Plany, jak to czasami bywało, zawiodły.
Może nie do końca, bo - jak by nie było - Karl przedostał się przez wyrwę w murze, ale co się stało z pozostałymi, tego nie wiedział. Miał tylko nadzieję, że żaden z jego towarzyszy nie wpadł w łapska którego z przedstawicieli hordy demonów, których wycie przed chwilą słyszał. I nie tylko on, sądząc po wyrazach twarzy wojaków.
Przez moment jeszcze zastanawiał się, jakim cudem mogli się rozproszyć i pogubić, mając do przebiegnięcia tylko parę metrów, ale wnet jego myśli zajęło coś innego.
A raczej ktoś inny.
Widział ją tylko w przelocie, gdy wbiegała do drugiego budynku, ale - tak no oko - to była grzechu warta. Ale nie wyglądało na to, by była zbyt rozsądna, jeśli wierzyła, że przyjmie tak głupią propozycję.
- Milo spotkać tak uroczą i elokwentną rozmówczynię - powiedział, na tyle głośno, by kobieta go słyszała. - To czysta przyjemność usłyszeć w takim miejscu taki słodki głosik. Nie masz czasem na imię Beladonna?
Zastanawiał się, czy ten, w którego imieniu kobieta przemawia, ma tyle sił, by faktycznie poradzić sobie z przeciwnikami, czy też woli groźbą i pochlebstwem zyskać nowych pracowników na miejsce tych, którzy niedawno wyruszyli w drogę do królestwa Morra.
- Twemu panu zapewne dużo do rycerza brakuje, skoro się chowa za kobiecą spódnicą - mówił dalej. To, że jego rozmówczyni nosiła spodnie, było niewartym uwagi drobiazgiem. - A straszyć mnie nie musisz... i nie umiesz. Więc weź stąd swoją uroczą sempiternę i powiedz swemu panu, że jeśli ma odwagę, to niech do mnie przyjdzie. A jeśli nie ma odwagi... - Wzruszył ramionami, czego tamta z pewnością nie mogła zauważyć. - To tym bardziej mi na z kim ani o czym rozmawiać. |