Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2021, 09:01   #140
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Rozmowy trwały jeszcze chwilę, choć nie wszyscy w nich uczestniczyli. Rita wyszła przed dom, by zaczerpnąć świeżego powietrza i pomyśleć o tym, czego dowiedziała się od Nicodemusa a Jane wybrała się w końcu do składu Bildratha. Przemiły, wręcz służalczy mężczyzna sprzedał jej pęk dwudziestu bełtów, choć po cenie wyższej, niż się spodziewała. Potwierdziły się słowa Ismarka, że kupiec nie miał w tym miejscu żadnej konkurencji i ustalał ceny podług swoich upodobań.

Wracając do posiadłości rodzeństwa, łotrzyca widziała, jak pod dom podjeżdża prosty wóz zaprzęgnięty w dwa czarne jak smoła konie. Ismark wyszedł na zewnątrz i rozmówił się z baryłkowatym mężczyzną, po czym uścisnęli sobie dłonie i szlachcic ruszył do środka po rzeczy swoje i siostry.
- Kto chce, może jechać ze mną na koźle, przyda się druga para oczu i uszu - powiedział. - Pozostali niech zajmą miejsca w wozie. Jest tak duży, że wszyscy spokojnie się zmieszczą. Do Vallaki mamy jakieś pięć godzin drogi, jeśli wszystko pójdzie dobrze, powinniśmy dojechać tam jeszcze zanim dzień się skończy.

Nie było czasu do stracenia, więc wraz ze swoim dobytkiem i towarzyszącą wam Iriną znaleźliście się w środku powozu. Ismark strzelił uprzężą i ruszyliście w końcu, zostawiając po chwili pogrążoną w ciszy Barovię za sobą. Po kwadransie minęliście drewniany most na rzece Ivlis a niedługo później szlak zakręcał delikatnie w prawo, między ciemnymi drzewami Lasu Svalich, prowadząc do kolejnego zygzaka na drodze, tym razem wiodącego w lewo. Zasnute ołowianymi chmurami niebo wpuszczało między drzewa jeszcze mniej światła, przez co zdawało się, że podróżujecie późnym wieczorem.


Niedługo później Ismark zatrzymał powóz na rozstajach dróg, a wy wyszliście rozprostować kości. Szlachcic zerknął na mapę, sprawdzając coś, a wy zauważyliście nieopodal starą, drewnianą szubienicę, która trzeszczała, gdy tylko mocniej zawiał zimny, północny wiatr. Ustawiona była na niewielkim podeście, do którego prowadziły wąskie schody, a na jej belce tańczył powoli kawałek postrzępionej liny, sprawiając, że niektórzy z was poczuli się nieswojo. Naprzeciw szubienicy rozpadający się, niski murek odsłaniał częściowo jedenaście zaniedbanych grobów spowitych mgłą.
- Ponoć pochowano tutaj ludzi straconych na tej szubienicy. Bandytów, gwałcicieli, morderców - powiedziała Irina, patrząc na wystające z ziemi kawałki płyt nagrobnych. - Jakby śmierć nie była ostateczną zapłatą za ich haniebne czyny, ustalono, że groby będą bezimienne. Aby czas zrobił swoje i po latach nikt o nich nie pamiętał.

Rozejrzeliście się. Wytarta droga rozwidlała się w tym miejscu, a drogowskaz naprzeciw szubienicy wskazywał trzy kierunki: Barovia na wschodzie, skąd przyjechaliście, Tser Pool na północnym zachodzie i Ravenloft/Vallaki na południowym zachodzie. Nagle, niemal w tym samym momencie coś przyciągnęło wzrok Sama i Jane. Podeszli do podestu z szubienicą i spojrzeli na lewo od niego. Leżał tam mały, pokryty ziemią i trawą przedmiot. Jane szybko wyczyściła go dłonią i ku ich zdziwieniu okazało się, że znaleźli srebrny gwizdek ze stylizowanym łbem wilka. Zaprawdę dziwne znalezisko w takim miejscu.

Po chwili ruszyliście dalej, obierając kierunek na południowy zachód. Wtem usłyszeliście za plecami skrzypienie dochodzące od strony szubienicy. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą dyndała zerwana lina, teraz wisiało na pętli martwe, bezwładne ciało. Wiatr powoli obrócił wiszące zwłoki w waszą stronę a Rita ujrzała tam... samą siebie. Jej martwe oczy patrzyły na nią pustym, zamglonym wzrokiem.
Pozostali zauważyli tam nieznajomą kobietę, podobną do całej reszty Baroviańczyków, których spotkali w wiosce.
- Niech to szlag - rzucił Algernon. - Przecież jeszcze przed chwilą nic tam nie było…

Ismark popędził konie, oddalając się od tego dziwnego miejsca. Las stawał się coraz gęstszy, co jakiś czas dochodziły was z gęstwiny różne dziwne odgłosy. W końcu jednak przerzedził się, otwierając się z lewej strony na rozległe pola, podczas gdy po prawej wciąż dominowały gęste drzewa. Zatrzymaliście się na popas i żeby napełnić żołądki a waszą uwagę zwróciło pole pełne strachów na wróble. Wydrążone w środku dynie służyły im za głowy, a te rozpalono od środka świeczkami, zapewne by dodatkowo odstraszyć ptaki.


W okolicy nie było widać żadnego domostwa wskazującego, by pole pełne ponurych manekinów należało do jakiegoś farmera. Co jednak najdziwniejsze, żadnych ptaków w okolicy również nie dostrzegliście a konie po jakimś czasie zaczęły rżeć niespokojnie. Sheera również wpatrywała się w wejście na pole powarkując i obnażając kły.
- Co się dzieje? - Zapytał Ismark, kończąc posiłek. - Jakieś kłopoty?
W tym momencie Couryn, Sam i Jane zauważyli coś dziwnego. Jakby kilka strachów na wróble zmieniło swoje położenie. Daliby głowę, że jeszcze przed chwilą znajdowały się w innych miejscach na polu.


 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 20-07-2021 o 09:07.
Ayoze jest offline