Zachodnie Ziemie Centralne
Gdzieś na szlaku
Zajazd
Wieczór
Po lekko zakrapianej kolacji, towarzysze jakoś tak porozłazili się po zajeździe(a jeden z nich, nawet jeszcze przed owym posiłkiem), i każdy zajął się swoimi sprawami…
Deidre udała się od razu na piętro, by odpocząć w izbie.
Bharrig poszedł na szeroko pojęty “obchód terenu”.
Gabriel kręcił się w tą i we wtą, załatwiając sobie kąpiel, i inne wygody… oczywiście wodząc wzrokiem to za jedną, to za drugą miejscową panienką.
Deidre dosiadła się do dwóch typków przy stole, a po chwili w jej ślady poszedł i Kargar. Grubszy faktycznie okazał się Bardem, zwanym Zanac Gingemza, a jego szpakowaty towarzysz o dziwnym wąsie przedstawił jako Tavorfo Bastundu, Szermierz… panowie porozmawiali dłuższą chwilę z Zaklinaczką i Wojownikiem, i okazało się, iż również podróżują do Hluthvar. A Zanac miał nawet kilka informacji dotyczących smoczycy… była ponoć niezwykle agresywną gadziną, lubującą się w niezbyt licznych, agresywnych wypadach, podczas których niszczyła całe miasta. Trwały one kilka dni, a odstępy między nimi czasem i były nawet kilkumiesięczne. Oprócz tego, ponoć miała już wiek Antyczny(a więc była naprawdę wieeeelka), i unikały jej również wszelkie inne smoki, nawet tej samej krwi co ona. Mówiąc więc krótko, z tej gadziny był naprawdę kawał wrednej smoko-suki. Ale żeby zniknęła… o tym nie słyszał.
Zanac w końcu chwycił za mandolinę, po czym coś zagrał… na co Tavorfo machnął ręką i poszedł na piętro, nie mając chyba ochoty wysłuchiwać towarzysza.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=TMSx95iU-yQ [/MEDIA]
Raz czy dwa, Bard puścił nawet oczko do Deidre, a na końcu swej przyśpiewki, już oficjalnie flirtując z Zaklinaczką, spojrzał jej głęboko w oczka…
- Co sądzisz piękna pani, abyśmy udali się gdzieś w nieco bardziej zaciszne miejsce? - Spytał z nonszalanckim uśmieszkiem. A Deidre się zgodziła(!). Udali się więc na pięterko...
Kragnar uśmiechnął się pod nosem, po czym sam w końcu wstał od stołu, przeciągnął się, aż tu i tam mu coś chrupnęło, i on również wybrał drogę po schodach na piętro zajazdu.
Efektem tego wszystkiego, po pewnym czasie Endymion został bez towarzyszy w głównej sali. Przez chwilę widział jeszcze kręcącego się Gabriela, chodzącą w tą i z powrotem na piętro, i na powrót do kuchni dziewoję z poparzoną twarzą, noszącą wiaderka z wodą do kąpieli… pojawiła się też karczmarka… wreszcie i oni wszyscy zniknęli. Paladyn został już sam na sali. A w końcu młódka z bliznami wróciła z piętra z pustymi wiaderkami, i zniknęła w kuchni, już stamtąd nie wychodząc. Endymion z kolei wreszcie się ruszył, i skierował tam swoje kroki, mając jakieś takie dziwne przeczucia...
***
Komentarze za chwilę