Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2021, 20:19   #89
Azrael1022
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
MG-Azrael - spotkanie z agentką WSI.

Wieczór, 25 maja 2999 A.D.
Koszary


Ostatnio się... uspokoiło. Nie minął miesiąc od nastania pory monsunowej, a burze się znacząco wzmogły. W wielu miejscach odnotowano oberwania chmury, huragany, potężne burze. Specyfika magnetyczna planety znacznie zaostrzała te ostatnie - pioruny wprost uwielbiały nawalać w ziemię z siłą PPC niczym nieregularna artyleria. Znacznie utrudniało to naziemne działania wojenne oraz wręcz uniemożliwiało loty lotnictwa - po obydwu stronach konfliktu.

A raptem kilka dni temu Asagao udało się odnieść wielkie zwycięstwo, samotnie strącając DroSTa I, Storka i Hammerheada w wersji "pół-nowszej" praktycznie bez ubytków w pancerzu. Od tamtej pory wywiadowi udało się zbadać wrakowiska i potwierdzili, że strącony 'dropship-tank' był tym samym, który został poważnie uszkodzony przez bohaterskich specjalsów w zasadzce. Dzięki temu Asagao strąciła go z łatwością, bo połatano tylko ubytki w strukturze, a nie pancerzu. Czyżby OpFor miało podobne problemy z zapasami metalu, co Minutemen?

Tak czy inaczej, ostatnie kilka dni spędziła głównie w VR, szlifując umiejętności w deathmatchach z botami. W międzyczasie przerwy na żarcie, siłownię i sen. Tego wieczoru jednak zdarzyło się coś, co nieco zaburzyło tą monotonię - i było przy tym zaskoczeniem, choć wcale nie złym.

Kiedy właśnie udawała się do kwatery po wieczornym treningu siłowym, w korytarzu spotkała znajomą twarz i usłyszała równie znajomy głos. Annabelle Bright.

- Shizu! Tu jesteś, mówili właśnie że tu mieszkasz i że zaraz będziesz po treningu. - prawie wykrzyczała rozradowanym głosem, co było u niej szczytem ekspresji socjalnej; nie słynęła z ekstrawertyzmu.

W tle szumiały przemysłowe halogenowe lampy i sieć wentylacyjna.

- Annie! Wiedziałam, że się tu zjawisz - Iroshizuku mocno uściskała przyjaciółkę. - Wejdź, pogadamy. Napiłabym się z tobą, ale gdyby odezwał się alarm, to w pół godziny mam siedzieć za sterami. Kompletnie trzeźwa, sama rozumiesz - Draconisjanka zbliżyła dłoń do skanera i otworzyła drzwi swojego pokoju. W środku jak zwykle panował wzorowy porządek.
- Portnoy potrzebuje cię tu jako analityka. Dobrze będzie widywać znajomą twarz. - Iroshizuku uśmiechnęła się. - A co się z tobą działo od rozpoczęcia wojny? - zapytała nalewając wody na herbatę.

Analityczka pokiwała głową na wieść o alkoholu. Nie przyszła z niczym, więc i tak wyglądało na to, że nie będzie tematu. Mimo to na tą wzmiankę o byciu zwartym i gotowym do akcji wydawała się lekko zapadać w sobie i znikł jej ten przejaw jowialności. Tym bardziej, kiedy już siadły w kwaterze Asagao i ta zadała jej pytanie.

- Było bardzo źle. W Dniach… Masakry byłam, tak jak wielu wywiadowców, na spotkaniu służbowym. Wyszłam w trakcie do toalety. Tylko tak ocalałam z zamachu bomowego. Udało mi się wydostać z budynku bo lufcik nie został zawalony gruzem. Z paroma innymi ocalałymi cywilami, agentami i policjantami... - głos zaczął się jej załamywać - ...mi jednej udało się dotrzeć do punktu ewakuacyjnego. I… i… z de-de-deszczu… pod rynnę.

Odchrząknęła, powstrzymując wzbierający płacz. Nie udało się jej.

- Autostrada Śmierci... - zdążyła tylko wydusić, nim się rozpłakała i zaczęła trząść.

- Była, minęła. Przetrwałaś masakrę cywilów, widziałaś dużo śmierci - Asagao złapała analityczkę mocno za ramiona i spojrzała w jej szkliste oczy. - Skup się na tym, co jest teraz, na chwili obecnej. Zostaw autostradę. Pamiętaj - przetrwałaś ją, nie załamałaś się wtedy, a teraz… umysł ma zbyt dużo czasu na analizę przeszłych sytuacji. I to rozpamiętywanie może silnie obciążyć psychikę. Pogódź się z przeszłością, skup na teraźniejszości, zaplanuj przyszłość. Inaczej nigdy nie wyrwiesz się z pułapki wspomnień - Iroshizuku starała się uspokoić koleżankę.

Spojrzała gdzieś na ścianę, przez chwilę wydając się spokojna. Trzęsawa ustąpiła, płacz też. Asagao miała przez tą chwilę wrażenie, że temat się urwał, ale…

- Kiedy uciekałam… Był jeden samochód. Postrzelany, płonął. Z przodu dwoje dorosłych. Dostali z autodziałka. Nie wiem kim był kierowca, bo zniknął razem z kierownicą, tak do połowy, o - zademonstrowała gestami, kontynuując spokojnym tonem - Pasażerkę trafiło gdzieś w okolicy miednicy, wymiotło całość razem z fotelem i kawałkiem drzwi. Wnętrzności na zewnątrz, masa krwi. To się dobrali. - na chwilę przerwała gorzkim żartem zanim zebrała się do najgorszego - Z tyłu była dwójka dzieci. Nie więcej jak sześć lat. Próbowałam im pomóc, ale żar bijący od wozu… Próbowałam.

Pokazała swoje dłonie. Proces leczenia się dla nich zakończył, ale ich wewnętrzna strona wciąż wyglądała jak abstrakcyjne dzieło malarstwa po pijaku zmieszane z “trójką”. Jak stopiony plastik, w którym ktoś gmerał patykiem jak już zastygał.

- Powiedz mi Shizu. Czy słyszałaś kiedyś wrzask płonących żywcem dzieci? - w jej głosie i spojrzeniu słychać i widać było coś niepokojącego - Brzmi inaczej, rozumiesz. Krótkie struny głosowe, nieprzebyta mutacja. I taki charakterystyczny… wyrzut. Mamo, dlaczego to tak boli? Tato, dlaczego nas stąd nie zabierzesz?

Popatrzyła na nią z dziwnym uśmiechem, pokręciła głową. Wzruszyła ramionami w ostentacyjny sposób.

- Zanim dorwałam coś wystarczającego do rozwalenia szyb, było już za późno. Mogłam tylko patrzeć. I patrzałam. A wokół setki takich scen. Powinnam była umrzeć chociażby od odłamków. Hm. Może przeżyłam po to, aby móc to opisać.

- Znam ten dźwięk. Rzężenie mordowanych dzieci, bezradne krzyki ich rodziców, świadków największej tragedii jaka może spotkać osobę posiadającą dzieci. Znam to… aż za dobrze - Iroshizuku spoważniała a w jej oczach pojawił się cień smutku.
- W Draconis Combine panuje specyficzna hierarchia klanów. A wojny pomiędzy nimi, mimo że zakazane, są społecznie akceptowane, jeżeli nie będzie świadków mogących zeznawać przeciwko innemu klanowi. Miałam kilka lat, kiedy mój klan został wybity przez wrogi klan Takesumi. Widziałam śmierć rodziców, rodzeństwa. Sama ledwo uszłam z życiem. Trafiłam na ulicę, później do sierocińca, następnie… To już inna historia - Iroshizuku wstała i zalała herbatę, podała jeden kubek Annabelle.

- Całe życie ukrywałam się pod nazwiskiem jakie nadano mi w sierocińcu. Dopiero na Amerigo mogłam zmienić je na własne. W drugim końcu galaktyki nie grozi mi nic ze strony Takesumich. A jeżeli nawet… to mam już zarówno środki jak i przyjaciół, którzy dadzą odpór każdej zgrai morderców, którzy mogliby czyhać na moje życie. Właściwie, teraz to bym nawet chętnie spotkała jakichś wysłanników wrogiego klanu - w oczach pilotki błysnęły ogniki kontrolowanego gniewu.

Agentka Bright, z początku otępiała i pogrążona we własnych traumach, z biegiem potoku słów pilotki Asagao zaczęła się bardziej przysłuchiwać i patrzeć na koleżankę w inny sposób. Mieszanka współczucia… i szacunku. Oraz zrozumienia.

- Przykro mi Shizu, że przez to przeszłaś. Teraz jak mi to mówisz… może i powinni ci Takesumi przylecieć tutaj. Nadawaliby się do wora ze skurwysynami. Jeszcze tak trochę zwycięstw nam dacie na talerzu, to lada moment zaczną nam się kończyć tarcze strzeleckie. Wtedy by się takie skurwysyny przydały. - uśmiechnęła się słabo.

- Zwycięstwa są konieczne, jeżeli mamy wygrać tą wojnę. Patrząc na poziom, z którego zaczynaliśmy a co mamy teraz, to jest to duży krok do przodu. A co do tarcz strzeleckich, to zostało ich jeszcze sporo. Z pięćdziesiąt mechów, ponad dziesięć większych transportowców, pewnie kilka DroSTów i masa innych pojazdów. Walczymy z połączonymi siłami trzech frakcji. To spore wyzwanie. Dobrze, że przeciwnik nie jest skoordynowany. Gdyby to była jedna armia… byłoby znacznie ciężej.

- Masz dużo racji. A my… mimo wszystko... bardzo dużo szczęścia. Pora monsunowa robi nam dużo problemów logistycznych, ale im też. Szczególnie piratom, nie umieją latać w takich burzach. I są strasznie niezorganizowani, leniwi. Jak to piraci. Nachapali się już szabru, zabawek i niewolników. - zgrzytnęła zębami przy ostatnim słowie - Nawet jeśli większość ich złomu jest z czasów Ery Wojen, to gdyby działali jak szturmowa jednostka wojskowa… zgnietliby nas w miesiąc. Widziałaś co potrafi jedna mieszana lanca battlemechów. Oni mają ich ponad dziesięć. Są potencjalnie najgroźniejszą z tych frakcji, a NVDF nie ma sprzętu do walki z armią mechów i samolotów. Musicie ich jakoś złamać. Wy, Minutemen. Rozumiesz? Pomożemy na ile będziemy mogli, ja też. Ale...

Uśmiechnęła się blado.

- ...to wy jesteście bohaterami tej historii.

- To wojna, tu nie będzie bohaterów tylko zwycięzcy i przegrani. Aby na końcu znaleźć się wśród tych pierwszych, potrzebna nam zorganizowanego współdziałania wszystkich służb. Plus maksymalne zaangażowanie ludności cywilnej w produkcję, pomoc i powstrzymywanie się od szabrowania. Jeżeli to się powiedzie, to mamy szanse. A z kogo koniec końców zrobią bohaterów, i czy te osoby faktycznie będą na to zasługiwały, to już inna sprawa. Choć pewnie politycy mają inne zdanie. Oni lubią pozować do fotografii ze znanymi dowódcami czy zasłużonymi żołnierzami. Albo z kimkolwiek mającym dobrą prasę, pokaźną kolekcję medali na piersi i kwadratową szczękę. Tacy najlepiej wychodzą na zdjęciach.

Pokręciła głową.

- Nic nie rozumiesz. Tu nie chodzi tylko o was, ale też o wasze maszyny. One dla nas Vermontczyków symbolizują coś więcej. Są jak antyczni herosi. Wojenni bohaterowie, którzy wrócili z kart historii by raz jeszcze obronić dzieci tej planety. Bez Minutemen nie ma Nowego Vermontu. Musicie pozostać dla cywilów symbolem. My… zajmiemy się resztą. Ten fuckup w bazie Workmenów się jakoś ogarnie, już mieliśmy w WSI burzę mózgów na ten temat.

Zastanowiła się chwilę, zakończywszy tą wypowiedź i upijając parę łyków herbaty.

- Przyszłam do bazy nie tylko jako zastępstwo za pana McKinleya, ale też mam garść raportów. Już je przekazałam do sali odpraw i się wszyscy z nimi zapoznacie, ale dam ci tu mały skrót. Z przechwyconego intelu, przesłuchań i zeznań świadków oraz informatorów wiemy, że “Loxley’s Raiders” budowali bazę na Magellanie już co najmniej dwa lata temu. Budowę tą oraz z pewnością inne wydatki finansował i finansuje im jakiś tajemniczy “benefaktor”. WIemy, że to ktoś spoza układu gwiezdnego i pilot MBSDR-1 Ambassadora był jego agentem. I jak widać zabezpieczył się przed zdradą “Loxleya” i jego wewnętrznego kręgu oraz przechwyceniem bazy przez was. Do tego co najmniej rok, dwa przed wojną były potajemne kontakty “króla” Mwabutsy z Bariery z tymi szubrawcami, a kilka miesięcy przed wojną do triumwiratu Zła dołączyli Workmeni. To te frakcje zwiększyły poziom technologiczny i wyszkolenia Bandytów, a “benefaktor” zapewnił fundusze i potajemne transporty spoza naszego układu gwiezdnego. Piraci zrobili to za wskazaniem “benefaktora”. Cały ten szpej i trening pozwoliły plemieniu “królewskiemu” na podporządkowanie sobie pozostałych band i stworzenie Armii Czerwonej Wstęgi. Jakimś cudem udało się im albo ludziom tego “benefaktora” przekupić część naszych oraz wprowadzić swoje wtyczki. Stąd... ta masakra służb wywiadowczych policji i wojska. Były też kontakty radiowe z trzema punktami skoku w naszym układzie - standardowymi zenitowym i nadirowym oraz cholernym pirackim, którego lokalizację i częstotliwość poznali Raidersi. Ponadto piraci mają wokół naszej planety sieć satelit. Sygnał jaki Ambassador nadał, a wasz Spider przechwycił, był do jednej z nich, ostrzegawczy, odbity w stronę pirackiego punktu skoku. Mamy koordynaty tego i owego, ale wciąż pozostaje kwestia dużych sił AeroSpace piratów. No… z grubsza to tyle. Na ten czas.

- W końcu zaczyna to mieć sens… - Iroshizuku w zamyśleniu pokiwała głową. - Bo nie mogłam uwierzyć, że banda naćpanych po uszy autochtonicznych wieśniaków pod wodzą swojego równie naćpanego króla zinfiltrowali jednostki armii i policji, dogadali się z dwiema innymi frakcjami i zdobyli zasoby pozwalające prowadzić długotrwałą batalię. Workmeni byli za ciency w uszach, żeby cokolwiek samodzielnie zdziałać. I nigdy nie miałam styczności z tak doposażonymi i zorganizowanymi jednostkami piratów. Pomoc kogoś zasobnego, obytego w wojnie, mającego kontakty i wiedzącego co chce osiągnąć była nieodzowna. Co daje nam szerszy obraz całej batalii. I jednocześnie jest tak złą informacją. Bo możemy się spodziewać kolejnych ataków na Amerigo. I to już nie zmanipulowanych autochtonów czy band pirackich, tylko fachowych oddziałów najemników. Nie nastąpią one od razu bo przerzucenie armii na drugą stronę galaktyki to nie jest bułka z masłem - zarówno czasowo jak i finansowo czy logistycznie - ale trzeba się na nie przygotować. I w razie ataku dać jasny sygnał przeciwnikom, że zdobycie Amerigo i potencjalne zyski z tej planety nie pokryją kosztów wojny. I wtedy konflikt się skończy. A przynajmniej logika by na to wskazywała.

- Obawiam się, że możesz mieć rację. Ten “benefaktor” może nam zaprosić kogoś bardziej zorganizowanego niż ta hołota. Oby pan Jackson i pani Spencer odnieśli sukces w negocjacjach… i zdążyli na czas.

Porozmawiały jeszcze parę chwil o mniej zobowiązujących sprawach aż do końca zmiany, kiedy to mogły udać się na zasłużony odpoczynek. Agentka wydawała się spokojniejsza, bardziej gotowa do aklimatyzacji w bazie i podjęcia obowiązków - spotkania z przyjaciółmi wydawały się pomagać ludziom po traumatycznych przejściach. Minimalne zwycięstwo - raptem jedno, ale jednak - tym razem na polu psychologii.

Trzeba będzie jeszcze wiele zwycięstw, małych i dużych, aby nie tylko Nowy Vermont przetrwał, ale by zaangażowane osoby nie padły na deski przybite gwoździami cierpienia.

+++

Bardzo wczesny poranek, 2 października 2999 A.D.
Baza


Iroshizuku pośpiesznie zakładała kombinezon przeciwprzeciążeniowy, wciąż mrugając zaspanymi oczami, w które ktoś chyba nasypał piachu. W komunikatorze rozległ się głos zbrojmistrza Mata Hendersona: -Na kaczki czy na króliki, mała? - brzmiało pytanie. Tak kategoryzował bomby, które Iroshizuku najczęściwj zabierała na misje niszczenia infrastruktury wroga. ‘Na kaczki’ były 1000-funtowymi bombami naprowadzanymi laserowo, a ‘na króliki’ ich cięższymi odpowiednikami, ważącymi ponad 2000 funtów.
- Dwa razy na króliki, raz na kaczki - Asagao szybko dokonała wyboru. Taka kombinacja z pewnością się przyda do eliminowania budynków jak i pozostających na pasie startowym maszyn.
Gdy zakończyła dopinanie wszystkich zamków i regulowanie pasków, ruszyła do hangaru, gdzie trzymany był jej Lightning. Pomocnicy zbrojmistrza podwieszali ładunki pod kadłubem samolotu a sam Henderson wydawał rozkazy tubalnym głosem, który odbijał się echem od ścian wielkiej hali.
- O, mała! Dobrze, że jesteś! - zawołał Mat. - Wszystko gotowe!
Mat był wielkim chłopem, mierzącym ponad dwa metry, w barach zbudowanym jak szafa. Twarz miał pooraną bliznami po wybuchu, na głowie łyse placki pomarszczonej skóry, głonie poznaczone wieloma bliznami i zwykle utytłane smarem. Mat Hnderson był do tego człowiekiem głośnym, rubasznym i niezwykle przyjacielskim. Mimo budzącego respekt wyglądu był do rany przyłóż i dosłownie nie dało się go nie lubić.
- Dzięki Mat! Jak zwykle perfekcyjna i szybka robota!
- Daj im popalić, mała! - krzyknął w odpowiedzi.


Wczesny poranek, 2 października 2999 A.D.
5 minut do lotniska wroga


Jeszcze przed dotarciem do celu Iroshizuku łączyła uzbrojenie, na wyświetlaczu mignęły MASTER ARMS ON i MASTER LASER ON, następnie włączyła zasobnik celowniczy Litening, odpowiadający za laserowe naprowadzanie bomb na cel. -Leoś, tu Itan- sha. Zrobię przelot nad lotniskiem i oznaczę cele. Prześlę ci koordynaty. Odbiór.
-Przyjąłem Itan-sha. Czekam na dane. Bez odbioru.
Wykonując przelot nad lotniskiem, Iroshizuku wyświetliła obraz z zasobnika celowniczego na konsoli centralnej i oznaczyła cele – znajdujące się na płycie lotniska maszyny oraz centrum kontroli lotów. Przesłała koordynaty i nadane im nazwy do Leoparda. Jednocześnie przekazała w jakie cele uderzy Lightning.

Podczas drugiego przelotu pilot wybrała tryb ataku na cele naziemne a na wyświetlaczu wielofunkcyjnym wybrała tryb CCRP - obliczanego na bieżąco punktu uderzenia. Następnie kliknęła metodę uzbrojenia zapalnika elektronicznego – Instant, wybrała kolejność z których pylonów będą spadały bomby, ich liczbę podczas jednego ataku oraz interwał między salwami.

Iroshizuku skorygowała lot samolotu aż wyświetlana na HUDzie linia ataku pokryła się z linią lotu. Następnie skupiła się na markerze zrzutu – kiedy zaczął się zniżać do markera ścieżki lotu, nacisnęła WEAPON RELEASE i poczekała chwilę na zrzut. Następnie poderwała maszynę do góry, dwyrzuciła flary i dipole i położyła maszynę na skrzydle robiąc zwrot. Na ekranie zasobnika celowniczego oglądała z satysfakcją jak bomby High Explosive uderzają w uziemione samoloty i rozrywają je na strzępy.

Po uderzeniu bombowym zniżyła lot i rozpoczęła walkę laserami i gaussem.


 
Azrael1022 jest offline