Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2021, 09:00   #39
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nigdzie nie było widać napastników. Ziggie i Isabelle rozdzielili się, by poszukać jakichś ich śladów – ostrożnie pod osłoną ruin każde z nich przekradało się, starając się nie narobić przy tym hałasu. Stanowiło to prawdziwe wyzwanie i wymagało nie tylko umiejętności, ale także szczęścia. Tego ostatniego zabrakło.

Nagle jakby kurtyna (czy raczej wielka peleryna niewidka) opadła, ukazując dwa opancerzone wozy i około sześciu postaci w pełnej gotowości do ataku. Więc to tak unikali mutantów – przebiegło przez myśl Zakonnicy, która akurat stała na otwartej przestrzeni w połowie drogi między resztkami ściany a przewróconą budą z obdrapanym napisem „Hot Dogs”. Broń z 4 karabinów została wycelowana w Isabelle i Zacka. Ten drugi miał osłonę z przewróconej budki telefonicznej, jednak Włoszka musiała liczyć na swój refleks – rzuciła się w kierunku budy z hot dogami i… została złapana przez tą samą elektryczną sieć, która wcześniej opadła na Xavrosa. Wstrząsy elektryczne powaliły jej ciało. Świadomość odpłynęła w słodki, pozbawiony bólu niebyt.

Tymczasem Zack kurczowo trzymał w ręku broń. Był w pułapce. Wyjście samemu na połowę pułku może miałoby miejsce w filmie akcji z lat 90’tych, ale w rzeczywistości było opcją samobójczą. Jednocześnie młody technik doskonale wiedział, że nie ma innej opcji, by samemu poradzić sobie z napastnikami, czy choćby im uciec. I wtedy pojawiła się odsiecz.

Jessica połowę życia była szkolona do zachowania się w podobnych sytuacjach. Rozejrzała się więc szybko i zorientowała w sytuacji. Isabelle na ten moment była stracona, ale Ziggie… jego mogła ocalić. Musiała jednak zaufać Ceres, bo nie była w stanie troszczyć się o nią i przeprowadzać akcji. Wskazała dziewczynce miejsce, gdzie się spotkają, przekazując niewielki plecak z resztkami sprzętu, który im został. Mała skinęła głową – opanowana i cicha jak zawsze. Jej oczy błyszczały, lecz nie było w nich paniki. Wright czuła, że może jej zaufać. Poklepała dziewczynkę pokrzepiająco po ramieniu, po czym rzuciła się biegiem w kierunku Petersona. W ręku miała już odbezpieczony granat dymny. Rzuciła go przed napastników, zanim ci zdążyli wycelować w kobietę.

Dym zasnuł wszystko i teraz to Edeńczycy byli niewidoczni. Jess nie próżnowała – podbiegła do Zacka i chwyciła go za rękę, po czym pociągnęła za sobą w stronę ruin miasteczka. Technik nie protestował, starał się biec jak najszybciej nie dbając o hałas. Za sobą słyszeli pokrzykiwania i wystrzały, jednak nie zatrzymywali się ani na moment. Wkrótce gruz pod stopami skończył się, a oni wybiegli na pozostałości brukowanej uliczki. Wpadli między budynki. Jeden zakręt, potem drugi. Ziggie już chciał zaprotestować, przypominając sobie o Ceres, wtedy jednak drzwi naczepy półciężarówki przed nimi uchyliły się, ukazując drobną, dziewczęcą twarzyczkę.
Wright i Zack wskoczyli do środka, a Ceres szybko zamknęła drzwiczki szarej paki.
- Pomyślałam, że to lepsze miejsce. – wytłumaczyła się dziewczynka, patrząc uważnie na Jessicę, jakby sprawdzała czy zaraz nie zostanie zrugana.
Mała miała rację, podobnych samochodów w okolicy było kilka, a napastnicy raczej skupią się na budynkach w pierwszej kolejności, zakładając, że Edeńczycy z własnej woli raczej nie zamkną się w pomieszczeniu bez wyjścia. To dawało im nieco czasu, ale czy byli faktycznie bezpieczni? No i pytanie jaką technologią tamci dysponują… Ta cała kurtyna niewidka – to raczej nie był wytwór techniki lecz moc psioniczna – oceniał Peterson.

Tymczasem Jess już lustrowała ich kryjówkę. Zaryglowane od środka drzwi naczepy dawały im kilka sekund przewagi w razie potrzeby. Można było też otworzyć okienko do kabiny kierowcy i spróbować przepełznąć na siedzenie kierowcy. Pytanie co dalej…?

Isabelle i Xavros
Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że Isabelle nie została tak mocno sponiewierana ładunkiem paraliżującym z siatki jak Rubbia, którego doznania spotęgowała w tunelu wszechobecna woda. Zakonnica wybudzała się dość szybko. Miała skrępowane więzami ręce oraz była ciągle podrzucana, jakby ktoś ją niósł. Poza tym jednak było jej całkiem wygodnie. Głowa opierała się o miękką poduszkę… która okazała się być dorodnymi cyckami wielkiej baby. Kobieta, choć całkiem urodziwa, miała wymiary kulturysty / wrestlera (nie mylić z żeńską odmianą) i sama w pojedynkę niosła Zakonnicę na rękach, jak gdyby ta była dzieckiem.

Włoszka chciała się odezwać, lecz usta wciąż były zdrętwiałe. Chciało jej się pić. Po chwili została bezceremonialnie wrzucona na podłogę opancerzonego wozu, który kiedyś mógł być mini-vanem. Za nią do środka wlazła wielka baba i usiadła na jednym z 6 siedzeń (nie licząc tylnej kanapy), zamykając za sobą drzwi.

W środku znajdowały się jeszcze dwie postacie – chudy mężczyzna z zabandażowaną twarzą oraz… Rubbia - cały i zdrowy. Edeńczyk siedział na jednym z foteli – w przeciwieństwie do niej nie był skrępowany.

- Dzięki, Micha – chudzielec zwrócił się do napakowanej kobiety, po czym spojrzał na Zakonnicę.
- Dzień dobry. Kiepsko zaczęliśmy, ale może damy sobie szansę? Jak pani widzi, to już druga sytuacji, gdy mogliśmy po prostu odstrzelić szanownej świętobliwy łeb. To świadczy o chęci porozumienia, czyż nie? Acha, no i ja jestem Igor. – Gdyby nie skrzecząca barwa jego głosu, powitanie mogłoby wypaść całkiem przyjaźnie. Jednak nie brzmiało.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 26-07-2021 o 09:04.
Mira jest offline