Taika nie zwracaÅ‚a jakiejÅ› wiÄ™kszej uwagi na wampira, który jÄ… prowadziÅ‚ przez te wszystkie labirynty korytarzy, w których sama z pewnoÅ›ciÄ… zgubiÅ‚aby siÄ™. Z poczÄ…tku próbowaÅ‚a zapamiÄ™tać drogÄ™, aby móc bez problemu powrócić za okoÅ‚o cztery godziny, lecz niestety – byÅ‚o to niemożliwe.
‘W prawo, w lewo, dwa razy w prawo, potem w lewo... A może w prawo, albo też prosto. Za zakrÄ™tem znów w prawo, lewo... To jest bezsensu’.
W końcu, po dość długiej wędrówce po plątaninie korytarzy, oboje stanęli przy drabinie, która zdawała się nie mieć końca.
Dziewczyna westchnęła ciężko, odprowadzając wzrokiem wampira, który zniknął za najbliższym rogiem.
Ze zrezygnowaniem spojrzała w górę, gdzie ledwo, ledwo można było zauważyć zamknięty właz, który z pewnością prowadził na powierzchnię.
Wspinaczka trwała wieki, a ręce powoli odmawiały jej posłuszeństwa. Czuła, a właściwie przestawała czuć to, czego się chwytała. Ale musiała wytrzymać, inaczej zostałaby z niej tylko mokra, czerwona plama, na którą pewnie nikt nie zwróciłby uwagi w tych ciemnościach.
‘Nareszcie!’ przeszÅ‚o jej przez myÅ›l, gdy już prawie ‘sflaczaÅ‚Ä…’ rÄ™kÄ… otworzyÅ‚a wÅ‚az. WygramoliÅ‚a siÄ™ zgrabnie i rozejrzaÅ‚a po pomieszczeniu, w którym siÄ™ znalazÅ‚a. Miejsce to przypominaÅ‚o jej dzieciÅ„stwo, kiedy to razem z siostrÄ… byÅ‚a wysyÅ‚ana do piwnicy po przeróżne skÅ‚adniki do eliksirów warzonych przez jej matkÄ™.
Taika wyszła z budynku i zaczerpnęła świeżego powietrza, po czym zaczęła się krztusić z jego nadmiaru. Gdy już się uspokoiła, ruszyła boczną uliczką, by po chwili znaleźć się na zatłoczonej i ruchliwej ulicy pełnej... ludzi i zwierząt.
- Sio! – próbowaÅ‚a przegonić jakiegoÅ› bezdomnego psa, któremu widocznie spodobaÅ‚a siÄ™ jej noga. – Przecież mówiÄ™ sio! Chyba nie chcesz, abym rzuciÅ‚a na ciebie jakieÅ› straszliwe zaklÄ™cie, po którym odechce ci siÄ™ zaczepiać ludzi – powiedziaÅ‚a, gestami odganiajÄ…c futrzaka.
ZastanawiajÄ…c siÄ™ nad tym, dlaczego w tym miejscu jest tak dużo patroli, w koÅ„cu doszÅ‚a do celu swojej wÄ™drówki – sklepu magicznego. Zanim jednak przekroczyÅ‚a próg owego budynku, z ciekawoÅ›ciÄ… przyjrzaÅ‚a siÄ™ ogromnej kolejce prowadzÄ…cej do apteki.
W środku czuła się niemal jak w domu, otoczona przeróżnymi amuletami, księgami i innymi dziwnymi przedmiotami związanymi z magią.
O mało nie parsknęła śmiechem na widok mężczyzny stojącego za ladą. Przypominał jaszczurkę skrzyżowaną z jakimś przedziwnym gatunkiem małpy i elfa.
- CzterdzieÅ›ci sztuk zÅ‚ota?! – oburzyÅ‚a siÄ™, wysypujÄ…c zawartość sakiewki. – Zdzierstwo – mruknęła, odliczajÄ…c dziesięć zÅ‚otych monet. – Ma pan szczęście, wielkie szczęście – powiedziaÅ‚a, zabierajÄ…c zakupiony towar oraz dziesięć monet i obrzucajÄ…c morderczym spojrzeniem sklepikarza, wyszÅ‚a.
Taika podeszÅ‚a bliżej grupki osób zebranych wokół kobiety, której pomagaÅ‚o dwóch mężczyzn. Z zaciekawieniem przysÅ‚uchaÅ‚a siÄ™ sÅ‚owom wypowiadanym przez gapiów. ‘InteresujÄ…ce...’, przeszÅ‚o jej przez myÅ›l, gdy wpatrywaÅ‚a siÄ™ z ciekawoÅ›ciÄ… w kobietÄ™.
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska. |