Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2021, 09:09   #276
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Galeb, Bardin

Khazadzi gnali, co sił w nogach. Galeb zdawał się jeszcze bardziej zostawić za sobą Bardina a inżynier mógł się tylko zastanawiać, gdzie starszy pobratymiec nauczył się tak szybko biegać. Obaj byli całkiem spoceni i zziajani. Dzikusy nie odpuszczali, choć ich zapał ostudził całkiem szybko Galeb, który co jakiś czas zatrzymywał się, pozwalał zbliżyć się Bardinowi i kanibalom, po czym strzelał do wrogów z kuszy. I znowu w bieg. I tak kilka razy, trafiając trzech z dzikusów kolejno w nogę, lewą rękę i korpus, przez co dwaj zostali wyłączeni z pościgu, a gdy po jakimś czasie następny z przeciwników dostał bełtem w brzuch, reszta stwierdziła, że nie ma sensu gonić za khazadami i wycofała się w głąb puszczy, zabierając rannego ze sobą. Galeb z Bardinem biegli jeszcze jakiś czas, a zwolnili, by odetchnąć dopiero wtedy, gdy upewnili się, że wrogowie porzucili pomysł dalszego pościgu. Dysząc ciężko i odpoczywając, czekali na Vessę i Zacha, którzy jakimś sposobem na pewno dotrą w miejsce, gdzie znajdowali się khazadzi albo Klaus z Felixem i kobietami.

Vessa, Zach

Mieli rację, zostawiając ponurą, prymitywną świątynkę poświęconą Panu Czaszek. Jeszcze nim wyszli z komnaty oboje widzieli błyskawiczny, ciemny ruch w odłamie korytarza, więc rzucili się czym prędzej do wyjścia. Wybiegli z jaskini, gdzie od razu wbił się w ich nozdrza gryzący zapach dymu. Kanibale uwijali się, by gasić swoje chaty, których płonęło już cztery. Nikt nie zwracał więc najmniejszej uwagi na znikających w lesie niziołka i Tileanki. którzy szybko zostawili wioskę dzikusów za sobą.

Zachariasz nie miał większych problemów z odkryciem śladów dzikusów i krasnoludów. Podążali za nimi jakiś czas, by w pewnym momencie schronić się za kilkoma rosnącymi blisko siebie drzewami, dzięki czemu nie zostali odkryci przez wracających kanibali. Nie było wśród nich Galeba i Bardina, co znaczyło, że obu udało się uciec. I wyrządzić szkody, gdyż kilku dzikusów rannych było w nogi, brzuch czy ręce. Poczekali, aż tamci znikną im z pola widzenia i przyczajeni ruszyli za śladami khazadów. Kilkanaście minut później natknęli się na spoconych krasnoludów i opowiadając, co zastali w jaskini, ruszyli wraz z nimi do reszty drużyny. W pewnym momencie cała czwórka napatoczyła się na Klausa i Felixa, którzy poszli sprawdzić, skąd dochodzi swąd dymu.

Klaus, Felix

Ruszyli w las za niesionym przez wiatr zapachem dymu a dłuższy czas później wpadli na powracającą czwórkę, która wyjaśniła im, co zaszło - że znaleźli wioskę kanibali, jaskinię ze świątynią poświęconą Khorne’owi i coś wężowatego kryjącego się w ciemnościach.

Wszyscy

- No, w końcu wróciliście! - Prychnęła irionicznie Esme, patrząc po grupie pościgowej. - Najwyższa pora. Czas nam ruszać dalej, a nie marnować go na jakieś głupie zabawy i buszowanie po lesie.
Zbierając się do drogi, wysłuchała jednak opowieści o tym, co się wydarzyło.
- Dobrze, żeście lasu z dymem nie puścili. Choć jeśli tamci nie ugaszą swoich chałup, to pożar wkrótce może stać się faktem. Tym bardziej nie w smak mi pozostawać w tym lesie dłużej, niż trzeba. Ruszajmy!

No i ruszyli, zgodnie z kierunkiem wskazanym przez starszego taboru Strigan. Podróżowali przez las kolejne kilka godzin a wiatr w końcu zmienił kierunek i nie niósł już przykrego zapachu dymu, a świeże, przyjemne powietrze. Gdy słońce znikało już powoli za horyzontem, bohaterowie ujrzeli niewielkie, kamieniste wzgórze, zwieńczone podniszczoną, ale całkiem dobrze trzymającą się wieżą i pozostałościami po blankach.


Wychodząc z lasu, oprócz wieży dostrzegli płynącą wartko rzekę Yetzin, niosącą ze sobą przeróżne gałęzie i kłody w tempie nieco szybszym od energicznego marszu. Na oko miała trzydzieści metrów szerokości i była ostatnim, co dzieliło ich od przedostania się do wieży. Awanturnicy podeszli do brzegu i szybko zdali sobie sprawę, że przebrnięcie przez rzekę nie było możliwe pieszo lub konno.
- Jakieś pomysły, jak pokonać tę rzeczkę? - zapytała Esme, skupiając swój wzrok na wieży stojącej na wzniesieniu. - Mówiąc szczerze nie w smak mi moczyć moje wspaniałe ubrania w tej zimnej wodzie.
 

Ostatnio edytowane przez Quantum : 14-07-2021 o 09:24.
Quantum jest offline