Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2021, 18:29   #73
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Koniec końców, towarzystwo spakowało swoje rzeczy, po czym postanowiono opuścić więzienie… broń w pogotowiu, lecz bez zbytecznego nią wymachiwania, zacięte miny, i podjazd motoru oraz pickupa do głównej bramy kompleksu…

Zdziwione miny miejscowych. Podejrzliwe spojrzenia "strażników", dużo broni w rękach tych ostatnich.
- Chcecie jechać? - Odezwał się jeden z nich - No spoko… a pożegnaliście się z Marge?
- Tak jak mówiliśmy wczoraj - odparł James - chcieliśmy jechać. Im wcześniej, tym lepiej, dalej zajedziemy. A z Marge chcieliśmy się pożegnać tuż przed wyjazdem. Czyli w tym momencie. - Wysiadł z samochodu. - Jeśli to nie będzie problem...
Klara nie wysiadła z auta, uznając że wystawianie swojej siwej głowy nie ma sensu i może dodatkowo sprowokować problemy.
Lucas spojrzał na Jamesa pytająco. Sytuacja mogła się różnie potoczyć więc był elastyczny. Mógł wysiąść i iść z nim lub zostać za kierownicą. James dał mu znać głową, by jednak został w samochodzie.

- Poczekajcie chwilę… - Powiedział jeden ze zbrojnych przy bramie, i posłał gdzieś jakiegoś młodziana.

Czekali więc. Czekali cholerne, nerwowe 10 minut.

W końcu zjawiła się " Babcia Marge", i jak zwykle była w asyście dwóch dodatkowych mężczyzn.
- Witajcie, witajcie! - Uśmiechnęła się miło, jakby nic - Już wyjeżdżacie? No cóż, szkoda… to życzę wam udanej drogi, i jak najmniej kłopotów - Uniosła dłoń w pożegnalny geście.
- Dziękujemy za gościnę - powiedział Lucas przez uchyloną szybę i machnął ręką do kobiety na pożegnanie.
Klara patrzyła na nią smutno zza okna, nadal wydawała się miła i przypominała jej własną babcię, szkoda, że w jej domu doznała, czego doznała. Nie miała zamiaru się żegnać.
- Dziękujemy za gościnę. - James uśmiechnął się. Miał nadzieję, że wyglądało to naturalnie. - I za życzenia. A wam niech się dobrze wiedzie - odwzajemnił życzenia.
Może na odjezdnym powinien był spytać o paliwo, ale nie mieli nic do zaoferowania. Prócz tygrysa, ale ten jakoś nie cieszył się powodzeniem, i znowu leżał na pace pickupa.

Brama została otwarta, i towarzystwo wyjechało z terenu więzienia… najpierw Bob na motorze, za nim Ford, którego prowadził Lucas. I tyle.

Nikt do nich nie strzelał, nikt ich nie zatrzymywał, nie działo się absolutnie nic dziwnego. Droga wolna… pojechali.

- "Żegnaj piękna" - Klara usłyszała nagle we własnym umyśle, znienawidzony już głos Yrgele.
Na co siwowłosa dziewczyna momentalnie zasłoniła dłońmi uszy, wiedziała co prawda, że to na nic, ale ten odruch, gdy coś słyszymy a nie chcemy tego słyszeć przeważył w pierwszej kolejności. Przez jej głowę przeleciały szczątki wspomnień, tych dobrych i złych, próbując powstrzymać ich natłok wyobraziła sobie samą siebie pokazującą demonicy środkowy palec.

Amy uspokoiła się(podobnie chyba jak wszyscy), po opuszczeniu tego dziwnego miejsca, po czym przytuliła głowę do ramienia Jamesa, i po kilku minutach zasnęła. Najwyraźniej tak na nią działała jazda autem… w końcu nie było jeszcze nawet południa.

Czas więc ruszyć w dalszą trasę, powrócić na własny szlak, ku ziemi obiecanej… Znaczy się, wielkiemu bunkrowi, ponoć pełnemu skarbów przeszłości.

Klara co prawda nie zmrużyła oka, jednak wyglądała przez okno będąc jeszcze bardziej milczącą niż zazwyczaj, czyli w tym wypadku po prostu zupełnie nic nie mówiła.
James rozglądał się po okolicy. Od czasu do czasu odrobinę zmieniał pozycję, starając się, by nie obudzić Amy.
Lucas milczał co było zasadniczo prezentem dla Klary. Miał swoje pytania i podejrzenia widząc jednak cierpiącą dziewczynę po prostu się nie odzywał.

Trzy godziny jazdy zdezelowaną autostradą 72 w kierunku północno-zachodnim… przerwa na siusiu, jakiś tam pseudo-posiłek w trakcie jazdy. Nudy, a za oknem pustki. Jałowe ziemie, czasem jakiś wrak innego pojazdu, ale już jako jedynie sam pordzewiały, rozpadający się blaszany szkielet...



Dojeżdżali do jakieś większej pipidówy, zwącej się Hannibal. Był i most… most łączący ze sobą stan illinois ze stanem Missouri. Most nad rzeką Missisipi, szeroką rzeką, i głęboką rzeką.

A na moście… blokada. Pasy zagracone różnym złomem, wrakami samochodów, beczkami, skrzyniami, śmieciami. I chyba nawet jakąś przyczepą od małej ciężarówki, stojącą w poprzek, niczym jakaś “brama”? I do tego ludzie. Jeden, dwóch, trzech…

- Hmmm - Stwierdził wielce elokwentnie Bob, obserwując ich przez lornetkę, po czym spojrzał po reszcie - Pobierają opłatę za przejazd kurna-jego-mać-ich-mostem?
Klara oderwała czoło od szyby. Sięgnęła po jeden ze swoich pistoletów i co prędzej zmieniła kule ze srebrnych na zwykle, zaraz po tym chowając zarówno broń, jak i srebrne naboje na miejsce. Nadal bez słowa.
James zrobił to samo, co Klara, w przeciwieństwie jednak do niej odezwał się.
- Być może pobierają opłatę - powiedział. - Albo poszukamy objazdu, albo z nimi pogadamy. Ale najpierw trzeba się rozejrzeć, czy gdzieś nie czają się ich kumple.
- Mogę spojrzeć na blokadę od drugiej strony. Na teren za tą pseudo “bramą” i zobaczyć ilu ich tam jest. To nam podpowie trochę kierunek działań. Zajmie mi to chwilę i dobrze by było żeby kto inny od teraz przejął kierownicę. - powiedział do grupy i czekał na reakcję w tym deklarację kto go zastąpi.
- A czy nie możemy po prostu stać i czekać? - spytał James.
Lucas tylko się uśmiechnął jakby lekko nie dowierzał, że ktoś może nie chcieć znać tak podstawowej wiedzy zwiadowczej o drugiej stronie. Tym bardziej, że nic ich to nie kosztowało.
- Oczywiście możemy. Skoro jednak sytuacja może się różnie rozwinąć moje moce mogą być potrzebne. Ktoś mnie zmieni za kółkiem? - ponownie podjął temat zmiany kierowcy.
- My stoimy, a ty sprawdzasz, co jest po drugiej stronie - wyjaśnił James.
Lucas czekał aż ktoś zgłosi się żeby zastąpić go za kółkiem na ten czas.
- Dobra - odezwała się w końcu Klara - jeśli się nie boisz dać mi kierownicy to na chwilę cię zastąpię, ale lepiej będzie żeby zmiana kierowcy, nie rzucała się z daleka w oczy, tym tam. Może to podejrzanie wyglądać, zupełnie jakbyśmy coś kombinowali.
- Oni też nie wyglądają na niewinnych. Możemy się trochę pogimnastykować i zamienić bez otwierania drzwi. - powiedział Lucas.
Wobec czego Klara przytaknęła głową i spojrzała na dzielącą ich Orianę, z którą to najpierw musiała się zamienić.
- Ty górą a ja dołem? - zapytała.
- A może lepiej Oriana siądzie za kierownicą? - zaproponował James. - Gdyby doszło do strzelaniny, to Klara bardziej się przyda jako strzelec.
- Bylebyśmy się pospieszyli - powiedziała Klara czekając na decyzję Oriany.
- Dobra dobra, już - Powiedziała lekarka, po czym zaczęła się gramolić ponad Klarą, jakoś nad nią przechodząc po fotelach… raz nawet parsknęła króciutko śmiechem. A Klara, gdy nastolatka się nad nią gramoliła, poczuła miły zapach… jaśminu? Po chwili obie były na innych miejscach. Teraz więc czas na gramolenie się Klary i Lucasa? Po chwili więc Lukas zamienił się z Klarą. Skupił się i użył mocy by spojrzeć na drugą stronę. Tak by móc policzyć osoby znajdujące się tam i rzucić okiem na ich uzbrojenie.
Czterech typów, uzbrojonych w karabiny… tyle Lucas dzięki swojej mocy zobaczył.
- Czterech uzbrojonych w karabiny. Tylu zdołałem zobaczyć - Lucas powiedział do pozostałych.
- Trzeba się dowiedzieć, czego sobie życzą. - W głosie Jamesa brzmiał umiarkowany optymizm. - Czterech to idealna liczba, by zatrzymywać niewielkie grupki. Są na tyle silni, by móc nam narobić kłopotów, ale nie na tyle liczni, byśmy się mieli ich jakoś specjalnie obawiać.
- Rozmowę zostawiam tobie - powiedział z rozbrajającym uśmiechem Lucas.
I całe szczęście, pomyślał James.
- Podjedź jeszcze kawałek - poprosił Orianę. - Jeszcze z dwieście metrów. Klara, sprawdź na mapie możliwość objazdu.
- Aha - odpowiedziała Klara sięgając jednocześnie po mapę. Rozwinęła ją i zaczęła sprawdzać na mapie możliwości objazdu tego miejsca.
- No cóż… - powiedziała po chwili Klara - alternatywy są ale w chuj, stracilibyśmy na nie dużo paliwa. Warto więc spróbować.
- Ruszaj zatem, Oriano - powiedział James. - Podjedź kawałek, a potem się przejdę i porozmawiam z nimi.

***

- Opłata za przejazd! - Odezwał się głośno jeden z typków na moście, nieco chowając za osłoną ze skrzyni. Do Jamesa nie celował, ale karabin miał w pogotowiu.
- Domyślam się - odparł James. - Ile zatem sobie życzycie za spokojny przejazd przez most? Żeby ten interes opłacił się obu stronom.
- Dycha za przejazd, to wszystko - Wyjaśnił typek.
Zdaniem Jamesa było to bardziej opłacalne, niż szukanie objazdu. Co prawda jeszcze bardziej opłaciłoby się wystrzelanie opłatobiorców i zagarnięcie ich mienia, no ale ludzi na planecie Ziemia było coraz mniej...
- Zdecydowanie nie jesteście tani - powiedział - ale niech będzie. A może przy okazji mały handelek? Nie macie czasem paliwa na zbyciu? Albo innych drobiazgów, przydatnych w podróży? Bo może i takim towarem ktoś wam zapłacił.
- N… - Zaczął koleś, ale wtedy odezwał się inny, wchodząc mu w słowo.
- Nie mamy paliwa. Nie mamy żadnych drobiazgów, i nie będzie tu żadnego handelku. To nie pierdolony targ u wujka Jack'a za stodołą. Płacicie, przejeżdżacie, albo spierdalaj.
- Dobra, dobra... spytać nie można? - powiedział James. - Zapłacimy. Zaraz przyjedziemy i zapłacimy.

***

Po krótkiej rozmowie z kompanami James przygotował odpowiednie fanty na zapłatę - zdobytego na redneckach colta i parę nabojów.
Podjechali więc do stanowiska 'poboru opłat', gotowi zarówno do uiszczenia opłaty za przejazd, jak i do wywalczenia przejazdu siłą.

Jeden z typków na moście wyszedł ostrożnie przed barykadę. Obejrzał colta, chwilę przy nim pomajstrował… kiwnął potakująco głową, i wyciągnął łapę po naboje. A w tym czasie zaczęto przesuwać przyczepę, "otwierając" blokadę.
James na wyciągnięte łapsko położył naboje. W liczbie dwóch sztuk, co razem dawało wspomnianą wcześniej dychę, a typek kiwnął palcami, by jechali… i tyle.

Chwila strachu, i już po wszystkim. Żadnych przekrętów, żadnego ataku, żadnych lewych numerów. Metr za metrem, oddalali się od blokady na moście, i w końcu można było odetchnąć. Koniec nerwówki, czas dalszej drogi.

- No to kolejna przeszkoda za nami - powiedział James, zabezpieczając pistolet. Zerknął na mapę. - Proponowałbym pojechać wzdłuż rzeki na północ, by ominąć szerokim łukiem Kansas City. Nie przepadam za fanatykami, bez względu na to, jakie poglądy reprezentują.
- Ale jeśli pojedziemy prosto, to i tak nie trafimy do tego miasta - dodał.
- Czyli przez Des Moines? Czy chcesz odbić wcześniej, mniejszymi drogami? - zapytała Klara.
- Tak się zastanawiam, czy nie mieliby tam paliwa - odpowiedział James. - Jeśli, oczywiście, nie zostały z miasta ruiny i zgliszcza.
- Wszędzie mogą mieć lub nie mieć- odpowiedziała Klara - to jak wróżenie z fusów. Może zgliszczy nikt nie przeszukał, może ludzie w mniejszych miejscowościach mniej go potrzebują, możemy tylko snuć założenia.
- Trzymałbym się drogi prosto. Zaoszczędzimy na paliwie a zasadzki mogą być wszędzie. - Lucasowi trasa była mniej lub bardziej obojętna ale wolał oszczędzać paliwo jeśli nie podnosiło to ryzyka znacząco.
- No to jedźmy prosto. - James nie zamierzał się spierać, a jeśli chodziło o paliwo, to Lucas w zasadzie miał rację.

Pojechali więc "prostą" trasą, bez żadnych objazdów… a co dziwne, nie mający pojęcia o tej rozmowie Bob, jadący na szpicy na motorze, również jechał w tamtym kierunku…

- Klaro, czy ty jesteś na mnie zła? - Odezwała się nagle Amy, kładąc dłoń na ramieniu wytatuowanej.
Siwowłosa dziewczyna wzdrygnęła się z początku, szybko jednak położyła dłoń na dłoni Amy.
- Nie Amy - odpowiedziała po chwili po czym zabrała dłoń.
- Ale… unikasz mnie? Zrobiłam coś? - Ciężarna drążyła temat.
- Nie Amy - odpowiedziała Klara, znów po chwili - nic nie zrobiłaś.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 21-07-2021 o 18:33.
Wila jest offline