Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2021, 10:16   #125
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację

Stanimir zmarszczył brwi na słowa odnośnie stylu twojego życia; tego, że nie możesz nigdzie dłużej zagrzać miejsca. W pewnym sensie mogłeś dostrzec wypisane na jego twarzy zrozumienie i… współczucie?
- Nie możemy podróżować do innych światów inaczej, niż przy pomocy Mgieł, przyjacielu - odpowiedział na twoje pytanie. - Nawet jeśli jakaś kraina skąpana jest w słońcu a skwar leje się z nieba, naszemu pojawieniu się zawsze towarzyszą Mgły. Dla mnie to osobny byt, drzwi, dzięki którym możemy zwiedzać inne plany i jestem pewien, że gdyby Mgły nie chciały, nie puściłyby nas nigdzie. Zdarzało się bowiem, że nawet Vistani przechodzący przez nie gubili się i nigdy już nie wracali. Dlatego nawet my musimy na nie uważać. - Zakończył.


Droga powrotna nie nastręczała żadnych problemów, głównie dzięki użytej przez Samwise’a możliwości przyspieszonego ruchu dla całej drużyny. Nawet jeśli słyszeliście gdzieś dziwne odgłosy dochodzące z ponurej, leśnej gęstwiny, szybko zostawiliście je za sobą, poruszając się zadziwiająco szybko i nie czując przy tym dodatkowego zmęczenia.

W Barovii pojawiliście się więc dużo szybciej, niż się spodziewaliście i od razu ruszyliście do posiadłości Kolyanoviczów. Po drodze od razu dostrzegliście, że trochę się zmieniło od waszego wyruszenia do obozu Vistanich. Elewacje mijanych przez was drewnianych domostw nosiły ślady niezliczonej ilości pazurów, niektóre drzwi były otwarte a wszędzie panowała cisza. Wyglądało, jakby przez miasteczko przetoczyła się wataha wygłodniałych wilków, takich samych, jakie spotkaliście w lesie.

Co mogło być prawdą.

Z każdym kolejnym krokiem dało się jednak słyszeć jakieś przeraźliwe, przepełnione gniewem męskie krzyki, które dochodziły z miejsca, gdzie znajdował się dom rodzeństwa.


Przyspieszyliście kroku i już ze ścieżki prowadzącej do rezydencji widzieliście kłębiącą się tam sporą grupę ludzi z pochodniami i prowizoryczną bronią. Próbowali dostać się do domu, przekrzykując się co chwila.
- To wina tej wiedźmy! Wydaj nam siostrę, a oszczędzimy cię, Ismarku! - Krzyknął ktoś dzierżący siekierę.
- Mówiłem wam, że nie ma mowy! - Odparł gniewnie zza drzwi szlachcic. - Rozejdźcie się do domów, to nikomu nie stanie się krzywda!
- I ty śmiesz nam grozić? Jest nas dziesięciu przeciwko tobie i tej wiedźmie! Nawet ci obcy ci nie pomogą, bo ich tu nie ma! - Przez tłum przetoczył się szyderczy śmiech. - Mamy już dość ataków Strahda! Zabijemy dziewkę i w końcu będzie spokój! - Warknął starszy mężczyzna z cepem w dłoni a reszta zawtórowała mu okrzykiem poparcia.
- Nie wiecie, na co się porywacie - rzucił Ismark. - Jeśli ktoś przekroczy próg tego domu, zabiję!
- Dosyć gadania, smarkaczu! Straciliśmy już wystarczająco dużo czasu na te gadki! Albo otworzysz drzwi po dobroci, albo wejdziemy siłą! - Dorzucił stojący na przedzie nieznajomy z długim sztyletem. - Mamy dosyć tego wszystkiego! I słyszeliśmy, że to przez ciebie i tych obcych powiesił się ojciec Danovich! Jesteście zarazą tego miasteczka! Poczciwy Kolyan przewraca się w trumnie, że wychował taką zarazę!
- Spalić to siedlisko zła! - Doszło was z tłumu.
- Spa-lić! Spa-lić! Spa-lić! - Zaczęli skandować mężczyźni, gdy zachodziliście ich od tyłu.
Byli tak skupieni na próbie zrealizowania swojej zemsty, że żaden z nich nie zdawał sobie nawet sprawy z waszej obecności za swoimi plecami, a Couryn odpowiednio wcześniej dał znać Sheerze, że ta ma zachowywać się bezszelestnie.


 
Ayoze jest offline