Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2021, 07:37   #227
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Wtedy będziecie mogli sobie wejść tutaj z technikami i robić co wam się żywnie podoba. Póki co będę dokładał wszelkich starań aby jednak jeszcze trochę pożyć.
- Jesteś pewien, że stawiasz na dobrego konia? - wtrącił siedzący z założonymi rękami Sinclair.
- Stawiam tak, żeby zminimalizować ryzyko zostania kopniętym.
- Zawsze uważałam, że od trupa można się więcej dowiedzieć - stwierdziła Corday. - Wolf postawił na to samo i jest martwy. Co pozwala panu myśleć, że dla pana skończy się to lepiej? - w jej głosie było szczere zainteresowanie.
- Wolę grać przeciwko komuś kto stanowi mniejsze zagrożenie. Bo co możecie mi zrobić gorszego niż Yamada?

Sinclair wydał z siebie mruknięcie, jakby faktycznie analizował jak bardzo mógłby się posunąć olewając procedury, ale nie odezwał się. Zasady jakimi się kierował mogły faktycznie plasować się wyżej niż te azjaty.
Corday kątem oka przyjrzała się swojemu przełożonemu i w sumie nie miałaby nic przeciw temu, żeby teraz wybuchł. Za to podejście Bertranda musiała uznać za bardzo praktyczne.
- Ależ my nie jesteśmy od czynienia zagrożenia tylko rozwiązywać problemy - uśmiechnęła się miło. - A pan wyraźnie ma problem.
- A jak proponujecie rozwiązać mój problem? I dlaczego w ogóle zależy wam na jego rozwiązaniu? - mężczyzna wyglądał na sceptycznie nastawionego do oferty.

- Przeczucie mi mówi, że ze śmiercią Wolfa wcale nie rozwiązał się problem zaginionych dziewczyn w tej okolicy. A zależy nam, żeby już żadnej nie czekało to co było zaplanowane dla naszej zguby - wyjaśniła szczerze.
- Ze swojej strony mogę tylko zagwarantować, że gdy ostatnio je widziałem, były całe i zdrowe.
- Czyli przyznaje pan, że było takich dziewczyn więcej niż tylko nasze dwie bliźniaczki? - zapytała unosząc brew w zaciekawieniu.
- Pani przed chwilą to powiedziała - wydukał nieco zmieszany. - Jeśli one były w moim klubie to nie stała się im tutaj żadna krzywda - dodał już o wiele płynniej

- Ja wcale nie twierdziłam, że chodzi tylko o pana klub, bo przecież nie jest on jedynym w tej okolicy, a jednak pan mnie teraz zapewnia, że zaginione opuściły to miejsce żywe... - zmrużyła oczy. - Ile dziewczyn wyprowadził z pana klubu Yamada? - zapytała wprost, poważnym tonem.
- Pani wybaczy, ale nie prowadzę statystyk jak często odwiedza mój klub i czy ktoś mu wtedy towarzyszy. Żaden bywalec w ten sposób nie jest nadzorowany.
- To jak może mnie pan zapewniać, że żadnej dziewczynie nic się nie stało? - uderzyła podważając jego słowa.
Bertrand drgnął zaskoczony uderzeniem w blat, ale szybko się opanował.
- Nie zapewnię i w zasadzie mam to gdzieś. Po ich wyjściu z mojego klubu przestałem mieć z nimi cokolwiek wspólnego.
- Kiedy Yamada wyprowadził stąd pierwsza dziewczynę? - pytała dalej, nie zrażona jego nastawieniem.
- Nie mam pojęcia. - Widząc uporczywe spojrzenie dwójki funkcjonariuszy, a w szczególności komendanta postanowił uzupełnić swoją wypowiedź. - Poznałem go rok temu, a w klubie widuję około raz w miesiącu. Nie wiem czy bywa tutaj częściej. Przeważnie jakaś dziewczyna mu towarzyszy.
- Czy one też słaniały się na nogach jakby były pod wpływem narkotyków albo alkoholu? - pytała dalej, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy.
Właściciel chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Jeśli trafiły do tej sali to mogło tak być. Większość przychodzi tutaj głównie w tym celu.
- Co je ze sobą łączyło? Jaki typ dziewczyn wybierał Yamada? - kuła żelazo póki było gorące.
- Co to w ogóle za pytanie? Nie wiem. Skąd mam wiedzieć? - Bertrand sprawiał wrażenie przypartego do ściany.
- Grube? Chude? Wysokie? Niskie? Pewne siebie? Nieśmiałe? Wulgarne? Rude? Czarne? - wymieniła przykładowe odpowiedzi. Cisnęła go licząc, że straci panowanie.

- Nijakie! - wypalił pod wpływem presji - Takie jakimi nikt by się tutaj nie zainteresował. Ale co mnie interesuje co kogo kręci.
- Przychodziły tu same czy z kimś? - nie przerywała ostrzału pytaniami.
- Różnie. Ale wychodziły same.
- Same czy z Yamadą - kazała mu sprecyzować.
- Z Yamadą - potwierdził.
- Sam wybierał dziewczyny czy były wcześniej selekcjonowane dla niego? - spytała oschle.
Pytanie musiało wzbudzić jego czujność.
- To zwykły klub. Każdy sobie sam wybiera z kim chce się bawić.
- Nie jest taki zwyczajny. W zwykłym klubie kobiety nie giną - Corday zmrużyła gniewnie oczy. - Moja zaginiona powiedziała, że imprezowała z wami. Tobą i denatem Wolfem, zanim urwał jej się film i została przechowana w tej sali - wymownie rozejrzała się po pomieszczeniu. - Więc jak to wyglądało?
- W klubie nikt nie zginął - poprawił Bertrand, który na powrót poczuł się nieco pewniej. - Być może z nami imprezowała. Nie ona pierwsza, nie ostatnia i nie jedyna tego dnia. Jak już wspomniałem w sali dla VIPów ludzie bawią się w sposób niedostępny dla osób z sali głównej. Jeśli tutaj trafiła to tylko na własne życzenie. Jak przesadziła z dobrą zabawą to mógł się jej urwać film.
- Być może imprezowała? - prychnęła Inspektor z dezaprobatą. - Sami daliście nam nagrana to potwierdzające - uśmiechnęła się wrednie. - Nie wyszło z naszą i został na lodzie. Kiedy Yamada ma przyjść po nową dziewczynę?
- Nie wiem - skłamał.

Corday skrzywiła się jakby ktoś kazał jej przełknąć coś paskudnego.
- Uh, to kłamstwo tak śmierdzi, że nawet mój podwładny je poczuł - wskazała ręką na Coopera i wstała. Oparła się rękami na blacie, pochylając ku Bertrandowi. - Kiedy ma przyjść Yamada!? - powtórzyła ostrym tonem, ale jeszcze obyło się bez krzyku.
- Za niecały miesiąc - powiedział zerkając na minę Sinclaira jakby obawiał się, że jego nos tym razem nie przetrzyma kolejnego wybuchu Capitolczyka.
- Na pewno? - zmrużyła gniewnie oczy. Myśl, że kolejna dziewczyna trafi do tego Heretyka ją zdenerwowała. - Bo jak choćbym usłyszała pogłoskę że jakaś dziewczyna zniknie na drugim końcu Luny to przyjdę prosto do ciebie i wtedy już nie będę miała ochoty rozmawiać.
- Przecież nie mam wpływu na to co robią inni! - powiedział z pretensją w głosie. Aluzja do Yamady była wyraźna.
- To akurat kolejne kłamstwo - wyprostowała się, jakby miała zamiar zdzielić go w twarz, ale tylko sięgnęła do swojej kieszeni. Wyciągnęła wizytówkę i rzuciła ją na stół, tak że wylądowała tuż przed Theo. - Jak Yamada będzie miał przyjść to dzwonisz do mnie. Jak zgubisz wizytówkę to mnie to nie obchodzi, masz się wtedy osobiście pofatygować na mój posterunek i na niego donieść. Inaczej ja osobiście potraktuje cię tak, że przy mnie Kardynał Dominik wyjdzie na wyrozumiałego. Zrozumiano!? - warknęła.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline