Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2021, 02:53   #90
Lynx Lynx
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
MG-Lynx - niespodziewane spotkanie w dżungli.

Noc, 20 września 2999 A.D.

Jak na noc było wyjątkowo głośno. Dobrze, że chwilowo przestało lać.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=lLwWUxduMTM&ab_channel=-MichaelGhelfi-RPGAudio[/media]

To już była druga doba spędzona w lasach deszczowych “nieopodal” rejonu miasta Essex - a raczej na skraju tychże, bo niedaleko zaczynały się pola uprawne i wioski tego wydartego planecie skrawka rolnej ziemi. Pola - te, które nie zostały spalone przez piromanów - były obrobione, a wsie praktycznie opustoszały. Workmeni i ich nowi mocodawcy postarali się, aby żaden zasób nie poszedł na zmarnowanie, skoro rewir ten był już pod ich kontrolą.

Highborn udał się na tą misję… z czystej nudy. Pora monsunowa powoli dobiegała końca, ale jak zazwyczaj była mocna intensyfikacja opadów w mało przewidywalnych odstępach czasowych. Z biegiem następnych dni i tygodni miały one stopniowo zelżeć, aż wreszcie nastałby relatywnie krótki, kilkutygodniowy okres “wiosny” - a raczej “przedsusza”, jak nazywali go tutejsi. Okres bardzo intensywnej pracy na polach, odpowiednio nawodnionych, a jeszcze nie tak silnie nasłonecznionych. Idealny moment choćby do oporządzania pól, upraw, obejść, użycia stosownych nawozów i dodatków. Pytanie, czy nowa “grupa trzymająca władzę” w Essex zdaje sobie z tego sprawę, czy zaprzepaści to, wzmagając głód w rejonie (w tym dla samych siebie, bo z bandytyzmu w skrajnej nędzy utrzymać się nie da, paradoksalnie).

Zadanie było dwojakie: poszukać jeszcze jakichkolwiek ocaleńców z rozbitej grupy nie-dezerterów z Essex: 8 Batalionu Milicji Ochotniczej i 9 Szwadronu Kawalerii. Być może ktoś się w tej okolicy zawieruszył i nie dostał do Fort Ticonderoga, a przetrwał obławę nieprzyjaciół. Co było wątpliwe. Drugim zadaniem było rozpoznanie sytuacji w rejonie i wrogich działań oraz pozycji. Możliwości oferowane przez maszynę taką jak SDR-5V Spider były tutaj nadzwyczajnie przydatne.

Póki co szło tak jak przewidywano - nic przesadnie ciekawego. Zapowiadała się kolejna “spokojna” noc w pogrążonym w półmroku lesie deszczowym.


Nuda nuda nuda. Na szczęście ktoś kto projektował Spidera, niech będzie błogosławiony nad niebiosa, przewidział iż misja zwiadowcza może się niemiłosiernie dłużyć, a pilot na łeb dostawać po kilku godzinach monotonnej podróży po takim dzikim zadupiu. Coś tam sobie puszczał z zestawu rozrywkowego, aby mu trochę w tle brzęczało, bo i tak nic, a raczej nic co mogłoby stanowić zagrożenia dla osoby w mechu. Coś czasami przemknęło w cieniu. Jakiś nocny łowca, czy nieszczęsna ofiara tego pierwszego, ale tego po co tu przybył ni widu ni słychu. Tyle czasu to kto do Fortu nie dotarł to już w przekonaniu Hada był najzwyczajniej trupem. Dalej jednak ta robota była lepsza niż sortowanie papierów dla Dziadka. Ktoś kto zażył już adrenaliny i poczuł smak pola bitwy nie odnajdzie się tak po prostu w zwyczajnej robocie za biurkiem. Szczerze podobało mu się na tej wojnie - choć skoszarowany i zobligowany do wykonywania poleceń czuł się wolny jak nigdy. Żadnej męczącej kurtuazji, dbania o wygląd, obyczaj i inne te duperele ważne w domu. Tylko obowiązek powiedzmy wobec ojczyzny i tego co sam uważasz za słuszne. Nigdy nie czuł się tak blisko zwykłych ludzi. Zawsze oddzielony kloszem i może nawet na tej wojnie ma wygodniejsze miejsce od zwykłego piechura, ale i tak śmierci było wszystko jedno kogo podczas bitewnych żniw zbierze. Tak se dumał w kroczącym przez busz Spiderze.

Długo jeszcze nie musiał łazić w tej wszechogarniającej nudzie, bo pasywne sensory zaczęły coś wykrywać. Zaintrygowało go to. Sprawdził temat dwukrotnie - to nie mogły być żadne “duchy” czy pomyłka. Choć… inaczej - mogły być, jak najbardziej. Zawsze było ryzyko że coś się popsuło albo trafił na jakiś fenomen. Wciąż aktywny wrak pojazdu, specyficznie namagnesowane czy termalne skały, blablabla. Ale implant mu podpowiadał, mówił do niego mądrością dawnych MechWarriors. To nie była pomyłka. Coś odnalazł, około dwieście metrów dalej, nieco głębiej w buszu.

Choć bywał problematyczny to przez ten czas nauczył się mu ufać w takich sytuacjach i ruszył sprawdzić anomalię. Może jednak ktoś przeżył? Zastanawiał się Spencer skierowując mecha w odpowiednim kierunku i ograniczając tempo jego chodu, aby podejść bez zbędnego huku. Kalkulując szanse to nic pozytywnego, a raczej coś ala wrogiego patrolu się winien się spodziewać, a nie sprzymierzeńca. Mimo wszystko należało sprawdzić co tam się znajduje.

Zaczął się przemieszczać w stronę, gdzie sensory jego mecha wykryły ten sygnał. Stawiał na ostrożność, jak zazwyczaj w tego typu misjach. Był sam, praktycznie bez wsparcia. Tym razem nie byłaby to taka akcja, jak z tym “Soarecarem”. Jedyne co mogłoby mu pomóc w wypadku starcia to specyfika gęstej dżungli i głębokiej nocy.

Wkrótce zaczął dostrzegać sylwetkę tego, co sensory wykryły. Rzeczywiście, to nie był fałszywy sygnał - to był pojazd. Mech. I to nie byle jaki. Nie dowierzał temu co widział, ale po kilku dłuższych chwilach obserwacji spomiędzy krzaków, komputer wreszcie zaskoczył. Przez moment myślał, że to Pan Ishida przybył go wesprzeć… ale to nie był jego Jenner. Wariant JR7-F, o cięższym pancerzu niż standard D i bez wyrzutni SRM-4.

Coś tu było bardzo nie tak. Skoro on był aktywny, bo go sensory wykrywały, to Spider prawie na pewno też był w zasięgu jego wykrywaczy.

NIe do końca wiedząc co robić postąpił tak jak go uczono i według procedur, czyli przygotował się do walki i wezwał obcego pilota, aby się zidentyfikował.

Kiedy tylko sygnał przebrzmiał, ten drugi mech spiął się - i wystrzelił w niebo na jump-jetach, kierując się jak najdalej od Spidera.

O tym, że to potencjalna pułapka był prawie, że stuprocentowo pewien. Coś jednak mówiło, a może to implant doradzał, aby podjąć pościg. Ruszył za uciekinierem utrzymywał przy tym bezpieczny dystans i sprawdzał czy na sensorach się coś nowego nie pokazywało.

Tak, jak przewidywał, to nie mógł być przypadek. Ścigając co rusz skaczącego, to na przemian biegnącego Jennera, wykrywał kolejne sygnały, które wyskakiwały na radarze wewnątrz zasięgu. Uruchamiane napędy fuzyjne. Jeden po drugim, trzy, w różnej odległości i pod różnym kątem. Osaczyli go. A Jenner przestał uciekać i odwrócił się ku niemu. Przesłał też przekaz radiowy:

- Poddaj się!

Poddać się? Tak łatwo? Żaden biznesmen nie usiądzie do negocjacji na tak słabej pozycji, więc zrobił to co wymagała sytuacja. W tył zwrot i rura. Byle nie dać się osaczyć.

Wzrokiem, implantem i komputerem wychwytywał sylwetki nieprzyjaciół. Nie byle jakie maszyny - Blackjack w wariancie BJ-1X, Hunchback HBK-5H i cholerny Marauder MAD-3L. Wszystkie w barwach Workmenów. Wyglądało na to, że ci skurwielscy najmici dorobili się czegoś więcej niż czołgi i przerabiane workmechy.

- Had, przestań mi rodzinę ośmieszać przed kolegami. To nieładnie. Stój w miejscu i porozmawiajmy jak ludzie kultury. - przekaz radiowy z Maraudera.

Znał ten głos…

Spodziewać się niespodziewanego. Słowa Dziadka odbiły się w głowie młodego Spencera Wyhamował i zwrócił się ku Marudera i czekał. Zachowywał ostrożność i liczył, że nie popełnia błędu.

- Od razu lepiej. - głos brata był wyraźnie samozadowolony. Rozkazał pozostałym trzymać perymetr “spotkania”. Sam MAD podszedł do SDR. Wprawdzie wariant 3L był nieco słabszy (jeden z PPC został wymieniony na duży laser i dwa dodatkowe pochłaniacze temperatury) od standardu 3R czy nawet kriegerowego 3D, to jednak wciąż była to potężna maszyna - jeden z najbardziej “bojowych” i elitarnych ciężkich mechów Sfery Wewnętrznej. Z tej odległości Spider nie miałby szans.

- Popatrzcie. Hadrian Spencer, mój brat, jako jeden z Minutemen. I to za sterami tak wymagającej maszyny, jaką jest Spider SDR-5V. Imponujące, młody. Czyżby stary i starszy wreszcie dopuścili pieska do suki?

- Robię swoje i tyle. Zbyt wymagające to nie jest wystarczy trochę się przyłożyć… Julius, a tak przy okazji co u Ojca? Od początku tego szaleństwa go nie widziałem.

- Stary skurwiel siedzi u “kolegów” z grupy krasnej banderoli. Pewnie go przesłuchiwali czy tam torturowali. Kiedy ostatni raz sprawdzałem, to żył. A co, już chcesz do tatusia? Kurwa, młody, ty ślepy jesteś? Dawno temu powinieneś im pokazać palec.

- Od marca widziałem dość sporo i dalej nie rozumiem po jaką cholerę ty się tu znajdujesz, co robią oni i jak do tego wszystkiego doszło, a tak to wiesz dlaczego to robię, bo ktoś musi

- Dobra młody, nie będę się z tobą kłócić. Przejrzysz na oczy w swoim czasie. Kiedy moi ludzie donieśli mi o tym, że w okolicy kręci się Spider, wiedziałem, że to ty. No to jesteśmy. Mam dla ciebie i twoich koleżków ofertę nie do odrzucenia.

- Zamieniam się w słuch. Co tam masz w zanadrzu?

- Wiem co zrobiliście w bazie moich - naszych - kamratów, i mnie to gówno interesuje. A raczej: interesuje mnie tylko fakt, że dojebaliście naszej logistyce i pogorszyliście naszą pozycję w tym “krasnym sojuzie”… ale też sprzątnęliście duży kawał niewygodnych ludzi ze szczytu tej kompanii. Wciąż jednak paru zostało, plus paru bardzo upartych, sentymentalnych idiotów, którzy nigdy nie będą się z wami układać. Wystawię ich wam w stosownym miejscu i czasie, a wy ich wytniecie co do jednego. Workmeni wtedy oleją to, że masakrowaliście, a ja z pomocą moich przyjaciół przejmiemy władzę nad kompanią. Nadążasz?

- Widzę, że nie zapomniałeś wszystkich nauk z domu. Nadążam i słucham uważnie. Bracie.

- Jeszcze staruchy się tym nauczaniem udławią, zobaczysz. Wracając: nie zależy mi i moim przyjaciołom na kontynuowaniu tej wojny dłużej, niż to absolutnie niezbędne. Mam pewne plany jak ją zakończyć w… zadowalający sposób. Potrzebuję do tego sposobności i możliwości. Wyeliminujecie dla mnie idiotów z mojego otoczenia, a swoich spacyfikujecie jak tam chcecie, i wrócimy do interesów. Business as usual. Oczywiście staruchom się to bardzo nie spodoba, bo dojdzie do zmian. Wielkich zmian. Przemeblujemy cały Nowy Vermont, młody. Mamy ku temu świetną okazję, by spuścić do klopa tych, którzy do tej wojny doprowadzili. Możesz dostać się na szczyty władzy, młody, i to zanim stare pierdoły ci na to pozwolą, wykorkują czy łaskawie oddadzą stołek. Jebana generacja dziadersów. Będziesz wciąż młody, przy kasie, wolny, z władzą i wszystkim czego będziesz chciał, włącznie z babami jakimi chcesz. Ty będziesz o tym decydował. Zero obsranych aranżowanych małżeństw, kurwa ich mać, stare mendy… - rozgadał się, a jego głos kipiał od gniewu.

Po części rozumiał Brata. Zawsze jest ta jakaś mistyczna więź między rodzeństwem.
- Zgodzę się, że zmiany są konieczne, ale sposób w jaki są przeprowadzone nie do końca są mi w smak, ale rozumiem i powiem w wprost powiedz co trzeba, by zakończyć tę wojnę.

- He hee… młody, a skąd mam wiedzieć, że nie wypaplasz tego staruchom jak ich piesek na łańcuchu? Nie, na razie nic więcej nie musisz wiedzieć braciszku. Ja wystawiam wam element niepożądany, wy go sprzątacie, kompania jest moja… i ja działam dalej. A ty może udowodnisz, że masz więcej jaj od starych pierdół. Wtedy pogadamy szerzej i dłużej.

Zamilkł na długą chwilę. Pancerne szyby kokpitu Maraudera mieniły się karmazynowym światłem, komponując się z ledwo widocznymi w nocy barwami czerni i szkarłatu, jakimi był pomalowany. Gdzieś tam był zarys wysokiej, czarnej sylwetki.

- Zgoda?

- Zgoda.

- Benissimo. Postawiłeś właśnie pierwszy krok na drodze ku wolności i potędze, młody. Zgadamy się w przeciągu maks paru tygodni, muszę poustawiać idiotów po kątach, żebyście ich mogli zmieść. Ty upewnij się, że Minutemen zrobią swoje. Powiedz im prawdę, okłam, zrób laskę, załóż obroże niewolnicze, cokolwiek. Jasne?

- Zawsze robiłem swoje. O to się nie martw. Daj czas i miejsce i więcej ich nie zobaczysz.

Mruknął z aprobatą.

- To też leży w waszym interesie. Dowództwo i ci, którym wymordowaliście rodziny i swojaków chcą waszej juchy i nie spoczną, póki się nią nie upiją. I tak musicie ich posłać do grobu… albo oni zrobią to z wami.

Odczekał chwilę. Spider wykrył, że przesyłał i odbierał kilka sygnałów radiowych na krótkiej fali - ani chybi w kontakcie ze swoją lancą.

- No to do zgadania, młody. A, i odpuść sobie szukanie “lojalistów” z Essex. Z ubolewaniem informuję, że nie przeżył nikt, kto by już dawno nie zwiał. Miasto jest nasze. A ty… zrób to czego potrzebujemy. Nara.

Mechy zaczęły się zbierać do szybkiego wymarszu.

- Narazie - i postał sobie jeszcze chwilę w miejscu obserwując oddalającą się lancę mechów zanim odwrócił się i ruszył do punktu eksfiltracji. Nie było już tu czego szukać.


+++

Wczesny poranek, 2 października 2999 A.D.
Vergennes Airport... pośmiertny podarek od Mytsy, a może też to było jedną z licznych manipulacji na tej wojnie. Zdrady spiski. Dużo tego ostatnio, a teraz jeszcze się braciszek pojawił w całej tej układance. Ofertę przekazał do momentu gdzie było mowa o wymordowaniu kłopotliwych osób stojących Juliusowi na drodze w zamian za wycofanie się najmitów z wojny. Tylko głupi, by nie skorzystał takie było jego zdanie i tak je też wyraził. Szczegóły mogą sobie ze Spidera wyciągnąć. Had miał teraz inne rzeczy na głowie. Trzeba rozpieprzyć lotnisko, a może to kolejny plan Brata? Złe przeczucia go nie opuszczały.
 

Ostatnio edytowane przez Micas : 19-07-2021 o 14:33. Powód: Kwestie edytorskie.
Lynx Lynx jest offline