Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-07-2021, 10:46   #141
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Lewko zachowywał spokój, choć pieklił się wewnętrznie i tłumiony gniew mu trzewia rozsadzał, bo nie zwykł od człeka takich słów bezczynnie wysłuchiwać. Pomny tego, jaki cel chciał osiągnąć ugasił swoje wzburzenie, znaku rozeźlenia najmniejszego nie pokazując.

- Aleć słowo moje nie dym, jednemu Wojewodzie Łęczyckiemu służę, a nie zmieniam swych hetmanów, niczym jaki hultaj podły lub zbrodziej bez honoru. - uderzył zdradziecką nutą, przytyk Duniewiczowi dawszy, bo każdy szlachcic na takie słowa by się wielce oburzył. A łacniej paktować z kimś, kogo afekt, a nie trzeźwy umysł prowadzi...

- Przechwałki ostaw na później, bo widzę przed sobą nie charakternika, który strach w województwie wzbudzał, a pospolitego mnicha, co w habit się skrył słabość okazując, nie przystojną takiemu infamisowi. A na szabelki tobie, a choćby i wszystkim twoim stronnikom pola mogę dać, kiedy już kurz bitewny opadnie i pohańców pognamy z granic. Przekonam się czy jeno mocnyś w gębie, czy obracać żelazem potrafisz. - wycedził niemal obojętnym tonem.

- Teraz zaś dobijmy targu, ale pomału, nie śpiesz sie tak Acan, daj mi wyłożyć własne dictum... - mazurski czart chytrze uśmiechnął się pod wąsem, na co stojący nieopodal Gitanas przeżegnał się odruchowo, choć słowa żadnego łacińskiego ku przestrodze nie wypowiedział.

- Rzeknę ci ze szczerego serca, że za swoje tylko czyny odpowiadam, na inszych potępieńców, zwłaszcza książąt piekielnych wpływu nie mając. Obiecać mogę za to na herb Gozdawa, że poniecham raptu na twej Orszuli i odwiodę od niego moich kompanionów, co te zlecenie przyjęli.
W zamian, rychło wyruszymy, a ty mocium panie siły zbierzesz, by przed Tatarzynem Rzeczpospolitą chronić. Co do pierwszego warunku już ojca domena, by córce krzywda się nie stała i żadnego ze złotych włosów swych przecudnych nie utraciła. Daję ci ku temu wolną rękę i wesprę w razie potrzeby. Komendę waćpan nad wolentarzami sprawować niepodzielnie będziesz, ja tylko swoich piekielników zawezwę.


Dał chwilę mężczyźnie, aby prawdomówność słów diablich ocenił, czekał Chorąży cierpliwie, czy haczyk w jednym jedynie słowie tkwiący dawny charakternik nieuważnie przeoczy. Wreszcie go lekkimi słowy do responsu ponaglił:

- To co panie Duniewicz, będziesz tu dalej gnuśny żywot wiódł, czy swą prawdziwą naturę okażesz i gniewu swego dasz słuszny upust na warunkach, które tu nakryśliłem? - Lewko splunął siarczyście na dłoń, gotów tę słowną umowę zawrzeć.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 03-07-2021 o 11:17.
Deszatie jest offline  
Stary 05-07-2021, 08:16   #142
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
- Słuchaj bratku co Ci powiem. Za mną jeno śmierć znajdziesz od band ordyńskich, a które pozostałościom hordy, którą skromnie się chwaląc JA! sam rozpędziłem za to że mej wspaniałości nie uznali i co ważniejsze trunkiem mnie nie uraczyli. Dlatego powiem tak. Po pierwsze Jako Bohtyr Rzeczpospolitej gorzałkę i wszelki inne napitki rekwiruje prawem wojskowym. Po drugie zawrócisz wóz swój i mnie do Gruzdowa dowieziesz gdzie prawdziwie potężna armia się zbiera. Po trzecie słuchaj się i mi nie przeszkadzaj to dusze zachowasz, a jeszcze za towar i swe usługi zapłatę otrzymasz, a jak zadowolony będę to i posadę kwatermistrza Ci załatwię. Najważniejsze twej duszy nie tknę i tak mało warta. Przysięgam na swą diablą naturę, że słowa dotrzymam i przypominam diabeł nie kłamie. Zadowolony?- zakończył pytaniem tyradę do Żyda Pan Otyły.

Choć czekał co mu człeczyna odpowie cierpliwie, to już jednak na wódeczkę się nastawiał. Plan miał prościutki. Zwerbować woźnicę, a sam się na wozie ułoży. Czuł cały czas wezwanie mentalne od tego czegoś co zeżarł, więc wypada opowiedzieć, jednakże trzeba poczynić odpowiednie przygotowania. Jaźń ma mu gdzieś odlecieć może to by wrócić do ciała musi mieć odpowiednią hmm kotwice. Wierzył, że jak uśnie wtuliwszy się antałek gorzałeczki to i do powrotu będzie miał motywacje, byle tam u "przyjaciela nieznanego" za bardzo nie zostawać. Może ta krótka eskapada odpowie na pytań parę.
 
Lynx Lynx jest teraz online  
Stary 07-07-2021, 18:40   #143
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Ani siła mięśni lykantropa, ani umysłu wąpierza nie pomogły Urszuli Duniewiczównej wydostać się z tatarskiej niewoli. Czarniawa znów próbował przekroczyć granice swoich mocy, lecz tym razem srogo się przeliczył, ściągnął uwagę Czegoś przed czym wolałby ukryć swoją obecność. Gdy się w końcu ocknął, poczuł mocne szarpnięcie. W końcu siła pana Kotowskiego do czegoś się przydała, pan brat bez ceregieli holował oszołomionego krwiopijcę uciekając przed wrogami. Gabrielowi trudno było pogodzić się z porażką. Byli już tak blisko, mieli dziewczynę na wyciągnięcie ręki, na pewno istniał sposób na żelazne kraty, gdyby mieli tylko więcej czasu…
Wąpierzowi nie pozostawało nic innego, jak podążać za swym wilczym towarzyszem i odnaleźć ciotkę Urszuli. Miał nadzieję, że mimo wszystko wybranka Asmodeusza do zaślubin dziewicą pozostanie, że żaden tatarzyn nie wyciągnie swoich brudnych łapsk do dziewczyny i nie splugawi jej świętej cnoty. Tylko Książe Piekielny był godzien to uczynić, a zaraz za nim jego uniżony sługa, Wielki Łowcy Litewski, Azrael von Czirn, lub jak kto woli Gabriel Czarniawa.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 10-07-2021, 13:02   #144
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


Rozdział szósty, Na wojennej ścieżce, czyli o tem jak to sakramencka czereda w obronie Rzeczpospolitej wojska zbierała i na ordyńców ruszyć się miarkowała


“”A a a a Abra abrakadabra, abraDAB, to jest moja magia właśnie tak
A i a i a i a Abra abrakadabra, abrakadabra
A a a a Abra abrakadabra, abraDAB, to jest moja magia właśnie tak”
K44 - “Abrakadabra”


Lewko
Czarcie waltornie jęknęły przeciągle, niczym stado zarzynanych wołów. Piszczałki zaświergotały. a płaczliwe smyki skrzypeczek, dopełniły infernalną chromatykę chwili. Imić Duniewicz i diabeł, co się zowie poszli w tany. Obaj swego pewni i ufni we własne siły. W mig wieść o ich pakcie rozniosła się po ziemi, kędy dusiołki, topielice i dziady borowe prym wiodą, a i życzliwe biesy takoż i do piekieł wieść tę zaniosły. Nowina błyskawicznie w plotkę się zmieniła i po kątach piekielnych szeptano o tem, że Mazur, co z Borutą pospołu do stołu siada armię zaciężną przeciw bisurmanom zbiera.

Sam mości Lewko bacznie okiem na ojca Urszuli łypał i każden jego ruch w pamięci notował. Pan Duniewicz wór pokutny zrzucił i stary, połatany kontusz, co w szałasie, pod stosem gałęzi sosnowych leżał, przyodział. Ze swym bratem duchowym, Gitanasem, któren to charakternika ku Bogu przyprowadził, pożegnał się czule i na Matkę Przenajświętszą się zaklinając, zapewnił anachoreta, że do złego nie wraca, ale że córkę i ojczyznę ratować musi i inszego sposobu, ku temu nie ma.
Spojrzał Gitanas, na mości Duniewicza i te oto słowa do niego rzecze:
- W ogóle nie przysięgaj, bracie mój najdroższy. Ani na niebo, bo jest tronem Bożym. Ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego. Ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech raczej mowa twoja będzie: tak, tak; nie, nie. Co nadto jest, od Złego przyłazi.
Duniewicz skłonił głowę w pokorze, po czym do samej ziemi czapkując wraz z diabłem najprawdziwszym wyspę pustelniczą pośród bagien stojącą opuścił, sam nie wiedząc, czy kiedykolwiek na nią jeszcze wróci.

I zapłakali anieli w niebiosach na ten widok straszliwy, a czorty, co się pośród chaszczy kryły i wszytko, to obserwowały łapska z uciechy zacierały i szelmowski uśmiechy sobie posyłali.


Świtało już prawie, kędy mości Lewko z panem Duniewiczem i Chudeńko, co się końskiego ogona uczepił na rozstajach stanęli. Chmury sine niebo zasnuwały deszczem i burzą światu wygrażając.
Stanął mości Duniewicz na samym środku dróg przecięcia i na cztery strony świata splunął flegmą cuchnącą. Mości Lewko wciągnął w nozdrza woń ową i aż mu się cieplej na sercu zrobiło. Siarką i duszą przegniłą zaleciało. Znak to niechybny, że mości Duniewicz nie całkiem jeszcze dla sprawy infernalnej stracon.
I szeptać począł mości Duniewicz zaklęcia szkaradne. Chmury na niebie w kołtun straszliwy się zbiły i barwę najprawdziwszego antracytu przybrały.
- Venerunt fratres mei - krzyknął mości Duniewicz, a głos jego aż na samym dnie piekieł słychać było.

Zagrzmiało, zahuczało, a w oddali dąb stary na ziemię z łomotem się zwalił. W mig też tętent kopyt wielu posłyszeć się dało, choć jak okiem sięgnąć nikogo na horyzoncie nie szło dostrzec.
- Ruszamy, czarcie - zaordynował mości Duniewicz - Już do tańca grają nam. Słychać armaty i stali szczęk. Śmierć kosi niby łan, lecz my nie wiemy, co to lęk.

Na wzgórzu, łysym jako kolano paradna kompaniya piekielna się zebrała. I choć Duniewicz od przeszło czterech roków w poleskim szałasie zdrowaśki klepał, to renomę i posłuchanie, tak wielgie miał wśród charakterników i swawolników, że żadyn nie śmiał na wezwanie się nie stawić.

Wszyscy konno byli i kręgiem mości Duniewicza otoczyli, a wielu spode łba na niego patrzyło. I każden jeden czekał, co też sławny piekielnik rzec im chce.
Mości Duniewicz obrkęcił swym rumakiem kilka razy w miejscu, by na facjaty swych dawnych kompanów wejrzeć.

- Czołem waszmościom! - ryknął doniośle Duniewicz - Rzekłbym bracia, ale pewnikiem byś mnie tu zaraz na szablach roznieśli, za to karygodne spoufalanie. Dawno to wszak było, gdyśmy pospołu na gościńcach i traktach postrach wzbudzali i dla ludzi, niczym najgorsza zaraza byli. Tędy powtórzę tylko czołem waszmościom!
- Czołem! - odparli nieliczni spośród zebranych, a znaczna większość szablicami stukać poczęła, zniecierpliwienie i gniew swój tym sposobem wyrażając.
- Rad jestem, żeście mości panowie na wezwanie moje wszyscy się stawili. Sprawa jest bowiem wagi najwyższej. O ojczyznę wszak naszą ukochaną chodzi.
- Wiemy, wiemy - krzyknęli, ci co w drugim rzędzie stali.
- Żadna to nowina, Duniewicz! - warknął Mściwój Łaszcz, bękart słynnego infamisa Samuela Łaszcza, co to ledwo trzy roki temu opuścił ten ziemski padół, osieracając młodego infamisa i kandydata na oficyera piekielnego. - Gadaj ty, lepiej na cóż żeś nas zawezwał, póki cierpliwości mi jeszcze staje.
- Pax, panie bracie. Pax! O posłuchanie proszę, a potem każden jeden z was zdecyduje, co czynić mu wypada i należy.
- Ty mi Duniewicz, nie będziesz godoł, co mi wypada i co należy czynić - rzucił stojący u boku młodego Łaszcza, Marcin Będziński, Rymarzem zwany, bo upodobał on sobie pasy z ludzi z drzeć.
Duniewicz konia spiął i ogier dęba stanął i kopytami powietrze młócić począł, a iskry przytem szły, jakby podkowami w stalowe płyty walił.
- Zawrzeć mordy! - huknął gniewnie ojciec Urszuli - Mowa moja krótka będzie, bo i nie ma co języka po próżnicy strzępić. Diabły wy, charakterniki, swawolniki i najgorsze bydlęta, co to po ziemi jeno z miłosierdzia bożego stąpać po niej mogą. Ja takiż sam byłem i jestem. Duszę moją Szatanowi zaprzedał i teraz mnie to żywym ogniem każdego dnia trawi. Gore moje dusza i gore moje ciało, aleć to jeno preludium przed mękami, jakie mnie po śmierci czekają. Duszy mojej zbawić nie podobna, bo sam ją na zatracenie rzuciłem. Nadzieję jeno mam, że się za mną Syn Boży wstawi i na Sądzie na purgatorium skaże, a nie na wieczne potępienie.

Znowuż szable zadzwoniły i plugawe wyzwiska w stronę Duniewicza poleciały. Jeno auctoritatis jaki w czarcim gronie pan Adam miał, przed linczem zebranych powstrzymywało.
- Ojczyzna na naszych oczach umiera! - wznowił swą mowę, po chwili - Bisurmany pod wodzą ichniego biesa pustynnego Rzeczpospolitą naszą grabią i palą. W całej historyi, takiego wypadku nie było, coby pohańskie czambuły, aż tak głęboko się w nasze granice zapuściły i tak sobie swawoliły. Gdzie są obrońcy ojczyzny, ja się pytam? Każden jeden z was w pierwszym szeregu stanąć winien i na tatarskie zastępy chorągiew prowadzić. A wy co? Sami pewnikiem kolejne krzywdy ojczyźnie umęczonej dokładacie…
- Zamilcz mości Duniewicz - warknął znowuż Mściwój Łaszcz - Rzekłeś swoje. My to wszytko wiemy i nic nowego, żeś nam nie objawił. Tatary to wróg rzecz oczywista, aleć skoro pod buławą piekieł idą, to co nam do tego. Może to już czas, coby królestwo czarcie na ziemi uczynić. Rzeczpospolita Diabelska, abo i Infernalna. Co wy na to panowie? - spytał młody infamis, wzrokiem po kompanach wodząc.
Krzyki i gwizdy aprobaty w mig się rozległy. Jeden przez drugiego darł się i zachwyt swój wyrażał.
- Wracaj zatem skądżeś przyszedł mości Duniewicz. Twój czas przeminął, teraz ci jeno zdrowaśki się ostały i wór pokutny.
Nie zrażony reakcją tłumu Duniewicz kontynuował.
- Pohańskie biesy, to wróg takiż sam jak i Tatary w futra ubrane, co to w miłości sodmickiej gustują i kozy napastują. Przeta taki pustynny czort, nijak do pięt nawet nie dorasta takiemu panu Borucie, co to w nim taka sama krew szlachecka płynie jak i w nas.
- A gdzie ten Boruta? - spytał Rymarz oblizując się obleśnie, już bowiem sobie ostrzył zęby na to, jak oskóruje mości Duniewicza, gdy tylko kompania znak da że rozprawić się z nim już można
- Na zamku swym siedzi i uciech pewnikiem z czarownicami zakosztowuje. - odpowiedział Łaszcz.
- Co robi i gdzie jest mości Boruta, to ja nie wiem. Jest za to z nami, mości Lewko, kompan bliski imić Boruty, chorąży Czarnej Nowiny. Mnie nie chcecie posłuchać, to może on wam do rozumu przemówi.

Cisza zaległa, jakby kto wszytkie języki z gąb diabelskich wyciął. Żaden z charakterników nawet słówka nie pisnął. W napięciu oczekiwali całą piekielną gromadą, aż mości Lewko na środek wiecu wyjdzie i słowo rzeknie.


“Get your motor runnin'
Head out on the highway
Lookin' for adventure
And whatever comes our way”
Steppenwolf - Born To Be Wild


Arkadiusz Bimbrowski
Pośród beczek dębowych, mości Bimbrowski zaległ, jakby się na atłasach i puchowych poduchach położył. Na starym żydowskim wozie, co to przy każdy ruchu skrzypiał i kolebał się na boki, lepiej mu było niźli w tatarskim namiocie, kędy go słodyczami i pieczystym raczyli, a i mięciutką wyściółkę mu pod zadek zgotowano. Porównania to mieć nijak nie mogło, kędy w pohańskiej gościnie nawet jednej kropli piwa nie było. Żyd czosnkiem i cebulą woniał, ale to mości Bimbrowskiemu nijak nie przeszkadzało. Aromat okowity, fetor bijący od chałatu tłumił. Wsparł, więc Otyły Pan głowę na antałku żelaznymi klamrami obitym, a pod boki wziął dwie pokaźne beczki gorzałki przepalanej, a i pewnikiem koszernej. Raczył się raz z jednej, raz z drugiej, coby porównać i obowiązków degustacyjnych dopełnić. Lekko mu się na sercu zrobiło, a i zgaga palić żywym przestałą. Widać było, że demon, co przez szafirowy kamień przemawia za trunkami mocnymi nie przepada i szalenie nie w smak mu takie praktyki.
Kędy ból trzewi zelżał, a i alkohol z żołądka do głowy uderzył, zasnął mości Bimbrowski, jak nie przymierzając malutkie dziecko, a przeta z fizis nijak do niemowlaka podobny nie był.
Już po chwili piszczenie nie nasmarowanych i wyrobionych osi w jedno się zlało z donośnym chrapaniem pana Arkadiusza.
Biedny Levi, syn Arona, mruczał i biadolił pod nosem, że go Bóg w Niebiosach tak srogo doświadcza, nic a nic nie dając w zamian.
I toczył się wolno, wóz w dwie wychudzone chabety zaprzężony i poprzez rozmokłe drogi do obozu wojsko koronnych zmierzał.



"A ja mam kaca
Wielkiego kaca
On do mnie wraca
No i co
No i co
No i nic"
Witek Muzyk Ulicy - "A ja mam kaca"



Kocibor Kotowski, Gabriel Czarniawa
Pod drzewem rozłożystym w lesie ciemnym obaj zalegli. Lycantrop, co to pomoc panience Urszuli przyobiecał, słowo honoru szlacheckie dając i wąpierz przeklęty, co to w letarg śmiertelny prawie był zapadł. Uciec z katakumb przez pohańców opanowanych im się udało, ale co dalej czynić należy, to planu na razie żadyn z nich nie miał.
Kilka minut zajęło nim Czarniawa w końcu oczy otworzył i z lekka zdziowion wzrokiem po okolicy powiódł, bo nijak pojąć nie mógł kędy jest i jak w tem miejscu się znalazł. Na domiar złego, nomen omen, krew w skroniach mu tak pulsowała, a i sam łeb bolał, jakby go kto kijem żelaznym po nim okładał.
W umyśle dziurę jeno czarną miał, po spotkaniu z Bytem Mrocznym, któren go w niewolę wziął. Pamiętał, co sam mu rzekł, aleć odpowiedzi nie znał, abo i ona w ogóle nie padła. Dziwna to rzecz, wszak inaczej to miało być i inaczej wyglądać miało.
Ból we wnętrzu czaszki pulsujący z mocą wielgą i prawie wszytkie siły Czarniawie odbierał. Czuł się krwiopijca, tak jakby z alkoholem poprzedniego wieczoru przesadził. Niemożliwym to wszak było, bo odkąd istotą nocy został, duchem co w martwym ciele przebywa, takich objawów nie miał, bo po prawdzie ni jeść, ni pić nie musiał.

Słońce powoli po nocy zza horyzontu się wyłaniało i choć ciemne chmury deszcz i burzę wróżyły, to obaj charakternicy jakieś schronienie najść musieli, a potem postanowić co dalej czynić muszą.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 10-07-2021 o 19:47. Powód: literówki i stylistyka
Ribaldo jest offline  
Stary 11-07-2021, 09:46   #145
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Lewko nie okazał zdziwienia na Duniewicza i jego arkana infernalne spoglądając. Charakternik moce diabelskie posiadł, musieć wiele utargował cyrograf krwią pieczętując. Drogo widać swoją duszę wycenił, co zaświadczało o sprycie i mądrości tego szlachcica. Niemądrze byłoby go lekceważyć, ale diabeł z ziemi rawskiej miał już na te pakta sposób. Obiecywał mu, nie przysięgał, poza tym herb Gozdawa na który się powołał umowę w pustelni przybijając, żadnym gwarantem być w prawie piekielnym nie mógł, bowiem już inszy Lewko klejnot szlachecki posiadał po przemianie w czarta - mianowicie Łęczycką Czarną Nowinę.

Sycił się paradnym widowiskiem, kiedy wokół stanęły zastępy potępieńców różnej maści, czarny kwiat ziem litewskich i koronnych. Oprócz kilku najbardziej sławnych i bezczelnych rozpoznał innych, którzy zabójstwa, gwałty z ochotą czynili, lubo też z fantazji niepośledniej słynących. Okrutnicy, rabusie, hultaje i wywołańcy. Przestrach wzbudzali większy wśród ludu, niż żołnierz swawolny, czy nawet pułki Lisowskiego. Nie przepuścili nikomu, uczuć wyzbyci i litości wszelkiej pozbawieni. W zbrodni, rabunku i przemocy odnajdywali swe powołanie, rozwijając te grzeszne przymioty do znamion kunsztu.

Wyłowił wzrokiem piekielnika Grackiego - ucznia samego Rogalińskiego, który strach na całym Podolu wzbudzał. Krucze rysy nadawały ostrości obliczu, a szablą ów młodzian władał po mistrzowsku niemal czarcią biegłość osiągając. Nawet Jacek Dydyński zwady z nim nie szukał i respektem darzył.
Obok zaś Zdanowicz - odziany w najlepsze materie, w splendorach rozkochany. Dawny strażnik litewski, skazany kilkukrotnie na banicję i infamię. Zdradził najmożniejszych: Radziwiłła i Sapiehę, równo włości ich potem rujnując. Powiadano, że nie było świętości, której by nie zbeszcześcił. Brata swego, proboszcza Sziluwy - miejsca objawienia maryjnego - bezbożnie usiekł, bo ten wyrzuty śmiał mu czynić, a narzeczoną utopił, powodu lekce nie szukając...
Stanisławski herbu Lubicz, towarzysz pancerny, który niebywałych okrucieństw na Rusi i Ukrainie się dopuszczał, skórą niedźwiedzia okryty i w tajemną magię wierzący. Rozkazy nagminnie łamał, żywota swego na stryczku dokonał, lecz powróz kilka razy zerwał, nim egzekucję wreszcie dokończono...
Hieronim Orzeszko - podstarości, który wpierw niestrudzenie łotrów ścigał i wieszał, a późnej sam do ich grona wstąpił. Nienasycony w żądzy zemsty, zajadle kąsający dawnego pana, za afekt przez córkę jego Cecylię otwarcie wyszydzony i czarnej polewki smak cierpki w ustach ciągle żywy...

Taką to zgraję sprowadził Duniewicz, lecz czy potrafił tych hultajów i gwałtowników okiełznać? Do jakiego posłuszeństwa zmusić? Lewko uśmiechał się chytrze, ponieważ sprawa mogła być to gardłowa dla nawróconego charakternika. Już takiego posłuchu wśród towarzystwa Pan Adam nie miał, skażony pustelniczą skruchą. Wystarczyła jedna iskra, by podli rębacze rozprawili się z nim, upust gniewu dając...

Wszystko zależało zatem od Mazura. Wyjechał na środek, a jego rumak zarżał dziko, jakby z piekielnej stajni dopiero co się wyswobodził. Lewko w siodle, niczym hetman wyniosły, ogniście patrzył na te oblicza do zbrodni przywykłe, zacięte i harde. Miarkował chwilę jak tę złość we właściwą stronę pokierować.

- Jam Lewko, Chorąży Czarnej Nowiny, czart wam z imienia nieobcy , bo widzę sporo znajomych twarzy pośród czeredy potępionej. Zastanówcie się panowie bracia dobrze czy zali naprawdę Borutę przyzwać tu chcecie, bo wiem, że spopieli każdego, kto wezwać go śmie w swej pysze i zadufaniu. Wojewoda Łęczycki sam jeno przybywa kiedy taka potrzeba wystąpi. Pierwej dajcie mi dowód, że zasługujecie, aby obok niego stanąć. Znieście na szablach jaki zagon tatarski, który w okolicy się panoszy jak na stepach Krymu. Wtedy na łaskawość naszego Hetmana Piekielnego liczyć możecie, a i moi łęczyccy diabli kompanionowie zaszczycą nas swoja obecnością , kiedy walną bitwę pohańcom i ich demonom wydamy. Jaka decyzja Waszmościowie? Który to pierwszy chciał mego przyjaciela, Kniazia Przeklętego pochopnie zawezwać? Pan Łaszcz tako ochotnie pali się do tego zamysłu? Abo może znajdzie się inny nie mniej godny, kompan jego Marcin Będziński, co ze swego przydomku bardziej sławny?

Lewko grał już otwarcie na uczuciach towarzystwa, lecz każdy z obecnych podświadomie wiedział, że młody czart ma rację i niefrasobliwe wezwanie Najpotężniejszego ze Szlacheckich Czartów grozi poważnym uszczerbkiem...

- Kiedy głosu sprzeciwu nie słyszę suponuję, że ustanowione poparcie dla Imić Duniewicza! On buławę na ten czas dzierżyć będzie rozkazy z ramienia Wojewody wydawać! - Mazur wyczuł fortunną chwilę, by wątpliwości towarzystwa wyzbyć i Duniewicza na ordynans wynieść. Nie w smak to było wielu łotrom, ale nikt przy zdrowych zmysłach na gniew Boruty samojeden by się teraz nie wystawił...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 12-07-2021 o 18:16.
Deszatie jest offline  
Stary 12-07-2021, 21:10   #146
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Kotowski obracał podarowaną broszkę w dłoni. Potarł ją raz i drugi sprawdzając czy może od tego zaświeci. Potrząsnął ją również parokrotnie testując czy coś się wydarzy.

Po głowie się podrapał.

Zobaczył, że wąpir z letargu się przebudził.

-Żyjesz? – zapytał. Po chwili poprawił się.

-Znaczy… Wiem, że nie żyjesz, ale chyba ci lepiej. Wyniosłem Cię z tatarskiego obozu jak cię zamroczyło. Wydarzyło się ci coś ciekawego tam w tej twojej łepetynie? – zapytał w sumie bardziej niż Czerniawą błyskotką zainteresowany.

I nagle go olśniło. Na koncept wpadł.

-Broszku Urszuli, broszeczko śliczna.
Niech spłynie na mnie twa magia ustawiczna
Niech no teraz na me żądanie
Drogę do Ciotuchny Urszuli dostanę!


Po chwili dodał
-No i Helenke też chcę!
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 12-07-2021 o 21:12.
Rot jest teraz online  
Stary 13-07-2021, 14:54   #147
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację

Kiedy wąpierz ocknął się, czuł się inaczej. Był głodny i spragniony, ale nie w taki sposób jak zazwyczaj, coś w jego fizjonomii się zmieniło. A może po prostu umysł mu płatał figle po nieprzyjemnej pobudce. Liczył, że niedługo wszystko wróci do normy. Ale czy na pewno? Do końca swych dni umierać będzie z tęsknoty za młodą czarownicą, za upojną nocą, która nigdy się nie wydarzyła, za prawdziwą miłością jaka mogła ich połączyć. To nie słońce go spali na popiół lecz rozpacz, złość na samego siebie. Resztkami sił trzymał się dogorywającej woli życia a w głowie kotłowała obsesyjna myśl.
Dopaść Urszulę Duniewiczówną, dopaść ją i oddać swemu panu.
Od wykonania zadania dzieliło go tylko parę żelaznych prętów zatopionych w litej skale. Ponieśli z panem Kocieborem druzgoczącą i upokarzającą porażkę, musieli dać nogi za pas, jak zlęknione parobki, marne tchórze. Nie pozostawało im teraz nic innego jak znaleźć ciotuchnę.
- Panie Kocieborze, zanim zacznie pan czarować, winny jestem podziękowania. Bo gdyby nie pan sam bym dołączył do świętej za życia dziewicy, albo skończył jeszcze gorzej. Proszę też przyjąć przeprosiny za wcześniejsze moje zachowanie i niegodne szlachcica epitety skierowane do was w gniewie. Choć twoja druga skóra, delikatnie to ujmując mierzi mnie, dobrym jesteś towarzyszem. Nie gadasz co ślina na język przyniesie, a ja lubię podróżować w ciszy.
Kończąc mówić Czarniewa dotknął broszki, którą w ręku trzymał jego towarzysz a potem przyłączył się do wspólnej inkantacji próbując wzmocnić czar lupina.
Broszku Urszuli, broszeczko śliczna.
Niech spłynie na mnie twa magia ustawiczna
Niech no teraz na me żądanie
Drogę do Ciotuchny Urszuli dostanę!
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 13-07-2021, 19:33   #148
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Uważaj, jak tańczysz…”
WWO



Lewko
Szum się wszytkiej natury podniósł i lodowaty wicher ze wschodu dmąc, chmury gęste i zbite w zwarte gromady, ganiać po niebie począł, jakoby rozzłoszczony pies owce po hali.
Poprzez pasma pierzaste słońce z wolna pierwsze świetliste strzały ku ziemi kierowało.
Zmrużył mości Lewo oczy, bo nie w smak mu poranny brzask, co same przykre skojarzenia budził.
Imić Łaszcz ostrogami konia swego ubódł i na środek wiecu się skierował. Hardo spojrzał w zmrużone oczy diabła i tak mu rzecze:
- Waszmość przemawiasz do nas, jakbyś hetmanem jakimś był, abo i księciem nawet. My wszyscy, jak tu stoim, wolni ludzie jesteśmy. Szlachta polska, co sama sobie zwierzchności wybiera. A tobie, mości panie, nikt elekcyi nie dał, żebyś tu nam komenderował i niczym, dziatwę po kątach rozstawiał. I po prawdzie mówiąc, to my byśmy nawet jeszcze znieśli, boś czort prawdziwy i w piekle bywałeś, ale tego, że chcesz buławę i władzę nad nami w ręce tego zaprzedańca oddać. O nie! Na to zgody naszej być nie może i żadną miarą znieść, takie potwarzy nie możem. Kto to bowiem widział, żeby nad charakternikami, infamisami i swawolnikami, co się zowią, komendę brał neofita, co pewnikiem jeszcze wczoraj zdrowaśki klepał i przed ukrzyżowanym klękał. Tfu.. - splunął młody Łaszcz - Hańba! Hańba dla ciebie i dla piekła całego, mości Lewko!
- Hańba! Hańba! - podjęli zausznicy Łaszcza i coraz głośniej i głośniej rozprawienia się z Duniewiczem żądając.
Mściwój tylko uniósł dłoń i wnet wszyscy zamilkli.
- Cierpliwości waszmościowie - zaczął - Tak, jak i wy i ja z tym zdrajcą sprawy naszej, chce się rozprawić. Na to jednako czas zawsze się znajdzie. Dajmy jednak, mości Lewce głos zabrać. Wszak widać, że z powodu jakiegoś dla nas tajemnicą nadal okrytego, ten szanowany diabeł za zdrajcą Duniewiczem stoi i go nam jeszcze na przywódcę chce nadać. Mów, panie diable, jakież to interesa masz z tym psubratem. Słuchamy.
- Gadaj! - wrzasnął rymarz, któren aż cały pokraśniał na twarzy widząc, że się lincz nad Duniewiczem szykuje - Gadaj diable, jakim prawem zaprzedańca bronisz?

Spojrzał mości Lewko wokół i gdzie oczu swych nie zwrócił, wszędy wrogie i grymasem wściekłości wykrzywione gęby jeno były. Charakternicy zęby szczerzyli, jako wilki wściekłe do ataku się sposobiące. Krew w nich widać wrzała i każden jeden li tylko na znak czekał, coby szabli dobyć i amok swój uwolnić.
Jeno młody Łaszcz z perfidnym uśmieszkiem w kulbaki się trzymał i kpiąco na Mazura spoglądał. Wiedział bowiem, że mową swoją nie tylko całe towarzystwo na swą stronę przeciągnął, ale też że prawdziwemu piekielnikowi nielada bobu zadał. Czekał on zatem z lubością, aż diabeł zacznie się ze swego postępku tłumaczyć.

Duniewicz natomiast widząc, że całkowicie posłuch w piekielnym towarzystwie stracił, głowę na pierś opuścił i jakby się cały o połowę mniejszy zrobił. Na domiar złego, nieszczęśnik jeszcze coś szeptać zaczął. Jeno strzępy słów do mości Lewki dotarły, ale i tego mu aż nadto było.
- ...fiat voluntas Tua...et dimitte nobis debita nostra…



“Nie rusz, Andziu, tego kwiatka,
Róża kole” - rzekła matka.
Andzia mamy nie słuchała,
Ukłuła się i płakała.”
Stanisław Jachowicz



Kocibor Kotowski, Gabriel Czarniawa
Nie zrażeni porażką, ani porą, co to do uroków czynienia nie była wskazana, mości Kotowski i towarzysz jego przeklęty na wieki, Czarniawa, ledwo w półmroku stanęli, przez wysokie drzewa rzucanym i już w mig za broszę od panienki Urszuli złapali.
O ile, pan Kotowski, przez krótką chwilę, jakieś drobne, bo drobne, ale zawsze jakieś informacyie zdobyć zdołał. To mości Czarniawa, jakby ślepiec wygłodniały, rzucił się na ową biżuterię, w niej jedyny ratunek i rozwiązanie widząc.
Och, jakże to błędne i krótkowzroczne działanie było. Och, jakże długo imić Czarniawa swego postępku żałować będzie. Aleć po kolei.

Magiczne słowa w rymowankę ubrane, popłynęły z ust charakterników, niczym strumień wody żywej. Obaj dufni w swą moc i czarcie rzemiosło, jakby zapomnieli, że brosza, co ją lycantrop otrzymał, nie tylko darem jest od świętobliwej Urszuli, ale i potęgę swą z samych niebios płynącą ma.
Ledwo martwa dłoń wąpierza na biżuterii spoczęła, grom w niego uderzył, jakby sam Pan na Niebiosach gniew swój wywrzeć na nieboraku postanowił. Odrzuciło krwiopijcę na kilka kroków do tyłu i wprost na drzew nieszczęśnik wpadł. Ból kręgosłupa, a takoż i rzyci targnął nim taki, że jeszcze nigdy takiego cierpienia fizycznego on nie doświadczył.
Na tym nie dość, bowiem dłoń, co na broszy spoczęła, żywy ogień ogarnął i trawić kończynę zaczął, niczym zwierz wygłodniały. Nim cokolwiek mości Czarniawa zrobić zdołał, już cała lewa dłoń w popiół się obróciła.
W szoku wielgim, na swego kompana spojrzał, a ten w niebiosa spoglądał z uśmiechem rozkosznym, jakby mu się sama Maryja Dziewica objawiła. Oczy miał niewidzące, a i całe ciało jakieś spięte i nieruchome.
Chwycił, więc wąpierz poły swego płaszcza i w panice ogień na ręce swej gasić począł. Na szczęście stłumić wygłodniałe płomienie mu się udało, ale od teraz jeno kikutem niebiosom będzie mógł wygrażać.

W głowie mu szumieć zaczęło, jakby kto chciał na nim sztukę telepatii uczynić. W mig te jarzmo z siebie zrzucił, bo nader groźnym mu się ono zdało. Mimo to, pewne mgliste obrazy pod powiekami ujrzał i włosy mu na całym ciele od tego dęba stanęły. Wizja to była okropna i odczuł wąpierz, że przeciwników coraz więcej wokół krąży i każden jeden groźniejszy od drugiego.

Po chwili krótkiej i mości Kotowski się ze swego transu ocknął. Milkliwy przytem był i jakoś ochoty wielgiej nie przejawiał, aby wyjawić swemu towarzyszowi, co też mu się przydarzyło.
Takoż i wąpierz małomówny względem spopielonej dłoni był.
Przykre oto termina na obu charakterników spadły i żaden z nich nie kwapił się do tego, aby pierwszy przemówić.

Coś jednakoż postanowić musieli, bo słońce coraz śmielej nad horyzont się wychylało.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 13-07-2021 o 22:44.
Ribaldo jest offline  
Stary 13-07-2021, 20:59   #149
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Kociebor milczał. Przyjemny to był trans i bardzo uspokoił on jego na wpół ludzką na wpół zwierzęcą duszę i niechętnie chciał z tego stanu wychodzić.
Ale przecież kompana miał i winien się z nim porozumieć i sprawy wyjaśnić.
-Ja... Ja widziałem ciotunię Urszuli. O pomoc błagała. Ale... Gdzie to było nie wiem... Może... Może pora na czary nienajlepsza. - Przeniósł wzrok na wąpierza.
Uniósł w zaskoczeniu brwi.
-Na rany lucyfera kiedy ty tą rękę zdążyłeś stracić... - spojrzał przestraszony na wschodzące nad horyzontem słońce.
-Dobra chodźmy stąd Czarniawa zanim zostanie z ciebie smutna kubka popiołu, a na to się chyba zanosi. - Powęszył chwile łowiąc pobliskie zapachy.
-Tam. - wskazał ręką.
-Wilgoć i pleśń czuje. W pobliżu musi być jakaś grota. Dasz radę iść sam czy cię zanieść. -Wzruszył ramionami.
-A to z tatarami. Nie ma sprawy. Zrobił byś to samo dla mnie. Prześpijmy się i jak noc zapadnie to czary powtórzymy.
 
Rot jest teraz online  
Stary 13-07-2021, 22:39   #150
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Może i Lewko przeszarżował nieco, przeceniwszy swój wpływ na te zastępy charakterników, aleć po prawdzie nie spodziewał się takiego oporu. Słabości jednak nie mógł okazać, bo pozycję o którą walczył łacno by stracił. Rozeszłaby się wtedy wieść po karczmach i mrocznych gościńcach, a nawet do łeczyckiego zamku by zawitała, że piekielny Mazur dał się towarzystwu okpić i dyshonoru zaznać. Drażnił go brzask, bijący znad ściany lasu, szlachetkowie hardzi, co diabłu samemu czynili wyrzuty, mimo że sługami ciemności byli i na rozkazy stawić się zawsze musieli. Oj, obrośli oni w piórka, już nie gawrony, a orliki czarne, które wysoko podnosiły głowy, gotowe szarpać wrogów. Duniewicz chwilowo jawił się teraz jako pisklę jakie, które rozdarte by zostało nieuchronnie, bez choćby cienia nadziei.

Zmusił się jednak Chorąży Łęczycki, by towarzystwu przymówić, a ostatecznie głos oddać szablom, aby rozsądziły spór wynikły z różnicy zdań zebranych tu zastępów.

- Ja w imieniu Hetmana przemawiam, tego któremu każdy z was, obojętnie jakiemu diabłu duszę swą obiecał, wszystkie one Kniaziowi Borucie ostatecznie przynależą. Królem on sarmackich czartów i kto śmie o tym zaprzeczyć i majestatu nie uznać srogą karę poniesie... - jadowitym wzrokiem spojrzał na Będzińskiego i Łaszcza. - Obecny tu Duniewicz sam jeden więcej zbrodni ma na sumieniu, niźli połowa z was tu zebrana. On to wszelkie przewagi posiada, aby przewodzić towarzystwu w wyprawie wojennej. A jeśli który chce siłą komendę przejąć niechaj wystąpi samojeden otwarcie i skrzyżuje szable dawnym jeszcze zwyczajem, by wyłonić herszta spośród hultajów. Położy go, to zajmie jego miejsce, a wynik zwady prawnie uznam i despektu nie będę czynił zwycięzcy. Do tego też wy jesteście zobowiązani. Zatem wybierzcie spośród was rzeczonego rębajłę, bo świt już nastaje i pora nam w drogę ruszać...

Pochylił się i szepnął do markotnego Dulęby słowa, by ogień dawny wykrzesać:

- Weźże się w garść Acan, posiekaj jednego z tych gołąbków, jako zwykłeś kiedyś czynić. Pamiętaj, że tu o życie i zdrowie twojej Orszuli idzie, tylkoże mi więcej nie bluźnij i nie wzywaj boskiej opatrzności, bo szczeźniem tu obaj...

Co prawda piekielnik o swój żywot nie drżał, ale lepiej to brzmiało kiedy swój los na równi w ręce towarzysza pokladał.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 13-07-2021 o 22:42.
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172