach czyjś wzrok, ale był zbyt wystraszony, żeby odwrócić się i spojrzeć w ciemność za sobą. – Mam nadzieję, że nasi krępi przyjaciele poradzili sobie z wartownikami. A nie wiesz przypadkiem, w którą stronę uciekali? Bo tak mi się widzi, że ten ogień cośmy go rozniecili, jak go wiatr rozdmucha po lesie, to może być sporym problemem – gdyby Vessa widziała w ciemnościach, to dostrzegłaby na twarzy niziołka wyraz co najmniej zakłopotania, a równocześnie dziecinnej niewinności. |
14-07-2021, 09:09 | #276 |
Reputacja: 1 | Galeb, Bardin Khazadzi gnali, co sił w nogach. Galeb zdawał się jeszcze bardziej zostawić za sobą Bardina a inżynier mógł się tylko zastanawiać, gdzie starszy pobratymiec nauczył się tak szybko biegać. Obaj byli całkiem spoceni i zziajani. Dzikusy nie odpuszczali, choć ich zapał ostudził całkiem szybko Galeb, który co jakiś czas zatrzymywał się, pozwalał zbliżyć się Bardinowi i kanibalom, po czym strzelał do wrogów z kuszy. I znowu w bieg. I tak kilka razy, trafiając trzech z dzikusów kolejno w nogę, lewą rękę i korpus, przez co dwaj zostali wyłączeni z pościgu, a gdy po jakimś czasie następny z przeciwników dostał bełtem w brzuch, reszta stwierdziła, że nie ma sensu gonić za khazadami i wycofała się w głąb puszczy, zabierając rannego ze sobą. Galeb z Bardinem biegli jeszcze jakiś czas, a zwolnili, by odetchnąć dopiero wtedy, gdy upewnili się, że wrogowie porzucili pomysł dalszego pościgu. Dysząc ciężko i odpoczywając, czekali na Vessę i Zacha, którzy jakimś sposobem na pewno dotrą w miejsce, gdzie znajdowali się khazadzi albo Klaus z Felixem i kobietami. Vessa, Zach Mieli rację, zostawiając ponurą, prymitywną świątynkę poświęconą Panu Czaszek. Jeszcze nim wyszli z komnaty oboje widzieli błyskawiczny, ciemny ruch w odłamie korytarza, więc rzucili się czym prędzej do wyjścia. Wybiegli z jaskini, gdzie od razu wbił się w ich nozdrza gryzący zapach dymu. Kanibale uwijali się, by gasić swoje chaty, których płonęło już cztery. Nikt nie zwracał więc najmniejszej uwagi na znikających w lesie niziołka i Tileanki. którzy szybko zostawili wioskę dzikusów za sobą. Zachariasz nie miał większych problemów z odkryciem śladów dzikusów i krasnoludów. Podążali za nimi jakiś czas, by w pewnym momencie schronić się za kilkoma rosnącymi blisko siebie drzewami, dzięki czemu nie zostali odkryci przez wracających kanibali. Nie było wśród nich Galeba i Bardina, co znaczyło, że obu udało się uciec. I wyrządzić szkody, gdyż kilku dzikusów rannych było w nogi, brzuch czy ręce. Poczekali, aż tamci znikną im z pola widzenia i przyczajeni ruszyli za śladami khazadów. Kilkanaście minut później natknęli się na spoconych krasnoludów i opowiadając, co zastali w jaskini, ruszyli wraz z nimi do reszty drużyny. W pewnym momencie cała czwórka napatoczyła się na Klausa i Felixa, którzy poszli sprawdzić, skąd dochodzi swąd dymu. Klaus, Felix Ruszyli w las za niesionym przez wiatr zapachem dymu a dłuższy czas później wpadli na powracającą czwórkę, która wyjaśniła im, co zaszło - że znaleźli wioskę kanibali, jaskinię ze świątynią poświęconą Khorne’owi i coś wężowatego kryjącego się w ciemnościach. Wszyscy - No, w końcu wróciliście! - Prychnęła irionicznie Esme, patrząc po grupie pościgowej. - Najwyższa pora. Czas nam ruszać dalej, a nie marnować go na jakieś głupie zabawy i buszowanie po lesie. Zbierając się do drogi, wysłuchała jednak opowieści o tym, co się wydarzyło. - Dobrze, żeście lasu z dymem nie puścili. Choć jeśli tamci nie ugaszą swoich chałup, to pożar wkrótce może stać się faktem. Tym bardziej nie w smak mi pozostawać w tym lesie dłużej, niż trzeba. Ruszajmy! No i ruszyli, zgodnie z kierunkiem wskazanym przez starszego taboru Strigan. Podróżowali przez las kolejne kilka godzin a wiatr w końcu zmienił kierunek i nie niósł już przykrego zapachu dymu, a świeże, przyjemne powietrze. Gdy słońce znikało już powoli za horyzontem, bohaterowie ujrzeli niewielkie, kamieniste wzgórze, zwieńczone podniszczoną, ale całkiem dobrze trzymającą się wieżą i pozostałościami po blankach. Wychodząc z lasu, oprócz wieży dostrzegli płynącą wartko rzekę Yetzin, niosącą ze sobą przeróżne gałęzie i kłody w tempie nieco szybszym od energicznego marszu. Na oko miała trzydzieści metrów szerokości i była ostatnim, co dzieliło ich od przedostania się do wieży. Awanturnicy podeszli do brzegu i szybko zdali sobie sprawę, że przebrnięcie przez rzekę nie było możliwe pieszo lub konno. - Jakieś pomysły, jak pokonać tę rzeczkę? - zapytała Esme, skupiając swój wzrok na wieży stojącej na wzniesieniu. - Mówiąc szczerze nie w smak mi moczyć moje wspaniałe ubrania w tej zimnej wodzie. Ostatnio edytowane przez Quantum : 14-07-2021 o 09:24. |
15-07-2021, 21:22 | #277 |
Reputacja: 1 | - Mamy inżyniera, pani - Klaus musnął wąsa i wskazał na Bardina. - Taka rzeka, to nie problem. Gladinson tymczasem złożył swój plecak i zaczął rozglądać się wokół po drzewach. Prościej byłoby zbudować most, ale do tego potrzebne byłyby dużo wyższe drzewa. Albo więcej czasu. Albo więcej narzędzi. Niby czasu nie brakowało, mogli sobie tutaj stać i tydzień i budować. Ale tydzień wysłuchiwania tej jędzy? O nie... Rzeka miała ze trzydzieści metrów, aby przerzucić przez nią drzewo, musiałoby mieć ze czterdzieści i do tego rosnąć blisko brzegu. O ile najwyższe drzewa potrafiły osiągnąć taki wzrost, to w pobliżu akurat żadnego nie było. Pogwizdując zaczął wydobywać swoje narzędzia, piłę, gwoździe... - Słuchajcie, ma ktoś siekierę? Linę? Chyba była wśród łupów, Galebie? Będziemy potrzebowali około 30 pni, więc trochę czasu to zajmie. Tymczasem ze dwie osoby mogłyby się udać na zwiad w obie strony rzeki, może znajdzie się jakaś przeprawa? A trzecia osoba mogłaby się zabrać za przygotowanie posiłku - komenderował khazad, wchodząc w rolę głównego inżyniera. - No i ktoś mógłby stać na warcie. Gdy Felix przerwał mu tłumacząc, że przecież dużo kłód pływa w rzece i wystarczy je wyłowić, przekrzywił tylko głowę. - Gdyby nie było lasu pod ręką... ale tak, ciężko będzie wyłowić odpowiednio dużo podobnych grubością i długością kawałków - tłumaczył. - Dobra, słuchajcie. Roboty jest dużo, więc musicie mi pomóc. Budujemy tak... - Musimy naciąć pni, tak minimum tuzin, a jeszcze lepiej czternaście. Potem trzeba je przyciąć, żeby mniej więcej miały taką samą długość. Do tego sześć pni dłuższych o łokieć, to będzie szkielet tratwy. Drzewa nie mogą być ani za grube, ani za cienkie. Nie mogą być za grube, bo będziemy je wycinać nożem, czekajcie, pokażę wam jak - Bardin przypominał sobie, czego uczył go stary wilk morski, gdy pływał jako ogniomistrz na Viśle. Dziękował w duchu za te wszystkie popijawy z marynarzami. Jak się okazało, zdobył wtedy wielce przydatną wiedzę. Co prawda pierwszy raz będzie stosował ją w praktyce, ale przecież nie robią tej tratwy na konkurs. Mają po prostu przedostać się na drugą stronę. - Zostawiamy tylko po łokciu pnia bez nacięcia, z każdej strony. A grubość, na pół belki. Jak za głęboko tniemy, to tratwa może być za słaba. A jak za płytko, to nie będzie się trzymać do kupy. Źródło: Budowa tratwy cz.1 | Szkoła przetrwania |
16-07-2021, 09:41 | #278 |
Administrator Reputacja: 1 | Przyniesione przez "wycieczkowiczów" wieści należały do gatunku nieco niepokojących, na szczęście wyglądało na to, iż plemię dzikusów nie było zbyt liczne, a jego przedstawiciele zrezygnowali z myśli o dopadnięciu tych, co narobili. Zapewne zrezygnowali. Jeśli byli mściwi, to po ugaszeniu pożaru mogli ruszyć w pościg. Wszak nikt nie mówił, że mścić sie trzeba natychmiast. Z tego też powodu Felix uważał, że im szybciej ruszą w drogę, tym lepiej. Pościg, jeśli w ogóle jakiś był, nie dopadł ich, za to na drodze do wieży stanęła im rzeka. Nieco zbyt wartka i zbyt głęboka, jak na gust Felixa. W przeciwieństwie do Esme nie chodził ubranie, ale taki proch wody nie lubił, a sam Felix zdecydowanie nie pływał jak ryba. - Przejdę się w górę rzeki - powiedział, gdy Bardin przedstawił swą propozycję. - Jak wrócę, to pomogę przy budowaniu tej tratwy. Nie czekając na ewentualne komentarze ruszył na poszukiwania łatwiejszej przeprawy. |
|
| |