Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2021, 13:50   #173
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wycieczka Miraki


Dzieciaki były zachwycone. Doskonałość była bowiem pięknym jasnym miastem pełnym egzotycznych, czasami skrzydlatych, istot. Dzieciarnia czuła się tu swobodnie i czemu nie miałaby. Widać było że miejscowi są pobłażliwy wobec nieletnich.. w końcu dzieci są niewinne z natury. Nawet jeśli ta teoria niekoniecznie pokrywała się z praktyką, co Kvaser raczył nawet dość głośno skomentować wspominając nie mającego dwunastu wiosen mordercy własnej siostry na którego natknął się podczas swych licznych podróży.
Niemniej Miraka nie musiała się martwić prowadząc swoich podopiecznych, tu liczna eskorta nie była potrzebna. A było tu ich wszak sporo… oprócz jej towarzysza Sermonusa, był Kvaser, Harran i była Suletu. Ten pochód oczywiście przyciągał uwagę zarówno obrońców miasta jak i mieszkańców, ale była to życzliwa uwaga. I nie zaczepiali oni przybyszy… natomiast dzieciarnia tak. Od razu rzucili się niczym stado wygłodniałych wilków na istotę o głowie psa, który przemierzał ulicę i zasypywali go pytaniami.



Psi archon zachował spokój i cierpliwość wobec napastników, spokojnie odpowiadając na pytania. A nawet biorąc na ramiona młodsze z podopiecznych Miraki i dając się cierpliwie ciągnąć za uszy. Doskonałość, może nie była najciekawszym miejsce na Wielkim Kole, ale z pewnością bardzo bezpiecznym dla dzieci. Wielki miecz który niósł archon przy sobie, obecnie spoczywający w pochwie, w każdej chwili mógł się obrócić przeciw każdemu kto zagroził by szkrabom na jego ramionach.
- Ciekawe czy któremuś kiedyś puściły nerwy i współbracia musieli wyegzekwować na nim sprawiedliwość - Kvaser zauważył raczej żartobliwie, bez negatywnych konotacji.
- Wygląda i zachowuje się jak uosobienie spokoju i cierpliwości - powiedział Harran. - Idealna niania.
- Bałbym się, że w przypadku nieco starszych, powiedzmy nastolatków, silnie dochodzi żelazna sprawiedliwość - niziołek podsumował - ale co tam. Całkiem przyjemne miejsce, może nie na emeryturę, ale na odsunięcie przez jakiś czas.

Przy czujnych uszach Miraki i dzieciakach rozmowa między załogą Destiny się w ogóle nie kleiła? A może to ich języki wymagały smarowania? Niewątpliwie najlepszym smarowidłem na takie okazje, było dobre wino lub piwo. Ale nie przy czujnym spojrzeniu rzeźbiarki, które potrafiło zabijać… rezon u każdego. Dlatego też drużyna skorzystała z pierwszej nadarzającej się okazji, by urwać spod cerberowego spojrzenia Miraki i uciec do niebios każdej drużyny awanturników. Miejscowej pijalni mocnych trunków zwaną często “karczmą” albo miejscowym wódopojem.


“Ekstaza Podniebienia, karczma w Doskonałości.”


Karczma w tym mieście była… inna od tych co dotąd znali. Zabudowana tylko w połowie, mająca tylko dwie ściany… reszta przybytku otwarta była zewnątrz i na gości, podtrzymywana kilkoma drewnianymi kratownicami porośniętymi różnokolorowymi ozdobnymi bluszczami. Nie było stolików, jedynie małe taborety przy szerokim kamiennym kontuarze z dużymi dziurami, zakrytymi drewnianymi pokrywami. Nie było tu też wielu klientów… trudno było ocenić czy to był plus czy minus sytuacji. Cała trójka awanturników urwała się z powodu… nudy. Miraka i jej podopieczni nie potrzebowali wszak ochrony w tym miejscu, a i tam gdzie podążała rzeźbiarka za ciekawie być nie mogło. No i trwało to długo, bo niesforna gromadka dzieciaków musiała zobaczyć wszystko. A zaganianie ich z powrotem to nie była robota dla bohaterów.
Kvaser zamówił piwo, zgodnie z maksymą, iż każdy próbuje mieć dobre wino, ale dobre piwo wymaga już zacięcia w temacie, stąd warto go spróbować w pierwszej kolejności. W tak zwanym międzyczasie zagaił Harrana.
- W sumie kiedy odkryłeś swój talent magiczny Harranie? Bez urazy, ale przypominasz mi kogoś, kto od dziecka był specjalny w swym środowisku - niziołek powiedział bez oceniania.
- Talent, można by rzec, sam się okrył - powiedział zaklinacz. - I to w dość wczesnym wieku. Z tym, że w mojej rodzinie to zjawisko występowało już parę razy, więc na nikim wielkiego wrażenia nie zrobiło. Być może woleliby, by talent był bardziej przydatny, na przykład sprowadzał deszcz, ale nie narzekali. Mag w rodzinie to niezła rzecz.
- Złote dziecko - Kvaser powiedział podnosząc kielich do ust - w złotej rodzinie. Dużo podróżowaliście od waszych stron czy też praca w ramach rodzinnych stron?
- Początkowo nie ruszałem się z domu... zbyt daleko - odparł Harran. - Ale potem wyrwałem się spod opiekuńczych skrzydeł rodziny. - Uśmiechnął się lekko, a potem upił łyk wina, które zdecydowanie przedkładał nad piwo.
- Nie jesteś zbyt wylewny w kwestii historii - niziołek stwierdził lekko - ja byłem kowalem.
- A co tu dużo opowiadać? - Zaklinacz pokręcił głową. - Jak to młodemu i naiwnemu marzyły mi się piękne kobiety i bohaterskie czyny... - Uśmiechnął się. - Więc robiło się różne głupstwa. A ty? Czemu rzuciłeś swoje zajęcie? W niektórych kulturach kowal jest ceniony niczym szaman.
Niziołek zaśmiał się serdecznie.
- Pochodzę z cywilizowanych rejonów, Harranie. Murowany dom, niezbyt duża osada, nawet dość często trafiały mi się fuchy na oręż od szlachty. Nie abym był jakimś mistrzem, byłem blisko i nie zdzierałem z klientów. A broń ozdobna często jedzie do kilku kowali i drugie tyle innych rzemieślników, ale oczywiście potem podpisuje się pod nią główny mistrz pomijając całą resztę zgrai - Kvaser stwierdził luźno - a często sam nawet końcem palca nie tknął metalu, zlecając wszystko czeladnikom. Ale z takiej współpracy też był dobry pieniądz, stać było nas na książki na tyle, że żona zbyt często mi tego nie wypominała, poza tym zawsze była była wymówka, że to dla dzieci - zaśmiał się - a potem wszystko się posypało - westchnął biorąc mały łyk piwa. - A były piękne kobiety i bohaterskie czyny?

Towarzysząca im Suletu milczała od bardzo dawna, jedynie obserwując wszystko wokół, i podziwiając spokojnie te wszelkie rzeczy, na jakie się natknęli… strasząc i co pewien czas malunkami na swojej twarzy co bardziej "miękkich" miejscowych. Minę miała zaś obojętną, bardziej jednak spokojną niż znudzoną. Wypiła duszkiem pół kufla piwa, cicho beknęła, wypiła resztę, po czym znowu beknęła. Przetarła niezbyt kulturalnie usta, i przesunęła kufel w kierunku karczmarza, po czym wskazała na owy kufel od góry palcem. Chciała więcej?

- Były, były. - Harran skinął głową. - Ale nie pozwalamy dojść Suletu do głosu. - Spojrzał na towarzyszącą im kobietę. - Czym się zajmowałaś? Szukałaś przygód, czy miałaś ważniejsze sprawy na głowie?
- Leczenie ran, chorób, zabijanie wrogów - Odparła bardzo zwięźle Suletu, wpatrując się z zaciętą miną w Harrana - Nie było czasu na pierdoły.
- Tępienie bandytów i potworów to zdecydowanie nie to samo. - Harran dla odmiany miał minę całkiem obojętną.
- A co, jeśli to bandyci-potwory? Najeźdźcy bez litości zabijający twój lud, twoje plemię? Każde plemię, niszcząc i paląc wszystko na drodze, grabiąc, mordując, i porywając w niewolę? Kiedyś był spokój, było miło. Był czas na głupstwa, był czas na dzieci... - Suletu zerknęła na Kvasera - ...potem nie było już nic. Nie każdy ma błahe życie - Dodała, i w końcu, gdy dostała nowy kufel z piwem, wzniosła go przed Harranem w geście toastu, cierpko się uśmiechając.
- Mój kraj od lat wielu żył w pokoju, nie atakowany przez żadne wrogie wojska - odparł zaklinacz. - A bandyci i potwory to zawsze była sprawa lokalna.
- Czyli zajmowaliście się sobą - Kvaser wtrącił lekko pozwalają zaklinaczowi dalej ciągnąć wątek.
- Tak... czysto wewnętrzne sprawy, żadnych zatargów z sąsiadami...jeśli o to ci chodzi - odparł Harran. - My nie mieszaliśmy się w ich sprawy, a oni - w nasze.
- Możesz więc się uważać za szczęściarza - Powiedziała Suletu, po uprzednim wypiciu większej połowy kufla, i przetarciu buzi.
Harran skinął głową i upił nieco wina.
Do karczmy wszedł, schylając się pod zwisającym bluszczem Wędrowiec. Jego sylwetka i strój wyróżniały się na tle innych gości, gdy wypatrywał swoich towarzyszy. Ruszył w ich stronę i przysiadł ostrożnie obok.
-Co polecicie do picia? - zapytał widząc, że zamówili różne trunki.
- Coś o właściwościach smarnych i przeciwrdzewny czy jednak nie?
Kvaser zaśmiał się serdecznie.
- Nie próbowałem innych, ale piwo mają tutaj dobre, a o nie trudniej niż o dobre wino.
- Dobre wino jest lepsze, niż dobre piwo. - Zaklinacz przedstawił swój punkt widzenia.
Automaton popatrzył przez moment na obu, po czym zamówił kufel piwa i kielich wina.
Kvaser ocenił wybór Wędrowca z krzywym uśmiechem.
- Albo cię sponiewiera albo smaki ci się wymieszają. Jest kilka roślin które zabijają smak, nawet gdy polowaliśmy, mijałem je, ale nie zbierałem. Gdy je zbierasz to albo jesteś mistrzem kuchni, albo naprawdę zdesperowany i musisz czymś oczyścić gębę po smaku resztek zapasów - zaśmiał się.
- Co metalowemu człowiekowi po trunkach? Umiesz je posmakować? - Zdziwiła się Suletu, zwracając do Wędrowca.
- Chwila odstępu wystarczy, żeby poczuł smak każdego, a ta ilość to naprawdę niewiele - automaton uśmiechnął się do niziołka - Co to za rośliny? - dopytał, zanim odpowiedział Suletu - Nie jestem w pełni konstruktem. Czuję smak potraw i trunków, chociaż nie potrzebuję ich do przeżycia.
- Znam kilka - Kvaser wyjaśnił - jedno to ziarna, ich nie widziałem rosnących na żywo, kupcy sprowadzali z daleka. Niektórzy robili z nich wonny napar, ale sam zapach oczyszcza jęzor. Są też dwa rodzaje korzeni kwiatów i jednego zielska, ale w dwóch przypadkach na trzy można się otruć, ja tego trzeciego nawet nie ośmielałem się zbierać… nie aby ktoś naprawdę wytrawiony nie potrafił zawsze perfekcyjnie rozróżnić co jest czym, ale stanowczo taką osobą nie jestem ja. Jeśli na statku mamy jakiś bogaty zielnik, to można poszukać ilustracji - stwierdził po namyśle.
- ...albo po prostu spytać mnie - Burknęła Suletu, zaglądając w dno kufla. Znowu jej się piwo skończyło.
Niziołek zaśmiał się krótko z impetem odstawiając kufel.
- Nie wiemy co potrafisz - odpowiedział Sulet z uśmiechem - a nie każdy malowany lis umie zakradać się do spichlerza.
Warpriestess zamrugała ślipkami…
- Ja jestem malowanym lisem? - Spojrzała na Kvasera z krzywą miną.
- Po prostu czasem nie oceniając po pozorach możemy popełnić błąd - niziołek odpowiedział z krzywym uśmiechem. Kobieta dopiero będzie miała szansę przyzwyczai się do jego poczucia humoru.
- No ale co ma do tego malowany lis?? - Łupnęła pięścią w kontuar.
- Podejrzewam, że farbę - Kvaser zaśmiał się głośno - spokojnie, nikt cię nie obraża.
- To po kiego mnie tak nazywasz? Jak nie obraza, jak tak - Zerknęła z ponurą miną na karczmarza, wskazując na swój pusty kufel, po czym znowu skierowała wzrok na Niziołka - Masz chujowe myśli, i tyle…
Kvaser uśmiechnął się serdecznie na ten komentarz który wydał się mu dziwnie błyskotliwy jak na to, czego spodziewał się po Suletu (czyżby była jednak lisem?) i upił piwa uchylając kufel w jej kierunku w geście drobnego toastu.
- A żebyś się udławił - Krzywo się uśmiechnęła do Kvasera, po czym, gdy w końcu dostała napełniony kufel, łyknęła porządnie, i spojrzała na Wędrowca.
- A ten… ty wszystko masz metalowe? - Spytała, i nie czekając na odpowiedź, głośno i wesoło się roześmiała.
- Jak nasz kolega biega, to echo specyficznych kliknięć roznosi się szerokim echem po bitwie. Niektórzy wrogowie uciekają na sam ten dźwięk - Kvaser powiedział z dziwnie poważną miną.
Harran uśmiechnął się lekko.
- Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba usłyszeć - powiedział.
Automaton popatrzył po towarzyszach, po czym pokręcił głową z uśmiechem.
- Różne sfery, a żarty się nie zmieniają. Kvaser, będę chodził ostrożniej, żeby cię w głowę nie trącić - rzucił, popijając piwo - Dobre, chociaż delikatne. Większość ciała została ...ulepszona, ale nie całe.
- A to są dzwoneczki, czy dzwony świątynne? - Dopytywała się rozbawiona Suletu, i nawet obiema dłońmi wykonała gest, jakby coś nimi chciała chwycić, po czym znowu głośno się roześmiała.
- Ksywa Grzmiące Jaja nie bierze się z powietrza - Kvaser dodał cicho dopijając piwo.
- Masz szybki język, Brzęczacy Dzwoneczku - automaton uniósł kufel w stronę niziołka i także go dokończył. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, kiedy wśród gwaru dało się usłyszeć wysoki okrzyk.
- Zła!
Wędrowiec odstawił kufel, a okrzyk się powtórzył.
- Imra się zbliża - stwierdził, nie odwracając się nawet.
Faktycznie chwilę później zza rogu wyszła półelfka ze zmęczonym spojrzeniem, które było ukryte pod lekką irytacją. Spojrzała obojętnie na klientelę i dopiero jak zobaczyła kolorową gromadę na jej twarzy pojawiła się wyraźna ulga. Momentalnie odwróciła się do latającej obok niej świetlistej kulki.
- Nie będziesz zakłócać spokoju karczmy prawda? No już, już daj odpocząć zmęczonym osobom - machnęła dłonią odganiając uporczywą istotę. Zbliżyła się do stołu gdzie siedziała reszta.
- Mam nadzieję, że znajdzie się jeszcze dla nas miejsce?
Wędrowiec przesunął się trochę, samym gestem dając znać Imrze, że jest dla niej i Cromharga miejsce. Barbarzyńca usiadł obok automatona. Wojowniczka jeszcze nie usiadła, gospodarz nie próbował wypraszać, choć jego spojrzenie było niechętne. Na szczęście dla niej, latarniany archont nie był na tyle elokwentny lub wredny by się odgryźć, więc wyfrunął z karczmy.
- Cudownie, zaraz będę - rzuciła podchodząc do karczmarza niezrażona jego niechęcią. Oparła się o ladę, czy tam jej odpowiednik, i zagadała do niego o wykupienie dzbana alkoholu. Chwilę konwersowali aż nastąpiła wymiana monet i towaru. Półelfka zadowolona wróciła do pozostałych ze swoją zdobyczą.
- Dawno tego nie robiłam, więc spróbujcie wykazać się odrobiną wyrozumiałości - zaczęła ciągle stojąc. Chwilę się zbierała, próbując zacząć. Popełniła kilka gestów dłonią w powietrzu aż w końcu pokręciła głową.
- Cholera, proszę bardzo, sprawiłam wam drobne prezenty - mówiąc to podsunęła Suletu dzban z alkoholem. Kvaserowi rzuciła gruby kawał, świetlistego metalu w kształcie monety, przed Wędrowcem wylądował stos ksiąg ze znanymi mu tytułami, a Harran dostał woreczek z przepysznie pachnącymi łakociami.
- Dla twojego pseudosmoka. Powinny jej smakować. A dla ciebie będę miała coś później - rzuciła na koniec do Cromharga jednocześnie czochrając mu włosy na głowie.
- Ummm… ale o co chodzi? - Zdziwiła się Suletu, posyłając krótki uśmiech Imrze, trzymając dzban w obu dłoniach.
- Na dobry początek znajomości - półelfka zaczęła - lub na jej poprawienie.
- Hmmm. Ale to wypijemy razem, co? - Warpriestess postawiła dzban na kontuarze, po czym załatwiła i kufel dla Imry.
- Dziękuję w imieniu Afreety - powiedział zaklinacz. - To atmosfera Doskonałości tak na ciebie wpłynęła? - zażartował. - Siadaj. Pij i baw się razem z nami. Następną kolejkę ja stawiam.
- Powiedzmy - półelfka kiwnęłą za kufel i mimo wszystko jeszcze jeden wzięła dla Cromharga.
Wędrowiec zmarszczył brwi, czytając tytuły ksiąg. Wydawał się szczerze zaskoczony i nieco zagubiony.
- Dziękuję… - powiedział nieco niepewnie, obserwując Imrę, która już dążyła do zamawiania sobie alkoholu i pozornego nie interesowania się reakcjami pozostałych.
Cromharg również skupił się na alkoholu wybierając najmocniejsze trunki.
- Gdzie zgubiliście dzieciarnie? - wojowniczka w końcu zagaiła.
- Dzieciarnia zwiedza sobie miasto pod lepszą opieką, niż my moglibyśmy sprawować - odparł Harran.
- Ha, nawet wy nie macie siły aby one były ciągle obok, co? - Imra się uśmiechnęła na jedną stronę.
- Tu się im krzywda nie stanie, więc wyskoczyliśmy na jednego, dwa, trzy… - Suletu zaczęła wyliczać na palcach, mając już leciutki "humorek alkoholowy" - ...no i zanim przyszłaś, była rozmowa o wielkich kulach metalowego człeka, i związanych z nimi sprawach - Warpriestess krótko się zaśmiała.
- Poza tym byliśmy pewni, że by nas tu nie wpuszczono z dziećmi - dorzucił zaklinacz.
Imra przeniosła spojrzenie na Wędrowca i parsknęła krótko. Spojrzała z powrotem na Suletu.
- Kule to jedno, ja bym była bardziej ciekawa drążka.
Warpriestess na słowa Imry zakrztusiła się, i popluła pitym właśnie alkoholem, po czym głośno roześmiała, wycierając gębę.
- Hahahaha… masz rację! To by było bardziej ciekawe!
- Chyba nic nie stoi na przeszkodzie, byście zaspokoiły tę ciekawość, skoro właściciel jest o krok - stwierdził Harran, po czym upił łyk wina.
- Myślę, że nasz gospodarz i pozostali goście nie byliby uradowani taką sceną - stwierdził Wędrowiec, kosztując wina - Bez tajemnic życie byłoby jedynie egzystencją, im większy wysiłek włożony w ich odkrycie, tym większe emocje wywołują - zacytował.
- Każdy argument jest dobry, by się wykręcić - powiedział zaklinacz.
- Dajmy mu szansę, w końcu nie można tak dręczyć kogoś z ułomnością. Nie wypada - półelfka wyszczerzyła się puszczając oko do Suletu.
- No dobrze, pić lubię, gadać lubię, ale nie wiem jak długo tym razem te krzykacze wytrzymają bez krzyczenia - spojrzała za siebie w kierunku ulicy - a na dzisiaj wyczerpałam już swoją cierpliwość. Zbieram się na statek. Wystarczająco już skusiliśmy los zostawieniem go samopas.
Z tymi słowami Imra dopiła swój kufel duszkiem do końca i odstawiła go głośno na ladzie. Rzuciła karczmarzowi monety za siebie i Cromharga i zebrała się do wyjścia, a za nią jej “ochroniarz”.
Na odchodne Imry, Suletu pokiwała kilka razy głową z miną mogącą wyrażać "taaa, jasne", po czym i zerknęła w kierunku Wędrowca. Jednocześnie palcami własnej dłoni poruszyła, jakby naśladując czyjeś gadanie, a właściwie to kłapanie dzioba.
- To ten… trzyyyym się. A my… csssso robimyy? - Spytała, lekko już wstawiona.
- Kolejne piwo, a potem jeszcze jedno? - zaproponował Harran. - Nie wiem, czy w tej doskonałości znajdą się inne rozrywki.
- Plan niiiiby dobry… ale zakąąąchy brakuuuujeee - Zawyła Suletu, waląc przy okazji kilka razy pięścią po kontuarze - Jak tu chlaćśś bezzzz??
- Spokojnie... zaraz coś załatwimy - powiedział Harran, po czym zwrócił się do karczmarza.
- Coś solidnego do jedzenia poproszę - powiedział.
Karczmarz skinął głową i zajrzał na zaplecze karczmy wydając polecenie. Sądząc po wypowiedzi szykował się omlet z grzybami i papryką.
- Pół klepsydry. - rzekł po powrocie i przestawił jedną z klepsydr na półce wiszącej tuż za nim. Żeby Harran wiedział ile przyjdzie mu czekać.
- Nietypowy dodatek do piwa - mruknął Wędrowiec, zbliżając się powoli do końca kielicha - Ale chyba nie zrobi różnicy - dodał, patrząc na stan kapłanki - Co do pytania o rozrywki, raczej wątpię, o ile nie interesują cię debaty filozoficzne. To miasto raczej nie zachęca do wielu… uciech.
- Trudno prowadzić dysputę filozoficzną z kimś, kto jest święcie przekonany o swej racji. Dyskusja wymaga uznania możliwości, iż możemy się mylić, inaczej jest tylko zwyczajną wymianą poglądów - niziołek stwierdził od niechcenia.
- Na szczęście tutejsi retorzy wiedzą, na czym polegają dysputy - automaton uśmiechnął się lekko - W przeciwieństwie do niektórych.
Chwilę później na stole pojawiło się jedzenie i impreza trwała dalej w najlepsze.
 
Kerm jest teraz online