Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2021, 21:47   #31
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Deidre z nieukrywaną ulgą przyjęła widok majaczącego w oddali zajazdu. Mimo zaniedbanego ogrodzenia i niedbałej okolicy, nie było wcale źle. Budynek nie wyglądał najgorzej, miał ściany i cały dach, a w środku na pewno było sucho i ciepło. Rozciągający się wokół widok też nie należał do najgorszych, więc Czarodziejka była przekonana, że dane jej będzie wypocząć po niezbyt przyjemnej nocy i dalszej podróży.

Oprócz całkiem miłego widoku, w okolicy powitał ich okrzyk jakiegoś chłopca. Rogata uniosła brew a następnie spojrzała po swoich towarzyszach. Rzeczywiście, mogli wyglądać dosyć groźnie, szczególnie dla wieśniaków nieobytych z widokiem tak barwnych podróżników. Zaśmiała się cicho, odprowadzając dzieciaka wzrokiem.
- No, to zrobiliśmy piorunujące pierwsze wrażenie - rzuciła w stronę pozostałych i mrugnęła okiem.

~ * ~

W samym zajeździe zostali powitani nieco przyjemniej, choć z pewną rezerwą. Deidre pozytywnie się zaskoczyła, ale nie zauważyła ani jednego krzywego spojrzenia w swoim kierunku. I choć szeroki kaptur jej kamizelki niewiele pomagał w ukryciu rogów, to z przyjemnością go zsunęła i przeczesała włosy dłońmi.

W środku było faktycznie ciepło i sucho, co od razu poprawiło grymaśny nastrój Rogatej. Zamówiła sobie wino i polecaną zupę grzybową, gdyż nie mogła już patrzeć na racje żywnościowe, a ciepła i sycąca zupa brzmiała jak marzenie.

Kiedy opróżniła miskę z zupą, zdecydowała się wziąć kubek z winem i spróbować dosiąść się do dwóch nieznanych mężczyzn, którzy wcześniej kiwnęli im na powitanie. Była w nastroju na nowe znajomości, a oni wydawali się wystarczająco interesujący. Szczególnie ten szpakowaty, który nosił przy boku rapier. Z różnych względów.

- Można się dosiąść, mili panowie? - spytała, uśmiechając się czarująco. Jeśli tylko nie mieli nic przeciwko, dosiadła się i postawiła swój kubek na stole.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 18-07-2021, 08:45   #32
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Wcześniej

Endymion rozejrzał się po polu bitwy. Krew jeszcze nie wsiąkła w ziemię do końca, kilka większym plam świadczyło, że w danych miejscach ktoś leżał dłużej, ale ciał nie było żadnych… miał nadzieję, że to oznaczało, że elfy w większości przeżyły…


Wchodząc do zajazdu Endymion miał na sobie swoją zbroję, ale przykrytą iluzją ubioru ni to kupieckiego, ni to mieszczańskiego… czegoś pomiędzy z wkomponowanym szalem który przysłaniał częściowo jego twarz aby ukryć potężne kły. I tak kto by na niego spojrzał dostrzeże, że rozmawia z orkiem, ale tak przynajmniej nie rzucało się to aż tak bardzo w oczy.

Spojrzał na Agamemnona… zwykle zostawiał gryfa w stajni, ale teraz nie miał serca powiedzieć przyjacielowi, że powinien tam czekać gdy Geri Bharriga został wpuszczony, ani nie zamierzał się wcinać w decyzje krasnoluda
- No dobra. Chodź no, ale nie strasz ludzi - klęknął przy kompanie by ostatnie zdanie pozostało prywatne - Oni wszyscy wiedzą, że dałbyś łatwo radę ich rozszarpać na strzępy i dlatego się ciebie boją.

- Jeśli macie to proszę placki ziemniaczane. Mocno tłuste i do nich śmietanę. Dużo ich. Kisicie swoje ogórki, albo kapustę? Do tego jeszcze cydr bym chciał jeśli macie i szarlotkę. Taki kawał mniej więcej - zaprezentował dłońmi rozmiar mniej więcej stopę na pół stopy...
 
Arvelus jest offline  
Stary 19-07-2021, 02:20   #33
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Starcie z dwugłowym gigantem i monstrualnymi pająkami poszło in nieźle, Kargar pomimo braku zbroi i początkowych kłopotów z wyswobodzeniem się z pajęczej sieci dał sobie radę i ostatecznie był tym który powalił Ettina, a jucha trysnęła z jego odrąbanej ręki że aż miło. Usatysfakcjonowany złożył podziękowanie Tempusowi i wziął jako trofeum jeden z oszczepów olbrzyma.

Nie ponieśli też żadnych strat, coraz bardziej przekonywał się do tej drużyny, choć uważał, że przydało by się im więcej dyscypliny w walce. Podczas dalszej podróży wspomniał, że jako weteran wielu bitew mógłby przyjąć na siebie koordynowanie ich podczas kolejnych starć.

************************************************** *****

W końcu dotarli do zajazdu, najwyższy czas by trochę odpocząć i się posilić. Nie było luksusów, ale to i tak lepiej niż spanie przy trakcie. Wystraszonemu karczmarzowi posłał pobłażliwy uśmiech widząc jak ten z niepokojem patrzy na jego zabliźnioną twarz i wielkie ostrze na plecach, na szczęście dla tych kmiotków nie mieli złych zamiarów, ale przecież jakby mieli to właściciel przybytku nie miałby żadnych szans by ich powstrzymać. Z kolei na jego żonę i jej kształty było całkiem miło popatrzeć.... wojownik przypomniał sobie, że dawno nie był z kobietą, właściwie odkąd stracił Alyssę.... ta myśl była przykra, ale w sumie ile się miał umartwiać? Choć uwodzenie mężatek budziło problemy i praktyczne i moralne... na razie ograniczył się więc do odwzajemnienia uśmiechu i zamówienia jajecznicy i piwa.

Po złożeniu zamówienia podążył za przykładem Deidre dosiadając się do nieznajomych. Może podążali z kierunku odwrotnego niż oni i mieli jakieś ciekawe informacje.

- Ja też się przysiądę, piwo lepiej smakuje w towarzystwie. Jesteś może bardem? - zagadnął do typka z mandoliną.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 19-07-2021 o 02:27.
Lord Melkor jest offline  
Stary 19-07-2021, 18:26   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pająki, ettin... na szczęście na tym skończyły się nieprzyjemne niespodzianki.
Ettin, co było bardzo uprzejme z jego strony, okazał się całkiem zasobnym materialnie osobnikiem, dysponującym magiczną bronią, drogocennymi precjozami i sporą porcją gotówki. Gabriel przygarnął złotą figurkę, jeden szlachetny kamyszek i garść złota, a nawet najbardziej marudny osobnik musiałby przyznać, że w sumie walka się opłaciła. A że starcie nie trwało zbyt długo, to po pobieżnym uprzątnięciu pobojowiska starczyło czasu, by do rana wyspać się i odzyskać trochę sił.

* * *

Nie niepokojeni ani przez elfy, ani przez pająki, opuścili w końcu las. I znowu zapanowała nuda. Ale z jej powodu jednak Gabriel nie narzekał. Nuda, wróg każdego barda, była, wbrew pozorom, najlepszym na świecie przyjacielem każdego podróżnika. Bo nie o to chodziło, by zmagać się z coraz to innymi przeciwnościami losu, ale by dotrzeć do celu cało i zdrowo. A lepiej umierać z nudów, niż od rany zadanej stalą lub magią.

* * *

Napis "Zajazd" brzmiał zachęcająco. Na tyle zachęcająco, że cała drużyna jak jeden mąż postanowiła spędzić noc pod dachem.

Pojawienie się zbrojnej po zęby czeredy początkowo nie wywołało zachwytu ze strony karczmarza, lecz gdy ten pojął, że nowo przybyli nie zamierzają rabować, palić i gwałcić, a wprost przeciwnie - mają czym płacić za usługi, zdecydowanie się rozchmurzył.
Gabriel, który w różnych miejscach już bywał, uznał, że nie trafili najgorzej. I że obsługa, a przynajmniej jej część, stanowi znaczny plus tego miejsca.
- Tak, pokoje - potwierdził. - A wcześniej, jak pani proponowała, jakaś kolacja. Dla mnie poproszę wino. I jajecznicę.
Nie bardzo wierzył w zbierane przez innych grzyby, więc z zupy wolał zrezygnować… a po kilku minutach został nimi zaskoczony i w jajecznicy. Wino z kolei było "byle jakie".
Jako że nie wypadało wydłubywać grzybków z jedzenia i rzucać ich na podłogę, Gabriel rzucił na jedzenie proste zaklęcie, które miało usunąć ewentualną truciznę. Na wino jednak niewiele mógł poradzić - najwyżej robić dobrą minę do złej gry.
- Jakimi pokojami dysponujecie? - Pytanie okrasił miłym uśmiechem, skierowanym do obsługującej ich dziewczyny.
- Ummm… - Zaczęło owe dziewczę, jednak to jej ojciec odpowiedział Gabrielowi.
- Dla jednej osoby lub dwóch, ale zawsze z jednym łożem.
- Jakąś balię z wodą da się załatwić? - Gabriel zadał kolejne pytanie. - No chyba że macie tu łaźnię...
- Balia z wodą, tak - Stwierdził grubas, a jego córka czmychnęła do kuchni, nosząc jadło dla reszty towarzyszy Gabriela.
- W takim razie dla mnie dwójka. I ta balia - powiedział Gabriel, na co karczmarz kiwnął głową.
Deidre z kolei dała znać, że tym razem wybiera pokój pojedynczy, a to znaczyło, że Gabriel będzie miał dla siebie bardzo dużo miejsca.
Ale gdyby znalazło się jakieś miłe towarzystwo na noc, to nie miałby nic przeciwko temu. Jednak widoki na to były, delikatnie mówiąc, niewielkie, bowiem żona karczmarza siedziała w kuchni, zaś karczmarz, być może profilaktycznie, odesłał tam też i córkę, ledwo Gabriel się do niej odezwał. Całkiem jakby ten ostatni miał na czole wypisane "Ojcowie, pilnujcie swych córek".
A przecież nie miał.


Po kolacji Gabriel podszedł do kontuaru, za którym karczmarz pieczołowicie pucował kufle.
- Ile płacę za izbę i nocleg? - spytał.
- Trzy złocisze, łącznie z kąpielą, i posiłkami… czyli kolacją i śniadaniem, oraz opieką za konia - Odparł spokojnie grubas.
Cena, zdaniem Gabriela, była - jak na jakość potraw - zbyt wygórowana, ale nawet nie mrugnął. Położył na ladzie trzy sztuki złota.
- Były ostatnio jakieś wieści z Hluthvar? - spytał.
- Nie - Padła wyjątkowo krótka odpowiedź - To liche miasto… - Dodał po chwili jednak dodatkowo karczmarz.
- Jakieś... ciekawe informacje? Trzeba na coś specjalnie uważać? - spytał Gabriel. Miał nadzieję, że jego urok osobisty podziała i na karczmarza, i że tamten rzuci jakąś ciekawą informacją… otrzymał jednak jedynie wzruszenie ramionami.
- Banda złodzieji, szumowin, oszustów, i moczymord. Całe miasto pełne takich. Piwa? Wina? - Karczmarz skończył czyścić kufel, i zabrał się za kolejny.
- Jeszcze wina - powiedział Gabriel. - I proszę sobie też nalać. - Położył na ladzie kolejną monetę.
- Ale ominąć go nie możemy... Gdzie tam można się zatrzymać na noc? - spytał. - Wolelibyśmy spokojnie przespać noc przed wyruszeniem w góry - wyjaśnił.
- Niestety nie wiem… a pić teraz nie mogę - Gruby zerknął na drzwi kuchni. Monety nie ruszył.
- Żona pilnuje? - Gabriel ściszył głos do szeptu.
- Ehe…
A wtedy z piętra zeszła młódka z bliznami na twarzy, niosąc dwa puste wiadra, i ze wzrokiem wbitym w podłogę przeszła obok Wieszcza, po czym zniknęła w kuchni.
Gabriel odprowadził ją wzrokiem. A przed nim pojawił się kielich wina.
Upił łyk.
- Jakieś plotki o smoczycy może dotarły? - zadał kolejne pytanie. - Bo różne rzeczy mówiono.
- O jakiej smoczycy?? - Zdziwił się karczmarz.
- Ponoć Czerwona Smoczyca porzuciła swoje leże - odparł Gabriel. - Więc wypytujemy po drodze, czy ktoś coś wie na ten temat.
- Nic o tym nie wiem… - Grubas pokiwał przecząco głową.
W międzyczasie zaś, oszpecona młódka wyszła z kuchni, targając ciężkie wiadra pełne wody na piętro.
- Ciężko pracuje - rzucił obojętnym tonem. Upił kolejny łyk. - Od dawna taka... - Dłonią narysował bliznę na policzku.
- A co, ja mam to targać? - Karczmarz się wrednie uśmiechnął, po czym dodał, nadal z głupim uśmieszkiem na ryju - Jeden z gości chciał się z nią trochę bardziej zapoznać…
Odrobina dobrego mniemania, jakie Gabriel miał o karczmarzu, wyparowała. Ale nie zamierzał tego okazywać.
- A ona miała inne zdanie? - Wzrok skierował na kielich z winem.
- Inaczej by nie miała takiej gęby? - Odparł wrednie grubas.
- Mężczyźni na szlaku miewają swoje potrzeby. - Gabriel udał, że zgadza się ze swym rozmówcą. - Ale raczej powinni szczodrze płacić, by zachęcić panienkę.
Karczmarz wpatrywał się dziwnym wzrokiem w Wieszcza… po czym wzruszył ramionami.
- Wina? Piwa? - Zawołał do reszty towarzyszy Gabriela, po czym zaczął nalewać owe trunki, i po chwili ruszył z napitkiem do ich stołów, trochę jakby już ignorując rozmówcę.
- Który pokój jest mój - spytał Gabriel, gdy karczmarz go mijał.
- Nie mam pojęcia - Zarechotał grubas - Spytaj "Brzyduli", nosi ci tam wodę na kąpiel.
Gabriel skinął głową, po czym podszedł do swego stołu, zabrał rzeczy, a potem ruszył po skrzypiących schodach do góry.

* * *

Będąc już na piętrze, spojrzał w jeden korytarz, i drugi, i… nie wiedział co dalej. Po chwili jednak usłyszał chyba jakby plusk wlewanej do czegoś wody. Skierował się więc w tamtą stronę, natrafiając na otwarte drzwi do izby, w której właśnie owa "Brzydula" wlewała wodę z wiaderek do sporej, drewnianej balii.


- Dobry wieczór - powiedział. - Czyli to tobie będę zawdzięczać to trochę luksusu - dodał. A dziewczę prawie podskoczyło, wystraszone jego pojawieniem się, i niemal upuściła wiaderko do balii. Spojrzała tylko na chwilkę na Gabriela dużymi oczkami, po czym wbiła wzrok w podłogę.
- Tak panie… - Powiedziała cichym tonem.
Gabriel oparł się o ścianę, tuż obok drzwi.
- Jak ci na imię? - spytał.
- Amza - Padła kolejna cicha odpowiedź, bez spoglądania na Wieszcza.
- Możemy porozmawiać? - spytał. - Zapłacę ci za ten czas - dodał. - I nie zamierzam ci wyrządzić żadnej krzywdy.
- A co z kąpielą Panie? Jeszcze wieeeeele wiaderek wody trzeba… - Młódka krótko na niego spojrzała.
- Woda nie ucieknie, prawda? - odparł. - Najwyżej przyniesiesz trochę mniej. Dwa wiaderka wrzątku wystarczą.
- Nie rozumiem… - Odparła Amza.
Zamiast odpowiedzi Gabriel wypowiedział krótkie zaklęcie, a balia trochę więcej niż w połowie wypełniła się wodą.
- Wystarczy dolać trochę wrzątku - powiedział.
- Ahaaa - "Brzydula" pokiwała głową, widząc efekty magii… które na niej jakiegoś wielce piorunującego wrażenia nie zrobiły. Zerknęła na otwarte drzwi izby - To pójdę po ten wrzątek, tak Panie?
- To może poczekać, bo jak kąpiel będzie gotowa, to raczej nie będzie czasu na rozmowy. Zapewne nie jesteś tu na posadzie łaziebnej, prawda?
- Robię różne rzeczy… ale co to "łaziebnej"? - Padła rozbrajająca Gabriela odpowiedź.
- Łaziebna to osoba, która usługuje gościom podczas kąpieli. Na przykład myje plecy, polewa wodą... - podkoloryzował nieco.
- Oj nie, nie, nie… - Dziewczę energicznie pokręciło przecząco głową.
- No właśnie. Jak przyniesiesz wrzątek to będziesz czas na kąpiel, a nie na rozmowę. - Gabriel się uśmiechnął. - Siadaj. - Wskazał stołek. - Łyk wina? - spytał.
Dziewczę zaś znowu przecząco pokiwało głową, i nie usiadło.
- Ja muszę pracować Panie… - Amza chwyciła sznurki jednego z wiaderek, jakby powoli szykując się do wyjścia - No i nie wiem, o czym my tu mamy rozmawiać… ja prosta służka, na niczym się nie znam… - Dodała z migoczącymi oczętami.
- Przyniesienie wielu wiaderek zajęłoby trochę czasu - odparł. - A porozmawiać chciałem o gospodzie.
- A co... z gospodą? - Powiedziała Amza niepewnym tonem, i chwyciła sznurki drugiego wiaderka.
- Na początek... od jak dawna tu pracujesz i czy wielu tu bywa gości.
- Czasem są, czasem nie ma… - Dziewczyna wzruszyła ramionkami, po czym zgarnęła oba wiaderka, i powolnym krokiem ruszyła ku drzwiom, nie spoglądając na Gabriela - Nie wiem… będzie parę lat?
- A jak tu trafiłaś? - spytał. - Wszak to, delikatnie mówiąc, odludzie.
- Bo tak - Padła wyjątkowo dziwna odpowiedź, gdy Amza była już w progu, wychodząc na korytarz.
Odpowiedź nic nie mówiła, lecz dokładniejsze wypytywanie postanowił pozostawić na później.
- Nie zapomnij o wrzątku - rzucił za odchodzącą.
Postanowił cierpliwie poczekać na jej powrót.

* * *

Minęło pięć minut. W końcu i dziesięć minut… W końcu Gabriel stracił cierpliwość. Wyszedł z pokoju i ruszył na poszukiwania Amzy. Miał zamiar zacząć od wypytania karczmarza… którego za barem nie było. W sumie, na sali głównej nie było nikogo, prócz siedzącego w kącie paladyna. Jemu Gabriel nie zamierzał jednak przeszkadzać. Interesowała go ciepła woda, więc by zasięgnąć informacji wybrał się do kuchni. Po cichu, bo czasami stojąc pod drzwiami można było się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy.

W kuchni, karczmarzowa stała przy otwartych, bocznych drzwiach, pykając z fifki, a Amaza pomywała gary. Do tego, na paleniskach, powoli bulgotała zagotowywana woda.
- Ruszaj się - Warknęła w pewnym momencie kobieta do młódki, a ta zaczęła szybciej pomywać… a wtedy zaskrzypiały cholerne drzwi, które uchylał Gabriel.
- A pan tu czego szuka? - Spytała karczmarzowa, już nagle niezwykle słodkim głosikiem, przy okazji się milutko uśmiechając do Wieszcza.
- Chciałem tylko powiedzieć, że nad wyraz smakowała mi kolacja - powiedział Gabriel, odpowiadając jeszcze milszym uśmiechem. - Muszę stwierdzić, że pani umiejętności dorównują pani urodzie. - Na moment przeniósł wzrok z twarzy pani karczmarzowej na jej biust, by po chwili znów spojrzeć jej w oczy. - Ale zapewne nie wypada obsypywać pani komplementami... - dodał, skinąwszy głową z uznaniem.
Jasnowłosa kobieta przyglądała się przez chwilę Gabrielowi, po czym zbliżyła fifkę do swoich ust… i nim ponownie z niej pociągnęła, na drobny moment dotknęła końcówki ustnika swoim czubkiem języka, tuż przed pochwyceniem go ustami. Zdecydowanie ten malutki, kokieteryjny gest był dla niego…
- Nie wypada, ale i nie zaszkodzi? - Karczmarzowa puściła dymka w stronę zmywającej "Brzyduli", na co ta krótko kaszlnęła, po czym znowu słodko uśmiechnęła się do Wieszcza.
- W czym mogę pomóc? - Dodała.
- Cóż... - Gabriel zlustrował karczmarkę wzrokiem, ponownie na dłuższą chwilę zatrzymując spojrzenie na jej biuście. A potem spojrzał znacząco na Amazę. - Może i miałbym coś... do omówienia.
- Przy winku? - Kobieta ruszyła prosto na Gabriela… stojącego w drzwiach do głównej sali. A ten się przesunął jedynie bokiem, tak by karczmarzowa musiała się o niego otrzeć przechodząc obok… co też miało miejsce. Biust kobiety otarł się o jego tors, a oczy jasnowłosej na moment spoglądały z dosyć bliska w jego oczy...

Już w głównej sali, jasnowłosa kobieta stanęła za barem, po czym nalała czerwonego wina do dwóch pucharków… sama po chwili się nieco napiła.
- Cóż więc jest do omówienia? - Uśmiechnęła się.
- Świetne... - Upił łyk wina, lecz oczy przeniósł z kielicha na biust karczmarki. - Wspaniałe... i chętnie bym skosztował... gdyby nie to, że ktoś zaraz może wejść…
- To ten powód rozmowy? - Kobieta krótko parsknęła, po czym puściła dymka z fifki, przyglądając się poprzez ladę górnej połówce Gabriela.
- Tak, zasadniczy... - odparł z uśmiechem. Czarującym, a przynajmniej taką miał nadzieję. Miał też nadzieję, że urok osobisty pozwoli mu na oczarowanie rozmówczyni. - Parę chwil spędzonych razem w jakimś bardziej prywatnym miejscu... A prawienie komplementów na temat pięknych oczu, to tylko skromny dodatek.
- A co z kąpielą? "Brzydula" wodę gotuje… - Powiedziała kobieta, po czym znowu nieco upiła wina - No i ja mam męża. Ładnie to tak, podrywać zamężne niewiasty? - Uśmiechnęła się lisio.
- Jego tu nie ma... - Gabriel nawet się nie skrzywił, gdy usłyszał, jak karczmarka mówi na Amzę. - Kąpiel może poczekać... A w razie czego można połączyć przyjemne z pożytecznym. Balia nie jest taka mała...
- Hmmm. Umyję ci plecki - Powiedziała jasnowłosa, po czym dopiła wina. Jej kielich był już pusty. Przelotnie się uśmiechnęła, po czym… przejechała dłonią po własnym biuście.
- To teraz trzeba tylko trochę poczekać... - Gabriel odstawił kielich, po czym pochylił się nieco, by znaleźć się bliżej karczmarki. I jej biustu. - Takie skarby na wyciągnięcie ręki... - powiedział z nieukrywanym uznaniem.
- Może wejdziemy na górę i skrócimy czas oczekiwania na wodę - zaproponował.
- W sumie możemy… - Uśmiechnęła się kobieta.
Gabriel odpowiedział uśmiechem.
- Panie przodem... - zaproponował i wyciągnął rękę do karczmarki. Ta ujęła jego dłoń, choć w sumie po mince było widać, iż nie bardzo wiedziała po co… jej dłoń z kolei była ciepła, i gładka w dotyku.
Gabriel musnął ustami palce kobiety, a potem chwycił ją mocniej za rękę, po czym pocałował ją w policzek.
- Chodźmy... - szepnął jej do ucha.
- Ty łobuzie… - Mruknęła kobieta, po czym wolną dłonią klepnęła go kilka razy po jego policzku z lisim uśmieszkiem. Ruszyła i w końcu po schodach do góry, specjalnie mocno dla Gabriela kręcąc kształtnymi biodrami.
Gabriel pohamował chęć poklepania jej po kształtnej dupci. Schody, jak by nie było, były miejscem publicznym i w każdej chwili mógł się ktoś pojawić, a lepiej nie było mieć świadków takich zachowań. Gdy jednak znaleźli się na pustym korytarzu, chwycił ją w pasie od tyłu, a potem pocałował w szyję.
- Hmmm… głodny? - Jasnowłosa cicho się zaśmiała, a dłonią pogładziła krocze Gabriela przez spodnie - Ja również…
- Bardzo... - odpowiedział, przesuwając dłonie z pasa na biust kobiety. - Coraz bardziej... - dodał, obmacując kuszące krągłości.
- Bo nas ktoś zobaczy… - Szepnęła karczmarka, starając się wyswobodzić z łapek Gabriela, i wejść w końcu do izby.
To było dość rozsądne, więc Gabriel poluzował uścisk na tyle, by móc jedną dłonią otworzyć drzwi, a potem zamknąć je, gdy już znaleźli się w środku.
Oparł się plecami o drzwi, a potem przyciągnął kobietę do siebie i zaczął całować. Odwzajemniała to w pełni, chociaż jej pocałunki były trochę chaotyczne, a i co pewien czas lekko przygryzała wargę Gabriela, przy tym chichocząc. Dłońmi z kolei poluzowała swoje sznureczki przy dekolcie… Gabriel zaś jedną dłonią trzymał kobietę za pośladek, a drugą zaczął pomagać przy rozwiązywaniu sznureczków. Po chwili nic nie stało już na drodze, by słodkie piersi kobiety ujrzały światło dzienne, a ta nawet położyła dłoń na karku Gabriela, lekko jego twarz właśnie w tamte rejony przyciągając…
Gabriel wnet skorzystał z zaproszenia i zaczął całować piersi, obdarzając pocałunkami raz jedną, raz drugą, skupiając się na ich różowych, sterczących zwieńczeniach. Wywoływało to ciche pomruki zadowolenia nowej kochanki Wieszcza… i nagle rozległo się cholerne pukanie do drzwi.
- Ughh - Westchnęła karczmarka.
Gabriel zaklął pod nosem i oderwał się od smakowitego "posiłku".
- Słucham? - spytał, rozglądając się za miejscem, gdzie - ewentualnie - mogłaby się schować jasnowłosa.
- Przyniosłam wrzątek - Rozległ się za drzwiami głosik Amzy. A karczmarka znowu westchnęła, po czym schowała swoje piersi w ubiór, i odstąpiła od Gabriela.
- Otwórz… - Powiedziała do niego spokojnym tonem.
Gabriel bez chwili wahania odsunął się od drzwi i otworzył je.
- Dziękuję - powiedział do dziewczyny. - Możesz wlać. Chwilowo to wszystko - dodał.
- Dob… - Zaczęła dziewoja, wchodząc do izby Gabriela z wiaderkami, i na widok jasnowłosej, urwała w pół słowa. Wbiła wzrok w podłogę, zbliżyła się do balii, po czym wlała tam oba parujące wiaderka. Przez ramię miała przerzucony i ręcznik, oraz koc, który położyła Wieszczowi na stoliczku, po czym pochwyciła oba już puste wiaderka, i ruszyła by opuścić izbę.
- Do kuchni - Warknęła do niej karczmarka, nie przejmując się manierami wobec obecnego przy wszystkim gościa zajazdu…
- Niepotrzebnie ją pani kontrolowała - powiedział Gabriel do karczmarki. - Wszystko idealnie zrobione. Dziękuję - rzucił za wychodzącą Amzą. - Później cię zawołam.
Dziewoja nie odpowiedziała ani słowem… nawet nie spojrzała na Gabriela. Potuptała szybko na korytarz, prawie jakby nawet uciekając(?). A karczmarka zamknęła za nią drzwi, i to nawet na klucz.
- To na czym skończyliśmy? - z lubieżnym uśmieszkiem powiedziała do Gabriela, ponownie wyciągając swe piersi na wierzch.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-07-2021 o 20:27.
Kerm jest offline  
Stary 19-07-2021, 21:26   #35
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Zachodnie Ziemie Centralne
Gdzieś na szlaku



Zajazd
Wieczór

Po lekko zakrapianej kolacji, towarzysze jakoś tak porozłazili się po zajeździe(a jeden z nich, nawet jeszcze przed owym posiłkiem), i każdy zajął się swoimi sprawami…


Deidre udała się od razu na piętro, by odpocząć w izbie.

Bharrig poszedł na szeroko pojęty “obchód terenu”.

Gabriel kręcił się w tą i we wtą, załatwiając sobie kąpiel, i inne wygody… oczywiście wodząc wzrokiem to za jedną, to za drugą miejscową panienką.

Deidre dosiadła się do dwóch typków przy stole, a po chwili w jej ślady poszedł i Kargar. Grubszy faktycznie okazał się Bardem, zwanym Zanac Gingemza, a jego szpakowaty towarzysz o dziwnym wąsie przedstawił jako Tavorfo Bastundu, Szermierz… panowie porozmawiali dłuższą chwilę z Zaklinaczką i Wojownikiem, i okazało się, iż również podróżują do Hluthvar. A Zanac miał nawet kilka informacji dotyczących smoczycy… była ponoć niezwykle agresywną gadziną, lubującą się w niezbyt licznych, agresywnych wypadach, podczas których niszczyła całe miasta. Trwały one kilka dni, a odstępy między nimi czasem i były nawet kilkumiesięczne. Oprócz tego, ponoć miała już wiek Antyczny(a więc była naprawdę wieeeelka), i unikały jej również wszelkie inne smoki, nawet tej samej krwi co ona. Mówiąc więc krótko, z tej gadziny był naprawdę kawał wrednej smoko-suki. Ale żeby zniknęła… o tym nie słyszał.

Zanac w końcu chwycił za mandolinę, po czym coś zagrał… na co Tavorfo machnął ręką i poszedł na piętro, nie mając chyba ochoty wysłuchiwać towarzysza.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=TMSx95iU-yQ [/MEDIA]

Raz czy dwa, Bard puścił nawet oczko do Deidre, a na końcu swej przyśpiewki, już oficjalnie flirtując z Zaklinaczką, spojrzał jej głęboko w oczka…
- Co sądzisz piękna pani, abyśmy udali się gdzieś w nieco bardziej zaciszne miejsce? - Spytał z nonszalanckim uśmieszkiem. A Deidre się zgodziła(!). Udali się więc na pięterko...

Kragnar uśmiechnął się pod nosem, po czym sam w końcu wstał od stołu, przeciągnął się, aż tu i tam mu coś chrupnęło, i on również wybrał drogę po schodach na piętro zajazdu.

Efektem tego wszystkiego, po pewnym czasie Endymion został bez towarzyszy w głównej sali. Przez chwilę widział jeszcze kręcącego się Gabriela, chodzącą w tą i z powrotem na piętro, i na powrót do kuchni dziewoję z poparzoną twarzą, noszącą wiaderka z wodą do kąpieli… pojawiła się też karczmarka… wreszcie i oni wszyscy zniknęli. Paladyn został już sam na sali. A w końcu młódka z bliznami wróciła z piętra z pustymi wiaderkami, i zniknęła w kuchni, już stamtąd nie wychodząc. Endymion z kolei wreszcie się ruszył, i skierował tam swoje kroki, mając jakieś takie dziwne przeczucia...







***

Komentarze za chwilę
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 19-07-2021 o 22:01.
Buka jest offline  
Stary 26-07-2021, 20:48   #36
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Po wejściu na piętro, Wojownik ruszył korytarzem, i po pokonaniu zakrętu… wprost wpadł na karczmarkę.
- Oj! - Powiedziała zaskoczona kobieta, niemal czołem stukając w tors mężczyzny. Cofnęła się o krok, po czym spojrzała na Kargara, i lekko uśmiechnęła.

Kargar, który w pierwszej chwili instynktownie odskoczył do tyłu i przyjął postawę jakby gotował się do walki, kiedy zorientował się w sytuacji odpowiedział również uśmiechem, spoglądając z góry na kobietę.

- O, przepraszam. Właśnie zastanawiałem czy można jakąś kąpiel zamówić, długo w drodze jesteśmy. - stwierdził, wzruszając ramionami.
- A owszem, można, w sumie jest nawet jedna gotowa, ale wasza rogata towarzyszka jakoś z niej nie korzysta, więc zanim woda wystygnie, można by ową balię podkraść? - Karczmarka… mrugnęła do Kargara.

- A to szkoda żeby się zmarnowała, w takim razie prowadź - skinął na karczmarkę, zastanawiając się nad znaczeniem jej mrugnięcia.
- To proszę za mną… - Kobieta wskazała dłonią kierunek, po czym ruszyła pierwsza. A wzrok Kargara wpatrzony był w kręcący się przed nim tyłek i biodra… po chwili znaleźli się w jakiejś izbie. Stała tam duża balia, napełniona do połowy wodą, a na krześle obok wisiały dwa ręczniki.
Karczmarka, oparta o framugę drzwi, z założonymi rękami (przez co uwypukliły się jeszcze bardziej jej piersi), spojrzała wojakowi w twarz.
- Czy to wszystko? Czy może jeszcze pan sobie czegoś życzy? - Spytała z zalotnym spojrzeniem.
- No nie wiem, a ma Pani teraz czas wolny czy mąż i praca wzywają? -Odparl Kargar kpiącym tonem, bezczelnie gapiąc się na wychylone ku niemu piersi i zdejmując koszulę.
- Mogę znaleźć czas wolny… praca i mąż nie zając… - Kobieta uśmiechnęła się dosyć lisio, patrząc jak Kargar się rozbiera. Po chwili zamknęła drzwi, i to nawet na skobel i klucz.
- No to sprawdzę czy woda w balii jest ciepła - Kargar wzruszył ramionami, skończyl się rozbierać odsłaniając muskularne ciało z kilkoma sporymi bliznami, po czym wszedł do balii. A karczmarka cały czas go obserwowała, wzrokiem lustrując jego całe ciało… w końcu sama ściągnęła kaftanik, następnie zaś i rozpięła bluzkę, odsłaniając piersi. Pantofelki ściągnęła metodą noga o nogę, po czym obeszła sobie wojaka w balii, przyglądając się jemu z miłym uśmiechem. Podsunęła sobie krzesło, za plecami Kragara, i usiadła na nim. Podciągnęła spódnicę nieco powyżej kolan.
- Masz niezłe ciało… - Mruknęła, wsadzając swoje stopy do wody, i raz czy dwa dotknęła nimi - niby przez przypadek? - pośladków siedzącego mężczyzny. Zaczęła obmywać dłońmi jego szerokie plecy, będąc za nim. Robiła to powoli, jakby badając każdy centymetr muskułów i blizn.

- No cóż, dziękuję, na twoje także miło popatrzeć -odparł wojownik, mrucząc z zadowoleniem. Ciekawe czy mąż karczmarki wiedział co ona wyprawia? Ale w sumie nie był to jego problem, a robiło się coraz przyjemniej….
- W tej balii jest całkiem sporo miejsca. .- zauważył.
- Już, już… - Powiedziała kobieta, a Kargar nagle poczuł, jak jej usta składają pocałunek na jego plecach, między łopatkami. Po chwili drugi, trzeci… dłonie zaś nadal powoli wodziły po jego ciele, i było to wszystko przyjemne. Rozkoszowała się najwyraźniej jego ciałem, badała je, odkrywała, lekko pieściła…

Kargar znów mruknął, czując narastającą rozkosz. Kobieta znała się na rzeczy….
Obrócił się lekko do tyłu.
- Jak ci się tu żyje na tym odludziu, nie jest nudno?
- Jak są goście, to nie jest nudno - Mruknęła kobieta, po czym… figlarnie lekko przygryzła uszko mężczyzny, na chwilę przytulając się i nagimi piersiami do jego pleców.
- Mam nadzieję, że nie macie za dużo kłopotów z obcymi… - Kargar próbował podtrzymywać rozmowę mimo rozpraszających działań karczmarki. Następnie obrócił się i złożył pocałunek na jej piersi, na co karczmarka się uśmiechnęła, i pogładziła go dłonią po głowie.
- Różnie to czasem bywa… - Odparła.
- No tak, macie kogoś kto was broni? - Kargar wyszczerzył się i podwinął spódnicę kobiety, przesuwając dłoń w górę jej uda. Nie protestowała, a nawet się lisio uśmiechnęła.

- Wejdź też do wody…. - dodał po chwili.
- To ściągnę całkiem bluzkę, i spódnicę, bo mi już ją moczysz, moment… - Pogładziła go z uśmiechem dłonią po policzku.
- No, w sumie nie ma pośpiechu - uśmiechnął się, całując karczmarkę, a drugą ręką kontynuując pieszczotę. Zapowiadała się całkiem przyjemna kąpiel...
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 26-07-2021 o 20:51.
Lord Melkor jest offline  
Stary 27-07-2021, 06:54   #37
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bharrig wyszedł z powrotem na świeże powietrze. Dla niego, zajazd był po prostu jeszcze jednym miejscem, gdzie nocowali, stąd też ostrożny krasnolud, który zazwyczaj działał w drużynie jako zwiadowca, nie mógł pozwolić na to, aby zajazd przypadkiem nie okazał się jakąś przykrą niespodzianką. Oczywiście, ciężko było sobie wyobrazić, żeby Bogu ducha winny karczmarz i nieco rozlatująca się karczma miały być niebezpieczeństwem, to druid widywał już różne dziwne rzeczy na szlaku i postanowił nie tracić swojej czujności.

Tygrys podążał za druidem, rzucając spojrzenia to na zajazd, to na kręcących się w pobliżu ludzi, to wreszcie na otaczającą zajazd głuszę.

- Za mną - rzekł druid, który zamierzał obejść zajazd i jego okolice…

I nic w sumie ciekawego - czy tam i niezwykłego - po paru minutach obchodu nie odkryli. Krasnal zauważył zaś w końcu młodzika kręcącego się w stajni, i oporządzającego konie całej drużyny. Tego samego młodzika, co to wcześniej uciekł z wrzaskiem, gdy do zajazdu podjeżdżali…

Bharrig przez parę chwil obserwował dzieciaka. Postanowił jeszcze nie podchodzić, patrząc z pewnej odległości na smarkacza, obserwując, co porabia. Tygrys, jak gdyby nie tyle co podejmując jego zamiary, co naśladując druida, także gapił się na chłopca, jak gdyby miał ochotę go pożreć. Ręka druida spoczęła na kocim łbie, a Bharrig niespiesznie przyglądał się dzieciakowi, nieco znudzony rozwojem sytuacji. Po głowie chodziła mu zmiana kształtu i zyskanie oglądu na zajazd z lotu ptaka - jasne, że nic ciekawego nie działo się w zajeździe, ale być może okolica mogła odkryć więcej szczegółów.

Postanowił poobserwować chłopca jeszcze jakiś czas, zanim to zrobi. Ot, chamskie gapienie się na służbę zajazdu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Niczego nie świadomy dzieciak, zajmował się nadal końmi, sprytnie je sobie ustawiając po kolei wewnątrz stajni przy jednej z przegródek, na którą się wdrapywał, by im ściągać siodła, i by wierzchowce mogły od nich odpocząć… za parę chwil pewnie je będzie karmił… Bharrig zamrugał oczami. W pierwszej sekundzie, czy i drugiej, nie dotarło do niego, z jaką łatwością ten maluch dźwigał końskie siodła! Krzepę musiał mieć serio niezłą, żeby tak sobie radzić. Ba, on nie mógł mieć takiej krzepy, nie miał prawa, koleją wieku, i porządku natury. Hmmm…

Druid patrzył, nie dowierzając własnym oczom. A więc jednak było w zajeździe jednak coś, co nie było oczywiste na pierwszy rzut oka. Nie chcąc psuć okazji i zaskoczenia, które miał, odszedł na ubocze z tygrysem. Upewniwszy się, że nie widzi ich nikt, a sam tygrys był w miarę bezpiecznym miejscu, gdzie nie przechadzał się nikt, Bharrig rzekł:

- Geri, zostań.

Bestia mruknęła, co chyba mogło zostać zinterpretowane jako wzruszenie ramion. Bharrig tymczasem wydał z siebie parę syknięć i warknięć, po czym jego forma zaczęła się zmieniać: ramiona obrosły piórami, nogi zamieniły się w pazury i wreszcie z miejsca, gdzie stał druid, uleciał wróbel.

Bharrig wzbił się w powietrze i poszybował z powrotem w stronę stajni, a zoczywszy chłopca, przysiadł na pobliskim zadaszeniu. Zainteresowany, wymruczał zaklęcie wykrywające magię. Dla postronnej osoby zapewne wyglądał jak ćwierkający wróbel. Postanowił nie spuszczać chłopca z oczu, choć teraz, kiedy miał skrzydła, nie był to jedyny cel jego podróży. Póki co, zamierzał obserwować nieletniego siłacza, ciekaw, co też arkana wyjawią o jego naturze.

Dzieciak zauważył fruwającego po stajni wróbla, nic sobie jednak z tego nie robił… raz tylko spojrzał na ptaszka, wzruszył ramionami, i nadal zajmował końmi. A wykrywanie magii Druida, nie dało absolutnie żadnych rezultatów…

"Interesujące" - pomyślał druid, który wyleciał w końcu ze stajni. Jeśli dzieciak nie był magiczny, to mógł być potomkiem stworzeń, które za młodu właśnie taką siłą się odznaczały - być może gigantów, które czasem można było znaleźć w górach, do których przecież zdążali. Czy mieszkańcy zajazdu wiedzieli o naturze chłopca? Niechybnie.

Wyleciawszy ze stajni, założył, że nie ma tutaj, póki co, nic ciekawego do sprawdzenia. Wolał zachowywać się jak typowy ptak, który zmieniał obiekt swojej uwagi. Do chłopca zamierzał wrócić jeszcze, ale tymczasem, wzleciał wyżej, aż na sam szczyt gospody. Tam, mając możliwość oglądu okolicy, rozejrzał się wokół i w dal, wzrokiem omiatając przestrzeń. Szukał też jakichś otwartych okien i obserwował kręcącą się wokół służbę… wypatrzył po chwili idącą z (chyba) kurnika córkę karczmarza, niosła ona bowiem koszyk pełen jajek. Młódka nie kierowała się jednak do kuchni, czy samego głównego budynku zajazdu, a właśnie do stajni.

“Zapewne zmierza do komórki” - pomyślał, choć, oczywiście, nie miał pojęcia. Młódka była ładna, jak wszystkie dziewczęta w jej wieku. Ot, kolejna córka młynarza odmawiająca rankiem modły w świątyni, a nocą być może oddająca się innym uciechom.

Druid zleciał nieco niżej, znowu na ziemię, dla niepoznaki dziobiąc trawę. Jeśli dzieciak był silny jak tur, to jakie to sekrety chowała dziewczyna? Bharrig obserwował z odległości wnętrze stajni, przeskakując od czasu do czasu nieco bliżej. Łatwo go było przeoczyć w zmierzchu.

- … teraz ja tu będę robiła, a ty zanieś jajka - Powiedziała dziewoja.
- Ale… - Zaprotestował jej brat.
- Nie ma żadnego "ale". Rzygam tym usługiwaniem po izbach! Zmiataj! I nie żryj tych jajek, bo ci uszy oberwę - Warknęła.
- Głupia suka… - Burknął młody, po czym zwiał z koszykiem, nie czekając na kontrę siostry.

Chłopak więc opuścił szybko stajnię, a końmi zajęła się teraz dziewoja, wprowadzając je po kolei w zagrody stajenne…

Bharrig - jeśli miałby usta, zamiast dzioba - uśmiechnąłby się. Para w istocie wyglądała na brata i siostrę, choć, z drugiej strony, takie relacje często były zwykłe pomiędzy parobkami. Czy wiedziała, że chłopak jest silny i mógłby jej złamać kark w parę chwil? Być może. I czemuż to dziewczynie nie podobał się czas spędzony na izbach? Zwykła niechęć młódki, którą mierził czas spędzony na usługiwaniu, albo może było tam coś jeszcze?

Druid postanowił poczekać, patrząc, w którą stronę idzie brat dziewczyny, tym razem biorąc pod lupę gibką dziewoję, nie opuszczając swojego miejsca, gdzie bezwstydnie gapił się na dziewkę. Jeśli brat był tak silny, to któż był ojcem lub kim była matka, która wydała na świat takie dzieci?

Młody zniknął w budynku, a młódka zajmowała się rumakami. I nie działo się nic niezwykłego… dała im wody, dała im owsa, a po paru chwilach zaczęła nawet jednego z nich szczotkować, coś tam sobie nucąc pod nosem.

“Ot, zwyczajna chłopka na usługach zajazdowych” - pomyślał Bharrig, na wszelki wypadek także mruknąwszy zaklęcie wykrycia na dziewczynie, bardziej jednak podyktowane to było podejrzliwością, po zobaczeniu, czego mógł dokonać młodzik… i znowu nic. Żadnej aury, nic niezwykłego.

Druid, stwierdziwszy, że nie ma tutaj niczego nienaturalnego, poskakał jeszcze parę chwil na trawie i poderwał się znowu w powietrze, tym razem lecąc w stronę budynku, gdzie uciekł młodzik. Zanim jednak sfrunął i zaczął szukać otwartych okiennic lub znajomego kształtu młodziana, zatoczył piruet do góry i jeszcze raz spojrzał wokół okolice - lasy, trakty, szukając czegoś ciekawego. Nie zobaczył jednak tego, czego szukał - dymu lub dalekich ognisk, lub sylwetek podróżników.

Zleciał i kiedy stwierdził, że dziwaczny młodzik zniknął wróbel poleciał z powrotem do stajni, nęcony widokiem znudzonej życiem w prostej gospodzie dziewoi. Zmierzchało już, a dziewczę pewnie było zmęczone po długim dniu pracy.

Odszedłszy na bok i utwierdziwszy się w przekonaniu, że niczego ciekawego się już nie dowie, ponownie zmienił swoją formę, aby nie przerazić dziewczyny widokiem wróbla zmieniającego się w dorosłego mężczyznę: pióra zmieniły się we włosy, skrzydła w ramiona i oto druid stanął z powrotem u wejścia stajni.

Postanowiwszy do wszystkiego nie mieszać tygrysa (kota bowiem nie śmiał zaczepiać nikt, a on sam potrafił sobie zorganizować czas), wszedł do stajni, niby to znudzony przechadzając się po obejściu. Zoczywszy młódkę, podszedł bliżej, niby to obojętnie przyglądając się koniom, choć wzrok jego zatrzymywał się dłużej na krągłościach dziewczyny skrytymi pod prostą suknią służki.

- Ładna klacz, zadbana, choć widziałem bardziej rącze w Triel - rzekł krasnolud, omiatając konia wzrokiem. - Witaj - skonił się do dziewki z uśmiechem, jednak zachowując respekt.
- Uch! - Dziewoja drgnęła, wyrwana z zamyślenia, i wykonywanej czynności, po czym odrobinkę jakby wystraszona spojrzała na Krasnoluda.
- T… tak… umm... to nie pana klacz? - Powiedziała młódka.
- Moja jest tam - krasnolud wskazał brodą na stojącą opodal klacz karej maści. - Ładna, tak jak i ty. Rącza - zachichotał druid. - Rzeknij no, jak cię zwą? Jestem Bharrig z Kręgu Dębów.
- Ja jestem Elna… - Dziewczę przesunęło się wokół końskiego łba, stając po drugiej stronie klaczy względem Druida, i jakby chowając twarz za owym łbem. Wystawały tylko jej ciekawe oczy, przyglądające się Krasnoludowi.

- Robota przy koniach jest trudna - rzekł druid. - A i praca w izbach musi być żmudna. Stajnie to trud, sam kiedyś pracowałem przy nich - rzekł, przypominając sobie dawne lata. - Rzeknij no, Elna… Stąd jesteś? Pozwól - druid delikatnie wyłuskał z rączek dziewczyny szczotkę, po czym przesunął parę razy po końskim grzbiecie, czekając na jej reakcję.
- Ja tam lubię tu w stajni… mam spokój - Odpowiedziała dziewoja.
- Nie nuży cię życie tutaj, w zajeździe? Ciężko pracujesz - stwierdził Bharrig, próbując spojrzeć w twarz dziewczyny, która schowała się za koniem.
- Jak są goście, to nie jest nudno - Zerknęła na niego zza końskiego łba, przelotnie się uśmiechając.

Bharrig także uśmiechnął się, chcąc dodać nieco odwagi płochliwej dziewce.

- Wiesz, jak dbać o ludzi i o zwierzęta - rzekł Bharrig, przysuwając się nieco bliżej. - Pracujesz ciężko. Czy zawsze tutaj byłaś? Ja jestem z południa, daleka.
- Z południa? - Zdziwiła się Elna - Jeszcze dalej niż Berdusk?
Dłoń dziewoi zaczęła głaskać pysk klaczy…
- To prawda - potwierdził druid. - Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, urodziłem się na jednej z wiosek Wybrzeża Mieczy, a potem uprowadzony do Rashemenu. To była długa i ciężka droga… Ale jednak udało mi się. Szukam swojej siostry - dodał. - Jesteś tak piękna, jak ona - uśmiechnął się szelmowsko.
- Haha - Elna zaśmiała się gardłowo, i niezwykle prostacko - Pewnie każdej tak gadasz… co chcesz pod spódnicą złapać? - Spojrzała na Krasnala mrużąc oczka.
- No wiesz - Bharrig mrugnął do dziewczyny. - Pod tymi spódnicami to ciekawe rzeczy są zazwyczaj. Może tam żadnego złota, ale na pewno magia i skarby są. Ha!

Bharrig ujął dłoń dziewczyny.
- Ładna jesteś. To co, zobaczymy, co tam pod spódnicami?

Dziewka zrobiła nietęgą minę, po czym wyślizgnęła swoją dłoń z jego dłoni. Cofnęła się o kroczek w tył… przeszła między palikami zagródek. I wtedy na jej twarzy pojawił się lisi uśmieszek.
- A złapiesz mnie? - Powiedziała melodyjnym tonem. Więc się z nim droczyła…

Logika była słuszna. Harce w stajni mogły zwabić niepożądaną ciekawość osób trzecich, więc trzeba było przenieść kram gdzie indziej.

- Co? Ja nie złapię? - roześmiał się.

I skoczył za dziewoją za paliki zagrody. Ta zaś uciekała na całego, i z dużą szybkością, lawirując zręcznie między zagrodami, rumakami, słupami stajni… Druid jednak wspomagany magią był szybszy. Pytanie tylko, czy naprawdę już chciał ją złapać…
Druid pozwolił dziewczynie uciekać, to podbiegając bliżej, to marudząc nieco z tyłu. Postanowił nie łapać jeszcze dziewki… Ciekaw był, ile wytrzyma i gdzie go zaprowadzi.
Ganiali się chyba z dwie minuty, aż w końcu rozchichotana dziewoja wdrapała się po drabinie w górę, fajnie kręcąc pupcią, po czym zniknęła Druidowi z oczu na jakimś podwyższeniu stajennym.
Druid przez parę chwil nasłuchiwał, dokąd zmierzają kroki dziewczyny, a wreszcie postąpił tak jak ona, przesadzając szczeble drabiny, acz ostrożnie, aby nie narobić hałasu. Gdy zaś znalazł się na górze, ujrzał sporo składowanego tam siana… oraz usłyszał chichot skrywającej się w nim dziewczyny. Czas więc na zabawy w stogu siana?
Bharrig rozejrzał się wokół i z wolna podążył w półmroku za chichotem dziewczyny. W istocie, miał łatwo, bowiem widział w ciemności, Elna chichotała, a i nawet poruszała się w swojej kryjówce. Zdecydowanie chciała, by ją łatwo odnalazł. A gdy się tak zbliżał…
- Ciepło, ciepło, hihihi - Słyszał jej głosik w stogu.
Krasnolud stąpał ostrożnie po drewnianej podłodze. Owszem, był to tylko zajazd i farma, ale nie zaszkodziło, jeśli miało się przypadkiem poślizgnąć i wskoczyć na widły. Widząc w półmroku, powoli zbliżał się do dziewczyny, oczekując, aż ukaże swoje walory.
- Baaardzo cieeepłooo... - Zaszczebiotało dziewczę, gdy stał już bliziutko stogu w którym się chowała, i wystawiła z niego nagle gołą nóżkę bez pantofelka, ukazując ją tak do kolana.
Krasnolud podszedł bardzo wolno do stogu. W słabym świetle obserwował, jak dziewczyna chichocze, a wreszcie, już bliżej, dotknął dziewczyny i pochylił się nad nią, wdychając zapach siana, stajni, a także zapachu dziewczyny - jakiejś mieszanki lokalnych perfum, potu i wrzosu.
- No i mnie znalazłeś brodaczu - Szepnęła Elna słodkim tonem, po czym sama rozgarnęła dłońmi skrywające ją siano na boki, ukazując swoje… kompletnie nagie ciałko. Leżała w lekkim rozkroku, prezentując perfidnie nieco zarośnietą "myszkę". Wzrok krasnoluda błądzący szaleńczo po niej całej spoczął również na malutkich, choć apetycznie wyglądających piersiach ze sterczącymi ochoczo, różowymi suteczkami, aż w końcu zatrzymał się na uśmiechniętej buzi dziewczyny.
- I co teraz? - Elna przygryzła figlarnie usteczka, wyciągając do Bharriga rączkę.
Bharrig sam czym prędzej rozstał się ze swoim odzieniem wierzchnim, najpierw zrzucając kaftan i zdejmując buty, potem koszulę i wreszcie skórzane spodnie. Linie światła sączącego się przez deski zachodzącego słońca oświetliły pulsującą, ciemnoczerwoną męskość Bharriga, który niechybnie zdradzał swój rosnący apetyt, zaostrzony tylko uprzednią gonitwą.

Pochylił się wreszcie nad dziewczyną, odgarniając jej włosy i przelotnie całując ją, aby wreszcie zejść niżej, poświęcając stosowny czas jej piersiom, a wreszcie zejść jeszcze niżej, ciągle czując nieznośne ciepło jego męskości, która chciała zanurzyć się w dziewczynie.

Wreszcie, kiedy jego głowa znalazła się między nogami, rozchylił je nieco szerzej i zanurkował swoim językiem, chcąc odpowiednio zaznajomić się z zawartością, która dotychczas była skrywana pod kiecką właśnie.
Dziewczę zachichotało, i przeszły ją dreszcze.
- Twoja broda łaskocze… aaahhhh… - Szybko jednak Elna zajęczała z rozkoszy, gdy język Krasnala dobrał się do jej skarbu, sprawiając tą niezwykłą przyjemność. Była bardzo podniecona, co Bharrig szybko stwierdził, po miłosnych soczkach zalewających właśnie jego język…
Bharrig, który był wprawiony w takich zabiegach, wił się we wnętrzu dziewczyny z wprawą, kontynuując grę w ciepło-zimno, którą rozpoczęli wcześniej, choć, oczywiście, tym razem bardziej kierował się mową ciała Elny i jękami, które ta z siebie wydawała. W istocie, Bharrig, motywowany i kierowany miejscami, które służka upodobała sobie najbardziej, czynił piruety, salta i sztychy niczym wprawny tancerz lub szermierz. Z lubością smakował jej ciało, a kiedy stwierdził, że była na to gotowa, włożył do jej wnętrza dwa palce, aż pisnęła, chcąc przygotować na nadchodzący wielkimi krokami punkt główny tego programu.

Palcami zastąpiwszy język, przesunął się za nią, czule pieszcząc jej piersi z czasem tylko tłumiąc jej jęki pocałunkami.

Czasem tylko w głowie powstała w głowie krasnoluda myśl, żeby ubarwić nieco magią to przedstawienie. Cóż można było jeszcze wykorzystać? Dokokt, który wyostrzał zmysły? Odpowiednio grubą różdżkę kupioną w kramie gnoma, która mogła zawędrować do wiadomych miejsc? Lub też zawlec ją na łąkę i wykrzyczeć zaklęcia do duchów łąk, aby splątały bezwstydne dziewczę pnączami, aby Bharrig mógł wreszcie wymierzyć sprawiedliwość na bezbronnym i drżącym z rozkoszy ciele dziewoi? Zaiste, podrygujące piersi Elny kształtowały w umyśle zwinnego druida wszelakie scenariusze.
Rozpalone dziewczę rozchyliło mocniej nóżki, wprost przyciągając do siebie za brodę(!) Druida… chciała go w sobie, i to już.
- Weź mnie - Lekko wchrypiała, mrużąc oczęta.
Bharrig posłuchał - jakżeby nie miał dogodzić temu życzeniu? Przestał na parę chwil posługiwać się rękami i złożył na ustach dziewczyny długi pocałunek, wchodząc w nią powoli. Akcentował każdą chwilę, kiedy jego męskość zatapiała się w dziewczynie, aż w końcu, kiedy tylko upewnił się, że wyżyny, na które wspinał się, pozwolą dziewczynie zapamiętać go na długie dni, począł rytmicznie posuwać dziewczynę. Z jakiegoś powodu nie tak odległe parsknięcia koni i klaczy sprawiały, że przesycona zapachem siana, gęsta atmosfera stajni zgęstniała jeszcze bardziej, niczym melasa lub lepkie wnętrze dziewoi, które co parę krótkich chwil dawało znać o sobie mokrym dźwiękiem. Wreszcie, pociągnął dziewczynę lekko za jej włosy koloru zboża i dogadzał jej, tak, jak sobie tego życzyła. Najpierw od przodu, potem od tyłu - i mógł sobie ją ciągnąc za włosy do woli - aż w końcu Elna wskoczyła na Bharriga, i zaczęła go ujeżdżać, coraz szybciej i szybciej, jęcząc przy tym na całego, i lekko drapiąc pazurkami tors Krasnala. Co pewien czas nawet wplatała palce w jego brodę, gładziła ją, nawet lekko ją ciągnęła… szalała na nim na całego.
Bharrig, chcąc wygodzić chutliwej dziewce, złapał jej pośladki w dłonie, a następnie wyszeptał ledwie zauważalnie zaklęcie, które wyostrzało zmysły. Przez parę krótkich chwil obserwował z satysfakcją, jak źrenice Elny rozszerzyły się, kiedy doznania zmysłowe nagle zostały spotęgowane odpowiednio przez błogosławieństwa Pana Lasu. Rytmicznie zanurzał się w niej i powracał, coraz szybciej i szybciej, a twarz Elny nabrała wyrazu, który świadczył o jakiejś dziwacznej mieszance błogości i niepoznanych wcześniej uczuć. Zaiste, upojenie dziewczyny sięgało zenitu, a wnioskując o jej pulsującym wnętrzu, ten raz dla Elny był jak ten pierwszy.
Gdzieś tam, na obrzeżach świadomości Bharriga powstała myśl, że może dobrze, że i do wszystkiego nie mieszał różdżki z magicznego kramu gnoma. Magia bowiem w takich akcesoriach czasem bywała kapryśna i nie była zabezpieczona odpowiednimi sigilami przez magów, a jęki, ciepło i fluidy wypływające z mokrej kobiecości Elny mogły wzbudzić zaklęcia w niej zawarte, powiększając magicznie zarówno jego, jak i ją. Jeśli tak byłoby w istocie, to oni, niby jako para ogrów, rozstrzaskaliby stajnie aż do fundamentów i spłoszyli konie, a okolica napełniłaby się jednostajnym dudnieniem i głośnym nawoływaniem Elny, a ludziska dziwowaliby się na rzecz niecodzienną, to jest zadkowi dziewki obnażonemu niczym księżyc w pełni i męskości Bharriga, która byłaby wtedy wielkości pnia dojrzałej jabłoni.
- Ah!! Ahh!! - Dziewoja już nie jęczała, ona wprost krzyczała ujeżdżając szaleńczo Krasnala… i oboje byli o krok od spełnienia, co było wyraźnie wyczuwalne pulsowaniem obu połączonych ze sobą ciał w tym jednym miejscu… i nagle obie dłonie Elny znalazły się na szyi Druida, i mocno zacisnęły na jego gardle.

Bardzo, bardzo mocno.

Dziewoja urwała nagle cwał, siedząc na Bharrigu, mocno go obejmując udami, po czym z wrednym uśmieszkiem wpatrywała się w zdziwioną twarz kochasia, po prostu go… dusząc.

Przykre zakończenie zabawy, które wkrótce mogło się skończyć jeszcze gorzej, przywołało Bharriga do rzeczywistości. Najpierw, założywszy, że jest to jakaś krotochwila wyposzczonej dziewki, postanowił przemówić jej do rozsądku, złapawszy za ręce i próbując dać odpór. Musiał przyznać, że uścisk miała całkiem silny jak na dziewczynę ze wsi… Zupełnie jak jej brat! Więc oboje mieli w sobie, zdaje się, krew olbrzymów!

- Zostaw - wycharczał Bharrig. - Bo nie dojdę - pomimo uścisku, starał się nie tracić rezonu. Elna jednak nie reagowała, wpatrując się nadal wrednie w twarz Druida, nadal go dusząc… siłowanie się z nią nic nie dawało! Ta wiotka dziewoja, miała większą krzepę niż Krasnal!!

A jakby tego wszystkiego było mało… ona nagle zaczęła się przemieniać. Jej ciało zafalowało, po czym zmieniło kształty, stało się bardziej przysadziste, bardziej… owłosione. Po chwili na Bharrigu siedział Bharrig, szczerząc głupio mordę, i nadal go dusił. Nie to jednak było najgorsze.

Oni się dotykali nagimi penisami i jądrami.

Wyglądało na to, że żarty się skończyły. Cokolwiek siedziało na krasnoludzie, potrafiło zmieniać kształty tak samo, jak on i być może właśnie ten sam scenariusz był z bratem dziewczyny. Cóż, tak to bywało na szlaku - raz trafi się córka młynarza, a czasem bestia, co pod pozorem człowieka łowi podróżnych niby modliszka. A co do nagich penisów i jąder, cóż, Bharrig nie wybrzydzał, wszakowoż niektórzy młodzieńcy ze swoją pięknością mogli konkurować z niewiastami - aczkolwiek nie ten tutaj. Ostatecznie, efekt po przemianie nie był taki zły, bowiem Bharrig mógł po jego przemianie skończyć ze swoim przyrodzeniem w innym otworze ciała, a który był na takim samym poziomie, jakie mają niewiasty.



Druid sięgnął po swoją zmianę kształtu - jego oczy zmieniły kolor na żółty, skóra pokryła się łuskami, szyja stała się grubsza, a jego twarz, czy też raczej paszcza, urosła do sporych rozmiarów jaszczura. Zdało się, że był większy od tamtego.
Ledwie Druid dokonał przemiany, stając się Dinozaurem, podwyższenie stajenne zatrzeszczało pod ciężarem 4.5 tonowego(!) gadziego cielska, po czym wszystko runęło w dół.

Bharrig-dinozaur, Elna-Bharrig-coś, masa drewna, siana, wszystko runęło parę metrów w dół… na jednego z koni. Kupa hałasu, zamieszania, ni-to-ludzki pisk, rżenie konia, trzask łamanych kości. Oj narobił się burdel nie z tej ziemi.

Dinozaur spadł na konia, zgniatając go ze skutkiem prawie śmiertelnym. Dinozaur przywalił i w jedną z zagródek, odczuwając to równie boleśnie co sam upadek. Reszta rumaków rżała co chwilę ze strachu… a może to były końskie śmiechy?? Elna-coś wylądowała w sumie na przemienionym Druidzie, po czym otrurlała się gdzieś w bok…
Allozaur-Bharrig podniósł się. Konia dało się uleczyć potem - być może. Nie miało to jednak większego znaczenia. Przeciwnik był gdzieś tutaj, a co gorsza, jego przyjaciele z drużyny nie mieli świadomości, że zajazd skrywał monstra, które chciały ich uśmiercić. Druid także wyostrzył swoje zmysły - dinozaur przez parę chwil mruczał - druid szukał go wzrokiem i węchem, który zyskał po przemianie… chwilę czasu mu to zajęło, w końcu jednak zauważył Elnę. Chowała się nagusia w kącie, pod dziewczęcą postacią, w dłoniach ściskając widły. Minę miała zaciętą…

Od dinozauro-druida oddzielało ją dobre 10 metrów, dwie zagrody, i jeden koń.

Druid ponownie poświęcił parę krótkich chwil, nasłuchując i wypatrując - jego słuch wyostrzył się pod wpływem zaklęcia i jego nowej formy. Był pewien, że rumor wkrótce miał zwabić kogoś do stajni. Chciał wiedzieć, ile miał jeszcze czasu.

Druid podbiegł nieco bliżej do nagiej dziewczyny i przemówił niskim, gardłowym głosem, jaki tylko mógł wydać z siebie allozaur:

- Widziałem twojego brata i jego siłę. Jesteście tacy sami. Gadaj, czym jesteś i dlaczego chciałaś mnie zabić, a być może nie zakończysz swojego życia w tej paszczy.
- Heh… - Parsknęła dziewoja, po czym rzuciła owymi widłami w dino-druida. Te wbiły się w jego cielsko, i zabolało.
- Zatem niech będzie - rzekł druid, po czym zaczął mruczeć zaklęcie, którego celem była złowroga dziewoja. Jej ciało pod wpływem zaklęcia nagle zafalowało, skurczyło się, i…


… niegroźne zwierzątko trzymało się zagrody, by z niej nie spaść…
Druid nie przyglądał się jednak zbyt długo - przede wszystkim, potrzebował swojego ubrania, gdzie miał ukrytą różdżkę leczenia ran. Potrzebował także znaleźć Geriego i zawiadomić resztę towarzyszy, że zajazd był miejscem, gdzie było coś rzeczywiście nie tak. Na początku, powrócił do swojej zwykłej, krasnoludzkiej formy, rozglądając się po pobojowisku, jakie sam uczynił, zawalając podwyższenie stajni z której wcześniej oboje spadli.

- Nieładnie... - Powiedziała nagle Elna, kiwając przecząco paluszkiem do Druida, będąc ponownie, w swojej ludzkiej, nagiej postaci. Następnie warknęła, po czym zaczęła uciekać zwinnie prześlizgując się między kolejnymi zagrodami, uciekając jak najdalej od Bharriga, i w końcu opuściła stajnię jakąś… małą dziurą w ścianie?
Bharrig, podejrzewając, że dziewczyna - lub potwór pod postacią dziewczyny - uciekła, ponieważ była zaskoczona zaklęciami i wielkim jaszczurem, po prostu postanowiła uciec i przegrupować się. Wskoczenie w dziurę, na ten moment, wydawało się druidowi co najmniej słabym pomysłem. Dziura mogła wieść dokądkolwiek. Stąd też, będąc ciągle nagi, pospiesznie zaczął zbierać swoje rzeczy z pobojowiska-rupieciarni, wymieszanego drewna i siana.

- Idź w diabły, demonie - warknął na odchodnym, i przypomniawszy sobie także o tygrysie, zawołał: - Geri, do mnie!

Gdy Druid się ubierał, przyczłapał w końcu tygrys… z bełtem od kuszy w boku. Geri warknął jakoś tak słabo, po czym będąc już obok Druida, położył się, ciężko dysząc. Krasnolud z kolei, wpatrując się w pocisk w ciele zwierzęcego towarzysza, zauważył oprócz spływającej po tygrysiej skórze krwi, również jakiś zielony płyn. Szlag…

Bharrig, widząc, że sprawy stały się poważne przez duże “Pe”, sięgnął po różdżkę uleczenia ran, którą skierował najpierw na siebie, a potem na tygrysa, uprzednio wyszarpnąwszy tkwiący w jego skórze bełt. Zdało mu się, że znał ten specyfik - jakaś trucizna, zdaje się, ale na szczęście miał przy sobie także zestaw antidotum. Przez chwilę doglądał to siebie, to tygrysa - na szczęście, rany Bharriga były tylko zadrapaniami i kłutymi od wideł, toteż czas poświęcił tygrysowi, identyfikując truciznę, przyglądając się zielonkawej cieczy. W międzyczasie nasłuchiwał odgłosów dochodzących z zajazdu.

Wkrótce usłyszał nawoływania Orczego Paladyna:
- "Macie jedną szansę aby się poddać osądowi! Potem spotka was pełen gniew paladyna Regathiela!"

- To jest złe - rzekł druid, opatrując rany tygrysa i aplikując antidotum. - Naprawdę, kurwa, złe.

Wyglądało na to, że zajazd i jego mieszkańcy byli czymś w rodzaju pułapki, na którą dali się nabrać śmiałkowie. Cóż, druid musiał przyznać, że od teraz na wszelki wypadek każdego karczmarza będzie sprawdzać, a tak w ogóle to już chyba najlepiej było nocować w głuszy. Na szczęście, Geri żył, nieznacznie tylko osłabiony przez truciznę, a więc mogli poszukać pozostałych towarzyszy, odpowiednio dokonawszy zwiadu. Co do dziewki, miała szczęście, że okazała się tym razem silniejsza od klątwy - jeśli spotka ją kiedyś jeszcze, zapewne sięgną jej pazury tygrysa.

- Geri, idziemy - rzekł do tygrysa, który czuł się nieco lepiej.

Zamierzał iść w stronę głosu paladyna - jednak wiedząc, że osada była niebezpieczna, zamierzał to zrobić bardzo ostrożnie. Po drodze do kompanów wiele rzeczy mogło się zdarzyć.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 27-07-2021, 08:41   #38
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Po wejściu do kuchni, Paladyn ujrzał dziewoję siedzącą bezczynnie przy małym stole z pochyloną ku blatowi głową, ale na jego widok aż się poderwała z miejsca, przecierając policzki.
- W czymś… pomóc… panie? - Wydukała, patrząc na niego niepewnie.
Endymion znieruchomiał na krótki moment… nie wiedział czego się spodziewał przychodząc za dziewczyną, ale… chyba niczego.
- Tak, ja… znaczy Agamemnon, mój towarzysz… gryf… - zawiesił się na moment i spuścił ręce po czym je rozłożył i uśmiechnął przepraszająco jakby go przyłapano na drobnym kłamstewku - Wszyscy się rozeszli, a mi brakuje towarzystwa i nie chce mi się spać. Liczyłem, że może tu je znajdę… - uniósł brwi pytająco, dając dziewczynie czas na ewentualny protest lub znalezienie wymówki.
- Jestem Endymion. Paladyn Shelyn, pani miłości i muzyki, oraz Regathiela boga służby i rycerskości.
- Yyyy… a ja Amza… - Wydusiło z siebie dziewczę, najwyraźniej przytłoczone tytułami Paladyna.
- Nie zechciałabyś może dotrzymać mi towarzystwa? W moich stronach mówi się, że gdy nocą, taką jak ta, wieje zachodni wiatr stare drzewa opowiadają historie poprzez usta nowych przyjaciół - uśmiechnął się lekko i zachęcająco starając się jak mógł aby pomimo wielkich kłów i orczej aparycji wyglądać łagodnie jak baranek…
- Ork, jako Paladyn? Nigdy nie słyszałam o czymś t… znaczy się… przepraszam… panie… - Amza wbiła spojrzenie w podłogę. Głęboko westchnęła, jakby ze smutkiem.
- O czym chciałbyś porozmawiać panie? - Spojrzała ponownie na Endymiona, wysilając się na słaby uśmiech, ale w jej oczach zamigotały łzy.
Paladyn posmutniał wraz z dziewczyną gdy ta zgasła… tak bardzo zgasła gdy tylko czymś się szczerze zainteresowała, gdy coś ożywiło jej serce. Była ganiona. O raz, albo o trzy, albo o tysiąc razy za dużo ktoś sprowadzał ją do parteru gdy tylko czymś się zafascynowała na tyle by okazać emocje.
Szybko skrył swój smutek pod uśmiechem, to nie o niego tu chodziło.
- Nie musisz mi mówić per “pan” - zaproponował po czym dodał - chyba, że tak jest ci wygodniej. Wtedy to przeżyję. Mogę się dosiąść? - zapytał wskazując drugie krzesło przy stole.

Odsunął sobie krzesło i obrócił je, siadając okrakiem z oparciem między nogami tak, że opierał się o ścianę… aby możliwie zminimalizować presję jaką Amza mogłaby na sobie odczuć ze strony wielkiego orka.
- Mam nadzieję wymienić historie - uśmiechnął się zachęcająco - ja zacznę.

- Bhaal, pan mordu umarł. Lecz przed śmiercią spłodził legion śmiertelnych potomków, a ślady ich przejścia znaczył chaos.

- Jest to historia Kyle. Kyle była jednym z jego potomków. Przeklętą duszą skazaną na niepokój. Skazaną by nigdy nie żyć dla siebie. Jej matka była kultystką Bhaala i nigdy jej nie kochała, na pewno nie bardziej niż swego mrocznego boga. Gdy krew boga mordu zaczęła w niej się budzić obdarto ją nawet z jej imienia. Nazwano go… znaczy JĄ Kinbarak. Nieludzko. Bezosobowo. Nie była dla nich dzieckiem. Nie była nawet człowiekiem. Była narzędziem. I Kinabarak nie protestowała. Kinbarak nie znała nic innego. Nie miała nigdy innej rodziny. Nie wiedziała, że można być szczęśliwą. Nie wiedziała, że można być kochaną - Endymion pozwolił słowu przebrzmieć krótką chwilę.
- Gdy Kyle była trochę starsza od ciebie było w niej bardzo niewiele z człowieka. Była dopiero kształtowaną bronią. Pełną żalu do świata, z sercem okrytym brudnymi łuskami ze smutku i nienawiści.

- Wtedy też działo się coś innego. W Neverwinter inkwizytor Tomanak zbierał wsparcie aby uderzyć w ten kult. Zebrał najemników, paladynów i śmiałków mających ukrócić plugastwa i zło jakiego dopuszczał się kult. Do śmiałków należała również Aerithe. Ona była bardką, wyznawczynią Sune. Wierną służką Pani Wszystkiego co Piękne. Idąc do zrujnowanego pałacu który kult uznawał za swoją siedzibę szykowała się aby przyłożyć się do pełnego zakończenia ich wszystkich żywotów.

- Walka była krwawa, ale szybka. Kultyści nie byli przygotowani i niewielu z nich było wojownikami. Kinbarak odnalazła Aerithe. Grymas gniewu na jej dziewczęcej twarzy wyglądał bardziej uroczo niż groźnie, ale w sposobie w jaki dzierżyła topór widziała umiejętności. “Dziecię Bhaala?” szepnęła sama do siebie nie rozumiejąc do końca jak dziewczyna może nieść w sobie to straszliwe zło o którym inkwizytor jej opowiadał. Zrozumiała gdy Kinbarak rzuciła się do ataku. Była agresywna, szybka. Z każdym atakiem wydawała z siebie okrzyki jak barbarzyńcy z dalekiego południa.

- Ale Kinbarak nie była jeszcze wojowniczką. Była dzieckiem któremu dano do ręki broń. Aerithe widziała… z każdym atakiem dziewczyna się otwierała. Każde jedno machnięcie topora wystawiało ją na precyzyjne i śmiertelne dźgnięcie rapiera. Jednak ono nie nadchodziło. Aerithe nie mogła się na to zebrać. Nie mogła odebrać życia które… nigdy naprawdę nie żyło.

- Ale to nie tylko to. Temu dziecku odebrano wszystko. Jego ojcem był Bhaal. Pan Mordu. To miało określić kim ono się stanie. Miało zdecydować o jego przeznaczeniu “a ślady jego przejścia znaczyć miał chaos”. Należało goJĄ zabić. Tak mówił Tomanak, ale Aerithe zawiodła go. Nie potrafiła zabić tej dziewczynki. Dlatego cały czas ignorowała luki w jej obronie. Dlatego jedynie unikała jej ciosów i zbijała je. Dlatego nie wezwała pomocy, choć jej dzikie okrzyki już musiały zawiadomić pozostałych. Już tutaj szli. Już tutaj biegli. Zabiją ją… zabiją tę nieszczęsną dziewczynkę… Nie potrafiła znieść tej myśli. Nikt nie powinien umierać mając w sobie nic poza tą ziejącą pustką. Słowa pieśni same jej się ułożyły… Kinbarak z początku nie słuchała, ale Aerithe wciąż śpiewała. A w jej słowach kryła się magia.

Śpiewała o złu które jest na świecie.
O utraconych szansach.
Ale z czasem, z każdym kolejnym wersem coraz
mocniej, coraz wyraźniej mówiąc o samotności
i o dzieciach którym odmówiono dzieciństwa.

- Przestań! - warknął Endymion jego twarz przedstawiała teatralny gniew, ale i smutek… jakby zaraz miał pęknąć - ryknęła gdy pierwsza łza spłynęła jej po policzku i już nie mogła udawać, że nie dostrzega jak bardzo o niej jest ta pieśń… gdy nie mogła już nie rozumieć jak wiele jej odebrano. Zwykłe słowa, zwykła pieśń nie byłaby w stanie przedrzeć się przez mur nienawiści i gniewu który przez lata zbudowano wokół serca dziewczynki, ale Aerithe wplatała magię w każde słowo, w każdą sylabę. Była bardem i to bardem który właśnie miał “swój moment”, gdy słowa same płynęły przez jej usta.

Motyw płynnie przeszedł do nadziei.
I do odkupienia…

- A ataki Kinbarak stawały się coraz słabsze... coraz powolniejsze…
Łuski szału i nienawiści odpadały z jej serca i rozsypywały się w proch.

- Gdy wreszcie przybiegli inni nie zostało z nich już nic. Jedynie dziewczynka, wypłakująca się w pierś pierwszej osobie która otoczyła ją ramieniem i okazała odrobinę ciepła. A Aerithe jej na to pozwalała… głaszcząc ją delikatnie i wciąż po cichu intonując pieśń, ale teraz już była ona pełna nadziei. Teraz już mówiła

Wszystko będzie dobrze

- Wszystko. Będzie. Dobrze. - Endymion powtórzył słowa jeszcze raz. Niby powtarzając słowa pieśni Aerithe, ale naprawdę wypatrując emocji jakie wzbudzą one w Amzie.

- Nawet inkwizytorskie serce zmiękło na ten widok. Aerithe przyjęła Kyle pod swoje skrzydła. Zabrała ją od zła. Wyciągnęła z mroku w którym się Kyle się urodziła i pokazała światło. To była trudna historia. Dziewczyna potrzebowała całych lat aby nauczyć się ufać, ale jak każdy z nas, tak naprawdę pragnęła miłości i ciepła, a Aerithe chciała jej je dać. Razem, wspólnym wysiłkiem, odzyskały dla niej życie które jej skradziono gdy się tylko urodziła.

Endymion opowiadał powoli, dając Amzie czas. I bardzo uważnie obserwując jej reakcje, wypatrując czy w którymś z momentów dziewczyna dostrzeże w Kyle samą siebie i modlił się do Shelyn aby tak nie było… “Jest dość bólu w tym świecie… niech Amza nie będzie kolejnym jego nosicielem…”

Dziewoja spokojnie słuchała opowieści Orka, a jej twarz wyrażała jedynie skupienie. Gdy Endymion zaś skończył mówić, po policzkach Amzy spłynęły łzy… po chwili skryła zaś buzię w dłoniach, i zaczęła szlochać na całego.

Serce Endymiona pękało gdy tracił wszelką wątpliwość. Amza widziała w Kyle siebie samą. Prawdopodobnie była kolejnym odebranym życiem. Kolejnym dzieckiem któremu odmówiono dzieciństwa.

Powoli, bardzo powoli, jakby starając się być niewidzialnym uklękną przed Amzą. Gdyby podniosła spojrzenie dostrzegła by orka ale który wcale jak ork nie wyglądał. Jakby współczucie, żal i chęć pomocy… te szkliste oczy jak na kilka momentów przed spływającą łzą były maską o całe nieba ważniejszą, bardziej determinującą go niż jego rasa.

Położył dłoń na jej ramieniu i gdy nie zaprotestowała objął ją, przyciągając odrobinę do siebie… nie używał siły. To było tylko i aż zaproszenie…

- Wiele, wiele lat temu byłem jednym z tych dzieci którym odmówiono dzieciństwa. Nie znałem miłości ani życzliwości. Żyłem szałem który wciskano mi na siłę do głowy. Wiele lat minęło nim ktoś wyciągnął do mnie rękę. Nim ktoś przejrzał przez tę skorupę i dostrzegł, że jestem czymś więcej niż barbarzyńcą, że jestem osobą. Nie chciałem go wtedy słuchać. Nie chciałem uwierzyć jak bardzo nieszczęśliwy byłem. Ale jednak wyciągnął do mnie rękę. I gdy na niego plułem, gdy kazałem mu iść do diabła, gdy chciałem go zabić on wciąż trzymał ją wyciągniętą tak długo póki jej nie chwyciłem i na bogów, to był ten moment gdy ten człowiek oddał mi moje życie. To nie było łatwe… - Endymion nie mówił czystej prawdy, ale też nie kłamał… tych osób było więcej i aby utrzymać historię prostą połączył je wszystkie w jedną.
- Płakałem wtedy, krzyczałem w złości i rozpaczy gdy wyrzucałem z siebie całe lata zła które mnie spotkało… i które je czyniłem. Ale każda spływająca łza to była jedna łuska apatii, samotności lub nienawiści która opadała z mojego serca. I płakałem długo. Całe miesiące mi zajęło nim je w końcu oczyściłem i potrafiłem myśleć o przyszłości ze spokojem ducha - Paladyn dał jej chwilę aby przyswoiła jego słowa.

- Amza, kruszyno… spójrz na mnie - poprosił ją delikatnie ujmując jej twarz w dłonie - Teraz ja wyciągam do ciebie rękę. Chcę oddać Ci twoje życie. Twoje dzieciństwo. To nie będzie łatwe. Niekoniecznie będzie idealnie i zdecydowanie to nie będzie jeszcze moment “i żyli długo i szczęśliwie”, ale chcę spróbować. Chciałabyś tego? - Ork dał jej moment… aby mogła od razu przytaknąć jeśli decyzja byłaby dla niej oczywista...

Z oczu dziewczyny spływały łzy na policzki, a jej usteczka lekko drżały. Zresztą, Amza drżała na całym ciele, próbując coś powiedzieć, jednak łamliwy głosik jakoś nie pozwalał.
- Ty… wy… wy wszyscy… wszyscy tu zginiecie... - Wyszeptała w końcu, z przerażeniem wymalowanym na twarzy, gdy Paladyn tak trzymał jej buzię w dłoniach, gdy byli dosyć blisko twarzą w twarz. Jakoś tak przeszły go dreszcze.

Endymion znieruchomiał na moment. To absolutnie nie była odpowiedź której się spodziewał. Czy ten zajazd był obszarem działania jakiegoś kultu? Aż tak bardzo trafił z opowieścią o Kyle? Rozejrzał się błyskawicznie po pomieszczeniu.
Rozważał kilka opcji… sekundy dłużyły się jak godziny gdy próbował sobie przypomnieć gdzie rozeszli się jego towarzysze.
- Chodź ze mną - chwycił ją za rękę, chcąc poprowadzić drzwiami kuchennymi do głównej sali, a jego magiczny pas przeistaczał się w krótki miecz.
A wtedy dziewczę zaszlochało, wyślizgując swoją małą dłoń z łapy Endymiona, i wskazując paluszkiem właśnie na owe drzwi. Z głównej sali, do kuchni, wlatywała chmura jakiś białych, podejrzanych oparów, na co zapłakana Amza cofnęła się o kroczek w tył.

Endymion wzniósł głowę do góry
- Wiara! Bywaj! - ryknął z całą swą mocą licząc, że jego okrzyk dosięgnie towarzyszy.
- Jest stąd inne w... - zapytał, i nie dokończył, widząc drzwi kuchenne, prowadzące na zewnątrz, gdy jego pas przeistaczał się w wielki dwuręczny topór. Owe drzwi okazały się jednak po chwili w jakiś dziwaczny sposób wyjątkowo mocno zamknięte…
- No to je zrobimy! - warknął biorąc zamach adamantytowym ostrzem. Ciężkie ciosy piekielnie ostrej magicznej broni wchodziły w drewno jak w masło… i nagle Paladyn zauważył, iż mgła była praktycznie już w całej kuchni, a dziewoja nagle padła z łoskotem na podłogę.
- Agamemnon! - ryknął Ork, wiedząc iż jego towarzysz został w głównej sali.
- Zapraszam do nas - Odezwał się stamtąd głos karczmarza. A sam Endymion, otoczony białą mgłą o dziwnym zapachu, kaszlnął może raz, czy dwa, nic więcej się jemu jednak nie działo…
Ork wstrzymał oddech. Oparł się pokusie wzięcia jednego większego przed tym, ale musiał. Dokończył wyrąbywanie przejścia na bezdechu, wziął nieprzytomną Amzę w ramiona i wybiegł z nią na zewnątrz dopiero tam łapiąc oddech. Odłożył ją mniej delikatnie niż by chciał na trawie, ale nie było czasu.

- Macie jedną szansę aby się poddać osądowi! - rzucił w stronę zajazdu - Potem spotka was pełen gniew paladyna Regathiela!
Nie wierzył by przyjęli jego ofertę. Raz w życiu mu się zdarzyło aby to rzeczywiście się powiodło, ale w ten sposób przede wszystkim oczyszczał własne sumienie przed rzezią jaką prawdopodobnie miał tu za chwilę urządzić.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 27-07-2021 o 08:44.
Arvelus jest offline  
Stary 29-07-2021, 21:06   #39
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Zachodnie Ziemie Centralne
Gdzieś na szlaku



Zajazd
Wieczór






Mniszka odpoczywająca na piętrze w izbie, zrobiła się nagle bardzo senna, i ledwie zdążyła zrobić dwa kroki w kierunku łoża… padła na nie, już w locie, zamykając oczy. Dziwne.

~

Gabriel zaprosił karczmarkę do wspólnych zabaw kąpielowych, i było w sumie bardzo miło. Dojrzała kobieta miała kształty niczego sobie, a jej nagie piersi były naprawdę miłym widokiem. Wieszcz siedział nagi w balii, ona się powoli rozbierała… i nagle mężczyzna poczuł się bardzo, bardzo śpiący, i po prostu zamknął oczy, “odpływając”. Tak po prostu. W jednej chwili małe igraszki, w następnej wszystko spowił całun ciemności.

~

Po dotarciu na pięterko, Deidre sama się zastanawiała, dlaczego posłuchała Zanaca, a gdy ten ją zaprowadził do jego izby, to już w ogóle…

Na łóżku siedział Tavorfo, świecąc dużym paluchem lewej stopy przez dziurawą skarpetkę, a bawił się jakimiś sznureczkami nawlekanymi na palce, tworząc z nich dziwaczne wzorki. Spojrzał na Zaklinaczkę, kiwnął głową, po czym wrócił do swojego zajęcia.

A sam Bard…
- No wchodź, wchodź, Deidre, mam ci do pokazania magiczną księgę. Chyba cię zainteresuje, bo dotyczy… - Nie dokończył dotykając wymownie własnego czoła, tam gdzie sama Zaklinaczka miała rogi.

Po kilku dłuższych chwilach Deidre z zaciekawieniem przeglądała ową księgę, a spisane w niej informacje, nawet ją zainteresowały. Nagle jej się wielce ziewnęło… i znowu… i “bum”. Opadła czołem na przeglądany właśnie wolumin. A stojący obok niej Zanac, uśmiechnął się złowieszczo, po czym pogłaskał ją po głowie.

~

Kąpiel Kargara miała naprawdę nietypowy finał. On kompletnie nagi, ona już praktycznie również… i nagle długa, pojawiająca się cholera-wie-skąd szpila, została wbita od boku w jego gardło. Wojownik niedowierzając obrotowi spraw, zacharczał jedynie, kompletnie zaskoczony, po czym zwiotczał w balii, zalewając się własną krwią…


***

Druid i Paladyn spotkali się w końcu na zewnątrz głównego budynku, nie bardzo rozumiejąc co się dzieje, jednak bez dwóch zdań działo się coś niedobrego. Zajazd był pułapką, pułapką na nich wszystkich. Wyjaśnili sobie bardzo krótko, co którego spotkało, gdy...

- Zapraszamy do nas! - Rozległ się z wnętrza budynku głos karczmarza - Trzeci raz powtarzał nie będę, i będzie jeszcze więcej trupów!!

Bharrig i Endymion spojrzeli po sobie.

Po chwili weszli do budynku.


Druid, tygrys, i Paladyn znaleźli się wewnątrz zajazdu spowitego dziwaczną mgłą, ograniczającą widoczność do zaledwie 2-3 metrów. Wszędzie cisza, wszędzie białe opary, w głównej sali chyba nikogo nie było...

- Tutaj jesteśmy! - Głos karczmarza dochodził zza baru?? Nikogo tam jednak nie było… była za to otwarta klapa w podłodze, prowadząca do jakiejś piwniczki?

- No dalej, śmiało! Towarzysze czekają! - Zarechotał karczmarz.

Drewniane schody w dół, a tam już prawie wcale tej cholernej mgły, za to troszkę ciemniej, co jednak obu nie przeszkadzało… a właściwie całej trójce. Tygrys miał pewne problemy z pokonaniem owych schodów, i wprost zjechał po nich dosyć boleśnie w dół, jednak nie zrobiło to na nim prawie żadnego wrażenia.

To, co tam zastali, jednak już tak.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XtkCkMwmqVU[/MEDIA]

Nagi, nieprzytomny Kargar, wiszący do góry nogami, z rękami skrępowanymi na plecach, a przy nim przeklęty karczmarz, ze sztyletem przy… zabandażowanej szyi Wojownika. Na opatrunkach przebijały ślady krwi, a więc już wcześniej towarzysz był zraniony w czułe miejsce? A teraz mógł mieć w każdej chwili poderżnięte gardło jednym ruchem.

Naga, leżąca na brzuchu na przewróconej beczce - do której również była przywiązana - nieprzytomna Deidre… którą brał sobie od tyłu przeklęty Bard, trzymający blisko nasady jej karku sztylet.

W podobnej pozie, również naga i związana Amara, pilnowana jednak jedynie przez Szermierza, którego szpada spoczywała na karku dziewczyny.

Młody gnojek(syn karczemnej parki z piekła rodem) stojący z kuszą wycelowaną w przybywające trio, z bełtem na niej, ociekającym jakimś zielonym paskudztwem.

Gabriel… Gabriel leżał przywiązany do stołu za wszystkie cztery kończyny. Nagi, leżący na nim na plecach, zakneblowany, właśnie został spoliczkowany przez samą karczmarkę, odzyskując przytomność… przez karczmarkę i jej córkę, z twarzami zabrudzonymi krwią. Krwią Wieszcza, krwią jego wnętrzności, które miał wyprute z otwartego brzucha, a którymi obie się właśnie pożywiały.

Jego wrzask, gdy zdał sobie sprawę, co się dzieje, wstrząsnął by nawet nieumarłym.

- To jak, poddajecie się, i zginie co drugi, czy będziecie się stawiać, i zginą wszyscy? - Karczmarz wrednie się uśmiechnął do Druida i Paladyna.







***

Komentarze. Jutro.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 30-07-2021, 08:07   #40
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Zapraszamy do nas! - usłyszał głos karczmarza. - Trzeci raz powtarzał nie będę, i będzie jeszcze więcej trupów!!

Druid spojrzał na paladyna. Jasne było, że wchodzą w zasadzkę, ale teraz, skoro byli już przygotowani, być może byli w stanie odbić swoich towarzyszy. Lub przynajmniej zmniejszyć straty.

Bharrig przypomniał sobie, jak nie tak dawno opuszczali las, który był strzeżony przez elfy. Jakim cudem elfy nie ostrzegły ich przed czymś, co ostatecznie nie było tak daleko od Rozciągniętego Lasu, tego mógł się tylko domyślać.

Oczywiście, druid wiedział, że to wszystko było pułapką. Być może nie pułapką zastawioną konkretnie na nich, ale na podróżników na drodze. Karczmarz i jego żona, a także dzieci były niewątpliwie jakimś rodzajem zmiennokształtnych, którzy ustawili się na drodze, aby żywić się mięsem podróżników. Druid miał sporo szczęścia – jeśli po drodze spotkałby nie dziewoję, która wzięła go za zwykłego durnia, który chciał chędożyć naiwne dziewoje na szlaku, a kogoś znacznie bardziej wprawnego w technikach umysłu, to mógłby skończyć jak reszta swoich towarzyszy.

Dla druida jasną sprawą było, że wchodzenie w negocjacje z nimi było próżną sprawą, a próba złożenia broni zakończyłaby się pożarciem wszystkich bez wyjątku. Jedyne, co przeczuwał, to to, że wkrótce ich spętani towarzysze zakończą swoje życie całkiem marnie, bowiem dopiero co u początku ich podróży i to w piwniczce jakichś kreatur, które już dawno postradały zmysły. Cóż, taki los.

Druid, zamiast marnować czas na odpowiedź, zaczął mruczeć zaklęcia...
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172