Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-07-2021, 12:10   #351
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Konistag (6/8); południe; tawerna "Pod pełnymi żaglami"; Versana, Pirora, Kornas, Malcolm

Dorożka zatrzymała się niemal pod drzwiami karczmy, w której póki co zamieszkiwała Pirora. Na sygnał Versany jej łysy ochroniarz wyskoczył na zewnątrz i ruszył w kierunku drzwi wejściowych by po wspięciu się na wyżyny swojej elokwencji poprosić młodszą kuzynkę swojej pracodawczyni i siostry w wierze zarazem.

Kornasowi sporo brakowało jeżeli chodzi o ogładę w porównaniu do pracowników Averlandki. Na szczęście po porannym treningu wziął kąpiel a w jego przypadku to już było coś.

- Madame poprosi. - przywitał się, kłaniając nieco i wystawiając rękę - Moja pani czeka w środku rada, że będziesz dziś jej gościem. - piskliwy głosik jak zwykle nadawał wszystkiemu co mówi Kornas nieco komediowego zabarwienia dziś jednak większą uwagę przykuwały jego maniery. Widocznie poranny wycisk uszlachetnił jego duszę.

- Dziękuje Kornasie. - Pirora grzecznie przywitala się a zarazem podziękowala osiłkowi Versany za pomoc i powitanie. Udała się na zewnątrz i z gracją weszla do srodka dorożki. Kiedy drzwi się zamknęły usta malarki przywitały należycie jej siostrę wiary.

- Witaj kuzynko. - Powiedziała trochę zmęczona a na jej twarzy widać było lekkie ślady niewyspania.

- Witaj kochaniutka. - już nieco luźniejszym tonem podjęła rozmowę z współkultystką. Obie pachniały, bzem, drzewem sandałowym i cytrusami. Zapach miło unosił się w powietrzu pozwalając choć na chwilę zapomnieć o warunkach panujacych poza karetą.

Makijaż Pirory był jak zwykle nienaganny. Oczy pociągnięte cieniem, puder na policzkach i delikatna kreska przeciągająca linie rzęs. Mimo to Ver w moment wyczuła pismo nosem.

- Z kimżeś się puszczała? - zachichotała zaraz po zadanym cichszym tonem pytaniu - Czy to może miłość tym razem? - wiele je dzieliło. Jednak to co je łączyło było na tyle silne, że różnice odchodziły na dalszy plan. Ver pasowało to nadwyraz. To, że przyświecał im wspólny cel i to… że mogła odpuścić sobie ten wyniosły salonowy styl bycia.

- I gdzie twój kark? - zmrużyła oczy pytając podejrzliwie - Czy to on był dziś twoim… - zatrzymała się na chwilę - ...jedynym? - po czym dodała szepcząc przeciągle i puszczając buńczuczne oczko - Siadaj, opowiadaj skarbie i napij się czegoś. - naczynia i karafka czekały naszykowane jak trzeba - Myślałaś o dzielnicy, w której chciałabyś aby powstała nasza galeria?

Pirora przeciągnęła się leniwie.
- Nie wiedziałam, że James jest zaproszony. Pomyślałam że będziesz może chciała poruszyć parę tematów o których ustaliliśmy, że moja służba ma nie mieć pojęcia. - Przypomniała Pirora swojej kuzynce ustalenia z nią i starszym.

- Co do nocy...powiedzmy że spędziłam go z dziewczynami Rose i dwójka…. no oni się chyba by obraźlili jeśli bym określiła ich jako dżentelmenów więc użyjmy epitetów: łachmytów, nicponi, szelm, piratów i tym podobnych. Słyszałaś o czerwonych płaszczach? Tej piechocie morskiej. Jeden z oddziałów jest teraz w mieście. Powiedzmy że ja i ich dowódca Her Dirk Lange znaleźliśmy wspólny język. I zdecydowanie czuje się zaspokojona po nocach z nim. - Pirora uśmiechnęła się troszkę rozmarzona najwidoczniej jej partner był faktycznie utalentowany.

- Domyślna bestia z ciebie. - twarz miała poważną w głosie dało się jednak wyczuć nieco żartobliwego i przyjaznego tonu - Z przodu jednak dużo miejsca. Malcolm z pewnością ucieszyłby się z towarzystwa tak eleganckiego jegomość. - krótkim ruchem głowy wskazała ściankę za którą znajdował się kozioł zajęty w tym momencie przez Kornasa i woźnicę. Następnie zaś wdowa biorąc na siebie ciężar gospodyni polała wina i z obiema pełnymi pucharami przysiadła do siedzącej na wprost kuzynki.

- Napijmy się więc za spotkania. - uniosła jedno z naczyń drugie zaś podała siostrzyczce - Nie ukrywam, że w tych słowach wyczułam rzucone mi wyzwanie. - uśmiechnęła się sprośnie - A tak się składa, że bardzo, ale to bardzo nie lubię przegrywać. - upiła nieco przejrzystego płynu po czym nachyliła się na szyją Averlandki. Zapach trunku i perfum komponował się idealnie tak samo jak wolna ręka wdowy z ochoczo rozłożonym udem młodszej pasażerki.

~ Zaraz się przekonamy, kto w mieście ma najzwinniejsze paluszki. ~ szeptała do ucha podgryzając małżowinę uszną kuzyneczki.

- Za spotkanie i za pomyślność. - malarka dodała w własny toast - Nigdy nie odmówię siostrze ale powiedzmy że po prostu chciałam się pochwalić i może jakbyś kiedyś miała okazję zasięgnąć herr Lange pod pierzynkę to możesz zapamiętać opinie że warto. - Pirora odpowiedziała drugiej kobiecie z pobłażliwym uśmiechem.

- mhmm - Zamruczała kiedy jej ucho dostało się w zdolne usta kuzynki. - Nie myślałam o Galerii , choć Kamila podpowiedziała że stępnie można zająć część przestrzeni teatru. Zwłaszcza jakby był to hipodrom. Z drugiej strony myślałam o czymś innym. By w pierwszym momencie zwrócić się do paru miejsc w mieście. I wywiesić obrazy na przykład w ratuszu, w sali handlowej w akademii morskiej. By zrobić smak mieszkańcom, a dopiero później przenieść wszystko do jednego miejsca. - Zaproponowała Pirora. - A jeśli nie jesteś przekonana to proponuje jednopiętrowy budynek gdzieś w nowym mieście może koło parku albo gdzieś między świątyniami, większa szansa że ktoś tam podejdzie w czasie Festag. Oczywiście jesli mowimy o finansowych aspektach galerii. Jeśli mówimy o aspekcie wiary… no cóż nikt nie będzie się spodziewał że coś zdrożnego może się wyprawiać w okolicach którejś z ich plugawych świątyń fałszywych bogów. może być koło cmentarza, cisza i spokój.

~ Pod latarnia najciemniej. ~ mówiła cicho pomrukując. Miała na myśli zaraz miejsce, w którym teraz się znajdowały jak i to, które jako lokalizację Galerii proponowała siostrzyczka.

Ręka Versany pozwalała sobie na coraz więcej, zdobywając kawałek po kawałeczku udo Pirory. Rajstopy nie stanowiły żadnego problemu. Szczególnie, że pod nimi nie było żadnej bielizny. Jakby młoda Averlanda przeczuwała co może ją czekać. Wilgoć była wyczuwalna zanim wesoła wdówka rozdarła na wysokości krocza odzież z cienkiej tkaniny.

~ Finanse. ~ właśnie ~ Zdaje mi się, że wiem kto mógłby nas zasponsorować. - chichotała podkręcając atmosferę ~ Gildia sukiennicza mogłaby okazać się skora. - pełne wargę Versany powędrowały na szyję artystki. Całowała czułe od czasu do czasu podgryzając ucho.

- I niby kogo będziesz chciała wciągnąć w to sponsorowanie? - Zapytała ciekawa blondynka kto ma stać się ofiarą knowań kultystki.

- Becker. - odparła bezpardonowo - W zamian za milczenie zblokuje on przyjęcie Grubsona i nakłoni gildie by ta charytatywnie wsparła naszą sprawę. - mówiła cicho z nikczemną miną oraz palcami już wewnątrz kuzyneczki - W przeciwnym razie… - kolejny palec zawędrował tam gdzie dwa poprzednie a mocny ruch aż poruszył Pirorą - …mój miły Fink o wszystkim się dowie. - uśmiech się szyderczo wracając do całowania szyi młodej kultystki.

- Mhmmm a czy już zrobiłaś jakieś kroki by twój plan ruszył? A może to dopiero plan? - Pirora wydyszała swoją odpowiedź.

- Szczerze powiedziawszy to dopiero wczoraj na to wpadłam w trakcie debatowania u Kamili. - przyznała - Dobrze by było by jedna z twoich dziewczynek lub ten mały szkrab napisał mały liścik do pana Beckera. Jesteście tu nowi i przybyliście już po tym całym rabunku na Grubsonie. Nikt więc was nawet nie weźmie pod uwagę. - trzy palce pracowały równie sprawnie co język na karku kuzynki. Było to podniecające do tego stopnia, że sama Versana z trudem opanowywała się by nie rzucić obowiązków w kąt.

- Z resztą co do Kamili. - na chwilę przerwała wędrówkę językiem po górnych partiach Averlandi - Nakłoniłam ją by zaprosiła na nasze Wieczorki tą kochanicę Huberta. Jak więc Architekt, będzie sprzyjał przyjdzie nam ją poznać osobiście. - wróciła do pieszczot.

- Sama ten list napiszę powinien być czytelny. - Przyznała blondynka. - Tylko powiedz co ma się w nim znaleźć i gdzie go doręczyć. mozesz tez powiedzieć kiedy.

- Treść ustalimy przy posiłku. - odparła - W rolę gońca zaś wcielę się osobiście. - dodała chcąc to załatwić akurat sama. No może w asyście Łasicy.

- Zaintrygowała mnie jednak tymi piratami. - powróciła do tematu z początku rozmowy - Opowiedz mi o nich. Tak się składa, że poszukuję pewnego hultaja zagmatwanego w sprawę porwań kadetów.

- Wątpię by ci to pomogło owszem to najemnicy ale nie rabują na wynajem ludzi. A że nazwałam piratami to kwestia gry słownej, nie myślałam że ci jacyś podrzyna gardła ci są potrzebni. - Wyjaśniła malarka. - Poza tym jesteś z tego miasta nie słyszałaś o czerwonych płaszczach?

- Słyszeć słyszałam. - odparła - Nie miałam jednak okazji być z nimi w tak zażyłych relacjach jak ty. - zachichotała rozkładając uda i dając Pirorze znać nq co ma ochotę.

Van Dake nie mogła odpowiedzieć kultystce gdy zgodnie z hierarchią jaka panowała w szeregach ich rodziny była posłuszną nowicjuszką. I przez kolejne parę przecznic jej usta i język były zajęte czym innym.

Dreszcze, gęsią skórka i błogie odprężenie. To było to czego Versanie trzeba było. Język Pirory trafnie odnajdywał najczulsze punkty kuzynki zaś palce były tak dociekliwe jak dociekliwy powinien być Inspektor. Młoda Averlanda musiała mieć na koncie o wiele więcej ekscesów aniżeli wydawalo się wesołej wdówce.

Malcolm zaś w tym czasie siedząc na koźle wraz z Kornasem jechał do wcześniej ustalonego z pracodawczynią punktu. W pewnym momencie jednak Versana zapukała od środka poprawiając odzienie wierzchnie.

- Malcolmie. - zaznaczyła kogo ma na myśli - Bądź tak miły i zawieź nas na nowe miasto. Wraz z moją ukochaną kuzynką chciałybyśmy rozejrzeć się za pustostanami w tamtej okolicy. Najlepiej gdzieś nieopodal parku bądź świątyń. - wyznaczyła nowy kierunek spinając raz jeszcze włosy w schludny kuc.

Sprawa wcale nie wyglądała na taką prostą i oczywistą jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Owszem, ulice stały otworem i dorożka Malcolma mogła zawieźć obie pasażerki gdzie te sobie życzyły. Ale najludniejsze, najpopularniejsze i najcenniejsze miejsca były zamieszkałe i zajęte. Miały swoich właścicieli, mieszkańców i użytkowników. Każdy kto tylko mógł zajmował miejsca najlepsze. Te w pobliżu urzędów, placów, świątyń czy popularnych karczm i sklepów. Każdy chciał mieć blisko do takich miejsc i to miasto nie różniło się pod tym względem od Averheim, Middelheim czy Marienburga. Dopiero dalsze rejony i ulice, te uważane za gorsze, za mniej ciekawe, były coraz bardziej opustoszałe i zaniedbane. Widać było wieloletnią degradacje gdzie czas i pogoda oraz dzicy lokatorzy zrobili swoje. Takie adresy znajdowały się nawet do kilkunastu minut marszu do placu czy głównych ulic. Więc jak tak obie pasażerki jechały wyglądając przez okna dorożki, czasem się zatrzymywały aby wyjść i obejrzeć budynek chociaż od fasady dopiero tam zaczynały być widoczne kamienice jakie wyglądały na opuszczone. Pod tym względem kamienica na Bursztynowej 17 na jaką chrapkę miała Pirora była prawdziwym darem niebios. Gdyby nie jej reputacja pewnie też już dawno by się nią zainteresował skoro była ledwo parę budynków od Placu Targowego. W końcu już wiele adresów później dorożka zatrzymała się przed budynkiem jaki zdawał się opuszczony ale względnie cały i nie aż tak daleko od centrum.


https://i.pinimg.com/564x/73/c7/f8/7...d980a5ae61.jpg


To był piętrowy, narożny budynek przypominający jakąś karczmę czy zajezdnię. Kamienny o dużych, łączonych oknach na froncie piętra i sporymi wierzejami zdolnymi pomieścić powóz.


- Nada się. - Powiedziała Pirora oglądając budynek.

- Fiu, fiu. - zagwizdała widząc rogówke - Wejdźmy może do środka i się rozejrzymy. - zaproponowała. Z Galerią było mniej roboty niż z Teatrem. Nie wymagała aż takiego nakładu czasu, pracy i pieniędzy. Warto jednak przed podjęciem decyzji było rozeznać się jak wygląda wnętrze.

Wejść do środka wcale nie było tak prosto. Jak budynek nie był używany to i nikt tutaj nie odgarniał śniegu. Wręcz przeciwnie. Z sąsiednich posesji zwalano tu nadmiar śniegu więc budynek był otoczony hałdami śniegu. Same drzwi i odrzwia były nim zasypane gdzieś do połowy. Więc Malcolm musiał wziąć łopatę jaką ze sobą woził i dobry pacierz dokopywać się do wejścia. A tam okazało się, że drzwi są zamknięte na cztery spusty.

- To ci niespodzianka. - skomentowała. Była pozytywnie zaskoczona.

- Trochę dobrze rokuje znaczy, że może być nienaruszony. - Skomentowała blondynka. - Mhmm, to pytanie mam w Wellentag spotkanie z moim prawnikiem mogę mu podrzucić ten adres do sprawdzenia. No chyba że chcesz się tym zająć osobiście.

- Malcolmie czy byłbyś tak miły i sprawdził jak ta posiadłość wygląda z boku oraz jakie tam budynki z nią sąsiadują? - zapytała starszego mężczyznę wydając mu tym samym polecenie.

Woźnica nie protestował. Grzecznie skinął głową i ruszył za winkiel.

~ Ty zaś dopilnuj bym miała chwilę czasu i by nikt mnie niepokoił. ~ szeptem zwróciła się do swojego łysego ochroniarza, który równie ochoczo co Malcolm przyjął polecenie i od razu przystąpił do jego realizacji.

- Siostrzyczko. - głos przybrał zdecydowanie najcieplejszej barwy - Bądź tak uprzejma i dopilnuj aby z tamtej uliczki również nikt nas nie zaskoczył. - mówiąc to przystąpiła do wyciągania jednej spinki z włosów i badania terenu wokół. Fakt. Gdyby to było centrum to szanse na takie działanie byłyby raczej znikome. Oni jednak środek tej nowej dzielnicy mieli za plecami i do o dobre parę przecznic.

Zamek nie stanowił zbyt wielkiego wyzwania dla zręcznych palców włamywaczki. Trochę majstrowania i stanął otworem a wraz z nim drzwi i reszta domostwa. Okazało się zimne i ponure. Co po tak długim czasie nie użytkowania i to w środku zimy było zrozumiałe. Panował nieład co wiązało się z tym samym. Dół okazał się jakimiś pomieszczeniami użytkowymi. Jakieś pomniejsze komórki, pralnia, suszarnia, kuchnia. Na górze, w tym pomieszczeniu z dużymi oknami dawniej był chyba salon fryzjerski. Dało się poznać po zakurzonych i zdezelowanych stanowiskach. Pomieszczenie było na przestrzał całego budynku.

Sam budynek jednak wymagał remontu. Przydałoby się pozbyć tego zaduchu wilgoci obecnie przytłumionemu przez mróz. I odnowić ściany chociaż w tym najbardziej użytkowym pomieszczeniu. Wymienić kilka okien wraz z framugami bo się wypaczyły i zbutwiały. Ale mniej więcej budynek wydawał się w przyzwoitym stanie jak na tak długie pozostawienie go samemu sobie.

- Może warto rozejrzeć się nieco dokładniej? - zapytała kuzynkę unosząc jedną z brwi. Miejsce możliwe, że było zamknięte nie bez przyczyny. Mogły się tu kryć różnego rodzaju skrytki, schowki, ukryte drzwi i zejście do kanałów.

- A tak to jak ci się podoba słodziutka? - opinia drugiej założycielki była fundamentalna. Mimo, że Ver miała dowodzić nową komórką to wdówka i tak liczyła się ze zdaniem siostrzyczek.

- Trzeba będzie wyremontować ale na początek się nada. - Powiedziała Pirora patrząc na pomieszczenia zaplecza. - Jest miejsce na eksponaty i pewnie na jakieś przyjęcia czy wernisaże.

Versana spędziła następne kilka pacierzy przeszukując trzewia budynku w poszukiwaniu czegoś cennego czy poprostu ciekawego. Nie było to łatwe zadanie. Nawet w świetle lampy jaką zdziwiony, woźnica przyniósł jej z dorożki. Zdziwił się, że taki zapuszczony i od dawna nie odwiedzany dom tak zawalony śniegiem okazał się jednak otwarty.

Światło lampy pomogło rozjaśnić mrok i półmrok jaki panował w pomieszczeniach. Zwłaszcza w tych bez okien albo tych gdzie żaluzje były zasłonięte. Ale była to zimna i brudna praca. Gdy w końcu czarnowłosa wdowa uznała, że wystarczy to jej suknia i dłonie nosiły ślady tych przeszukiwań. Pajęczyny, kurz i jakieś drobiny osiadły tu i tam szpecąc i sprawiając, że ubranie nadawało się aby oddać je do prania. Znaleziska zaś nie były zbyt okazałe. Żadnych szkatuł ze złotymi karlikami ani bogatych ubrań. Trafiło się kilka peruk ale w większości zjedzone przez myszy i mole nie nadawały się do niczego. Tylko jedna czy dwie rokowały szanse, że jak się je wyczyści może będa nadawać się do uzytku. Jak się pozbędzie tego zatęchłego, piwnicznego zapachu.

- No chyba nic tu po nas. - odparła umorusana wdowa - Zdaje się, że naprawde nikt tu nie był od bardzo dawna. Nawet lepiej. Mniej sprzątania. - rozmyślała na głos zwracając się tym samym do kuzynki. Starała się też otrzepać z co większego brudu by nie naświnić zbytnio wewnątrz dorożki.

- Obawiam się, że w takim stanie nie nadaje sie by wychodzić do ludzi Piroro. - posmutniała wyraźnie - Co zatem powiesz na obiad u mnie? Greta na pewno przyszykowała coś pysznego. - wyraz przygnębienia jednak zniknął po chwili. W prawdzie nadzieja na znalezienie czegoś cennego ulotniła się niczym złodziejaszek z miejsca grabieży. Nie był to jednak zawód na tyle wielki by popsuć kultystce humor na resztę dnia.

- Oczywiście, twoja kucharka zdecydowanie podpasowałą mi jesli chodzi o jej kulinarne zdolności. - Pirora zgodziłą się na propozycje Versany po nocy z Dirkiem było jej wszystko jedno gdzie będzie jadła obiad i z kim i przez kogo ugotowany.

- Chłopcy macie może narzędzia w podorędziu by zabezpieczyć budynek przed nieproszonymi gośćmi? - zapytała obu swoich pracowników.
 
Pieczar jest offline  
Stary 10-07-2021, 18:29   #352
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Czarna czapla”
Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); przedpołudnie


Egon wstał nieco później niż zwykle. Oczywiście, powodem tego wszystkiego były wczorajsze przygody, jednak nie chciał pozwolić, żeby sprawy kuchcików zawaliły mu kolejny dzień.

Przede wszystkim, trzeba było ciągnąć dalej temat walk ulicznych, który od czasu, kiedy został rozpoczęty, szedł niczym przysłowiowa krew z nosa. Drugą sprawą, która była równie ważna, a która być może mogła zostać rozwiązana nieco szybciej - była sprawa pojmania człowieka Sondre, którą chciał obadać z Cichym.

Prawda była taka, że temat walk ulicznych był czymś, co wymagało sporej ilości czasu. Człowiek Sondre mógł umknąć w każdej chwili. Stąd Egon postanowił spotkać się z Cichym - postanowił skierować swoje kroki do Czarnej Czapli, gdzie zazwyczaj Cichy zwykł urzędować.

Gaduła siedział przy rutynowym stoliku Cichego. Egon znał go z opisu a i sam Gaduła wypatrywał gladiatora. Gdy go zobaczył natychmiast się odezwał.

- Kogo ja widzę Egon tak? - popatrzył i widać było, że jest trochę nadąsany siedząc na dupie i czekając drugi dzień na spóźnialskiego.

- Ano, miałeś do mnie interes - rzekł Egon. - To chodźmy do tego strażnika, bo czasu nie ma.

Gaduła przemilczał, że siedzi tu kurwa drugi dzień a Egon jest ogromnie spóźniony. Miał gadane nie mnożył problemów po prostu solidnie w końcu odpoczął zamiast zamarzać w jakieś dziurze. Uśmiechnął się i powiedział.

- Generalnie to szef miał. Ja mam cię zaprowadzić do sierżanta i wspierać tylko teraz to my go będziemy szukać po rejonie. Wieczorami siedzi w konkretnej karczmie. W dzień patroluje ale jak popytamy i poświęcimy chwilę czasu który mam nadzieję masz to go znajdziemy.

Egon skinął głową.

- Idźmy czym prędzej - rzekł, w głowie układając plan działania w głowie.

* * *

Południe; ulice miasta - Egon

Po opuszczeniu “Czapli” dwóch towarzyszy musiało sporo się nachodzić po zaśnieżonych ulicach aby natrafić na właściwy patrol straży miejskiej. Gaduła co prawda mniej więcej orientował się gdzie jest rejon Kuntza ale tak aby go spotkać w danej chwili i miejscu to jednak trzeba było trochę szczęścia i sporo chodzenia. W końcu jednak im się udało i natrafili na czwórkę strażników z halabardami którzy spacerowym tempem szli środkiem ulicy.

Gaduła podszedł do sierżanta by sie przywitać. Uścisnął mu dłoń na powitanie i powiedział.

- Sierżancie możemy gdzieś pogadać na uboczu? To jest Egon. Szef wyznaczył go by omówić wiadomą sprawę. - Gaduła przeprowadził zapoznanie i szybko przeszedł do tematu.

Egon skinął głową na sierżanta. Pozwolił przez chwilę mówić Gadule, wiedząc, że to on tutaj zna strażnika. Nie chciał wchodzić w słowo. Poczekał, aż tamten przemówi.

- No to mów. - Kuntze też nie bawił się w dypomację. Zszedł na pobocze wydeptanej w śniegu drogi aby jej nie tarasować i czekał z czym obaj przychodzą. Podobnie postąpili jego ludzie.

- Dobra - rzekł Egon. Podobał mu się strażnik, który nie owijał w bawełnę. - Jest sprawa z człowiekiem, którego chcecie złapać. Pomogę wam w tym. Widziałem już kamienicę, więc wiem, gdzie drab będzie chciał uciekać. Kiedy chcecie zakończyć tą sprawę? - rzekł Egon, który zakładał, że strażnik nie powie nie dla dodatkowej pary rąk do pracy.

- No żeby zakończyć to najpierw trzeba zacząć. - Kuntz uśmiechnął się trochę ironicznie. Po czym bez pośpiechy sięgnął po jedną z kieszeni przy pasie i wyjął z niej jakiś woreczek.

- Jak kolego widziałeś tą kamienicę to jest parę kroków przede mną. Mnie Cichy tylko pytał czy byłbym skłonny zaaresztować delikwenta. Ja powiedziałem, że mógłbym i w zamian dam wam go na przesłuchanie na pacierz czy dwa. I on powiedział, że się zastanowi i da znać. I na tym się skończyło. - sierżant strażników zdążył wyjąć fajkę jak to mówił i teraz bez pośpiechu zaczął ją nabijać tytoniem z tego właśnie wyjętego woreczka. Ale z tego co mówił wynikało, że właściwie Vasilij tylko wstępnie sądował temat i niewiele więcej. Dlatego Kuntz czekał na jakieś dokładniejsze wyjaśnienia zanim podejmie jakąś decyzję.

- Sprawa jest otwarta - Egon postanowił cierpliwie acz zwięźle wytłumaczyć strażnikowi, na czym sprawy stoją. - Cichy gadał, że owszem, sprawę trzeba popchnąć. I że całość jest do zrobienia. Ale zaiste, nie gadał, na jakim etapie sprawa stanęła.

- Kamienica taka, jak wiele innych w Neues Emskrank. Nic ciekawego. To ta na końcu ulicy Browarowej, pewnie byliście tam już wcześniej. Pomimo to, proponowałbym, zanim tam wykręcimy numer, żebyście sami ją obejrzeli. Ale nie całą kupą, tylko osobno. I bez zbroi strażnika, bo zaczną węszyć, że coś się kroi. Żebyście się rozeznali i mi na słowo wierzyć nie musieli.

- Z tego, co słyszałem, zbieg nie rusza się stamtąd wcale. Więc albo go już tam w ogóle nie ma i dał dyla, albo ukrywa się. Jak go nie ma, to sprawa już nie dla mnie, tylko trzeba tropić i przepytać ludzi.

- Jeśli jednak tam jeszcze jest, to bym tak to widział, że do drzwi puka dwóch luda, a przy wejściu do kamienicy i z tyłu stoi jeszcze dwóch, po jednym na każdej stronie. Od strony ulicy, tam, gdzie jest dach, byłbym ja z widokiem na front i tyły i mógłbym dołączyć się do tego, jeśli by próbował uciec frontem albo tyłem, stykłoby krzyknąć. Nie wiem, ilu ludzi możesz mieć do tego.

- Weszlibyśmy bez zbroi, ale każdy w kaftanie. W tym zmieści się gudendag albo buzdygan. Krótkich mieczy i sztyletów raczej bym nie brał, żywcem go przecież chcemy i bazujemy na zaskoczeniu. Rzecz druga, bez zbroi łatwiej biegać.

- Jak dla mnie, skoro jest tam już tak długo, to ma już jakąś drogę ucieczki, którą obcykał sobie. Może nawet i dachem. Tedy bym się przeszedł z wami przy tej kamienicy. Spojrzelibyśmy sobie jeszcze raz na to i może byście mi powiedzieli, co o tym sądzicie. We dwóch co najwyżej. I spojrzelibyśmy, czy jakąś drogą umknąć mógłby dachem. I pozamykalibyśmy drzwi na górę.

I na tym przystanął, chcąc usłyszeć zdanie sierżanta. Tu przypomniał sobie, że musi potem jeszcze rozmówić się jeszcze z Gadułą - może nie tyle co rozmówić, co spytać się go, czy Cichy przydzielił na to zadanie tylko jego samego, czy też czy Gaduła mógł także w tym uczestniczyć. Jeśli mieli odebrać uciekiniera strażnikom, to dobrze by było, gdyby Egon miał jeszcze jednego pomagiera, który byłby w stanie skuć draba i ulotnić się z nim gdzieś indziej.

- Browarowa mówisz? No to to poza naszym rewirem. - Kuntze zajął się rozpalaniem swojej fajki co go na chwilę zajęło. A ulica o jakiej rozmawiali rzeczywiście była dobre kilka kwartałów miasta stąd więc mogło być tak jak mówił strażnik.

- Ale szata zdobi człowieka kolego. Jak mamy kogoś aresztować musimy wyglądać jak strażnicy. - sierżant pyknął z fajeczki i wymownie wskazał na pozostałą trójkę swoich chłopaków. Właściwie straż miejsca chociaż miała pewien standard który dla doświadczonego oka rzucał się od razu trudno było mówić o jednym wzorze ekwipunku jak choćby liberie służby w wielkich rodach. Najbardziej charakterystycznym elementem ekwipunku były halabardy. Uniwersalna i groźna broń do tego z daleka rzucająca się w oczy była niemal synonimem wszelkich gwardii i straży właśnie. Do tego pałki zamiast broni ostrej. W sam raz do pacyfikowania oporu. Na piersi majtały się gwizdki jakimi strażnicy wzywali do zatrzymania się czy zwrócenia na siebie uwagi. No i opaski na ramieniu jakie Egon mógł rozpoznać chociaż nie odczytać. Ale nauczył się jak większość mieszkańców rozpoznawać, że takie nosi straż miejska. Bo grube kubraki jakie nosili które chroniły i przed ciosami i przed zimną były dość uniwersalne i nie tylko strażnicy je nosili. Nawet ci w kazamatach jak miał okazje przekonać się gladiator nosili podobne i wielu innych którzy byli narażeni na ryzyko obrażeń a nie było ich stać na kolczugi. Lub zwyczajnie ciężkie, metalowe pancerze nie były zbyt poręczne i wygodne do używania na co dzień.

- Zaprowadź nas tam to powiem coś więcej. Na razie to palcem po wodzie pisane. - poradził mu sierżant który wolał na własne oczy przekonać się jak ma wyglądać miejsce zatrzymania zbiega.

- Niech będzie - zgodził się Egon, zamierzając zaprowadzić strażników na miejsce. - Jeśli jednak chcecie pozostać w liberii, to wejdziemy nocą, inaczej od razu załapią, że coś się kroi - rzekł najemnik, prowadząc strażników w okolice Browarowej właśnie. Oczywiście, nie zamierzał przyprowadzić ich pod sam budynek, ale pokazać go z bezpiecznej odległości.

Zeszło im z jeden pacierz zanim przeszli miastem pod właściwą okolicę. Tam Kuntz popatrzył z odległości kilku budynków na front wskazanej kamienicy. Wiele nie było widać bo budynek jakoś niezbyt się wyróżniał na tle sąsiednich. Kilka pięter, spadzysty dach zawalony śniegiem i sporo odwalonego śniegu. Nawet przechodnie i furmanki przechodzili lub przejeżdżali wzdłuż Browarowej nie zwracając na ten budynek większej uwagi niż na inne jakie mijali.

- A na którym to piętrze? I po której stronie? Lewej czy prawej? - zapytał sierżant pykając ze swojej fajeczki.

- Pierwsze piętro po prawej, to tam - Egon wskazał na okno. - Widzisz ten daszek pod tym? Dlatego gadam, żeby zasadzić się z ludźmi. Niby jedno mieszkanie w kamienicy, ale jednak dróg jest sporo, gdzie mógłby uciec. Front, po dachu, mógłby zeskoczyć z okna albo zrobić coś głupiego - Egon obserwował reakcję sierżanta.

- Pierwsze piętro? No to mógłby wyskoczyć. - strażnik zadumał się i pokiwał głową gdy się nad tym zastanawiał. Dumał nad tym wszystkim ze dwa pyknięcia fajki.

- Na dach raczej nie ucieknie. Z mieszkania raczej nie ma wyjścia na dach innego niż schodami. A na schodach i przy drzwiach my będziemy. Jak nie ma tam jakichś genialnych skrytek i przejść to zostają mu tylko okna. Z przodu albo z tyłu. - odparł spokojnie stary strażnik co był już w wieku w jakim powinien myśleć o przejściu na emeryturę. Chociaż trzymał się całkiem krzepko jak na swoje lata.

- Do zrobienia. Jeszcze z tyłu chciałbym to zobaczyć. - powiedział kierując się w przecznicę jaka pozwlała wyjść na tyły owej kamienicy. - Ilu ich jest? Mają broń? - zapytał patrząc na idącego obok brodacza.

- Z tego, co wiem, to rodzina, więc liczyłbym czterech, może sześciu ludzi. Czy uzbrojeni? Raczej nie, ale skoro ukrywają zbiega, to pewnie ktoś mógł pomyśleć, żeby się zaopatrzyć w coś. Ale nie spodziewam się. Cichy gadał, że to zwykła rodzina. Co do tego, co się ukrywa, to na pewno, skoro Sondre to poszukiwany człowiek w mieście. Tanio skóry nie sprzeda - Egon tłumaczył sierżantowi, kierując go w miarę dyskretnie na tyły.

- No, no… - strażnik pokiwał głową dając znać, że słucha a w międzyczasie wyszli w pobliże tyłów owej kamienicy. Tam im przeszkadzał płot w obserwacji samego podwórza. Ale widać było to co ponad nim. Górne piętra kamienicy i kawałki dachów jakichś szop jakie tradycyjnie zajmowały obrzeża podwórza.

- Jak by skakał tędy to mógłby na śnieg. Miękko jest to nie takie straszne jak na ziemię. Mógłby też na dach tej szopy zeskoczyć. No albo od frontu. O ile tam jeszcze nadal jest. - Kuntz podrapał się po zarośniętym policzku zastanawiając się jak podejść do sprawy. Cmoknął ze swojej fajki i jak tak rozglądał się po okolicy.

- Powinno być do zrobienia. Ale nie dzisiaj. My niedługo kończymy i musimy się w biurze zameldować. Inaczej zaczną nas szukać i zadawać pytania. A wieczorem trochę spraw mamy to trudno o komplet. Na jutro możemy się ustawić. Ale w dzień. Zgarniemy go. Potem będziecie mogli z nim pogadać sobie pacierz czy dwa w jakimś zacisznym kąciku. Ale musimy go mieć żywego aby go odstawić. Więc bez głupich numerów, że zwiał albo odwalił kitę. Nie chcę się głupio tłumaczyć na posterunku, że sprawcę udało się zatrzymać ale go nie mamy. - powiedział jak to widzi sprawę załątwić i spokojnie czekał co Egon na to wszystko powie.

- Nie no, dzisiaj tego nie widziałem - rzekł Egon, który tak samo sądził, że sprawa wymaga przygotowania.

Co do samej zaś łapanki, strażnik mógł gadać, co chciał - kto pierwszy ujmie zbiega, ten będzie jego i zdawał się rozumieć to zarówno Egon, jak i sierżant. Choć w istocie sprawa wyglądała na mniej ryzykowną, jeśli pracowałby z sierżantem.

Ostatecznie, pożegnał się z sierżantem, ustalając sprawę na nazajutrz.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 10-07-2021, 20:34   #353
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Konistag; przedpołudnie; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod trzema gwoździami”

Vasilij skierował swoje kroki do karczmarza. Zamówił piwo położył na blacie złotą monetę tak by karczmarz ją zauważył. Po czym wymownie przykrył ją ręką i zwrócił się cicho do karczmarza.
- Poszukują niejakiego Andresa. Czarna Czupryna chudzielec. - dorzucił dwa słowa opisu. Tak naprawdę pewnie dostałby tą informację za darmo albo za srebro lubił jednak mieć przyjaciół wśród karczmarzy. To bywało przydatne.

- Andreas to popularne imię. Czarnych też tu pełno. - karczmarz zawiesił wzrok na dodatkowym zarobku i odpowiedział tonem jakby mógł na tym zrobić interes. Wskazał na swój raczej pusty lokal gdzie rzeczywiście było widać jedną czy dwie czarne głowy.

- A czemu go szukasz? - zagaił brodatego bruneta sondując temat.

- Interes do niego mam. - odpowiedział zgodnie z prawdą Vasilij.

- Interes? - karczmarz obrzucił gościa kolejnym uważnym spojrzeniem. - No to interes będzie musiał poczekać. Bo teraz go tu nie ma. - powiedział wymownie zerkając na połozone monety dając znać, że być może za garść tych monet może wiedzieć coś więcej na ten temat.

- Poczekam. Wskażesz mi go jak wejdzie? - Vasilijowi nawet przez myśl nie przeszło rozdawanie złota garściami za wskazanie bywalca karczmy.

- Tak chyba tak. - karczmarz spojrzał ponownie na ten napiwek trzymany dłonią Vasilija i zdawał się tracić zainteresowanie całą sprawą.

- To nalej mi jeszcze dobrego piwa i poczekam. - dołożył drugą monetę i pozwolił je swobodnie zabrać karczmarzowi.

- No to czeka cię długie czekanie. On przychodzi o zmierzchu na kolację. - odparł karczmarz zgarniając obie monety. Sam zaś sięgnął po kufel i gestem wskazał na wybór trunków wypisany na tablicy pod sufitem.

- To w takim razie bez piwa nie mam tyle czasu. Monety zachowajcie gdzie go mogę znaleźć wcześniej? - Vasilij podpytał karczmarza.

- Nie mam pojęcia. - karczmarz wzruszył ramionami dając znać, że nie wie.
 
Icarius jest offline  
Stary 11-07-2021, 12:12   #354
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Konistag (6/8); popołudnie; kamienica van Darsen; Versana, Pirora,

Obie kultystki siedziały na piętrze, którego niemalże całą powierzchnię zajmował pokój i biuro Versany. Gospodyni była wyraźnie zadowolona z efektów ich miejskiej eskapady w poszukiwaniu lokalu nadającego się na Galerie. Mimo nieco umorusanej wcześniej sukni i pajęczyny zwisającej gdzieniegdzie czy to z ramion czy to z włosów teraz znów wyglądała jakby dopiero co opuściła łaźnię. Wesoło pogwizdywała z jeszcze nieco wilgotną czupryną przechadzając się swobodnie po pokoju w luźnej podomce.

- Myślę, że naszym koleżaneczką poopadają szczęki gdy zobaczą nasz przybytek. - mówiła na głos w eter - To jak się dzielimy obowiązkami kochana? Wolisz wziąć na własne barki sprawy urzędowe czy raczej dogadywać sprawy techniczne z cieślami i im podobnymi? - Versanie było to obojętne. Wiedziała na co ją stać i co potrafi Pirora. Nie martwiła się więc o efekt końcowy.

- Potrafisz się targować? - znała kuzynkę od strony artystycznej. Nie wiedziała jednak co jeszcze potrafi i jakie asy trzyma w rękawie.

- Chociaż… - zachichotała - ...coś mi intuicja podpowiada, że jak nie w ten to w inny sposób będziesz potrafiła wpłynąć na decyzje osoby z która przyjdzie ci dobijać interesu. - uśmiechnęła się delikatnie puszczając kuzynce oczko a następnie podeszła do prywatnego barku, w którym trzymała swoje ulubione specjały. Były tam najlepsze egzemplarze tutejszych jak i dalekopołudniowych i wschodnich trunków.

- Brendy? Wiśniówkę? Absynt? - zaproponowała kilka z trunków stojących w równo poukładanych karafka - A może coś mocniejszego? Jak ci smakowała wczorajsza herbatka na wieczorku u Kamili? - patrzyła pytająco w kierunku krewnej przecierając czystą jedwabną chusteczką dwa kryształy. Były małymi dziełami sztuki. Wzory na nich ukazywały motywy roślinne i zwierzęce. Nie dało się zaprzeczyć, że estetyka naczyń jak i samego podania wyraźnie wzbogacały odczucia związane z raczeniem się czegokolwiek.

- No i jeszcze jedno. - zmrużyła lekko oczka - Finanse. Jakie wkład planujemy przeznaczyć na start naszej Galerii?

- Droga kuzynko, chwilowo jak wiesz kupuje kamienicę i jeszcze jest kwestia dołożenia się do teatru. Bez wyceny trudno nam cokolwiek powiedziedziec jak to będzie. - Pirora przyhamowała trochę cwał kuzynki. - Wezmę sprawy urzędowe mam już tego Reinera jako prawnika więc oprócz sprawy z kamienicą może mi załatwić tą starą pralnie. Co do herbatki,... miała trochę sianowaty smak. A pytasz bo?... Dosypałaś coś do niej?

- No co ty. Kuzynko. - odparła z tak tajemniczym uśmiechem na twarzy, że ciężko było odgadnąć co wdowa ma na myśli. Chwilę później zaś zachichotała złowieszczo.

- To takie relaksacyjne ziółka. - mówiła nalewając nieco brendy do obu szklanek nie usłyszawszy odpowiedzi Pirory - Z czasem jednak planuje lepszą jazdę. - zakorkowana karafka wylądowała na swoim miejscu w barku zaś wdowa z kryształem pokroczyła w kierunku Averlandki - Nasze zdrowie. Zdrowie rodziny. - rzekła wręczając gościowi naczynie - Za powodzenie naszych planów. - uniosła rękę na znak toastu.

- Uważaj na to co robisz. Takie “relaksowanie” całej grupy szlachcianek jest nierozsądne. Jeszcze Kamila jest naiwna to się nie domyśli ale Naji mogła nie takie używki spróbować. - Powiedziała Pirora nie ukrywając rozczarowania głupotą kultystki.

- Jestem ostrożna i nie wypuszczam się na głebokie wody. - uspokoiła kuzynkę.

Płyn miał gorzkawy smak z wyraźną nutą dębu i dymu. Jednak grzał od środka niczym węgiel. Idealny po powrocie z tak długiej wycieczki o tej porze roku.

- Wydatki i wydatki. - powtórzyła spoglądając za okno - Myślałeś zaś coś na temat zarobków? Masz jakiś plan? Oczywiscie poza tym, który ja sugerowałam przy okazji jednego z naszych ostatnich spotkań? - zamoczyła usta spoglądając na kuzynkę. Kupić kamienice to jedno. Później jednak trzeba ją utrzymać a i mieć środki aby wspomagać sprawy rodzinne.

- W ogóle, na razie patrzę na rynek, jak będę miała własne miejsce to się coś zorganizuje. Chwilowo maluje obrazy później się zobaczy. - Zbyła pytanie kuzynki.

- Pamiętaj w każdym razie, że na mnie możesz polegać. Powiedz mi co robimy z tym Beckerem? - zapytała wracając do poruszonego wcześniej dzisiejszego dnia tematu - Wykorzystamy go w naszej sprawie? Czy w sprawie Teatru? - spojrzała na gościa unosząc brew i szklankę by nieco uszczknąć płynu - Co powiesz by również Grubsona szantażować i oskubać z paru stówek na naszą rzecz? Wszak on prócz przekupstwa ma za uszami jeszcze mały romansik.

- Można spróbować najwyżej stwierdzą, że nic nie będą płacić - malarka wzruszyła rękami, jakby było jej wszystko jedno. Tak wogóle to było jej wszystko jedno inicjatywa była Versany i to ona grała tutaj pierwsze skrzypce.

- Jesteś pewna, że chcesz napisać ten list?- chciała się upewnić - Nie lepiej stać nieco z boku i dać go do napisania komuś innemu?

- Napiszę go lewą ręką, nikt się nie pozna. Pozatym mieliśmy mojej służby nie mieszać w sprawy kultu… bądź co bądź to się o nie ociera. - odbiła piłeczkę do swojej kuzynki.

- Jeżeli uważasz, że się nie poznają to może napiszmy go teraz. - uśmiechnęła się - A co do spraw kultu. Hmmm… - zadumała - Nie uważam, żeby szantaż przekupnych panów był sprawą naszej rodzinki.

Konistag (6/8); zmierzch; ulice miasta, dziupla Normy; Versana, Kornas

Kolejny zakręt, budynek i zaułek. Zapach bryzy i soli był coraz intensywniejszy. Uliczki zaś coraz mniej zaludnione. Było już ciemno więc większość straganów i sklepów stała zwinięta bądź zakluczona na cztery zamki.

Między tymi wszystkimi zabudowaniami, z których co drugi stanowił pustostan szła spokojnym krokiem dwójka kultystów. Ona - o drapieżnej urodzie, uwodzicielskim spojrzeniu, nikczemnym uśmiechu i gęstych włosach oraz On - wielki, łysy, z dłońmi jak bochen chleba. Zmierzali na spotkanie, które miało się odbyć tuż przed ruszeniem na wymianę w dziupli przygotowanej dla Normy.

- Piździ. - zapiszczał cicho do ciemnowłosej wdowy - I zjadłbym co. - dość typowo dla siebie zahaczył o swój ulubiony temat. Picie i jedzenie należały do jego ulubionych zajęć. Zajmowaly mu z resztą większość dnia. No chyba, że Versana wymyśliła mu jakieś zadanie.

- Nie marudź. Żarłeś przed chwilą. - odparła już nieco znurzona zarówno tym narzekaniem jak i dniem, który oczywiście był pełen atrakcji i niespodzianek - Jak wszystko się uda to można pomyśleć o jakiejś wspólnej uczcie bądź biesiadzie.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 11-07-2021 o 12:56.
Pieczar jest offline  
Stary 11-07-2021, 13:08   #355
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 59 - 2519.02.06; knt (6/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); zmierzch
Warunki: wnętrze pokoju, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno


Pirora



Spotkanie z wujaszkiem Karlem rzeczywiście nie trwało zbyt długo. Może z pacierz. Mróz bardzo szczypał w policzki po takiej gorącej kąpieli jaką właśnie Averlandka skończyła. Ale wewnątrz tawerny powitało ją miłe i znajome ciepło, podobnie jak gwar głosów czy nawet śpiewów. Tym razem jednak tylko przeszła przez główną izbę kierując się ku schodom i pokojom na górze. Po drodze przy kapitańskim stole gdzie siedziały wcześniej z Jagodą już nikogo znajomego nie było. Gdy dotarła do drzwi swojego pokoju musiała zapukać skoro oddała swój klucz Benonie. Zresztą właśnie ją usłyszała.

- Kto tam? - doszło ją pytanie zza drzwi. Ale jak się odezwała, służąca była widocznie na posterunku bo prawie od razu drzwi zgrzytnęły zamkiem po czym ukazał się w nich sympatycznie uśmiechnięty rudzielec.

- Dobrze, że panienka jest już z nami. - Beno pytała lekko i z uśmiechem ale trochę dało się wyczuć, że chyba jej ulżyło jak blondynka wróciła tak szybko i do tego cała.

- Tak, dobrze, że już jesteś. Nie chciałam zaczynać bez ciebie. - Jagodzie widocznie już po kąpieli nie chciało się zakładać tej ciężkiej, czernionej brygantyny w jakiej przyszła bo jej nie zakładała. Szła w samej koszuli i rozpiętym kubraku. Teraz Pirora widziała te jej ubrania na jednym z krzeseł przy stole. Sama najemniczka rozsiadła się wygodnie się opierając o oparcie łóżka w rozchełstanej koszuli jaka w tym stanie robiła za spory dekolt. Może jako modelka tego fragmentu anatomii nie miała ich aż tak malowniczych jak Beno ale tak wymownie głęboki dekolt pozostawiał pole do wyobraźni. Za to założyła nogę na nogę siedząc w samej bieliźnie. Przez co wyglądała jak rozluźniona i wesoła właścicielka tego łoża i pokoju.

- Chodź tu do mnie kwiatuszku. - czarnowłosa przyzwała blondynkę przyzywającym gestem palca do siebie dając jej znać by spoczęła obok niej. - Miałaś mi chyba zademonstrować co potrafią twoje służki. I przyznam, że jak do tej pory to robią wrażenie. Nie byłam pewna czy chociaż ciebie tu zastanę a tu proszę. Transakcja wiązana! - roześmiała się łowczyni nagród gdy ta wcześniejsza rozmowa na dole a potem wspólna kąpiel wprawiły ją w wyśmienity nastrój.

- I zobacz! Jakie miękkie! - nagle Jagoda sobie jakby o czymś przypomniała i pokazała Pirorze pukiel swoich czarnych włosów. Po tej kąpieli w odżywkach jakie zaserwowały jej Averlandka i jej służące na dotych sztywne zazwyczaj włosy najemniczki rzeczywiście wydawały się trochę miększe i bardziej puszyste. Może nie tak jak blondynki ale już nie były takie sztywne jak poprzednio. I z tego drobnego fakty Czarna cieszyła się jakby znów była małą dziewczynką.

- Napije się panienka wina? - Beno zasugerowała poczęstunek podchodząc do skraju łóżka i wskazując na krzesło jakie i ostatniej nocy i dzisiejszego poranka robiło za coś pośredniego między nocną szafką a podręcznym stolikiem. Na nim stały butelki i jeden częściowo pełny kielich. Drugi był jeszcze pusty. Na stole zaś stały olejki i mazidła jakich zwykle do masażu używała Ajnur. Były przygotowane do użycia jak i sama brunetka o migdałowych oczach. Ale widocznie jeszcze nie zdążyła zrobić z nich użytku więc teraz uśmiechała się przyjaźnie do towarzyszek i czekała na rozwój sytuacji.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; mieszkanie kultystów
Czas: 2519.02.06; Konistag (6/8); zmierzch
Warunki: wnętrze pokoju, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno



Kultyści



Część kultystów była w tym mieszkaniu po raz pierwszy. Jak Egon czy Vasilij. Innym zaś już zdarzało się tu bywać jak choćby Versanie. W końcu gdy przygotowywali to mieszkanie było pomyślane jako kryjówka dla Normy. Z tych planów nic nie wyszło bo toporniczka dalej mieszkała u węglarzy do jakich dość przypadkowo zaprowadził ją Strupas i jakoś nie wyglądało aby miała zamiar się od nich przeprowadzić. Tak czy inaczej w ciągu kolejnych pacierzy schodzili się kolejni członkowie tajnego zboru. Gdyby był dzień to byłoby pewnie widać burtę “Adele” od głównego wejścia no ale już było po zmroku to można było zgadywać, że gdzieś tam jest ale widać było tylko najbliższe statki.

Zebranie było zaś wyjątkowe. Może nie dla Egona co niewiele ich miał na swoim koncie jako najświeższy stażem kultysta. Ale pozostali zdawali sobie sprawę, że poza tradycyjnymi zborami w Agnestag to rzadko się zdarzały tak liczne spotkania. W tygodniu raczej kto się miał z kim spotkać to się spotykał i co miał załatwiać to załatwiał ale raczej nie spotykali się tak licznie. A jeszcze rzadziej zdarzało się, że sam Starszy brał udział w takich spotkaniach. Co tylko podkreślało wagę nadchodzących wydarzeń.

- Na niebieska zdzira idzie. - mruknął Silny jaki robił za czujkę przy oknie. I odkąd przyszedł ostrzegał tych co już byli o tych co nadchodzili. To, że “niebieska zdzira” przyszła ostatnia nie było zaskoczeniem. Wszyscy wiedzieli, że załapała się na tą robotę w kazamatowej kuchni i pracowała tam od rana do wieczora. Więc póki nie skończyła i jeszcze nie przeszła przez zaśnieżone, nocne miasto była raczej mało osiągalna. A łysy mięśniak jak zwykle nie mógł jej odpuścić ani na chwilę. Chociaż jak niedawno Karlik do nich dotarł to uprzedził tylko, że idzie.

Versanie udało się z Kornasem dotrzeć prawie pierwszej. Jak przyszli tylko Kurt ich powitał. Co nie było takie dziwne biorąc pod uwagę, że znał miejsce i czas spotkanie a “Adele” była prawie za sąsiednimi drzwiami. Ale przynajmniej okazał się gospodarzem na medal jak zawsze gdy gościł u siebie kolegów i koleżanki. W mieszkaniu było napalone więc panowało miłe ciepło. A kuternoga zaserwował rybny gulasz oraz smażoną rybę zupełnie jak to zwykle robił gdy mieli tradycyjny zbór na statku. Więc jak ktoś był głodny mógł zjeść i wypić coś ciepłego, nie musiał siedzieć na głodniaka i o suchym pysku.

Potem przyszli Sebastian, Silny i Aaron. A dokładniej to raczej Silny przywlókł Aarona który wyraźnie wskazywał na to, że jest po paru głębszych. Dlatego ledwo przyszli to od razu zniknęli w łazience gdzie cyrulik z mięśniakiem starali się doprowadzić magistra do stanu używalności. Silny stracił cierpliwość gdy Aaron puścił mu pawia na buty. Chlasnął go i wściekły wypadł na zewnątrz każąc młodzieńcowi doprowadzić go do porządku. Sam zaś właśnie stanął na czujce przy oknie. Za to zastąpił go Kuternoga który miał o wiele więcej cierpliwości i łagodniejszy charakter.

Jak przyszedł Egon a potem Vasilij to już kryzys Aarona zdawał się opanowany. Trochę się chwiał ale mniej więcej sam wrócił do stołu. Chociaż twarz zdobił mu solidny, świeży krwiak po tym jak mu Silny przyłożył. Magister nie żywił jednak urazy.

- Nie gniewaj się za te buty Silny… To było niechcący… Już mi lepiej… - kudłacz starał się przeprosić mięśniaka który w końcu poza Karlikiem i Łasicą był w grupie najdłużej i miał spory autorytet, zwłaszcza u młodszych którzy mogli od niego oberwać w każdej chwili.

- Trzymaj pion ochlajmordo. Sprawę mamy do załatwienia. Jak nawalisz to ci spuszczę taki łomot, że… - mięśniak wymownie pokazał mu pięść w pogróżce. Nie musiał kończyć zdania. Wiadomo było, że mało kto chciałby dostać łomot od wkurzonego Silnorękiego. Aaron uniósł dłonie w pokojowym geście dając znać, że ma jak najlepsze chęci i intencje.

- No już dobrze, już dobrze. Zjedźcie coś ciepłego. Nie wiadomo ile będziecie stali na tym mrozie. - poradził Kurt przyjacielskim tonem i wskazując na przygotowane garnki i półmiski z jedzeniem. Część posłuchała rady starego marynarza. I na tym zastał ich Starszy. Przywitał się ze swoimi dziećmi ale jeszcze mieli czas. Już większość była na miejscu chociaż nie wszyscy. Mieli jeszcze jednak czas do spotkania. Wreszcie przyszedł Strupas, potem Karlik ale prawie od razu poprosił mistrza na stronę i rozmawiali o czymś w innym kącie pomieszczenia. A gdy skończyli to Silny w swoim stylu oznajmił przybycie Łasicy. Była ostatnia z przewidzianego kompletu na tą wymianę w Zaułku Topielców.

- Cześć! - dla odmiany Łasica wesoło uśmiechnęła się przyjaźnie i pomachała wszystkim rączką na przywitanie. Ale zanim zdążyła podejść do stołu to z kolei ją Starszy poprosił na stronę. Więc tylko posłała całusa Versanie, brzydki gest Silnemu i poszła z mistrzem tak ją poprosił. Rozmowa też nie trwała długo i oboje wrócili do głównej izby i stołu.

- No wreszcie jakaś szama! Człowiek cały dzień w kuchni zasuwa i nawet nie ma kiedy się nachapać! - Łasica dosiadła się obok Versany i bez zapraszania skorzystała z posiłku jaki przygotował Kurt. Zaś mistrz już nie chciał dłużej czekać. Już nie siadał tylko zatrzymał się przed stołem dzięki czemu widział wszystkich i wszyscy jego widzieli.

- Dobrze, że już jesteśmy w komplecie moje dzieci. Niestety nie zostało nam zbyt wiele czasu. Więc chciałbym omówić to co nas czeka. - powiedział zerkając po kolei przez pryzmat swojej maski na zgromadzony zespół. Większość już zdążyła zjeść i się napić więc tylko Łasica niemo pokiwała głową z wprawą dziecka ulicy szamając jakby zaraz ktoś miał jej zamiar zabrać talerz albo z talerza.

- Jak wiecie czeka nas wymiana w Zaułku Topielców. W tym samym miejscu gdzie spotkaliście się z kapitanem Eriksonem ostatnio. - Starszy zaczął to zebranie od tego o czym wszyscy wiedzieli. Taki był przecież plan już tydzień temu na poprzednim zborze. Tylko wówczas nie było wiadomo wielu detali. Na przykład gdzie i kiedy uda się sfinalizować tę umowę.

- Pierwszy raz robimy interesy z tymi ludźmi. Więc nie wiemy czego się spodziewać. Jednak poprzednio dostarczyli bardzo interesującą próbkę co nieźle rokuje na dzisiaj. Mam nadzieję, że obędzie się bez kłopotów. Jeśli towar będzie taki sam jak próbka to nowi znajomi mogą się nam okazać bardzo przydatni. Na razie zimują tutaj to są zablokowani jak wszystkie załogi ale jak przyjdzie wiosna to wypłynął w szeroki świat. I kto wie? Może uda się u nich zamówić coś co nas interesuje? Dlatego może okazać się to bardzo cenna i owocna znajomość. Ale może też wyjść jakaś draka. - Starszy przestrzegał przed pochopnymi działaniami. Brzmiało jakby naprawdę miał nadzieję na dostawców ciekawych i rzadkich materiałów spoza miasta a może i spoza Imperium. Ale zdawał sobie sprawę, że to interes wysokiego ryzyka i nie wiadomo z czym druga strona przyjdzie.

Plan był z jednej strony dość dobrze rozrysowany z drugiej nadal pozostawiał sporo elastyczności. W samym centrum wymiany mieli być Sebastian, Aaron i Silny. Sebastian bo od niego wszystko się zaczęło i ostatnio on był głównym negocjatorem z kapitanem. Rozczochrany magister miał potwierdzić autentyczność kamienia przemiany swoimi unikalnymi mocami. No a Silny był gdyby potrzeba było ciężkich argumentów. Oraz był osobiście odpowiedzialny za skrzyneczkę ze złotem. Poza tym była dość ciężka.

Za ich bardziej skrytą eskortę mieli stanowić Versana, Vasilij i Łasica. Która pod koniec zebrania poszła zmienić ciężką, zimową suknię na bardziej odpowiednie do tego zadania skórzane spodnie jakie tak lubiła. Ich trójka miała stanowić obstawę tej głównej trójki jaka miała działać otwarcie. A do Zaułka i od Zaułka miał ich saniami Karlika zawieźć Strupas. Ten miał czekać w saniach u wylotu tej mrocznej ulicy. Jakby wszystko poszło zgodnie z planem to po wymianie kultyści mieli tymi saniami wrócić właśnie tutaj. Tu mieli czekać Kurt, Karlik i Starszy. Co miał w tymczasie porabiać Kornas to już zależało od Versany. A Egon dostał wybór czy chce być tym czwartym przy centralnej trójce czy woli inną rolę i pozycję.

- Tylko pewnie wiecie, że oni też mogą wpaść na taki pomysł aby pokitrać się po jakiś zakamarkach co? - rzekła Łasica jaka wróciła do głównej izby poprawiając jeszcze swoje ubranie.

- Nie możemy tego wykluczyć moje dzieci. Ale prosze was o opanowanie emocji i nie działajmy pochopnie. Oni mają więcej do stracenia niż my. My jedziemy tam ze złotem oni mają naprawdę trefny towar. Mogą być przeczuleni. - prosił Starszy widząc, że jego zespół właściwie jest już gotowy aby wyruszyć na tą wieczorną akcję. Chociaż mieli jeszcze trochę czasu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-07-2021, 13:31   #356
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; Pirora, Czarna Jagoda, Benona i Ajnur.

Pirora dosiadła się do Jagody i dotknęła jej pukli które zmieniły trochę fakturę.
- No faktycznie, sę mięciutkie.- powiedziała uśmiechając się, zwróciła się też do Benony - Tak poproszę wina. - I znowu do najemniczki.
- To co masz ochotę na pełny masaż od Ajnur? - zapytała popijając trunek z kielicha.

- No tak, coś takiego chyba polecałaś na dole. Brzmi całkiem całkiem. - czarnowłosa najemniczka stuknęła się swoim kielichem z blondynką uśmiechając się do niej wesoło.

- To w takim razie proszę zdjąć koszulę i położyć się na brzuchu. Ajnur się wszystkim zajmie. - Beno jak nalała wina jednej i podała kielich drugiej też wydawała się zadowolona z takiego obrotu spraw. Jagoda oddała jej kielich i posłuchała tego polecenia. Bez oporu ściągnęła z siebie koszulę ukazując swój nagi tors. Brakowało jej jędrności kształtów, wydawała się dość żylasta jak to już miała okazję sprawdzić Pirora przy poprzedniej wizyty. Ale dalej była to godna uwagi kobieta. Położyła się na brzuchu jak radził jej uprzejmy, uśmiechnięty rudzielec a ta dała znać swojej dalekowschodniej koleżance aby przystąpiła do dzieła.

Ajnur zaczęła od rozłożenia koca na pościeli i zdjęcia swojej spódnicy. Po czym usiadła na krzyżu łowczyni nagród i zaczeła rozsmarowywać olejek na jej barkach i łopatkach. A potem go wcierać przy okazji pracując nad rozluźnieniem mięśni. Każdy ruch jej dłoni wywoływał mlaszczący odgłos rozcieranego mazidła. A te z początku płynnie rozlewające się po skórze stopniowo wcierane stawało się błyszczącą powłoką jaka ładnie podkreślała wszelkie wypukłości i dolinki. Ajnur stopniowo przesuwała się w dół masowanego ciała. Przy samym środku zapytała o bieliznę. Ale Jagoda nie miała nic przeciwko aby tą z niej zdjąć. Więc masażystka mogła zająć się jej pośladkami a potem udami, łydkami i stopami.

- To teraz Ajnur może zrobić przód tak samo. Albo zrobić jeszcze dokładniej tył. Tylko do tego musiałaby zdjąć koszulę bo to już robi się nie tylko rączkami. - Beno która całkiem nieźle poznała techniki koleżanki uświadomiła ich gościowi jaki teraz ma wybór.

- To niech ściąga tą koszulę. I resztę też. - odparła rozleniwionym tonem Jagoda odkręcając się na chwilę aby spojrzeć na klęczącą przy jej stopach kobietę jaka rzeczywiście uśmiechnęła się przyjemnie i zaczęła się rozbierać z tego co jeszcze miała na sobie.

- A panienka to sobie czegoś życzy? - Beno jaka razem z Pirorą siedziały na łóżku mając okazję oglądać ten spektakl z masowania Jagody zerknęła na blondynkę czy ta czegoś nie potrzebuje.

- Na razie nie, ale skoro obiecałam że wam poczytam to ty się relaksuj, może trochę pozmieniam w tek książce by bardziej odpowiadała temu co jest na obrazkach. - Pirora zaśmiała się i poklepała miejsce obok siebie by Benona do niej dołączyła. Kiedy ruda to zrobiła Pirora chwyciła książkę i zaczęła czytać Benona miała dobry widok na erotyczne obrazki. A Pirora zaczęła niewinnie tak jak książka była napisana, ale kiedy uznała że tekst jest zbyt nudny dodawała własne wstawki tego co się tam w książce działo. Czasem wykorzystać do tego Benone. W tym czasie jej gość mógł czerpać pełnymi garściami z umiejętności Ajnur.

Przebrnęli przez parę rozdziałów Jagoda przez ten czas zdążyła zmienić strony i być teraz masowana od przodu. ten relaks powoli dobiegał ku końcowi ale jeszcze chwila jeszcze dwie.

- Niezły numer z tej Talimy. Szkoda, że wszystkie wybranki i służki boże nie są takie jak ona. Chętnie bym ją poznała osobiście. Te jej syrenki też. - Jagoda pozwoliła sobie na lubieżny uśmieszek, spojrzenie i komentarz do tej czytanej lektury. Wydawało się, że te wesołe przygody Dzikiej Kobiety przypadły jej do gustu nie mniej niż masaż serwowany przez Ajnur. Tej udało się ją pobudzić do działania. I leżąca na wznak czarnowłosa wydawała się być w świetnym nastroju aby przejść do dalszych etapów wieczornych zabaw. Miała zaróżowione policzki i przyspieszony oddech. Podobnie zresztą jak dziewczyna o migdałowych oczach co też jakoś rozkręcała się coraz bardziej.

- Oj to prawda. Te obrazki to są całkiem ciekawe. Ale jak tak panienka czyta to troszkę wydają mi się koślawe i skromne. Nie do końca widać jak one się wszystkie ze sobą niecnie zabawiają. - Beno uśmiechnęła się do koleżanek i do Pirory. W przeciwieństwie do nich chętnie dosiadła się tuż do blondynki i w przeciwieństwie do nich mogła puszczać żurawia na kolejne obrazki pojawiające się przy czytanym tekście. Rudowłosa pozwalała sobie na to by położyć swoją dłoń to na dłoni to udzie Pirory albo na jej ramieniu też zdradzając tą wieczorną ekscytację tym co się działo na łączonych łóżkach w 13-tce.

- Mhmm to może odegramy parę z tym obrazkowych scenek skoro niektórzy mogą mieć pewne trudności z wyobrażeniem sobie tych przygód? - Pirora zaproponowała Benonie tą erotyczną zabawę w odgrywanie, oczywiście na tyle głośno że Jagoda i Ajnur również to usłyszały. Nawet nie czekając na na odpowiedź malarka objęła kibić służki i zaczęła całować jej szyje.

Służka okazała się całkiem wdzięczną partnerką do takich zabaw. Dała się złapać jakby weszła w rolę wdzięczącej się panny ratowanej z opałów. Sama też złapała ramiona i tors blondynki i odchyliła głowę do tyłu prezentując swoją niewinną szyję w całości do takich pieszczot. Sądząc po grymasie twarzy na przymkniętych oczach to podobała jej się taka zabawa w odgrywanie takich właśnie scen właśnie z taką partnerką.

- To teraz wy nam dacie przedstawienie? To bym prosiła bez fatałaszków jeśli można. Tam na obrazkach to widziałam, że się dziewczyny obywają bez nich. - Jagodzie taka zamiana ról też widocznie odpowiadała. Przytulała do siebie leżącą na niej Ajnur ale ciekawie obserwowała co się dzieje tuż obok na sąsiedniej części łóżka. Pod względem ubioru rzeczywiście miała rację. Na tym kocu dominowały dwie nagie kobiece ciała, teraz nabłyszczone olejkami zaś obok Pirora i Benona dalej miały na sobie większość tego w czym były i na dole. Migdałooka zsunęła się nieco na bok swojej partnerki, poparła głowę na dłoni i też ciekawie obserwowała manewry swojej pani i koleżanki.

Blondynka i ruda zrobiły mały pokaz dla pozostałej dwójki pozbywając się swoich ubrań i odgrywając jedną ze scenek z erotycznej książeczki. Potem wciągnęły w tą zabawę najemniczkę i masażystkę i odegrały jeszcze parę scenek z książeczki. W przerwie Beno i Ajnur podały przekąski i polały hojnie wina. Pirora przytaknęła im że spokojnie też mogą się częstować mięsiwem i serami.

- Więc jak się bawisz do tej pory? - blondynka zapytała gościa zanim polała wino na jej ciało i zaczęła je z niej zlizywać, dając Jagodzie czas do odpowiedzi.

- Moja droga, gdybym wiedziała, że tu serwujesz takie atrakcje do białego rana to bym tu cię odwiedziła o wiele wcześniej! Ale coś czuję, że to chyba nie będzie moja ostatnia wizyta. - Jagoda już lekko zdyszana po tych omawianych właśnie atrakcjach roześmiała się gdzieś do sufitu. Zresztą jej ciało tak samo jak słowa zdarzało, że bawi się świetnie.

- Musimy to spróbować z szampanem… Mam butelkę prawdziwego, bretońskiego szampana… Słyszałam, że jest w sam raz… I jeszcze bordo...Dostałam od bretońskiego kupca jako dodatek za rozwiązaną sprawę… Mówił, że to rarytas i tylko ktoś z Bretonii może docenić wszystkie walory smakowe… Trzymałam więc na jakąś okazję… Pewnie kogoś z Bretonii… Ale myślę, że niekoniecznie… - Jagoda z mówiła urywanym głosem jakby miała problemy z koncentracją. A okazało się, że sama też ma ochotę na jeszcze zabawy. Nakierowała głowę Pirory ku swojemu najcenniejszemu miejscu wymownie domagając się tam jej talentów. Zaraz potem złapała za rudą potylicę bez ceregieli zmuszając Beno aby zajęła się jej piersiami i górą. Co rudzielec jakoś nie miała żadnych oporów. Zaś z drugiej strony, Ajnur podsunęła swoją stopę aby ta się nią zajęła swoimi ustami i rączkami. Lub użyczyła jej swoich piersi. I zabawa znów zaczęła przyspieszać.

- Bretoński szampan… trzymaj na specjalna okazje... - Zamruczałą Pirora zanim zajeła się konkretami między udami czarnulki. Zabawa trwała do kolejnej kulminacji swoich uczuć i doznań. Najemniczka była wytrwałą kochanką i zdecydowanie podobało jej się towarzystwo w jakie trafiła chyba pierwszy raz mogła bawić się w takim towarzystwie bez żadnych ograniczeń.

Po wszystkim kobiety leżały przytulone do siebie oddychając spokojnie i łapiąc oddech.
- Jagoda, opowiedz coś więcej o sobie… - Powiedziała blondynka, głaszcząc włosy najemniczki.

- Oj tam o czym tu opowiadać… - w pierwszej chwili czarnowłosa machnęła ręką i skrzywiła nos jakby uważała, że to niezbyt ciekawy temat. Albo nie lubiła o nim mówić. Jednak wydawało się, że to odruchowa reakcja i może za każdym razem na podobne pytanie reagowała podobnie. Spojrzała gdzieś w okno ale widać było tylko osblask palących się lamp a nie to co na zewnątrz. Jednak pewnie musiała być już późna noc jak tak sobie we cztery leżały nago na złączonych łóżkaczh 13-tki.

- Jak pytasz o dziewczyny to od zawsze mnie interesowały. Od urodzenia. Podglądałam koleżanki w kąpieli i w toalecie. Lubiłam spać w jednym łóżku z moją starszą siostrą co już miała takie całkiem ciekawe kształty i dla mnie to była prawie dorosła. A pierwszy raz całowałam się z koleżanką na Dniu Wróżby. Tylko potem idiotka się wypaplała swoim starym i się zrobiła afera na całą wieś. Kapłan zrobił kazanie, wyszorował mi gębę ługiem, wychłoostał i w ogóle wstyd na całą wieś. To uciekłam. Poszłam z pielgrzymami. Ci szli na północ doszli prawie tutaj. Mnie potem jakiś furman na wozie wziął do miasta. I mnie samą też wziął. Więc już nie byłam dziewicą jak tu pierwszy raz przybyłam. A byłam może rok czy dwa starsza od tego twojego chłopaka z dołu. Tylko nie miałam nikogo. To się tułałam to tu to tam. Odryłam, że nadal interesują mnie dziewczyny. I umiem się bić i walczyć o swoje. W końcu więc zorientowałam się, że zamiast być w bandytierce lepiej zostać łapsem. No i zostałam. Koniec. Cała historia. Jak widzisz dalej zaczepiam nieznajome gdzie się da próbując je zaciągnąć do łóżka. Czasem jak widzisz mi sie to udaje. - mówiła niby lekko i ironicznie. Chociaż takie streszczenie w paru zdaniach całego życia nisło ze sobą spory ładunek emocji. W większości raczej niezbyt wesołych. I ta ironia i lekkość miały to pewnie przykryć i stanowiły wentyl bezpieczeństwa.

- No a ty? I wy? Jakie są wasze historie? Bo moja to taka jak setki innych. Nic ciekawego. - zapytała obejmując leżące przy niej blondynkę i rudzielca. I na ile dała radę pogłaskała szatynkę o migdałowych oczach. Tu, w tym łóżku, zdawały się być odcięte od reszty zewnętrznego świata. I dzielić wspólne zainteresowania o jakich lepiej było się nie chwalić przed resztą świata.

- Ach u mnie to bardziej potrzeba sytuacji… znaczy lubię się kochać z kobietami ale też bardzo lubię mężczyzn. - Pirora zaczęła mówić o swoich doświadczeniach. - Interakcje z kobietami są zdecydowanie bardziej bezpiecznie dla panienki z dobrego domu która powinna mieć nienaruszone dziewictwo w dniu nocy poślubnej. No i gdybym ich nie lubiła to by mnie była w tej sytuacji… z wami. Benona jak to z tobą było? - blondynka zapytała służkę.

- A ja nie przepadam za mężczyznami. - Jagoda odezwała się pierwsza nim rudowłosa zebrała się na odpowiedź. - Znaczy, nie, że w ogóle nie. Ale rzadko któryś wyda mi się na tyle interesujący aby rozkładać przed nim nogi. Z kobietami niestety też. Większość to niestety nie jest zainteresowana przygodami z innymi kobietami. No albo ze mną. Szkoda. - przyznała nieco ironicznie najemniczka. - No ale na szczęście dzisiaj trafiły mi się trzy takie śliczne wyjątki. - uśmiechnęła się wesoło i pocałowała usta każdej z trzech kobiet jakie ją otaczały. Benona też się roześmiała i to chyba pomogło zacząć coś mówić o sobie.

- Ja to przyznam się, że w zdecydowanej większości raczej robiłam to z mężczyznami. Z kobietami mi się zdarzało ale to raczej w mieszanym towarzystwie. Tak, tylko z kobietami to dość rzadko. Ale nie narzekam! Jak spotkałam naszą panią kapitan a teraz panienkę no to całkiem ciekawie to nam wychodzi. - skoro Jagoda zaczęła od swoich łóżkowych preferencji to Beno uczyniła podobnie. Roześmiała się wesoło dając znać, że chociaż raczej preferuje mężczyzn to jednak takie zabawy w takim towarzystwie przypadły jej do gustu.

- A ja z kolei to całe życie byłam służącą. Znaczy w tak różnie. No wiecie. Kelnerką, barmanką, dziewczyną do sprzątania. Sporo tam miałam różnych przygód. W końcu koleżanka mnie namówiła aby się zaciągnąć do armii. Tam przecież tylu chłopa co maszeruje czy stacjonuje to muszą przecież na coś wydawać ten żołd. To na co będą wydawać jak nie na nas? Tak mnie przekonywała. No i się zaciągnęłyśmy jako ciury obozowe. Poszłyśmy z nimi na wschód. Bo ja jestem z Middenlandu. A poszliśmy aż tam pod Kislev. Ale tych naszych dzielnych rycerzy rozbiły jakieś zwierzoludzie. Ojej to było straszne! Takie tam były jak centaury z bajek i takie wielkie! Minotaury! Jak taki machnął toporem to kilku ludzi mógł przeciąć na pół! No to nie czekałam aż mnie znajdą i rozrpują tylko dałam dyla. Potem się błąkałam sama albo z takimi rozbitkami jak ja. Okazało się, że znaleźliśmy się w Kislevie. A tam tylko step i czasem pola. W końcu dotarłam już sama do Erengardu i próbowałam znów jako kelnerka ale wpadłam w niewłaściwe towarzystwo. No i sprzedali mnie do pana kupca. A ten w końcu zapakował mnie na statek i tak trafiłam tutaj. Spotkałam resztę dziewczyn no a potem nas kupiła pani kapitan i Versana. - rudzielec mówił dość wesołym tonem jakby opowiadała historyjkę kogoś innego. Czasem się śmiała jak coś jej się wydało zabawne a czasem przybierała kwaśny wyraz jak doszła do czegoś niezbyt przyjemnego. Mimo wszystko biorąc pod uwagę, że trafiła jej się niewola u takiej pani kapitan jaka chyba przypadła jej do gustu a nawet polubiła to całą tą historię zdawała się traktować dość optymistycznie.


Reszta wieczoru minęła spokojnie i tak samo miło jak jego początek. Wszystkie dziewczęta zostały na noc w pokoju szlachcianki. I mogły wypocząć przed kolejnym dniem.
 
__________________
I WILL SWALLOW YOUR SOUL! It matters not how you try to sustain your flashy bodies with the fruit of the trees or the animals of the land. You only serve to hasten the time when I shall break your very mind, enslave your will, and feast upon the entrails of your existence. I will lay ruin upon your livestock and your home!
Obca jest offline  
Stary 16-07-2021, 19:05   #357
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Zmierzch; mieszkanie kultystów

- Mogę iść z wami - rzekł Egon do Silnego, będąc na zebraniu.

W zasadzie nie miał pomysłu, dokąd iść. Równie dobrze mógł pójść z Silnym jako dodatkowa para mięśni - nie miał problemu, aby zadecydował o tym ktoś inny, bowiem wyglądało na to, że nie do końca był wtajemniczony w wymianę.

- No dobra. To pójdziesz z nami. Zobaczą dwóch takich byczków jak my to może im się odechce myśleć o jakichś głupotach. Bo ci dwaj to sam widzisz jakie cherlaki. - Silny klepnął w ramię kolegi i przyjął z sympatią jego deklarkę. Spojrzał wymownie na Sebastiana i Aarona jacy przy nich rzeczywiście wydawali się drobni.

Egon skinął głową. Dużo nie gadał. Pozostało więc ubezpieczać wymianę. Pozostało w takim razie czekać na wymarsz ekipy.

Ver zjadłszy raczej delikatną kolację by nie stracić na gibkości i by napchany żołądek jej nie spowalniał popijała z wolna wino. Kornas zdawał się jednak jeszcze nie nażreć pod kurek. Wpychał kolejna porcję gulaszu zagryzając wszystko chlebem i przepipiając winem. Poza tym milczał. Nie on jednak był tu od gadania.

Ver wykorzystujące zaś chwilę, w której wszyscy kultyści słuchali a to Mistrza a to kolejnego mówcę położyła rękę na wewnętrznej stronie uda kochanki, która podobnie jak eunuch pałaszowała kolacje. Tyle, że robiła to ze zdecydowanie większą gracją i delikatnością.

- My z Łasicą udamy się tam nieco wcześniej by przygotować dogodne miejsce dla Vasilija. - podjęła widząc, że wyznawcy Boga Czaszek skończyli uzgadnianie swojego miejsca w szeregu - Wypatrujcie więc okręgu narysowanego węglem. - wyciągnęła niewielką ciemną bryłkę schowaną w jednej z kieszeni - Krzyż oznaczać zaś będzie coś zgoła odmiennego. - trzeba było brać pod uwagę, że w trakcie zwiadów obie kultystki napotkać mogą pewne komplikacje - A co do Kornasa… Hmmm… To chyba najlepiej będzie jak sam się wypowie bo zwiadowca z niego taki jak z koziej dupy trąbą. - zachichotała rzucając pytające spojrzenie w kierunku swojego pracownika, który ukończył właśnie ostatnią pajdę chleba. Zjadł tyle co Egon i Silny razem wzięci i na tyle na ile znała go Versana zmieściłby tam pewnie jeszcze więcej.

Łysol zaś tylko uniósł głowę wycierając usta rękawem. Przeleciał wzrokiem po wszystkich jakby starał się w ich oczach odnaleźć odpowiedź i wzruszył ramionami, że jemu to tak naprawdę gancegal, do którego "pododdziału" zostanie przydzielony.

- Swoją drogą to, kto został u Sebastiana pilnować dobytku? - jasnym było co i kogo Versana ma na myśli. Nie była jednak pewna czy tak otwarcie poruszać ten temat na forum. Jednak w razie potrzeby była to dodatkowa opcja na zajęcie dla ochroniarza ciemnowłosej wdowy po kupcu.

- To się wypowiedział. - sarknął Silny komentując wieloznaczną reakcję młociarza. Ten wzruszył w odpowiedzi swoimi wielkimi ramionami. - To zostaniesz w wozie. Ze Strupasem. Najwyżej przylecisz do nas z odsieczą jakby coś się działo. - skoro on sam ani jego pani nie umieli mu znaleźć miejsca w klejonym właśnie planie to mięśniak znalazł mu zajęcie. Łysy znów wzruszył ramionami i skinął głową na znak zgody. Spojrzał jeszcze tylko kontrolnie na Versane co ona na to wszystko.

- Norma zgodziła się nam pomóc z Gustawem i z nim została. Jak sprawa pójdzie gładko to nie powinna nam zająć zbyt wiele czasu. - Starszy za to odpowiedział na pytanie czarnowłosej wdowy o los opętańca.

- Węglem na ścianie? Nie żartuj Ver. - Łasica odezwała się dopiero jak zrobiła przerwę w jedzeniu aby napić się wina. - Kto ci po czarnej nocy, na ciemnej ścianie zobaczy coś nabazgrane węglem? Nie żartuj. - włamywaczka pokręciła głową na znak, że nie daje wiary aby taka sygnalizacja sprawdziła się w praktyce. - Śnieżką można walnąć jakiś krzyżyk czy co. Białe na ciemnym to coś może będzie widać w głębi nocy. - dodała jakby Versana jednak chciała zachować swoją wymyśloną sygnalizację.

- Zresztą nie wiem co to Vasilijowi trzeba sprawdzać. Niech zajmie jakieś okno z widokiem na ulicę i filuje. - popatrzyła na herszta przemytników jakby uważała, że nie ma co zbytnio komplikować sprawy.

- Ja wysiąde wcześniej. Obejdę ten kwartał i pójdę tam z drugiej strony. My przyjeżdżamy od strony portu to oni od miasta. Tam gdzieś sobie znajdę miejsce i poczekam. Jak nic się nie będzie działo to poczekam aż się rozstaniecie w pokoju i do was dołączę. Jak się zacznie coś dziać to im sprawię jakiegoś psikusa. A jakby coś kombinowali to zagwiżdżę. - Łasica też wytarła usta rękawem i odsunęła skończony talerz. Zadowoliła się kubkiem z gorącym winem i powiedziała reszcie jak widzi swoją rolę. Brzmiało jakby miała zamiar być niewidoczna nie tylko dla tamtych ale i dla swoich.

Ver nieco poczerwieniała myśląc o tej wtopie z mazanie czarnym węglem jako znak sygnalizacyjny w nocy. Zachichotała tylko tuszując zakłopotanie.

- No tak. - machnęła w końcu ręką - Więc jedną śnieżka jest git, dwie, niebardzo. - dodała krótko nie chcąc już wracać do tematu sygnalizacji - Ja też będę starała się być niewidoczna. Zamiast gwizdu jednak wysłuchajcie pohukiwania. - dodała.

- Spodziewałem się, że będziesz Ver tam na miejscu dużo wcześniej. Więc teraz to oznakowanie ma mniejszy sens. Nie mniej jednak każda forma zwiadu jest mile widziane więc będę się rozglądał - skinął koleżance głową. Następnie skierował się do Starszego. - Mogę zająć chwilę? Chciałem zdać raport z zadań jakimi się zajmuje.

- Nie mogłam sobie odmówić przyjemności zobaczenia się z tobą Vas. - nieco kokietująco odparła koledze - Z resztą chciał się przed wymianą dowiedzieć jak ci poszło z tymi kucharczykami. - dodała podkreślając odmienny od wymiany motyw jej spotkania z księciem przemytników. Wszak prosiła go o zwiad a do tej pory nie otrzymała, żadnej informacji zwrotnej. W razie potrzeby dzisiejsza noc była dogodnym terminem na podjęcie jakichkolwiek działań. O ile rzecz jasna Vas czegoś się dowiedział.

- No dobrze, mamy jeszcze trochę czasu. - Starszy przychylił się do prośby Vasilija. Gestem zaprosił go w stronę drzwi gdzie wcześniej rozmawiał i z Karlikiem i z Łasicą.

- Dziękuję - Vasilij poszedł wraz ze Starszym do pomieszczenia obok. - Chciałem powiedzieć, że Strupas otrzymał ode mnie trasę na wyłączność. Trochę się niecierpliwił więc to nie jest nowa trasa a taka z której kiedyś korzystała moja grupa. Póki nie zmieniliśmy siedziby, wtedy ze względu na czas i wygodę zaczęliśmy używać innej. Pierwsza była nieużywana. Dodatkowo znalazłem zgodnie z prośną potencjalne miejscówki na naszą kolejną kryjówkę. To magazyn w porcie, opuszczona karczma i kamienica. Po czym pokrótce opisał wady i zalety każdej z nich. Jak słyszysz każda z miejscówek jest warta uwagi na swój własny sposób. Skłaniałbym się jednak ku kamienicy. Do karczmy może wejść każdy i wywołuje to niepotrzebną nam uwagę. Magazyn to pusta przestrzeń i ciężko będzie tam kogoś przechowywać o ile nie wybuduje się podziemnej kryjówki. Kamienica natomiast to miejsce gdzie można np zburzyć część schodów z 3 piętra na 2 i zyskujemy piętro na które można wejść po drabince sznurowej ale jest pozbawione dostępu z zewnątrz w innej formie niż wspinaczka. Sami obsadzamy mieszkania w kamienicy gdyby kiedyś ruszyła a w czasie remontu nikt się nam kręcić nie będzie. Dwa zadania są zatem wykonane ze spraw którymi miałem się zajać. - Vasilij opowiedział Starszemu sytuację.

- Tak, rzeczywiście… - zza maski lidera zboru wydobył się zamyślony głos po tym jak uważnie wysłuchał co młodszy członek grupy ma mu do powiedzenia. Zastanawiał się nad tym jeszcze przez chwilę nim się odezwał.

- No nic, w takim razie trzeba się będzie rozejrzeć po tych adresach co je znalazłeś. Spodziewaj się, że ktoś od nas się do ciebie zgłosi aby je obejrzeć lub w podobnej sprawie. Zastanowiś się jeszcze nad tym. Na razie jak widzisz jesteśmy nieco zajęci czym innym. - powiedział w końcu Starszy uśmiechając się zza maski. Nie było tego widać ale dało się poznać na słuch.

- A ze Strupasem nie dziw się. Rzeczywiście poleciłem mu zająć się tymi dostawami i wymianą. Spisał się z tym bardzo dobrze. Brakowało nam ostatniego elementu jakim był transport z kryjówek do wewnątrz miasta i z powrotem. Zawsze można skorzystać z bram no ale sam rozumiesz co może narobić jeden zbyt wścibski lub bystry strażnik. - uśmiechnął się ponownie z zadowoleniem, że i ta sprawa została załatwiona.

- Skoro ten element już udało nam się skompletować i mam nadzieję dzisiaj obędzie się bez komplikacji to może będziemy mogli wznowić te planowanie wymian. Ale to na razie odłożymy na później. W każdym razie dobrze się spisałeś Vasiliju, to była dla nas duża pomoc. - powiedział przyjaznym tonem poklepując Cichego po ramieniu. Rzeczywiście wydawał się być zadowolony z takich informacji. A ta dzisiejsza wymiana i przygotowania do niej nieźle zamieszały wszystkim w planach.

Vasilij uśmiechnął się na pochwały Starszego.
- Zawsze jestem gotów by służyć Zborowi pomocą. Dziękuję za rozmowę.

Gdy Vasilij wrócił do głównej sali chciał rozmówić się do końca z Versaną.
- Apropo tych kuchcików których miałem śledzić. Po co kazaliście Egonowi spuścić wpierdol temu samemu gościowi którego miałem obserwować? To niekorzystnie wpływa na dyskrecję.

- Kazaliście? - powtórzyła mocno zdziwiona pytając się tym samym kolegi - O czym ty mówisz Vas? - Versana czuła się co najmniej lekko zakłopotana - Kto kazał Egonowi? W trakcie rozmowy ze Starszym to ja podjęłam sie zajęcia kuchcikami i z tego co pamiętam wszyscy na to przytaknęli. - podparła biodra rękoma - Niech więc sprawę wyjaśnia ten, kto ów rozporządzenie wydał. - omiotła wzrokiem wszystkich zgromadzonych - W każdym razie rozumiem, że jeden zbiera zęby połamanymi rękoma - zachichotała niespodziewanie rozbawiona swoim żarcikie. - Co zaś z drugim?

- Moje drogie dzieci. Nie czas teraz roztrząsać poboczne sprawy. Dzisiaj czeka nas ważne zadanie jakie nas tu sprowadziło. I proszę abyście skoncentrowali się właśnie na nim. O reszcie spraw będzie okazja porozmawiać jutro jak się znów spotkamy. Przypominam, że nieco później, z godzinę po zmroku. Czyli tak jak dzisiaj mniej więcej. Dobrze aby jak Łasica wróci do nas to już wszyscy byli w komplecie. - Starszy widząc na co się zanosi uniósł dłonie w pokojowym geście i nawoływał do zachowania spokoju. Dzisiaj nie byli w pełnym składzie chociaż niewielu brakowało. I zebrali się aby dokonać wymiany w portowym zaułku a czas na tą wymianę zbliżał się nieuchronnie.

Ver dopuściła chociaż jej mina wciąż była nietęga. Znała swoje miejsce w szeregu. Jednak nie lubiła gdy ktoś wpieprzał się nieproszony w jej robotę. Liczyła więc na to, że winny posiada na tyle odwagi by teraz się przyznać.

Cichy skinął tylko głową Starszemu i dostosował się do polecenia. Dalsza rozmowa z Versaną musiała poczekać. Natomiast sama kobieta ruszyła do wyjścia.

- To my ruszamy! - rzuciła kierując się na miejsce, w którym miało dojść do wymiany. Miała ze sobą swój niezawodny sztylet, ciut trucizny w szczelnie zakorkowanej menzurce, odrobinę afrodyzjaku i eteru, oraz kawałek węgla by móc wskazać Vasilijowi odpowiedni punkt.

Takie zadanie nawet się jej podobało. Było miłą odmianą od ostatnio nużących ją rozmówek i chichotań. Z resztą od dawna chodziło jej po głowie to by ruszyć w teren w poszukiwaniu jakiś świecidełek lub brzędków. Brakowało jej adrenaliny związanej nie tylko z samą akcją ale i całą otoczką: skradaniem się, wystawaniem na czujce, nasłuchiwaniem czy aby nikt się nie zbliża i tym podobnych.

Szły. Same. Dzielnicę znały raczej gorzej niż lepiej. Chociaż Łasica poruszała się po niej dość pewnie. Miejsce wymiany było im jednak znane. Oczy i uszy miały w gotowości, tak samo jak dłonie, które w błyskawicznym ruchu w razie kłopotów mogły zanurkować po schowany w cholewce sztylet lub skryte pod pazuchą flaszki. Z resztą spodziewały się tego, że nie tylko ich grupa wpadła na pomysł by wysłać w teren zwiadowców.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-07-2021 o 19:53.
Icarius jest offline  
Stary 17-07-2021, 11:33   #358
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wieczór; port; Zaułek Topielców


Kultyści


Zbliżała się środkowa część wieczoru, ruch na mrocznych ulicach wyraźnie już osłabł ale jeszcze można było spotkać i wozy, i dorożkę, i przechodniów zmierzających pewnie w większości do domów. Nikogo więc pewnie nie dziwił kolejny wóz wyładowany kilkoma pasażerami jaki jechał wzdłuż nabrzeża portowego. Wiatr był dość mizerny więc można było o nim zapomnieć. Ciemność i mróz jednak tak łaskawe nie były. Każdy krok na zmrożonym śniegu skrzypiał deptaną bielą.

- To ja tu wyskoczę. - Łasica dała znać gdy się zbliżali do Zaułka. Garbus jaki kierował lejcami zatrzymał wóz aby mogła wysiąść. Pomachała im jeszcze na pożegnanie po czym poszła przecznicą jaka była niedaleko zaułka.

- Jak kto ma iść wcześniej to też niech zasuwa. Poczekamy tu trochę. - Silny spojrzał na tych co się sami zgłosili albo byli wyznaczeni do eskorty.

- To powodzenia chłopaki. - rzuciła Versana zeskakując z dorożki. Następnie szybkim krokiem dołączyła do kochanki.

- Ty w prawo, ja w lewo? - zagadnęła cicho gdy już dogoniła właścicielkę skórzanych spodni. Nie dzieliła je zbyt duża odległość od zaułku było to jednak na tyle daleko, że miały czas by podjąć tą ostatnią poki co wspólna decyzję.

Egon skinął głową na Silnego i dołączył do grupy. Sam wolał robić niż gadać i po prawdzie wymiana miała się odbyć bez żadnych niespodzianek, to przydałoby się później w charakterze relaksu zacząć jakąś małą burdę w karczmie. Jak dawno się nie walczyło, to ręce swędziały.

Vasilij ruszył zająć swoje miejsce ostatni. Rozglądał się za znakami od Ver ale posiadał też własny rozum i doświadczenie. Stąd interesowało go miejsce z dobrym widokiem na punkt spotkania i minimum dwoma drogami ucieczki w razie kłopotów.

- No ja to idę prosto. - Versana musiała się rozdzielić z Łasicą właściwie ledwo odeszły od sańu. Reszcie jaka pozostała na pojeździe ubrana na ciemno włamywaczka dość szybko znikła z oczu wśród cieni przecznicy w jaką weszła. Versane widzieli ledwo chwilę dłużej bo szła wzdłuż ulicy jaką jechali do tej pory nim skręciła gdzieś w bok.

- No to trochę poczekamy. Słuchajcie czy któraś z nich nie daje znaku. - mruknął Silny chcąc dać czas obu kobietom na zajęcie swoich miejsc. Zaułek był już z sań widoczny ale tylko jego wlot. Przechodnie mijali zaparkowane sanie, Silny zeskoczył aby się odlać pod ścianą i zdążył wrócić. I nic niezwykłego się nie działo. Ot, kolejny wieczór w porcie w środku tygodnia. Aż dzwony wybiły dziewięć razy. Co było umówionym terminem na stawienie się na spotkanie.

- Ruszamy. - powiedział Silny lejcami zmuszając konia aby pociągnął sanie. Powoli ruszyli przed siebie zatrzymując się u wlotu do Zaułka Topielców. Mogli teraz spojrzeć w jego czarny kanion. A ten wydawał się ciemny, pusty i bezludny tak samo jak na początku poprzedniej wymiany.

- To fikaj Cichy. - mięśniak nie widząc ani żadnego ruchu, nie słysząc ani alarmu od dziewczyn ani nic innego niż chlupot fal o nabrzeże dał znak Vasilijowi, że może ruszać zając swoją skrytą pozycję.

- Ja biorę skrzynkę. Egon bądź blisko mnie. Tak na wszelki wypadek. A wy będziecie szli przy nas. - mięśniak wstał z kozła i zostawił lejce Strupasowi. Sam przeszedł na pakę wozu aby wziąć pieniądze na wymianę przykryte kocem i futrami jakie też miały stanowić przykrywkę dla towaru jaki powinni otrzymać w zamian. Ale czekał jeszcze aż Vasilij znajdzie sobie miejscówkę.

A Vasilij nie miał za bardzo kłopotów ze znalezieniem sobie miejsca. W końcu ten kanion mroku był bezludny. Można było wejść do dowolnego budynku i na dowolne piętro po każdej z jego stron. Z pierwszego czy drugiego piętra powinien być odpowiedni widok na większość Zaułka. Tyle, że jakby ktoś do niego strzelał z ulicy mógł się wycofać w głąb mrocznego pomieszczenia. A jak ktoś by przyszedł od środka to wyskoczyć oknem. Na więcej trudno było liczyć w tych warunkach.

Versana miała więcej czasu aby się rozejrzeć po okolicy. Niezbyt ciekawej. Zapuszczone od lat budynki straszyły ciemnością i zimnem. To był jeden z tych bezludnych kwartałów gdzie mogły się wydarzyć różne rzeczy. I przed jakimi zwykle przestrzegano uczciwych obywateli aby się tam nie zapuszczali. Ciemność i wielość kryjówek sprzyjała tym co chcieli się ukryć. Skrzypiący przy każdym kroku śnieg a wewnątrz budynków stare, wypaczone drewno za to przeszkadzało w skrytym poruszaniu się lub wręcz je uniemożliwiały. Co oznaczało, że jak ktoś zajmie dobrą kryjówkę będzie bardzo trudny do wykrycia. Póki się nie spróbuje przemieszczać. Widziała jak po jakimś czasie u wlotu do Zaułka pojawiły się znajome sanie. Ale chociaż widać było ruch czarnych sylwetek nie mogła rozpoznać kto jest kto i co oni tam właściwie robią. Za to z przeciwległej strony dostrzegła jak wchodzi do tej uliczki pojedyncza sylwetka.

Pustostan był niemalże wierną imitacją pozostałych zabudowań tej części miasta. Powybijane szyby w oknach z których tylko co niektóre posiadały już mocno nadgryzione przez ząb czasu okiennice, obdrapane ściany, połamane meble i dziurawa jak zęby Strupasa podłoga. Ubytki były na tyle duże, że bez problemu gdzieniegdzie można było dostrzec to co znajdowało się na piętrze. Trzeba więc było uważać gdzie stawia się nogę. Jedno co dziwiło to fakt iż w kamienicy wciąż były drzwi. Może niezbyt solidne i wystawne. Jednak w razie wizyty nieproszonego gościa ostrzegły by skrytą we wnętrzu za nimi Versanę na tyle szybko by ta mogła podjąć odpowiednie działanie. Mówiąc krótko skrzypiały głośniej niż stawy Malcolma i kruki na cmentarzu razem wzięte.

Skitrana więc lepiej niż sztylet w podeszwie skrytobójcy lub sakwa w dłoni złodzieja obserwowała okolicę. Wyjątkowo pustą i bezludną - do czasu. Gdyż jej uwagę przykuła idącą postać. Wdowa więc wytężyła wzrok starajać się dostrzec jak więcej szczegółów oraz to czy ktoś jeszcze jej nie towarzyszy.

Robota Egona była prosta: ubezpieczać skrzynię z Silnym. Sam nie sądził, żeby tamci próbowali fikać, ale przecież nigdy nie szkodziło być ostrożnym. Silny mógł nieść pieniądze, a Egon zamierzał go ubezpieczać - nie musiał w takim razie mieć zajętych rąk, a Egon przybył na obstawę uzbrojony - krótki goedendag miał ukryty pod płaszczem, pod którym także znalazł się pancerz z utwardzonej skóry. Co prawda Egon mógł pokusić się o tarczę i topór, ale zdało mu się, że nic cięższego nie będzie potrzebne, a dodatkowy ciężar nie był potrzebny. Tak przygotowany, rozglądał się wokół, lustrując okolicę.

Z tego co widziała Versana owa postać co przyszła z przeciwka minęła jej stanowisko i poszła dalej. Szła wolno skrzypiąc śniegiem pod butami. Vasilij zresztą też ją dostrzegł. Czy to był ktoś od tych drugich czy przypadkowy przechodzień w tych ciemnościach trudno było powiedzieć. Szedł dalej aż pewnie dostrzegł kultystów z wozu w tym dwóch takich drabów jak Silny i Egon to się schował wchodząc do jakiegoś domu i tyle go widzieli.

Zaś ekipa Silnego nikogo nie widziała w tych ciemnościach. Zostawili Kornasa i Strupasa przy wozie a sami weszli w ten nocny kanion ulicy. W centrum szedł mięśniak ze skrzyneczką wypełnioną karlikami. Pozostała trójka w jego pobliżu. Szli i mijali kolejne ciemne ściany frontowych budynków jakie straszyły ciszą i bezludnością. Jakby w tej części miasta mieszkańcy kładli się spać zaraz po zmroku. Zresztą gdzieś tu mieli być Vasilij i Versana. A też ich nie było widać ani słychać jakby ten Zaułek pochłonął ich całkowicie.

- Dobra, tu na nich poczekamy. - oznajmił swoim towarzyszom Silny stawiając skrzynkę na mało zdeptanym śniegu. Nie była to popularna trasa a nikt tu nie mieszkał to śniegu nikt tu nie odgarniał. Tyle co tych paru przypadkowych przechodniów wydeptało od ostatniego opadu.

- Ktoś tu idzie. - powiedział Sebastian. Nie było to trudne do zauważenia. W przeciwległym krańcu Zaułka pojawiło się chyba ze trzy postacie. Nie dało się dostrzec detali. Ale jedna weszła w głąb zaułka zbliżając się powoli do czekającej czwórki. Napięcie zdawało się rosnąć i sądząc po głosie cyrulika to chyba czuł ulgę, że nie znalazł się tutaj sam. Tamten szedł dość szybko chociaż rozglądał się po bokach. Nie speszyła go też czekająca czwórka chociaż musiał ich dostrzec na tym śniegu jak stoją. Zatrzymał się może z dziesięć kroków od nich.

- Co tu tak sterczycie? - zapytał mężczyzna pewnym siebie głosem jakby zaczepki szukał. Albo sprawdzał z kim ma do czynienia.

- A ty co tak pytasz? Nie wiesz, że niebezpiecznie się pętać samemu po zmroku po ciemnych zaułkach? - odparł Silny nawykły do takich ulicznych odzywek. Tamten jednak się nie speszył.

- Może, kolego, może. No chyba, że się z kimś umówisz. No to iść trzeba. - odszczeknął się przybysz.

- No tak, wtedy trzeba. A co? Umówiłeś się tu z kimś? - Silny nie spuszczał sylwetki tamtego z oka. Ręce miał puste ale w tych ciemnościach to każdy mógł poupychać przy sobie nie mniej niż Egon.

- No może i się umówiłem. - przyznał tamten podobnie sondując całą czwórkę jak oni jego.

- Jesteś od kapitana? - zapytał Sebastian trochę niepewnym głosem.

- Jakiego? Pełno kapitanów w tym mieście. I wy coście za jedni? - tamten wzruszył ramionami dość obojętnym tonem.

- My tu sprawę mamy. Jak nie masz tu nic do załatwienia to zjeżdżaj. A jak też masz sprawę to załatwiaj. - warknął Silny patrząc na niego. Tamten chwilę trawił te słowa.

- No dobra. Może i mam sprawę. Macie towar? - bezimienny poukładał sobie w głowie co trzeba i w końcu chyba uznał, że trafił na właściwych ludzi.

- Może i mamy. Macie swój? - Silny widocznie uznał podobnie.

- Może i mamy. Poczekajcie chwilę. - odparł na koniec po czym odwrócił się i ruszył w stronę wylotu i czekających go kamratów.

Egon stał, nadal się rozglądając. Pozwolił Silnemu gadać, sam za bardzo się nie angażując i skupiając uwagę otoczeniu. Sytuacja wyglądała na spokojną: zgadali się, było bez żadnych problemów. Postanowił jednak pozostać czujny i czekał. Gadać nie chciał na próżno, toteż milczał.

Tamten wrócił do swoich kamratów a pozostałym jawnym i ukrytym kultystom zostało czekać na jego powrót. Czekanie zdawało się dłużyć w tej nerwowej sytuacji ale to chyba tylko tak się wydawało. Tamci pokazali się w pełnej krasie gdy wjechali swoimi saniami w Zaułek. Kilku szło obok pojazdu jakby go eskortując. Tak dotarli do czekającej na wymianę czwórki. Jeden z nich zeskoczył z sań na śnieg i skrzypiąc po nim butami podszedł do grupki Silnego.

- A gdzie jest ten co z nami gadał ostatnio? - zapytał Erikson. Nie było widać jego twarzy inaczej niż blady owal ale dało się rozpoznać jego głos.

- Tu jestem. Macie towar? - Sebastian odezwał się trochę niepewnie ale jednak zachował kontrolę nad swoim głosem.

- Mamy. A wy macie? - kapitan potwierdził słowa swojego wysłannika. U niego zakrzywienie płaszcza zdradzało, że ma jakiś rapier albo szablę u pasa. Ale na poprzednim spotkaniu też miał.

- Pokaż mu. - cyrulik zwrócił się do Silnego. Ten spojrzał na niego, na kapitana, wzruszył ramionami i klęknął przy skrzyneczce jaką położył wcześniej na śniegu. Gmerał w niej chwilę po czym otworzył wieko, wstał i odsunął się aby zaprezentować ją kapitanowi. Egon chociaż stał obok nic nie widział w tych ciemnościach w tej skrzynce. Erikson pewnie miał podobnie bo podszedł do niej i lekko kopnął butem w bok pojemnika. Rozległo się charakterystyczne, brzęczenie monet. Pokiwał głową, schylił się i zanurzył dłoń w głąb skrzyni. Dźwięk jeszcze się wzmógł aż dowódca swojej załogi wstał i trzymał w dłoni jakiś drobny przedmiot. Pewnie monetę. Zważył ją w dłoni, ugryzł i pokiwał głową.

- Może być. - powiedział chyba się uśmiechając. Wrzucił monetę do otwartej skrzyni i zwrócił się do swoich ludzi. - Dajcie naszą. - polecił im i przy saniach się zrobił ruch. Ktoś tam zeskoczył na śnieg, drugi mu podał pewnie jakąś skrzynkę i podeszli do swojego kapitana. Ten gestem kazał im położyć ją na śniegu a sam schylił się podobnie jak przed chwilą Silny i otworzył. Po czym odsunął się aby druga strona mogła obejrzeć towar.

Ten towar dał się spokojnie obejrzeć nawet po ciemku. Bo opalizował zielonkawym światłem. Niezbyt intensywnym ale w tych ciemnościach jednak dość wyraźnym. Emanowała go jakaś nieregularna bryła kamienia albo kryształu wielkości może trochę mniejszej od ludzkiej głowy. Sebastian trzepnął Aarona dając mu znać, że teraz jego kolej na działanie. I kudłacz podszedł do otwartej skrzynki ale się nawet nie schylił.

- O tak to to. Ale mocne! Zamknijcie to i nie dotykajcie. - powiedział jakby był pod wrażeniem. Ale też z wyraźną nutką przestrogi w głosie. - Bierzemy to. - powiedział już spokojniej do mieszanego towarzystwa.

- No dobra. To my bierzemy waszą a wy naszą. - powiedział Sebastian wskazując kto ma brać którą skrzynkę.

- No. I załatwione. Polecamy się na przyszłość. - Erikson roześmiał się cicho i machnął na swoich ludzi. Ci podeszli i wzięli we dwóch skrzynkę zostawioną przez kultystów. A Silny schylił się i wziął tą którą oni przynieśli.

- Cholera ciężkie to cholerstwo. A takie małe się wydawało. - mruknął Silny chyba nieco zdziwiony, że mimo pozorów musi tyle dźwigać.

- To ta skrzynka. Jest wyłożona ołowiem. Dlatego taka ciężka. - wyjaśnił kapitan zanim wrócił do swoich. Tamci zaczęli wracać do swoich sań a Silny skierował się w przeciwną. Za nim podążyli kudłaty magister i cyrulik.

Z góry ukryci Vasilij i Versana widzieli nieźle co tam się dzieje. Nie słyszeli i nie widzieli wszystkiego ale całkiem sporo aby przekonać się, że wymiana raczej poszła dość spokojnie. Nikt do nikogo nie strzelał ani nie rzucił się z nożem czy pięściami. Nawet nikt nie krzyczał. A co od kapitana przywieźli w swojej skrzynce coś co wydzielało niesamowity, seledynowy blask ale z góry nie było widać co tam jest w tej skrzynce. W końcu obie strony po dokonanej wymianie zaczęły się rozchodzić każda w stronę swoich sań.

- Dobra, ruszajmy dupy - rzekł Egon, oglądając się na Eriksona.

Zdawało się, że sprawa została załatwiona bez większych problemów. Obyło się bez wyzwisk, mordobicia i trupów. Z jednej strony dobrze, z drugie, Egon nieco był znudzony, nawykły do akcji na arenie i ulicznych bójek. Cóż, pozostało jedynie odprowadzenie Silnego z powrotem do sań. Postanowił nie ufać tamtym i szedł pewną odległość za Silnym, nieco z boku, aby w przypadku jakichś numerów móc flankować napastników. Nie spodziewał się jednak, aby cokolwiek się stało po tym wszystkim.

Ver widząc iż transakcja się udała postanowiła jeszcze chwilę poczekać. Przybyła tu jako jedna z pierwszych i jako jedna z ostatnich powinna powinna się stąd zmyć. Interesowało ją to czy nieznajomy jegomość skryty w jednej z kamienic naprzeciwko opuści swoją dziuplę tą sama drogą, którą do niej dotarł. Oczekiwała również ruchu Vasa. Niewykluczone zresztą było, że jeżeli w trakcie wymiany nie doszło do czegoś niepokojącego nie stanie się to w drodze powrotnej.

Erikson chyba nic nie kombinował dodatkowego bo jego grupa szybko zniknęła z wzroku kultystów. A czwórka jaka bezpośrednio dokonywała wymiany bez przeszkód dotarła do wozu.

- I jak? - zapytał siedzący na koźle garbus. Raczej ot tak. Bo brak hałasów i zamieszania w zaułku dość jasno sugerował, że obyło się bez kłopotów.

- W porządku. Zmywamy się stąd. - Silny podał Kornasowi skrzyneczkę aby ten położył ją na pace tam gdzie niedawno leżała skrzyneczka z karlikami. Sam zapakował się na nią i siadł na bocznej ławeczce wozu nakrywając kocami skrzynkę i trzymając ją między swoimi nogami.

- Poczekamy jeszcze na Versanę i Vasilija i spadamy. Możesz już wykręcić. - mięśniak dał znać garbusowi, że może zawrócić saniami aby wrócić tam skąd przyjechali. Do mieszkania gdzie powinni czekać Starszy, Karlik i Kurt.

- A Łasica? Ona chyba ma najdalej. - Sebastian odważył się zapytać łysego mięśniaka o koleżankę o jakiej nie wspomniał.

- Zdąży to zdąży a nie to wie gdzie trzeba wracać. - padła dość obojętna odpowiedź sugerująca, że w sprawie niechęci między tym dwojgiem nic się nie zmieniło. Garbus więc ruszył lejcami aby wykręcić na właściwy kierunek. Czekała ich jeszcze droga powrtona wzdłuż nabrzeża do owego miejsca zbiórki z resztą.

Versanę tymczasem instynkt nie zawiódł. Jak się obie grupy rozeszły i Zaułek opustoszał wydawało się, że poza nią nikogo więcej tu nie ma to znów na dole usłyszała chrzęst śniegu i z jednej z kamienic przy zatoce wyszła pojedyncza postać. Spojrzała w stronę zatoki gdzie odeszli kultyści ale poszła w przeciwną. Tam skąd przyszli i odeszli ludzie kapitana. Nie była pewna czy to ta sama osoba którą widziała wcześniej ale nie można było tego wykluczyć.

Vasilij cieszył się, że wszystko poszło Gładko. Obserwował obie grupy jeszcze chwilę po wymianie i gdy upewnił się, że jest bezpiecznie wrócił do punkt zbiórki.

Tajemniczy jegomość nie dawał wesołej wdówce spokoju. Wprawdzie mógł być to jeden z ludzi Eriksona wypuszczony na czujkę tak jak ona i Łasica. Mógł to być jednak również ktoś zupełnie inny. Jakiś kapuś lub ktoś o wiele bardziej zagrażający całej sprawie niż by to mogło się wydawać.

Przez chwilę myślała jak to rozegrać. Udawać damę w opałach czy raczej bez pardonu ruszyć za gagatkiem licząc, że Vas lub Łasica spostrzegą ją i podążą jej śladem.

~ O wielki Architekcie. ~ składała prośbę w myślach do samego Tzeentcha ~ Wskaż mi drogę i odmień los jeżeli okaże się być okrutny i niepomyślny. ~ dokończyła, wzięła dwa głębokie wdechy i ruszyła.

Skradanie się nie miało większego sensu. Śnieg skrzypiał pod stopami jak stare deski rudery w której się znalazła. Równie bezsensownym było odgrywanie bezbronnej panny w tarapatach, bo skąd tu by się taka miała wziąć. Wyczekała więc moment jak delikwent zniknie za rogiem i ruszyła w jego stronę kierując się odciskami stóp na śniegu. Wpierw zależało jej na tym aby ustalić czy to człowiek ich kontrahentów. Jeżeli zaś okazałoby się, że jej intuicja znów nie zawiodła i typ nie przynależeć będzie do jednej ze stron. Wtedy miała zamiar w jakiś sposób zatrzymać podejrzanego i zadać mu kilka pytań. Dlatego też w podorędziu miała afrodyzjak i eter.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 17-07-2021, 13:28   #359
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- A te dwie gdzie? - Silny zapytał widząc, że z trójki ich zwiadowców wrócił tylko Vasilij. Widząc i słysząc jego reakcję machnął na to ręką każąc garbusowi jechać dalej.

- Wracamy. Mamy w chuj trefny towar na pace. Lepiej by nas z tym nie zdybali. - mruknął pod nosem ale słyszeli go wszyscy co byli na wozie. Strupas więc strzelił lejcami i ruszyli w drogę powrotną wzdłuż zatoki portowej.

W tymczasie Versana poszła w kierunku w jakim zniknęła grupa Eriksona. A potem pojedyncza postać. Miała jednak sporo straty do tej ostatniej o grupie z wymiany nie wspominając. Gdy wyszła za narożnik przy jakim straciła tamtych z oczu dojrzała tylko zdeptany śnieg. Spora grupka musiała się tu kręcić niedawno. Ale teraz nie było widać ani słychać nikogo. Można było pójść po tych śladach wzdłuż kolejnej ulicy ale jak wśród nich był tej pojedynczej osoby to i tak się zmieszał z tymi. No albo mogła jeszcze wrócić do swoich sań i reszty nim pomyślą aby ruszać bez niej.

Poszła więc nieco szybszym krokiem po tych śladach mając oczy i uszy dookoła głowy. Skradać się nie było sensu a i nie podejrzewała aby ktoś na nią czyhał za rogiem. Wszak wcześniej w kamienicy siedziała cicho jak mysz pod miotłą. Brała jednak pod uwagę, że ów nieznajomemu może zależeć na tym by pozostać niezauważonym przed kultystycznych kontrahentów. Ciekawiło ją oczywiście to, czy któreś odciski odbiją nagle w inną stronę lub czy poszukiwany przez nią jegomość czaić się będzie za grupa Eriksona tak jak ona za nim. Oczywistym było również to, że w razie potrzeby gotowa była dyskretnie odskoczyć w bok by skryć się w mroku okolicznych pustostanów.

- Nie zgubiłaś się dziewczynko? - z ciemności po lewej Versana usłyszała nieco kpiący głos Łasicy. Po chwili i sama włamywaczka pokazała się w oknie zdezelowanego parteru. A potem wyszła przez nie na ulice. Podeszła do wdowy raźnym krokiem.

- Co się stało? - zapytała chyba nieco zdziwiona, że Versana wyszła nie tą stroną Zaułka.

- A co ty tu robisz? - wesoła wdówka była chyba równie zaskoczona co jej kultystyczna siostra. Okolica wciąż była ciemna i raczej opustoszała.

- Widziałaś tamtych? Ilu ich było? - zapytała w końcu nawiązując do tego co ją tu sprowadziło - Szedł za nimi jakiś podejrzany typ i aż mnie mrowi na karku, bo jakoś mi nie podpasował. Wyglądał raczej na szpiega aniżeli zwiadowce. - podzieliła się swoimi obawami z kochanką.

- No to z niego był kiepski szpieg jak tak nawet po ciemku widać było, że to szpieg. - roześmiała się Łasica przekrzywiając do tego nieco głowę aby spojrzeć w blady owal twarzy koleżanki.

- On był z nimi. Przyjechali, puścili go przodem a na końcu poczekali aż wróci. Jeszcze po dwóch posłali podwórkami. Ale też już wrócili. A potem wszyscy załadowali się na sanie i odjechali. Też miałam już wracać ale no widzę, że ktoś jeszcze wychodzi no to poczekałam sprawdzić kto. - włamywaczka wyjaśniła w dość prosty sposób kto tu buszował i jak się zachowywał.

- Wracajmy do naszych. Nic tu po nas. - machnęła dłonią w stronę Zaułka i ruszyła w jego stronę chcąc dostać się do reszty.

- Szczerze to myślałam aby zbadać w drugiej kolejności gdzie tamci mają zamiar wyładować złoto aby później… No sama wiesz. - uśmiechnęła się delikatnie. Z jednej strony czuła ulgę. Z drugiej jednak pewnego rodzaju zawód.

- No to wracajmy i to szybko. - przytaknęła - Jeszczę się chłopcy bez nas w jakieś tarapaty wpakują. - dodała doganiając Łasicę a następnie obejmując ja w pasie tak by jej dłoń wylądowała na pośladkach granatowo włosej łotrzycy.

- Pewnie na swój statek albo do jakiejś kryjówki. Ale Starszy kazał nam po wymianie wracać wiesz gdzie. - Łasica wzruszyła ramionami i nie wykazała zainteresowania dalszym losem dzisiejszych kontrahentów. Zanurzyła się w Zaułek Topielców z jakiego przed chwilą wyszła jej koleżanka.

Pozostali kultyści jacy zapakowali się na sanie prowadzone przez Strupasa widząc, że Versana i Łasica jakoś nie wracają a ponaglani przez Silnego ruszyli w drogę powrotną. W końcu dziewczyny wiedziały gdzie mają się spotkać po akcji więc najwyżej wrócą na piechotę. Aż tak strasznie daleko to nie było. Zanim jednak odjechali gdzieś dalej usłyszeli gwizdniecie za plecami. Strupas i reszta odwrócili głowy za siebie gdzie dało się dostrzec wychodzące z mroków Zaułka Topielców dwie sylwetki. Po chwili dziewczyny dotarły do zastopowanych sań a potem garbus ruszył nimi dalej.

Sanie sunęły mijając czasem jakichś przechodnów jacy spieszyli do swoich spraw i domów, wozów i dorożek już raczej nie było o tej porze. W końcu był już środek wieczoru gdy większość miasta już spała albo szykowała się spać. Najwyżej w karczmach i tawernach jeszcze toczyło się aktywne życie tych co sobie mogli na nie pozwolić czyli raczej nie musieli wstawać jutro z samego rana.

- Co jest? - Silny zapytał pleców garbusa gdy saniami wstrząsnęło jak na wyboju i zaraz potem utknęły.

- Zaraz wyjadę. - mruknął Strupas próbując lejcami tak nakierować konia aby wyjechać z zaspy.

- O cholera, tego nam brakowało! - syknął mięśniak gdy ujrzał jak z pobliskiego narożnika pokazała się jakaś sylwetka. Ale długi drąg w dłoni zakończony na górze czymś masywnym sugerował, że to może być halabarda czyli to mógł być strażnik.

- Panie sierżancie, niech pan zobaczy! - krzyknął ów strażnik i zaraz przy nim wyszło jeszcze dwóch jemu podobnych. Sądząc po owalach twarzy widocznych w ciemnościach to wpatrywali się w wóz kultystów.

- Hej wy tam! Z wozu! Rekwirujemy ten wóz! Odbierzecie go sobie rano na posterunku! - krzyknął ten pewnie sierżant ruszając w stronę sań. Garbus odwrócił się nerwowo do pozostałych bo trójka strażników szła prosto na nich i już byli kilkanaście kroków od nich.

Egon syknął cicho ze złości.

- A więc jednak coś musiało się dzisiaj spierdolić - mruknął do Silnego.

Choć tytuł sierżanta, który usłyszał, mógł sugerować, że mogli go znać. Może był to ten sam sierżant, z którym gadał niedawno. Jeśli w istocie był to ten sam sierżant, mógł mieć u niego jakąś taryfę ulgową - to się miało okazać.

Co do ewentualnej walki, Egon niespecjalnie bał się rekrutów na ulicy. Choć halabarda we wprawnych dłoniach mogła być straszliwą bronią, to Egon nie spodziewał się, żeby tego poziomu oczekiwać od kmiotków zrekrutowanych na nocną wartę. Goedendag w połach płaszcza powinien więcej niż wystarczyć, żeby rozbroić sytuację.

Pozostało rozbroić sytuację słowami - Silny zdawał się mieć lepiej w gadce, ale Egon mógł znać sierżanta.

- Zejdźmy z wozu - mruknął do Silnego i Strupasa. - Pogadajmy z nimi chwilę. Ładunku stracić nie możemy. Jak coś, to Strupas odjedzie z wozem, a my odciągniemy ich uwagę.

Zeskoczywszy z sań, Egon zawołał:

- Ejże, panowie - Egon próbował przebić ciemność wzrokiem i rozpoznać sierżanta, czy to w istocie ten, którego poznał wcześniej. - Toć to my prości mieszczanie jesteśmy, czemuż to zawiniliśmy?

Jeśli to był ten sierżant - może rozpozna jego głos. Po części też nieco liczył na Silnego, ale wolał zacząć sam, bowiem jeśli tamten rozpozna Egona, mogło to przesądzić o spotkaniu.

~ Nie mogą dostać skrzyni! ~ syknął nerwowo Silny do zsiadajacego z wozu Egona i reszty pasażerów. Sam został jeszcze na swoim miejscu gdzie trzymał między nogami kuferek z trefnym towarem z jakiego za cholerę by się nie wytłumaczyli. Jeszcze z kufra karlików to może jeszcze ale nie z podejrzanie mieniącego się kamienia.

Na zewnątrz wozu ani Egon ani Cichy nie rozpoznali głosu sierżanta. A i ten nie mówił jakby ich znał i chyba się nie spodziewał ujrzeć kogoś znajomego. Raczej wydawał się zdenerwowany i rozkojarzony. Popędzał swoich ludzi i pasażerów aby jak najszybciej wykonali jego polecenia. W międzyczasie trzeszcząc butami po zdeptanym śniegu dotarli w pobliże wozu.

- No na co czekacie?! Z wozu! Rekwirujemy wóz! Rano odbierzecie go z posterunku! No już, jazda, zabierajcie się stąd! - ponaglał całą grupkę na saniach i słowem i gestem. Widać mu się spieszyło i nie miał ochoty na zbędne dyskusje. Jako strażnik miał prawo dokonywać takich rekwizycji gdy zaszła taka potrzeba ale na co dzień to raczej się nie zdarzało. Jego dwaj ludzie w milczeniu mu asystowali. Jeden czy dwóch innych zostało w pobliżu zaułka z jakiego właśnie wyszli.

Versana widząc scenę przed sobą nieco się zaniepokoiła ale i na taki rozwój sytuacji miała plan.

- Masz. - podała Versanie afrodyzjak uprzednie nim zraszając swoją skórę - To perfumy. - stały kawałek od epicentrum a strażnicy byli zaaferowani wozem.

- Witajcie. Czyżby jakiś problem? - zagaiła strażników gdy zbliżyły się do wozu. Perfumy i naturalny urok dziewcząt były niepozorną bronią.

- Ci mili dżentelmani transportują bezcenne arcydzieła do mojego magazynu. - ciągnęła dalej korzystając z lokalizacji w której się znajdowali - Versana van Darsen. Niezmiernie mnie cieszy państwa obowiązkowość.

- Możesz sobie być kim chcesz a teraz z wozu! - na sierżanta urok osobisty ani zapach perfum nie podziałał. Wręcz to opóźnianie wykonania polecenia tylko go rozsierdziło. Nazwisko też nie zrobiło na nim widocznego wrażenia. Widocznie uznał, że na razie zeszło połowa obsady z wozu to czas aby i reszta poszła w ich ślady.

- Chłopaki panom chodzi o wóz. Bo my możemy iść dalej tak? - Łasica milczała do tej pory ale widząc wkurzonego coraz bardziej sierżanta i jego upór postawiła na uprzejmą łagodność.

- Tak, wóz do cholery. Od początku o tym mówię. Jazda, zabierać się stąd! - sierżant gorączkowo machnął ręką dając znać, że mają stąd spływać.

- Dobra, jak tak to faktycznie. To my już sobie idziemy i nieprzeszkadzamy. - Silny chyba pojął aluzję bo okazał się zaskakującą wręcz łagodnością i zgodnością. Nawet jak chodziło o wykonanie polecenia władzy. Wstał ze swojego miejsca i zeskoczył z drugiej strony sań po czym machnął na kolegów aby podali mu skrzynkę. Więc i reszta zaczęła zsiadać z sań zostawiając go strażnikom. Strupas odgrodził sobą i swoim smrodem Silnego od strażników a ten raźnym krokiem szedł trzymając skrzynkę w swoich dłoniach starając się wyglądać na spokojnego i jakby wcale nie niósł niczego trefnego. To niejako uspokoiło sytuację i strażnicy chyba faktycznie bardziej byli zainteresowani transportem niż pasażerami tego transportu. Sierżant dał znać jednemu ze swoich aby wsiadł na zwolnionego kozła i przejął stery nad tymi opuszczonymi saniami.

Egon machnął ręką na całe zajście. Zdało się, że strażnicy szukali czegoś konkretnego - dlaczego strażnik chciał ten wóz rekwirować, tego tylko się mógł domyślać, jednak wiedział, że ludzie woleli się obyć bez walki, toteż spasował na rozwiązanie Versany.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 17-07-2021, 18:24   #360
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 60 - 2519.02.07; agt (7/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.07; Angestag (7/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze pokoju, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno


Pirora



Poranek okazał się mieć dwoistą naturę. Wewnątrz pokoju z numerem 13 było ciepło, wesoło i przytulnie za to na zewnątrz na odwrót. Zimno, szaro i ponuro. Ale póki czwórka kobiet nie musiała wychodzić na zewnątrz to chociaż na razie nie trzeba było się tym martwić.

- Przynajmiej przestało padać. - powiedziała Jagoda zerkając przez okno. Rzeczywiście niedawno stukanie małych, białych grudek gradu o szyby ustało. Ale jakby w rekompensacie Ulryk albo Mannan zaserwowali wiatr jaki trzeszczał oknami i pomiatał nawet grubymi konarami. To mógł być kolejny powód dla jakiego najemniczce nie bardzo się spieszyło aby opuszczać ten przytulny pokój i gościnne towarzystwo.

Za to bardzo jej przypadło do gustu to towarzystwo i obsługa. Nie dość, że rano, raczej późnym rankiem, cała czwórka wstawała na raty i kiedy kto miał ochotę to jeszcze serwowano śniadanie do łóżka. Tym Jagoda była wręcz zachwycona.

- O, nie pamiętam kiedy ostatni raz ktoś mi usługiwał w łóżku. - zaśmiała się wesoło widząc jak obie służące przyniosły śniadanie do pokoju. Sama najemniczka pozwoliła sobie ubrać tylko samą koszulę na razie nie przejmując się szukaniem reszty swoich ubrań.

- Wydaje mi się, że ostatniej nocy. - powiedziała rezolutnie Beno korzystając z tej dwuznacznej wypowiedzi łowczyni nagród. To ją rozbawiło i się obie roześmiały. Rzeczywiście Jagoda potrafiła być żywiołową i dominującą stroną w łóżku i lubiła jak się o nią dba, zajmuje i usługuje. Chociaż sama też lubiła badać i bawić się swoimi kochankami.

- I jeszcze sobie poczytałyśmy do poduszki. A obrazki też ładne. Chociaż bardziej mi się podoba to co my robiłyśmy tutaj. Ale obrazki ładne. Nawet nie wiedziałam, że w książkach mogą być takie ładne obrazki. - ruda służąca wskazała na leżącą na krześle przy łóżku książkę pożyczoną Pirorze przez Kamilę. Nawet wzięła ją do ręki i jako niepiśmienna bardziej ją interesowały obrazki.

- A ja widziałam. Chociaż nie w książce. - na w pół rozebrana najemniczka też spojrzała na te obrazki i odpowiedziała dopiero po chwili.

- Naprawdę? Widziałaś już jakąś książkę o Talimie? - dziewczyna z Middenlandu spojrzała na nią trochę zdziwiona i zaciekawiona taką odpowiedzią.

- Nie. Znaczy nie wiem czy to była ona. Chyba nie. Nie miały takich długich włosów jak ona. I to nie w książce. Tylko płaskorzeźba. Właściwie to chyba jakiś kafel odłupany od czegoś. Mam to w domu. Taki jeden mi wisiał kiedyś kasę i dał mi to jako rekompensatę abym mu twarzy nie skuła. Była jedna kobieta zabawiajaca się cycami drugiej i jakieś ręce ale ucięte. Pewnie ktoś ją od tyłu brał. Bo ona na czworakach była. Ta co prawie cała była widoczna. Reszta ucięte. Spodobało mi się to wzięłam i mu darowałam. - przyznała łowczyni nagród, że z podobnie nieprzyzwoitą sztuką już nieco miała do czynienia. Brzmiało jakby przypadkiem weszła w posiadanie jakiegoś kawałka czegoś większego skoro opisywała tak urwaną scenę która i tak była mocno nieprzyzwoita. Potem westchnęła gdy wzrok jej padł na zawieję za oknem.

- Oh aż nie chce mi się wychodzić w taką zimnicę. No ale trzeba. - przyznała kwaśno najemniczka gdy we cztery jadły śniadanie w pokoju Pirory. Może nie musiała się zrywać z samego rana ale też nie mogła tu zostać na cały dzień. Na razie jednak miały jeszcze okazję porozmawiać, pośmiać się i umówić się na następny raz.

- A co z tą elfią sprawą o jakiej wczoraj rozmawiałyśmy? To aktualne? - zapytała Jagoda patrząc pytająco na gospodynię. W końcu wczoraj mówiła, że może mieć jakiś kontakt do Talarii ale nie była pewna jej reakcji na tak nietypowe zapytanie. A i była ciekawa tych relacji elfiej znajomej Pirory z ową czarnowłosą elfką. I zapewne obie elfki interesowały ją także pod kątem takich spotkań jakie właśnie we czwórkę przerabiały ostatniej nocy. Złotogrzywa zaś pewnie nawet nie wiedziała, że Avelrandka coś rozpytuje w tej sprawie bo o tej sprawie więcej nie rozmawiały. A chociaż dała znać, że może ją odwiedzić w “Kuflach” kiedy zechce to po rozstaniu przedwczoraj po wyjściu od Ilsarielle więcej się nie widziały.

- A to co? Malujesz coś? - gdy nastał dzień i był czas aby porozmawiać i rozejrzeć się najemniczka dostrzegła sztalugę i płótno w pokoju. Co ją widocznie zaciekawiło bo wskazała na nie trzymaną właśnie pajda chleba.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.02.07; Angestag (7/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze pokoju, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno



Versana



Kolejnego poranka pogoda niezbyt dopisywała. Z rana padał grad a potem jak przestał to zaczęło wiać tworząc kurzawę. Nie zachęcało to za bardzo do wyjścia na zewnątrz. Była nadzieja, że do wieczora pogoda jakoś się uspokoi. W końcu pani van Drasen miała trochę planów na dzień dzisiejszy związanych z opuszczeniem swojej kamienicy.

Na razie jednak uczesana i wykąpana mogła zająć się tymi zapiskami jakie Aaron przetłumaczył z tajemniczej księgi. Te zapiski świadczyły wyraźnie, że pod tą skołtunioną brodą i czupryną zionącą alkoholem i niezbyt przytomnym spojrzeniem wciąż kryje się wykształcony umysł. O niecodziennej wiedzy jaką trudno byłoby zdobyć w inny sposób. Lektura była fascynująca. Ktoś kto to pisał musiał być pasjonatem tego zagadnienia. Ale wiele terminów użytych w tekście było dla Versany obcych. Z kompletnie nieznanej jej wiedzy. Tu właśnie przydawały się zapiski upadłego magistra który tłumaczył je na bardziej zrozumiały dla laika poziom. A dzieło traktowało o możliwościach “kamienia przemiany”. I były to fascynujące możliwości. Prawie nieograniczone. O tak wiecznie poszukiwanych tematów jak zachowanie młodości, przywrócenie martwych do żywych, nadanie organizmom nowych właściwości poprzez wychodowanie nowych organów. Tak, autor zdawał się żywić fascynację możliwościami owej substancji. Ale i frustrację. Bo chociaż możliwości wydawały się prawie nieograniczone to były też trudno przewidywalne. Wiele z opisanych przypadków były jednostkowe i prawie nie dało się ich odtworzyć. Przynajmniej autorowi. Były też ryzykowne. Sam eksperymentator i każdy kto miał kontakt z tą nietuzinkową substancją narażał się na utratę zdrowia i odejście od zmysłów a nawet samemu mógł ulec przerażającej przemianie. Było więc to igranie z ogniem. Zapewne dzieło mogło być pomocne dla kogoś pokroju uczonego który się interesował takimi rzeczami i miał odpowiednią wiedzę aby zrozumieć przesłanie oraz detaliczne opisy eksperymentów które dla Versany brzmiały jak z fascynującej i przerażąjącej powieści ale czy kryła się w nich jakaś mądrość, jakieś praktyczne zastosowanie to nie potrafiła rozsądzić. Równie dobrze mogłaby rzucać na to monetą. Ale jednak była prawie pewna, że to właśnie ten kamien przemiany wymienili się wczoraj w Zaułku Topielców na skrzynkę pełną karlików. Zdradzał to seledynowy, nieco ipiorny poblask jaki emanował wczoraj ze skrzyni. I ponoć wpływał też jakoś na Eter. Co tłumaczyło dlaczego ktoś taki jak Aaron był niezawodnym w sprawdzaniu czy właśnie z tym mają do czynienia. Oraz to, że gruba warstwa ołowiu chroniła przed szkodliwym wpływem tego kamienia na otoczenie. Z tekstu nie wynikało to wprost ale między wierszami dało się wyczytać, że jest to bardzo rzadka i bardzo cenna substancja. Pożądana przez magów i uczonych wszelkiej maści. Wydawał się być uniwersalnym składnikiem do wielu produktów czy nawet zaklęć. No i obrót nim był bardzo restrykcyjny, wręcz nielegalny. Co tłumaczyło dlaczego wczoraj poświęcili całą, solidną skrzynkę złota aby zdobyć tą wyjątkową bryłkę wielkości może dwóch czy trzech pięści. Widziała to wczoraj z bliska jak wrócili do mieszkania. Starszy na chwilę zgodził się otworzyć skrzynkę aby samemu zobaczyć to cudo jak i inni mogli zobaczyć na spokojnie i z bliska bo w Zaułku nie bardzo było na to czas i okazja.

Sam Starszy ucieszył się, że wymiana poszła tak sprawnie. Polecił przetransportować skarb na “Adele” czym się znów zajął Silny. Karlik zaś niezbyt przejął się stratą sań. Uznał, że to niewielka niedogodność w porównaniu do tego jakby strażnicy połapali się co pasażerowie przewożą w skrzynce. Rano miał zamiar posłać kogoś aby z posterunku odebrał te sanie. I dopiero jakby zaczęły się schody to by zaczął się martwić. Cóż, dzisiaj był ten ranek. Niezbyt pogodny. To możliwe, że tak czy inaczej ta sprawa z karlikowymi saniami jakoś się wyjaśniła. W każdym razie sprawę Starszy uznał za zwycięstwo i miał dobry humor. Innym one też raczej dopisywały. Więc rozstali się w pogodnych nastrojach a dzisiaj wieczorem zbór miał być nieco później. Bo znów musieli czekać aż Łasica wróci z kazamat. A schodziło jej tam od rana do zmroku. A potem jeszcze musiała przejść przez miasto więc jak gdzieś miała być to jak już było ciemno. Przed rozejściem się Starszy uprzedził, że jutro na zborze powinna się pojawić nowa osoba. Więc ich rodzina znów się powiększy. Ale na razie nie chciał zdradzać szczegółów.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem”
Czas: 2519.02.07; Angestag (7/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno



Egon



Pogoda z rana była kiepska. Najpierw padał grad a teraz piździło aż targało grubymi konarami i ciężko szło się na tym wietrze. Do tego ten zdawał się stawiać żywy opór rzucając w pierś i twarz porwany z ulic i dachów śnieg. Dobrze, że wczoraj wieczorem na tej wymianie tak nie wiało. Bo by było kiepsko. Chociaż może wtedy strażnicy by ich nie zdybali w drodze powrotnej? A tak to większość drogi musieli wracać na piechotę jak im zarekwirowali sanie. Dlatego wrócili później niż się spodziewali. A jak jeszcze się nagadali i nacieszyli tym zwycięstwem to nim się rozeszli to był już późny wieczór. Jak potem Egon wrócił do siebie to już musiało być blisko do północy.

Ale sama wymiana i powrót się udał. Potem Starszy pozwolił otworzyć kuferek a i pewnie sam był ciekaw jak ów kamień wymiany co wymienili się na całą skrzynkę złota wygląda. I wyglądał nieziemsko. Niby kamień. A trochę jak szkło. Jak kryształ. Ale o jakby płynnych ściankach. Więc trochę wyglądał jak bryła wody. Takiej zielonkawej. Co świeci od środka jakimś nieznaną, zielonkawą poświatą. Ale jakoś nie rozchlapywał się z tej bryłki jak woda tylko mniej więcej był w jednym kształcie. Chociaż jakby pulsował i chyba trochę się zmieniał. Co nadawało mu cechy żywego stworzenia. Ale odcięli się od tego gdy wieko ołowianej skrzynki znów się zamknęło.

- Bardzo wam dziękuję, świetnie się spisaliście. Ten kamień pozwoli nam na nowe możliwości w przyszłości. - Starszy nie szczędził pochwał swoim dzieciom i pomimo maski okazywał zadowolenie, że wszystko poszło zgodnie z planem. Może ta rekwizycja przez straż sań karlika nie była wliczona w plan no ale okazało się to tylko niedogodnością a nie prawdziwą przeszkoda. Uprzedził też, że jutro na zborze powinien pojawić się ktoś nowy.

- Słyszałeś już nowe ploty? - Virsika zastała go jak kończył swoje śniadanie. Zdjęła z siebie kaptur, czapkę i rozpięła mokry kożuch. Dosiadła się naprzeciwko brodatego gladiatora i zlustrowała co zostało mu z jego śniadania.

- Podobno na Żelaznej znaleźli trupa. - poinformowała go zaglądając ile zostało w butelce wina. Egon kojarzył, że Żelazna to tam gdzie wczoraj wieczorem zatrzymali ich strażnicy gdy wracali z wymiany.

- Podobno jakaś lafirynda. Jakaś szajka prawie dorwała tego typka co ją załatwił. Właśnie na Żelaznej. Ale straż się wmieszała i w ogóle zrobiło się zamieszanie. W końcu typek zwiał w tym wszystkim. Mówią, że to nie był człowiek. Podobno miał ogon no albo coś z tyłu mu powiewało jak ogon. I wskoczył do zatoki. Kumasz to? Do zatoki! W środku zimy. To nawet jak go nie złapali to na moje to musiał zamarznąć zaraz potem. Kto by wytrzymał taki mróz w lodowatej wodzie? - podzieliła się z kolegą z zadowoloną z siebie miną. Po czym odkorkowała butelkę i pociągneła z niej solidnie. Z tym moczeniem się w wodach zatoki na takim mrozie miała rację. To była pewna śmierć w ciągu pół pacierza, może pacierza jak się nie znalazło suchego, ogrzanego schronienia. Chociaż tak raczej było w odniesieniu do standardowych ludzi i im podobnych.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla”
Czas: 2519.02.07; Angestag (7/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zachmurzenie, mroźno


Vasilij



Kolejny poranek był dość kiepski jeśli chodzi o pogodę. Najpierw grad a teraz zawieja. Przynajmniej można było się ogrzać wspomnieniami z wczorajszego wieczoru. Starszy ich pochwalił za dokonanie wymiany i zgrabne ominięcie strażników. Przypomniał, że dzisiaj zbór będzie nieco później niż zwykle. I zapowiedział, że powinien przybyć ktoś nowy do rodziny. Chociaż nie mówił o kogo chodzi. No i z samego Vasilja też chyba był zadowolony. I z powodu tego tunelu pod miastem co przekazał koledze jak i gdy wspomniał o tych kryjówkach. Koniec końców wczoraj większość kultystów rozstawała się w raczej dobrych nastrojach. Odnieśli kolejne małe zwycięstwo w wojnie z panującym porządkiem rzeczy. Kolejny krok w drodze do rewolucji i przewrotu. Starszy mówił też, że będzie miał dzisiaj coś ważnego do ogłoszenia no ale właśnie zostawił to na dzisiaj. Do kolejnego spotkania na “Adele” był jednak jeszcze cały dzień który dopiero co się zaczął. A jak się zaczął to poza zmianą pogody na gorsze przyniósł też nowe wieści.

- To ty jesteś Cichy? - do stołu przy jakim siedział Vasilij podszedł jakiś mężczyzna. Pytał jakby wiedział z kim rozmawia ale jakoś trzeba było zacząć rozmowę.

- Trójhak kazał ci przekazać, że ma nowe ślady w kanałach. Świeże. Jak chcesz to może ci je pokazać. Tylko lepiej weź kogoś ze sobą. - dopiero jak padła ksywka kanalarza Vasilij skojarzył, że to był chyba ten którego u niego wcześniej widział przez moment zanim zaczęli rozmawiać w kuchni.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 17-07-2021 o 18:33.
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172