Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2021, 18:29   #352
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Czarna czapla”
Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie


Egon wstał nieco później niż zwykle. Oczywiście, powodem tego wszystkiego były wczorajsze przygody, jednak nie chciał pozwolić, żeby sprawy kuchcików zawaliły mu kolejny dzień.

Przede wszystkim, trzeba było ciągnąć dalej temat walk ulicznych, który od czasu, kiedy został rozpoczęty, szedł niczym przysłowiowa krew z nosa. Drugą sprawą, która była równie ważna, a która być może mogła zostać rozwiązana nieco szybciej - była sprawa pojmania człowieka Sondre, którą chciał obadać z Cichym.

Prawda była taka, że temat walk ulicznych był czymś, co wymagało sporej ilości czasu. Człowiek Sondre mógł umknąć w każdej chwili. Stąd Egon postanowił spotkać się z Cichym - postanowił skierować swoje kroki do Czarnej Czapli, gdzie zazwyczaj Cichy zwykł urzędować.

Gaduła siedział przy rutynowym stoliku Cichego. Egon znał go z opisu a i sam Gaduła wypatrywał gladiatora. Gdy go zobaczył natychmiast się odezwał.

- Kogo ja widzę Egon tak? - popatrzył i widać było, że jest trochę nadąsany siedząc na dupie i czekając drugi dzień na spóźnialskiego.

- Ano, miałeś do mnie interes - rzekł Egon. - To chodźmy do tego strażnika, bo czasu nie ma.

Gaduła przemilczał, że siedzi tu kurwa drugi dzień a Egon jest ogromnie spóźniony. Miał gadane nie mnożył problemów po prostu solidnie w końcu odpoczął zamiast zamarzać w jakieś dziurze. Uśmiechnął się i powiedział.

- Generalnie to szef miał. Ja mam cię zaprowadzić do sierżanta i wspierać tylko teraz to my go będziemy szukać po rejonie. Wieczorami siedzi w konkretnej karczmie. W dzień patroluje ale jak popytamy i poświęcimy chwilę czasu który mam nadzieję masz to go znajdziemy.

Egon skinął głową.

- Idźmy czym prędzej - rzekł, w głowie układając plan działania w głowie.

* * *

Południe; ulice miasta - Egon

Po opuszczeniu “Czapli” dwóch towarzyszy musiało sporo się nachodzić po zaśnieżonych ulicach aby natrafić na właściwy patrol straży miejskiej. Gaduła co prawda mniej więcej orientował się gdzie jest rejon Kuntza ale tak aby go spotkać w danej chwili i miejscu to jednak trzeba było trochę szczęścia i sporo chodzenia. W końcu jednak im się udało i natrafili na czwórkę strażników z halabardami którzy spacerowym tempem szli środkiem ulicy.

Gaduła podszedł do sierżanta by sie przywitać. Uścisnął mu dłoń na powitanie i powiedział.

- Sierżancie możemy gdzieś pogadać na uboczu? To jest Egon. Szef wyznaczył go by omówić wiadomą sprawę. - Gaduła przeprowadził zapoznanie i szybko przeszedł do tematu.

Egon skinął głową na sierżanta. Pozwolił przez chwilę mówić Gadule, wiedząc, że to on tutaj zna strażnika. Nie chciał wchodzić w słowo. Poczekał, aż tamten przemówi.

- No to mów. - Kuntze też nie bawił się w dypomację. Zszedł na pobocze wydeptanej w śniegu drogi aby jej nie tarasować i czekał z czym obaj przychodzą. Podobnie postąpili jego ludzie.

- Dobra - rzekł Egon. Podobał mu się strażnik, który nie owijał w bawełnę. - Jest sprawa z człowiekiem, którego chcecie złapać. Pomogę wam w tym. Widziałem już kamienicę, więc wiem, gdzie drab będzie chciał uciekać. Kiedy chcecie zakończyć tą sprawę? - rzekł Egon, który zakładał, że strażnik nie powie nie dla dodatkowej pary rąk do pracy.

- No żeby zakończyć to najpierw trzeba zacząć. - Kuntz uśmiechnął się trochę ironicznie. Po czym bez pośpiechy sięgnął po jedną z kieszeni przy pasie i wyjął z niej jakiś woreczek.

- Jak kolego widziałeś tą kamienicę to jest parę kroków przede mną. Mnie Cichy tylko pytał czy byłbym skłonny zaaresztować delikwenta. Ja powiedziałem, że mógłbym i w zamian dam wam go na przesłuchanie na pacierz czy dwa. I on powiedział, że się zastanowi i da znać. I na tym się skończyło. - sierżant strażników zdążył wyjąć fajkę jak to mówił i teraz bez pośpiechu zaczął ją nabijać tytoniem z tego właśnie wyjętego woreczka. Ale z tego co mówił wynikało, że właściwie Vasilij tylko wstępnie sądował temat i niewiele więcej. Dlatego Kuntz czekał na jakieś dokładniejsze wyjaśnienia zanim podejmie jakąś decyzję.

- Sprawa jest otwarta - Egon postanowił cierpliwie acz zwięźle wytłumaczyć strażnikowi, na czym sprawy stoją. - Cichy gadał, że owszem, sprawę trzeba popchnąć. I że całość jest do zrobienia. Ale zaiste, nie gadał, na jakim etapie sprawa stanęła.

- Kamienica taka, jak wiele innych w Neues Emskrank. Nic ciekawego. To ta na końcu ulicy Browarowej, pewnie byliście tam już wcześniej. Pomimo to, proponowałbym, zanim tam wykręcimy numer, żebyście sami ją obejrzeli. Ale nie całą kupą, tylko osobno. I bez zbroi strażnika, bo zaczną węszyć, że coś się kroi. Żebyście się rozeznali i mi na słowo wierzyć nie musieli.

- Z tego, co słyszałem, zbieg nie rusza się stamtąd wcale. Więc albo go już tam w ogóle nie ma i dał dyla, albo ukrywa się. Jak go nie ma, to sprawa już nie dla mnie, tylko trzeba tropić i przepytać ludzi.

- Jeśli jednak tam jeszcze jest, to bym tak to widział, że do drzwi puka dwóch luda, a przy wejściu do kamienicy i z tyłu stoi jeszcze dwóch, po jednym na każdej stronie. Od strony ulicy, tam, gdzie jest dach, byłbym ja z widokiem na front i tyły i mógłbym dołączyć się do tego, jeśli by próbował uciec frontem albo tyłem, stykłoby krzyknąć. Nie wiem, ilu ludzi możesz mieć do tego.

- Weszlibyśmy bez zbroi, ale każdy w kaftanie. W tym zmieści się gudendag albo buzdygan. Krótkich mieczy i sztyletów raczej bym nie brał, żywcem go przecież chcemy i bazujemy na zaskoczeniu. Rzecz druga, bez zbroi łatwiej biegać.

- Jak dla mnie, skoro jest tam już tak długo, to ma już jakąś drogę ucieczki, którą obcykał sobie. Może nawet i dachem. Tedy bym się przeszedł z wami przy tej kamienicy. Spojrzelibyśmy sobie jeszcze raz na to i może byście mi powiedzieli, co o tym sądzicie. We dwóch co najwyżej. I spojrzelibyśmy, czy jakąś drogą umknąć mógłby dachem. I pozamykalibyśmy drzwi na górę.

I na tym przystanął, chcąc usłyszeć zdanie sierżanta. Tu przypomniał sobie, że musi potem jeszcze rozmówić się jeszcze z Gadułą - może nie tyle co rozmówić, co spytać się go, czy Cichy przydzielił na to zadanie tylko jego samego, czy też czy Gaduła mógł także w tym uczestniczyć. Jeśli mieli odebrać uciekiniera strażnikom, to dobrze by było, gdyby Egon miał jeszcze jednego pomagiera, który byłby w stanie skuć draba i ulotnić się z nim gdzieś indziej.

- Browarowa mówisz? No to to poza naszym rewirem. - Kuntze zajął się rozpalaniem swojej fajki co go na chwilę zajęło. A ulica o jakiej rozmawiali rzeczywiście była dobre kilka kwartałów miasta stąd więc mogło być tak jak mówił strażnik.

- Ale szata zdobi człowieka kolego. Jak mamy kogoś aresztować musimy wyglądać jak strażnicy. - sierżant pyknął z fajeczki i wymownie wskazał na pozostałą trójkę swoich chłopaków. Właściwie straż miejsca chociaż miała pewien standard który dla doświadczonego oka rzucał się od razu trudno było mówić o jednym wzorze ekwipunku jak choćby liberie służby w wielkich rodach. Najbardziej charakterystycznym elementem ekwipunku były halabardy. Uniwersalna i groźna broń do tego z daleka rzucająca się w oczy była niemal synonimem wszelkich gwardii i straży właśnie. Do tego pałki zamiast broni ostrej. W sam raz do pacyfikowania oporu. Na piersi majtały się gwizdki jakimi strażnicy wzywali do zatrzymania się czy zwrócenia na siebie uwagi. No i opaski na ramieniu jakie Egon mógł rozpoznać chociaż nie odczytać. Ale nauczył się jak większość mieszkańców rozpoznawać, że takie nosi straż miejska. Bo grube kubraki jakie nosili które chroniły i przed ciosami i przed zimną były dość uniwersalne i nie tylko strażnicy je nosili. Nawet ci w kazamatach jak miał okazje przekonać się gladiator nosili podobne i wielu innych którzy byli narażeni na ryzyko obrażeń a nie było ich stać na kolczugi. Lub zwyczajnie ciężkie, metalowe pancerze nie były zbyt poręczne i wygodne do używania na co dzień.

- Zaprowadź nas tam to powiem coś więcej. Na razie to palcem po wodzie pisane. - poradził mu sierżant który wolał na własne oczy przekonać się jak ma wyglądać miejsce zatrzymania zbiega.

- Niech będzie - zgodził się Egon, zamierzając zaprowadzić strażników na miejsce. - Jeśli jednak chcecie pozostać w liberii, to wejdziemy nocą, inaczej od razu załapią, że coś się kroi - rzekł najemnik, prowadząc strażników w okolice Browarowej właśnie. Oczywiście, nie zamierzał przyprowadzić ich pod sam budynek, ale pokazać go z bezpiecznej odległości.

Zeszło im z jeden pacierz zanim przeszli miastem pod właściwą okolicę. Tam Kuntz popatrzył z odległości kilku budynków na front wskazanej kamienicy. Wiele nie było widać bo budynek jakoś niezbyt się wyróżniał na tle sąsiednich. Kilka pięter, spadzysty dach zawalony śniegiem i sporo odwalonego śniegu. Nawet przechodnie i furmanki przechodzili lub przejeżdżali wzdłuż Browarowej nie zwracając na ten budynek większej uwagi niż na inne jakie mijali.

- A na którym to piętrze? I po której stronie? Lewej czy prawej? - zapytał sierżant pykając ze swojej fajeczki.

- Pierwsze piętro po prawej, to tam - Egon wskazał na okno. - Widzisz ten daszek pod tym? Dlatego gadam, żeby zasadzić się z ludźmi. Niby jedno mieszkanie w kamienicy, ale jednak dróg jest sporo, gdzie mógłby uciec. Front, po dachu, mógłby zeskoczyć z okna albo zrobić coś głupiego - Egon obserwował reakcję sierżanta.

- Pierwsze piętro? No to mógłby wyskoczyć. - strażnik zadumał się i pokiwał głową gdy się nad tym zastanawiał. Dumał nad tym wszystkim ze dwa pyknięcia fajki.

- Na dach raczej nie ucieknie. Z mieszkania raczej nie ma wyjścia na dach innego niż schodami. A na schodach i przy drzwiach my będziemy. Jak nie ma tam jakichś genialnych skrytek i przejść to zostają mu tylko okna. Z przodu albo z tyłu. - odparł spokojnie stary strażnik co był już w wieku w jakim powinien myśleć o przejściu na emeryturę. Chociaż trzymał się całkiem krzepko jak na swoje lata.

- Do zrobienia. Jeszcze z tyłu chciałbym to zobaczyć. - powiedział kierując się w przecznicę jaka pozwlała wyjść na tyły owej kamienicy. - Ilu ich jest? Mają broń? - zapytał patrząc na idącego obok brodacza.

- Z tego, co wiem, to rodzina, więc liczyłbym czterech, może sześciu ludzi. Czy uzbrojeni? Raczej nie, ale skoro ukrywają zbiega, to pewnie ktoś mógł pomyśleć, żeby się zaopatrzyć w coś. Ale nie spodziewam się. Cichy gadał, że to zwykła rodzina. Co do tego, co się ukrywa, to na pewno, skoro Sondre to poszukiwany człowiek w mieście. Tanio skóry nie sprzeda - Egon tłumaczył sierżantowi, kierując go w miarę dyskretnie na tyły.

- No, no… - strażnik pokiwał głową dając znać, że słucha a w międzyczasie wyszli w pobliże tyłów owej kamienicy. Tam im przeszkadzał płot w obserwacji samego podwórza. Ale widać było to co ponad nim. Górne piętra kamienicy i kawałki dachów jakichś szop jakie tradycyjnie zajmowały obrzeża podwórza.

- Jak by skakał tędy to mógłby na śnieg. Miękko jest to nie takie straszne jak na ziemię. Mógłby też na dach tej szopy zeskoczyć. No albo od frontu. O ile tam jeszcze nadal jest. - Kuntz podrapał się po zarośniętym policzku zastanawiając się jak podejść do sprawy. Cmoknął ze swojej fajki i jak tak rozglądał się po okolicy.

- Powinno być do zrobienia. Ale nie dzisiaj. My niedługo kończymy i musimy się w biurze zameldować. Inaczej zaczną nas szukać i zadawać pytania. A wieczorem trochę spraw mamy to trudno o komplet. Na jutro możemy się ustawić. Ale w dzień. Zgarniemy go. Potem będziecie mogli z nim pogadać sobie pacierz czy dwa w jakimś zacisznym kąciku. Ale musimy go mieć żywego aby go odstawić. Więc bez głupich numerów, że zwiał albo odwalił kitę. Nie chcę się głupio tłumaczyć na posterunku, że sprawcę udało się zatrzymać ale go nie mamy. - powiedział jak to widzi sprawę załątwić i spokojnie czekał co Egon na to wszystko powie.

- Nie no, dzisiaj tego nie widziałem - rzekł Egon, który tak samo sądził, że sprawa wymaga przygotowania.

Co do samej zaś łapanki, strażnik mógł gadać, co chciał - kto pierwszy ujmie zbiega, ten będzie jego i zdawał się rozumieć to zarówno Egon, jak i sierżant. Choć w istocie sprawa wyglądała na mniej ryzykowną, jeśli pracowałby z sierżantem.

Ostatecznie, pożegnał się z sierżantem, ustalając sprawę na nazajutrz.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online