Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-07-2021, 19:10   #121
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Odpowiedzi, jakich udzieliła Madame Eve, potwierdziły parę podejrzeń łowcy i wyjaśniły parę rzeczy, ale informacja dotycząca losów Enoli niezbyt przypadła Courynowi do gustu. Problem na tym jednak polegał, iż nie mogli - praktycznie biorąc - nic zrobić, by wyrwać ją z łap Stradha. A słowa Rity, bez względu na ich szumny i dumny wydźwięk, były tylko i wyłącznie słowami, które w tej chwili nie miały i nie mogły mieć poparcia w czynach.

A to, że trzeba było pokonać najważniejszego wampira w okolicy... to już wiedzieli. Problem polegał na tym, że nie wiedzieli, jak tego dokonać. Podpowiedzi

Może i można by było dowiedzieć się czegoś więcej, porozmawiać z innymi Vistani, posłuchać opowieści, lecz kolejna informacja, jaka padła z ust Madame Eve, przekreśliła wszystkie te plany.
Skinął głową wróżbitce i wyszedł z namiotu. A potem dołączył do Algernona, który był gotowy, by udać się do wioski.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-07-2021, 21:23   #122
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

Samwise jeszcze krocząc w stronę Vistanich, zaczął grać na swej lutni. Jego długie, smukłe palce przeskakiwały między strunami, jakby stworzone do tego celu. Było w jego grze coś więcej niż sama muzyka. Bard subtelnie i nieuchwytnie rezonansował ze splotem, powodując większe skupienie uwagi i swego rodzaju zachwyt większy niźli czyniłby zwykły, uzdolniony muzyk. Bardowie słynęli z ponadprzeciętnych umiejętności, które sprawiały, że ich wykonania balansowały na granicy nadnaturalnych doznań. Samwise właśnie udowodnił, iż jest to przynajmniej w części prawdą.

- Samwsie Avaron - bard po skończonym spektaklu przedstawił się gawiedzi i uścisnął prawice ze Stanimirem i razem zasiedli przy ognisku przy kielichu.

Rozmawiali czas jakiś, nie tylko o sprawach dręczących młodego mężczyznę, który znalazł się w tych krainach niby przypadkiem. Na przykład, słysząc jaka klątwa spotkała Vistanich, Samwise przyznał, że czasem myśli, że i on jest przeklęty.

- Nie potrafię zbyt długo przebywać w jednym miejscu. Być może już jestem Vistanim w jakimś stopniu - Samwise uśmiechnął się do jakiś swoich myśli. - Taką już mam naturę, że nigdzie nie czuję się do końca na miejscu, dopiero kiedy wyruszę w podróż, czuję się jakbym na powrót mógł oddychać. Chce mi się biec i łapać wiatr.

Być może Samwise rozmawiał ze Stanimirem zbyt otwarcie, lecz jasne było, że czuł się w tym towarzystwie dobrze. Być może nawet zapragnął zostać jednym z nich, a może zwyczajnie szukał sposobu by wyrwać się z tej krainy - bądź co bądź swoistego więzienia. Z jednego z tych powodów, lub obu na raz zapytał swojego rozmówcę o możliwość dołączenia do nich i kiedy usłyszał, że to niemożliwe sposępniał.

- Pamiętam, jak kilkanaście lat temu zbłądziłem we mgle, a kiedy ta opadła znalazłem się w zupełnie innym miejscu, zupełnie tak jak miało to miejsce teraz. Z tymże wtedy miejsce owe było spowite mroźnym oddechem zimy, podczas gdy przed mgłą było lato. Niewiele pamiętam z tego okresu, lecz musiałem jakoś powrócić do rodzinnego Waterdeep, wszak dorastałem tam i takie wspomnienia mi towarzyszą. Być może to tylko dziecięce senne ułudy, lecz to była tak wyraźne i namacalne, jak dzisiaj... w tej chwili. Czy kiedy wy, Vistani podróżujecie do innych planów... czy zawsze towarzyszy wam mgła? Nawet kiedy przechodzicie między dwiema krainami odmiennymi od tej?

Wyznanie to usłyszał Nicodemus, który wraz z resztą dołączył do nich przy ognisku chwilę przed wyruszeniem w podróż powrotną. Być może o tym właśnie mówił Samwise po spotkaniu ze Strahdem, kiedy wymsknęło mu się, że rozważał, czy to nie o niego chodziło wampirowi.

Ponagleni przez wróżbitkę wyruszyli w drogę powrotną. Zawsze kiedy przystawali na chwilę i byli stosunkowo bezpieczni, Samwise przygrywał coś cicho. Grał tym razem na piszczałce prostą, marszową melodię. Ledwo na granicy percepcji. Było cos w tej melodii takiego, że zapadała w pamięć i sprawiała podróż, jakby przyjemniejszą i szybszą.


1. Pyta Stanimira: "Czy kiedy wy, Vistani podróżujecie do innych planów... czy zawsze towarzyszy wam mgła? Nawet kiedy przechodzicie między dwiema krainami odmiennymi od tej?"

2. Korzysta z przyśpieszenia ruchu - wykorzystuję wszystkie ładunki Bardic Performance, by przyspieszyć możliwie podróż. (9 ładunków)



 
Rewik jest offline  
Stary 08-07-2021, 21:43   #123
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
post tworzony z shewa

Jane miała wielką ochotę opuścić to miejsce. Karty kojarzyły się jej z kuglarzami i oszustami. Coś w tej atmosferze sprawiało, że miała baczenie na swoją sakiewkę i choć Eva powiedziała wiele i choć było to bliskie temu co ich spotykało to... jakoś nie ufała Vistachim. Chyba głównie dlatego iż byli to ludzie jej obcy, a jednak tutejsi. To co dla nich wydawać się mogło zagadką dla Evy mogło być oczywistością, a Jane... nie lubiła takich sytuacji. Pozwoliła towarzyszom porozmawiać z kobietą pilnując by nikt nie doprawił im rękojeści w plecach.

To co się zdarzyło potem, ten cały pokaz nie poprawił jej nastroju. Historia była piękna, jednak... użycie magii. Było w takich zdolnościach coś co złodziejkę niepokoiło. Choć sama potrafiła odrobinę, to jednak cały czas miała dystans do tych co oddawali się sztukom magicznym. Zbyt potężne to były czynności i zbyt obce dla niej. Tym bardziej cieszyła się, że opuszczają obozowisko.


Rozmowa z Nico

Gdy opuścili obóz Vistachich Jane zbliżyła się do Nico.
- Coś czuję, że gdy wrócimy do Ismarka czeka cię przesłuchanie. - Złodziejka skinęła w kierunku Rity mówiąc jednak tak cicho by jedynie paladyn mógł ja usłyszeć. - Szła w kapturem na głowie uważnie przyglądając się lasowi wokół nich.
- Zapewne tak będzie. - Paladyn nie miał złudzeń, co do tego, że towarzysze będą oczekiwać wyjaśnień - Nie bardzo mam ochotę o tym opowiadać, ale okoliczności mnie do tego zmuszają. - skrzywił się na sekundę, ale na jego twarz szybko wrócił uśmiech - Nie stanowię dla Was zagrożenia. Być może będę nawet bardziej przydatny dzięki temu, co mnie spotkało.
- Nie uważam się za specjalistkę jak Rita… ale czuję, że raczej dbasz o nasze dobro. A nauczyłam się ufać swoim przeczuciom. - Clapham wzruszyła ramionami. - Ja cię zmuszać do niczego nie będę. Ona… obawiam się, że chętnie by cię nawet torturowała jakby trzeba było.
- Dziękuję. - Nicodemus uśmiechnął się do Jane - Niestety sytuacja wygląda jak wygląda i muszę wyjaśnić o co tak naprawdę chodzi. Podejrzenia Rity są uzasadnione. Nie są słuszne, ale ma prawo mi nie ufać po tym, co usłyszeliście.
- Ona nikomu nie ufa. Nie licząc jej boga oczywiście. - Złodziejka spojrzała z zaciekawieniem na idącego obok paladyna. - A… ty też rozumiesz wilki? Czy też tylko możesz mówić do nich?
- Rozumiem. Nie tylko wilki. Nie mam nad nimi władzy, ale mogę próbować je przekonać, żeby postąpiły zgodnie z moimi życzeniami. - zwięźle wyjaśnił - Możliwe, że ta umiejętność w końcu na coś mi się przyda.
- Jeśli Rita nie uzna że to wystarczający powód by cię torturować czy spalić na stosie. - Jane pozwoliła sobie, na rzadko przez siebie używany, zadziorny uśmiech. - Zawsze byłam ciekawa co siedzi w głowie takiego zwierza.
-Rita bywa uparta, ale w gruncie rzeczy nie jest zła. Dogadamy się. Na pewno. - paladyn wyglądał na pewnego siebie - Nie popełniłem żadnej zbrodni, więc nie mam się czego obawiać. Jeśli towarzysze oczekują, że się przed nimi wytłumaczę to tak zrobię. Cieszy mnie jednak fakt, że ty mnie o to nie prosisz. Dziękuję.
Jane ponownie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem jak było w miejscu, z którego pochodzisz, ale mnie… często się zdarzało, że to co dobrzy robili innym krzywdę. Ale oczywiście zawsze w dobrej wierze. - Chwilę szła w milczeniu z poważną miną, w końcu jednak uśmiechnęła się. - Teraz najważniejsze to przetrwać… i chyba spróbować uwolnić Enolę, nie?
- Jeśli chcemy iść do siedziby Strahda to musimy się najpierw przygotować. W tym momencie wątpię, że mielibyśmy jakiekolwiek szanse.
- Skoro my nie mamy szans, to jakie ma Enola? - Jane odwróciła wzrok by ukryć zmartwienie.
- To trudne pytanie. Zakładając, że Madame Eva nas nie okłamała, to nie mamy wiele czasu. Możemy oczywiście spróbować ją wykraść z zamku, ale wątpię, że coś takiego jest wykonalne. - westchnął - Mimo wszystko powinniśmy to rozważyć.
- Nie podoba mi się, że ją tak zostawiamy. - Jane odezwała się po dłuższej chwili. - Ja… jakoś czuję, że równie dobrze ja mogłam być na jej miejscu.
- Może coś wymyślimy. Pewnie dałoby się ją jakoś wykraść. - Paladyn nie wyglądał na przekonanego, ale chciał wierzyć w swoje słowa - Możemy razem spróbować przekonać do tego resztę.
- Niestety nie jestem w tym dobra… - Złodziejka westchnęła ciężko i spojrzała na pozostałych.
- Zobaczymy co uda nam się osiągnąć na tym polu. - uśmiechnął się do Jane - Na razie się tym nie martwmy. Poruszymy ten temat po moim przesłuchaniu.
Jane ponownie podniosła na towarzysza wzrok.
- Nie obawiasz się go? Przysłuchiwałam się waszej rozmowie po zabiciu Doru… to będzie duża ilość czczego i bezsensownego gadania.
- Nie sądzę. Powiem, co mam do powiedzenia w dwóch zdaniach. Nie sądzę, że będzie dużo pytań. - Głos Nicodemusa był dziwnie pozbawiony emocji. Widać było, że nie cieszy go ta perspektywa.
Jane ugryzła się w język i przytaknęła ruchem głowy.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-07-2021, 03:55   #124
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Rozmowa z Madame Evą przyniosła tyleż pytań, co odpowiedzi. Zakładając oczywiście, że staruszka mówiła prawdę, ich perspektywy nie rysowały się zbyt wesoło. Żeby wrócić do domu musieli zabić Strahda, poand czeteystuletniego wampira, w dodatku w krainie, którą niepodzielnie władał. Miały w tym pomóc jakieś rzeczy, o których wiedzieli tyle, co nic, a mętne wskazówki mogły oznaczać cokolwiek. Czekało ich sporo pracy.

Po wyjściu z namiotu, Nicodemus chwilę przysłuchiwał się rozmowom. Opowieść Vistanich była ciekawa i być może nawet cenna. Każdy okruch wiedzy na temat wampirzego władcy, mógł kiedyś okazać się na wagę złota. Historia Sama też była warta odnotowania. Paladyn nawet skinął bardowie głową, jakby dziękując za odpowiedź na swoje wcześniejsze pytanie.

Nie tracili już więcej czasu w obozie. Musieli szybko wrócić o ustalić plan działania. Czekała ich też poważna rozmowa, którą Nico w rozmowie z Jane, określił mianem przesłuchania. Być może wcale nie będzie tak źle. Może nawet pójdzie szybko, tak jak sobie planowa. Nie zmienialo to jednak jednej rzeczy. Nie miał na to ochoty. Na szczęście, dzięki Jane, czuł się nieco pewniej.

 
shewa92 jest offline  
Stary 10-07-2021, 10:16   #125
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację

Stanimir zmarszczył brwi na słowa odnośnie stylu twojego życia; tego, że nie możesz nigdzie dłużej zagrzać miejsca. W pewnym sensie mogłeś dostrzec wypisane na jego twarzy zrozumienie i… współczucie?
- Nie możemy podróżować do innych światów inaczej, niż przy pomocy Mgieł, przyjacielu - odpowiedział na twoje pytanie. - Nawet jeśli jakaś kraina skąpana jest w słońcu a skwar leje się z nieba, naszemu pojawieniu się zawsze towarzyszą Mgły. Dla mnie to osobny byt, drzwi, dzięki którym możemy zwiedzać inne plany i jestem pewien, że gdyby Mgły nie chciały, nie puściłyby nas nigdzie. Zdarzało się bowiem, że nawet Vistani przechodzący przez nie gubili się i nigdy już nie wracali. Dlatego nawet my musimy na nie uważać. - Zakończył.


Droga powrotna nie nastręczała żadnych problemów, głównie dzięki użytej przez Samwise’a możliwości przyspieszonego ruchu dla całej drużyny. Nawet jeśli słyszeliście gdzieś dziwne odgłosy dochodzące z ponurej, leśnej gęstwiny, szybko zostawiliście je za sobą, poruszając się zadziwiająco szybko i nie czując przy tym dodatkowego zmęczenia.

W Barovii pojawiliście się więc dużo szybciej, niż się spodziewaliście i od razu ruszyliście do posiadłości Kolyanoviczów. Po drodze od razu dostrzegliście, że trochę się zmieniło od waszego wyruszenia do obozu Vistanich. Elewacje mijanych przez was drewnianych domostw nosiły ślady niezliczonej ilości pazurów, niektóre drzwi były otwarte a wszędzie panowała cisza. Wyglądało, jakby przez miasteczko przetoczyła się wataha wygłodniałych wilków, takich samych, jakie spotkaliście w lesie.

Co mogło być prawdą.

Z każdym kolejnym krokiem dało się jednak słyszeć jakieś przeraźliwe, przepełnione gniewem męskie krzyki, które dochodziły z miejsca, gdzie znajdował się dom rodzeństwa.


Przyspieszyliście kroku i już ze ścieżki prowadzącej do rezydencji widzieliście kłębiącą się tam sporą grupę ludzi z pochodniami i prowizoryczną bronią. Próbowali dostać się do domu, przekrzykując się co chwila.
- To wina tej wiedźmy! Wydaj nam siostrę, a oszczędzimy cię, Ismarku! - Krzyknął ktoś dzierżący siekierę.
- Mówiłem wam, że nie ma mowy! - Odparł gniewnie zza drzwi szlachcic. - Rozejdźcie się do domów, to nikomu nie stanie się krzywda!
- I ty śmiesz nam grozić? Jest nas dziesięciu przeciwko tobie i tej wiedźmie! Nawet ci obcy ci nie pomogą, bo ich tu nie ma! - Przez tłum przetoczył się szyderczy śmiech. - Mamy już dość ataków Strahda! Zabijemy dziewkę i w końcu będzie spokój! - Warknął starszy mężczyzna z cepem w dłoni a reszta zawtórowała mu okrzykiem poparcia.
- Nie wiecie, na co się porywacie - rzucił Ismark. - Jeśli ktoś przekroczy próg tego domu, zabiję!
- Dosyć gadania, smarkaczu! Straciliśmy już wystarczająco dużo czasu na te gadki! Albo otworzysz drzwi po dobroci, albo wejdziemy siłą! - Dorzucił stojący na przedzie nieznajomy z długim sztyletem. - Mamy dosyć tego wszystkiego! I słyszeliśmy, że to przez ciebie i tych obcych powiesił się ojciec Danovich! Jesteście zarazą tego miasteczka! Poczciwy Kolyan przewraca się w trumnie, że wychował taką zarazę!
- Spalić to siedlisko zła! - Doszło was z tłumu.
- Spa-lić! Spa-lić! Spa-lić! - Zaczęli skandować mężczyźni, gdy zachodziliście ich od tyłu.
Byli tak skupieni na próbie zrealizowania swojej zemsty, że żaden z nich nie zdawał sobie nawet sprawy z waszej obecności za swoimi plecami, a Couryn odpowiednio wcześniej dał znać Sheerze, że ta ma zachowywać się bezszelestnie.


 
Ayoze jest offline  
Stary 10-07-2021, 14:25   #126
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Podróż z powrotem do Barovii, dzięki zdolnościom Sama poszła szybko i sprawnie. Miasteczko wyglądało jednak, jakby przeszła przez nie banda wygłodniałych bestii.
- Strahd chyba nie lubi, jak nic się tutaj nie dzieje - powiedział do wszystkich, przyglądając się zniszczonym pazurami domom. - Mam nadzieję, że nikt nie zginął. Lepiej chodźmy sprawdzić, co z Iriną i Ismarkiem.

Jak się szybko okazało, pod domem rodzeństwa zebrała się żądna krwi grupka mieszkańców mająca już dość nalotów potworów władcy tej krainy. Z jednej strony im się nie dziwił, ale z drugiej nie mogło być tak, że dokonają sobie samosądu na Irinie. Kobiecie, na którą parol zagiął sam Strahd. To było najgłupsze, co mogli zrobić.

- E! - Krzyknął i zagwizdał, jak na psa, gdy byli już przed werandą. - Obcy wrócili i dobrze wam radzę, żebyście się stąd zawinęli, póki macie taką możliwość. Nikt nikogo nie będzie dzisiaj zabijać, no chyba, że chcecie spotkać się z waszym Panem Poranka, to zapraszamy. Nasza bojowa zakonnica Rita na pewno będzie miała radochę z takiej zabawy. - Uśmiechnął się krzywo, blefując, choć w przypadku Marvelli nie mógł być pewien, czy ta rzeczywiście nie chciałaby ruszyć na tych wystraszonych biedaków. - Nie mówiąc już o tej przemiłej kocicy. - Pogłaskał Sheerę po łbie. - Jakżeż pięknie będą wyglądać wasze członki między tymi ostrymi zębami, prawda?

Założył ręce na piersi i westchnął.
- A swoją drogą, czy do waszych pustych łbów nie dotarło jeszcze, że jeśli byście spróbowali podnieść rękę na Irinę, to Strahd zrówna wasze paskudne miasteczko z ziemią? Jestem tu zaledwie od wczoraj, a już to wiem. On chce Irinę, a jeśli ją skrzywdzicie, nie będzie odwrotu. Zginiecie. Wszyscy. Więc sio, wypierdalać do domów, zanim się naprawdę zdenerwujemy i komuś stanie się krzywda.

Nie groził im bronią, bo w zanadrzu miał parę sztuczek, po których ten silny grupą tłumek nasrałby w spodnie. Zresztą, wiedział, że nawet jeśli jego starania nie przyniosłyby efektu, to Rita ich zastraszy, albo Nicodemus przemówi im inaczej do rozsądku. Dziwna to była zbieranina, ale Algernon całkiem dobrze się wśród nich czuł. Nawet pomimo tego, że jeszcze niedawno ta ortodoksyjna menda, która stała nieopodal niego starała się mu wmówić, że jest podstawionym pionkiem Strahda.
 
Quantum jest offline  
Stary 10-07-2021, 21:57   #127
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Samwise zmrużył oczy, jakby ponownie rozważał co tak właściwie pchało jego towarzyszy do obrony akurat tej dwójki osób, rozważał też chyba pobudki mieszczan.


Wcześniej, podczas podróży głośno wyraził swoje wątpliwości czy powinni wyruszyć w podróż akurat z nimi. Irina była w pewnym stopniu naznaczona, wybrana przez Strahda. Wątpliwe było, by pozwolił jej tak po prostu odejść, a więc i oni będą najpewniej uwikłani w niebezpieczną sytuację. Oczywiście rozumiał szlachetne pobudki części z nich. Pomoc innym nie była Samowi obca, lecz ten układ był wyjątkowo ryzykowny. Wydawał się bardzo niezdecydowany w tej sprawie.

- Z tego co wiemy Vallaka to miejsce gdzie Strahd, nie ma pełni władzy. Z całą pewnością powinniśmy tam właśnie ostatecznie się udać, lecz obawiam się faktu, iż Irina zdaje się być cenna dla wampira. Jeśli prawdą jest to, że nic nie ujdzie jego uwadze, to świadomie drażnimy się z istotą wielokrotnie potężniejszą od każdego z nas. - mówił wtedy.

Dzięki bardowskiej magii podróż zdała się momentami nawet przyjemna, lecz tematy, które roztrącali z pewnością do łatwych nie należały. Samwsie nie kierował swych słów do nikogo konkretnego, mówił do całej grupy.

- Podzielam chęć pomocy, lecz czy to aby najlepszy pomysł? Czy nie powinniśmy znaleźć innego wyjścia? Być może wyruszyć samemu, lub całkowicie zarzucić ten pomysł, wszak Enola jest w potrzebie. W czym Irina jest wam cenniejsza od osoby, która trafiła tu razem z nami? - Samwise rozważał cos przez chwilę - Widzieliście go tak samo, jak i ja. Nie jest bezmyślną bestią. Z całą pewnością niegodny zaufania i groźny, lecz kierują nim nieznane nam pobudki. Być może jesteśmy w stanie pomóc Enoli? Być może Strahd byłby skłonny ją uwolnić? - Samwise nie sugerował wtedy tego głośno, ale jasne było dla wszystkich, że nawet jeśli tak będzie, to niewątpliwe Strahd będzie chciał od nich czegoś w zamian.


Teraz, kiedy gawiedź ruszyła zbrojnie na burmistrza i jego siostrę, Sam dostrzegał pewien brak logiki w rozumowaniu wieśniaków, lecz trudno było winić o to mieszkańców Barovii. Obrali cel, który był w ich zasięgu. Najpewniej bezczynność i bezsilność ich wyniszczała, więc obrali zastępcze ofiary. Miast winić za ataki Strahda, winili kobietę, którą ten sobie bez jej woli upodobał.

Czoło mężczyzny zmarszczyło się jeszcze bardziej, kiedy Algernon zastraszał zastraszonych. Być może było to słuszne rozwiązanie. Odegnać zagrożenie i opuścić to miasteczko, wybierając się w podróż do Vallaki, nim buńczuczne nastroje znów rozgorzeją. Nie było to jednak rozwiązaniem długoterminowym. Zabraknie ich w pobliżu, a mieszkańcy znów chwycą za widły. Po namyśle bard uznał widocznie, że jest to akceptowalne rozwiązanie, niezależnie od tego czy zdecydują się wyruszyć razem z burmistrzem czy nie, bowiem jego oblicze wygładziło się.

Usłyszeli w oddali coś jakby wycie wilka, choć zniekształcone, być może przez dzielącą ich odległość. Jeśli rzeczywiście było to wycie wilków, znaczyło, że stado wciąż jest w pobliżu. Nastąpiło to jakby na potwierdzenie słów Algernona.

- Cokolwiek zaatakowało tę wioskę, wciąż może być w pobliżu. - powiedział Samwise, próbując dodatkowo podkopać morale wojowniczych mężczyzn. - Nie powinniście walczyć ze sobą, kiedy wróg otacza wasze domostwa.


1. Korzystam z cantripa ghost sound imitując odległe wycie wilków, po jakimś czasie rozmów, jeśli nie dojdzie do rozstrzygnięcia ponawiam, ale głośniej.

2. Gdyby wszystko zawiodło, proponuję wieśniakom układ, że drużyna, Irina i burmistrz opuszczą to miasteczko. (ale tylko w ostateczności, bo nie wiem na ile to miało być tajną informacją)



 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 10-07-2021 o 22:02.
Rewik jest offline  
Stary 11-07-2021, 00:56   #128
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Cytat:
„Prawo jest rozsądkiem, na który nie mają wpływu pragnienia.”
– ustęp z Błogosławionej Księgi Wszechwidzącego Oka.
Siostra Rita z wyraźną ulgą opuściła obozowisko chaotycznych łotrzyków. Wizyta przebiegła nader pokojowo, więc niestety nie miała okazji policzyć się z tym niecnym towarzystwem. Choć dla pewności przed odejściem jeszcze sprawdziła, czy jej trzos był na miejscu. Na szczęście Vistanich jednak spoczywał na swoim miejscu i nie brakowało w nim ani jednej monety. Po tej inspekcji kobieta oddaliła się z plugawego dlań obozu, nie odwracając nawet na moment wzroku. Miała szczerą nadzieję, że już nigdy nie trafi do podobnego miejsca. A przynajmniej nie w pokojowych zamiarach...

Szybki marsz, będący zasługą uskrzydlającej muzyki Samwise'a, był na rękę wojennej kapłance. Świadoma była bowiem, że pod jej nieobecność potwór może przejść do realizacji swoich niecnych zamiarów odnośnie Iriny. W drodze powrotnej pomiędzy baczną obserwacją okolicy wysłuchała uwag barda.
— Wampir może zdawać się potężny — odparła. — Ale nie jest niepokonany. A i my nie przypadkiem tu trafiliśmy... Lepiej też żyć wiarą, aniżeli wątpić. Kto bowiem żywi wątpliwości, podobny jest do fali morskiej wzbudzonej wiatrem i miotanej to tu, to tam. Taki chwiejny człek nie znajdzie swego miejsca i nie otrzyma nic od Helma, czy też... Losu.
Specjalnie zmieniła koniec swej porady, pomna bezbożnych przekonań towarzysza.
— Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale później radość dla niego zakwitnie — dodała. — W naszej misji chodzi o coś wiele ważniejszego niż Irina, Enola... a nawet my sami. A z diabłem układać się nie wypada. Róbmy zatem, co do nas należy. Nasza droga, nawet jeśli wybrukowana jest przeciwnościami, ostatecznie i tak prowadzi do zgładzenia bestii. Los Dickens z kolei nie jest przesądzony, lecz bez wątpienia odwracając odeń wzrok wampira, zapewnimy jej nieco wytchnienia. I między innymi właśnie dlatego musimy Irinę zabrać z Barovii. Nie dostrzegam ni krzty sensu we włamywaniu się do zamku, gdyż potwór jest w pełni mocy i na dobrze znanym sobie terenie. Celem naszej wędrówki jest go osłabić i dobić. A nie rzucić mu bezpośrednie wyzwanie. Jeszcze nie teraz...
Zawiesiła ponuro głos. Następnie zaczęła dumać nad otrzymanym od swego boga poleceniem. Nie skonkretyzował on bowiem swego zamiaru. Jednak z jego słów białowłosa wywnioskowała, że zalecał jej kontynuowanie obecnych zamiarów. Musiał więc jej ufać i pochwalać jej aktualne poczynania. Wielce ją to cieszyło. Przy okazji zastanawiała się gdzie dokładnie i jak daleko znajdowały się wymienione przezeń miejsca, tzn. Hazlan i Nova Vaasa. Zdawało się, że na pewno nie w najbliższej okolicy. Swoją drogą ze słów Prawodawcy jasno wynikała dość interesująca rzecz, a mianowicie, że Barovia nie jest jedyną krainą w tej upiornej sferze. Marvella dumała zatem, czy w takim wypadku każdą z nich władała istota na miarę Strahda, czy też był to przypadek jedyny w swoim rodzaju. Bądź co bądź cieszył ją niezmiernie fakt, że nawet w tak upiornej sferze istniały jeszcze miejsca święte, enklawy absolutnej praworządności.

Tymczasem w mrocznej Barovii, jedna kobieta była prawem...


Cytat:
„W społeczeństwie, w którym nie ma prawa i przymusu, jedynym arbitrem zachowania staje się opinia publiczna. Lecz opinia publiczna, z powodu ogromnego dążenia do konformizmu u wszystkich istot stadnych, jest mniej tolerancyjna niż jakikolwiek system prawny.”
– komentarz bitewnej zakonnicy Anabelli Tharne na temat samosądu dokonanego na kapłanie Tyra, Fenthicku Mossie, 1372 Rachuby Dolin.
Podczas podróży przez miasto Barovię czempionce wiary nie umknęły ślady pozostawione przez wilcze bestie. Obserwując z ponurym obliczem poczynione przezeń szkody, z miejsca pożałowała, że Nicodemus spłoszył te, które wcześniej napotkali. Gdyby bowiem utoczyła krwi więcej niż jednej, to z pewnością przyniosłaby nieco więcej ulgi mieszkańcom tutejszych ziem. Szafirowooka wręcz sądziła, że najlepiej byłoby całkiem wytępić monstrualne wilki. Ale zarazem była świadoma, że nie ma czasu, by wytropić i powalić je wszystkie.

Zbliżając się do posiadłości, jej czujne uszy pochwyciły gwar dobiegający z tamtego kierunku. Składały się nań podniesione męskie głosy. Co też sprawiło, że przyspieszyła kroku. Jeśli bowiem lękliwi mieszkańcy opuścili swe domostwa, to znaczyło, że napad potworów poważnie ich rozjuszył, a tym samym popchnął do ostateczności. Kobieta miała bardzo złe przeczucia odnośnie tego, co mogło się dziać pod domem Kolyanovichów...

Dotarłszy do ścieżki prowadzącej do posiadłości, święta wojowniczka dostrzegła agresywny motłoch. Przeklęła pod nosem tych ludzi, bowiem nienawidziła samosądów. Przy okazji wysłuchała krótkiej wymiany zdań między Ismarkiem a tłuszczą. W międzyczasie podliczyła wszystkich ludzi i w rezultacie uzyskała liczbę stanowiącą niecały tuzin. Nie było to nic, czemu nie dałaby rady. Oczywiście także zbrojnie, gdyby w ogóle mieszczanom strzeliło coś tak głupiego do głowy...

Jednak wkroczyła do akcji dopiero po tym, jak Algernon skończył mówić. Na jej gust ze swoją manierą bardziej nadawał się do akademickich debat uczonych, a nie rozpędzania agresywnego tłumu. Ewidentnie nie miał okazji tłumić zamieszek, jak ona. Nie podobało jej się też, jak używał zuchwałego tonu i powoływał na jej miecz, choć w paru miejscach nie brakowało mu racji.
— Odstąpcie, obywatele! Natychmiast! — siostra zakonna rzuciła w czasie interwencji gromkie polecenie, czyniąc to niczym sierżant straży miejskiej, zarazem odważnie wychodząc przed tłum i zagradzając mu drogę do posiadłości. — Ostrzegam! Na mojej warcie nikt gwałtem nie wedrze się do tej posiadłości! Choć oczywiście możecie próbować, jeśli spieszno waszym flakom do użyźnienia podłoża...
Błyskawicznie dobyła miecza i wycelowała nim w tłum. Przesunęła nim poziomo, jakby po kolei wskazywała każdego obecnego z osobna, w domyśle wszystkim im obiecując ponury koniec, jeśli nie zastosują się do jej ostrzeżenia. Na koniec zaś wbiła go w ziemię przed sobą i wsparła pancerne dłonie na głowicy.

— Jak już rozumiecie, nie uczynicie żadnej krzywdy kryjącej się tam dziewce. Zresztą, głupoty powiadacie. Jako rzekł tamten mąż — wskazała głową Hobbsa. — Strahd, póki żyw, nie da wam spokoju. Zaś jeśli zabijecie jego oblubienicę, to dodatkowo wywrze na was srogą pomstę, nie zostawiając tu kamienia na kamieniu...
Spojrzała surowo po gniewnych obliczach zgromadzonych.
— Bodaj byłoby wam tak śpieszno na pogrzeb własnego władcy, Kolyana Indrinovicha! — zrugała barovian. — Jak śmiecie powoływać się na nań, kiedy nie oddaliście mu nawet ostatnich honorów? Byłam tam, i to właśnie ja wyprawiłam jego duszę na tamtą stronę! Dlaczego kalacie jego imię, powołując się nań w złej wierze? Żadnego z was nie widziałam przy jego mogile!... Zaś jeśli zaś chodzi o ojca Danovicha... To był zwykłym zdrajcą i przeniewiercą! Przez dziesiątek lat poił własną posoką wampirzy pomiot. Zaniedbywał też wielce świątynię waszego boskiego patrona. Cóż z tym uczyniliście? Nic! Dlaczegóż więc stajecie w obronie tego podłego zbrodniarza, a nastajcie na niewinną siostrę prawowitego powiernika władzy? Wiedzcie, iż Danovich powiesił się, bowiem nie mógł znieść bezmiaru własnych win, a przede wszystkim śmierci potwora, którego wespół z towarzyszami położyłam trupem. Ten knur szykował wam w swej piwnicy zagładę! Tak wielce był zepsutą jednostką. Plwam mu na grób!
Pieczętując swoje słowa, Rita pokazowo splunęła na ziemię. Następnie przeżegnała się według swojego rytu i zmówiła krótką modlitwę pod nosem „Stwórco dodaj mi sił. Wesprzyj mnie gdy dokonuję egzekucji prawa. Dodaj słusznej mocy memu głosowi!”. Potem ostatecznie przemówiła.
— Niniejszym rozwiązuje to nielegalne zgromadzenie. Nakazuję wam, rozejdźcie się w pokoju do swoich domostw. Macie minutę, by zastosować się do mojego polecenia. Ostrzegam ponownie, to nie są negocjacje! Jeśli się nie podporządkujecie, będę zmuszona zastosować przymus bezpośredni. A wtedy to ciszę baroviańskiej nocy niechybnie przerwie płacz dziesięciu biednych wdów...
Guidance+test zastraszania. Zakładam, że skoro inni też zastraszają, to mogę dostać od nich help action Rzutu z mojej strony nie będzie, bo kostnica padła

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 20-05-2023 o 10:42.
Alex Tyler jest offline  
Stary 11-07-2021, 09:42   #129
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Opuścili obozowisko Vistanich bez problemu, choć Rita miała minę, jakby chciała wyciąć w pień wszystkich, bez względu na płeć i wiek. Na szczęście nie przystąpiła do realizacji tego planu, co Couryn przyjął z prawdziwą ulgą.

Dzięki magii Samwise'a droga powrotna do wioski odbyła się w znacznie szybszym tempie, niż normalnie. Co, jak się okazało, było bardziej niz konieczne, jako że podczas ich nieobecności wioska została zaatakowana przez jakieś bestie. Ale nie wyglądało na to, by atak przyniósł jakieś efekty prócz śladów pazurów.
Wnet się jednak okazało, że to wrażenie było złudne i Couryn zaczął się zastanawiać, czy celem najścia bestii na wioskę nie było wzbudzenie strachu wśród mieszkańców. Jeśli tak, to zdecydowanie osiągnęły swój cel.

Zawsze mówiono, że strach jest złym doradcą. I zapewne on skłonił grupkę wieśniaków do zaatakowania domostwa Kolyanoviczów. Jakimś dziwnym trafem ogarnięci paniką mężczyźni nie pomyśleli o tym, że śmierć Iriny z pewnością nie ucieszy Strahda, a wściekły wampir zechce na kimś wyładować swą złość.

W przemawianiu do rozwścieczonego tłumu Couryn wprawy nie miał. Miał za to nadzieję, że słowa innych przekonają zdesperowanych mężczyzn. Ograniczył się zatem do zrobienia groźnej miny i wycelowaniu w jednego z mężczyzn z pochodniami.
A Sheera warknęła na tyle głośno, że z pewnością usłyszał ją każdy.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-07-2021, 03:41   #130
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Droga powrotna była dużo szybsza, głównie dzięki muzyce Sama. Nicodemus cieszył się z tego, że szybciej znajdą się pod dachem. Było wiele spraw, które powinni obgadać, ale nie chciał tego robić w miejscu, gdzie mogli zostać podsluchani. Z tego samego powodu milczał, kiedy bard zaczął rozmowę na temat ich dalszych poczynań.

-Mamy sporo kwestii do rozważenia i chociaż uważam niektóre za dość naglące, wolałbym poruszyć je już pod dachem. - zareagował dopiero na słowa Rity.

***

Próba samosądu trochę zaskoczyła Paladyna, ale w gruncie rzeczy była dosyć naturalną reakcją, podyktowaną strachem. Mówców było już dosyć, więc odbył tylko miecza i tarczy, stając u boku Rity. Czekał na reakcję tłumu, wierząc że sam jeszcze zdąży zadziałać.

Jak stanięcie u boku Rity wystarczy jako Aid another do zastraszania to chciałbym jej pomóc.


 
shewa92 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172