Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2021, 06:54   #37
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bharrig wyszedł z powrotem na świeże powietrze. Dla niego, zajazd był po prostu jeszcze jednym miejscem, gdzie nocowali, stąd też ostrożny krasnolud, który zazwyczaj działał w drużynie jako zwiadowca, nie mógł pozwolić na to, aby zajazd przypadkiem nie okazał się jakąś przykrą niespodzianką. Oczywiście, ciężko było sobie wyobrazić, żeby Bogu ducha winny karczmarz i nieco rozlatująca się karczma miały być niebezpieczeństwem, to druid widywał już różne dziwne rzeczy na szlaku i postanowił nie tracić swojej czujności.

Tygrys podążał za druidem, rzucając spojrzenia to na zajazd, to na kręcących się w pobliżu ludzi, to wreszcie na otaczającą zajazd głuszę.

- Za mną - rzekł druid, który zamierzał obejść zajazd i jego okolice…

I nic w sumie ciekawego - czy tam i niezwykłego - po paru minutach obchodu nie odkryli. Krasnal zauważył zaś w końcu młodzika kręcącego się w stajni, i oporządzającego konie całej drużyny. Tego samego młodzika, co to wcześniej uciekł z wrzaskiem, gdy do zajazdu podjeżdżali…

Bharrig przez parę chwil obserwował dzieciaka. Postanowił jeszcze nie podchodzić, patrząc z pewnej odległości na smarkacza, obserwując, co porabia. Tygrys, jak gdyby nie tyle co podejmując jego zamiary, co naśladując druida, także gapił się na chłopca, jak gdyby miał ochotę go pożreć. Ręka druida spoczęła na kocim łbie, a Bharrig niespiesznie przyglądał się dzieciakowi, nieco znudzony rozwojem sytuacji. Po głowie chodziła mu zmiana kształtu i zyskanie oglądu na zajazd z lotu ptaka - jasne, że nic ciekawego nie działo się w zajeździe, ale być może okolica mogła odkryć więcej szczegółów.

Postanowił poobserwować chłopca jeszcze jakiś czas, zanim to zrobi. Ot, chamskie gapienie się na służbę zajazdu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Niczego nie świadomy dzieciak, zajmował się nadal końmi, sprytnie je sobie ustawiając po kolei wewnątrz stajni przy jednej z przegródek, na którą się wdrapywał, by im ściągać siodła, i by wierzchowce mogły od nich odpocząć… za parę chwil pewnie je będzie karmił… Bharrig zamrugał oczami. W pierwszej sekundzie, czy i drugiej, nie dotarło do niego, z jaką łatwością ten maluch dźwigał końskie siodła! Krzepę musiał mieć serio niezłą, żeby tak sobie radzić. Ba, on nie mógł mieć takiej krzepy, nie miał prawa, koleją wieku, i porządku natury. Hmmm…

Druid patrzył, nie dowierzając własnym oczom. A więc jednak było w zajeździe jednak coś, co nie było oczywiste na pierwszy rzut oka. Nie chcąc psuć okazji i zaskoczenia, które miał, odszedł na ubocze z tygrysem. Upewniwszy się, że nie widzi ich nikt, a sam tygrys był w miarę bezpiecznym miejscu, gdzie nie przechadzał się nikt, Bharrig rzekł:

- Geri, zostań.

Bestia mruknęła, co chyba mogło zostać zinterpretowane jako wzruszenie ramion. Bharrig tymczasem wydał z siebie parę syknięć i warknięć, po czym jego forma zaczęła się zmieniać: ramiona obrosły piórami, nogi zamieniły się w pazury i wreszcie z miejsca, gdzie stał druid, uleciał wróbel.

Bharrig wzbił się w powietrze i poszybował z powrotem w stronę stajni, a zoczywszy chłopca, przysiadł na pobliskim zadaszeniu. Zainteresowany, wymruczał zaklęcie wykrywające magię. Dla postronnej osoby zapewne wyglądał jak ćwierkający wróbel. Postanowił nie spuszczać chłopca z oczu, choć teraz, kiedy miał skrzydła, nie był to jedyny cel jego podróży. Póki co, zamierzał obserwować nieletniego siłacza, ciekaw, co też arkana wyjawią o jego naturze.

Dzieciak zauważył fruwającego po stajni wróbla, nic sobie jednak z tego nie robił… raz tylko spojrzał na ptaszka, wzruszył ramionami, i nadal zajmował końmi. A wykrywanie magii Druida, nie dało absolutnie żadnych rezultatów…

"Interesujące" - pomyślał druid, który wyleciał w końcu ze stajni. Jeśli dzieciak nie był magiczny, to mógł być potomkiem stworzeń, które za młodu właśnie taką siłą się odznaczały - być może gigantów, które czasem można było znaleźć w górach, do których przecież zdążali. Czy mieszkańcy zajazdu wiedzieli o naturze chłopca? Niechybnie.

Wyleciawszy ze stajni, założył, że nie ma tutaj, póki co, nic ciekawego do sprawdzenia. Wolał zachowywać się jak typowy ptak, który zmieniał obiekt swojej uwagi. Do chłopca zamierzał wrócić jeszcze, ale tymczasem, wzleciał wyżej, aż na sam szczyt gospody. Tam, mając możliwość oglądu okolicy, rozejrzał się wokół i w dal, wzrokiem omiatając przestrzeń. Szukał też jakichś otwartych okien i obserwował kręcącą się wokół służbę… wypatrzył po chwili idącą z (chyba) kurnika córkę karczmarza, niosła ona bowiem koszyk pełen jajek. Młódka nie kierowała się jednak do kuchni, czy samego głównego budynku zajazdu, a właśnie do stajni.

“Zapewne zmierza do komórki” - pomyślał, choć, oczywiście, nie miał pojęcia. Młódka była ładna, jak wszystkie dziewczęta w jej wieku. Ot, kolejna córka młynarza odmawiająca rankiem modły w świątyni, a nocą być może oddająca się innym uciechom.

Druid zleciał nieco niżej, znowu na ziemię, dla niepoznaki dziobiąc trawę. Jeśli dzieciak był silny jak tur, to jakie to sekrety chowała dziewczyna? Bharrig obserwował z odległości wnętrze stajni, przeskakując od czasu do czasu nieco bliżej. Łatwo go było przeoczyć w zmierzchu.

- … teraz ja tu będę robiła, a ty zanieś jajka - Powiedziała dziewoja.
- Ale… - Zaprotestował jej brat.
- Nie ma żadnego "ale". Rzygam tym usługiwaniem po izbach! Zmiataj! I nie żryj tych jajek, bo ci uszy oberwę - Warknęła.
- Głupia suka… - Burknął młody, po czym zwiał z koszykiem, nie czekając na kontrę siostry.

Chłopak więc opuścił szybko stajnię, a końmi zajęła się teraz dziewoja, wprowadzając je po kolei w zagrody stajenne…

Bharrig - jeśli miałby usta, zamiast dzioba - uśmiechnąłby się. Para w istocie wyglądała na brata i siostrę, choć, z drugiej strony, takie relacje często były zwykłe pomiędzy parobkami. Czy wiedziała, że chłopak jest silny i mógłby jej złamać kark w parę chwil? Być może. I czemuż to dziewczynie nie podobał się czas spędzony na izbach? Zwykła niechęć młódki, którą mierził czas spędzony na usługiwaniu, albo może było tam coś jeszcze?

Druid postanowił poczekać, patrząc, w którą stronę idzie brat dziewczyny, tym razem biorąc pod lupę gibką dziewoję, nie opuszczając swojego miejsca, gdzie bezwstydnie gapił się na dziewkę. Jeśli brat był tak silny, to któż był ojcem lub kim była matka, która wydała na świat takie dzieci?

Młody zniknął w budynku, a młódka zajmowała się rumakami. I nie działo się nic niezwykłego… dała im wody, dała im owsa, a po paru chwilach zaczęła nawet jednego z nich szczotkować, coś tam sobie nucąc pod nosem.

“Ot, zwyczajna chłopka na usługach zajazdowych” - pomyślał Bharrig, na wszelki wypadek także mruknąwszy zaklęcie wykrycia na dziewczynie, bardziej jednak podyktowane to było podejrzliwością, po zobaczeniu, czego mógł dokonać młodzik… i znowu nic. Żadnej aury, nic niezwykłego.

Druid, stwierdziwszy, że nie ma tutaj niczego nienaturalnego, poskakał jeszcze parę chwil na trawie i poderwał się znowu w powietrze, tym razem lecąc w stronę budynku, gdzie uciekł młodzik. Zanim jednak sfrunął i zaczął szukać otwartych okiennic lub znajomego kształtu młodziana, zatoczył piruet do góry i jeszcze raz spojrzał wokół okolice - lasy, trakty, szukając czegoś ciekawego. Nie zobaczył jednak tego, czego szukał - dymu lub dalekich ognisk, lub sylwetek podróżników.

Zleciał i kiedy stwierdził, że dziwaczny młodzik zniknął wróbel poleciał z powrotem do stajni, nęcony widokiem znudzonej życiem w prostej gospodzie dziewoi. Zmierzchało już, a dziewczę pewnie było zmęczone po długim dniu pracy.

Odszedłszy na bok i utwierdziwszy się w przekonaniu, że niczego ciekawego się już nie dowie, ponownie zmienił swoją formę, aby nie przerazić dziewczyny widokiem wróbla zmieniającego się w dorosłego mężczyznę: pióra zmieniły się we włosy, skrzydła w ramiona i oto druid stanął z powrotem u wejścia stajni.

Postanowiwszy do wszystkiego nie mieszać tygrysa (kota bowiem nie śmiał zaczepiać nikt, a on sam potrafił sobie zorganizować czas), wszedł do stajni, niby to znudzony przechadzając się po obejściu. Zoczywszy młódkę, podszedł bliżej, niby to obojętnie przyglądając się koniom, choć wzrok jego zatrzymywał się dłużej na krągłościach dziewczyny skrytymi pod prostą suknią służki.

- Ładna klacz, zadbana, choć widziałem bardziej rącze w Triel - rzekł krasnolud, omiatając konia wzrokiem. - Witaj - skonił się do dziewki z uśmiechem, jednak zachowując respekt.
- Uch! - Dziewoja drgnęła, wyrwana z zamyślenia, i wykonywanej czynności, po czym odrobinkę jakby wystraszona spojrzała na Krasnoluda.
- T… tak… umm... to nie pana klacz? - Powiedziała młódka.
- Moja jest tam - krasnolud wskazał brodą na stojącą opodal klacz karej maści. - Ładna, tak jak i ty. Rącza - zachichotał druid. - Rzeknij no, jak cię zwą? Jestem Bharrig z Kręgu Dębów.
- Ja jestem Elna… - Dziewczę przesunęło się wokół końskiego łba, stając po drugiej stronie klaczy względem Druida, i jakby chowając twarz za owym łbem. Wystawały tylko jej ciekawe oczy, przyglądające się Krasnoludowi.

- Robota przy koniach jest trudna - rzekł druid. - A i praca w izbach musi być żmudna. Stajnie to trud, sam kiedyś pracowałem przy nich - rzekł, przypominając sobie dawne lata. - Rzeknij no, Elna… Stąd jesteś? Pozwól - druid delikatnie wyłuskał z rączek dziewczyny szczotkę, po czym przesunął parę razy po końskim grzbiecie, czekając na jej reakcję.
- Ja tam lubię tu w stajni… mam spokój - Odpowiedziała dziewoja.
- Nie nuży cię życie tutaj, w zajeździe? Ciężko pracujesz - stwierdził Bharrig, próbując spojrzeć w twarz dziewczyny, która schowała się za koniem.
- Jak są goście, to nie jest nudno - Zerknęła na niego zza końskiego łba, przelotnie się uśmiechając.

Bharrig także uśmiechnął się, chcąc dodać nieco odwagi płochliwej dziewce.

- Wiesz, jak dbać o ludzi i o zwierzęta - rzekł Bharrig, przysuwając się nieco bliżej. - Pracujesz ciężko. Czy zawsze tutaj byłaś? Ja jestem z południa, daleka.
- Z południa? - Zdziwiła się Elna - Jeszcze dalej niż Berdusk?
Dłoń dziewoi zaczęła głaskać pysk klaczy…
- To prawda - potwierdził druid. - Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, urodziłem się na jednej z wiosek Wybrzeża Mieczy, a potem uprowadzony do Rashemenu. To była długa i ciężka droga… Ale jednak udało mi się. Szukam swojej siostry - dodał. - Jesteś tak piękna, jak ona - uśmiechnął się szelmowsko.
- Haha - Elna zaśmiała się gardłowo, i niezwykle prostacko - Pewnie każdej tak gadasz… co chcesz pod spódnicą złapać? - Spojrzała na Krasnala mrużąc oczka.
- No wiesz - Bharrig mrugnął do dziewczyny. - Pod tymi spódnicami to ciekawe rzeczy są zazwyczaj. Może tam żadnego złota, ale na pewno magia i skarby są. Ha!

Bharrig ujął dłoń dziewczyny.
- Ładna jesteś. To co, zobaczymy, co tam pod spódnicami?

Dziewka zrobiła nietęgą minę, po czym wyślizgnęła swoją dłoń z jego dłoni. Cofnęła się o kroczek w tył… przeszła między palikami zagródek. I wtedy na jej twarzy pojawił się lisi uśmieszek.
- A złapiesz mnie? - Powiedziała melodyjnym tonem. Więc się z nim droczyła…

Logika była słuszna. Harce w stajni mogły zwabić niepożądaną ciekawość osób trzecich, więc trzeba było przenieść kram gdzie indziej.

- Co? Ja nie złapię? - roześmiał się.

I skoczył za dziewoją za paliki zagrody. Ta zaś uciekała na całego, i z dużą szybkością, lawirując zręcznie między zagrodami, rumakami, słupami stajni… Druid jednak wspomagany magią był szybszy. Pytanie tylko, czy naprawdę już chciał ją złapać…
Druid pozwolił dziewczynie uciekać, to podbiegając bliżej, to marudząc nieco z tyłu. Postanowił nie łapać jeszcze dziewki… Ciekaw był, ile wytrzyma i gdzie go zaprowadzi.
Ganiali się chyba z dwie minuty, aż w końcu rozchichotana dziewoja wdrapała się po drabinie w górę, fajnie kręcąc pupcią, po czym zniknęła Druidowi z oczu na jakimś podwyższeniu stajennym.
Druid przez parę chwil nasłuchiwał, dokąd zmierzają kroki dziewczyny, a wreszcie postąpił tak jak ona, przesadzając szczeble drabiny, acz ostrożnie, aby nie narobić hałasu. Gdy zaś znalazł się na górze, ujrzał sporo składowanego tam siana… oraz usłyszał chichot skrywającej się w nim dziewczyny. Czas więc na zabawy w stogu siana?
Bharrig rozejrzał się wokół i z wolna podążył w półmroku za chichotem dziewczyny. W istocie, miał łatwo, bowiem widział w ciemności, Elna chichotała, a i nawet poruszała się w swojej kryjówce. Zdecydowanie chciała, by ją łatwo odnalazł. A gdy się tak zbliżał…
- Ciepło, ciepło, hihihi - Słyszał jej głosik w stogu.
Krasnolud stąpał ostrożnie po drewnianej podłodze. Owszem, był to tylko zajazd i farma, ale nie zaszkodziło, jeśli miało się przypadkiem poślizgnąć i wskoczyć na widły. Widząc w półmroku, powoli zbliżał się do dziewczyny, oczekując, aż ukaże swoje walory.
- Baaardzo cieeepłooo... - Zaszczebiotało dziewczę, gdy stał już bliziutko stogu w którym się chowała, i wystawiła z niego nagle gołą nóżkę bez pantofelka, ukazując ją tak do kolana.
Krasnolud podszedł bardzo wolno do stogu. W słabym świetle obserwował, jak dziewczyna chichocze, a wreszcie, już bliżej, dotknął dziewczyny i pochylił się nad nią, wdychając zapach siana, stajni, a także zapachu dziewczyny - jakiejś mieszanki lokalnych perfum, potu i wrzosu.
- No i mnie znalazłeś brodaczu - Szepnęła Elna słodkim tonem, po czym sama rozgarnęła dłońmi skrywające ją siano na boki, ukazując swoje… kompletnie nagie ciałko. Leżała w lekkim rozkroku, prezentując perfidnie nieco zarośnietą "myszkę". Wzrok krasnoluda błądzący szaleńczo po niej całej spoczął również na malutkich, choć apetycznie wyglądających piersiach ze sterczącymi ochoczo, różowymi suteczkami, aż w końcu zatrzymał się na uśmiechniętej buzi dziewczyny.
- I co teraz? - Elna przygryzła figlarnie usteczka, wyciągając do Bharriga rączkę.
Bharrig sam czym prędzej rozstał się ze swoim odzieniem wierzchnim, najpierw zrzucając kaftan i zdejmując buty, potem koszulę i wreszcie skórzane spodnie. Linie światła sączącego się przez deski zachodzącego słońca oświetliły pulsującą, ciemnoczerwoną męskość Bharriga, który niechybnie zdradzał swój rosnący apetyt, zaostrzony tylko uprzednią gonitwą.

Pochylił się wreszcie nad dziewczyną, odgarniając jej włosy i przelotnie całując ją, aby wreszcie zejść niżej, poświęcając stosowny czas jej piersiom, a wreszcie zejść jeszcze niżej, ciągle czując nieznośne ciepło jego męskości, która chciała zanurzyć się w dziewczynie.

Wreszcie, kiedy jego głowa znalazła się między nogami, rozchylił je nieco szerzej i zanurkował swoim językiem, chcąc odpowiednio zaznajomić się z zawartością, która dotychczas była skrywana pod kiecką właśnie.
Dziewczę zachichotało, i przeszły ją dreszcze.
- Twoja broda łaskocze… aaahhhh… - Szybko jednak Elna zajęczała z rozkoszy, gdy język Krasnala dobrał się do jej skarbu, sprawiając tą niezwykłą przyjemność. Była bardzo podniecona, co Bharrig szybko stwierdził, po miłosnych soczkach zalewających właśnie jego język…
Bharrig, który był wprawiony w takich zabiegach, wił się we wnętrzu dziewczyny z wprawą, kontynuując grę w ciepło-zimno, którą rozpoczęli wcześniej, choć, oczywiście, tym razem bardziej kierował się mową ciała Elny i jękami, które ta z siebie wydawała. W istocie, Bharrig, motywowany i kierowany miejscami, które służka upodobała sobie najbardziej, czynił piruety, salta i sztychy niczym wprawny tancerz lub szermierz. Z lubością smakował jej ciało, a kiedy stwierdził, że była na to gotowa, włożył do jej wnętrza dwa palce, aż pisnęła, chcąc przygotować na nadchodzący wielkimi krokami punkt główny tego programu.

Palcami zastąpiwszy język, przesunął się za nią, czule pieszcząc jej piersi z czasem tylko tłumiąc jej jęki pocałunkami.

Czasem tylko w głowie powstała w głowie krasnoluda myśl, żeby ubarwić nieco magią to przedstawienie. Cóż można było jeszcze wykorzystać? Dokokt, który wyostrzał zmysły? Odpowiednio grubą różdżkę kupioną w kramie gnoma, która mogła zawędrować do wiadomych miejsc? Lub też zawlec ją na łąkę i wykrzyczeć zaklęcia do duchów łąk, aby splątały bezwstydne dziewczę pnączami, aby Bharrig mógł wreszcie wymierzyć sprawiedliwość na bezbronnym i drżącym z rozkoszy ciele dziewoi? Zaiste, podrygujące piersi Elny kształtowały w umyśle zwinnego druida wszelakie scenariusze.
Rozpalone dziewczę rozchyliło mocniej nóżki, wprost przyciągając do siebie za brodę(!) Druida… chciała go w sobie, i to już.
- Weź mnie - Lekko wchrypiała, mrużąc oczęta.
Bharrig posłuchał - jakżeby nie miał dogodzić temu życzeniu? Przestał na parę chwil posługiwać się rękami i złożył na ustach dziewczyny długi pocałunek, wchodząc w nią powoli. Akcentował każdą chwilę, kiedy jego męskość zatapiała się w dziewczynie, aż w końcu, kiedy tylko upewnił się, że wyżyny, na które wspinał się, pozwolą dziewczynie zapamiętać go na długie dni, począł rytmicznie posuwać dziewczynę. Z jakiegoś powodu nie tak odległe parsknięcia koni i klaczy sprawiały, że przesycona zapachem siana, gęsta atmosfera stajni zgęstniała jeszcze bardziej, niczym melasa lub lepkie wnętrze dziewoi, które co parę krótkich chwil dawało znać o sobie mokrym dźwiękiem. Wreszcie, pociągnął dziewczynę lekko za jej włosy koloru zboża i dogadzał jej, tak, jak sobie tego życzyła. Najpierw od przodu, potem od tyłu - i mógł sobie ją ciągnąc za włosy do woli - aż w końcu Elna wskoczyła na Bharriga, i zaczęła go ujeżdżać, coraz szybciej i szybciej, jęcząc przy tym na całego, i lekko drapiąc pazurkami tors Krasnala. Co pewien czas nawet wplatała palce w jego brodę, gładziła ją, nawet lekko ją ciągnęła… szalała na nim na całego.
Bharrig, chcąc wygodzić chutliwej dziewce, złapał jej pośladki w dłonie, a następnie wyszeptał ledwie zauważalnie zaklęcie, które wyostrzało zmysły. Przez parę krótkich chwil obserwował z satysfakcją, jak źrenice Elny rozszerzyły się, kiedy doznania zmysłowe nagle zostały spotęgowane odpowiednio przez błogosławieństwa Pana Lasu. Rytmicznie zanurzał się w niej i powracał, coraz szybciej i szybciej, a twarz Elny nabrała wyrazu, który świadczył o jakiejś dziwacznej mieszance błogości i niepoznanych wcześniej uczuć. Zaiste, upojenie dziewczyny sięgało zenitu, a wnioskując o jej pulsującym wnętrzu, ten raz dla Elny był jak ten pierwszy.
Gdzieś tam, na obrzeżach świadomości Bharriga powstała myśl, że może dobrze, że i do wszystkiego nie mieszał różdżki z magicznego kramu gnoma. Magia bowiem w takich akcesoriach czasem bywała kapryśna i nie była zabezpieczona odpowiednimi sigilami przez magów, a jęki, ciepło i fluidy wypływające z mokrej kobiecości Elny mogły wzbudzić zaklęcia w niej zawarte, powiększając magicznie zarówno jego, jak i ją. Jeśli tak byłoby w istocie, to oni, niby jako para ogrów, rozstrzaskaliby stajnie aż do fundamentów i spłoszyli konie, a okolica napełniłaby się jednostajnym dudnieniem i głośnym nawoływaniem Elny, a ludziska dziwowaliby się na rzecz niecodzienną, to jest zadkowi dziewki obnażonemu niczym księżyc w pełni i męskości Bharriga, która byłaby wtedy wielkości pnia dojrzałej jabłoni.
- Ah!! Ahh!! - Dziewoja już nie jęczała, ona wprost krzyczała ujeżdżając szaleńczo Krasnala… i oboje byli o krok od spełnienia, co było wyraźnie wyczuwalne pulsowaniem obu połączonych ze sobą ciał w tym jednym miejscu… i nagle obie dłonie Elny znalazły się na szyi Druida, i mocno zacisnęły na jego gardle.

Bardzo, bardzo mocno.

Dziewoja urwała nagle cwał, siedząc na Bharrigu, mocno go obejmując udami, po czym z wrednym uśmieszkiem wpatrywała się w zdziwioną twarz kochasia, po prostu go… dusząc.

Przykre zakończenie zabawy, które wkrótce mogło się skończyć jeszcze gorzej, przywołało Bharriga do rzeczywistości. Najpierw, założywszy, że jest to jakaś krotochwila wyposzczonej dziewki, postanowił przemówić jej do rozsądku, złapawszy za ręce i próbując dać odpór. Musiał przyznać, że uścisk miała całkiem silny jak na dziewczynę ze wsi… Zupełnie jak jej brat! Więc oboje mieli w sobie, zdaje się, krew olbrzymów!

- Zostaw - wycharczał Bharrig. - Bo nie dojdę - pomimo uścisku, starał się nie tracić rezonu. Elna jednak nie reagowała, wpatrując się nadal wrednie w twarz Druida, nadal go dusząc… siłowanie się z nią nic nie dawało! Ta wiotka dziewoja, miała większą krzepę niż Krasnal!!

A jakby tego wszystkiego było mało… ona nagle zaczęła się przemieniać. Jej ciało zafalowało, po czym zmieniło kształty, stało się bardziej przysadziste, bardziej… owłosione. Po chwili na Bharrigu siedział Bharrig, szczerząc głupio mordę, i nadal go dusił. Nie to jednak było najgorsze.

Oni się dotykali nagimi penisami i jądrami.

Wyglądało na to, że żarty się skończyły. Cokolwiek siedziało na krasnoludzie, potrafiło zmieniać kształty tak samo, jak on i być może właśnie ten sam scenariusz był z bratem dziewczyny. Cóż, tak to bywało na szlaku - raz trafi się córka młynarza, a czasem bestia, co pod pozorem człowieka łowi podróżnych niby modliszka. A co do nagich penisów i jąder, cóż, Bharrig nie wybrzydzał, wszakowoż niektórzy młodzieńcy ze swoją pięknością mogli konkurować z niewiastami - aczkolwiek nie ten tutaj. Ostatecznie, efekt po przemianie nie był taki zły, bowiem Bharrig mógł po jego przemianie skończyć ze swoim przyrodzeniem w innym otworze ciała, a który był na takim samym poziomie, jakie mają niewiasty.



Druid sięgnął po swoją zmianę kształtu - jego oczy zmieniły kolor na żółty, skóra pokryła się łuskami, szyja stała się grubsza, a jego twarz, czy też raczej paszcza, urosła do sporych rozmiarów jaszczura. Zdało się, że był większy od tamtego.
Ledwie Druid dokonał przemiany, stając się Dinozaurem, podwyższenie stajenne zatrzeszczało pod ciężarem 4.5 tonowego(!) gadziego cielska, po czym wszystko runęło w dół.

Bharrig-dinozaur, Elna-Bharrig-coś, masa drewna, siana, wszystko runęło parę metrów w dół… na jednego z koni. Kupa hałasu, zamieszania, ni-to-ludzki pisk, rżenie konia, trzask łamanych kości. Oj narobił się burdel nie z tej ziemi.

Dinozaur spadł na konia, zgniatając go ze skutkiem prawie śmiertelnym. Dinozaur przywalił i w jedną z zagródek, odczuwając to równie boleśnie co sam upadek. Reszta rumaków rżała co chwilę ze strachu… a może to były końskie śmiechy?? Elna-coś wylądowała w sumie na przemienionym Druidzie, po czym otrurlała się gdzieś w bok…
Allozaur-Bharrig podniósł się. Konia dało się uleczyć potem - być może. Nie miało to jednak większego znaczenia. Przeciwnik był gdzieś tutaj, a co gorsza, jego przyjaciele z drużyny nie mieli świadomości, że zajazd skrywał monstra, które chciały ich uśmiercić. Druid także wyostrzył swoje zmysły - dinozaur przez parę chwil mruczał - druid szukał go wzrokiem i węchem, który zyskał po przemianie… chwilę czasu mu to zajęło, w końcu jednak zauważył Elnę. Chowała się nagusia w kącie, pod dziewczęcą postacią, w dłoniach ściskając widły. Minę miała zaciętą…

Od dinozauro-druida oddzielało ją dobre 10 metrów, dwie zagrody, i jeden koń.

Druid ponownie poświęcił parę krótkich chwil, nasłuchując i wypatrując - jego słuch wyostrzył się pod wpływem zaklęcia i jego nowej formy. Był pewien, że rumor wkrótce miał zwabić kogoś do stajni. Chciał wiedzieć, ile miał jeszcze czasu.

Druid podbiegł nieco bliżej do nagiej dziewczyny i przemówił niskim, gardłowym głosem, jaki tylko mógł wydać z siebie allozaur:

- Widziałem twojego brata i jego siłę. Jesteście tacy sami. Gadaj, czym jesteś i dlaczego chciałaś mnie zabić, a być może nie zakończysz swojego życia w tej paszczy.
- Heh… - Parsknęła dziewoja, po czym rzuciła owymi widłami w dino-druida. Te wbiły się w jego cielsko, i zabolało.
- Zatem niech będzie - rzekł druid, po czym zaczął mruczeć zaklęcie, którego celem była złowroga dziewoja. Jej ciało pod wpływem zaklęcia nagle zafalowało, skurczyło się, i…


… niegroźne zwierzątko trzymało się zagrody, by z niej nie spaść…
Druid nie przyglądał się jednak zbyt długo - przede wszystkim, potrzebował swojego ubrania, gdzie miał ukrytą różdżkę leczenia ran. Potrzebował także znaleźć Geriego i zawiadomić resztę towarzyszy, że zajazd był miejscem, gdzie było coś rzeczywiście nie tak. Na początku, powrócił do swojej zwykłej, krasnoludzkiej formy, rozglądając się po pobojowisku, jakie sam uczynił, zawalając podwyższenie stajni z której wcześniej oboje spadli.

- Nieładnie... - Powiedziała nagle Elna, kiwając przecząco paluszkiem do Druida, będąc ponownie, w swojej ludzkiej, nagiej postaci. Następnie warknęła, po czym zaczęła uciekać zwinnie prześlizgując się między kolejnymi zagrodami, uciekając jak najdalej od Bharriga, i w końcu opuściła stajnię jakąś… małą dziurą w ścianie?
Bharrig, podejrzewając, że dziewczyna - lub potwór pod postacią dziewczyny - uciekła, ponieważ była zaskoczona zaklęciami i wielkim jaszczurem, po prostu postanowiła uciec i przegrupować się. Wskoczenie w dziurę, na ten moment, wydawało się druidowi co najmniej słabym pomysłem. Dziura mogła wieść dokądkolwiek. Stąd też, będąc ciągle nagi, pospiesznie zaczął zbierać swoje rzeczy z pobojowiska-rupieciarni, wymieszanego drewna i siana.

- Idź w diabły, demonie - warknął na odchodnym, i przypomniawszy sobie także o tygrysie, zawołał: - Geri, do mnie!

Gdy Druid się ubierał, przyczłapał w końcu tygrys… z bełtem od kuszy w boku. Geri warknął jakoś tak słabo, po czym będąc już obok Druida, położył się, ciężko dysząc. Krasnolud z kolei, wpatrując się w pocisk w ciele zwierzęcego towarzysza, zauważył oprócz spływającej po tygrysiej skórze krwi, również jakiś zielony płyn. Szlag…

Bharrig, widząc, że sprawy stały się poważne przez duże “Pe”, sięgnął po różdżkę uleczenia ran, którą skierował najpierw na siebie, a potem na tygrysa, uprzednio wyszarpnąwszy tkwiący w jego skórze bełt. Zdało mu się, że znał ten specyfik - jakaś trucizna, zdaje się, ale na szczęście miał przy sobie także zestaw antidotum. Przez chwilę doglądał to siebie, to tygrysa - na szczęście, rany Bharriga były tylko zadrapaniami i kłutymi od wideł, toteż czas poświęcił tygrysowi, identyfikując truciznę, przyglądając się zielonkawej cieczy. W międzyczasie nasłuchiwał odgłosów dochodzących z zajazdu.

Wkrótce usłyszał nawoływania Orczego Paladyna:
- "Macie jedną szansę aby się poddać osądowi! Potem spotka was pełen gniew paladyna Regathiela!"

- To jest złe - rzekł druid, opatrując rany tygrysa i aplikując antidotum. - Naprawdę, kurwa, złe.

Wyglądało na to, że zajazd i jego mieszkańcy byli czymś w rodzaju pułapki, na którą dali się nabrać śmiałkowie. Cóż, druid musiał przyznać, że od teraz na wszelki wypadek każdego karczmarza będzie sprawdzać, a tak w ogóle to już chyba najlepiej było nocować w głuszy. Na szczęście, Geri żył, nieznacznie tylko osłabiony przez truciznę, a więc mogli poszukać pozostałych towarzyszy, odpowiednio dokonawszy zwiadu. Co do dziewki, miała szczęście, że okazała się tym razem silniejsza od klątwy - jeśli spotka ją kiedyś jeszcze, zapewne sięgną jej pazury tygrysa.

- Geri, idziemy - rzekł do tygrysa, który czuł się nieco lepiej.

Zamierzał iść w stronę głosu paladyna - jednak wiedząc, że osada była niebezpieczna, zamierzał to zrobić bardzo ostrożnie. Po drodze do kompanów wiele rzeczy mogło się zdarzyć.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline