Kociebor milczał. Przyjemny to był trans i bardzo uspokoił on jego na wpół ludzką na wpół zwierzęcą duszę i niechętnie chciał z tego stanu wychodzić.
Ale przecież kompana miał i winien się z nim porozumieć i sprawy wyjaśnić. -Ja... Ja widziałem ciotunię Urszuli. O pomoc błagała. Ale... Gdzie to było nie wiem... Może... Może pora na czary nienajlepsza. - Przeniósł wzrok na wąpierza.
Uniósł w zaskoczeniu brwi. -Na rany lucyfera kiedy ty tą rękę zdążyłeś stracić... - spojrzał przestraszony na wschodzące nad horyzontem słońce. -Dobra chodźmy stąd Czarniawa zanim zostanie z ciebie smutna kubka popiołu, a na to się chyba zanosi. - Powęszył chwile łowiąc pobliskie zapachy. -Tam. - wskazał ręką. -Wilgoć i pleśń czuje. W pobliżu musi być jakaś grota. Dasz radę iść sam czy cię zanieść. -Wzruszył ramionami. -A to z tatarami. Nie ma sprawy. Zrobił byś to samo dla mnie. Prześpijmy się i jak noc zapadnie to czary powtórzymy. |